Co to jest szczęście? Innych uczynić szczęśliwymi. Co to jest radość? Innym sprawić radość
~ Wilhelm Keppler
Gdy następnego dnia wcześnie wstaję i w piżamie zbiegam do kuchni, widzę tatę
siedzącego przy stole. Szeroki uśmiech pojawia się na mojej twarzy i czuję,
jakby każdy centymetr promieniował radością. Ojciec siedzi ze spuszczoną głową,
czytając gazetę, a w ręce ściska kubek z parującą kawą. Jest tak, jak zawsze,
gdy tata wreszcie wraca do domu. Bardzo brakowało mi jego obecności przy stole.
Tak dawno nie widziałam jego błękitnych oczu i włosów mieniących się tysiącem
odcieni brązu, dokładnie jak moje. Nie miałam okazji poczuć zapachu wody po
goleniu, ani zaznać uścisku silnych ramion. Teraz wystarczy, że podbiegnę,
przytulę się i wszystko będzie jak dawniej, jak dwa miesiące temu, gdy
widziałam tatę po raz ostatni. Co prawda w ciągu tego okresu czasu niekiedy
przylatywał do domu, ale zazwyczaj spał, gdy wracałam ze szkoły, a rano już go
nie było. W końcu wrócił na dłużej.
– Tato! – podbiegam do
niego i mocno przytulam. I rzeczywiście, czuję uścisk silnych ramion oraz
zapach wody po goleniu. Dłuższy kosmyk jego włosów łaskocze mnie w twarz, ale
zupełnie mi to nie przeszkadza.
– Joslyn, nie widziałem
cię tak dawno… – tata przygląda mi się z uśmiechem, gdy siadam naprzeciwko. –
Chyba trochę urosłaś przez te dwa miesiące.
– Możliwe, ale niedużo.
Przynajmniej nie wydaje mi się – odpowiadam szerokim uśmiechem i w jednej
chwili wstaję, żeby nastawić wodę na herbatę i zrobić sobie kanapkę.
W kuchni zaczyna panować
cisza. Na początku kompletnie mi to nie przeszkadza. Słychać jedynie niemrawy
szum czajnika, stukot drzwi od lodówki, gdy otwieram ją, by wyjąć ser i
pomidora, a następnie, gdy ponownie ją zamykam. Cieszę się samą obecnością
taty, właściwie wydaje się, że nic więcej nie jest mi potrzebne do szczęścia,
ale już po chwili dochodzę do wniosku, że wolałabym z nim porozmawiać i
nadrobić stracony czas.
Odnoszę wrażenie, że
tata nie zamierza się odzywać, więc, gdy tylko zalewam herbatę wrzątkiem,
siadam znów naprzeciw niego i z uśmiechem pytam:
– Jak było w pracy?
Wszystko się udało?
Wzdycha przeciągle i
odrywa wzrok od gazety.
– Jak zwykle pełno
problemów. Niektórzy aktorzy są bardzo nieodpowiedzialni. Mylili swoje role i
dlatego wyjazd się przeciągnął. Naprawdę, jeśli zatrudniamy najlepszych i
płacimy im ogromne pieniądze, to mogliby się trochę przyłożyć. A oni zamiast
tego spóźniają się na plan filmowy. Raz nawet część obsady upiła się w nocy i
następnego dnia nie była w stanie pracować.
– Ale wszystko się w
końcu udało? – pytam. Jestem trochę zdezorientowana. Myślałam, że tata zacznie
wychwalać Europę, powie o ciekawych miejscach, które zdołał zwiedzić i
świetnych ludziach, których poznał. Tymczasem on zachowuje się, jakby taki
wyjazd był najgorszą rzeczą na świecie.
– Mhm – odpowiada i znów
wbija wzrok w gazetę.
Bębnię nerwowo palcami o
kubek. Chciałabym powiedzieć coś jeszcze, jakoś kontynuować rozmowę, ale tata
uciął temat. Zaczynam się wiercić, a cisza coraz bardziej mi przeszkadza.
Wyobrażałam sobie, że nadrobimy stracony czas i będziemy długo rozmawiać przy śniadaniu,
śmiać się i cieszyć swoją obecnością, a potem jak zwykle spóźniona pobiegnę do
szkoły.
