piątek, 17 czerwca 2016

# Teorainn: Rozdział 19.



           
Dopłynęli do portu szybciej, niż się spodziewała. Zapewne było to tylko złudzenie, bo wiatr wcale im nie sprzyjał i trzeba było włożyć mnóstwo wysiłku, by skierować statek we właściwym kierunku. Chłopiec okrętowy podał jej rękę, a ona chwyciła ją i wdzięcznie zeskoczyła na ląd. Kaptur długiego płaszcza na chwilę się obsunął, ale błyskawicznie go poprawiła, na powrót ukrywając włosy pod ciemnym materiałem. Na wyspie czuła się cudownie, chociaż wcale nie dlatego, że miejsce to posiadało jakiś urok. Mogłaby się udać gdziekolwiek, byle tylko płynąć, a potem postawić nogę na nieznanym lądzie i to wystarczyło.
Rodzice postanowili odwiedzić znajomych z odległej wioski i mieli tam zabawić prawie tydzień, a Cahan nie zamierzała tego czasu zmarnować. Kiarę bez reszty pochłonęły ślubne przygotowania, więc nawet nie próbowała odwieść siostry od pomysłu wypłynięcia w rejs. Pozostawała jeszcze kwestia służby, ale kilka monet załatwiło sprawę. Rodzice często powtarzali, że brzęk pieniędzy może zdziałać cuda i rzeczywiście mieli rację.
Chłopiec okrętowy pilnował Cahan z wielkim zaangażowaniem. Najwyraźniej nie podobał się mu pomysł przewożenia dziewczyny klasy pierwszej, tym bardziej, że ci wysoko urodzeni zwykle nie podróżowali statkami handlowymi. Na szczęście kapitan nie miał podobnych problemów, kiedy tylko ujrzał srebrne monety.
Cahan irytowała ta kontrola. Jakby nie wystarczało, że w domu pilnowano jej na każdym kroku! Teraz pragnęła odpocząć od stałego nadzoru, bawić się, smakować życia, ale wciąż czuła na sobie spojrzenie chłopaka. W dodatku był to ten sam młodzieniec, któremu niedawno postanowiła się zwierzyć. Co prawda otrzymał zapłatę za milczenie, ale z pewnością nie zapomniał słów, które wypowiedziała. Ta świadomość ją krępowała.
Przyjrzała się swojemu towarzyszowi z uwagą. Właściwie niczym się nie wyróżniał. Miał szare oczy i brązowe włosy w nijakim kolorze. Nie były ścięte przy samej skórze, ale nie opadały także na oczy. Chłopak był bardzo opalony, a na karku schodziła mu skóra. Nie nazwałaby go przystojnym, ale również nie brzydkim. Chyba we wszystkim był przeciętny. Taki zwykły człowiek, który z łatwością ginie w tłumie. Jego oczy i włosy zdawały się wyblakłe, jakby jeszcze bardziej miały ułatwić mu wtopienie się w otoczenie. Może zawsze takie były, a może ich kolor zmieniło słone, morskie powietrze. Właściwie to nie miało znaczenia. Jedyne, czym chłopak mógł się szczycić, to umięśnione ramiona, typowe dla pracujących fizycznie, nisko urodzonych młodzieńców. Pomagał rozładowywać towary ze statku, a czasem, kiedy było trzeba, wiosłował, dlatego jego ciało tak wyglądało. Kiedyś wszedł na pokład bez koszuli. Szybko się zakrył, kiedy zauważył Cahan, ale dziewczyna miała okazję przyjrzeć się jego sylwetce.
A teraz ciągle na nią patrzył. Kiedy zeszła ze statku i udała się w przypadkowym kierunku, podążał za nią. Możliwe, że to kapitan poprosił go o nadzorowanie Cahan, tak dla pewności, że nic jej się nie stanie. Jeśli przydarzyłby się jej jakiś wypadek, życie kapitana zmieniłoby się w koszmar.
– Nie mogę! – jęknęła, gdy skręciła w kolejną uliczkę, a chłopiec okrętowy zrobił to samo. – Jesteś taki irytujący, kiedy się za mną włóczysz. Zostaw mnie chociaż na chwilę. Proszę… Zapłacę…
Zaczęła grzebać w małej sakiewce, którą ukryła w rękawie sukni. Chłopak spojrzał na nią swoimi szarymi oczami w jakiś dziwny sposób, którego się po nim nie spodziewała. Oczekiwała, że dostrzeże chciwy błysk, tymczasem on wyglądał na urażonego. W końcu znalazła srebrną monetę, ale kiedy próbowała mu ją wcisnąć do ręki, odsunął się ostentacyjnie.
– Co to, jakiś niemy protest? – parsknęła. – Nie wiedziałam, że jesteś tak zamożny i możesz rezygnować z dodatkowych pieniędzy.
Chłopak wciąż milczał. Zaczęła rozważać, czy aby nie jest niemową. Czasem odcinano ludziom języki, nieraz o tym słyszała, chociaż nigdy nie widziała człowieka, którego rzeczywiście spotkałby taki los.
Skręciła w kolejną uliczkę, a chłopak posłusznie podążył za nią. Irytował ją tak bardzo, że miała ochotę zacząć krzyczeć i tupać nogą jak mała dziewczynka. Zamiast tego kilka razy przyspieszała, zwalniała i zmieniała kierunku, chcąc zgubić swojego towarzysza. Dzielił ich jednak zbyt mały dystans, by zdołała to zrobić.
Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Gwałtownie się zatrzymała tak, że chłopiec okrętowy prawie na nią wpadł. Odwróciła się w jego stronę i spojrzała wprost w te pospolite, szare oczy. Tęczówki Oisina też były szare, ale jednocześnie miały w sobie coś niezwykłego. Te były po postu nudne.
– Muszę gdzieś pójść. Gdzieś, gdzie tobie nie wolno – spojrzała na niego znacząco, ale kiedy zrobiła krok, on podążył za nią. – Nie rozumiesz. Muszę załatwić coś. Potrzebę – jęknęła, kiedy nadal wpatrywał się w nią bez wyrazu. Dopiero po tych słowach zarumienił się i spuścił głowę. – Zaraz przyjdę – wskazała na drzwi gospody, przed którą się znajdowali i weszła do środka.
Odetchnęła z ulgą, kiedy chłopak został na zewnątrz. Pewnym krokiem pomaszerowała do miejsca przeznaczonego dla pań, po drodze wymijając kilku pijanych mężczyzn. Było tam okno tak, jak oczekiwała. Znajdowało się wysoko, więc musiała przystawić jakąś skrzynię, którą dostrzegła na korytarzu. Sądząc po zapachu, znajdowały się w niej przyprawy.
