Sztuka życia – to cieszyć się małym
szczęściem
~ Phil Bosmans
Liście niespokojnie poruszają się na wietrze. Podrygują niczym w jakimś
dziwnym, nieznanym tańcu i wykonują kilka obrotów, by znów opaść. Przyglądam
się im w milczeniu. Jesień jest piękna, jeśli potrafi się dostrzec każdą na
pozór zwyczajną rzecz. Nie należy zwracać uwagi na deszczowe chmury, które
niemal codziennie goszczą na niebie, nie powinno się również narzekać na wiatr.
Zamiast tego lepiej podziwiać balet kolorowych liści i wysłuchiwać śpiewu
wiatru, który jest tak piękny i czysty tylko o tej porze roku. Wystarczy
przystanąć i obserwować, mieć otwarty umysł, a nie słuchać ludzi, którzy
uparcie powtarzają, że nie sposób odnaleźć piękna w kilku kruszących się
pozostałościach drzewa.
Otulam się szczelniej
płaszczem i wciskam ręce do kieszeni. Jest mi zimno. Nie pomyślałam, że przed
tak gwałtownymi podmuchami wiatru nie chroni materiał, przez który z łatwością
przenika zimne powietrze. Na szczęście właśnie skończyły się lekcje i mogę
wrócić do domu. Z lekkim uśmiechem odprowadzam wzrokiem jeden ze złotych liści,
który podąża ścieżką wyznaczaną przez kapryśny wiatr. Potem powoli ruszam w
stronę domu.
Idę sama. Nie dlatego,
że nikt mnie nie lubi. Po prostu stałam jakiś czas, obserwując liście i wszyscy
zdążyli już opuścić teren szkoły. Pewnie niektórzy siedzą w swoich ciepłych
domach, popijając gorącą herbatę, podczas gdy ja dopiero za dziesięć minut będę
mogła odciąć się od wiatru i zimna. Ale nawet w tym zimnie jest coś
niezwykłego. Jakby zapowiedź nadejścia kolejnej pory roku. Już niebawem całe
miasto okryją płatki śniegu, które będą się mienić w promieniach słońca tysiącami
kolorów. Śnieg nie jest biały, jak wszyscy sądzą. Gdyby ci, którzy tak
twierdzą, przystanęli choć na chwilę i spojrzeli z uwagą na puchową kołderkę,
zobaczyliby, że każda cząstka śniegu żyje własnym życiem, a odbijając słoneczne
promienie, przybiera odcienie różu lub błękitu. Tak samo jak poranna rosa
objawiająca się na liściach tęczą kolorów.
Stwierdzam, że nie ma
sensu iść, kiedy jest tak zimno i postanawiam biec. Do domu docieram po kilku
minutach. Mam zarumienione policzki, przyspieszony oddech i czuję się cudownie
lekka, szczęśliwa. To zdumiewające, ile piękna można dostrzec w na pozór
zwyczajnych rzeczach.
Wchodzę do kuchni. Mama
siedzi przy blacie ze swoim laptopem. Pracuje. Właściwie to nic nowego, cud, że
w ogóle jest w domu. Zazwyczaj siedzi do późna w pracy, a kiedy wraca, ja
czasem już śpię. Z tatą jest podobnie. Teraz też nie ma go w domu, o czym
świadczy pusty wieszak na płaszcz i brak czarnych butów na wycieraczce.
Jesteśmy tylko ja, mama i jej stały towarzysz – laptop, przy którym kobieta właśnie
pracuje. Mama kieruje wielką firmą zajmującą się sprzedażą domów, dlatego
praktycznie nie ma czasu na odpoczynek. Zarabia dużo, ale nie musiałaby
pracować wcale, bo tata jest reżyserem filmowym i bez problemu zdołałby
utrzymać całą rodzinę. Nie musielibyśmy rezygnować ani z dużego mieszkania, ani
z żadnej drogiej przyjemności jak najnowsze samochody czy markowe ubrania.
Jesteśmy bogaci, bez wątpienia. Właściwie powinnam uczęszczać do prywatnego
liceum, ale namówiłam rodziców, żeby zapisali mnie do publicznej szkoły. Nie
odpowiadało mi towarzystwo osób, które pieniądze zdołały zmienić w zapatrzonych
w siebie egoistów. Tacy ludzie nie potrafiliby podziwiać piękna wirujących
liści. Dla nich liczą się tylko przyziemne rzeczy. Pewnie przypadliby do gustu rodzicom
o wiele bardziej, niż moi obecni przyjaciele – ci, którzy potrafią oceniać po
charakterze, a nie po ubiorze czy ilości gotówki.