– A jak tam w szkole? –
odzywa się nagle tata. Właściwie to jego standardowe pytanie po powrocie z
podróży. Teraz zadał je chyba tylko dlatego, że zauważył moje
zniecierpliwienie.
– Świetnie! Napisałam
test z trygonometrii na sto procent, wiesz? Uczyłam się dużo, chociaż wcale mi
się nie chciało, ale pomyślałam, że będziesz ze mnie dumny, kiedy się dowiesz i
to mnie zmotywowało…
– Oczywiście, że jestem
z ciebie dumny – odpowiada, a ja czuję się szczęśliwa. Wiedziałam, że doceni
moją ciężką pracę.
W tym momencie znów
zalega nieprzyjemna cisza. Chciałabym porozmawiać o czymś z tatą, ale za każdym
razem, gdy wspominam o jego pracy, on wzdycha i ucina temat, a kiedy mówię coś
o sobie, wydaje się znudzony i spogląda na gazetę. Nie próbuję nawet poruszać
kwestii piękna liści jesienią czy cudownego lotu ptaków, który niedawno miałam
okazję podziwiać. Wiem, że tata jest realistą, tak samo jak mama i nie
dostrzega w zwykłych sprawach niczego szczególnego. Nie przeszkadza mi to, bo
każdy człowiek jest inny, ale brakuje mi rozmowy, a tymczasem nie potrafię
znaleźć żadnego tematu, który zdawałby się interesować ojca.
– A jak tam twoje
znajome? – pyta, gdy już zdążam się poddać i milknę.
– Świetnie! Renée
wróciła niedawno z Miami, a Cassie prawdopodobnie dostanie się do stanowej
reprezentacji siatkówki…
– Renée i Cassie?
– powtarza na głos, jakby nie mógł sobie przypomnieć o kim mówię. – Myślałem
raczej o tych dwóch miłych blondynkach, które czasami bywały w naszym domu. Jak
one miały na imię… Jane i…
– Tato, ostatni raz
rozmawiałam z nimi jakieś trzy lata temu – mówię cicho.
Czuję smutek, który
pojawia się gdzieś w moim sercu i powoli wyciąga swe macki, by opanować całe
moje wnętrze. Jakoś udaje mi się go odepchnąć, chociaż na chwilę. Nie jest to
jednak łatwe. Dziewczyny, o których wspomniał tata, nigdy nie były moimi
przyjaciółkami. To córki znajomej mojej mamy, z którymi za wszelką cenę chciała
mnie zaprzyjaźnić tylko dlatego, że pochodziły z bogatego domu. Potrafiłam z
nimi rozmawiać, znajdywałyśmy wspólne tematy, ale to były zapatrzone w siebie
popularne dziewczyny ponad wszystko ceniące przystojnych chłopców i markowe
ubrania. Mogły zostać moimi koleżankami, ale przyjaźń była niemożliwa. Gdy
kiedyś powiedziałam o tym mamie, nie kryła oburzenia. Ale to miało miejsce trzy
lata temu, teraz nie mam z tymi dziewczynami nic wspólnego. Trochę smuci mnie
fakt, że tata tak mało wie o moim życiu. Ale przecież ciągle wyjeżdża, oczywiste,
że nie może poświęcać mi tyle uwagi, ile bym chciała.
– Hmm – tata wydaje się
trochę zmieszany. – Wiesz co? Może masz ochotę się wybrać ze swoimi nowymi
przyjaciółkami na zakupy? Dam ci trochę pieniędzy, żebyś mogła z nimi pochodzić
po sklepach.
Wciska mi do ręki trzy
banknoty studolarowe, jakby te kawałki papieru miały wszystko zrekompensować –
brak jego uwagi, ciągły brak obecności… Ale już po chwili uśmiecham się lekko i
całuję tatę w policzek, by w ten sposób podziękować. Przecież widzę, że czuje
się niezręcznie, że ma wyrzuty sumienia. Nie powinnam być smutna, tata na pewno
zechce nadrobić stracony czas.
Wybiegam z domu w
doskonałym humorze, choć jak zwykle do lekcji pozostało zaledwie kilka minut.
Powinnam biec, ale zamiast tego tylko podskakuję, lądując prosto w kałużach.
Krople moczą moje cienkie czarne rajstopy, które tego dnia postanowiłam
założyć, a w głowie słyszę karcący ton mamy, bo brudzę właśnie drogie, zamszowe
buty. Postanawiam zetrzeć z nich błoto w szkolnej łazience, gdzie pewnie zaczepi
mnie kilka dziewczyn, próbując nawiązać przyjazną rozmowę. I właściwie nie mam
nic przeciwko. Lubię popularność nie ze względu na to, że wszyscy mnie znają,
ale dlatego, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał ochotę ze mną
porozmawiać.
Gdy wchodzę do szkoły,
akurat rozlega się dźwięk dzwonka, który drażni moje uszy. Widzę, jak uczniowie
nerwowo wyciągają książki z szafek, a potem w pośpiechu zmierzają do klas. Ja w
tym czasie gnam do łazienki, modląc się w duchu, by nie stracić równowagi na
wysokich obcasach.
– Hej, Joslyn, świetnie
dziś wyglądasz – słyszę przyjazny głos jednej z popularnych dziewczyn. Ma na
imię Sarah i właśnie wita mnie uśmiechem uczepiona ramienia swojego
przystojnego chłopaka.
Witam się z nimi,
dziękuję za komplement, ale nie mam czasu, by dłużej rozmawiać. Muszę jak
najszybciej dotrzeć do łazienki. Zauważam, że nauczycielka trygonometrii już
zmierza w stronę klasy, więc zmieniam gwałtownie kierunek i staram się jak
najszybciej dostać pod drzwi od sali.
Przytrzymuję rękami
niesforną spódnicę w kolorze jaskrawego turkusu, którą tata przywiózł z Paryża,
gdzie ostatnio kręcone były zdjęcia do filmu. Bardzo spodobał mi się ten
prezent – spódnica sięga kolan, ma mnóstwo tiulu, a jaskrawy kolor idealnie do
mnie pasuje.
W ostatniej chwili
wyprzedzam nauczycielkę. Mam przyspieszony oddech, serce bije mi nierówno i
dziękuję w duchu nie wiadomo komu, że nie wywróciłam się na śliskiej podłodze.
Okazało się, że tym razem zasada „ubieraj to, co przykuje twoją uwagę jako
pierwsze” się nie sprawdziła – to nie był żaden znak, raczej
przekleństwo.
Siadam w ławce i
uśmiecham się do chłopaka, który właśnie się ze mną przywitał. Ma na imię Sean
i jest blondynem grającym w koszykówkę. Całkiem przyjemnie się z nim rozmawia.
Wiele dziewczyn błądzi za nim rozmarzonym wzrokiem. Ja też uważam, że Sean jest
sympatyczny, ale nie zdołał zawrócić mi w głowie na tyle, bym wzdychała do
niego po nocach. To raczej jeden z wielu kolegów, do których nie czuję nic
więcej.
– Znów spóźniona –
uśmiecha się Sean.
– Tylko trochę –
odpowiadam cicho, by nauczycielka mnie nie usłyszała. Właśnie rozpoczęła lekcję
i zapisuje numery zadań na tablicy. – Wiesz przecież, że nie jestem
punktualna…. A jak tam twój ostatni mecz koszykówki?
– Dobrze… ale wiesz co,
Joslyn? Opowiem ci wszystko na jakiejś przerwie albo po szkole, bo widzę, jak
co chwilę zerkasz na tablicę. Licz te zadania, nie przeszkadzam – uśmiecha się,
a ja odwzajemniam ten gest. No tak, wszyscy wiedzą, że poważnie podchodzę do
nauki. Miło, że Sean też o tym pamięta.
Otwieram zeszyt i
zabieram się do pracy. Może i ostatnio dostałam dobrą ocenę ze sprawdzianu, ale
teraz czuję, że znów niczego nie rozumiem. Najwidoczniej czekają mnie kolejne
długie godziny spędzone w domu nad książkami. Wzdycham cicho, by nikt mnie nie
usłyszał i po raz kolejny czytam polecenie zadania. Mam nadzieję, że nagle
doznam olśnienia i zdołam rozwiązać kolejny matematyczny problem zapisany w
podręczniku, którego tak bardzo nienawidzę.
