Kiedy
chłopiec pierwszy raz zobaczył domek w lesie, było to zaledwie kilka desek
ledwo trzymających się na zardzewiałych gwoździach. Przesiąknięta wilgocią i
zniszczona przez upływ czasu konstrukcja wyglądała, jakby zaraz miała runąć.
Chłopiec czuł jednak, że domek jest strażnikiem wielu niezwykłych historii i że
nie można tak po prostu pozwolić mu się rozpaść. Zgromadził więc w lesie
wszystkie potrzebne narzędzia i od tej pory każdego dnia spędzał wiele godzin,
próbując tchnąć w domek nowe życie, a tym samym pozwolić, by niewielka chatka
mogła dalej stanowić część czyjejś historii.
Chłopiec sprawnie
radził sobie z rąbaniem drewna i szlifowaniem desek. Szybko odbudował szkielet
domu, starannie wymieniając wszystkie spróchniałe i połamane deski, wbijając
nowe, błyszczące w słońcu gwoździe i zalepiając dziury w dachu. Po kilku
tygodniach wytrwałej pracy domek był już gotowy. Niewielka chatka pośrodku lasu
stała się niezwykłym miejscem, które należało tylko do chłopca.
Ale choć ściany zostały
wykonane z największą starannością i nie było w nich już dziur czy pęknięć,
wnętrze pozostało puste i pozbawione życia. Chłopiec wiele czasu spędził,
dumając, jak sprawić, by domek stał się czymś więcej niż zwykłą chatką.
Postawił nadać mu nazwę i tym samym uczynić miejscem jedynym w swoim rodzaju. Długo
przygotowywał deskę do przybicia nad drzwiami, szlifował ją z niezwykłą troską,
podświadomie czując, że ten niepozorny kawałek drewna pozwoli chatce zyskać
duszę. Odwlekał też coraz bardziej chwilę, w której mógłby wreszcie przygotować
napis, bo żadna nazwa nie wydawała się odpowiednia. Chłopiec zdecydował więc,
że poczeka, aż nazwa sama do niego przyjdzie, pojawi się w jego głowie, nie
pozostawiając żadnych wątpliwości co do swojego znaczenia. Dni jednak mijały, a
deska wciąż czekała oparta o ścianę, aż czyjaś ręka napisze na niej odpowiednie
słowa.
Chłopiec odwiedzał
domek każdego kolejnego dnia, choć nie pozostały już żadne dziury do zalepienia
czy gwoździe, które należało wymienić. Najczęściej spędzał więc długie godziny
przed chatką lub siedząc w jej pustym wnętrzu, wdychając zapach lasu i świeżo
wymienionych desek. Któregoś dnia,
kiedy jak zwykle podążał doskonale już zananą mu drogą, tuż przy ścieżce prowadzącej
do lasu spotkał niezwykłą dziewczynkę. Miała długie, rude włosy, brudne od pyłu
stopy, a przez ramię przerzuciła niewielki tobołek. W ręce trzymała dużą
klatkę, w której znajdowało się wiele kolorowych motyli niespokojnie
trzepoczących skrzydłami.
– Dokąd idziesz? –
zapytał chłopiec bardzo zdziwiony widokiem dziewczynki. Czasami spotykał
wędrowców, ale zawsze byli to dorośli mężczyźni. A już na pewno żaden z nich
nie nosił ze sobą klatki pełnej motyli.
– Szukam swojej własnej
nieskończoności – odpowiedziała dziewczynka z lekkim uśmiechem.
– A co to jest własna nieskończoność? – zdziwił się
chłopiec.
– To takie miejsce,
którego nie da się wyrazić żadnymi słowami. Twoje własne i zbyt wyjątkowe, byś
mógł opisać je w jakiejkolwiek skali. Związane z chwilami albo uczuciami, do
których zawsze chcesz wracać i które najlepiej pokazuje, kim jesteś. Żeby
naprawdę poznać człowieka, wystarczy dowiedzieć się, co jest jego własną
nieskończonością. Ja jeszcze swojej nie znalazłam.
