Doskonale
pamiętał, jak wyglądała, gdy pierwszy raz
ją zobaczył. Wpatrywał się właśnie w tłum spieszących dokądś ludzi,
kiedy dostrzegł tę niezwykłą twarz i nie mógł oderwać od niej wzroku.
Dziewczyna niemal promieniała pewnością siebie. Wydawało mu się, że to właśnie
dlatego zwrócił na nią uwagę. Dopiero po chwili zrozumiał, że się mylił. To ze
względu na innych ludzi, tych, których obserwował. Wszyscy odwracali głowy w
jej stronę i patrzyli na nią, aż nie zniknęła z pola ich widzenia. Trudno było
nie dostrzec dziwnej reakcji tłumu i nie zainteresować się przyczyną takiego
zjawiska.
Obserwował
dziewczynę z uwagą. Oczy w końcu zaszły mu mgłą i zaczęły szczypać. Dopiero
wtedy spostrzegł się, że przestał mrugać. Rozpaczliwie bał się stracić
nieznajomą z oczu, jakby mogła zniknąć w chwili, gdy na ułamek sekundy
przymknie powieki.
Gdy
w końcu odważył się mrugnąć, świat na nowo stał się wyraźny. Wtedy spostrzegł,
jaka piękna była dziewczyna. Blond włosy lśniły zdrowiem i wdzięcznie opadały
na ramiona w postaci delikatnych loków. Oczy z daleka wydawały się całkowicie
czarne, a rysy twarzy przywodziły na myśl dzieło najlepszego rzeźbiarza. Choć
nie widział nieznajomej dokładnie z takiej odległości, był pewien, że jest ona
definicją doskonałości, najwybitniejszym dziełem Stwórcy.
W
jednej chwili porzucił wszystkie swoje plany, chwycił w rękę białe płótna i
farby. Ruszył, najpierw powoli, a potem stopniowo przyspieszał, niemal biegł.
Pragnął dogonić tajemniczą dziewczynę. Coś w niej go przywoływało. Ale nie
działała tak tylko na niego – dostrzegał, że każdy mężczyzna w tłumie miał
ochotę podążać za nią już przez resztę swojego życia.
Z
zamyślenia wyrwał go ból w ramieniu. Czyjaś sylwetka. Upadek. Krzyk. Potrącił
kobietę, która groźnie wymachiwała ręką w jego stronę. Normalnie pewnie
przeprosiłby i pomógł wstać poszkodowanej. Teraz jednak nie miał czasu, musiał
dogonić niezwykłą dziewczynę. Zignorował przekleństwa, odszedł bez słowa. Wtedy
zdał sobie sprawę, że pośpiech był bezcelowy.
Zniknęła.
Wystarczyła chwila nieuwagi i stracił ją na zawsze. Poczuł niezwykły smutek w
swoim sercu, zadziwiającą tęsknotę za czymś nieuchwytnym, czego braku nie
odczuwał do tej pory. Był całkowicie pusty w środku, jakby utracił duszę, serce
i sens życia. Nie wiedział, jak to możliwe, że ktoś zdołał wpłynąć na niego w
ten sposób tylko za sprawą swojej obecności. Wystarczyło, że dziewczyna
przeszła się deptakiem, a on kompletnie oszalał.
Nie
był w stanie o niej zapomnieć. Siedział w małym pokoju na poddaszu, gdzie
mieszkał wraz ze swoim przyjacielem i jedynie w milczeniu wpatrywał się w okno.
Spoglądał na gwiazdy jaśniejące na czarnym niebie i rozmyślał o niezwykłej
nieznajomej. Było tak, jakby to ona stała się jego gwiazdą, jedynym jasnym
punktem podczas ciemnej nocy. Wiedział, że to szaleństwo. W ogóle jej nie znał,
a jednak wydawało mu się, że już zdołał ją pokochać.
–
Myślałem, że miałeś dzisiaj malować – odezwał się jego przyjaciel, Adam, wskazując
na sztalugę i całkowicie białe płótna położone tuż przy łóżku.
Jak
mógł wytłumaczyć chłopakowi, co wydarzyło się właśnie w jego życiu? Jak miał
wyjaśnić, że nie był w stanie skupić się na swojej pracy? Udał się na deptak z chęcią
namalowania tłumu, całkowicie przypadkowych ludzi, którzy ciągle gdzieś się
spieszą. Tymczasem nieznajoma zmieniła cały jego świat i sprawiła, że od tej
pory pragnął malować już tylko ją.
–
Nie mogłem – odezwał się w końcu ze smutkiem, nadal spoglądając przez okno.
A
potem opowiedział przyjacielowi całą historię, opisał niezwykłą dziewczynę najdokładniej,
jak tylko mógł. Czuł, że byłby zdolny opowiadać o niej godzinami, nawet jeśli w
ogóle jej nie znał. Była mu przeznaczona, musiał ją odnaleźć, musiał ją malować
i wielbić. Adam jednak nie zrozumiał. Westchnął jedynie przeciągle, jakby
wysłuchiwał opowieści małego dziecka.
–
Tak to już jest z wami, artystami, że za bardzo wszystko wyolbrzymiacie.
Widziałeś dziewczynę. Była ładna, nawet bardzo. Ale co z tego? Spotkasz inne,
jutro już o niej zapomnisz. To nie miłość. Nie zachowuj się jak
dziesięciolatek, Dylanie.
Nie
odpowiedział. Jedynie pokiwał głową, jakby naprawdę zamierzał posłuchać swojego
przyjaciela. Utrzymywał, że dziewczyna z każdą minutą staje się mu bardziej
obojętna. Udawał. To była jedynie znakomita gra aktorska. Bo nie mógłby
zapomnieć o nieznajomej. Już nigdy. Postanowił powrócić na deptak z samego rana
i wypatrywać jej aż do zmroku. A może znów będzie tam przechodzić? Może zdoła
ją poznać?
Jak
każdego dnia wziął ze sobą sztalugę i farby, a potem opuścił pokój na poddaszu.
Adam przyglądał się mu uważnie, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno zapomniał
o swoim niedorzecznym zauroczeniu. Dylan udawał najlepiej jak umiał, że tak
rzeczywiście się stało. A potem, gdy tylko opuścił budynek, zaczął biec. Musiał
dotrzeć na deptak jak najszybciej, musiał znów ją zobaczyć.
Długo
wypatrywał znajomej sylwetki, uważnie obserwował reakcje tłumu, sprawdzając,
czy ludzie nie wodzą za kimś wzrokiem jak dzień wcześniej. Całe ciało zdążyło
mu kompletnie zdrętwieć, gdy przez wiele godzin wyczekiwał jakiegokolwiek
znaku. I dopiero wieczorem, gdy już miał się poddać, gdy słońce zniknęło za
horyzontem, a księżyc w pełni mienił się bielą, znów ją ujrzał.
Tym
razem nie zabrał sztalugi ani farb, jedynie pospiesznie ruszył za nieznajomą.
Nie obchodziło go, że ktoś może ukraść cenne dla każdego malarza przedmioty. W
tamtej chwili liczyła się tylko ona. Chciał ujrzeć dziewczynę z bliska, tak jak
przechodnie, którzy na jej widok okazywali zdumienie i podziw.
Zbliżył
się do niej najbardziej, jak było to możliwe. I wtedy zrozumiał, skąd to ogólne
zainteresowanie, czemu wszyscy zachowywali się, jakby zobaczyli znaną
osobistość. Dziewczyna wyglądała jak anioł, istota nie z tego świata. Była tak
piękna, że nie potrafiłby wyrazić tego nawet najbardziej wyszukanymi słowami.
Dopiero teraz mógł podziwiać każdą idealną część ciała, wszystkie cudowne i
perfekcyjne ruchy.
Znajdowała
się tuż obok wysoka, dumna. I chyba naprawdę była aniołem. Może pojawiła się na
Ziemi w jakimś konkretnym celu. Może skrywała pod ubraniem białe skrzydła, może
dlatego wyglądała niezwykle. Z bliska sprawiała tak oszałamiające wrażenie, że
Dylan zachwycił się nią jeszcze bardziej. Podziwiał jej włosy, figurę,
dosłownie wszystko. A najbardziej oczarowały go jej oczy.
Zobaczył
je, gdy nieznajoma zerknęła przez ramię, jakby wyczuła, że ktoś za nią idzie.
Ich spojrzenia nie spotkały się; wzrok dziewczyny jedynie prześlizgnął się po sylwetce
Dylana i zawędrował gdzieś dalej. Mimo wszystko chłopak widział jej twarz, te
niezwykłe tęczówki. I wtedy dopiero zauważył, że naprawdę są całkowicie czarne.
Z początku wydawało mu się, że to po prostu gra świateł. A jednak kolor tych
oczu to nie był ciemny brąz, odcień gorzkiej czekolady, ale nieprzenikniona,
niezwykła czerń. Kolejny dowód na to, że nieznajoma nie pochodziła z Ziemi.
Czuł
ogromne pragnienie, by ją śledzić, dowiedzieć się, gdzie mieszka, a potem obserwować
całymi dniami, po prostu podziwiać to piękno, delektować się nim i marzyć, że
dziewczyna kiedyś zwróci na niego uwagę. Wiedział jednak, że nie powinien tego
robić. Nie wolno mu było zachowywać się jak obłąkanemu wielbicielowi. Nie mógł
dać się zwariować nawet tak pięknej kobiecie.
Ze
złością rzucił płótno na podłogę. Obok leżały już dwa inne. Nie był zadowolony
ze swoich prac. Chyba pierwszy raz w życiu brzydził się sobą, swoim nędznym
talentem i żałował, że nie jest bardziej uzdolniony. Do niedawna to, co
potrafił, mu wystarczało. Teraz pragnął móc odwzorować wszystko ze stuprocentową
dokładnością. Kiedyś sądził, że już posiada taką umiejętność. Chyba nie mógł
się bardziej mylić.
–
A ty wciąż próbujesz ją namalować? – zapytał Adam, budząc się nagle i
spoglądając na swojego przyjaciela. Jasna tarcza księżyca była jedynym źródłem
światła w pokoju, a mimo to Dylan wciąż pracował zawzięcie. – Myślałem, że
naprawdę dasz sobie z nią spokój. To jest po prostu chore, nie możesz się tak
zachowywać.
–
Muszę ją namalować – odpowiedział gniewnie, nawet nie patrząc na zaspanego
chłopaka. – Muszę uchwycić jej piękno, pokazać ci, jaka jest cudowna. Wtedy
mnie zrozumiesz. Ale nie potrafię! – uderzył pięścią w ścianę tak mocno, że
Adam aż się wzdrygnął. – Nie ma takich farb i tak zdolnego malarza, aby zdołał namalować anioła.
–
Przecież te kobiety są bardzo piękne – odpowiedział Adam, wskazując na leżące
na podłodze płótna.
–
Ale nie wyglądają jak ona. Przy niej to tylko naprawdę nędzne repliki. Mam jej
twarz w swojej głowie, widzę wyraźnie każdy szczegół, ale nie potrafię przedstawić
tego na obrazach!
