Deirdre siedziała przy Diamentowej
Granicy już dłuższy czas. Jak na złość, kiedy akurat chciała porozmawiać z
Lennanem, on się nie zjawił. Dziewczyna nerwowo bębniła palcami o ziemię
porośniętą wilgotną trawą. Była pewna, że po powrocie do domu suknia nie będzie
się do niczego nadawała, ale wcale się tym nie przejęła. Potrzeba rozmowy
zaprzątała całą jej uwagę.
Chyba naprawdę
podświadomie oczekiwała, że skoro jest dziewczyną klasy pierwszej, to wszyscy
będą na jej zawołanie. Czuła się z tym okropnie, ale to nie miało żadnego
wpływu na jej myśli. Nie wiedziała, kiedy się taka stała.
Właśnie wtedy, kiedy rozmyślała
nad swoim okropnym charakterem, zobaczyła Lennana. Na jego widok jej serce
radośnie zabiło. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo się stęskniła. Chłopak
patrzył pod nogi, a kiedy wreszcie uniósł wzrok i ich oczy się spotkały,
wyglądał na zmieszanego.
– Witaj, Deirdre –
zaczął niepewnie.
– Lennan! – wykrzyknęła
i podbiegła do Teorainn. Przycisnęła
do niej dłonie, a potem twarz. Pewnie jej nos i policzki rozpłaszczyły się i
wyglądała głupio, ale kompletnie jej to nie obchodziło.
– Co ty wyprawiasz? –
zaśmiał się.
– Nie wiem – wzruszyła
ramionami i usiadła na trawie, bardzo blisko bariery.
Chłopak zrobił to samo.
Najwięcej czasu spędzali na polanie i rzadko chodzili na spacery, bo ciągłe
trzymanie ręki na Teorainn wydawało
się niedorzeczne.
– Nie wiedziałem, czy
powinienem przyjść…
– Czemu?
– Ostatnio nie miałaś
ochoty rozmawiać.
–
Wiesz co? Zapomnijmy o tym. Dzisiaj jest dzisiaj i tylko to się liczy –
przerwała mu. Nie chciała wracać do minionych wydarzeń.
–
„Dzisiaj jest dzisiaj”? To bardzo przypomina mi podejście Breeny – uśmiechnął
się i od razu spoważniał. – Przepraszam. Chyba nie lubisz, kiedy o niej mówię.
Deirdre
nie zaprzeczyła. Rzeczywiście, miała pewne trudności z zaakceptowaniem, że Lennan
przyjaźni się jeszcze z kimś innym. On chyba był tego świadomy, bo próbował zmienić
temat rozmowy. Deirdre była mu za to wdzięczna, a jednocześnie poczuła strach.
Czy to dobrze, że pozwalała, by ktoś aż tak dobrze ją poznał, by dotarł aż do
jej serca?.
–
Co się stało? – zapytał Lennan po chwili przeciągającego się milczenia.
–
Właściwie to nie wiem. Ostatnio wiele się dzieje. Ale przede wszystkim
poczułam, że muszę z tobą porozmawiać.
Miała
co prawda jeszcze przyjaciółki, ale Cahan wypłynęła na rejs, a kiedy wróciła, stała
się dziwnie cicha. Kiarę natomiast pochłonęły przygotowania do ślubnych
uroczystości i chociaż z pewnością była gotowa wysłuchać przyjaciółki, Deirdre
wolała spotkać się z Lennanem. Stęskniła się za nim.
Przerażało
ją, że chłopak stał się dla niej tak ważny. To właśnie bliskie osoby
najskuteczniej potrafiły ranić. A Lennan mieszkał za Diamentową Granicą i mógł
zniknąć z jeszcze większą łatwością niż inni. To nie tak miało wyglądać! Mieli
tylko czasem rozmawiać, a nie się zaprzyjaźnić.
–
W takim razie słucham. Jaki masz problem?
W pierwszym odruchu
planowała oznajmić, że nie chodzi o nic szczególnego, że po prostu nabrała
ochoty na rozmowę. Ale to byłoby kłamstwo.
–
Czemu tu przychodzisz? – zapytała zamiast tego.
–
Jak to czemu? Bo zawsze spotykamy się na tej polanie – pokręcił głową, nic nie
rozumiejąc.
–
A czemu właściwie się spotykamy?
–
Bo się przyjaźnimy… Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
–
Z Breeną też się przyjaźnisz. Ona ci nie wystarcza?
–
Nie przyjaźnie się z nią. Chyba. Zresztą z nią jest zupełnie inaczej. Mówiłem
ci. Czuję się trochę, jakbym ją wykorzystywał. Nie zwierzamy się sobie, nie
wiem nawet, czy sobie ufamy, więc trudno to nazwać przyjaźnią. Zresztą czy nie mogę
mieć kilku przyjaciół? Deirdre, byłem samotny przez kilka miesięcy, odkąd
rozstałem się z Laveną, pamiętasz? Nie możesz mieć mi za złe, że teraz mam i
ciebie, i Breenę.
Nie
odpowiedziała. Czuła się trochę winna z powodu tego, co powiedziała. Chciała
użyć innych słów, ale te wymknęły się niepostrzeżenie, nim zdołała zamknąć
usta.
–
Nie wiem, co chcesz usłyszeć – dodał Lennan, kiedy ona wciąż milczała. Mówił
spokojnie, chociaż ton jego głosu, niższy niż zazwyczaj, zdradzał podenerwowanie.
– Mam cię zapewnić, że jesteś dla mnie ważna? Przecież wiesz o tym. Wiesz, że
mówię ci rzeczy, których nie mogę zdradzić nikomu innemu. Ty masz Cahan, Kiarę
i Oisina. Masz aż trójkę innych osób, którym naprawdę ufasz. Mnie pozostajesz
tylko ty i Breena. A właściwie jedynie ty, jeśli chodzi o poważne rozmowy.
Zadrżała.
Naprawdę chciało jej się płakać. Miała nadzieję, że nadal starannie to ukrywa.
Ledwie powstrzymała szloch. Albo właśnie była na skraju jakiegoś załamania,
albo zbliżały się comiesięczne czerwone dni i te okropne chwile przepełnione
smutkiem zwiastowały ich nadejście.
–
Deirdre, o co chodzi? – zapytał Lennan już o wiele ciszej.
–
Przepraszam – wyszeptała w końcu. Pomyślała, że jeśli dalej będzie się tak zachowywać,
Lennan uzna ją za wariatkę. Zresztą wcale nie byłby daleki od prawdy. – Przepraszam
– dodała nieco głośniej. – Czy mógłbyś tu trochę na mnie zaczekać? Muszę coś
zrobić.
–
Jak długo?
–
Długo. Możliwe, że aż do zmroku. Jeśli nie możesz, zrozumiem.
–
Poczekam – skinął głową.
Odwróciła się i zaczęła
biec. Rozdarła suknię o jedną z pobliskich gałęzi, ale to kompletnie się nie
liczyło. Miała dużo do zrobienia przed powrotem na polanę, a nie chciała, by
Lennan czekał w nieskończoność.
Zawahała się, nim
zapukała w drewniane drzwi. Nie wiedziała, co właściwie wyprawiała. Przecież to
było całkowite szaleństwo! Mimo wszystko nie odwróciła się i nie uciekła, kiedy
usłyszała kroki wewnątrz domu.
W
progu stanął jeden z jej adoratorów. Widać było, że ucieszył go jej widok, bo
uśmiech rozjaśnił jego twarz. Młodzieniec nigdy nie ukrywał, że pragnie
poślubić Deirdre, tak samo jak nie ukrywali tego podobni mu chłopcy. Blair
wszystkim im dawała nadzieje, chociaż całym sercem wspierała Oisina.
–
Deirdre – ukłonił się i pocałował jej przegub. – Cieszę się, że cię widzę. To
dla mnie cudowna niespodzianka. Szkoda, że mnie nie uprzedziłaś, bo nie mam żadnego
poczęstunku. Gdybym wiedział, kazałbym upiec ciasto. Albo przygotować obiad…
Ale mam wino! Bardzo dobre, czerwone wino z sąsiedniej wyspy…
–
Dziękuję – uśmiechnęła się. Usiłowała wyglądać pięknie, niewinnie i bardzo
krucho. Starała się wyzbyć wszelkich skrupułów i bezwzględnie wykorzystać
młodzieńca, który żywił do niej uczucie. – Właściwie nie wiem, czy wejdę do
środka. Mam do ciebie prośbę…
–
Tym bardziej wejdź. Naleję wina, porozmawiamy. Przecież nie będziemy ustalać
wszystkiego w progu!
–
Nie – pokręciła głowa. – To coś, co wymaga natychmiastowego działania. Ale musisz
obiecać, że jeśli się zgodzisz, zrobisz to bez zadawania pytań.
–
Brzmi tajemniczo. Chciałabyś zrobić coś, co nie przystoi dziewczynie klasy
pierwszej? Chociaż to już masz za sobą, sądząc po twoim stroju – wskazał na
poszarpaną suknię. – Niech będzie – uniósł ręce w obronnym geście, kiedy
zauważył, że Deirdre zamierza się odwrócić i odejść. – Powiedz, czego żądasz, a
ja z przyjemnością to zrobię.
Tym
razem czekało ją trudniejsze zadanie. Musiała porozmawiać z Oisinem. Kiedy tylko
go ujrzała, poczuła ukłucie w sercu. Dawno się nie widzieli, od czasu
pocałunku. Deirdre uświadomiła sobie, że ostatnio ciągle uciekała. Uciekła po
pocałunku z Oisinem, uciekła po rozmowie z Lennanem. Kiedy stała się taka
tchórzliwa?
–
Deirdre – uśmiechnął się niepewnie.
–
Nie byłam pewna, czy mogę tu przyjść…
–
Oczywiście, że możesz. Przecież ostatnio ustaliliśmy: zapominamy o całej
sprawie, prawda? Jest tak jak dawniej i nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia.
Cieszę się, że przyszłaś.
Nie
miała prawa o nic go prosić, a jednak zamierzała to uczynić. Wiedziała, że
chłopak zgodzi się na wszystko i nie miała oporów, by wykorzystać go tak, jak przedtem
pozostałych młodzieńców. Wzdrygnęła się, uświadamiając sobie własną
bezwzględność. Chyba przypominała matkę bardziej, niż jej się zdawało.
–
Ale co ci się stało? Ktoś cię napadł? Próbowano cię okraść? – zapytał Oisin,
spoglądając na jej suknię. W jego oczach dostrzegła prawdziwą troskę.
–
Nie… – właściwie nie była pewna, co powiedzieć.
–
Deirdre, co się z tobą ostatnio dzieje? Jesteś jakaś nieobecna, znikasz na całe
dnie. A teraz wyglądasz, jakbyś stoczyła bójkę.
Wciąż
czekał na odpowiedź, a ona, zamiast się odezwać, z trudem powstrzymywała łzy.
Cudownie, cokolwiek się z nią działo, było to coś niedobrego. Raz zachowywała
się jak własna matka, a w innej chwili wpadała w histerię.
Och, Deirdre, przecież wiesz doskonale, co
ci siedzi w głowie.
Ten mały,
złośliwy głosik zdecydowanie niczego nie ułatwiał, jedynie sprawiał, że miała
ochotę krzyczeć albo znów wybuchnąć płaczem. A tak właściwie powinna być w tej
chwili niewyobrażalnie szczęśliwa. Co za ironia, nie tak wyobrażała sobie obecny
stan.
–
Nie mogę powiedzieć – wykrztusiła w końcu. Po jej policzku spłynęła łza, ale
gniewnie ją wytarła.
–
Deirdre…
Próbował
ją przytulić, ale go odepchnęła. Nie chciała, by to robił. Nie chciała litości,
współczucia czy opieki.
– Nie, proszę, zostaw.
Nie dotykaj mnie.
–
W ogóle cię nie rozumiem – westchnął i zaczął się przechadzać po pomieszczeniu
ze złością malującą się na twarzy. – Czuję się, jakbym rozmawiał z kimś obcym.
Gdzie jest ta dawna Deirdre? Czemu skrywasz tajemnice, pojawiasz się w progu w
zniszczonej sukni i w dodatku wiecznie jesteś smutna? Czy to ja ci zrobiłem?
Czy to przeze mnie? Bo jeśli tak, to mogę odejść, dać ci spokój i…
Czemu
sądził, że całe jej życie kręciło się wokół jego osoby? Może i się przyjaźnili,
ale to nie oznaczało, że Oisin miał na nią aż taki wpływ. Niby był taki łagodny
i troskliwy, a z drugiej strony najwyraźniej też bardzo zarozumiały.
Oj, Deirdre, naprawdę jesteś złośliwa. Zobacz,
co się z tobą dzieje…
– Nie, nie
musisz się obwiniać. To nie ma z tobą nic wspólnego. Kiedyś ci powiem. – Chyba. –
Ale nie dzisiaj. Dzisiaj, jeśli naprawdę masz do mnie zaufanie, musisz mi w
czymś pomóc, bo sama nie dam rady. Obiecaj, że nie będziesz zadawał pytań, a ja
w zamian przysięgam, że już niedługo wszystkiego się dowiesz.
Przez
chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu. Dopiero później skinął głową. Starała
się ukryć poczucie zwycięstwa, chociaż była go w pełni świadoma. I pomyśleć, że
to, co wydawało się pozytywnymi emocjami, skłoniło ją do takiego zachowania.
Bez
słowa udała się w stronę drzwi. W progu ukazało się trzech młodzieńców, z
którymi uprzednio odbyła podobne rozmowy. Oisin wyglądał na zaskoczonego.
–
Po co ich przyprowadziłaś? – zapytał. Najwyraźniej nie podobał mu się widok innych
adoratorów.
–
Wiem, że ze wszystkich sił będziesz starał się pomóc, ale sam nie dałbyś rady.
To nie jest zadanie dla jednej osoby.
Lennan
czekał dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Nie była pewna,
ile minęło czasu od momentu, kiedy się rozstali. Kiedy ją zobaczył, utkwił w
niej uważne spojrzenie, najwyraźniej spodziewając się, że coś ze sobą przyniosła,
że jakoś inaczej wygląda. Ale ona stała przed nim taka sama, co najwyżej bardziej
zaczerwieniona z pośpiechu i z emocji.
–
Załatwiłaś swoją pilną sprawę? – zapytał z lekkim uśmiechem. Starała się odpowiedzieć
tym samym, ale wyszedł jej jedynie krzywy grymas.
–
Można tak powiedzieć. Dziękuję, że czekałeś.
–
Mówiłem ci, od tego są przyjaciele.
Starała
się nie skrzywić. Właściwie powinni się widzieć po raz ostatni. To powinno być
ich pożegnanie i cały czas rozważała, czy pod koniec nie oznajmić, że już
więcej nie pojawi się przy Teorainn.
–
W takim razie chodźmy kawałek dalej, chciałam ci coś pokazać.
Kiedy
wreszcie przedarli się przez krzaki i gęste gałęzie drzew, Deirdre rozejrzała
się z ukłuciem niepokoju. Bała się, że Oisin albo pozostali młodzieńcy nie
dotrzymali obietnicy i wciąż ją obserwowali. Na szczęście nigdzie ich nie zauważyła.
Lennan
przystanął zdziwiony, kiedy wreszcie uświadomił sobie, co znajduje się wśród
drzew. Prawdopodobnie uznał Deirdre za wariatkę tak samo jak wszyscy ci, którzy
towarzyszyli jej podczas wędrówki przez Collie
Fada.
–
Chyba masz dużo przyjaciół. Zdecydowanie
przyjaciół, a nie przyjaciółek, bo nie wierzę, że Cahan i Kiara są na tyle
silne.
–
Poprosiłam o przysługę Oisina i kilka innych znajomych.
–
Masz na myśli znajomych całkowicie zauroczonych nieprzewidywalną i cudowną Deirdre?
– zapytał. Te słowa sprawiły jej radość, chociaż jednocześnie poczuła
niezadowolenie. A więc Lennan był świadomy, że potrafiła bez skrupułów kogoś
wykorzystać. Nie chciała, by miał o niej takie zdanie.
–
Pamiętasz, jak wspomniałeś, że pokażesz mi jedną ze swoich prac? Obiecałam coś
w zamian.
–
Tak, ale nie sądziłem, że mówimy poważnie. Przecież…To musiało być niewyobrażalnie
ciężkie. No i ryzykowałaś, że ktoś dowie się o naszych spotkaniach.
Właściwie
nawet o tym nie myślała, zbyt pochłonięta realizacją całego planu. Dopiero
Lennan uświadomił jej, na jakie niebezpieczeństwo się narażała.
Usiadła na jednym z
powalonych drzew. Zadziwiające, że miało idealną wysokość. W Ádh tyle rzeczy doskonale dopasowywało
się do sytuacji, że czasem wprost nie mogła w to uwierzyć. Zdecydowanie nie
powinna była przynosić harfy do lasu. Wymagało to zaangażowania kilku osób, poza
tym matka zawsze powtarzała, że podróże nie służą instrumentom. W tej kwestii
niewątpliwie miała rację.
–
Gdybyś żył w Ádh, wszystko byłoby
prostsze. Przyszedłbyś do mnie do domu i nie musiałabym targać harfy tutaj. A
potem odwiedziłabym cię w twojej pracowni i obejrzała meble, w których
rzeźbisz.
–
Nieprawda. Gdybyśmy żyli po jednej stronie, nie moglibyśmy się przyjaźnić.
Należysz do klasy pierwszej, pamiętasz? – wymownie spojrzał na swoje ubranie i
opalone dłonie pokryte bliznami – pamiątkami po pracy.
–
Przecież wiesz, że nie jestem jak inni. Nie obchodzi mnie, co przystoi damie, a
co nie.
–
Wiem, już dawno zdążyłem zauważyć – odpowiedział. – Ale twoja matka i tak by na
to nie pozwoliła. Ale teraz to nieważne. Skoro już zmusiłaś tych biednych
młodzieńców do niesienia przez wiele mil niewiarygodnie ciężkiej harfy, to coś zagraj.
Chciałbym wreszcie móc ocenić twój talent.
Spełniła
jego prośbę bez cienia protestu. Zawsze swoją grą opowiadała historie. Tak było
i tym razem. Czuła, jakby otworzyła przed Lennanem całe serce i pozwoliła, by
do niego zajrzał. Pragnęła, by wszystko zrozumiał, a jednocześnie się tego
obawiała.
Uniosła
wzrok, by na niego spojrzeć. Palce nadal same sunęły po strunach, doskonale
wiedząc, co robić. Wszystko wydawało się jak najbardziej na miejscu, bo przecież
muzyka była całym życiem Deirdre. Tymczasem oczy Lennana pozostawały szeroko
otwarte i pełne niespokojnych myśli, uczuć, których dziewczyna nie potrafiła
nazwać.
W
międzyczasie poczuła łzy po raz kolejne gromadzące się pod powiekami. Czemu tak
rozpaczliwie chciało jej się płakać?
Jak to czemu? Bo zamiast szczęścia pojawiła
się rozpacz.
Kiedy w końcu zabrzmiała
ostatnia nuta, chłopak wciąż milczał. Skierowała na niego spojrzenie zielonych
oczu, a on wpatrywał się w nią pogrążony w we własnych myślach.
–
Deirdre… To było takie piękne. Nic dziwnego, że tyle osób stara się o twoją
rękę. Ciągle słyszą, jak grasz… To tak, jakbyś ich czarowała.
–
Dziękuję. Matka uważa, że mam talent, a ja po prostu gram to, co czuję –
wzruszyła ramionami. Modliła się w duchu, by Lennan wyznał, że wszystko
zrozumiał.
–
Cóż, nie czytam w umysłach i jestem raczej prostym chłopakiem, ale jakiekolwiek
emocje nosisz w sercu, są niewiarygodne.
Cała
nadzieja zniknęła. O dziwo razem z nią odeszła ochota na płacz.
–
Graj dalej. Jestem ciekaw, jakie jeszcze emocje kłębią się gdzieś tam w środku.
–wskazał na jej serce.
Ponownie
musnęła palcami struny. Właściwie opowiadała wciąż o tym samym, ale innymi
słowami, inną melodią. Lennan nie mógł jednak tego wiedzieć. Pozostawał głuchy
na prawdę, jak wszyscy inni. To chyba naprawdę musiało być ich pożegnanie. Należało
zachować się w ten sposób, by kompletnie nie oszaleć. Ostatnio życie Deirdre
tak bardzo się skomplikowało…
Grała
jeszcze długi czas, a Lennan siedział w milczeniu z tym samym wyrazem twarzy.
Starała się na niego nie patrzeć. Modliła się, by zrozumiał. A może rozumiał,
tylko wolał udawać, że nie dostrzegł prawdy…
Potem
przypomniała sobie, że Oisin wkrótce miał się zjawić. Przerwała grę i oznajmiła
Lennanowi, że powinien wrócić na polanę tak, by nikt z Ádh go nie zauważył. Chłopak pożegnał się i na odchodne zapytał,
czy wkrótce znów się spotkają. Chociaż Deirdre usiłowała powiedzieć, że nie, że
to już naprawdę koniec, skinęła głową i od razu się za to znienawidziła.
Oisin
znalazł ją roztrzęsioną, opartą o drzewo z nieobecnym wyrazem twarzy. Przytulił
do siebie jej rozdygotane ciało. Nie miała siły, by protestować. Czuła się
niewyobrażalnie zmęczona i pozbawiona nadziei. Wracali do domu w kompletnym
milczeniu. Nikt o nic nie pytał, zgodnie z umową. Na pewno jednak snuli
domysły. Może myśleli, że Deirdre zwariowała. Właściwie w tamtej chwili kompletnie
jej to nie obchodziło.
Usiadła na łóżku i
patrzyła w niebo. Było pełne gwiazd, pięknych, świecących punkcików. Kiedy była
mała, matka opowiadała, że każda z tych gwiazd to czyjeś spełnione marzenie. A
więc tyle ludzkich pragnień zdołało się ziścić! Ciekawe, czy ktoś marzył o tym,
o czym ona w tamtej chwili.
– Czemu mnie nie
zrozumiałeś? – westchnęła. – Ale może to i lepiej. Gdybyś zrozumiał, czułbyś
to, co ja czuję na widok Oisina. Ale myliłeś się – gdyby Teorainn nie istniało, życie naprawdę byłoby prostsze. Nie zwrócilibyśmy
na siebie uwagi. Nigdy nie zamienilibyśmy więcej niż kilka zdań. Nie obchodziłoby
mnie nic poza meblami, jakie robisz. Płaciłabym ci za pracę i do tego
ograniczałaby się nasza znajomość. Tak się cieszyłam, że się spotkaliśmy, że
mam kogoś takiego jak ty. Teraz myślę, że to przekleństwo.
Lennan nie mógł jej
usłyszeć, jedynie noc była powierniczką tych zwierzeń.
– Zauważyłeś, że jestem
smutna. Zauważyłeś, że dziwnie się zachowuję. A to wszystko przez naszą
przyjaźń. Nienawidzę naszej przyjaźni, tak bardzo nienawidzę tego, że się
znamy! Obiecałam coś Oisinowi. Obiecałam, że jeśli nie zaznam miłości, wybiorę
jego. Właściwie oboje byliśmy pewni, że tak się stanie. A co mam mu powiedzieć
teraz? Mam mu powiedzieć, że cię…
Kocham.
Kocham
cię Lennanie.
Kocham
kogoś z klasy średniej.
Kocham
kogoś, kto ma mnie za przyjaciółkę.. To chyba kara za to, co zrobiłam Oisinowi.
Kocham
cię. Naprawdę cię kocham. Teraz przynajmniej wiem, że miłość istnieje.
– Ktoś mógł uprzedzić, że uczucia są tak
bolesne. Do tej pory wierzyłam, że miłość to jedynie szczęście. A teraz?
Przecież ciągle zbiera mi się na płacz, do głowy przychodzą mi bezsensowne
pomysły… Kazałam czterem osobom dźwigać harfę do lasu tylko po to, byś
usłyszał, jak gram, bym być może dostrzegła uśmiech na twojej twarzy. Jestem
zazdrosna o twoja znajomość z Breeną. Nienawidzę myśli, że z nią przebywasz.
Nie tak to powinno wyglądać. To do mnie powinni wzdychać młodzieńcy, których
miłości nie odwzajemniam. To nie ja powinnam cierpieć.
Łza
spłynęła po jej twarzy. A potem do słonej kropli dołączyła kolejna. I następna.
Płynęły nieprzerwanie, a Deirdre siedziała w milczeniu. Jej wargi poruszały się
wciąż w ten sam sposób, przesyłając rozpaczliwe wołanie do kogoś po drugiej
stronie Teorainn. Dwa słowa. Nie
sądziła, że będą niosły ze sobą tyle rozpaczy.
Kocham cię.
Kocham.
To, ze tak bedzie, nie miało byc żadna tajemnica. Deirde zaskoczyła mnie swoim pomysłem. Faktycznie wykorzystała tych chłopaków, ale z drugiej strony to było nkesamowicie romantyczne wobec Leanna. Nie powiedział tego, czego oczekiwała, ale to nie znaczy, ze tego nie czuje. Nie wiem, czy w chwili obecnej potrafi nazwać swoje prawdziwe uczucie wobec Deirde, ale wiem, ze nie chciał powiedzieć za dużo z powodu bariery. Tylko ze i tak jest juz za późno. Najwyraźniej. Choc szczerze mówiąc, zdziwiłam sie, E postanowiłaś tak szybko nazwać wprost emocje dziewczyny. Chyba lepiej byłoby przytrzymać ja nieco dłużej w tym stanie zawieszenia; dziwnej irytacji. Ale to wyznanie na końcu... Było piękne i bolesne. Musisz zrobic cos z ta bariera!
OdpowiedzUsuńO uczuciach Lennana i o tym, ile zrozumiał (albo nie zrozumiał) z tego nietypowego spotkania będzie w kolejnym rozdziale, więc wolę niczego na razie nie zdradzać. Nie wiem, czy to naprawdę tak szybko. W końcu to już 20 rozdział, a nie chciałam bardziej rozwlekać akcji. Deirdre już dawno myślała o Lennanie bardzo dużo, po prostu dopiero teraz przyznała przed samą sobą, jakie żywi do niego uczucia.
UsuńNo tak, to prawda ze mysli o nim od dłuższego czasu, ale zastanawiające jest to, Ze tak dość... Nagle nazwała swoje uczucia. Ale czasem chyba tak wlasnie jest. Nie moge sie doczekać perspektywy Leanna w takim razie :) zapraszam takze do siebie na nowosc ;)
UsuńNie wiem, kiedy zabiorę się za to dłuższe opowiadanie. Nie lubię czytać partyjnie. Wolałabym wszystko ogarnąć za jednym zamachem.
OdpowiedzUsuńPlanujesz może w najbliższym czasie jakąś krótszą formę?
Pozdrawiam. :)
Pewnie jakaś krótsza forma niedługo się pojawi, bo staram się wstawiać posty na zmianę. Na pewno w pierwszej kolejności będzie teraz następny rozdział "Pocałunku Śmierci". A potem możliwe, że przyjdzie czas właśnie na jakąś miniaturkę ;))
UsuńCóż... Chyba wszyscy się spodziewaliśmy, że tak będzie, prawda? Choć ja wyobrażałam sobie ten wątek w scenariuszu nieco inaczej. Sądziłam, że to Lennan pierwszy się zakocha, albo że oboje zdadzą sobie sprawę ze swojego uczucia niemal jednocześnie. Tymczasem, zamiast się cieszyć, że Deirdre w końcu poznała smak miłości, jestem niemal tak samo smutna jak ona. Bo bardzo dobrze wiem, co oznacza to uczucie. To, że Lennan jest z klasy średniej jest akurat najmniejszym problemem. Przecież oni nie mogą nawet normalnie się spotykać, ciągle oddziela ich Diamentowa Granica i nie zanosi się na zmiany w tej kwestii. Deirdre ma też umowę z Oisinem, którą teraz teoretycznie powinna zakończyć. A, co najważniejsze i chyba najbardziej bolesne - wydaje mi się, że Lennan nie odwzajemnia jej uczuć, przynajmniej jak na razie. Może przez to całe zamieszanie z Laveną oraz pojawienie się w jego życiu Breeny sprawiło, że nie zastanawiał się zbytnio nad swoją relacją z Deirdre. Albo po prostu od samego początku trzeźwo oceniał sytuację i wiedział, że nie może liczyć na nic więcej, bo to jest po prostu fizycznie niemożliwe. Choć może ta gra na harfie coś mu uświadomiła? W zasadzie... Jeśli nie, może to nawet i lepiej. Deirdre będzie cierpieć przy ewentualnym odrzuceniu, ale nie aż tak bardzo, kiedy się okaże, że Lennan też jest zakochany, a oboje nie mają najmniejszych szans na związek. Sama nie wiem, trzeba przyznać, że cała sprawa jest niesamowicie pogmatwana. Dodatkowo żal mi Oisina, który jest tak ślepo zapatrzony w tę dziewczynę (w sumie tamci też), że zgodził się na ten niedorzeczny pomysł, by przytargać harfę do lasu i potem zostawić Deirdre samą. Chociaż może obserwował ją z ukrycia? Może już wie, co się kryje za jej częstymi wizytami w tym miejscu? Jestem pewna, że to i tak prędzej czy później wyjdzie na jaw, pytanie tylko kiedy i w jaki sposób.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, bardzo dobrze oddałaś emocje głównej bohaterki, choć ta nieco mnie tym razem irytowała :D Pozdrawiam <3
No tak, sądzę, że wątek miłosny dla nikogo nie był wielkim zaskoczeniem. Inaczej ta bariera nie byłaby tak istotna w opowiadaniu :))
UsuńNiestety, nie jest to wymarzony związek. Bariera, różnice społeczne, Oisin, jeszcze gdzieś tam kręci się Breena, a Lennan wciąż pamięta o Lavenie...
Oisin jest rzeczywiście ślepo zakochany, o czym zresztą może świadczyć choćby fakt, że wiedząc, że Deirdre nigdy nie będzie go kochała i tak chce z nią wziąć ślub. Zrobiłby wszystko, o co go poprosi, dlatego nawet przed targaniem harfy do lasu się nie wzbraniał. Ale zdecydowanie ta sytuacja da mu do myślenia, że dzieje się coś dziwnego.
Charaktery Lennana i Deirdre wraz z rozdziałami będą się nieco zmieniać, więc pewnie oboje mogą cię jeszcze nieraz zirytować ;p
Nie jestem zaskoczona tym, że Deirdre zakochała się w Lennanie, bo czułam, że prędzej czy później ich znajomość właśnie tak się skończy. Ale nie podejrzewałam, że to się stanie już i że przyniesie jej tyle smutku. Ten rozdział czytało mi się nadzwyczaj dobrze. Raz – przez te wszystkie emocje, które przekazałaś, a dwa – bo nie mogłam się doczekać wyjaśnienia, po co jej było czterech mężczyzn:D
OdpowiedzUsuńNaprawdę uważam, że świetnie przekazałaś tutaj wszystkie uczucia dziewczyny. To, że po latach bycia adorowaną przez chłopaków, którzy kompletnie jej nie interesowali, wreszcie poznała kogoś, kto zawrócił jej w głowie. To jak bardzo jej z tego powodu źle, bo nie wie co robić, to że nie potrafiła się pożegnać, chociaż czuła, że powinna. A do tego wszystkiego jeszcze ten biedny Lennan, który kompletnie nie rozumie co się dzieje. To chyba jeden z lepszych rozdziałów w Twoim wykonaniu, o ile nie najlepszy. Przynajmniej moim zdaniem.
Pozdrawiam! ;)
Bardzo dziękuję za tyle miłych słów! Nie mogę przestać się uśmiechać ;))
UsuńRelacja Deirdre i Lennana zawsze będzie niosła ze sobą jakiś rodzaj smutku. Za dużo ich dzieli i nie chodzi tylko o Teorainn. Nawet gdyby bariera nie istniała, nie mieliby lekko.
I stało się! Deirdre zakochała się w Lennanie. Wyraziła swoje uczucia poprzez granie na harfie, pomimo tego, że wykorzystała do tego swoich adoratorów... Ale zapewne nie chciała, by to tak wyszło.
OdpowiedzUsuńKońcówka rozdziału bardzo mi się podobała - zgrabnie opisałaś uczucia dziewczyny.
Zastanawiam się, co tam kryje się w sercu Lennana. Zapewne on traktuje ją na razie jako przyjaciółkę - jego serce jest jeszcze zranione, choć powoli leczy się z miłości do Levany. Trzeba trochę czasu, by Lennan mógł znów komuś ofiarować swoje serce :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Jak już wspomniałam wyżej - o Lennanie i jego uczuciach już w najbliższych rozdziałach. Niewątpliwie czuje się co najmniej zaskoczony, bo raczej nie przyszło mu do głowy, że Deirdre przytarga harfę do lasu i będzie się tak dziwnie zachowywać.
UsuńJestem odrobinę zaskoczona. Fakt, to jasne było, że w którymś momencie któreś z nich się zakocha (albo zrobią to nawet jednocześnie xd), ale nooo jakoś tak typowałam, że to Lennanek jako pierwszy poczuje coś więcej do Deirdre i że to jeszcze jakoś później się wydarzy, a tymczasem to ona coś poczuła, ba, już teraz jasno to swoje uczucie określiła. Biedna ta Deirdre teraz, bo nie dość, że Lennan jak na razie zdaje się nieco błądzić we mgle i zupełnie nie ogarnia, co się dzieje, to Deirdre jeszcze ciągle myśli o tej barierze, która ich tak niefortunnie od siebie oddziela. To jest chyba jednocześnie najlepsze i najgorsze, co mogło ich spotkać. W końcu gdyby nie bariera, pewnie by się nie spotkali lub co gorsza, jeśliby się spotkali to i tak ze względu na różnice w pochodzeniu, nie mieliby zbytnio okazji do zaprzyjaźnienia się. A nawet gdyby się zaprzyjaźnili, to mam wrażenie, że Deirdre mimo wszystko baaardzo ciężko byłoby się przeciwstawić tym wszystkim zasadom, które narzuca jej pochodzenie z wyższej klasy. O ile Deirdre stara się myśleć o sobie jak o buntowniczce, to ja nie do końca jestem przekonana, że w sytuacji, która wymagałaby ewidentnego sprzeciwu z jej strony, ona by podołała. Czasem mam wrażenie, że jej bunt tak naprawdę ogranicza się do polowań, ale nie niesie za sobą jakichś większych czynów bądź postanowień. Ale wracając do tej bariery… tak, początkowo to mogło być coś, co Deirdre i Lennanowi pomogło, bo dzięki temu mogli się zakumulować, ale teraz, gdy ta ich znajomość, przynajmniej u Deirdre, wskakuje na wyższy poziom, to bariera jest przekleństwem. Cóż, jak Lennan wreszcie zrozumie, co się dzieje, to będą mogli zacząć działać i próbować jakoś tę barierę przechytrzyć, chociaż myślę, że to jednak niekoniecznie może być wykonalne… Ale niech próbują, kto wie ;)
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to świetny miała pomysł Deirdre, fajnie to wyszło :D Szkoda tylko, że musiała swoich adoratorów nieco wykorzystać, ale myślę, że można jej to wybaczyć, w końcu to była sprawa wielkiej wagi:D
Pozdrawiam!
Przez te Werterowskie rozmyślania Lennana chyba wszyscy typowali go jako tego, który pierwszy się zakocha. Z drugiej strony to właśnie Deirdre ciągle szuka swojej bajkowej miłości, a Lennan wciąż wspomina Lavenę, a z drugiej strony "chwyta chwile" z Breeną.
UsuńMoże rzeczywiście ten bunt Deirdre jest taki nie do końca prawdziwy. Przy mieszkańcach Adh udaje idealną córkę tak, jak oczekuje tego Blair i pewnie nawet gdyby nie matka, D. nie byłaby w stanie tak otwarcie łamać zasad społecznych.
Spokojnie, po coś tę barierę umieściłam w opowiadaniu, także na pewno będą próbowali ją pokonać :))
Przeczytałam. Trochę to trwało zanim tutaj do ciebie dotarłam, ale zrobiłam sobie małą przerwę od bloggowania. Chyba tego potrzebowałam. W każdym razie teraz jestem i powiem ci, że rozdział mi się podobał.
OdpowiedzUsuńDeidre nie jest idealna. Zachowuje się nieco z wyższością, w dużej mierze udaje, że jest taka, jak oczekują od niej otaczający ją ludzie, ale jednocześnie wydaje mi się, że mocno na tym cierpi. Nie powiem, żeby mnie zdziwiło, że w końcu przyznała, że Lennan jest dla niej niezwykle ważny i darzy go czymś więcej, niż tylko przyjaźnią. To chyba nie miał być element zaskoczenia. Zdziwiło mnie jednak, że to ona pierwsza doszła do takiego wniosku. Bardziej obstawiałam, że to L. się pierwszy hmm... zakocha. Tym czasem on zdaje się tego nie zauważać i nie rozumie zachowania dziewczyny. Ciężka sprawa. Ta bariera chyba do tej pory nie sprawiała aż tyle trudności...
Co jeszcze? Podobał mi się fragment z grą na harfie. Trochę rozbawiło mnie, że dziewczyna wykorzystała swoich adoratorów, aby móc wykonać swój pomysł, ale potem jak zaczęła grać, zrobiło się znacznie poważniej. Niemal wyobraziłam sobie, jak skupia się na grze, jak w ten sposób otwiera się i pokazuje, co tak naprawdę czuje. To było piękne. Ciekawe do jakich wniosków doszedł Lennan. Czy i dla niego bariera zacznie być bardziej uciążliwa?
Czekam na kolejny i pozdrawiam!
UsuńNie chciałam, żeby jakakolwiek z postaci była idealna. Nie dość, że takie osoby w książkach mnie zazwyczaj irytują, to są bardzo nierealistyczne. Co prawda Deirdre i tak mnie czasem irytuje, ale to raczej, właśnie ze względu na niektóre jej wady ;p
Chyba wszyscy zakładali, że to Lennan pierwszy się zakocha. W takim razie cieszę się, że udało mi się was zaskoczyć.
Harfa to jednak wielki instrument, więc Deirdre sama pewnie nawet nie przepchnęłaby jej przez próg. Niezbyt dobrze z jej strony, że tak wykorzystała tych wszystkich zakochanych w niej chłopaków, ale z drugiej strony nie protestowali ;p
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że wróciłaś!
Jestem tu pierwszy raz i jest świetnie <3 Muszę przeczytać poprzednie rozdziały :D Prawie się popłakałam razem z Nią w tym zakończeniu... Kocham Cię Kocham najpiękniejsze <3
OdpowiedzUsuńhttp://chcebyckopciuszkiem.blogspot.com/ jeśli masz chwilkę zapraszam
W takim razie mam nadzieję, że poprzednie rozdziały też ci się spodobają.
UsuńDziękuję za komentarz!
Jejkuu... ale to było piękne! Przecudowny rozdział... naprawdę, zwłaszcza końcówka. Fakt faktem, wiedziałam od samego początku, że to się tak skończy, jednak mimo wszystko scena, kiedy Deirdre grała na harfie wzbudziła we mnie wiele emocji. A zakazana miłość nie dość, że smakuje najpiękniej, to jeszcze najsilniej boli. Nie ukrywam, że mam nadzieję, iż niewidzialna granica z czasem zniknie, stanie się coś, dzięki czemu Lennan wreszcie będzie mógł dotknąć Deirdre, jednak zastanawiam się, jak mogłoby to nastąpić.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Lennan również czuje do dziewczyny coś więcej niż tylko przyjaźń, tyle tylko, że najzwyczajniej w świece nie chce tego przyznać nawet przed samym sobą. Lubi towarzystwo Breeny, bo to zupełnie niezobowiązujące, bezuczuciowe. Według mnie, wbrew pozorom rana po stracie Laveny dalej się nie zagoiła.
Ech, wydaje mi się też, że Deirdre popełniła błąd, prosząc o pomoc jej adoratorów. Mimo iż tamci są w nią ślepo zapatrzeni, prędzej czy później zauważą, że dziewczyna ich wykorzystuje, a przez to mogą się na niej zemścić. Zwłaszcza, że tamta poniekąd zdradziła im swój sekret - w końcu niby po co kazała im przynieść harfę do lasu? Pozostaje mi więc czekać na nowy rozdział, zobaczymy, co z tego wyniknie! :D
Pozdrawiam serdecznie :*
Bardzo dziękuję za te komplementy!
UsuńGranica tak sama z siebie nie zniknie, skoro jest na wyspie już od pokoleń. Nikt jednak do tej pory nie próbował jej przekroczyć, więc kto wie, może jest to możliwe..?
O uczuciach Lennana będzie sporo w kolejnych rozdziałach, więc wtedy będziesz mogła się dowiedzieć, czy nadal myśli o Lavenie i co sądzi o nietypowym spotkaniu z Deirdre.
D. zachowała się trochę nierozważnie i będzie to miało pewne konsekwencje, bynajmniej nie będzie chodziło o chęć zemsty.
Bezpośrednio po przeczytaniu mnie zatkało. Po prostu zabrakło mi słów, którymi mogłabym opisać to, co przeczytałam. Aktualnie minęło od tamtego momentu co najmniej piętnaście minut i muszę przyznać, że trochę ochłonęłam. I tak nareszcie nadrobiłam zaległości i mam za sobą te ostatnie cztery rozdziały.
OdpowiedzUsuńMoże to, że Deirdre kocha Lennana nie powinno mnie zaskoczyć - i w sumie jakoś bardzo nie zaskakuje - niemniej jednak... Nie spodziewałam się, że tak szybko dziewczyna przyzna sama przed sobą, że darzy chłopaka uczuciem. Co prawda zmiany w niej były zauważalne, sama dziwiła się swojemu zachowaniu, ale... Cóż w zasadzie to jestem jednocześnie rozradowana. Zastanawiałam się, jak długo zajmie jej zauważenie tego oczywistego faktu, po tym, jak zareagowała na wyznanie Lennana, że całuje się z Breeną, a tu taka niespodzianka! Chyba sama zaczynam się już nakręcać, ale mam tak wielką ochotę przeczytać ciąg dalszy, że chyba zaczyna mnie ona rozrywać od środka. No bo cóż... Aktualnie liczę na zrozumienie całej sytuacji przez Lennan - dostrzeżenie tego, co dziewczyna chciała mu przekazać. Plus odwzajemnienie jej uczuć. Swoją drogą nie wydaje mi się to takie niewyobrażalne, bo może i całuje się z inną, ale... No właśnie to Deirdre siedzi mu w głowie. Niestety tu zaczyna się największy problem, a mianowicie teorainn... Aaaa! Mam ochotę krzyczeć! Co prawda oczekiwałam takiego obrotu spraw. Cały czas zastanawiało mnie kiedy to nastąpi, a teraz? Po prostu rozrywa mnie od środka sam fakt nieprzekraczalne granicy. Oni sobie z nią poradzą prawda? Daj mi jakąś nadzieję! Oczywiście najpierw poczekam na odkrycie uczuć przez chłopaka, ale... Dobra koniec na ten temat! Ja po prostu będę czekać na ciąg dalszy. A i nie mam nic przeciwko temu, że Deirdre wykorzystała swoich adoratorów. Mam tylko nadzieję, że wkrótce określi im, jakie tak naprawdę dla niej stanowisko obejmują i nie będzie dawała im już złudnych nadziei. W końcu jest to na swój sposób okrutne. Nawet jeśli osobiście nie przepadam za tymi facetami - chociaż nawet zbytnio ich nie znam.
Zanim skończę ten komentarz poruszę jeszcze temat Cahan. Zdecydowanie dziewczyna jest zbyt lekkomyślna. Chociaż przyznaję, że sama dałam się uwieść temu grajkowi i zdecydowanie nie spodziewałam się, że okaże się on takim... łajdakiem - to chyba całkiem trafne określenie. Ale tamtej sytuacji są też plus. Ten "nieznajomy" chłopak, który cały czas ma na nią oko... Przyznaję, że ja zaczynam mieć "oko" na niego. Zaintrygował mnie. No i przyznaję, że mimo iż nie wypowiada on zbyt wielu słów w towarzystwie dziewczyny - polubiłam go. W sumie przypadł mi do gustu jakoś tak od razu, samym tym, ze pilnował Cahan, a teraz? Stając się dodatkowo jej wybawcą jeszcze bardziej zyskał w moich oczach i nic nie mogę poradzić na to, że zaczęłam go widzieć u boku dziewczyny. To mógłby być naprawdę ciekawy wątek!
Historia tak niesamowicie się rozwija i tak mnie wciąga, że już chcę więcej! W sumie, jak zawsze po każdym kolejnym przeczytaniu następnego rozdziału. Ale ja najchętniej przeczytałabym już całość. Poznała całą historię, jej rozwinięcie... Tak więc życzę weny! Piszesz genialnie! Pozdrawiam serdecznie :) I mam nadzieję, że tym razem będę na bieżąco i skończę z tym znikaniem z blogosfery. Ale czy tak się stanie? Czas pokaże ;) Do napisania!
Dopiero teraz zobaczyłam, że zostawiłaś tak długi komentarz, za który bardzo dziękuję. Cieszę się, że opowiadanie wzbudza tyle emocji i że Ci się spodobało.
UsuńLennan nie do końca rozumie, co się właściwie stało i niestety nie jest tak domyślny, jak chciałaby tego Deirdre, dlatego targanie harfy do lasu i cały ten koncert bardzo go zaintrygowały, ale trafnych wniosków raczej z całej tej sytuacji nie wyciągnął.
Jak pewnie można się domyślać, towarzysz Cahan pojawi się jeszcze w niejednym rozdziale, więc będziesz miała okazję go poznać. Chociaż dużo będzie też milczał, w końcu Cahan płaci mu przede wszystkim za słuchanie, a nie mówienie ;p
Spodziewałam się tego, że któreś z nich się zakocha. Chociaż szczerze myślałam, że to jednak będzie Lennan, a tu taka niespodzianka.
OdpowiedzUsuńBiedni chłopacy, tyle musieli tachać tę harfę.
Teraz Teorainn rzeczywiście stał się przeszkodą. Ciekawi mnie, dlaczego w ogóle ta bariera się tam pojawiła. I czy może zniknąć...
Dobrze, że jeszcze mam rozdział do przeczytania. Gdybym w tym momencie skończyła, to bym dosłownie miała kaca książkowego.
Lennan ze swoją emocjonalnością i ciągłym rozpamiętywaniem miłości do Laveny rzeczywiście mógłby być tym, który znów bez pamięci się zakocha. Z drugiej strony Deirdre od dawna poszukiwała wielkiej miłości i w końcu ją znalazła. Z tym że nieco niefortunnie ulokowała swoje uczucia.
UsuńPrzyszło mi na myśl, gdy czytałam ten rozdział, że gdyby rzecz działa się w czasach współczesnych to wystarczyłoby nagrać jak gra i nie trzeba by było tyle trudu, tylu zaangażowanych osób.. jednak wygoda odbiera to coś, te starania, ich wagę. Przez ciebie zacznę żałować, że nie żyję w jakimś średniowieczu...
OdpowiedzUsuńA więc jednak słowa przyjaciółki okazały się być prorocze, przez tę granicę zaczęła cierpieć, bo ona skłoniła ją do zapoczątkowania znajomości z kimś na kogo nigdy by nie spojrzała, gdyby był częścią jej świata, a jednocześnie ta bariera zabrania się tej relacji, która między nimi powstała, na jakiekolwiek rozwinięcie.
Z jednej strony współcześnie do takiej sytuacji by nie doszło i byłoby mniej romantycznie, ale za to Lennan mógłby nagrać ten występ, zapisać go na płycie czy komputerze i odtwarzać w domu za każdym razem, kiedy będzie miał ochotę. A tak szybko zapomni dźwięków granych melodii, a Deirdre raczej szybko nie powtórzy takiego występu.
Usuń