W domu nie czuję się
dobrze, jest dla mnie o wiele za duży. Zazwyczaj nie zapraszam znajomych do
siebie, wolę przesiadywać w ich mniejszych i bardziej przytulnych mieszkaniach.
Rodzice tego nie rozumieją, ale nie narzekają, bo nie przepadają za moimi
znajomymi. Woleliby, żebym zadawała się z najbogatszymi nastolatkami w
dzielnicy, ale ja nie chcę spełniać ich wymagań, przynajmniej nie w tej
kwestii.
– Mamo…? – mój
głos dudni w ogromnej kuchni, odbijając się od ścian.
– Hmm? – kobieta nawet
nie podnosi wzroku znad komputera.
– Napisałam test z
trygonometrii na sto procent!
Nie sposób nie
dosłyszeć dumy w moim głosie. Co prawda takie osiągnięcie ucieszyłoby chyba
każdego, ale dla mnie jest szczególnie ważne. Rodzice ciągle mieli do mnie
pretensje, bo z matematyki dostawałam nienajlepsze oceny. Nieustannie
słyszałam, że źle się uczę. Nie jest to prawda, otrzymuję bardzo dobre stopnie
niemal ze wszystkich przedmiotów, ale to i tak za mało.
Podczas biegu do domu
wyobrażałam sobie uśmiechniętą twarz rodzicielki. Stałabym się wreszcie
urzeczywistnieniem jej marzeń – mama ciągle pilnuje bym miała idealne włosy,
paznokcie, skórę, niezaprzeczalnie idealne ubrania… Właściwie wszystko musi być
we mnie idealne. Zarywałam noce, rozwiązując ponadprogramowe zadania, by tylko
spełnić oczekiwania rodziców. Ale było warto.
– Aha – odpowiedź tak
krótka i obojętna sprawia mi przykrość.
– Nie cieszysz się? –
pytam cicho. Dobry humor spowodowany biegiem i obserwowaniem liści, a także
zadowolenie z uzyskania dobrej oceny, powoli się ulatniają.
– Dzień dobry, panie
Sandler – mama zaczyna rozmawiać z kimś przez telefon, machnąwszy tylko ręką,
bym jej nie przeszkadzała. Spuszczam posępnie głowę i wychodzę z kuchni.
Zamykam się w moim
pokoju. To jedyne miejsce, które nie pasuje do pozostałych pomieszczeń w
mieszkaniu. Jest urządzony przeze mnie, dokładnie tak, jak chciałam. Cała
ścianę obwiesiłam zdjęciami. Kolejna, największa pomalowana jest na intensywny
turkus, podczas gdy dwie pozostałe mają odcień gołębioszary. Rodzicom nie
podoba się kolor ścian, a już najbardziej zdjęcia. Uważają, że fotografie
przyczepiane taśmą klejącą tylko szpecą pomieszczenie.
Meble są w odcieniu
ciepłego brązu, wyglądają trochę staromodnie i właśnie dlatego tak bardzo mi
się podobają. Mam nawet piękną lampę, którą znalazłam w sklepie z antykami.
Idealnie pasuje do klimatu całego pokoju, chociaż rodzice nie wydawali się nią
zachwyceni. Biurko jest dosyć masywne, jak przystało na antyczne meble. Nie
brak tu starej komody, która czasem zdaje się pochodzić z innego, magicznego
świata ani też pięknego fotela, który kiedyś należał do babci. To pomieszczenie
jest miejscem, w którym mogłabym spędzić całą wieczność. Podoba mi się tutaj
każdy szczegół. Od małego okrągłego stolika, na którym zawsze leży szkicownik i
ołówki, po zasłony w kwiatki, cudownie dopełniające całości. Tylko z garderoby
nie jestem zadowolona. Od pokoju odgradza ją materiał z tym samym wzorem, co
zasłony na oknach, by chociaż trochę pasowała do mojego wyobrażenia o idealnej
sypialni. Rodzice wstawili tam typową nowoczesną szafę przepełnioną ubraniami i
akcesoriami. Tłumaczyłam, że wolałabym jakieś antyczne meble, ale uparli się,
że garderoba urządzona w stylu jednego z kolorowych czasopism jest bardziej
funkcjonalna.
Siadam na łóżku i
przykrywam się kołdrą. Przez chwilę tylko patrzę na ścianę pustym wzrokiem.