Niezbyt wdzięcznie wdrapała się na skrzynię, a potem jeszcze mniej wdzięcznie usiłowała wejść na okno. Usłyszała zdumiony pisk. Odwróciła wzrok i ujrzała dwie kobiety. Uświadomiła sobie, że płaszcz rozchylił się, ukazując zbyt krótką sukienkę, a przez to, że stała wyżej, można było dostrzec wszystko, co znajdowało się pod materiałem. Kobiety musiały poczuć się zgorszone. Cahan wcale to nie obeszło. Upewniła się jedynie, że kaptur wciąż zakrywał jej twarz, a potem ze spokojem wydostała się z gospody.
Wylądowała z okropnym, głuchym odgłosem i jęknęła, kiedy poczuła ból w kostce. Może i zachowywała się zupełnie inaczej niż prawdziwa dama, ale zdecydowanie nie potrafiła wspinać się jak mężczyźni. Ale przynajmniej pozbyła się chłopca okrętowego i wreszcie zyskała odrobinę wolności. Zastanawiała się, jak długo ten nieszczęśnik będzie tkwił przed drzwiami gospody. Jeśli był bystry, już wkrótce mógł wyruszyć na poszukiwanie. Cahan pospiesznie naciągnęła kaptur, który zdążył się obsunąć, odsłaniając całą twarz i ruszyła przed siebie w poszukiwaniu nowych wrażeń.
Błąkała się po wiosce, oglądając stragany i wsłuchując się w przyjemny gwar. Właściwie stoiska, jakie tu zastała, niczym nie różniły się od tych nadbrzeżnych na jej własnej wyspie. Mimo wszystko w tej części Ádh dało się wyczuć inność, egzotyczność i coś, co sprawiało, że Cahan nabrała ochoty, by nigdy nie wracać do domu.
Jakiś handlarz zaoferował jej rybę. Zamachał dziewczynie przed twarzą martwym zwierzęciem, a ona gwałtownie odskoczyła i wydała z siebie zduszony pisk. Może i była odważna, ale nie potrafiła znieść widoku martwej zwierzyny, nawet jeśli potem bez wyrzutów sumienia ją zjadała. Ale pieczeń czy ryba po przygotowaniu wyglądała zupełnie inaczej – pokrojona na kawałki, przyprawiona i aromatyczna, a nie zawierająca w sobie jeszcze wspomnienie życia i zbyt wczesnej śmierci.
Sprzedawca się zaśmiał, ale nadal nie ustępował. Przez chwilę Cahan miała ochotę wcisnąć mu do ręki monetę, by wreszcie odpuścił, ale wolała nie wydobywać spod rękawa sakiewki, w której znajdowało się dużo pieniędzy. Mogłaby wzbudzić zainteresowanie, bo przecież płaszcz, jaki nosiła, stanowił ubiór typowy dla mieszczaństwa. Jeszcze ktoś wziąłby ją za złodziejkę albo rozpoznał szlachetną twarz rodu de Burgh i powiadomił o wszystkim rodziców.
Kiedy już uwolniła się od handlarza, zaczęła coraz bardziej zagłębiać się w wąskie uliczki miasta. Ze wszystkich stron otaczały ją głosy, zapachy i śmiechy. Usłyszała jakąś piękną melodię wygrywaną przez ulicznego muzyka i zapragnęła na chwilę przystanąć, by dłużej posłuchać. To był młodzieniec, kilka lat starszy od niej, odziany w ładną, ale bardzo zniszczoną koszulę. Uśmiech nie schodził mu z twarzy i widać było, że grajek wzbudzał zainteresowanie przechodniów. Wiele dziewczyn klasy średniej i trzeciej wbijało w niego utęskniony wzrok.
Gdyby nie słońce przesuwające się po niebie, byłaby pewna, że spędziła na rogu uliczki zaledwie chwilę. Ale kiedy się zatrzymała, znajdowało się w najwyższym punkcie, a teraz zawisło tuż nad dachami domów. Cahan wcale się tym nie przejmowała, bo statek odpływał dopiero o świcie. Co prawda obiecała kapitanowi, że na noc zjawi się w kajucie, ale do zmroku było jeszcze daleko.
– A teraz ostatnia piosenka specjalnie dla tej cudownej damy – niespodziewanie oznajmił grajek. Wskazywał wprost na Cahan.
Serce mocniej jej zabiło. Wszyscy ludzie odwrócili się w jej stronę. Nie wiedziała, czym zasłużyła sobie na ten zaszczyt. Nie zdziwiłoby jej, gdyby coś takiego zdarzyło się na wyspie, gdzie mieszkała. Tam nie chowała się pod płaszczem, widać było, że pochodzi z klasy pierwszej i nawet gdyby była bardzo brzydka, wszyscy niżej urodzeni młodzieńcy wbijaliby w nią wzrok. Ale teraz? Kiedy wyglądała na przeciętną dziewczynę? Muzyk nawet nie wiedział, jak wyglądała, bo wciąż nie zdejmowała kaptura.
– Dla mnie? – wykrztusiła zdziwiona.
– Tak, właśnie dla pani. Jeszcze nikt nie słuchał mnie tak długo. Czuję się zaszczycony. – Posłał jej olśniewający uśmiech, a jej przyspieszyło serce. Gdyby naprawdę stanowiła część załogi, wiodłaby takie życie codziennie, a muzyczni grajkowie wciąż dedykowaliby jej piosenki i posyłali uśmiechy.
Czuła się niesamowicie, kiedy muzyk zaczął grać, patrząc prosto na nią. Kiedy była gdzieś z Kiarą, to nią zachwycali się młodzieńcy. Przede wszystkim dlatego, że siostra wydawała się ułożona, perfekcyjna, cudowna pod każdym względem. Cahan często nonszalancko oznajmiała, że nie potrzebuje zalotów zbyt idealnych i bardzo nudnych adoratorów, ale było jej smutno, gdy żaden nie zwraca na nią uwagi.
A teraz wreszcie tylko ona się liczyła. Muzyka była piękna, a głos młodzieńca czysty i melodyjny. Cahan czuła się, jakby tkwiła w zupełnie innym i lepszym pod każdym względem świecie. Ludzie czekali w ciszy, a kiedy ostatni dźwięk wybrzmiał, zaczęli klaskać. Młodzieniec ukłonił się i zachęcał ludzi, by wrzucili mu do czapki kilka miedziaków.
Tylko Cahan tkwiła w miejscu, szukając w sakiewce odpowiedniej monety. Próbowała to zrobić dyskretnie tak, by nikt nie zauważył zawartości małego woreczka, ale nim się spostrzegła, wszyscy zniknęli, a ona została sama z grajkiem. Chłopak zatrzymał się przed nią z szerokim uśmiechem.
– Nie musisz płacić. Twoja obecność przez tak długi czas była dla mnie wystarczającą nagrodą.
– Miło mi to słyszeć, ale zasługujesz na monety – odpowiedziała. Zdziwiły ją słowa, których użyła. Brzmiały bardziej jak te, które wypowiedziałaby w takiej sytuacji Kiara.
Uważając, by nie odsłonić zawartości woreczka, w roztargnieniu wyjęła pieniądz i pospiesznie cisnęła go do czapki. Usłyszała cichy brzęk, kiedy uderzył w inne monety. Chłopak przez chwilę wpatrywał się w Cahan w milczeniu. Na jego twarzy gościło oszołomienie.