–
A może tylko ci się wydaje, że jest taka piękna? Przecież to by było
niemożliwe…
Dylan
nic nie odpowiedział. Nie powinien był się łudzić, że Adam go zrozumie. Jego
przyjaciel, ścisły umysł, który zawsze starał się wszystko logicznie wytłumaczyć,
nigdy nie zdołałby pojąć, że ktoś może być nieziemską istotą.
Obserwował
ją przez kolejne dnie. Spędzał cały czas na deptaku, wypatrując w tłumie błysku
czarnych oczu, a potem zrywał się do biegu i podążał za nią, póki nie znaleźli
się na skrzyżowaniu. Wtedy dopiero odpuszczał. Za każdym razem po prostu czuł,
że nie powinien iść dalej, że to nie skończy się dla niego dobrze. Jakby jakaś
siła kazała mu zostać, jakby groziło mu niebezpieczeństwo. Choć nie wierzył, że
przy aniele może doznać krzywdy, postanowił zaufać cichemu głosowi w swojej
głowie.
Te
codzienne wyprawy i śledzenie dziewczyny doprowadzało go do szaleństwa. Adam
stwierdził, że to po prostu obsesja. Chyba nawet się nie pomylił, bo Dylan nie
potrafił myśleć o niczym innym. Widział piękną twarz, gdy się budził, gdy śnił
i nawet gdy jadł śniadanie. Wciąż tylko analizował każdy szczegół idealnej dziewczyny
i wyobrażał sobie, o czym mogliby rozmawiać, gdyby tylko miał odwagę, aby się
odezwać.
A
pewnego dnia, gdy jak zwykle śledził ciemnooką aż do końca deptaka, jego serce
nagle rozpadło się na drobne okruchy. Jakby ktoś chwycił je i wyrwał mu z
piersi, a potem bezlitośnie zmiażdżył. Zobaczył, jak dziewczyna wita się z
jakimś chłopakiem.
Gdy
go ujrzał, zrozumiał, że był głupcem, łudząc się, że ma jakiekolwiek szanse u
tak niezwykłej istoty. Jej znajomy był tak samo perfekcyjny, nieziemski,
magnetyzujący. Miał ciemne włosy, a oczy lśniły intensywną zielenią, równie
nienaturalną dla ludzkich tęczówek, co nieprzenikniona czerń. Wydawał się być uosobieniem
męskiego ideału, bo też nie dało się odnaleźć w jego wyglądzie choćby
najmniejszej wady. I chociaż dziewczyna nie sprawiała wrażenia, jakby była w
związku z tym chłopakiem, to Dylan pojął, że nigdy nie zdoła dorównać
zielonookiemu. Jeśli nawet tamten był nie dość dobry dla pięknej anielicy, to
jakże mogła zwrócić uwagę na nędznego człowieka, ulicznego malarza?
–
Naprawdę cię nie rozumiem. Rozpaczasz, jakbyście byli małżeństwem, jakby po
latach cię zdradziła. Dylan, obudź się, do cholery. To zwykła dziewczyna, w
ogóle jej nie znasz. To, co robisz, jest chore.
–
Gdybyś ją zobaczył, zrozumiałbyś – odpowiedział, chowając twarz w dłoniach. Tego
dnia stracił zapał do jakiekolwiek działania. Nie miał ochoty malować, spać,
jeść. Tak właściwie to nie miał ochoty nawet oddychać.
–
Nie sądzę, bym tego chciał – odpowiedział cicho Adam. – Jeśli ona naprawdę jest
taka niezwykła, to nie powinienem nigdy jej oglądać. Nie widzisz, co z tobą
zrobiła? Nie sądzisz, że ma w sobie coś złego, niebezpiecznego? To nie jest
żaden anioł.
–
To jest anioł. Albo coś jeszcze doskonalszego. Musisz ją zobaczyć, Adamie.
Wtedy zrozumiesz.
–
Dobrze, w takim razie mi pokaż – po chwili milczenia zgodził się chłopak.
Następny
dzień spędzili we dwójkę, przesiadując na deptaku i obserwując ludzi. Adam
wydawał się być coraz bardziej znudzony, a nawet poirytowany. Pewnie myślał o
wszystkich rzeczach, które mógłby robić w tym czasie. Uważał, że marnują cały
dzień. Tymczasem Dylan wyciągał szyję i obserwował tłum, jak zawsze. Nie dostrzegał
nieznajomej tak długo, że zaczął wątpić, iż ta się pojawi. A jednak się mylił.
W końcu usłyszał stukot obcasów, który byłby w stanie rozpoznać nawet w środku
nocy. Szturchnął przyjaciela w ramię, wskazał palcem w odpowiednim kierunku.
–
To ona – wyszeptał. – Adamie, to ona.
Twarz
jego przyjaciela była nieprzenikniona. Dopiero po chwili błękitne oczy otworzyły
się szeroko, a potem nastała cisza. Dylan nie wiedział, co mogła oznaczać.
Czekał na jakąkolwiek reakcję, a Adam wciąż się nie poruszał. Dopiero wtedy
stało się jasne, że on również zrozumiał, również podziwiał i wielbił
nieziemską dziewczynę.
A
potem znów pojawił się zielonooki chłopak. Tym razem przemierzał deptak w ślad
za swoją blondwłosą znajomą. Przyspieszył kroku, dogonił ją i wypowiedział
słowa powitania. Ona zmierzyła go obojętnym spojrzeniem, a potem ruszyli ramię
w ramię, dyskutując o czymś zawzięcie. Na ten widok Adam zmarszczył brwi i
zacisnął pięści.