Próbuję się uspokoić, ale jest mi przykro. Bardzo długo pracowałam na swoje
osiągnięcie. Wiem, że to nic szczególnego, zaledwie jedna z wielu ocen, które w
przyszłości nie będą miały znaczenia. Ale tu chodzi o pracę, jaką włożyłam, o
to, że starałam się spełnić oczekiwania rodziców. Zarywałam noce, spędzałam
popołudnia nad książkami, zamiast z przyjaciółmi. Nie dlatego, że sprawiało mi
to jakąkolwiek przyjemność, ale dlatego, że właśnie tego ode mnie wymagano.
Chciałam spojrzeć na uśmiechnięte twarze rodziców, usłyszeć, że są ze mnie
dumni. Tymczasem zostałam odesłana do pokoju, żeby nie przeszkadzać w rozmowie.
Przez chwilę wbijam pochmurne spojrzenie
w torbę, którą położyłam pod ścianą. Jest otwarta i z łatwością można zauważyć
podręcznik od trygonometrii. Mam ochotę wstać, wyjąć książkę i cisnąć ją do
śmietnika, jednak kilka sekund później uspokajam się.
Może rozmowa mamy
rzeczywiście była ważna. Przecież rodzice pracują na moje utrzymanie. Nie mogę
narzekać, dają mi wszystko, o co poproszę. Gdybym była rozkapryszoną
dziewczyną, spełnialiby wszystkie moje zachcianki. Kochają mnie i na pewno
później powiedzą coś o ocenie. A nawet jeśli nie, to przecież nie jestem już
małą dziewczynką, oczekującą pochwały na każdym kroku.
Czuję się szczęśliwa.
Dostałam dobrą ocenę, mam wspaniałych rodziców, przypomniały mi się liście
szybujące na wietrze. Nie ma co rozpamiętywać jednego bezsensownego epizodu.
Chwytam szkicownik i zaczynam rysować z uśmiechem na twarzy. To moja pasja,
coś, bez czego nie potrafiłabym żyć. Nic nie może się równać niezwykłemu
uczuciu, gdy za pomocą kilku na pozór zwykłych kresek napełniam kartkę życiem.
Tworzę czyjąś postać, nową historię związaną z rysunkiem. Papier zdaje się
ożywać pod dotykiem ołówka. Mogę tworzyć swój własny świat, w którym znajdę
wszystko, czego tylko zapragnę. Puszczam cicho muzykę, a potem kraina papieru i
szarych ołówków pochłania mnie bez reszty. Całkowicie się w niej zatracam i już
po chwili szeroko się uśmiecham.
~*~
No i proszę, wreszcie pojawił się
pierwszy rozdział. A właściwie jego połowa, bo musiałam podzielić go na dwie
części, żeby nie odstraszał nikogo swoją długością. Dalsza część pojawi się
pewnie już wkrótce. Jeśli chodzi o rozdział 1, to nie jestem z niego do końca
zadowolona, czegoś mi w nim brakuje. Ale spędziłam nad nim wiele czasu, ciągle
myśląc o tym, jak go poprawić i sprawić, żeby mnie zadowolił. Doszłam do
wniosku, że to chyba po prostu niemożliwe, skoro nawet nie wiem, czego mi w nim
brakuje. W każdym razie mam nadzieję, że Wam spodoba się on bardziej niż
mnie i że nie zniechęcicie się do tego opowiadania.
świetny rozdział i czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńa co do tego co w nim brakuje to może hymm... dialogów więcej..? ale moim zdaniem jest boski ;d
Świetnie piszesz! Oby tak dalej... mam nadzieję że akcja się rozkręci :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam:))
http://w-kregu-tajemnic.blogspot.com/
Mi w nim niczego nie brakuje. Jest treściwy i dowiedzieliśmy się czegoś o rodzicach głównej bohaterki. Prawdę mówiąc współczuję jej. Gdybym to ja dostała 6, a do tego z matematyki to rodzice chyba postawiliby ołtarzyk ku mojej czci ;d
OdpowiedzUsuńDobrze, że dziewczyna ma swój własny świat zamknięty w ołówku, może odpocząć od rzeczywistości.
Wyobraziłam sobie wygląd jej pokoju i strasznie mi się spodobał, zwłaszcza ta ściana z fotografiami. Dziewczyna musi być kreatywna.
