czwartek, 31 maja 2018

Nieskończoność



            Kiedy chłopiec pierwszy raz zobaczył domek w lesie, było to zaledwie kilka desek ledwo trzymających się na zardzewiałych gwoździach. Przesiąknięta wilgocią i zniszczona przez upływ czasu konstrukcja wyglądała, jakby zaraz miała runąć. Chłopiec czuł jednak, że domek jest strażnikiem wielu niezwykłych historii i że nie można tak po prostu pozwolić mu się rozpaść. Zgromadził więc w lesie wszystkie potrzebne narzędzia i od tej pory każdego dnia spędzał wiele godzin, próbując tchnąć w domek nowe życie, a tym samym pozwolić, by niewielka chatka mogła dalej stanowić część czyjejś historii.
Chłopiec sprawnie radził sobie z rąbaniem drewna i szlifowaniem desek. Szybko odbudował szkielet domu, starannie wymieniając wszystkie spróchniałe i połamane deski, wbijając nowe, błyszczące w słońcu gwoździe i zalepiając dziury w dachu. Po kilku tygodniach wytrwałej pracy domek był już gotowy. Niewielka chatka pośrodku lasu stała się niezwykłym miejscem, które należało tylko do chłopca.
Ale choć ściany zostały wykonane z największą starannością i nie było w nich już dziur czy pęknięć, wnętrze pozostało puste i pozbawione życia. Chłopiec wiele czasu spędził, dumając, jak sprawić, by domek stał się czymś więcej niż zwykłą chatką. Postawił nadać mu nazwę i tym samym uczynić miejscem jedynym w swoim rodzaju. Długo przygotowywał deskę do przybicia nad drzwiami, szlifował ją z niezwykłą troską, podświadomie czując, że ten niepozorny kawałek drewna pozwoli chatce zyskać duszę. Odwlekał też coraz bardziej chwilę, w której mógłby wreszcie przygotować napis, bo żadna nazwa nie wydawała się odpowiednia. Chłopiec zdecydował więc, że poczeka, aż nazwa sama do niego przyjdzie, pojawi się w jego głowie, nie pozostawiając żadnych wątpliwości co do swojego znaczenia. Dni jednak mijały, a deska wciąż czekała oparta o ścianę, aż czyjaś ręka napisze na niej odpowiednie słowa.
Chłopiec odwiedzał domek każdego kolejnego dnia, choć nie pozostały już żadne dziury do zalepienia czy gwoździe, które należało wymienić. Najczęściej spędzał więc długie godziny przed chatką lub siedząc w jej pustym wnętrzu, wdychając zapach lasu i świeżo wymienionych desek.    Któregoś dnia, kiedy jak zwykle podążał doskonale już zananą mu drogą, tuż przy ścieżce prowadzącej do lasu spotkał niezwykłą dziewczynkę. Miała długie, rude włosy, brudne od pyłu stopy, a przez ramię przerzuciła niewielki tobołek. W ręce trzymała dużą klatkę, w której znajdowało się wiele kolorowych motyli niespokojnie trzepoczących skrzydłami.
– Dokąd idziesz? – zapytał chłopiec bardzo zdziwiony widokiem dziewczynki. Czasami spotykał wędrowców, ale zawsze byli to dorośli mężczyźni. A już na pewno żaden z nich nie nosił ze sobą klatki pełnej motyli.
– Szukam swojej własnej nieskończoności – odpowiedziała dziewczynka z lekkim uśmiechem.
– A co to jest własna nieskończoność? – zdziwił się chłopiec.
– To takie miejsce, którego nie da się wyrazić żadnymi słowami. Twoje własne i zbyt wyjątkowe, byś mógł opisać je w jakiejkolwiek skali. Związane z chwilami albo uczuciami, do których zawsze chcesz wracać i które najlepiej pokazuje, kim jesteś. Żeby naprawdę poznać człowieka, wystarczy dowiedzieć się, co jest jego własną nieskończonością. Ja jeszcze swojej nie znalazłam.
Chłopiec nadal wpatrywał się w dziewczynkę z zaciekawieniem. Zastanawiał się, czy on sam ma już własną nieskończoność. Może nieskończonością był dla niego dom, w którym zawsze czekali na niego rodzice? A może niewielka górką nieopodal domu, z której często obserwował zachody słońca?
