(I miejsce w kategorii proza w VIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim Młodych "O wachlarz Wilhelminy")
Siedzę pod ścianą.
Wszyscy gdzieś poszli, ale kompletnie mnie to nie obchodzi. Właściwie wolę,
kiedy w pobliżu nie ma ludzi. Wtedy przynajmniej nikt dziwnie się nie patrzy.
Wcale się w takich chwilach nie nudzę. Teraz na przykład bardzo zafascynowała
mnie sznurówka w bucie. To niewiarygodne, że ma taką ciekawą strukturę, drobne
wzorki. W dodatku na końcu jest zakończona bardzo pomysłowym, małym elementem,
który ściska materiał i sprawia, że sznurówka jest cienka. Dzięki temu łatwiej
przekłada się ją przez dziurki.
Aglet – tak to się chyba
nazywa.
– Wszystko w porządku?
– ktoś nagle pyta. Mam ochotę nie odpowiadać, ale w końcu lekko kiwam głową. –
Lekcje już się skończyły, a ty tu siedzisz, więc pomyślałam, że może podejdę…
To dziewczyna z mojej
klasy. Chyba ma na imię Marzena. Nie rozumiem, czemu w ogóle się do mnie
odzywa. Chętnie posiedziałabym w ciszy jeszcze trochę. Nie patrzę na swoją
rozmówczynię w nadziei, że może sobie pójdzie, ale ona nie rusza się z miejsca.
– Idę z dwójką
znajomych do kawiarni. Może chcesz się wybrać z nami?
Spogląda na mnie
niepewnie, widzę to kątem oka. Nadal milczę, prosząc w duchu, żeby sobie
poszła. W końcu powoli obracam głowę w jej stronę, chociaż wolałabym nadal
przyglądać się sznurówce.
– Po co?
– Żeby coś zjeść. Albo
wypić – odpowiada niepewnie. Najwyraźniej jest zdziwiona, że odpowiedziałam.
– Co wypić?
– No nie wiem. Na
przykład herbatę…
– Czarną? Bez cukru i z
cytryną? – pytam. Taką dostaję w domu. Zawsze musi być czarna i niesłodzona. A
jeśli cytryny nie ma, to wtedy piję wodę. Herbata nie może być bez cytryny. I
koniecznie w białym kubku.
– Może być czarna bez
cukru – kiwa głową. Ma dziwny wyraz twarzy. Mama powiedziała mi kiedyś, że to
się nazywa zmieszanie.
– I z cytryną – dodaję z naciskiem. – W białym
kubku.
– Tak, oczywiście. Mają
tam cytrynę. I białe kubki. To co, idziesz?
Chyba uznaje, że się
zgodziłam, bo ciągnie mnie za rękę. Podążam za nią bez słowa. Wiem, że trochę
dziwnie chodzę. Słyszałam, jak czasem ludzie śmiali się za moimi plecami, że
ciągle jestem sztywna. Nie umiem jednak inaczej. Zresztą nie lubię zmian.
Kiedy już jesteśmy w
kawiarni, zajmujemy stolik przy oknie. Naprzeciwko mnie i Marzeny siada jakichś
dwóch chłopaków. Chyba chodzą do tej samej szkoły co my, ale nie jestem pewna,
bo wolę im się nie przyglądać. Zamiast tego przypatruję się serwetce leżącej na
stole. Na krawędziach ma regularne wgłębienia. To taka ozdoba. Identyczne
serwetki dostaje się przy kupowaniu lodów w wafelku. Zawsze jem lody z budki
przy drugim skrzyżowaniu. Zawsze czekoladowe, zawsze dwie gałki.
– Cześć, Marzenko! – wykrzykuje
jeden z chłopaków i przytula dziewczynę na powitanie. Jego kolega robi to samo.
– A kogo ze sobą przyprowadziłaś? – pyta, spoglądając na mnie z lekkim
uśmiechem.
– To jest Lena. Leno,
to jest Maciek i Bartek.
Kiwam głową, ale nie
patrzę na chłopaków. Za bardzo zafascynowała mnie serwetka. Przejeżdżam palcem
po jej krawędziach. Są takie regularne i absorbujące.
– Widzę, że ona się
znajduje w jakimś własnym świecie – śmieje się jeden z chłopaków. Chyba Bartek.
– Czemu na nas nie patrzysz, Leno?
Nie mam ochoty się
odzywać. Rodzice uparcie powtarzają mi, że nieodpowiadanie na pytania jest
niekulturalne. Zmuszam się do tego, by podnieść wzrok i przez chwilę wytrzymać
spojrzenie nieznajomego. Jego oczy są niebieskie. Takie same jak oczy mojego
brata. To trochę mnie uspokaja.
– Nie lubię spoglądać
na inne osoby. Zazwyczaj bez reszty pochłania mnie obserwowanie drobnych
przedmiotów, które zewsząd mnie otaczają. Niewiarygodne, ile fascynujących
rzeczy człowiek był zdolny wymyślić.
Z niewiadomych przyczyn
chłopak wybucha śmiechem, a jego znajomy również się uśmiecha. To sprawia, że
zaczynam się niespokojnie wiercić. Nie rozumiem, co się stało. Czy oni ze mnie
drwią?
– Rozumiem – mówi
Bartek, lekko się uśmiechając. – A może powiedz, czym się interesujesz…
– Elektroniką –
odpowiadam bez wahania. O tym akurat lubię rozmawiać. – Mój tata ma firmę
trudniącą się naprawami urządzeń elektronicznych. Często mu pomagam, bo sprawia
mi to niewyobrażalną przyjemność. Kiedy w domu coś nam się popsuje, od razu się
tym zajmuję.
– Jezu, skąd ty ją
wytrzasnęłaś? – pyta Marzeną drugi chłopak, Maciek. Dziewczyna otwiera buzię,
żeby odpowiedzieć, ale w tym momencie przychodzi kelnerka i prosi o zamówienie.
Marzena wymienia wszystko, ale przy mojej herbacie zapomina o cytrynie. Uparcie
ją poprawiam, a chłopacy znów wybuchają śmiechem.
– Zabawna jesteś, Leno
– mówi Bartek i nachyla się w moją stronę. – I jesteś też bardzo ładna.
Zaczynam się trząść.
Czemu on tak się przysunął? Przecież to za blisko, zdecydowanie za blisko.
Pospiesznie odsuwam krzesło, by nieco zwiększyć dystans. Rozlega się nieznośny
dźwięk szurania meblem o podłogę, a chłopak poskakuje z cichym okrzykiem.
– Jezu, co z tobą nie tak?
– Nie lubię, kiedy inny
człowiek zakłóca moją przestrzeń osobistą. Nie sądzę, żeby do konwersacji
potrzebna była aż tak ogromna minimalizacja dystansu, który dzieli dwie osoby
mówiące.
– Słucham? Marzeno, czy
ona sobie z nas kpi? Ma jakieś dziwne fobie, nienormalne zainteresowanie i mówi
bardziej oficjalnie niż większość dorosłych. Kto w ogóle używa takich słów? Czy
ona upadła na głowę?
– Nie, nadal siedzę.
Już dawno nie zdarzyło mi się przewrócić – odpowiadam.
– Za to nie wie, co to
znaczy „upaść na głowę”. O co jej w ogóle chodzi?
W tym momencie kelnerka
przynosi nasze zamówienie, a Marzena znów nie zdąża odpowiedzieć. Właściwie dla
mnie to kompletnie bez znaczenia, bo znów zafascynowała mnie biała serwetka,
która obracam w palcach. Herbata jest taka, jak być powinna. Czarna, bez cukru
i z cytryną. No i w białym kubku.
Właśnie zamierzam upić
łyk, kiedy zauważam jakiś napis. Naczynie, w którym podano mi herbatę, wcale
nie jest całkowicie białe. Znajduje się na nim zielone logo.
– Kubek nie jest biały
– zwracam się do Marzeny. – Ma napis. Nie mogę się z niego napić.
– Jezu, to jakaś
wariatka – mruczy pod nosem Bartek.
Czuję ogarniające mnie
podenerwowanie. Miałam się napić herbaty, tak ustaliłyśmy z Marzeną. Herbata
czarna, z cytryną, bez cukru. W białym kubku, jak zawsze. Ale kubek nie jest
biały. Nie mogę wypić herbaty. Ale przecież ustaliłyśmy, że w kawiarni wypiję
herbatę. I co ja mam teraz zrobić?
Zaczynam się trząść.
Cała dygoczę i w końcu wybucham płaczem. Znajomi Marzeny nie wiedzą, co się
stało, a dziewczyna próbuje mnie objąć. Od razu odskakuję i jeszcze bardziej
zanoszę się szlochem. Po co ten kontakt fizyczny? Czemu oni mi to robią?
Biała serwetka jest
teraz cała w czarnych plamach, bo przycisnęłam ją do oczu. Zawsze maluję rzęsy
tuszem. Dwa pociągnięcia na jedno oko. Ani więcej, ani mniej. Teraz jednak tusz
się rozmazał, spłynął i pobrudził serwetkę, a ja płaczę. Herbata stoi wciąż
przede mną w tym samym kubku. W kubku, z którego nie mogę się napić.
– A tej co się znowu
stało? – pyta Bartek. – Ej, Lena, przepraszam. Nie powinienem cię nazywać
wariatką. Nie sądziłem, że aż tak się tym przejmiesz. Przepraszam, naprawdę.
– Ona nie płacze przez
ciebie, tylko przez herbatę – wyjaśnia Marzena.
– Przez herbatę? –
Maciek zaczyna się śmiać, ale kiedy w odpowiedzi zaczynam jeszcze głośniej
szlochać, od razu milknie. – Lena, nie płacz, ludzie zaczynają się na nas
dziwnie patrzeć.
– Przepraszam, czy coś
się stało? – pyta kelnerka. Staje zdecydowanie za blisko. Czemu wszyscy tak się
do mnie przysuwają? Wciąż płaczę i nie jestem w stanie odpowiedzieć. Zresztą
nie mam na to ochoty. Chcę wracać do domu autobusem linii 5, tym samym co
zwykle, a potem usiąść w domu na swoim miejscu przy telewizorze i napić się
herbaty z białego kubka. Czarnej, niesłodzonej i z cytryną.
– Czy mają może państwo
zwykłe, białe kubki? Takie bez napisów? – pyta Marzena.
– Chyba jakiś się
znajdzie… – kiwa głową kobieta i zabiera tą okropną herbatę, przez którą
zaczęłam płakać. Marzena podąża za kelnerką i zostawia mnie samą z chłopakami.
Wpatrują się we mnie ze
zdziwieniem. Nie patrzę na nich, ale to czuję. Oczy utkwiłam w serwetce, którą
ściskam w dłoni. Wolałam, kiedy była biała i prosta. Teraz całą ją pobrudziłam
i pogięłam. Chciałabym mieć nową, niezniszczoną.
Bartek zauważa, że mój
niepokój się wzmaga, kiedy patrzę na serwetkę. Nie wiem, ile rozumie z tego, co
się dzieje, ale niepewnie podaje mi nową. Jest taka piękna, czysta i
nienaruszona. Przyjmuję ją z wdzięcznością i na chwilę przestaję płakać, a on ostrożnie
wyciąga z mojej ręki tą starą i pomiętą. Chłopak porusza się tak, jakbym była
zwierzęciem, które w każdej chwili może go skrzywdzić. Czuję się przez to okropnie.
Zanim jednak jestem w
stanie bardziej się rozpłakać, przychodzi Marzena i stawia przede mną herbatę.
Uważnie oglądam kubek. Nie ma na nim żadnych napisów. Jest biały. Na
powierzchni ciemnego płynu pływa cytryna, a kiedy upijam łyk, mam pewność, że nie
dodano cukru.
– Czy ktoś może mi powiedzieć,
co tu się właściwie wydarzyło? – pyta Maciek.
– Zespół Aspergera – oznajmia
Marzena. Te dwa słowa wystarczą, by wyjaśnić całą sytuację. Ona jako jedyna nie
patrzy na mnie jak na wariatkę.
~*~
Chyba nadrobiłam zaległości na wszystkich Waszych blogach! Aż nie mogę uwierzyć, że tak szybko się z tym uporałam, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że o kimś zapomniałam. Jeśli tak, to niech upomni się w komentarzu pod spodem.
Dzisiaj miałam ostatnią maturę, więc można powiedzieć, że już zaczynam wakacje. Co prawda czeka mnie teraz kilka męczących tygodni, bo narobiłam sobie ogromnych zaległości w muzycznej, ale to jednak tylko kilkanaście godzin lekcji w tygodniu, więc na regularne blogowanie na pewno będę miała czas. Najwyżej zdarzą mi się kilkudniowe poślizgi. Cudowne uczucie wreszcie mieć ten cały stres za sobą!
Jak pewnie niektórzy zauważyli, "Kawiarnia" została nagrodzona w tym samym konkursie co "Piesek", tylko że rok wcześniej. No i za "Kawiarnię" dostałam pierwsze miejsce, a za "Pieska" wyróżnienie. Swoją drogą wysłałam to opowiadanie, nie będąc z niego specjalnie zadowolona i byłam w ogromnym szoku, kiedy powiadomiono mnie o wygranej. To znaczy może nie tyle nie byłam zadowolona, co uważałam, że zdarza mi się pisać lepsze rzeczy. Chociażby właśnie z "Pieska" byłam niezwykle dumna. Ale widać jury ma nieco inne zdanie ;p
Kolejny rozdział "Teorainn" pojawi się dopiero za kilka tygodni. Najpierw chcę wstawić 5 rozdział "Pocałunku Śmierci", bo od dobrych kilku miesięcy nic nie dodawałam.
A i nie wiem czy ktoś przeglądał importowane opowiadania, ale jeśli tak to pewnie zauważyliście, że pod postami jest o wiele mniej komentarzy. Niestety, przenoszenie treści z innych blogów nie przebiega tak, jak powinno i połowa komentarzy po prostu zniknęła. Także ja nic nie usuwałam, to wina blogspota.
Dzisiaj miałam ostatnią maturę, więc można powiedzieć, że już zaczynam wakacje. Co prawda czeka mnie teraz kilka męczących tygodni, bo narobiłam sobie ogromnych zaległości w muzycznej, ale to jednak tylko kilkanaście godzin lekcji w tygodniu, więc na regularne blogowanie na pewno będę miała czas. Najwyżej zdarzą mi się kilkudniowe poślizgi. Cudowne uczucie wreszcie mieć ten cały stres za sobą!
Jak pewnie niektórzy zauważyli, "Kawiarnia" została nagrodzona w tym samym konkursie co "Piesek", tylko że rok wcześniej. No i za "Kawiarnię" dostałam pierwsze miejsce, a za "Pieska" wyróżnienie. Swoją drogą wysłałam to opowiadanie, nie będąc z niego specjalnie zadowolona i byłam w ogromnym szoku, kiedy powiadomiono mnie o wygranej. To znaczy może nie tyle nie byłam zadowolona, co uważałam, że zdarza mi się pisać lepsze rzeczy. Chociażby właśnie z "Pieska" byłam niezwykle dumna. Ale widać jury ma nieco inne zdanie ;p
Kolejny rozdział "Teorainn" pojawi się dopiero za kilka tygodni. Najpierw chcę wstawić 5 rozdział "Pocałunku Śmierci", bo od dobrych kilku miesięcy nic nie dodawałam.
A i nie wiem czy ktoś przeglądał importowane opowiadania, ale jeśli tak to pewnie zauważyliście, że pod postami jest o wiele mniej komentarzy. Niestety, przenoszenie treści z innych blogów nie przebiega tak, jak powinno i połowa komentarzy po prostu zniknęła. Także ja nic nie usuwałam, to wina blogspota.
Podobało mi sie. Od razu było widac, ze cos musi byc nie tak. Marzena na pewno chciała dobrze i wlasciwie podziwiam ja za jej gest, gdyż domyślała sie, ze takie wyjście moze nie skobczyc się za dobrze. Troche średnio miło, ze ci chłopcu tak komentowali, ale z drugiej strony trudno się dziwić. To było dziwne. Ale jednocześnie podobało mi sie, zd pokazałaś swoista inteligencje narratorki, jej swoista wrażliwość i to, co jest dla niej wazne. Potrafi to bardzo dokładnie sprecyzować, a niestety większość ludzi nie posiada takiej umiejętności...
OdpowiedzUsuńPewnie gdyby Marzena uprzedziła swoich znajomych, że Lena ma zespół Aspergera, obyłoby się bez tych komentarzy i dziwnych spojrzeń. Ale, że Maciek i Bartek nie mieli o tym pojęcia, nie zachowywali się wobec Leny wyrozumiale tak jak ich koleżanka.
UsuńDziękuję za komentarz!
A tak coś czułam, że będzie to Asperger, gdy tak opisywałaś ją na początku z tą herbatą ;) A potem już nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, kiedy Lena zaczęła tak reagować, co do tego kubka. Ostatnimi czasy oglądałam film "Odmieniec" i objawy choroby mi się skojarzyły :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało, jak w ładny sposób ukazałaś nam odczucia Leny - w sposób wyrazisty i delikatny, naprawdę ładnie :)
Trochę chłopcy nietaktownie się zachowali, ale z pewnością nigdy nie mieli do czynienia z osobą aspołeczną. A Marzena zachowała się naprawdę szlachetnie, chcąc pomóc Lenie.
Mam nadzieję, że matury poszły pomyślnie ;)
Pozdrawiam serdecznie :*
Nie słyszałam o tym filmie, muszę koniecznie obejrzeć. Do napisania tego opowiadania zainspirowała mnie pewna książka, w której jeden z drugoplanowych bohaterów cierpiał na tę odmianę autyzmu.
UsuńTrudno mi stwierdzić, jak poszły matury. Póki co pozostaje czekać na wyniki.
Dziękuję za komentarz
Hey, próbowałam szybciej się skontaktować w sposób mniej wirtualny, chociaż to może trochę przesadnie skoro jestem twoim czytelnikiem. W każdym razie - obiecałam przeczytać i przeczytałam.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie porusza dosyć istotną kwestię, jak na razie wszystkie ujawnione przez Ciebie krótkie formy... Ja jednak nie spodziewałam się u bohaterki tego zespołu. Może dlatego, że akurat osoba, którą mi zdarzyło się realnie poznać z tym zespołem zachowywała się jednak inaczej... Tak że pomimo całej swojej tolerancji, nie dałam rady z nią wytrzymać. Za to Lenie wybaczyłabym zachowanie...
To smutne, że nieraz ludzie komentują nasze zachowania nie wiedząc, co nami kieruje.. Cóż, ale to tylko świat. Dobrze, że chłopcy w porę się ogarnęli zamiast tylko kpić z Leny...
W sumie jednak też osobiście bardziej pokochałam poprzednią twoją krótką formę pt. "Piesek", ale nie nam oceniać tylko jury :)
Co do mojego blogowego posta, jak napisałam w pewnym miejscu - mój post to przede wszystkim post o samoakceptacji, z wszystkimi swoimi zaletami i wadami. Bo tak naprawdę, kiedy w końcu człowiek zaakceptuje siebie, wtedy życie staje się prostsze. Ktoś stwierdził, że mój post mógłby kogoś w chwilach złego nastawienia do siebie podnieść.. i może. Mam nadzieję, że tak będzie :)
Pozdrawiam,
A. Aven Z. :)
Ja nie miałam nigdy do czynienia z osobą cierpiącą na zespół Aspergera. Objawy znam tylko z książek, filmów czy informacji znalezionych w internecie. Zresztą każdy przypadek jest inny i może osoba, którą znałaś, miała bardziej nasilone objawy.
UsuńDziękuję za komentarz
Tak czytałam, czytałam, zastanawiając się co jest nie tak. No i wszystko wyjaśniło się na końcu, Asperger. Bardzo mądra ta historia. Z jednej strony uderza w to, o czym warto zawsze pamiętać, że nie wszystko jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka, o tak jak w tym wypadku, że z Leny nie zbzikowana dziewczyna, a po prostu osoba dotknięta pewną osobliwą przypadłością. Swoją drogą Marzena zachowała się naprawdę super, nie tylko dlatego, że zdecydowała się wziąć ze sobą Lenę, ale przede wszystkim, bo starała się ją zrozumieć i sprawić, by ta czuła się względnie bezpiecznie. Bardzo realistycznie i tak subtelnie wyszła Ci ta perspektywa Leny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziękuję za miłe słowa :))
UsuńMarzena w przeciwieństwie do wszystkich "znajomych" Leny ze szkoły postanowiła nawiązać z nią kontakt. Była przygotowana na to, że dziewczyna może się nietypowo zachowywać, dlatego nie komentowała żadnych jej dziwactw. Gdyby uprzedziła swoich znajomych, może Lena nie spanikowałaby tyle razy i cała ta wizyta w kawiarni wyglądałaby nieco lepiej.
Dziękuję za komentarz
Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Nie tylko Twojego stylu pisania, lecz również mądrości, którą wplatasz w historie. Naprawdę. Jestem pod takim wrażeniem, że aż nie wiem co moglabym napisać, abyś zrozumiała mnie tak, jakbym chciała. Zostanę u Ciebie na dłużej, może czegoś się od Ciebie nauczę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco!
Bardzo dziękuję za tyle miłych słów! W takim razie mam nadzieję, że kolejne opowiadania też Ci się spodobają. No i zachęcam do dodania bloga do obserwowanych, żebyś mogła być na bieżąco z nowościami :))
UsuńW pewnym momencie zaczęłam podejrzewać, że Marzenie coś dolega, ale jakoś na tę chorobę bym nie wpadła. Krótki, ale plastyczny tekst i to z morałem. Nagroda zasłużona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
.....
kot-z-maslem.blogspot.com
Wybrałam taką tematykę opowiadania właśnie dlatego, że zespół Aspergera nie jest powszechnie znany i wiele osób mogło nie domyślać się powodu dziwnego zachowania Leny aż do samego końca.
UsuńDziękuję za komentarz.
Bardzo trafnie napisane :) To w sumie sztuka pisać o przypadłosciach psychicznych, bo łatwo popasc w jakąs przesadę, ale myslę, że podołałas :) Na jakich zasadach działa ten konkurs? :)
OdpowiedzUsuńZazwyczaj wszystkie te konkursy wyglądają w ten sam sposób: opowiadanie na dowolny temat, przeważnie ograniczenie do 6 stron znormalizowanego maszynopisu. Prace przesyła się mailem lub pocztą, chociaż zazwyczaj raczej właśnie w wersji papierowej, bo tak jest wygodniej dla jury.
UsuńJa mam w rodzinie męża chłopca, który też ma swój świat i swoje kredki i to też wina choroby. Wiem więc z doświadczenia, że osoby, które mają z takim dzieckiem przebywać, powinny być uprzedzone o jego chorobie. Adrian co prawda nie ma fobii na punkcie herbaty, ale ale jak wejdzie do mieszkania, gdzie rzeczy są ustawione byle jak to potrafi wrzeszczeć, bo u niego wszystko musi mieć jakąś kolejność. Zauważyłam więc z obserwacji, że ludzie gdy widzą takie dziecko, czy takiego dorosłego, to stawiają na wszystko "niewychowany" "naćpany", ale nie na chorobę. Wydaję mi się, że koledzy Marzeny mogli pomyśleć, że Lena na początku albo się wygłupia, albo coś bierze, ale z pewnością nie przyszło im do głowy, że jej zachowanie może być spowodowane jakimś zaburzeniem czy chorobą.
OdpowiedzUsuńA tak w temacie choroby, to polecam film "Nazywam się Kan" albo "Mam na imię Kan". Mnie bardzo wzruszył.
UsuńNauczycielka polecała mi ten film, kiedy dowiedziała się, że wygrałam konkurs i przeczytała opowiadanie. I oczywiście zapomniałam obejrzeć :))
UsuńNie znam nikogo z zespołem Aspergera, ale zainspirowała mnie książka, którą kiedyś czytałam. Z tym że tam chłopak miał raczej łagodną odmianę - mógł w miarę normalnie funkcjonować, wystarczyło, że kwestie takie jak np. posiłki miał zaplanowane. I nie przeszkadzało mu to w studiowaniu czy nawet znalezieniu sobie dziewczyny. Lena jest raczej skrajnym przypadkiem, specjalnie na potrzeby opowiadania.
Myślę, że podejście młodych osób do osób chorych jest właśnie takie jak ty to przedstawiłaś. Tylko twoich bohaterów broni niewiedza. Natomiast często byłem świadkiem, gdy młodzież z osoby "głupszej" robiła sobie "bekę", a przynajmniej tak to nazywali.
OdpowiedzUsuń