Czekam na następny rozdział ;)
Pozdrawiam ^^
Zniechęcić się? Dzięki temu rozdziałowi należycie przyjrzałam się Twojemu stylowi i jestem nim dosłownie oczarowana. Opisujesz wszystko tak dokładnie i barwnie, ponadto wyjątkowo trafnie dobierasz słowa. Czyta się lekko i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że w tej części rozdziału pozwoliłaś nam zajrzeć do świata głównej bohaterki. Widzę, że bogactwo nie zamąciło jej w głowie, skoro zwraca uwagę na piękno przyrody i woli rzeczy znacznie tańsze, niż próbują jej wciskać rodzice. Zrobiło mi się przykro, kiedy mama tak oschle ją potraktowała. Ja nie wyobrażam sobie, jakbym się poczuła, gdyby moja matka na wieść o dobrej ocenie nie zareagowała tym błyskiem w oku i uśmiechem. Niestety nastolatka oszukuje sama siebie. Wcale nie ma wspaniałych rodziców. Może i ciężko pracują, ale pogoń za pieniędzmi zamroczyła ich, powodując, że ją zaniedbują. Może jednak z czasem się to zmieni - póki co dobrze, że ma jakąś pasję, która oderwie ją od dnia codziennego ;)
Bardzo mi się podoba. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy :*
Rozumiem, że jest to dopiero pierwszy rozdział wprowadzający czytelników w akcję, więc nie zamierzam się czepiać, że póki co niewiele się w nim dzieje - sama zawsze miałam problemy z umieszczeniem jakiegoś spektakularnego wydarzenia w początkowych odcinkach. Uważam jednak, że powinnaś się poważnie zastanowić nad zmianą czasu z teraźniejszego na przeszły, gdyż czasami można się pogubić i nie wygląda to zbyt zachęcająco, ale to tylko moje zdanie.
OdpowiedzUsuńOgólnie zapowiada się całkiem interesująco - nierozumiana przez rodziców dziewczyna z tak zwanego "dobrego domu". Jestem bardzo ciekawa, jak zamierzasz pociągnąć ten wątek.
Czekam na nowość i pozdrawiam.
przesiakniete-grzechem.blogspot.com
Może i nic specjalnego się nie dzieje, ot nastolatka wracająca do domu i chwaląca się matce dobrą oceną, ale sposób w jaki napisałaś ten rozdział jest zachwycający. Te opisy, niezwykle dokładne. I rozumiem zawód bohaterki, kiedy jej mama zignorowała jej wiadomość o szóstce z matematyki. Też często tak miałam. Niezwykle zdumiewa mnie jej zachwyt jesienią i latającymi w powietrzu liśćmi. Zazdroszczę Ci umiejętności tak dokładnego opisywania różnych rzeczy.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :)
A ja myślę, że powinnaś byś całkowicie zadowolona :) Rzeczywiście, na razie nie dzieje się nic "Specjalnego" ale to pierwszy, wprowadzający rozdział. Mnie natomiast bardzo podoba się Twój styl. Choćbyś pisała o spadających liściach czy zwykłej pogodzie, tekst i tak byłby bardzo interesujący :) To straszne, że mama głównej bohaterki tak zareagowała (o ile można to nazwać jakąkolwiek reakcją) na TAKĄ ocenę z MATEMATYKI. Czytając takie rzeczy przypominam sobie, jak dobrze, ze mam tak wspaniałcyh rodzcow :) Pozdrawia Cię i czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńMi tam nie brakuje niczego. Jest piękny! Ładne opisy, wszystko zgrabnie przedstawione. Masz fajny styl, Twoja historia, mimo iż to początek, wciąga niesamowicie. Wkurzyła mnie trochę ta mama. Dziecko się chwali, bo dostało bardzo dobra ocenę z matmy, a ta nic. Tylko "aha". No ja padnę zaraz.
OdpowiedzUsuńOgólnie - jest cudnie! :)
Przyjemnie się czyta :) Przyznaję, że dziewczyna ma fajny pokój, a i podoba mi się bardzo fragment z tańczącymi liśćmi. Sama uwielbiam patrzeć jak spadają z drzew, tworząc na ziemi szeleszczący, kolorowy dywan. Mamy też szansę poznać lepiej bohaterkę. Choć nie było to powiedziane wprost, można się domyśleć, że jest kreatywna, wrażliwa i ma duszę artystki. Czekam tylko na więcej akcji :D
OdpowiedzUsuńMas zprzepiekne opisy! :D Zazdroszcze ci tego! Tak dokładnie i pieknie opisujesz choćby pokój, gdy ja po prostu widze w tym ścianę i łózku na przykład :D Pięknie opisałaś uczucia dziewcyzny i chęć ich stłumienia. Mam wrażenie, ze coś będzie z tym rysunkiem :)
OdpowiedzUsuńBoskie <3
OdpowiedzUsuńSzczególnie podobał mi się fragment o liściach i rysowaniu. Mam podobnie. Każdy rysunek to niepowtarzalna historia... ale co ja się o tym rozpisuję ;)
Rozdział cudowny, biorę się do czytania kolejnego :3
To jest wspaniałe. *o*
OdpowiedzUsuńPodobał mi sie bardzo początek i fragment o rysowaniu.