Nie zdążył jednak o to zapytać, bo naraz ciężkie, granatowe chmury, które znikąd pojawiły się na niebie, zaczęły uginać się pod ciężarem wody i już po chwili wypuściły z siebie cały deszcz. Dziewczynka pisnęła, kiedy kolejne zimne krople zaczęły spływać jej po twarzy. Chłopiec bez wahania wbiegł na leśną ścieżkę i machnął ręką w stronę dziewczynki, by ruszyła za nim.
Schronili się w leśnej chatce, która wdzięczna za wymienienie starych desek i zalepienie dziur w dachu wiernie osłaniała ich przed deszczem. Dziewczynka z zaciekawieniem rozejrzała się po pustym wnętrzu chatki. Chłopiec tymczasem błądził wzrokiem od rudych włosów dziewczynki do klatki z motylami, którą postawiła na podłodze. Teraz piękne stworzenia jeszcze bardziej trzepotały drobnymi skrzydełkami, chcąc jak najszybciej je wysuszyć.
– Co to jest? – zapytał.
– To moje wspomnienia. Widziałam już pół świata podczas poszukiwań nieskończoności. Z każdego miejsca zabieram ze sobą wspomnienie, żeby już zawsze było ze mną i żeby nie zapomnieć o żadnych pięknych chwilach. –     Otworzyła klatkę i delikatnie wyjęła z niej motyla o skrzydłach białych jak mleko, upstrzonych plamami błękitu i szarości. – Kiedyś byłam na najwyższej górze, której szczyt znajdował się ponad chmurami. Nic, tylko morze mgły i białego puchu. Jakbym znajdowała się ponad rzeczywistością.  A to… – Tym razem wskazała na motyla, którego skrzydła mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. – To jest wspomnienie z jaskini, w której widziałam kolorowe sople. Kiedy kapała na nie woda, grały piękne melodie.  
– Widziałaś dużo niezwykłych rzeczy – westchnął chłopiec, podziwiając inne motyle i próbując zgadnąć, z jakimi wspomnieniami są związane.
– To prawda. Ale żadne z tych miejsc nie było moją nieskończonością.
Dziewczynka z lekkim żalem odłożyła motyla do klatki, a potem starannie zamknęła drzwiczki i znów zaczęła rozglądać się po wnętrzu chaty. Ciszę przerywał tylko rytmiczny stukot kropli spadających na dach i nieustający trzepot motylich skrzydeł.         
– Co to za miejsce?
– To moja chatka. Znalazłem ją, kiedy była już bardzo zniszczona i postanowiłem odbudować. Ale brak w niej życia.
– Nie szkodzi. Łatwo można to zmienić. Pomogę ci, jeśli pozwolisz mi zatrzymać się tutaj na kilka dni i odpocząć przed dalszą drogą. Widziałam wiele piękna na świecie, mogę sprawić, że tu też będzie pięknie i domek zyska duszę.
Chłopiec zgodził się bez wahania. Dziewczynka poleciła mu więc, by jak najszybciej zrobił drewniany stół i kilka krzeseł, a nad oknem przymocował wąską, długą deskę. Potem rozwinęła tobołek, w którym jakimś sposobem zmieściło się wiele rzeczy, w tym piękna, lekko połyskująca chusta. Dziewczynka bez wahania przedarła ją na pół i zaczęła obszywać srebrną nicią. Chłopiec przyglądał się temu w milczeniu. Chciał, by dziewczynka opowiedziała mu więcej o wszystkich niezwykłych podróżach i wspomnieniach z nimi związanych, ale z jakiegoś powodu wolał nie przerywać ciszy.  
Kiedy przestał padać deszcz, wyszli na zewnątrz, gdzie chłopiec rozpalił ognisko. Położył przy nim przeznaczone na meble deski, by szybciej wyschły i by już następnego dnia można było z nich zrobić stół i krzesła. Dziewczynka tymczasem wciąż wyszywała coś na chuście. Spędzili w ten sposób długi czas, aż w końcu niebo zrobiło się zupełnie czarne i pojawiły się na nim gwiazdy. Mieniły się na niebie jak drobne perełki, radośnie połyskując wokół białej tarczy księżyca.
– Ach, jakie to piękne – westchnęła dziewczynka. – Jeszcze nigdy noc nie wyglądała tak cudownie.
Bez wahania spruła wszystkie do tej pory wyszyte wzorki i rozpoczęła swoją pracę na nowo, tym razem co jakiś czas z lekkim uśmiechem spoglądając na niebo. Dopiero kiedy wszystko było prawie gotowe, chłopiec zrozumiał, że na chuście znajdują się srebrne punkciki takie same jak błyszczące ponad nimi konstelacje.


Gdy następnego dnia chłopiec przybił nad oknem deskę, dziewczynka zawiesiła na niej kawałki chusty, które stały się firankami, a na stole postawiła drobne niebieskie kwiatki zasadzone w zrobionej z kawałków desek doniczce. Dom od razu się zmienił, czuć w nim było nieśmiałe podmuchy życia, choć wciąż jeszcze nie można było stwierdzić z całą stanowczością, że zyskał duszę. Dziewczynka jednak nie wyglądała na zmartwioną. Zaprowadziła chłopca przed próg i pokazała, jak należy oczyścić teren wokół chatki z chwastów i w jaki sposób przygotować grządki. Powiedziała, że nauczyła się tego wszystkiego na dalekiej prowincji. Poznała tam starszą kobietę, która z wielką miłością pielęgnowała swój ogródek i doglądała rodzinnej winnicy. Chłopiec zastanawiał się, który z motyli mógł pochodzić z tamtego miejsca. Wśród trzepoczących skrzydeł dostrzegł takie, które wyglądały jak oplecione przez pnącza.
Podczas gdy chłopiec postępował według wskazówek dziewczynki, z wielką troską pieląc każdy skrawek ziemi, ona zaczęła układać kamienie wokół popiołu z ogniska, tworząc tym samym miejsce, w którym już zawsze mogły mieszkać płomienie.


Innym razem, gdy chłopiec pojawił się przed domem, dziewczynka z błyszczącymi oczami zaprowadziła go do znalezionego nieopodal leśnego strumienia.
– Zobacz, jaka czysta woda! Możesz podlewać nią kwiaty, myć podłogę albo gotować nad ogniem razem z rosnącym na grządce rumiankiem.
Weszła do płytkiego strumienia, by oczyścić bose stopy jak zwykle brudne od pyłu i leśnego mchu. Zaśmiała się głośno, kiedy woda dotknęła jej nóg i z fascynacją wpatrywała się w błyszczące od wody kamienie.
Chłopiec nie patrzył jednak na wodę, tylko na dziewczynkę. Zastanawiał się, czemu zachwyca się zwykłym leśnym strumykiem, jeśli w swoim życiu widziała o wiele piękniejsze miejsca. Jakby na potwierdzenie tych słów jeden motyl w klatce mocno zatrzepotał skrzydłami.
– Czy kiedy zobaczę swoją nieskończoność, będę o tym wiedział? – zapytał chłopiec.
– Nie wiem. Czasami boję się, że ja po prostu swojej nie zauważyłam i teraz już do niej nie wrócę. Dlatego trzymam motyle. Może któryś z nich jest wspomnieniem mojej nieskończoności i w ten sposób zawsze będę miała jej cząstkę przy sobie.
Dziewczynka posmutniała i zaczęła przyglądać się klatce. Chłopiec również patrzył na zamknięte w niej piękne stworzenia, zastanawiając się, czy któreś z nich jest bardziej niezwykłe niż pozostałe. A może nieskończoność czekała na dziewczynkę gdzieś dalej, poza leśną drogą i małą chatką?
– Posłuchaj! – wykrzyknęła nagle dziewczynka i z zachwytem spojrzała w stronę strumyka.
Dopiero teraz zauważyli niewielkie skały, z których woda skapywała jak z małego wodospadu. A kiedy spadała na kamienie, wydawała dźwięki zupełnie inne niż zwyczajny szum płynącej wody.
– Grają leśną piosenkę. Jest jeszcze piękniejsza niż melodia sopli, o których ci opowiadałam!
Dziewczynka wyszła z wody i usiadła na trawie obok chłopca, tuż przy klatce z motylami. Dłuższy czas w milczeniu przysłuchiwali się leśnej piosence. Od tamtej pory stało się to ich tradycją. Kiedy nie zajmowali się doglądaniem ogrodu albo nie przystrajali wnętrza domu, przychodzili nad strumyk i spędzali tam dłuższy czas. A chatka z każdym dniem coraz bardziej odżywała, pielęgnowana troską i cierpliwością. Dusza powoli zalęgła się w jej kątach i wystarczyło tylko poczekać, aż w pełni rozkwitnie.


Kiedy wszystkie meble w domu były już gotowe, chłopiec postanowił zrobić ławkę, którą postawił przy miejscu na ognisko. Dziewczynka lubiła w świetle księżyca wyszywać obrusy, dywaniki czy kolorowe zasłonki, co jakiś czas zerkając na gwiazdy i wsłuchując się w ciszę, którą zakłócały jedynie trzepoty motylich skrzydeł. Zazwyczaj chłopiec siadał wtedy obok niej, słuchając kolejnych niezwykłych opowieści i przyglądając się kolejnym wzorom wyszywanym na kawałkach materiału.
Któregoś dnia, gdy siedzieli właśnie w ten sposób, czekając, aż na niebie pojawią się gwiazdy, zamiast bezchmurnego nieba powitała ich wisząca w powietrzu wilgoć. Chłopiec już chciał rozpalić ognisko, by ogrzać się i rozproszyć skraplającą się wodę, ale znieruchomiał na widok nadchodzącej mgły. Mieniła się jeszcze piękniej niż skąpane w wodzie kamyki ze strumienia. W niezwykłej leśnej ciszy zaczęła tańczyć pomiędzy drzewami, unosząc się do nieba, a potem z gracją opadając. Choć nie grała muzyka, tylko wciąż rytmicznie trzepotały skrzydła motyli, występ mgły wydawał się najznakomitszym przedstawieniem. Dziewczynka odłożyła na bok przybory do szycia i wpatrywała się w to wszystko jak zaczarowana.
To nie był jednak koniec tego niezwykłego występu. Do mgły dołączyły zabłąkane świetliki, które najpierw jedynie nieśmiało obserwowały popisy znakomitej tancerki, a potem same postanowiły uczestniczyć w przedstawieniu. I w ten sposób siedząc na ławce w głuchej ciszy, na polanie tuż przy małym domku chłopiec i dziewczynka stali się świadkami czegoś niezwykłego.
– Myślałam, że wszystko już widziałam – wyszeptała dziewczynka. – Ale to jest piękno zupełnie inne niż chmury przy szczycie gór.
– A może właśnie znalazłaś swoją nieskończoność.
– Nie – pokręciła głową dziewczynka. – Nie czuję, jakbym ją znalazła. Moja nieskończoność gdzieś na mnie czeka. Niedługo stąd odejdę i może wreszcie ją znajdę.
Chłopca zasmuciły te słowa. Wiedział, że dziewczynka w końcu go opuści, zabierze swoją klatkę i jak zwykle boso odejdzie w poszukiwaniu szczęścia. Najchętniej poszedłby za dziewczynką i sam też rozglądał się za własną nieskończonością. Nie chciał jednak zostawiać rodziców i całego świata, który choć nie był tak wielki, bo złożony jedynie z rodzinnego domu, kawałka lasu i niewielkiej chatki, należał właśnie do chłopca.
Od tej pory chłopiec obserwował rozkwitający życiem domek, obawiając się, że któregoś dnia dziewczynka uzna, że już nie jest potrzebna i może po prostu odejść. Ale zawsze kiedy z lekkim niepokojem przychodził do lasu, widział ją podlewającą kwiaty, pielącą ogródek albo wyszywającą kolejne obrusy. A kiedy obrusów było już pod dostatkiem, tak samo jak dywaników i zasłon, dziewczynka zaczęła zbierać małe kawałki drewna i robić z nich dzwonki, które zawieszała na krawędzi dachu, by mogły śpiewać za każdym razem, gdy zawiał wiatr. Kiedy któregoś dnia chłopiec zobaczył dziewczynkę tańczącą radośnie w ogrodzie przy akompaniamencie ptaków i leniwie kołyszących się dzwonków, po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy drugi człowiek też może stać się czyjąś nieskończonością.
– A może postawisz płot wokół domu? – zaproponowała któregoś dnia dziewczynka. Promienie słońca odbijały się w płatkach kwitnących wokół chatki kwiatów, a ciepły wiatr radośnie wlatywał przez drzwi wejściowe.
– To leśne chatki potrzebują mieć płot? – zdziwił się chłopiec.
– Nie wiem. Ale mogłabym go przyozdobić – zaoferowała dziewczynka, a chłopiec zgodził się na ten pomysł z radością, wiedząc, że budowa płotu i jego ozdabianie zabiorą im kolejne dni a może i tygodnie.
Pracowali więc długi czas przy śpiewie ptaków i szumie motylich skrzydeł. Czasami chodzili posłuchać koncertu nad strumykiem albo oglądali kolejne występy wieczornej mgły i świetlików. Dopiero po jakimś czasie chłopiec zdał sobie sprawę, że tobołek dziewczynki zdecydowanie się zmniejszył i prawie nic w nim nie zostało. Cały dobytek stał się nieodłączną częścią domu, przyozdobił ściany, podłogi i meble. A kilka dni później płot był już gotowy, tobołek dziewczynki zupełnie pusty, chatka tymczasem zyskała wreszcie duszę. I choć chłopiec na ten widok powinien się cieszyć, wiedział, że nadszedł czas, kiedy dziewczynka naprawdę odejdzie.
– Wrócisz tu kiedyś? – zapytał, kiedy musieli się pożegnać.
– Ziemia jest okrągła, więc jeśli będę cały czas iść przed siebie, zatoczę koło i trafię w to samo miejsce. A wtedy będę mogła opowiedzieć ci o wszystkim co widziałam i o mojej nieskończoności. Na pewno do tej pory ją znajdę.
Dziewczynka rozejrzała się po raz ostatni po wszystkich znajomych jej miejscach. Rzuciła tęskne spojrzenie w stronę ławki i popiołu pozostałym po ostatnim ognisku, a potem podeszła pogłaskać rosnące przy ścianie domu kwiatki. Dopiero wtedy dostrzegła deskę, którą rosnące pędy przez ostatnie tygodnie zdołały zakryć.
– Co to? – zapytała, wyplątując kawałek drewna spomiędzy bujnych łodyg i liści.
– Miałem nadać chatce imię i zawiesić deskę nad drzwiami, żeby domek nabrał wyjątkowego znaczenia.
– To czemu tego nie zrobiłeś? – zdziwiła się dziewczynka.
– Bo nie znalazłem żadnego imienia. Może ten domek po prostu go nie ma.
– Może… – zamyśliła się, a potem tylko potrząsnęła głową. – Muszę zabrać stąd wspomnienie, zanim odejdę, żeby nigdy nie zapomniała o tobie i tym miejscu.
– A które wspomnienie wybierzesz?
– Nie wiem, one zawsze same do mnie przylatują.
I rzeczywiście, nie minęła chwila, a już na kwiatku tuż obok nich przysiadł piękny motyl. Dziewczynka delikatnie złapała go w dłonie i umieściła w klatce. Teraz razem z chłopcem mogła przyjrzeć się barwnym skrzydełkom. Były niemal przeźroczyste, ale w świetle mieniły się na wiele kolorów, a kiedy motyl mocniej nimi zatrzepotał, zaczęły grać źródlaną melodię. Chłopiec uznał, że to najpiękniejszy ze wszystkich motyli, jakie do tej pory znalazły się w klatce.
Nim jednak dziewczynka zdążyła odejść, przyleciał do nich kolejny motyl. Tym razem miał skrzydła czarne, ale pełne srebrnych drobinek i wyglądał dokładnie tak jak skrawek nieba podczas gwieździstej nocy czy zasłony lekko falujące w oknie. Dziewczynka z lekkim uśmiechem tego motyla również umieściła w klatce.
A potem przyleciał jeszcze jeden o skrzydłach w odcieni czerwieni i żółci, które wyglądały jak płomienie jednego z wielu rozpalanych wieczorem ognisk, a tuż za nim kolejny przywodzący na myśl tańczącą mgłę. Po chwili dołączył do niego inny pobrzękujący jak zawieszone na dachu dzwonki. Motyle przylatywały jeden po drugim i było ich tak wiele, że kwiaty zaczęły uginać się pod ich ciężarem, a dziewczynka nie nadążała z łapaniem kolejnych niezwykłych stworzeń i wsadzaniem ich do klatki. Chłopiec przypatrywał się temu wszystkiemu z zachwytem i szerzej otworzył oczy, gdy do chmary trzepoczących skrzydełek dołączył już ostatni motyl. Wyglądał bardzo zwyczajnie, bo miał brązowe skrzydełka pełne słojów przypominających te widoczne na pobliskich drzewach. A jednak był jedyny w swoim rodzaju. Ten motyl miał przypominać o duszy domu, która zamieszkała w nim na dobre dzięki dziewczynce.
Chłopiec już nie musiał dłużej się zastanawiać. Podniósł położoną na ziemi deskę podczas, gdy dziewczynka bezskutecznie próbowała złapać wszystkie motyle i wsadzić je do klatki. Chwycił w rękę dłuto i zaczął z jak największą starannością ryć w drewnie napis. Nim dziewczynka uświadomiła sobie, że nie sposób zmieścić wszystkich motyli w klatce, deska już wisiała nad drzwiami domu, a na niej dumnie błyszczało jedyne odpowiednie imię dla leśnej chatki. Nazwa pojawiła się znikąd w głowie chłopca dokładnie tak, jak kilka tygodni wcześniej tego oczekiwał. I choć dom od wielu dni miał już swoją duszę, to gdy deska wreszcie zwisła nad progiem, stał się tak żywy jak nigdy wcześniej.
Nieskończoność – głosił napis na leśnej chatce.
Chłopiec pierwszy zrozumiał to, czego dziewczynka z początku nie zauważała. Oboje znaleźli swoją własną nieskończoność w tym samym miejscu i w tym samym czasie. W ich nieskończoności mogły się zmieścić wszystkie wspomnienia, wszystkie uczucia i oni sami. W nieskończoności chłopca było miejsce dla dziewczynki, ogniska, tańczących mgieł, muzyki strumienia i dla starannie wykonanych mebli, a także dla duszy domu i wszystkiego tego, co jeszcze się nie wydarzyło. W nieskończoności mieściło się to i jeszcze więcej, nawet klatka z kolorowymi motylami.
Dziewczynka w ciszy wpatrywała się w umieszczony na domkiem napis, a potem długo wahała się, nim otworzyła klatkę. Wspomnienia nie uciekły jednak na zawsze tak, jak się obawiała. Zamiast tego motyle wyfrunęły z klatki i radośnie obsiadły wszystkie rosnące wokół domu kwiaty, trzepocząc skrzydłami w takt melodii wygrywanej przez poruszane wiatrem dzwonki. 
Żeby naprawdę poznać człowieka, wystarczy dowiedzieć się, co jest jego nieskończonością, powiedziała dziewczynka, kiedy pierwszy raz się spotkali. Chłopiec zrozumiał, że miała rację. Niesłusznie obawiała się jednak, że nieskończoność można przeoczyć. Wiedział, jak wiele znaczy dla niego chatka i jak wiele od początku znaczyła też dla dziewczynki, skoro ta całą zawartość swojego tobołka poświęciła właśnie dla tego domu. Nie wiedział tylko, czy to on wyszedł naprzeciw swojej nieskończoności, czy to nieskończoność sama do niego przyszła, stając na jego drodze jak zaniedbany szkielet domku i bosa wędrowniczka o rudych włosach.
Dziewczynka nie wiedziała jednak czegoś, co chłopiec sam zrozumiał dopiero, gdy zaczął ryć napis na desce. Że ludzkie nieskończoności mogą się ze sobą splatać, łącząc ludzi wspólnymi wspomnieniami. A nawet więcej: nieskończoności mogły nie tylko się ze sobą łączyć. Niektórzy ludzie mogli dzielić między sobą jedną nieskończoność.
Dziewczynka wciąż chodziła boso i lubiła patrzeć na motyle. Nie musiała już jednak dłużej błąkać się po świecie, bo wreszcie znalazła miejsce, do którego w pełni należała. Dusza domu mieszkała w nim już zawsze, rozkwitając coraz mocniej każdej wiosny wraz z leśnymi kwiatami. Delikatne pnącza obrosły nawet klatkę, która po otwarciu drzwiczek na zawsze przestała być potrzebna. A wraz z kolejnymi zachodami słońca, nocami spadających gwiazd i występami mgieł nowe motyle zlatywały się do domku i nigdy już nie opuszczały Nieskończoności.  


~*~

Dawno mnie tu nie było, więc nie wiem, czy ktokolwiek tu jeszcze zagląda. Zrobiłam sobie przerwę od pisania i chyba musiałam poczekać, aż za tym zatęsknię. Na razie będą się tu pojawiać raczej krótkie formy takie jak "Nieskończoność". Mam nadzieję, że wracam na dobre, z kolejnymi pomysłami i że ten zapomniany na długo blog znów odżyje. 

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ooo, jak miło widzieć znajomy nick po tak długiej mojej przerwie w blogowaniu! Fajnie wiedzieć, że ktoś tu jeszcze zagląda :))

      Usuń
  2. Wpadłam i ja - po jeszcze dłuższej przerwie. Zamierzasz coś jeszcze publikować? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pewnie. Trochę się pospieszyłam z oznajmianiem, że będę tu publikować regularnie, bo mam teraz kilka większych projektów do dopracowania, ale w każdym razie o blogu nie zapomniałam i tęsknię za pisaniem tutaj, także prędzej czy później kolejny wpis na pewno się pojawi :))

      Usuń
  3. miło sie czytało , bede czekał .....

    OdpowiedzUsuń