– Nie mogę tego przyjąć. To pewnie twoja miesięczne wynagrodzenie…
            Spojrzała z przestrachem na monetę. Srebrną, nie miedzianą. Rzeczywiście, dla osoby klasy średniej to był majątek, dla niej tylko jedna z wielu monet, zdecydowanie mniej wartościowa od złotej. Poczuła ukłucie strachu. Była taka nieostrożna! Kiara nigdy nie popełniłaby podobnego błędu.
– Mieliśmy bardzo dobry miesiąc na statku. Otrzymaliśmy więcej, niż ktokolwiek się spodziewał. Wiem, że może zachowuję się zbyt rozrzutnie, ale uważam, że twoja gra zasługuje na taką zapłatę.
– Bardzo dziękuję, chociaż nadal czuję się z tym nieco niezręcznie. Czy jesteś pewna?
Energicznie pokiwała głową. I wtedy spadł jej kaptur.
To nie miało aż takiego znaczenia. Powoli zapadał zmrok i nie sądziła, by ktoś ją poznał. Młodzieńca, który dla niej grał, nigdy nie spotkała, bo pewnie nie wypływał poza swoją wyspę. Nie mógł powiązać rysów twarzy ze szlachetnym nazwiskiem. Mimo tego Cahan poczuła się naga, jakby ktoś mógł nagle odkryć prawdę. Znów skryła twarz pod ciemnym materiałem najszybciej, jak tylko to było możliwe.
– Och, jesteś naprawdę piękna – westchnął młodzieniec. Wiedziała, że kłamał, bo twarz miała raczej przeciętną, ale i tak poczuła się cudownie.
– Miło mi to słyszeć – uśmiechnęła się, a jej serce wypełniło ciepło.
– Czemu chowasz tak urodziwą twarz pod kapturem? – zapytał.
– Ojciec nie lubi, kiedy się tu włóczę – odpowiedziała. Przynajmniej po części mówiła prawdę.
– Och, jakaś ty tajemnicza – zaśmiał się. – Masz może ochotę na spacer? – zapytał, wyciągając ramię.
Chociaż włóczenie się z nowo poznanymi mężczyznami w dodatku niżej urodzonymi, było bardzo nieodpowiedzialne, Cahan w ogóle nie myślała o konsekwencjach. Zamierzała cieszyć się prawdziwą wolnością. Bez wahania ujęła ramię młodzieńca i pozwoliła, by prowadził ją kolejnymi uliczkami.
Opowiadał jej, jak zaczął grać. Jego ojciec był lutnikiem, który cieszył się powszechnym uznaniem. Chłopak już od małego lubił przesiadywać w warsztacie i obserwować proces powstawania instrumentów. Szybko zapragnął nauczyć się grać, więc ojciec wysłał go do znajomego muzyka. Z czasem zaczęło im braknąć pieniędzy na opłacanie lekcji, więc chłopak poszedł na ulicę, gdzie inni grajkowie pomogli mu doskonalić umiejętności. Od tamtej pory zarabiał grą na życie i nie wyobrażał sobie, by mógł robić coś innego.
– Moja przyjaciółka również jest muzykiem. I to niezwykle zdolnym – wtrąciła Cahan.
– A na czym gra? Może kiedyś ją poznam i stworzymy duet…
Już otwierała usta, by powiedzieć o harfie, ale takie instrumenty kosztowały majątek i nikt klasy średniej nie mógł sobie na nie pozwolić. Szczególnie na tak piękną, ręcznie zdobioną harfę, jaką dostała od rodziców Deirdre.
– Na violi – wymieniła więc pierwszy instrument, jaki przyszedł jej do głowy. – Ale obawiam się, że nie będziesz miał okazji jej poznać. Ona nie rusza się z naszej wyspy. Niezbyt dobrze znosi podróże morskie…
Oczywiście było to kłamstwo, ale Cahan nie chciała mówić o sobie zbyt wiele. Już i tak wzbudziła podejrzenia srebrną monetą i o mało co nie powiedziała o harfie Deirdre. Tymczasem chłopak prowadził ją w kolejne uliczki, aż w końcu skręcili w jakąś niezwykle wąską i ciemną. Nie było tu ludzi, a w nielicznych oknach panowała ciemność.
– Może pójdziemy w jakieś mniej ponure miejsce? – zaproponowała Cahan, przystając.
– Nie, to naprawdę będzie odpowiednie. Zobaczysz – nalegał chłopak.
Wtedy uświadomiła sobie, że chce ją pocałować. Wszystko tak dokładnie przemyślał – zaprowadził ją daleko, by nie narażać na ryzyko spotkania ojca, o którym opowiedziała. Chociaż przez chwilę czuła wahanie, bo przecież młodzieniec pochodził z klasy średniej, zdała sobie sprawę, że całe zdarzenie i tak pozostanie tajemnicą. Poza tym zawsze marzyła o życiu dziewczyny ze statku, a gdyby rzeczywiście nią była, często całowałaby nowo poznanych chłopców, w tym także ulicznych grajków.
Pozwoliła poprowadzić się w głąb uliczki, a po chwili poczuła na ustach dotyk warg chłopaka. Zabawne, że nawet nie znała jego imienia, chociaż przecież ona sama również się mu nie przedstawiła. Nie próbowała się opierać. Pachniał tak, jak wszyscy młodzieńcy klasy średniej – straganami i świeżym powietrzem. Taki zapach był o wiele przyjemniejszy niż typowa dla najzamożniejszych woń czystości i drogich materiałów kojarząca się jedynie z nudą.
Po chwili pocałunki stały się bardziej natarczywe. Cahan poczuła, że chłopak przyciska ją do muru. Nie było jej wygodnie, ale starała się o tym nie myśleć. Właśnie przeżywała cudowną przygodę. Ale potem ręce chłopaka zsunęły się niebezpiecznie nisko, rozchyliły jej płaszcz i zaczęły podwijać sukienkę.
            – Co robisz? – zapytała, odsuwając głowę i przerywając pocałunek.
– Jak to co? Nie udawaj naiwnej. Wiesz, jacy są uliczni muzycy – uśmiechnął się niebezpiecznie. W tym momencie stracił cały swój urok.
– Nie, źle mnie zrozumiałeś. Ja nie chcę… Nie wiedziałam…
– Nie wiedziałaś? Wszystkie dziewczyny to wiedzą. Chyba, że to takie zagranie. Lubisz udawać bezbronną? – zapytał.
Zaczęła się mu wyrywać, ale miał dużo siły. Przycisnął jej ręce do muru. Próbowała krzyczeć, ale brutalnie ją uciszył. Poczuła świdrujący ból i zdała sobie sprawę, że cienki strumień krwi spływa jej po skroni. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna jej nie uderzył. Wśród mieszkańców klasy pierwszej takie zachowanie było nie do pomyślenia.
Teraz zaczynała wszystkiego żałować. Trzeba było siedzieć w domu i wieść nudne życie. Po co wyrywała się na statek? A nawet jeśli popłynęła, jak mogła być tak głupia, by pójść na spacer z nieznajomym? Czuła się całkowicie bezbronna, chociaż zazwyczaj panowała nad sytuacją. Nie mogła nic zrobić i po chwili zdała sobie sprawę, że płacze.
– Nie rycz – warknął grajek. Zdążył stracić cały swój urok. – Przecież wiedziałaś, co cię czeka.
Zauważyła błysk noża. Chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to nie muzyk trzyma ostrze, ale ktoś zupełnie inny, ktoś, kto przyłożył grajkowi nóż do szyi. Cahan nie była pewna, czy powinna się cieszyć. A jeśli ten człowiek zabije ich oboje? Już chyba wolała gwałt. Czemu w ogóle zachciało jej się bawić w dziewczynę okrętową?!
– Puść ją – usłyszała cichy szept, przypominający syczenie węża albo warczenie dzikiego kota. – Puść albo poderżnę ci gardło.
Poczuła, że uścisk na jej nadgarstkach zelżał, a potem usłyszała okropny odgłos i grajek zniknął jej z oczu. Został powalony na ziemię przez jej wybawcę, który właśnie uderzył młodzieńca lutnią. Gryf się złamał, a dwie struny pękły, na co grajek zareagował z okropnym jękiem.
– To była moja lutnia. Prezent od taty.
– Dostałeś od niej srebro. Kupisz sobie nową – warknął znów głos. – Albo nie, oddasz jej te pieniądze i wszystkie, które dzisiaj zarobiłeś w ramach zadośćuczynienia. I nigdy więcej nie próbuj wykorzystać kobiet, bo naprawdę skończysz z poderżniętym gardłem.
Muzyk nie spełnił jednak tego żądania, tylko czym prędzej uciekł. Dla Cahan było to bez znaczenia. Najważniejsze, że się uwolniła.
Zaczęła rozmasowywać nadgarstki. Nawet w ciemności dostrzegła na nich pręgi. Miała nadzieję, że znikną w ciągu kilku dni, ale wiedziała, że przez jakiś czas będzie skazana na suknie z długim rękawem.
Spojrzała z wdzięcznością na swojego wybawcę. Chłopak przysunął się niebezpiecznie, więc zadrżała. Miała zamiar go uderzyć, kiedy podniósł rękę w stronę jej twarzy. Czyżby to był kolejny gwałciciel? Wspomniał o pieniądzach, które dała grajkowi, a to oznaczało, że obserwował ją od dłuższego czasu.
Ale on wcale nie unieruchomił jej po raz drugi i nie zmusił do pocałunku. Zamiast tego starł krople krwi z jej skroni. Dopiero wtedy dostrzegła, że ma przed sobą chłopca okrętowego. Co za szczęście, że w końcu ją znalazł!
– Przepraszam – jęknęła.
Bez zastanowienia padła chłopakowi w objęcia. Poczuła, że zesztywniał i miał ochotę ją odsunąć. Nic w tym dziwnego – ona pochodziła z rodu de Burgh, a on z klasy trzeciej i nie powinni sobie pozwalać na bliskie kontakty. Cahan potrzebowała wsparcia bardziej niż kiedykolwiek, ale zapach morza i soli, który nieustannie towarzyszył okrętowemu chłopcu, uświadomił ją, jak bardzo niestosownie się zachowała.
– Jestem taka głupia. Po co uciekałam? Już nigdy tego nie zrobię. Na każdym kolejnym rejsie pozwolę, żebyś za mną chodził. Chyba rzeczywiście potrzebuję opieki. Moja siostra wiecznie mi powtarza, że nie mogę być taka uparta. Widocznie ma rację… – Na chwilę uniosła głowę i dostrzegła w jego oczach coś, co bardzo się jej nie spodobało. – O nie! Tylko nie mów, że nie będzie kolejnych rejsów. Muszą być! Muszą! Ja uwielbiam pływać, rozumiesz? Nie możecie mi tego zabrać! Nie możecie…
Teraz już naprawdę zanosiła się płaczem, a chłopiec okrętowy nieporadnie głaskał ją po plecach. Nie wiedziała nawet, jak mu na imię, ale tak było lepiej. Przynajmniej stanowił dla niej bezosobową część załogi. Chociaż teraz, po tym, co się stało, po tym jak ją uratował, przestał być obcy i zyskał miano wybawiciela.
 – Nie wierzę – westchnęła. – Jestem Cahan de Burgh, ja nigdy nie płaczę! To znaczy udaję, że twardą, niezłomną i odważną, ale czasami naprawdę czuję się samotna. Nie powiem wszystkiego Deirdre i Kiarze. Ufam im, naprawdę, ale chyba łatwiej jest mi rozmawiać z nieznajomymi, a przed przyjaciółmi udawać kogoś innego, lepszego. Kiara właśnie wychodzi za mąż. Pewnie słyszałeś plotki, bo o naszym rodzie dużo się rozmawia. Nie chciałabym mieć takiego męża jak Alan, ale zazdroszczę im, że wiedzą, czego chcą. Co prawda ja też wiem, czego pragnę, mówiłam ci już nawet. Chciałabym podróżować z handlarzami, nie jak szlachetna dziewczyna, bo takie nie przeżywają przygód. Kiara ma realne marzenia, wszystkie po kolei się spełniają, a tymczasem ja prawie zostałam zgwałcona i w dodatku kiedyś będę musiała wydorośleć i porzucić rejsy. Stanę się nieszczęśliwa i pozbawiona marzeń. Chociaż biorąc pod uwagę dzisiejsze wydarzenia, chyba powinnam cieszyć się ze swojego nudnego życia.
Chłopak milczał. Nie było to nic nowego. Chwila, w której groził grajkowi, była pierwszą, w której Cahan usłyszała jego głos. Nie miała ochoty się ruszać, ale zmierzch już zapadł, a poza tym coraz bardziej niezręcznie czuła się w towarzystwie swojego wybawcy. Odchrząknęła więc, poprawiła włosy i sukienkę, jakby nic się nie stało, a potem powoli ruszyła wąską uliczką. Młodzieniec podążył za nią.
Przystanęła, kiedy o czymś sobie przypomniała. Zaczęła grzebać w sakiewce i wydobyła z niej dwie srebrne monety, które wręczyła chłopakowi. Podwójne srebro za podwójne milczenie – za milczenie przed całym światem, za które płaciła mu przy każdych zwierzeniach, a także srebro za udawanie, że sytuacja z ulicznym grajkiem nigdy nie miała miejsca.
Co dziwne, młodzieniec z obojętnym wyrazem twarzy schował monety do kieszeni. Reagował w podobny sposób za każdym razem, kiedy mu płaciła. Dla niego to był majątek, a mimo wszystko Cahan odniosła wrażenie, że dodatkowe pieniądze wcale go nie ucieszyły. 

~*~

To chyba mój ulubiony rozdział w całej tej historii, a przynajmniej jeden z ulubionych, dlatego jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. 

20 komentarzy:

  1. W końcu udało mi się przeczytać do końca Pocałunek Śmierci, w którym to opowiadaniu dosłownie się zakochałam ;3
    Anioły - czytam wszystko co jest z nimi związane i sama o nich piszę.
    Historia Dione jest naprawdę piękna. Sama fabuła wciąga.
    Jednym z wielu rzeczy, które sprawiły, że pokochałam te opowiadanie to fakt, że Dione czy Jasper nie są tak idealni jak to opisują niektórzy.
    Byli kiedyś ludźmi i fakt, że stali się Aniołami Zarazy i Śmierci nie zrobił z nich idealnych postaci Anielskich.
    Zdolność Jaspera co do wymyślania chorób tez jest ciekawa. Na początku myślałam, że chłopak zaraża jedynie chorobami, które już są albo, które zostały ,,zrobione" przez jakiegoś innego anioła. A tu proszę może pogalopować po swej kreatywności XD
    Fajnie wymyśliłaś również to, że nie ma jednego Anioła Śmierci a jego dar jest przekazywany poprzez pocałunek, co również jest ciekawe. Dlaczego pocałunek, dlaczego akurat w tej policzek?
    Niezwykle intrygująca jest również tajemnicza przeszłość Jaspera. Dlaczego zawsze wpada w złość, kiedy Dione próbuje wyciągnąć z niego informacje na ten temat?
    Ciekawym wątkiem jest również David Wardrick. Z pewnością zakochał się w Dione. Ale co z tego wyniknie? Jest przecież zarażony... A Śmierć musi go ucałować w policzek.
    Domyślam się również, że Dione mimo, iż poszła do tej szkoły by jedynie udowodnić, że jest lepsza od niego, poczuje coś do Davida.
    Przez pewien moment w trzecim rozdziale, kiedy to Dione nie mogła wyczytać jego myśli pomyślałam, że nie jest do końca człowiekiem... Ale w moim umyśle jeszcze trwa walka co do słuszności tej tezy ;P

    Ogólnie rozdział 5 jest moim ulubionym i najbardziej tajemniczym jak do tej pory. Dlaczego rany po paznokciach Dione nie zniknęły? Czyżby dlatego, że dał się owładnąć wspomnieniom i uczuciom?
    ,,Ona zatracała się w próżności i własnych pragnieniach, które zagłuszyły głos serca, on nigdy tego serca nie miał(...)" - niewątpliwie ten fragment odnosi się do jego śmiertelnego życia. Czyżby za życia był równie próżny i podobny do swej czarnookiej przyjaciółki? A po tym jak został Zarazą zmieniło się to? A może ktoś z jego rodziny był śmiercią przed tym nim została nią zielarka, która zmieniła Dione w Śmierć?
    Wciągnęło mnie to opowiadanie na całego :3 A tego, że pięknie piszesz i doskonale opisujesz emocje postaci, nie muszę ci mówić, gdyż pisałam to w niemalże każdym komentarzu pod rozdziałami teorain hehehe
    A co do teorain... Nie wiem czy je nadrobię, mam nadzieję, że się nie pogniewasz ;) . Pocałunek Śmierci decydowanie bardziej przypadł mi do gustu i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;3
    Naprawdę świetnie wymyśliłaś tę historię i jestem niezmiernie ciekawa jej rozwinięcia.
    Nie jestem jakoś specjalnie romantyczką, ale zastanawia mnie czy Jasper coś czuje do Dione lub też czy to Dione coś czuje do Jaspera choć nie zdaje sobie z tego sprawy.

    Jak po przeczytaniu mojego komentarza zwymiotujesz tęczą XD to sorki.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa weny

    fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Ci za taki długi komentarz!
      Pocałunek w policzek dlatego, że w usta Dione niezbyt mogłaby wszystkich jawnie całować ;p. A tak nie ma w tym wielkiej sensacji, obojętnie czy całuje mężczyznę, czy kobietę.
      Przeszłość Jaspera jest dla niego bardzo drażliwym tematem, dlatego chłopak wciąż nie chce o tym rozmawiać i wpada w tak ogromną złość.

      "Teorainn" jest opowiadaniem w zupełnie innym stylu i nawet język mocno się różni, dlatego nie wiem, czy przypadnie Ci do gustu. Chociaż mam nadzieję, że tak i że kiedyś je przeczytasz :))

      Usuń
  2. Nie dziwie się, ze lubisz ten rozdział. Bardzo lubię czytać o Cahan, to pewnie dzieki temu, ze każdy z nas ma w sobie cos takiego, co oba, nawet jesli normalnie to ukrywamy. Każdy z nas chciałby czasem po prostu gdzieś pojechać, bez celu, tylko dla samej przygody. Rozumiem ja, szczegolnie jesli kocha pływanie, ale z drugiej strony to naprawdę ciężka sytuacja, bo to nie wyglada dla niej ani odpowiednio, ani do końca mądrze. Koniec końców raczej nie mogłaby na tym zarabiać... Choc z drugiej strony moze by nke musiała? Mam nadzieje, ze chłopak okrętowy zacznie z nią rozmawiac. Może i wyglada dość niepozornie, ale rozprawił się z grajkiem niesamowicie. Az trudno uwierzyć, zd Cahan dała się nabrać, ale z drugiej strony przecież ten jej bunt tez jest tylko droga do szczęścia. Widac, ze zazdrości Keirze i właściwe ma się chyba za gorsza,co mnie dziwi. Obie sa zupełnie inne, ale z pewnością C nie jest gorsza od siostry. Dla mnie jest nawet bardziej interesująca. Nie wiem tylko, jak przekona tego chłopaka do rozmowy, bo on w ogole nie komnetuje tych jej wybuchów ;). Ale chyba musi się nią w jakis sposob interesować, skoro az tak ja pilnuje i chyba nie chodzi mu o pieniądze... Mam nadzieje, ze niedługo znów pojawi sie fragment im poświęcony, bo mimo ze uwielbiam głównych bohaterow, to perypetie Cahan sa moim drugim ulubionym wątkiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby Cahan zechciała jawnie sprzeciwić się rodzicom i rzeczywiście spędzić resztę życia na rejsach, raczej musiałaby rozejrzeć się za jakąś pracą, bo rodzice mogliby ją wydziedziczyć. A to nie byłoby takie proste, bo wszyscy patrzyliby z dezaprobatą na dziewczynę klasy pierwszej przebywającą z niższymi stanem i jeszcze w dodatku pracującą. A gdyby przypadkiem Cahan chciałaby znaleźć męża, skończyłoby się pewnie na mezaliansie, bo żaden wysoko urodzony mężczyzna nie chciałby żony, która woli pływać na statkach z uboższymi niż siedzieć w domu, chodzić na przyjęcia i rodzić dzieci.
      Chłopiec okrętowy jeszcze pojawi się w kolejnych rozdziałach i nawet zdarzy mu się odezwać.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  3. Nadrobiłam! Witam Cię serdecznie po prawie rocznej przerwie:O Zacznę od poprzednich rozdziałów: W zasadzie nigdy nie wydawało mi się, że Lennan jest idealny, chociaż przyznam szczerze, że zaskoczyło mnie to, iż poddał się kokieterii Breeny. Na początku nie lubiłam dziewczyny, jednak teraz zaczynam twierdzić, ze może dzięki niej Lennan wreszcie wyrwie się z ramion melancholii i nieustannej tęsknoty za Laveną. Również rozmowy z Deirdre zdają mu się w tym pomagać. A Lavena... nie umiem jej określić innym słowem niż suka. Serio! Kurczę, jak można być tak bezczelnym, żeby przyjść do swojego byłego po tym, jak się go zdradziło i jednocześnie zdając sobie sprawę z jego cierpienia, by poprosić go o zostanie przyjaciółmi?! Czy ona ma w ogóle resztki rozumu? Bo nic na to nie wskazuje. Dlatego tak bardzo się cieszę, że Lennan zebrał się w sobie i odrzucił jej propozycję.
    Co zaś tyczy się Deirdre - nie dziwię jej się, że nie przepada za perfekcyjnością Oisina. Sama mam tak, że gdy odnoszę wrażenie, że ktoś jest zbyt idealny, to myślę sobie, że pewnie musi mieć jakąś mroczną stronę, którą bardzo skutecznie ukrywa :P Tym razem również zdziwiłam się pocałunkami tej dwójki. Szczerze, nie przepadam za przyszłym mężem głównej bohaterki, aczkolwiek nie wątpię, że w małżeństwie pewnie pilnowałby ją jak oczka w głowie i kochał całym sercem, niestety bez wzajemności. Czekam jednak na jego jakiekolwiek potknięcie, na ukazanie jego wady.
    Cahan - od zawsze wydawała mi się taka odważna. Jednak w obliczu takiego traumatycznego zdarzenia każdy okazałby swoje wewnętrzne, przerażone dziecko. Według mnie i tak pozostawała nieugięta do samego końca, dopóki nie uratował jej tamten chłopiec. Ciekawi mnie jego osobowość, kim jest i dlaczego w taki sposób zachowuje się w stosunku do Cahan. Co więcej, nie dziwią mnie także jej wyprawy ani chęć zgubienia chłopca okrętowego. W końcu Cahan ciągle pozostaje pod kontrolą swojej warstwy społecznej i jest zmęczona tym nadzorem. Na jej miejscu pewnie również pragnęłabym tej nieskończonej wolności, jakiej namiastkę może czuć podczas podróży na wyspę.
    Ech, chciałabym, by to wszystko miało takie szczęśliwe zakończenie - tzn granica jakimś cudem zostałaby przerwana, a co więcej - Deirdre mogłaby spotkac się z Lennanem, zakochaliby się w sobie, wzięli ślub i mieli gromadkę dzieci. Ale boję się, że to nie zmierza w tym kierunku :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że wróciłaś! Lennan ma swoje wady i zalety, Breeny większość czytelników nie lubi, choć ja osobiście mam do tej postaci dużo sympatii, a Lavenę wykreowałam tak jednoznacznie, że gdyby ktoś oznajmił, że bardzo ją lubi, byłabym naprawdę zdziwiona. Lavena uwielbia czuć, że komuś się podoba, że jest całym światem dla Lennana i nie obchodzi jej, że pragnąc tego jednocześnie pragnie, żeby Lennan ciągle był nieszczęśliwy.
      Oisin jest taki nieco bezosobowy, ale to człowiek z dobrym sercem i Deirdre miałabym z nim idealne życie. Oczywiście pod warunkiem, że by go kochała.
      Nie będę zdradzać, jak wszystko się skończy, przed nami jeszcze sporo rozdziałów i trochę w nich namieszam.

      Usuń
  4. Wydaje mi się, że Cahan się po prostu nudzi i stąd te głupie decyzje. Jest trzymana trochę pod kloszem, niby ma wszystko, co chce, a jednak brakuje jej takich zwykłych, przyjemnych rzeczy, jak spotykanie z chłopakami, czy słuchanie muzyki ulicznych grajków. Przez to, że żyje jako bogaczka i nikt nigdy nie odważył się podnieść na nią ręki, jest bardzo naiwna i taka... nieprzystosowana do życia. A przez to narażona na niebezpieczeństwo jeśli tylko oddali się od tej swojej bezpiecznej osłonki stworzonej przez bogatych rodziców. To w sumie smutne, że ten dzień i chwila zapomnienia tak brutalnie sprowadziły ją na ziemię, ale przynajmniej wie, że życie wśród biedaków wcale nie jest takie proste. Ciekawa jestem czy w dalszym ciągu będzie marzyć o wyprawach z handlarzami, czy zmieni trochę podejście do sprawy.
    Ciekawi mnie ten milczek. Skoro pojawił się w opowiadaniu po raz kolejny, to coś czuję, że nie był przypadkową postacią. Może i w tym wypadku będziemy mieli do czynienia z jakąś zakazaną miłością? Jak Deidre i Lennan. Wiem, że nie ma tam jeszcze żadnych deklaracji i uczuć, ale ja i tak czuję, że będą. Stąd to porównanie.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam! ;*

    A, mnie też się ten rozdział bardzo podobał ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym sensie można uznać, że Cahan się nudzi, chociaż to nie tyle nuda, co brak akceptacji pewnego schematu. Od wysoko urodzonej dziewczyny wymaga się konkretnego zachowania, a ona nie chce być od razu szufladkowana i zmuszana do rzeczy, które niekoniecznie współgrają z jej naturą.
      Ten milczący chłopak nie będzie występował w opowiadaniu zbyt często, ale jednak odegra większą lub mniejszą rolę w niektórych zdarzeniach, także jeszcze przewinie się przez następne rozdziały.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  5. Jak zwykle rozdział napisany na wysokim poziomie. Wszystko - od pierwszego zdania, aż po ostatnie - mi się w nim podobało. Z ciekawością będę wyczekiwać na więcej przygód Cahan, w których mam nadzieję będzie jej towarzyszył chłopiec okrętowy. :)
    Doszłam do pewnego założenia odnośnie komentowania i mam ogromną nadzieję, że cię nim nie urażę. Ot nie czuję się dobrze pisząc długie komentarze, które w moim wykonaniu często są kiepskimi streszczeniami(spojlerami). Dlatego, jeśli się tu pojawię i w krótkiej formie dam o sobie znać, wiedz, że czytam wszystko od deski do deski. Po prostu nie zawsze - a częściej wcale - mam coś mądrego i sensownego do powiedzenia.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę nie zależy mi na długości komentarzy. Wystarczy, że widzę, że ktoś przeczytał i wiem, czy mu się podobało, czy ma jakieś uwagi itp.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  6. Rozdział bardzo ciekawy. Nie dziwię Ci się, że jest on Twoim ulubionym rozdziałem. Przedstawia bardzo ważne wydarzenia. Cahan okazała się trochę za zbyt pewną siebie i lekko zaćmiona swoją wolnością odłączając się od marynarza. Dobrze, że chłopak przyszedł w porę i pogonił muzyka nożem. Aż ciekawi mnie imię marynarza :)
    Przepraszam, że komentuje tak późno i krótko, ostatnio nie mam za dużo czasu na blogowanie.

    Pozdrawiam serdecznie i czekam na dalszy ciąg :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imię chłopaka poznasz już w najbliższych rozdziałach, bo wybawca Cahan wywarł na niej pewne wrażenie, więc dziewczyna będzie próbowała się czegoś o nim dowiedzieć.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  7. Uwielbiam Cahan, dlatego ten rozdział też szalenie mi się podoba <3
    Nie dziwię się jej, że pragnie wolności, przygód, że ciągle chce smakować czegoś nowego, bo jej temperament i osobowość po prostu nie nadają się do życia, które jej przypadło. Kiara chyba przejęła całe dobre maniery, pokorę i ugodowość wobec tradycji i zasad życia społecznego, tymczasem Cahan jest jak czarna owca, która wyróżnia się na tle całego stada. Ale właśnie dlatego tak bardzo ją lubię. Nie daje się zamykać w sztywnych ranach, jest indywidualistką od stóp do głów, a w czasach, w których żyją bohaterowie, to naprawdę sprawa wyjątkowa, zwłaszcza że Cahan ma w ogóle odwagę manifestować tę swoją inność.
    Mimo wszystko czułam, że wymykanie się chłopcu okrętowemu to nie jest dobry pomysł. Tak czy siak w życiu bym się nie spodziewała, że tak się to skończy. I pomyśleć, że ja też sądziłam, że ten uliczny muzyk jest uroczy! Pewnie podobnie jak Cahan uznałabym jego dedykację za ujmującą, również sypnęłabym mu pieniędzmi i pozwoliła się poprowadzić między uliczki. Nie sądziłam, że jest zwykłym gnojkiem... Aż mi zimno, kiedy próbuję sobie wyobrazić, co mogłoby się stać bez interwencji tego chłopaka. Całe szczęście, że w porę znalazł Cahan - i muszę przyznać, że ogólnie jego zachowanie było imponujące. Rozprawił się z tamtym w kilka sekund, a jednocześnie nie robił dziewczynie wymówek. Prawdziwy bohater... Muszę przyznać, że coraz bardziej mnie on intryguje ;>
    Bardzo jestem ciekawa, co wydarzy się dalej - nie tylko z Cahan, ale również i z pozostałymi bohaterami.
    Czekam na ciąg dalszy <3
    rude-pioro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cahan jest chyba moją ulubioną postacią w tym opowiadaniu, dlatego uwielbiam o niej pisać. Cahan nie dość, że jest bardzo nieposłuszna, to jeszcze idealna Kiara stanowi wyraźny kontrast, przez który jej bliźniaczka wypada jeszcze gorzej.
      Cahan marzy o życiu, którego nie może mieć i wszystko idealizuje. Nie zdaje sobie sprawy, że gdyby była niżej urodzona i rzeczywiście mogła pływać na statkach, życie nie byłoby tak kolorowe. Musiałaby pracować, a w portach narażona by była na różne niebezpieczeństwa. Chociażby mogłaby spotkać właśnie takich ulicznych grajków.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  8. Mnie też ten rozdział niesamowicie się podoba. Głównie przez to, że jest o Cahan. Lubię ją bardzo, bo ma w sobie sporo odwagi. Jednocześnie jest z niej niezła idealistka. Cóż, super, że ma marzenia i że w pewien sposób robi coś, żeby choć w pewnym stopniu je realizować, ale ciekawa jestem, czy gdyby naprawdę przyszło jej prowadzić takie zwykłe życie, to by podołała. Być może tak, być może nie. Teraz, gdy ten grajek ją zaatakował niejako otrzymała próbkę tego, co mogłoby ją czekać w tym „niższym” świecie. W sumie może ona by jednak dała radę, gdyby naprawdę bardzo chciała, ale z pewnością nie stałoby się to tak od razu, a przez ten czas mogłoby przydarzyć się jej wiele przykrych rzeczy. Lubię w niej bardzo to, że ceni sobie niezwykle niezależność, nawet teraz za wszelką cenę starała się pozbyć tego chłopca z okrętu. A skoro już o chłopcu z okrętu mowa…. Ciekawi mnie on bardzo. Wydaje się takim prostym chłopakiem, który w tym rozdziale wyjątkowo zapunktował, bo zjawił się w porę i uratował Cahan. Ale ciekawi mnie jego historia, dlaczego tak rzadko się odzywa… Może to trochę kwestia tego, że aż za bardzo zdaje sobie sprawę, że Cahan jest z tego innego świata, a może po prostu z natury nie jest gadatliwy. Właściwie to chciałabym poczytać dużo więcej o Cahan i o nim :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cahan z jednej strony nienawidzi życia najwyższego stanu, ale jednak jest przyzwyczajona do życia w luksusie. Wszystko może załatwić pieniędzmi, a kiedy pływa statkiem, nie musi pracować, więc są to po prostu dla niej takie wycieczki. Gdyby należała do klasy średniej, nie byłoby tak kolorowo.
      Chłopak ze statku rzeczywiście jest bardzo prostym człowiekiem. Cahan nie do końca wie, czy należy on do klasy średniej, czy może nawet do trzeciej, więc jest między nimi ogromna różnica w zajmowanej pozycji społecznej. Przewinie się jeszcze przez kolejne rozdziały, tak samo jak Cahan.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  9. Lubię Cahan, przypomina mi trochę mnie.
    Dobrze, że historia z grajkiem nie skończyła się tragicznie. Coś tak czułam, że ten chłopak i tak ją śledzi. C:
    Bardzo mi się podoba twój sposób pisania, jest taki przyjemny. Idę dalej nadrabiać zaległości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłopak ze statku martwi się o Cahan, bo widzi, że dziewczyna jest oderwana od rzeczywistości. Dla niej taki rejs to przygoda, ale że C. jest wychowywana trochę pod kloszem, nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństw.
      Dziękuję za miłe słowa!

      Usuń
  10. Cahan jest odważna, Cahan jest zbuntowana, Cahan pragnie być wolna, ale jest w tym wszystkim naiwna, bo wychowywała się pod kloszem, nawet jeśli bardzo tego nie chciała i pragnęłaby udawać, że było inaczej.
    Rozdział mi się oczywiście bardzo podobał i przepraszam, że komentarz taki krótki, ale chyba wyczerpałam na nie wenę :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cahan próbuje się buntować, ale rzeczywiście nie do końca jej to wychodzi. Wychowanie jednak robi swoje i nawet jeśli dziewczyna nie chce się do tego przyznać, pod pewnymi względami odpowiada jej życie klasy pierwszej (bo komu nie odpowiadałaby wygoda i mnóstwo pieniędzy?) Z drugiej strony chce być inna niż np. Kiara, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wygląda prawdziwe życie. Jeszcze wiele się musi nauczyć.

      Usuń