Tylko ta jej mama mnie wkurzyła, no rozumiem że pracę ma na głowie i w ogóle, ale powinna okazać chociaż troszkę dumy i szczęścia z tego że córka dostała 6 z matematyki.. ; o ;
A co do wszystkiego, rozdział jest super, łatwo sie czyta i bardzoo wciąga~
Jak ważne jest by mieć oparcie w bliskich. Wspaniały dom, to przede wszystkim uczucia. Dobry tekst. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttp://jbsios79.blogspot.com
Gdy czytała ten rozdział to dotarło do mnie, że ja zawsze myślała wręcz odwrotnie niż główna bohaterka. Wydaje mi się, że to dla biednych i przeciętnych liczą się pieniądze, że nowa rzecz zakupiona w sklepie, taka o jakiej marzyli daje im chwilowe poczucie luksusu, a dla bogaczy co mają to na co dzień, to kasa i gadżety, których nabycie nie jest dla nich żadną trudnością nie sprawia im już takiej frajdy. Nawet gdzieś taką wizję przedstawiłam w "Gówniarzach", tylko że jeszcze nie zaczęłam ich publikować na blogu, znaczy się jest tylko prolog (jakbyś kiedyś miała ochotę, to serdecznie zapraszam, bo dla mnie tamto opowiadanie to wyzwanie i przypominanie sobie dzieciństwa i czasów młodości).
OdpowiedzUsuńGdy opisywałaś pokój małolaty, to aż mi się przypomniało mieszkanie mojego męża, gdy jeszcze nie był moim mężem. Sufit w szare moro i portrety malowane węglem na ścianach. Kiedyś nawet się tam głupio poczułam, gdy zostałam sama, że tyle obcych ludzi się na mnie patrzy xD
O rodzicach póki co nie mam zdania. Nie winię kobiety za to, że pracuje, nawet jeśli nie musiałaby tego robić. Mężczyźni dziś są, jutro odchodzą, a pojutrze i my możemy ich opuścić. Nie ma co liczyć na to, że facet będzie stałym źródłem naszego utrzymania, życie bywa przewrotne, a ludzie chorują, umierają, odchodzą, zapominają. Poza tym dla własnego zdrowia psychicznego i kontaktów z innymi ludźmi warto być aktywną zawodowo nawet jeśli jest się matką i żoną.
Dzień dobry, spałem dłużej niż przewidziałem dlatego docieram do ciebie tak późno. Widzę, że tutaj postanowiłaś ugryź temat hermetycznej, zakloszowanej rodziny z nieco innej strony niż w "Buncie". Jest więc dziewczynka o cholernie trudnym imieniu i nie wiem czy tylko ja je tak rzadko słyszałem, czy w Stanach też jest ono mało popularne. Mnie brzmi bardzo oryginalnie.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że chcesz zetknąć czytelnika z rodziną pracoholików. Zobaczymy jak ci to wyjdzie. Póki co zaserwowałaś mi i innym ładne opisy :)
Podoba mi się tytuł rozdziału, choć, gdyby powiązać go z prologiem, brzmi niemal groteskowo.
OdpowiedzUsuńSama piszę w czasie teraźniejszym (chciałam napomknąć o tym pod prologiem, ale pomyślałam, że może tylko w nim tak pisałaś) i bardzo lubię też czytać coś tak napisanego, bo najłatwiej jest mi się wczuć. Wszystko wychodzi tak... naturalnie i żywo. I, jak powiedziała mi kiedyś znajoma, gdy chodzi o narrację pierwszoosobową, nie ma gwarancji, że coś jest później, nie jak w czasie przeszłym, gdy ktoś po prostu opowiada, co było kiedyś tam.
Widać, że lubisz długie, rozbudowane opisy. Są bardzo plastyczne i nienachalne, więc to jak najbardziej plus.
(Nie dlatego że nikt mnie nie lubi) zabrzmiało według mnie dziwnie gorzko. Jakby chciała to sobie wmówić, a nie tak myślała, ale pewnie nadinterpretuję.
No to mamy przedstawiony pracoholizm. Trochę powiało w opisie ekspozycją, ale przeczuwam, że gdybyś pisała to obecnie, to zrobiłabyś to mniej nachalnie i z większym wyczuciem, w końcu minęło trochę czasu.
Trudno dziewczynie nie współczuć. Nie wszyscy rozumieją, na czym polega szczęście i czego dziecko potrzebuje. Zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie.