W pracowni Lennana
wydarzyło się coś dziwnego. Kiedy całował Breenę, obejmował ją w talii i
wdychał zapach jej włosów, poczuł, że powinien przestać. Do tej pory nie czuł
się źle z tym, co robili. Skąd ta nagła zmiana – nie miał pojęcia.
– Breeno – wtrącił
między pocałunkami – przestań.
Odsunęła się od niego z
błyszczącymi oczami i lekkim uśmiechem błąkającym się po twarzy. Wcale nie
wyglądała, jakby miała ochotę spełnić jego prośbę.
– Czemu? – zapytała.
– Nie chcę, żebyś coś
poczuła.
– Za późno – wzruszyła
ramionami. – Już cię kocham.
Nie wyglądała na
zrozpaczoną, chociaż Lennan poczuł dziwne ukłucie w sercu. Nie chciał, żeby
wszystko tak się potoczyło. Jego relacja z Breeną stała się łudząco podobna do
tej Deirdre i Oisina.
– To niedobrze – westchnął.
– Uprzedzałem, że nigdy nie odwzajemnię tego uczucia.
– Nie bądź tego taki
pewien. Powoli zaczynasz sobie radzić bez Laveny. Rzadziej o niej myślisz,
częściej się uśmiechasz. Wbrew temu, co myślisz, nie będziesz jej kochał przez
wieczność.
Lennan rzeczywiście
coraz częściej dopuszczał myśl, że to nie z Laveną powinien spędzić resztę
życia. Jednak uroda Breeny i jej sympatyczne usposobienie nie wystarczyło, by ją
pokochał. Kiedy spoglądał na czarnowłosą, dostrzegał tylko nieco krzywe zęby i
inne drobne niedoskonałości. Wiedział, że to niesprawiedliwe, ale najwyraźniej
podświadomość dawała mu znak, że z Breeną również nie powinien planować
przyszłość.
– Nie sądzę. Lepiej,
żebyś wiedziała o tym teraz.
– Dobrze – zgodziła
się, jakby nic wielkiego się nie stało. Potem znów zarzuciła chłopakowi ręce na
szyję. Stanowczo ją odsunął.
– Nie rozumiem. Czemu
wciąż tu jesteś, skoro wiesz, że cię nie kocham? To chyba nie jest dla ciebie
przyjemne.
– Mało wiesz o życiu,
Lennanie. Czasami ludziom wystarcza, że są przy kimś, na kim im zależy. Zresztą
bardzo lubisz moje towarzystwo i nie potrzeba mi nic więcej.
– I naprawdę nigdy nie
masz wyrzutów sumienia? – wtrącił, kiedy znów zaczęła się do niego przybliżać.
– A czemu miałaby mieć?
– zaśmiała się krótko. – To ty mnie nie kochasz, nie na odwrót.
– Nie mówię o tym,
tylko ogólnie. Czujesz się czasem źle, gdy coś robisz? Bo ja mam tak właśnie w
tej chwili.
– Chyba czegoś nie
rozumiesz, Lennanie – odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy. Jej ciemne
tęczówki były piękne i z pewnością ktoś inny mógłby się nimi zachwycić. –
Wyrzuty sumienia pojawiają się, kiedy myślimy o dawnych czynach albo o ich
konsekwencjach w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko teraźniejszość.
Właściwie Lennan trochę
zazdrościł Breenie. Chciałby w taki sposób podchodzić do życia. Wtedy wszystko stałoby
się łatwiejsze. Nie musiałby myśleć o Lavenie, w ogóle nie musiałby myśleć.
Wystarczyłoby czuć i chłonąć pojedyncze chwile.
– Poza tym kłamiesz,
Lennanie – dodała po chwili milczenia. Nie odrywała wzroku od jego ust, co
bardzo go rozpraszało. – Powiedziałeś, że przez wyrzuty sumienia nie chcesz
mnie pocałować. To nieprawda. Bardzo tego chcesz. Widzę, jak teraz na mnie
patrzysz. Wyrzuty sumienia wcale nie zmniejszają twoich pragnień.
Wpatrywał się w nią bez
słowa, a ona jedynie przewróciła oczami. Nie rozumiał, jak może być tak
beztroska w obliczu nieodwzajemnionej miłości. Czy to możliwe, że naprawdę istniała
dla niej tylko teraźniejszość?
– Za dużo myślisz,
Lennanie. Po prostu mnie pocałuj.
Jeszcze chwilę się
powstrzymywał. Jego ręce tylko czekały, aż położy je na wcięciu w talii. Pasowały
tam tak idealnie, jakby ciało dziewczyny zostało stworzone właśnie dla niego. Przyciągnął
Breenę i pocałował. Było jak zawsze. Zapomniał o przeszłości oraz przyszłości.
Cały jego świat ograniczył się do pojedynczych oddechów, do miękkości ciemnych
włosów, długich rzęs dziewczyny łaskoczących go po policzkach i przyjemności,
jaką czerpał z pocałunków.
Zobaczył ją jakiś czas
później. Wychodził akurat z warsztatu. Breeny już nie było, bo musiała udać się
na Margadh, do stoiska garncarskiego
siostry.
Tego dnia odczuwał
zadowolenie. Wreszcie ukończył pracę nad dużym zleceniem i otrzymał większą
zapłatę, niż oczekiwał. Nie mógł się doczekać, aż powie o wszystkim matce.
Mógłby nawet kupić jej suknię z najlepszego materiału, choć był to bardzo
kosztowny wydatek. No i oczywiście należało pamiętać o Aidanie.
Właśnie takie myśli
zaprzątały jego głowę, kiedy ruszył jedną z uliczek Margadh. Nie zdołał jednak ujść zbyt daleko. Zaledwie kawałek dalej
stała Lavena. Nie była jednak sama. Uśmiechała się zalotnie do jakiegoś
młodzieńca, który trzymał jej dłoń w swoich rękach. Niewątpliwie był to ten,
dla którego dziewczyna postanowiła porzucić Lennana. Teraz bezwstydnie się do
niego wdzięczyła.
Młodzieniec, który
według Laveny był lepszy od Lennana, okazał się zupełnie inny, niż chłopak to sobie
wyobrażał. Sądził, że jego miejsce zajął ktoś przystojniejszy, bardziej umięśniony,
zamożniejszy i w ogóle lepszy pod każdym możliwym względem. Tymczasem nowy
wybranek Laveny miał kwadratową głowę, za bardzo wysuniętą dolną szczękę i
nieco zakrzywiony nos. Nie był może odrażający, ale zdecydowanie wiele
brakowało mu do ideału. Sądząc po jego ubiorze, nie należał też do
zamożniejszych. Przywdział strój typowy dla klasy drugiej. Włosy miał obcięte
na krótko, a koszulę wpuścił w spodnie, jak każdy inny młodzieniec na rynku. Jedyne,
czego Lennan mógłby mu zazdrościć, to sylwetki.
Wybranek Laveny pod
wieloma względami nie odpowiadał wyobrażeniom o idealnym mężu. Chyba Lennan
czułby się lepiej, gdyby Lavena porzuciła go dla kogoś bardziej urodziwego. Skoro
jednak jej narzeczony wcale nie wyglądał lepiej, musiał być bardziej
wartościowym pod względem charakteru. A to było gorsze.
Nie wiedział, co robić.
Nie chciał skręcić w jakąś boczną uliczkę i przemknąć niezauważenie niczym
intruz. Nie chciał także by tych dwoje czuło satysfakcję. Przypomniał mu się
beztroski wyraz twarzy Breeny, jej ciągłe chwytanie pojedynczych chwil i
obojętność na to, co przyniesie jutro. Potem na myśl przyszła mu także Deirdre.
Niemal słyszał w głowie jej głos, który uparcie powtarzał, że ma pozostać
obojętny, bo to najbardziej zaboli Lavenę.
Z większą pewnością
siebie ruszył prosto ku ukochanej. Kiedy znalazł się blisko, usłyszał śmiech,
od którego zrobiło mu się niedobrze. Zacisnął zęby i zdobył się na obojętny
wyraz twarzy.
– Witaj Laveno –
powiedział przyjaznym tonem wolnym od zazdrości czy żalu.
– Och, witaj! –
wykrzyknęła, jakby dopiero go zauważyła.
– Jestem Lennan –
uśmiechnął się, wyciągając rękę w stronę młodzieńca z kwadratową głową. Miał
ochotę powiedzieć coś niemiłego, ale zdołał zachować uprzejmy wyraz twarzy. –
Wreszcie mam okazję cię poznać. I co, jak idą przygotowania do ślubu?
– Dobrze –
odpowiedziała Lavena, uważnie przyglądając się Lennanowi. – Właściwie
zastanawialiśmy się, czy nie poprosić cię o wykonanie dwóch krzeseł dla nas, na
honorowe miejsca przy stole. Oczywiście jesteś zaproszony na ślub…
– Nie ma problemu,
bardzo chętnie przyjmę zamówienie. Zastanówcie się nad szczegółami i wtedy
przyjdźcie do mojego warsztatu. A teraz przepraszam, ale się śpieszę. Breena na
mnie czeka.
Ukłonił się Lavenie na
pożegnanie, skinął głową jej narzeczonemu i odszedł. Był z siebie bardzo
zadowolony. Oczywiście wcale nie umówił się z Breeną i nigdzie mu się nie
spieszyło. W ten sposób okazał jednak swoją obojętność. Nie mógł się doczekać,
aż opowie o tym Deirdre.
No właśnie…
Deirdre…Ostatnio ich rozmowa przebiegała w jakiś dziwny sposób. Lennan nie do
końca rozumiał, co się wydarzyło. Czuł złość, że opowiedział o Breenie, a
jednocześnie nie rozumiał, czemu poczuł się dziwnie, kiedy dziewczyna
wspomniała o pocałunku z Oisinem. Chyba po prostu przejął się tym, że zrobiła
coś, przed czym do tej pory słusznie się wzbraniała. Chociaż może nie powinien
jej oceniać, skoro sam wykorzystywał Breenę.
Czuł, że w życiu
Deirdre dzieją się ostatnio rzeczy, z którymi dziewczyna nie umie sobie
poradzić. Najpierw się przy nim rozpłakała, a potem tak nagle odeszła. Miał
ochotę ją zatrzymać, ale odmówiła, jakby pragnęła uciec. Lennan jeszcze długi
czas tkwił w tym samym miejscu. Później, dużo później, ruszył w stronę domu. Po
drodze znów ujrzał Deirdre, chociaż ona go nie dostrzegła. Ciągnęła związane ze
sobą ciała zwierząt, bardzo się przy tym męcząc. Jej ręce pokrywała krew, jakby
dziewczyna długo siłowała się ze strzałami, które trafiły mieszkańców lasu. W
pierwszym odruchu Lennan miał ochotę zawołać przyjaciółkę, ale zamknął buzię,
gdy tylko ją otworzył. Czasami ludziom potrzeba samotności.
Zamiast czym prędzej
udać się do Collie Fada i opowiedzieć
Deirdre o spotkaniu z Laveną, postanowił w pierwszej kolejności spotkać się z
Breeną. Dopiero jakiś czas później, kiedy zdążył przebyć już całą długość Margadh, zdał sobie sprawę, że nie wie,
gdzie mieszka czarnowłosa. Breena zawsze odwiedzała go w warsztacie i było to
jedynie miejsce ich spotkań.
Jedyną jego nadzieją pozostało
stoisko garncarskie, choć i takich w samym Margadh
dało się znaleźć dużo. Przez chwilę Lennan rozważał, które wybrać, ale w końcu
zdecydował się zaufać szczęściu i obrał przypadkowy kierunek. Niestety przy
pierwszym stoisku z ceramiką nie dostrzegł Breeny ani nikogo, kto choć trochę
by ją przypominał.
– Przepraszam, czy
jesteś może siostrą Breeny? – zapytał dziewczynę, która z uśmiechem zachęcała
do kupna garnków.
Odwróciła się w jego
stronę. Była piękna, a w dodatku miała w sobie coś egzotycznego. W Mór rzadko spotykało się osoby o tak jasnej
karnacji i błękitnych tęczówkach.
– Nie znam żadnej Breeny
– odpowiedziała, a Lennan poczuł ukłucie zawodu.
– Jej siostra ma
stoisko garncarskie. Pewnie wygląda podobnie – ciemne, falowane włosy i czarne
oczy, niski wzrost. Jeśli z charakteru również przypomina Breenę, to jest
bardzo pewna siebie i czasem nawet bezczelna.
– Och, tak! –
wykrzyknęła dziewczyna. Przy okazji machnęła ręką i prawie strąciła jeden z
glinianych kubków. Lennan przytrzymał naczynie w ostatniej chwili. – Jeżeli ta
Breena często chodzi w czerwonych sukniach, to wiem, gdzie jest stoisko jej
siostry. Znajduje się praktycznie po drugiej stronie Margadh. Wydaje mi się, że nie masz po co tam iść, bo chyba już
skończyła pracę i Breeny również tam nie zastaniesz. Mogę ci za to powiedzieć,
gdzie mieszkają, jeśli to jakaś pilna sprawa. Chociaż dziwi mnie, że tak mało
wiesz o swojej wybrance… – Lenna ze zdziwieniem uświadomił sobie, że w głosie
dziewczyny pobrzmiewała zazdrość.
–
To nie jest moja wybranka – błyskawicznie zaprzeczył, bo z jakiegoś powodu
czuł, że musi to zrobić. – Raczej przyjaciółka.
–
Ach tak, przyjaciółka – pokiwała głową dziewczyna. Nie wyglądała na przekonaną.
Zresztą nic w tym dziwnego, bo w Mór
mężczyźni nie przyjaźnili się z kobietami. Wymieniali uprzejmości, czasem
łączyły ich sprawy handlowe, a czasem romanse, nigdy jednak inny rodzaj
relacji. Poza tym przyjaciółek nie całuje się tak często, tak zachłannie… – Ich
dom jest tam – wskazała ręką w jakimś kierunku. – Pytaj po drodze o ród O’Neill
to na pewno znajdziesz swoją Breenę.
–
Dziękuję – Lennan nisko się ukłonił, a w zamian został obdarowany szerokim
uśmiechem. Czuł ogromną potrzebę udowodnienia sobie i dziewczynie ze stoiska,
że nie postrzega Breeny jako kandydatki na żonę. Dlatego właśnie po chwili
wahania odwrócił się znów w stronę garncarki. – Mogę cię niedługo odwiedzić?
Zabrać na spacer albo po prostu porozmawiać?
Jego
głos brzmiał pewnie. Przez chwilę czuł się takim jak kiedyś – Lennanem, który z
radością obserwował wodzące za nim wzrokiem nieznajome i chętnie rozpoczynał
rozmowy. Uśmiech dziewczyny wystarczył
za odpowiedź.
–
To bardzo miła propozycja. Skoro pragniesz mojego towarzystwa…
–
A więc do zobaczenia wkrótce – Lennan ucałował dziewczynę, a ona oblała się
rumieńcem. Kto by pomyślał, że taka piękność może mieć w sobie tyle
nieśmiałości.
Dopiero,
kiedy chłopak już znacznie się oddalił, uświadomił sobie, że nie zapytał
nieznajomej o imię. Miał nadzieję, że w przyszłości odnajdzie ją bez trudu.
Zgodnie
z tym, co mówiła dziewczyna, dotarcie do domu Breeny nie sprawiło większych
trudności. Lennan musiał co prawda kilka razy zapytać o drogę, ale mieszkańcy Mór okazali się bardzo pomocni. Po kilku
chwilach szybkiego marszu przystanął przed średniej wielkości kamiennym domem. Bardzo
przypominał Lennanowi jego własny. Również otoczono go niskim murkiem, który
wyznaczał nieduży teren ogrodowy. Na wolnej od chwastów, żyznej ziemi rosły
różne przyprawy, choć chłopak był w stanie rozpoznać jedynie wawrzyn. Nigdy nie
interesował się gotowaniem. Jego matka na pewno potrafiłaby nazwać wszystkie te
rośliny. Była świetną kucharką. Oprócz przypraw nie dostrzegł żadnych kwiatów, nie
licząc pięknej azalii, która stanowiła kolorowy, różowy akcent na tle szarego domu.
W rogu posiadłości rósł także majestatyczny dąb. Przymocowano do niego sznurki
i pociągnięto aż do ścian domu, aby wieszać tam ubrania do wysuszenia. To
właśnie tuż obok Lennan dostrzegł dziewczynę z naręczem ociekających wodą
sukien.
–
Breeno! – krzyknął, teraz już pewien, że trafił we właściwe miejsce.
–
Nie jestem Breeną – odpowiedziała dziewczyna i odwróciła się w jego stronę. –
Ale mogę ją zawołać.
Siostra
Breeny również miała niewiarygodnie wąską talię w porównaniu do krągłych bioder
i piersi, a czarne włosy w ten sam sposób opadały na ramiona i lśniły w
promieniach słonecznych. Jej oczy nie wydawały się jednak ciemne jak
bezgwieździste niebo, bliżej im było do odcienia piwa, jakie podawano w
pobliskiej gospodzie.
–
Wybacz mi pomyłkę. Jesteście bardzo podobne.
–
Wszyscy nam to mówią – uśmiechnęła się lekko. – Ale możesz mi wierzyć, charaktery
mamy odmienne. Powieszę pranie i pójdę po siostrę.
–
Pomogę ci – zaoferował Lennan. Błyskawicznie przeskoczył przez murek i podszedł
do dziewczyny.
–
Dziękuję – uśmiechnęła się po raz kolejny, choć nie zaczepnie, jak Breena. W
tym uśmiechu kryła się jedynie wdzięczność i uprzejmość.
Przez
chwilę wieszali ubrania w milczeniu. Lennan podświadomie zastanawiał się, które
z sukienek mogą należeć do Breeny, a które do jej siostry. Szybko zorientował
się, że odgadnięcie tego nie sprawia większych trudności. Młodsza z córek
O’Neill kochała czerwień, a także inne wyraziste barwy, podczas, gdy jej
siostra preferowała stonowane odcienie.
–
Ty musisz być Lennan – przerwała ciszę. W jej głosie pobrzmiewała ciekawość.
–
Tak – potwierdził skinieniem. – Skąd wiesz? Breena coś opowiadała?
–
Oczywiście, że tak. Przecież ona za tobą szaleje. Nigdy jeszcze nikogo naprawdę
nie kochała. Było już wielu, pojawiali się i znikali, ale z tobą jest inaczej.
Breena zachowuje się, jakbyś niczym nie różnił się od pozostałych, ale to
nieprawda. Słyszę to w jej głosie i widzę, jak jej oczy błyszczą, kiedy o tobie
mówi.
Lennan
milczał. Nie chciał kłamać, że również kocha Breenę, a przyznanie, że uwielbia
jej pocałunki, które nic dla niego nie znaczą, wydawało się nie na miejscu. Zaczął
rozważać, czy przyjście do domu dziewczyny rzeczywiście było dobrym pomysłem.
–
Lennan! – usłyszał nagle głos za plecami. Odwrócił się i ujrzał Breenę. Wyglądała
pięknie. Nie tak jak Deirdre czy choćby dziewczyna z garncarskiego stoiska, ale
w jej oczach czaiło się coś dodającego uroku. Tym razem miała na sobie czarną
sukienkę, przez co jej oczy przypominały dwa węgielki. Wyglądała tajemniczo i
niebezpiecznie, zupełnie inaczej niż w zmysłowej czerwieni. – Skąd wiedziałeś,
gdzie mieszkam?
–
Popytałem w mieście – wzruszył ramionami. Po rozmowie z siostrą dziewczyny miał
ochotę się wycofać, ale teraz było to niemożliwe.
–
Och! – w jej oczach dostrzegł zadowolenie. Ujęła go za rękę i bez skrępowania
pociągnęła w stronę azalii. – Chodźmy tam. Uwielbiam patrzeć na kwiaty. –
Lennan podążył za Breeną bez słowa protestu, a potem usiadł na trawie. Starsza
z sióstr O’Neill dyskretnie weszła do domu. – Co cię tu sprowadziło? Czyżbyś
się stęsknił?
–
Po prostu potrzebowałem z kimś porozmawiać.
Oczy
Breeny po raz kolejny niebezpiecznie zabłysły.
–
Myślę, że się stęskniłeś. Za tym…
Nachyliła
się i go pocałowała. Jedynie przez chwilę pozostawał uległy, ale w końcu zdołał
się opanować i odsunąć. Przyszło mu to z niemałym trudem, za co od razu się
znienawidził.
–
Nie, Breeno…
–
Czy musimy za każdym razem przerabiać to samo? – przewróciła oczami. – To, że
nie będziesz mnie całować wcale nie sprawi, że przestanę się kochać. Poza tym
rozmawialiśmy o tym rano i mam już tego dosyć. Zapomnijmy o temacie raz na
zawsze, dobrze? – Nawet nie czekała na jego odpowiedź. Ujęła twarz Lennana w
swoje dłonie i złożyła na jego ustach długi pocałunek. Potem z uśmiechem
zadowolenia położyła się na trawie. – No dobrze, a więc o czym chciałeś
porozmawiać.
–
Właściwie to nie będzie długa rozmowa… – Położył się tuż obok. – Spotkałem
dzisiaj Lavenę i jej narzeczonego. Zaprosiła mnie na ślub.
–
I jak się z tym czujesz?
–
Zadziwiająco dobrze. Jestem trochę smutny, ale to wszystko. Widok ich razem
sprawił mi mniejszy ból niż poczucie, że ktoś okazał się ode mnie lepszy. Poza
tym ten nowy narzeczony wydaje się zadziwiająco przeciętny…
–
Och, ta męska duma – przewróciła oczami Breena. – Powinieneś się cieszyć, że
Lavena skończy z kimś gorszym. Dobrze jej tak. Poza tym jestem z ciebie dumna. Chyba
powoli się odkochujesz.
Lennan
wiedział, do czego Breena dąży. Jeśli przestaje się kogoś kochać, zwalnia się
miejsce dla nowej osoby. Był jednak pewien, że to nie nastąpi. Nie sądził, by
mógł wymazać z pamięci i serca miłość swojego życia, nawet jeśli nauczył sobie jakoś
radzić z odrzuceniem.