–
Kto to? – spytał.
–
Wydaje mi się, że to jej przyjaciel.
–
Nienawidzę go – powiedział cicho.
Adam
miotał się po pokoju w napadzie furii. Dylan przyglądał się mu z zadziwiającym
jak na siebie spokojem. Tym razem był naprawdę uparty. Nie zamierzał ustąpić.
Nie w tej kwestii.
–
Dlaczego nie mogę iść z tobą?! – krzyknął Adam.
–
Bo ona nie jest twoja. Chciałem ci pokazać, jaka jest piękna, ale to wszystko.
Nie możesz już więcej jej obserwować. Zapomnij.
–
Nie potrafię. Poza tym czemu w ogóle mi rozkazujesz? Nie masz do niej żadnego
prawa! Nawet nigdy z nią nie rozmawiałeś!
–
Więc porozmawiam! – wykrzyknął w końcu, odwracając się w stronę swojego przyjaciela.
Miał ochotę uderzyć go w twarz. – Porozmawiam z nią jeszcze dzisiaj. A ty masz
siedzieć w domu. Ona nie należy do ciebie!
–
W takim razie chociaż ją namaluj, żebym mógł na nią patrzeć.
–
Przecież wiesz, że nie potrafię!
–
Dobrze, więc idź. Ale jeśli dzisiaj z nią nie porozmawiasz, jutro pójdę z tobą.
Wtedy ja się do niej odezwę i będzie należeć do mnie – powiedział gniewnie
Adam. W jego oczach czaiło się coś bardzo niepokojącego.
–
Nie będziesz miał okazji – warknął Dylan i zatrzasnął za sobą drzwi.
Tego
dnia mężczyzna był podenerwowany bardziej niż zwykle. Tym razem miał się odezwać
do nieznajomej. Musiał to zrobić, by pozbyć się Adama, by ten nie miał pretekstu
do zabiegania o jej uwagę. Dylan nie mógł na to pozwolić. Zazwyczaj nie miał
problemów ze zdobywaniem zainteresowania dziewczyn. Ze swoją włoską urodą,
kręconymi włosami, umięśnioną sylwetką i aurą wrażliwego artysty potrafił wiele
zdziałać. Ale Adam… Adam był taki pewny siebie, taki czarujący w rozmowach z
płcią przeciwną. Gdyby nieznajoma spotkała ich obu, na pewno wybrałaby Adama.
Gdy
zobaczył ją na deptaku, od razu zerwał się do biegu. Przepychał się przez tłum,
aż znalazł się tuż za nią i mógł iść, nie bojąc się, że zaraz straci ją z oczu.
Myślał tylko o tym, że musi zdobyć się na odwagę, powiedzieć choćby słowo.
Wiedział, że jeśli tego nie zrobi, jeśli wróci do domu jako przegrany, a Adam
będzie triumfował, zabije go. Był gotów to zrobić, byle jego przyjaciel nie
mógł dotrzeć do czarnookiej. Przypomniały mu się słowa, które chłopak
wypowiedział jakiś czas wcześniej. Nie
sądzisz, że ma w sobie coś złego, niebezpiecznego? Coś, co skłania do
zamordowania najlepszego przyjaciela? Możliwe. Ale Dylana kompletnie to nie obchodziło.
Nim
się spostrzegł, przemierzyli cały deptak. Nie wiedział, co ma robić. Normalnie
w tym momencie po prostu by zawrócił, poczekał na kolejny dzień. Tym razem nie
mógł. Pozostało jedynie iść dalej i wtedy się odezwać albo poddać się i zmierzyć
z perspektywą zabicia Adama. Dylan nie mógł przegrać. Po prostu nie mógł.
Zignorował więc głos w swojej głowie, który jak zwykle ostrzegał przed
zapuszczeniem się w wąskie uliczki.
–
To zadziwiające, że jesteś taki wytrwały – dziewczyna nieoczekiwanie przemówiła,
gdy tylko znaleźli się w miejscu, w którym nie dało się dostrzec żadnych ludzi.
Jej głos był melodyjny i doskonały.
Dylan
nie odezwał się ani słowem. Nieznajoma nadal się nie odwróciła, ale najwyraźniej
doskonale zdawała sobie sprawę, że chłopak za nią stoi i że śledził ją od wielu
dni. Wydawała się przy tym bardzo spokojna, jakby wcale nie obawiała się wielbiciela
z chorobliwą obsesją.
–
Zazwyczaj to ja znajduję ludzi, ale teraz ty odnalazłeś mnie. Zaimponowałeś mi,
chociaż popełniłeś wielki błąd.
Odwróciła
się w jego stronę i po raz pierwszy mógł przyjrzeć się jej z tak bliska. Była równie
oszałamiająca, jak ją zapamiętał, a gdy spojrzał w jej oczy, zdawało mu się, że
nagle znalazł się w zupełnie innym miejscu. Świat stał się całkowicie czarny,
ale nie odczuwało się wcale braku kolorów. Czerń miała tyle odcieni, że
wszystko stanowiło widok barwniejszy niż tęcza. To była czysta magia, choć
kompletnie niezrozumiała dla Dylana.
Pomyślał,
że to przeznaczenie, że dziewczyna go kocha. Musiała go kochać, tak mu się
przynajmniej wydawało, gdy patrzył w jej oczy. Jakimś cudem ten anioł był jego
własnym aniołem, spełnieniem marzeń o odwzajemnionym uczuciu. Triumfował,
myśląc o Adamie. Co chłopak zrobi, gdy dowie się, że jego przyjaciel zdobył
serce najpiękniejszej istoty na Ziemi? On, zwykły uliczny artysta.
–
Wiesz, że to, co robisz, jest ogromnym błędem? – zapytała. Te słowa wydawały
się całkowicie niedorzeczne.
–
Jak to, że się spotkaliśmy, mogłoby być błędem? – zapytał. Jego głos był zachrypnięty,
nienaturalny.
Podeszła
do Dylana, sprawiając, że poczuł wstrząsające ciałem dreszcze. Spojrzała na
niego uważnie, smutno, powoli mrugając. Wydawało się, że jest naprawdę
przygnębiona, jakby miała zadać mu ból. Ale przecież to było niemożliwe.
Wiedział, że nie byłaby w stanie go skrzywdzić.
–
Jesteś pewien, że nie chcesz odejść? – zadała kolejne pytanie. Potem jednak
zaczęła się śmiać. Choć był to śmiech dźwięczny, kryła się w nim jakaś obca
nuta. – Zresztą nie powinnam się pytać, przecież i tak byś tego nie zrobił.
Miała
całkowitą rację. Dylan nie byłby w stanie po prostu się oddalić. Najwyraźniej
ona doskonale o tym wiedziała. Może potrafiła przejrzeć jego myśli, odgadnąć
nawet najskrytsze pragnienia. A może po prostu czuła to samo co on. Może ona
również nie potrafiłaby bez niego funkcjonować. Była jego tlenem, jego życiem,
jego szczęściem.
–
Mogę o coś zapytać? Czy ten zielonooki chłopak… czy on jest dla ciebie kimś ważnym?
– Dylan bał się poznać odpowiedź, nie chciał cierpieć już zawsze. Ale musiał wiedzieć.
–
Nie. Nie kocham go, jeśli o to pytasz – odpowiedziała, a on poczuł, jakby ktoś
zdjął z jego serca ogromny ciężar. Jakże mógł wątpić w jej miłość? Przecież ona
kochała tylko jego.
–
A czy on jest taki jak ty? – Dylan przypuszczał, że towarzysz pięknej nieznajomej
również jest aniołem.
–
Można tak powiedzieć, ale nie do końca – odpowiedziała, właściwie nic nie wyjaśniając.
– Jak ci na imię? – zapytała, zmieniając temat.
–
Dylan.
Powoli
położyła rękę na jego policzku. Poczuł, jak po jego ciele przebiegają kolejne
dreszcze, obmywając go niczym fale tak, że czuł się lekki i zupełnie inny niż
przedtem. Zrobiła jeszcze jeden krok w jego stronę, jej oddech łaskotał mu
policzki, sprawiał, że na twarzy pojawił się lekki rumieniec.
–
Ja jestem Dione. Jak lodowy księżyc, który nosi moje imię. – Te słowa
utwierdziły go w przypuszczeniach, że dziewczyna nie jest człowiekiem. A więc
pochodziła z innego świata? Ale przecież podejrzewał tak już od początku.
–
A może to mnie nazwali na część tego księżyca? Bo mam serce równie zimne jak
on? – zaśmiała się cicho. – Masz mnie za anioła. Twoje myśli mnie śmieszą,
Dylanie, bo jesteś w całkowitym błędzie.
Wprawiła
go w oszołomienie. A więc nie była aniołem? To może wróżką, elfem, jakąś inną
dobrą istotą? W dodatku słyszała jego myśli. Ciężko było mu to pojąć, ale jako
artysta wierzył w rzeczy nadprzyrodzone. Poza tym skoro Dione nie była
człowiekiem, jej nieludzkie zdolności nie wydawały się już aż tak niezwykłe.
–
Zastanawiałeś się kiedyś nad śmiercią, Dylanie? – zapytała spokojnie. Ton jej
głosu zmienił się. Był teraz przeszywający i niepokojąco zimny, choć wciąż
piękny. Wydawało się, że dziewczyna jest przyczajonym zwierzęciem, które
szykuje się do skoku. – Jak ją sobie wyobrażałeś? Jako coś, co po prostu
nadchodzi, czy może jako kostuchę w czarnej pelerynie? Bo widzisz, oba te
przypuszczenia są błędne. Śmierć, Dylanie, ma ludzką postać. Choć może to nie
do końca prawda. Bo gdzie spotkałbyś tak piękną dziewczynę, prawda? W każdym
razie w jakiś sposób przypomina tych wszystkich śmiertelników. Różni się od
nich, oczywiście. Nie starzeje się, potrafi przemieszczać się z niewyobrażalną
prędkością, czasem przybiera postać czarnego powiewu wiatru. Słyszy myśli. A
jedyne, co ją zdradza, to kolor oczu. Te oczy są jej duszą, prawdą.
Wiedział,
że powinien uciec. Zrozumiał, czemu dziwny głos w jego głowie do tej pory
ostrzegał przed podążaniem za dziewczyną. A jednak nie odwrócił się. Nie
dlatego, że i tak bez problemu by go dogoniła. Po prostu ją kochał, mimo tego,
kim była, czym była. Kochał ją całym sercem i był w stanie uwierzyć, że ich
miłość przetrwa.
–
Jesteś taki naiwny – zaśmiała się okrutnie, a potem zaczęła kontynuować swój monolog.
– Trochę prawdy kryje się w tych waszych wyobrażeniach o śmierci. Rzeczywiście
zawsze ubieram się na czarno. Chociaż na pewno nie noszę żadnej okropnej szaty,
tylko drogie suknie. A może wyobrażacie sobie, że trzymam kosę, bo kojarzycie
mnie z okrucieństwem? Tak, jestem okrutna, Dylanie. Zazwyczaj lubię przyglądać
się ludzkiemu cierpieniu, słucham, jak moje ofiary krzyczą, prosząc o
zakończenie swojej marnej egzystencji. Czasami sama zadaję im ból, bawię się
nimi. Ale ty mnie odnalazłeś. Nie chciałam wcale cię uśmiercać. Zbyt dokładnie
mi się przyglądałeś, za dużo razy mnie widziałeś, za bardzo zależało ci, żeby
mnie poznać. Byłeś taki biedny w tej swojej naiwności. Teraz wiesz, kim jestem,
więc musisz odejść. Ale dlatego, że sam to na siebie sprowadziłeś, będę
łagodna. Tym razem obejdzie się bez bólu.
Nie
bał się. Wiedział, że zaraz zginie, ale wciąż ją kochał. I chociaż w jej oczach
nie dostrzegał już niewinności, jedynie okrucieństwo i chęć odbierania życia,
wciąż wierzył, że połączyło ich coś niezwykłego. Nawet, kiedy po raz kolejny
przejechała ręką po jego policzku, a księżyc nadał blask jej niebezpiecznemu
spojrzeniu, nawet wtedy się jej nie przestraszył.
–
Do końca naiwny – zakpiła. – A teraz zadam ci to samo pytanie, które słyszy ode
mnie każdy. Czy jesteś gotowy na śmierć, Dylanie?
Dla
niej był gotowy na wszystko. Nawet na to, by odejść. Nie protestował, gdy pochyliła
się, żeby pocałować go w policzek. Przeszył go dreszcz, poczuł się szczęśliwy,
bo zasmakował dotyku jej ust na swojej skórze. A potem ciało przestało należeć do
niego. Był już tylko duchem. Widział próg ze światła – jasną, piękną smugę,
przez którą musiał przejść, by znaleźć się w lepszym świecie. Zanim odszedł,
zobaczył jeszcze, jak do Dione podchodzi jej zielonooki znajomy.
–
Szybko się z nim uporałaś – powiedział.
–
Postanowiłam być łaskawa i oszczędzić mu bólu – wzruszyła ramionami.
–
A od kiedy to masz w sobie litość?
–
To nie była litość. Po prostu dobroduszność – zaśmiała się nieprzyjemnie,
zdając sobie sprawę, jak niedorzecznie te słowa zabrzmiały w jej ustach. – Ale
jeśli masz mnie irytować, zarazo, to idź lepiej zająć się swoją pracą.
–
Skończyłem już na dziś – uśmiechnął się krzywo. – Postanowiłem tu rozpętać małą
epidemię cholery. No i tchnąłem w jednego takiego niezwykle bolesną chorobę.
Umrze w ogromnych mękach.
–
Och, cóż za nieszczęśnik – westchnęła dziewczyna bez cienia współczucia w
głosie.
–
Po prostu przykuł moją uwagę – wzruszył ramionami chłopak. – Chyba miał na imię
Adam…
–
Adam? Cóż za pospolite imię – prychnęła dziewczyna. – A teraz chodźmy zabić jeszcze
kogoś. Mam ochotę na prawdziwą rozrywkę.
Kopnęła
niedbale ciało Dylana, które wciąż leżało w wąskiej uliczce, a potem, głośno
stukając obcasami, ruszyła przed siebie z szerokim uśmiechem na twarzy.
Zielonooki chłopak spojrzał na nieboszczyka obojętnie, wyminął go i pobiegł w
ślad za swoją niezwykle piękną znajomą.
Mam małe zaległości u Was. Nie sądziłam, że moje wakacje będą tak pełne różnych zajęć, dlatego prawdopodobnie w najbliższych miesiącach cały czas będę miała małe opóźnienia. Ale nie martwcie się, jak nie skomentuję czegoś od razu, na pewno pojawię się w ciągu kilku dni.
Nie mogę się powstrzymać, by się nie pochwalić. Odebrałam dzisiaj wyniki matur i rozpiera mnie duma. Historia na 68%, więc szału nie ma, za to podstawowa matma na 92%, ang na 82% i uwaga uwaga... j. polski na rozszerzeniu na 100%! Do tej pory nie mogę w to uwierzyć, ale dało mi to mnóstwo energii do dalszego pisania i podniosło samoocenę. Co prawda analiza porównawcza to jednak nie to samo co pisanie opowiadań, no ale jednak poczułam się jak prawdziwa humanistka!
Nie mogę się powstrzymać, by się nie pochwalić. Odebrałam dzisiaj wyniki matur i rozpiera mnie duma. Historia na 68%, więc szału nie ma, za to podstawowa matma na 92%, ang na 82% i uwaga uwaga... j. polski na rozszerzeniu na 100%! Do tej pory nie mogę w to uwierzyć, ale dało mi to mnóstwo energii do dalszego pisania i podniosło samoocenę. Co prawda analiza porównawcza to jednak nie to samo co pisanie opowiadań, no ale jednak poczułam się jak prawdziwa humanistka!
Gratuluję tak świetnych wyników z matury :)
OdpowiedzUsuńTen fragment wprost idealnie oddaje charakter Dione i efekt, jaki wywołuje w ludziach. Stopniowo ukazywałaś, jak Dylan poddaje się obsesji, jak nie może ani na chwilę przestać myśleć o nieziemsko pięknej dziewczynie, jak poddaje się jej urokowi i zdolny jest chodzić za nią krok w krok. To, jak porażające wrażenie robi Śmierć, było też widoczne po zachowaniu Adama oczywiście - początkowo niemal kpił z Dylana i jego relacji, jednak gdy tylko na własne oczy ujrzał blondynkę, gotów by rzucić się na własnego przyjaciela, byleby tylko wywalczyć sobie jej względy. Oczywiście wiadomo było, jak się to wszystko skończy - Dione nie posiada czegoś takiego jak sumienie, poza tym ani przez chwilę nie zwątpiłam w to, że zdaje sobie sprawę z obecności chłopaka. No i biedak pożegnał się z życiem... I jak widać Adama niedługo również spotka to samo, skoro Jasper już go dopadł. Fragment jako tako nic do fabuły nie wnosi, ale perfekcyjnie zarysowuje główną bohaterkę i przekazuje całą istotę jej charakteru. Bardzo przyjemnie mi się to czytało :) I Dione wyjątkowo mnie nie irytowała, to jakaś nowość.
Pozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Fragment nic nie wnosi do fabuły, ponieważ nawet z zamysłu nie stanowił fragmentu "Pocałunku Śmierci". Wykorzystałam historię Dione do stworzenia takiej krótkiej formy na jakiś konkurs, na który w końcu chyba nawet tego nie wysłałam i tak "Obsesja" zalegała sobie u mnie na komputerze, więc postanowiłam ją tu wstawić :))
UsuńDziękuję za komentarz.
Witam.
OdpowiedzUsuńJestem fanką krótkich form, jak może zauważyłaś. Po prostu na dłuższe opowiadania nie mam ostatnio czasu, choć są wakacje. To opowiadanie jest specyficzne, ale takie lubię. I ciekawie wykreowani bohaterowie. Żadnych papierowych ideałów, tak trzymać.
Gratulacje, świetne wyniki. Z takimi to polecisz na studia jak ptak na skrzydłach. Powodzenia.
Pozdrawiam. :)
kot-z-maslem.blogspot.com
Nie dziwę Ci się, tym bardziej, że miałabyś u mnie mnóstwo rozdziałów do nadrobienia, gdybyś chciała zacząć czytać któreś z opowiadań. Postać śmierci stworzona jest na wzór tej, która występuje w jednym z moich opowiadań "Pocałunek Śmierci". Tam również Dione nie jest ideałem, nawet wręcz przeciwnie - nie wiem, czy da się znaleźć u niej jakieś pozytywne cechy.
UsuńDziękuję za komentarz.
Szkoda mi Dylana, bo w starciu z Dione nie miał najmniejszych szans. Trochę przykre, że tak bardzo pomylił się w swojej ocenie Dione. Ale ona tak właśnie działa, przyciąga całą sobą, żeby potem ostatecznie zniszczyć. Naprawdę szkoda tak młodego i utalentowanego człowieczka.
OdpowiedzUsuńŁadnie tutaj pokazane jest właśnie to, jak bardzo Dione może zafascynować, jak oszałamiająca jest jej uroda. Nie tylko Dylan ulega jej czarowi, nawet Adam, który przecież jako umysł ścisły rzekomo miał być odporny na wszystkie takie sztuczki ;) Ale Dione to Dione, nie ma wyjątków, każdy potrafi się w niej zatracić i każdego nie spotka na końcu nic dobrego.
Fajnie, że wykorzystałaś Dione w takiej krótszej formie , to tylko daje jeszcze pełniejszy jej obraz :)
Pozdrawiam!
Biorąc pod uwagę, że Dylan nie zamienił z Dione ani słowa aż do ostatniego spotkania, nie miał zbyt dużych szans, żeby przekonać się, jaka Śmierć jest naprawdę ;p
UsuńDziękuję za komentarz.
Gratulację!!! Świetne wyniki (też zamierzam takie osiągnąć zwłaszcza z polaka, gdzie w GM miałam niemal 90% :3 )
OdpowiedzUsuńOpo czytało się przyjemnie szybko (aż za szybko) i płynnie. Dione jednocześnie mnie denerwuję i intruguje, choć Jasper bardziej ;3
Przedstawiłaś tę kluczową, główną część istoty jakąś jest Dione. Podkreśliłaś jej pewność siebie jak i fakt, że dziewczyna doskonale zdaje sobie sprawę ze swego piękna. Jest okrutna, bawi się ludzkimi żywotami, lecz to jeszcze bardziej sprawia, że czytelnik pojmuje, że Dione nie należy już do świata ludzi (a przynajmniej ja mam takie odczucia).
Opisy masz piękne, rzeczowe i profesjonalne czego zazdroszczę i co motywuje mnie samą do pisania (nie tylko czytanie książek, ale i świetnych blogów takich jak Twój c: ).
Fajnie było przeczytać krótszą formę o czymś związanym z Pocałunkiem Śmierci, ponieważ niezmiernie nie mogę się doczekać 6-go rozdziału :P
PS: Dałam Ci komentarz pod Pocałunkiem Śmierci :) Serio śietne, intrygujące opo ;)
Pozdrawiam i mnóstwa weny życzę!
anielskie-dusze.blogspot.com
Z polskiego 90% z matury jest bardzo realnym planem, szczególnie jak się lubi pisać. Może to dziwnie zabrzmi, ale matura z polskiego to była dla mnie przyjemność. Wszystkie inne przedmioty to był stres, przeglądanie notatek aż do ostatniej chwili i martwienie się, że o czymś zapomniałam, a do polskiego nie trzeba się przygotowywać, po prostu przychodzi się i pisze pracę.
UsuńNaprawdę Dione w tej krótkiej formie cię denerwuje? Wydawało mi się, że w opowiadaniu została przedstawiona w o wiele lepszym świetle, niż w PŚ. Rozdział 6 pojawi się już w najbliższym czasie, przynajmniej taką mam nadzieję.
Dostaję powiadomienia na maila o każdym nowym komentarzu, także spokojnie, Twój pod rozdziałem 5 też widziałam ;))
Dziękuję za komentarz.
Może nie tyle co denerwuje, tylko lekko... Nie wiem jakiego słowa użyć. Coś mniejszego od deberwowania XD po prostu tutaj widać tę jej czarny charakterek. W opowiadaniu opisalaś bardziej jej emocje itp a tutaj chodzilo glownie o dwoch kolegow, którzy od pierwszego wejrzenia ją pokochali a ona zabawiła się nim i zabiła oddając mu jego upragniony pocałunek.
UsuńNie wiem czy dokładnie to opisałam co chciałam (cały czas przeżywam finał Euro :P ) ale mniej więcejwięcej o to mi chodzi. Dione w opowiadaniu jest rozszerzona, że tak się wyrażę ;)
Pozdrawiam i weny :)
anielskie-dusze.blogspot.com
Jestem i jednocześnie przepraszam za zwłokę.
OdpowiedzUsuńTen fragment bardzo mi się podobał. faktycznie do opowiadania całościowego by nie pasował, bo zbyt bardzo skupiał się na Dylanie, który nie ma roli w głównym opowiadaniu.
Denerwowało mnie, że tak długo nie podałaś imienia głównego bohaetra. HGdyby miało to pozostać tajemnicą, mogłabym jeszcze to zrozumieć. ale kiedy później pojawiło się imię jego przyjaciela, a Dylana nadal nie, to zaczęło być nie tlko irutyjące, ale i mylące ze wględu na mieszanie podmiotów.
To właściwie jedyne zastrzeżenie, jakie mam. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki pokazałaś chorą wręcz fascynację Dylania Dione. Jakby mieszała w tym palce, cnhoć chyba jednak nie... Ale to aż dziwne. To było naprawdę mocne i destrukcyjne, i rzuciło się najwyraźniej na Artura. Ale najcikawsze w wym wszstkim było to, że w jakis sposób to bylo prawdziwe uczucie. Dylan naprawdę chciał dla niej zginąć, kiedy poznał prawdę o tożsamości Dione. Miało to w sobie głębię.
Zachowanie na końcu niby typowe dla Dione, i dla Jaspera, ale jednak ma w sobie drugie dno to, co zrobili Arturowi.
czytałam też Twój wywiad, nie do końca wiem, jak komentować takie teksty, bo to w końcu rozmowa o prawdziwym problemie z prawdziwą osobą... faktem jest to, że bulimia, podobnie jak i anoreksja, to bardzo ciężkie choroby.
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę i zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com na świeżo dodaną nowość :)
Nie wiem czemu, ale jakoś mam słabość do prowadzenia narracji w taki sposób, że nie wymieniam imienia głównego bohatera. Rzeczywiście mogłam w takim razie do końca go nie zdradzać albo jednak wprowadzić małe zmiany na początku, co ułatwiłoby zrozumienie całego tekstu.
UsuńDione w ten sposób działa na większość śmiertelników, ale że PŚ opisuję raczej z jej perspektywy, nie mogłam wszystkiego tak dokładnie przedstawić od tej drugiej strony. "Obsesja" mi to umożliwiła, więc chyba tym lepiej, że ją tu opublikowałam, bo da nieco szerszy ogląd na zachowanie Dione i na to, jak reagują na nią śmiertelnicy.
No tak, rzeczywiście trudno komentować takie wywiady. Ostatnio przeprowadzałam jeszcze taki dotyczący anoreksji. Teraz już zakończyłam cały cykl, więc zabiorę się chyba za jakieś lżejsze tematy. W każdym razie bardzo mi miło, że przeczytałaś.
Dziękuję za komentarz.
Przyznam się od razu, że nie przeczytałam tego, że ta krótka forma dotyczy "Pocałunku śmierci" i czytając to zaczęłam się zastanawiać o co chodzi i klęłam na tych chłopaków za ich głupotę, niedorzeczność i niedojrzałość. Jednak fakt faktem, że w starciu z Dione i Jasperem obaj nie mieli żadnych szans.
OdpowiedzUsuńPostanowiłam wykorzystać potencjał postaci Dione do stworzenia tego opowiadania. Co prawda nie trzeba było czytać PŚ, żeby móc zapoznać się z tym opowiadaniem, ale dla tych, którzy czytali (i zdawali sobie sprawę, że jest to kolejna historia z życia Dione ;p ), zachowanie bohaterów było na pewno bardziej zrozumiałe.
UsuńJako czytelnik "PŚ" miałem o tyle łatwiej, że wiedziałem o co chodzi już od samego początku. Pomimo tego jednak opowiadanie pokazuje jak łatwa jest miłość w czasach XXI wieku. Młodzi ludzie nic nie wiedząc o tej drugiej osobie, potrafią rzucać często deklaracjami i słowami, które powinny mieć większe znaczenie. Tą fantastyką pokazałaś jak łatwo jest dziś pokochać i jak prosto przychodzi nam nienawiść do nawet najbliższego przyjaciela. Dostrzegam w tym trochę satyry społecznej, cechy wyolbrzymiłaś, z ludzi zrobiłaś karykatury, ale to na plus, bo obraz był dosadny.
OdpowiedzUsuń