Chłopiec nadal
wpatrywał się w dziewczynkę z zaciekawieniem. Zastanawiał się, czy on sam ma
już własną nieskończoność. Może nieskończonością był dla niego dom, w którym
zawsze czekali na niego rodzice? A może niewielka górką nieopodal domu, z
której często obserwował zachody słońca?
Nie zdążył jednak o to
zapytać, bo naraz ciężkie, granatowe chmury, które znikąd pojawiły się na
niebie, zaczęły uginać się pod ciężarem wody i już po chwili wypuściły z siebie
cały deszcz. Dziewczynka pisnęła, kiedy kolejne zimne krople zaczęły spływać
jej po twarzy. Chłopiec bez wahania wbiegł na leśną ścieżkę i machnął ręką w
stronę dziewczynki, by ruszyła za nim.
Schronili się w leśnej
chatce, która wdzięczna za wymienienie starych desek i zalepienie dziur w dachu
wiernie osłaniała ich przed deszczem. Dziewczynka z zaciekawieniem rozejrzała
się po pustym wnętrzu chatki. Chłopiec tymczasem błądził wzrokiem od rudych
włosów dziewczynki do klatki z motylami, którą postawiła na podłodze. Teraz
piękne stworzenia jeszcze bardziej trzepotały drobnymi skrzydełkami, chcąc jak
najszybciej je wysuszyć.
– Co to jest? –
zapytał.
– To moje wspomnienia.
Widziałam już pół świata podczas poszukiwań nieskończoności. Z każdego miejsca
zabieram ze sobą wspomnienie, żeby już zawsze było ze mną i żeby nie zapomnieć
o żadnych pięknych chwilach. – Otworzyła
klatkę i delikatnie wyjęła z niej motyla o skrzydłach białych jak mleko,
upstrzonych plamami błękitu i szarości. – Kiedyś byłam na najwyższej górze,
której szczyt znajdował się ponad chmurami. Nic, tylko morze mgły i białego
puchu. Jakbym znajdowała się ponad rzeczywistością. A to… – Tym razem wskazała na motyla, którego
skrzydła mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. – To jest wspomnienie z
jaskini, w której widziałam kolorowe sople. Kiedy kapała na nie woda, grały
piękne melodie.
– Widziałaś dużo niezwykłych
rzeczy – westchnął chłopiec, podziwiając inne motyle i próbując zgadnąć, z
jakimi wspomnieniami są związane.
– To prawda. Ale żadne
z tych miejsc nie było moją nieskończonością.
Dziewczynka z lekkim
żalem odłożyła motyla do klatki, a potem starannie zamknęła drzwiczki i znów
zaczęła rozglądać się po wnętrzu chaty. Ciszę przerywał tylko rytmiczny stukot
kropli spadających na dach i nieustający trzepot motylich skrzydeł.
– Co to za miejsce?
– To moja chatka.
Znalazłem ją, kiedy była już bardzo zniszczona i postanowiłem odbudować. Ale brak
w niej życia.
– Nie szkodzi. Łatwo
można to zmienić. Pomogę ci, jeśli pozwolisz mi zatrzymać się tutaj na kilka
dni i odpocząć przed dalszą drogą. Widziałam wiele piękna na świecie, mogę
sprawić, że tu też będzie pięknie i domek zyska duszę.
Chłopiec zgodził się
bez wahania. Dziewczynka poleciła mu więc, by jak najszybciej zrobił drewniany
stół i kilka krzeseł, a nad oknem przymocował wąską, długą deskę. Potem
rozwinęła tobołek, w którym jakimś sposobem zmieściło się wiele rzeczy, w tym
piękna, lekko połyskująca chusta. Dziewczynka bez wahania przedarła ją na pół i
zaczęła obszywać srebrną nicią. Chłopiec przyglądał się temu w milczeniu.
Chciał, by dziewczynka opowiedziała mu więcej o wszystkich niezwykłych
podróżach i wspomnieniach z nimi związanych, ale z jakiegoś powodu wolał nie
przerywać ciszy.
Kiedy przestał padać
deszcz, wyszli na zewnątrz, gdzie chłopiec rozpalił ognisko. Położył przy nim
przeznaczone na meble deski, by szybciej wyschły i by już następnego dnia można
było z nich zrobić stół i krzesła. Dziewczynka tymczasem wciąż wyszywała coś na
chuście. Spędzili w ten sposób długi czas, aż w końcu niebo zrobiło się
zupełnie czarne i pojawiły się na nim gwiazdy. Mieniły się na niebie jak drobne
perełki, radośnie połyskując wokół białej tarczy księżyca.
– Ach, jakie to piękne
– westchnęła dziewczynka. – Jeszcze nigdy noc nie wyglądała tak cudownie.
Bez wahania spruła
wszystkie do tej pory wyszyte wzorki i rozpoczęła swoją pracę na nowo, tym
razem co jakiś czas z lekkim uśmiechem spoglądając na niebo. Dopiero kiedy
wszystko było prawie gotowe, chłopiec zrozumiał, że na chuście znajdują się srebrne
punkciki takie same jak błyszczące ponad nimi konstelacje.
Gdy następnego dnia
chłopiec przybił nad oknem deskę, dziewczynka zawiesiła na niej kawałki chusty,
które stały się firankami, a na stole postawiła drobne niebieskie kwiatki
zasadzone w zrobionej z kawałków desek doniczce. Dom od razu się zmienił, czuć
w nim było nieśmiałe podmuchy życia, choć wciąż jeszcze nie można było stwierdzić
z całą stanowczością, że zyskał duszę. Dziewczynka jednak nie wyglądała na
zmartwioną. Zaprowadziła chłopca przed próg i pokazała, jak należy oczyścić
teren wokół chatki z chwastów i w jaki sposób przygotować grządki. Powiedziała,
że nauczyła się tego wszystkiego na dalekiej prowincji. Poznała tam starszą
kobietę, która z wielką miłością pielęgnowała swój ogródek i doglądała
rodzinnej winnicy. Chłopiec zastanawiał się, który z motyli mógł pochodzić z
tamtego miejsca. Wśród trzepoczących skrzydeł dostrzegł takie, które wyglądały
jak oplecione przez pnącza.
Podczas gdy chłopiec
postępował według wskazówek dziewczynki, z wielką troską pieląc każdy skrawek
ziemi, ona zaczęła układać kamienie wokół popiołu z ogniska, tworząc tym samym
miejsce, w którym już zawsze mogły mieszkać płomienie.
Innym razem, gdy
chłopiec pojawił się przed domem, dziewczynka z błyszczącymi oczami
zaprowadziła go do znalezionego nieopodal leśnego strumienia.
– Zobacz, jaka czysta
woda! Możesz podlewać nią kwiaty, myć podłogę albo gotować nad ogniem razem z
rosnącym na grządce rumiankiem.
Weszła do płytkiego
strumienia, by oczyścić bose stopy jak zwykle brudne od pyłu i leśnego mchu.
Zaśmiała się głośno, kiedy woda dotknęła jej nóg i z fascynacją wpatrywała się
w błyszczące od wody kamienie.
Chłopiec nie patrzył
jednak na wodę, tylko na dziewczynkę. Zastanawiał się, czemu zachwyca się
zwykłym leśnym strumykiem, jeśli w swoim życiu widziała o wiele piękniejsze
miejsca. Jakby na potwierdzenie tych słów jeden motyl w klatce mocno
zatrzepotał skrzydłami.
– Czy kiedy zobaczę
swoją nieskończoność, będę o tym wiedział? – zapytał chłopiec.
– Nie wiem. Czasami
boję się, że ja po prostu swojej nie zauważyłam i teraz już do niej nie wrócę.
Dlatego trzymam motyle. Może któryś z nich jest wspomnieniem mojej nieskończoności
i w ten sposób zawsze będę miała jej cząstkę przy sobie.
Dziewczynka posmutniała
i zaczęła przyglądać się klatce. Chłopiec również patrzył na zamknięte w niej
piękne stworzenia, zastanawiając się, czy któreś z nich jest bardziej niezwykłe
niż pozostałe. A może nieskończoność czekała na dziewczynkę gdzieś dalej, poza
leśną drogą i małą chatką?
– Posłuchaj! –
wykrzyknęła nagle dziewczynka i z zachwytem spojrzała w stronę strumyka.
Dopiero teraz zauważyli
niewielkie skały, z których woda skapywała jak z małego wodospadu. A kiedy
spadała na kamienie, wydawała dźwięki zupełnie inne niż zwyczajny szum płynącej
wody.
– Grają leśną piosenkę.
Jest jeszcze piękniejsza niż melodia sopli, o których ci opowiadałam!
Dziewczynka wyszła z
wody i usiadła na trawie obok chłopca, tuż przy klatce z motylami. Dłuższy czas
w milczeniu przysłuchiwali się leśnej piosence. Od tamtej pory stało się to ich
tradycją. Kiedy nie zajmowali się doglądaniem ogrodu albo nie przystrajali
wnętrza domu, przychodzili nad strumyk i spędzali tam dłuższy czas. A chatka z
każdym dniem coraz bardziej odżywała, pielęgnowana troską i cierpliwością.
Dusza powoli zalęgła się w jej kątach i wystarczyło tylko poczekać, aż w pełni
rozkwitnie.
Kiedy wszystkie meble w
domu były już gotowe, chłopiec postanowił zrobić ławkę, którą postawił przy
miejscu na ognisko. Dziewczynka lubiła w świetle księżyca wyszywać obrusy,
dywaniki czy kolorowe zasłonki, co jakiś czas zerkając na gwiazdy i wsłuchując
się w ciszę, którą zakłócały jedynie trzepoty motylich skrzydeł. Zazwyczaj
chłopiec siadał wtedy obok niej, słuchając kolejnych niezwykłych opowieści i
przyglądając się kolejnym wzorom wyszywanym na kawałkach materiału.
Któregoś dnia, gdy
siedzieli właśnie w ten sposób, czekając, aż na niebie pojawią się gwiazdy,
zamiast bezchmurnego nieba powitała ich wisząca w powietrzu wilgoć. Chłopiec
już chciał rozpalić ognisko, by ogrzać się i rozproszyć skraplającą się wodę,
ale znieruchomiał na widok nadchodzącej mgły. Mieniła się jeszcze piękniej niż
skąpane w wodzie kamyki ze strumienia. W niezwykłej leśnej ciszy zaczęła
tańczyć pomiędzy drzewami, unosząc się do nieba, a potem z gracją opadając.
Choć nie grała muzyka, tylko wciąż rytmicznie trzepotały skrzydła motyli,
występ mgły wydawał się najznakomitszym przedstawieniem. Dziewczynka odłożyła
na bok przybory do szycia i wpatrywała się w to wszystko jak zaczarowana.
To nie był jednak
koniec tego niezwykłego występu. Do mgły dołączyły zabłąkane świetliki, które
najpierw jedynie nieśmiało obserwowały popisy znakomitej tancerki, a potem same
postanowiły uczestniczyć w przedstawieniu. I w ten sposób siedząc na ławce w
głuchej ciszy, na polanie tuż przy małym domku chłopiec i dziewczynka stali się
świadkami czegoś niezwykłego.
– Myślałam, że wszystko
już widziałam – wyszeptała dziewczynka. – Ale to jest piękno zupełnie inne niż
chmury przy szczycie gór.
– A może właśnie
znalazłaś swoją nieskończoność.
– Nie – pokręciła głową
dziewczynka. – Nie czuję, jakbym ją znalazła. Moja nieskończoność gdzieś na
mnie czeka. Niedługo stąd odejdę i może wreszcie ją znajdę.
Chłopca zasmuciły te
słowa. Wiedział, że dziewczynka w końcu go opuści, zabierze swoją klatkę i jak
zwykle boso odejdzie w poszukiwaniu szczęścia. Najchętniej poszedłby za
dziewczynką i sam też rozglądał się za własną nieskończonością. Nie chciał
jednak zostawiać rodziców i całego świata, który choć nie był tak wielki, bo
złożony jedynie z rodzinnego domu, kawałka lasu i niewielkiej chatki, należał
właśnie do chłopca.
Od tej pory chłopiec obserwował
rozkwitający życiem domek, obawiając się, że któregoś dnia dziewczynka uzna, że
już nie jest potrzebna i może po prostu odejść. Ale zawsze kiedy z lekkim niepokojem
przychodził do lasu, widział ją podlewającą kwiaty, pielącą ogródek albo
wyszywającą kolejne obrusy. A kiedy obrusów było już pod dostatkiem, tak samo
jak dywaników i zasłon, dziewczynka zaczęła zbierać małe kawałki drewna i robić
z nich dzwonki, które zawieszała na krawędzi dachu, by mogły śpiewać za każdym
razem, gdy zawiał wiatr. Kiedy któregoś dnia chłopiec zobaczył dziewczynkę
tańczącą radośnie w ogrodzie przy akompaniamencie ptaków i leniwie kołyszących
się dzwonków, po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy drugi człowiek też
może stać się czyjąś nieskończonością.
– A może postawisz płot
wokół domu? – zaproponowała któregoś dnia dziewczynka. Promienie słońca
odbijały się w płatkach kwitnących wokół chatki kwiatów, a ciepły wiatr
radośnie wlatywał przez drzwi wejściowe.
– To leśne chatki
potrzebują mieć płot? – zdziwił się chłopiec.
– Nie wiem. Ale
mogłabym go przyozdobić – zaoferowała dziewczynka, a chłopiec zgodził się na
ten pomysł z radością, wiedząc, że budowa płotu i jego ozdabianie zabiorą im
kolejne dni a może i tygodnie.
Pracowali więc długi
czas przy śpiewie ptaków i szumie motylich skrzydeł. Czasami chodzili posłuchać
koncertu nad strumykiem albo oglądali kolejne występy wieczornej mgły i
świetlików. Dopiero po jakimś czasie chłopiec zdał sobie sprawę, że tobołek
dziewczynki zdecydowanie się zmniejszył i prawie nic w nim nie zostało. Cały
dobytek stał się nieodłączną częścią domu, przyozdobił ściany, podłogi i meble.
A kilka dni później płot był już gotowy, tobołek dziewczynki zupełnie pusty, chatka
tymczasem zyskała wreszcie duszę. I choć chłopiec na ten widok powinien się
cieszyć, wiedział, że nadszedł czas, kiedy dziewczynka naprawdę odejdzie.
– Wrócisz tu kiedyś? –
zapytał, kiedy musieli się pożegnać.
– Ziemia jest okrągła,
więc jeśli będę cały czas iść przed siebie, zatoczę koło i trafię w to samo
miejsce. A wtedy będę mogła opowiedzieć ci o wszystkim co widziałam i o mojej
nieskończoności. Na pewno do tej pory ją znajdę.
Dziewczynka rozejrzała
się po raz ostatni po wszystkich znajomych jej miejscach. Rzuciła tęskne
spojrzenie w stronę ławki i popiołu pozostałym po ostatnim ognisku, a potem podeszła
pogłaskać rosnące przy ścianie domu kwiatki. Dopiero wtedy dostrzegła deskę,
którą rosnące pędy przez ostatnie tygodnie zdołały zakryć.
– Co to? – zapytała,
wyplątując kawałek drewna spomiędzy bujnych łodyg i liści.
– Miałem nadać chatce
imię i zawiesić deskę nad drzwiami, żeby domek nabrał wyjątkowego znaczenia.
– To czemu tego nie
zrobiłeś? – zdziwiła się dziewczynka.
– Bo nie znalazłem
żadnego imienia. Może ten domek po prostu go nie ma.
– Może… – zamyśliła
się, a potem tylko potrząsnęła głową. – Muszę zabrać stąd wspomnienie, zanim
odejdę, żeby nigdy nie zapomniała o tobie i tym miejscu.
– A które wspomnienie
wybierzesz?
– Nie wiem, one zawsze same
do mnie przylatują.
I rzeczywiście, nie
minęła chwila, a już na kwiatku tuż obok nich przysiadł piękny motyl.
Dziewczynka delikatnie złapała go w dłonie i umieściła w klatce. Teraz razem z
chłopcem mogła przyjrzeć się barwnym skrzydełkom. Były niemal przeźroczyste,
ale w świetle mieniły się na wiele kolorów, a kiedy motyl mocniej nimi
zatrzepotał, zaczęły grać źródlaną melodię. Chłopiec uznał, że to
najpiękniejszy ze wszystkich motyli, jakie do tej pory znalazły się w klatce.
Nim jednak dziewczynka
zdążyła odejść, przyleciał do nich kolejny motyl. Tym razem miał skrzydła
czarne, ale pełne srebrnych drobinek i wyglądał dokładnie tak jak skrawek nieba
podczas gwieździstej nocy czy zasłony lekko falujące w oknie. Dziewczynka z
lekkim uśmiechem tego motyla również umieściła w klatce.
A potem przyleciał
jeszcze jeden o skrzydłach w odcieni czerwieni i żółci, które wyglądały jak
płomienie jednego z wielu rozpalanych wieczorem ognisk, a tuż za nim kolejny
przywodzący na myśl tańczącą mgłę. Po chwili dołączył do niego inny
pobrzękujący jak zawieszone na dachu dzwonki. Motyle przylatywały jeden po
drugim i było ich tak wiele, że kwiaty zaczęły uginać się pod ich ciężarem, a
dziewczynka nie nadążała z łapaniem kolejnych niezwykłych stworzeń i wsadzaniem
ich do klatki. Chłopiec przypatrywał się temu wszystkiemu z zachwytem i szerzej
otworzył oczy, gdy do chmary trzepoczących skrzydełek dołączył już ostatni
motyl. Wyglądał bardzo zwyczajnie, bo miał brązowe skrzydełka pełne słojów
przypominających te widoczne na pobliskich drzewach. A jednak był jedyny w
swoim rodzaju. Ten motyl miał przypominać o duszy domu, która zamieszkała w nim
na dobre dzięki dziewczynce.
Chłopiec już nie musiał
dłużej się zastanawiać. Podniósł położoną na ziemi deskę podczas, gdy
dziewczynka bezskutecznie próbowała złapać wszystkie motyle i wsadzić je do
klatki. Chwycił w rękę dłuto i zaczął z jak największą starannością ryć w
drewnie napis. Nim dziewczynka uświadomiła sobie, że nie sposób zmieścić
wszystkich motyli w klatce, deska już wisiała nad drzwiami domu, a na niej
dumnie błyszczało jedyne odpowiednie imię dla leśnej chatki. Nazwa pojawiła się
znikąd w głowie chłopca dokładnie tak, jak kilka tygodni wcześniej tego
oczekiwał. I choć dom od wielu dni miał już swoją duszę, to gdy deska wreszcie
zwisła nad progiem, stał się tak żywy jak nigdy wcześniej.
Nieskończoność
– głosił napis na leśnej chatce.
Chłopiec pierwszy
zrozumiał to, czego dziewczynka z początku nie zauważała. Oboje znaleźli swoją
własną nieskończoność w tym samym miejscu i w tym samym czasie. W ich
nieskończoności mogły się zmieścić wszystkie wspomnienia, wszystkie uczucia i
oni sami. W nieskończoności chłopca było miejsce dla dziewczynki, ogniska, tańczących
mgieł, muzyki strumienia i dla starannie wykonanych mebli, a także dla duszy
domu i wszystkiego tego, co jeszcze się nie wydarzyło. W nieskończoności
mieściło się to i jeszcze więcej, nawet klatka z kolorowymi motylami.
Dziewczynka w ciszy
wpatrywała się w umieszczony na domkiem napis, a potem długo wahała się, nim
otworzyła klatkę. Wspomnienia nie uciekły jednak na zawsze tak, jak się
obawiała. Zamiast tego motyle wyfrunęły z klatki i radośnie obsiadły wszystkie
rosnące wokół domu kwiaty, trzepocząc skrzydłami w takt melodii wygrywanej
przez poruszane wiatrem dzwonki.
Żeby
naprawdę poznać człowieka, wystarczy dowiedzieć się, co jest jego
nieskończonością, powiedziała dziewczynka, kiedy
pierwszy raz się spotkali. Chłopiec zrozumiał, że miała rację. Niesłusznie
obawiała się jednak, że nieskończoność można przeoczyć. Wiedział, jak wiele
znaczy dla niego chatka i jak wiele od początku znaczyła też dla dziewczynki, skoro
ta całą zawartość swojego tobołka poświęciła właśnie dla tego domu. Nie wiedział
tylko, czy to on wyszedł naprzeciw swojej nieskończoności, czy to
nieskończoność sama do niego przyszła, stając na jego drodze jak zaniedbany
szkielet domku i bosa wędrowniczka o rudych włosach.
Dziewczynka nie
wiedziała jednak czegoś, co chłopiec sam zrozumiał dopiero, gdy zaczął ryć
napis na desce. Że ludzkie nieskończoności mogą się ze sobą splatać, łącząc
ludzi wspólnymi wspomnieniami. A nawet więcej: nieskończoności mogły nie tylko
się ze sobą łączyć. Niektórzy ludzie mogli dzielić między sobą jedną
nieskończoność.
Dziewczynka wciąż
chodziła boso i lubiła patrzeć na motyle. Nie musiała już jednak dłużej błąkać
się po świecie, bo wreszcie znalazła miejsce, do którego w pełni należała.
Dusza domu mieszkała w nim już zawsze, rozkwitając coraz mocniej każdej wiosny
wraz z leśnymi kwiatami. Delikatne pnącza obrosły nawet klatkę, która po
otwarciu drzwiczek na zawsze przestała być potrzebna. A wraz z kolejnymi
zachodami słońca, nocami spadających gwiazd i występami mgieł nowe motyle
zlatywały się do domku i nigdy już nie opuszczały Nieskończoności.
~*~
Dawno mnie tu nie było, więc nie wiem, czy ktokolwiek tu jeszcze zagląda. Zrobiłam sobie przerwę od pisania i chyba musiałam poczekać, aż za tym zatęsknię. Na razie będą się tu pojawiać raczej krótkie formy takie jak "Nieskończoność". Mam nadzieję, że wracam na dobre, z kolejnymi pomysłami i że ten zapomniany na długo blog znów odżyje.
Piękne
OdpowiedzUsuńOoo, jak miło widzieć znajomy nick po tak długiej mojej przerwie w blogowaniu! Fajnie wiedzieć, że ktoś tu jeszcze zagląda :))
UsuńWpadłam i ja - po jeszcze dłuższej przerwie. Zamierzasz coś jeszcze publikować? ;)
OdpowiedzUsuńTak, pewnie. Trochę się pospieszyłam z oznajmianiem, że będę tu publikować regularnie, bo mam teraz kilka większych projektów do dopracowania, ale w każdym razie o blogu nie zapomniałam i tęsknię za pisaniem tutaj, także prędzej czy później kolejny wpis na pewno się pojawi :))
Usuńmiło sie czytało , bede czekał .....
OdpowiedzUsuń