–
Nigdy się nie odkocham.
–
Nie dramatyzuj. Sądzę, że już się odkochałeś. – Przysunęła się jeszcze bliżej i
położyła głowę na jego piersi. Zesztywniał, kiedy to zrobiła, ale klepnęła go
żartobliwie w ramię, więc spróbował się rozluźnić. – Nasze serce nie jest aż
tak brutalne, by kazać nam kochać do końca życia tych, których nie obchodzimy.
Żeby miłość trwała, druga osoba musi ją odwzajemniać.
Lennan
miał nadzieję, że Breena się nie myli. W takim razie istniała szansa, że ona zapomni
o miłości to niego, skoro nie odwzajemniał tego czucia. Ale nie zamierzał
rozmyślać o przyszłości. Breena nauczyła go żyć chwilą. Porzucił więc
przypuszczenia i wątpliwe wizje jutra, a potem złożył na policzku Breeny
pocałunek. Uśmiechnęła się, kiedy to zrobił. Jeszcze długo leżeli na trawie.
~*~
Zaległości w czytaniu Waszych postów jak
miałam, tak mam (zabiorę się za nadrabianie wszystkiego od 20.05), jutro
zaczynają się matury i zajmowanie się blogiem to chyba ostatnia rzecz, o której
powinnam myśleć. A z drugiej strony praktycznie cały długi weekend spędziłam
nad książkami i już mam trochę dosyć. Więc wstawiam nowy rozdział. A co!
Breena staje się trochę monotematyczna. Podoba mi się jej podejście do życia, ta potrzeba życia tylko teraźniejszością, ale mogłaby przystopować trochę z tymi pocałunkami. Bo mam wrażenie, że każdy fragment z Breeną i Lenanem kończy się całowaniem. Zabrakło mi też trochę opisu reakcji Levany na słowa Lennana. Jakiegoś zaskoczenia albo oszołomienia, że może być tak wesoły. Wyczytałam też gdzieś między wierszami, że Lennan dziwnie zareagował na wieść o pocałunku Deirdre z Osinem, więc podejrzewam, że niebawem więcej na ten temat poczytamy.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i powodzenia na maturach!
Breenie podoba się układ między nią a Lennanem, więc nie widzi powodów, żeby zachować umiar z pocałunkami. I rzeczywiście większość fragmentów z udziałem tej dwójki kończy się w ten sposób właśnie ze względu na zachowanie Breeny. Z drugiej strony Lennan nie stawia zbytniego oporu...
UsuńO reakcji Laveny nie napisałam, bo to raczej typ dziewczyny, która jest zbyt dumna, by pokazywać urażoną dumę czy coś w tym stylu, można się jednak domyślać, co sobie myślała po spotkaniu z L.
A o reakcji Lenanna na pocałunek Deirdre z Oisinem rzeczywiście będzie więcej w kolejnych rozdziałach.
Żebym nie zapomniała: powodzenia na maturach! <3
OdpowiedzUsuńNo cholera, nie lubię Breeny. Nie lubię i już. Owszem, jej sposób bycia wydaje się całkiem fajny i przyjemny, przynajmniej dziewczyna się nie oszukuje, a wciąż dobrze się bawi. Mimo to nie potrafię zrozumieć, jak tak można. Oczywiście byłam pewna, że zakocha się w Lennanie, ale nie przypuszczałam, że brak odwzajemnienia z jego strony nie zrobi na niej większego wrażenia. Najwidoczniej jest dość naiwna, skoro uważa, że wystarczy jej sama obecność chłopaka... A i to nie potrwa wiecznie, tak coś czuję. Jestem zła na nią, że tak go obłapia, ale jestem też wściekła na Lennana, który na to pozwala. To, że ma jakieś tam przebłyski wyrzutów sumienia wcale nie sprawia, że patrzę na niego łagodniej.
Bardzo się cieszę, że Lennan nie poddał się przygnębieniu na widok Laveny i jej narzeczonego; mało tego, podszedł pod nich i swobodnie z nimi rozmawiał! Jestem z niego pod tym względem naprawdę dumna. Choć było wiadomo, że ich widok sprawia mu ból, nie okazał tego w żaden sposób. Jestem przekonana, że Lavenie w pięty poszło. Pewnie mile łechtała ją świadomość, że ktoś podziwia ją z daleka, tymczasem nie dość, że Lennan musiał się wydawać zupełnie obojętny, to jeszcze w jego ustach pojawiło się imię innej dziewczyny. Ha, jestem bardzo ciekawa, co ona na to. Nawiasem mówiąc, nie umknęło mojej uwadze, że Lennan wraca myślami do tamtej pamiętnej rozmowy z Deirdre. Nie wydaje mi się, by jego specyficzna reakcja na wieść o pocałunku z Oisinem miała związek wyłącznie z łagodnym zdziwieniem, że dziewczyna zrobiła coś wbrew sobie. Strasznie bym chciała, żeby ta dwójka była wreszcie szczęśliwa. Oczywiście, że widzę ich razem (jak już wspominałam - nie znoszę Breeny), ale jeśli nie będą mogli, to też w porządku, byleby wreszcie zaznali poczucia szczęścia i miłości.
A wracając jeszcze do Breeny: naprawdę zaskakuje mnie jej demonstracja uczuć. Opowiada siostrze o Lennanie, całuje go na swoim podwórku, niczym się nie przejmuje... Nie wiem czemu, ale zwyczajnie drażni mnie jej zachowanie. Lennan powinien jak najszybciej zakończyć tę chorą relację, zanim zajdzie ona za daleko.
Czekam na ciąg dalszy! Bardzo mi brakowało Teorainn i już wypatruję kontynuacji <3
Breena jest taką osobą, która nie do końca pewnie chodzi po ziemi tylko fruwa sobie nieco nad jej powierzchnią zajęta swoimi marzeniami i tym wiecznym "chwytaniem chwili". Rzeczywiście można więc uznać, że jest mocno naiwna. A Lennan... No cóż, bez wad to on zdecydowanie nie jest, a jedną z nich jest fakt, że bez większych skrupułów wykorzystuje miłość Breeny i korzyści, jakie się z tym wiążą.
UsuńLavena raczej nie spodziewała się, że Lennan może zacząć po prostu żyć dalej, a nie spędzać całe dnie, wzdychając do utraconej miłości. Zdecydowanie musiała poczuć się urażona, ale należało jej się. Ma nowego narzeczonego i to na nim powinna się skupić, a nie oczekiwać, że porzucony Lennan już zawsze będzie ją kochał.
Rozmowa z Deirdre mocno utkwiła Lennanowi w pamięci i będzie to miało swoje dalsze konsekwencje w kolejnych rozdziałach.
Powodzenia zycze na maturach! Mysle, ze chwila przerwy to b.dobry pomysł!
OdpowiedzUsuńMam lekkie wrażenie, ze troche sie powtarzasz. Ale coz, taka jest Brenna. Ciekawe, kiedy ona faktycznie zakochała się w naszym Lennanie, bo mysle, ze jej siostra ma rację. Tylko ze nie da sie nikogo przekonać do miłości. Nawet jesli Lennan powoli zapomina o swojej bylej, to wcale nie oznacza, ze zakocha sie w Brennie. Byc moze to, ze juz tak dziwnie zareagował na to, ze Deirde pocalowala O., znaczy cos wiecej; mam na to ogromna nadzieje. A to, ze L.wybrala kogoś kto wcale nke wyglada wspaniałe... Coz, moze dla dumy Lennana to pewnego rodzaju cios, ale mysle, ze tak naprawdę nie powinien w ogole zawracać sobie głowy. Oczywiscie zerwanie boli, ale po prostu oni do siebie nie pasowali i w tym akurat Brenna ma racje. Troche szkoda, ze chłopak tak łatwo daje jej sobą miotać, a teraz po tym spacerze do domu Brenny moze mu byc jeszcze ciężej sie z tego wyrwać. Ale musi. Życzę mu powodzenia ;)
Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com
Sceny z Breeną rzeczywiście są nieco monotonne, ale taka właśnie jest Breena - trochę rozmawia z Lennanem, trochę się z nim całuje i tak jej upływa dzień za dniem. I albo jest rzeczywiście tak bardzo beztroska, albo w duchu jednak liczy, że Lennan kiedyś odwzajemni jej uczucia...?
UsuńZaległości u ciebie nadrobię pod koniec maja :))
Mocno mnie zdziwiło zachowanie Brenny... Jakoś nie chce mi się wierzyć, że nie ma nic przeciwko temu, że mężczyzna jej nie kocha. On postawia jej czarno na białym o swoim "zimnym" nastawieniu, że nie odwzajemnia uczuć, a jej spływa to jak po kaczce? Hymm... trochę ta dziewczyna mnie przeraża ;) Może będzie lepiej dla wszystkich, jak Lennan zakończy te niewinne igraszki z dziewczyną, skoro doszedł do wniosku, że postępuje źle.
OdpowiedzUsuńChoć teraz odnoszę wrażenie, że raczej tego nie zrobi... Widok Laveny i jej narzeczonego może spowodować tym, że jeszcze Lennan zdecyduje pójść na ten ślub, i za partnerkę weźmie sobie właśnie Brennę?
Naprawdę podobał mi się rozdział i czekam na następny. Powodzenia na maturach! Życzę połamania długopisu, ołówka... :) Trzymam mocno kciuki ;)
Pozdrawiam serdecznie :*
[slady-tajemnic]
[written-heart]
Jak już wspominałam wyżej - Breena jest bardzo beztroska, trochę też dziecinna i oderwana od rzeczywistości, więc rzeczywiście nie za bardzo się przejęła. Tak na dobrą sprawę nie dostrzega żadnego zagrożenia w postaci innych kobiet kręcących się wokół Lennana, więc póki co taka relacja jej wystarcza. Ludzie w Mór często biorą ślub bez miłości, więc może nawet mieć nadzieję, że kiedyś zostanie żoną L.
UsuńO ślubie Laveny nie będzie żadnego fragmentu, a w sumie szkoda, że o tym nie pomyślałam. Mogłoby wyjść z tego coś ciekawego... :))
Jakoś nie kupuję słów Brenny. Ot żyje chwilą, nie myśli o przyszłości - ok. Jednak życie w nieodwzajemnionej miłości? Jakoś nie jestem w stanie sb wyobrazić aby nic jej - tak naprawdę - nie przeszkadzało.
OdpowiedzUsuńLennan... Chłopak niby ma jakieś wyrzuty sumienia i wie, że Brenna znalazła się poniekąd w takiej - jakby podobnej - sytuacji jaką on sam na początku przeżywał z Laveną. Mimo to nie wycofuje się. Mówi i mówi ale nie działa. Zamiast prosto się określić i dać Brennie spokój, to nie, leci prosto do jej domu. Och Lennan ogarnij się :)
Lubię to opowiadanie, podoba mi się każdy rozdział,jednak chyba najbardziej wyczekuję spotkań między Deirdre a Lennanem ;)
Pozdrawiam, Sapphire ;*
Chwilowo jej nie przeszkadza, ale potem może być już gorzej. Może po prostu Breena ma nadzieję, że Lennan w końcu odwzajemni jej uczucia.
UsuńZachowanie Lennana zdecydowanie nie jest godne pochwały, no ale cóż, niestety w tej sytuacji L. po prostu wykorzystuje okazję. I wmawia sobie, że skoro Breena nie ma nic przeciwko, to nie musi mieć powodów do wyrzutów sumienia.
Wydaje mi się, że Breena coś kombinuje. To takie podejrzane, że nie przejmuje się tym, że Lennan jej nie kocha. Hmmm... Idę dalej nadrabiać zaległości! :D
OdpowiedzUsuńSzybko się zorientował, że właściwie niczego nie wie o dziewczynie , z którą się regularnie całuje. Ponad to znowu się umówił i nie zapytał o nic co by mu mogło ułatwić to spotkanie. Facet to jednak taka istota co się nie uczy na błędach, zapobiegawczości w nich brak.
OdpowiedzUsuńA więc skoro do miłości trzeba starań z dwóch stron, to jest szansa, że ciemnowłosa też się odkocha, gdy stanie się dla Lennana całkiem obojętna. Nic jednak nie zwiastuj by miało się tak stać, bo on przecież lubi ją całować i obmacywać, a jako mężczyzna raczej sobie tej przyjemności nie odmówi.
Podobało mi się to spotkanie z Laveną. Chyba zaczynam ją bardzo lubić. Dużo bardziej niż D ją lubię.
Lennan raczej nie chciał szybciej się orientować. Gdyby zaczął się nad tym wszystkim zastanawiać, mogłyby go dopaść wyrzuty sumienia. A tak to po prostu korzystał z tego, że Breena na wiele mu pozwalała.
UsuńAaaaa ❤ Tak okropnie się smuciłam tym zbliżającym się 18 rozdziałem na twoim drugim blogu... Kiedy znalazłam w nim link do tego bloga z masą rozdziałów! Pewnie nie napiszę tu więcej żadnego komentarza, ale strasznie mnie ucieszyło, że przygotowałam się na tak niewiele i tak miło się przeliczyłam. Strasznie wciągające opowiadanie i strasznie fajny na nie pomysł ✨
OdpowiedzUsuńSwoją drogą smuci mnie, że uosabiam się z niektórymi niekoniecznie pozytywnymi cechami bohaterów :I