Następną lekcją ma być
angielski. Powoli idę w stronę klasy zatłoczonym korytarzem. Nie mam ochoty na
dalsze siedzenie w szkole, chociaż to dopiero druga godzina. Wolałabym raczej
pójść na spacer z przyjaciółkami albo spotkać się ze znajomymi. Tymczasem czeka
mnie jeszcze sześć lekcji sumiennego notowania. Teraz muszę poświęcić przerwę
na wyczyszczenie butów, chyba, że chcę spędzić więcej czasu z poczuciem, że
wszyscy patrzą na moje obuwie. Co prawda nikt nie jest złośliwy i nie komentuje
w żaden sposób tego, jak prezentują się buty, ale ja i tak pragnę jak najszybciej
je wyczyścić. Tym bardziej, że właśnie dostrzegam na końcu korytarza rudą
czuprynę Danielle. To chyba jedyna osoba w szkole, która byłaby zachwycona
możliwością skrytykowania mnie.
Otwieram drzwi do
damskiej łazienki i widzę, że wszystkie zlewy oblegają dziewczyny poprawiające
makijaż. Oprócz tego kilka osób przebywa w pomieszczeniu jedynie dla
towarzystwa, przez co jest bardzo tłoczno. Nie chcę na siłę się przepychać,
dlatego wychodzę z powrotem na korytarz z nadzieja, że w innej łazience
sytuacja nie będzie wyglądała podobnie. Muszę przyspieszyć, by w ogóle zdążyć
wyczyścić buty na tej przerwie.
Idąc w pośpiechu,
przypadkowo na kogoś wpadam. Pewnie wywróciłabym się, gdyby silne ręce mnie nie
przytrzymały. Zaczynam pospiesznie przepraszać, śmiejąc się z własnej nieuwagi,
a gdy podnoszę wzrok, napotykam spojrzenie szaro-niebieskich oczu Shane’a.
Znowu zauważam, że błyszczą tajemniczo i chociaż tęczówki mają właściwie
całkiem pospolity kolor, to jednak w oczach chłopaka jest coś niezwykłego.
– No tak, a ty jak
zwykle gdzieś pędzisz, Joslyn – Shane wymawia moje imię inaczej niż wszyscy.
Nie potrafię tego nawet sprecyzować, po prostu brzmi odmiennie, nie mam nawet
pewności, czy to dobrze, czy może źle.
– Muszę wyczyścić buty –
ruchem głowy wskazuję na ubłocony zamsz. Nadal czuję na ramionach ręce Shane’a
i nie za bardzo wiem, jak się w tej sytuacji zachować
– Niech zgadnę, znów
skakałaś w kałuże? – pyta. – Widziałem, jak kilka dni temu też to robiłaś, ale
wtedy przynajmniej miałaś martensy i wracałaś już do domu.
Nie muszę odpowiadać.
Lekki uśmiech, który pojawia się na mojej twarzy, mówi sam za siebie.
– Właściwie ciągle mnie
zaskakujesz. W szkole wydajesz się taka spokojna, kiedy robisz te swoje notatki
na każdej lekcji, a chwilę później widzę, jak z radością małego dziecka
skaczesz po kałużach i uśmiechasz się do chmur.
– No tak, nie jestem do
końca normalna. Moja mama nie wydaje się zbytnio zachwycona, gdy widzi, jak
wracam cała w błocie albo spóźniona, bo się zapatrzyłam.
– To dobrze, normalni
ludzie są nudni – stwierdza Shane, a ja nie mogę opanować kolejnego radosnego
uśmiechu, który pojawia się na mojej twarzy.
Przygnębienie związane z
brakiem porozumienia z tatą już zupełnie zniknęło. A to za sprawą zwykłej
rozmowy z praktycznie obcym chłopakiem, dzięki jego uśmiechowi, którego nie
sposób nie odwzajemnić. Ludzie zawsze tak na mnie działają, od razu zarażam się
ich szczęściem, by potem móc przekazać je tym, którzy są smutni.
– Nie będę cię już dalej
zagadywał, bo nie zdążysz wyczyścić butów. Masz tylko dwie minuty – Shane
spogląda na zegarek i śmieje się, widząc przerażenie na mojej twarzy. – Idź,
tylko znowu na kogoś nie wpadnij.
Macha mi jeszcze, a ja
biegnę w stronę łazienki, czując, że kilka osób na mnie patrzy. Z różnych stron
dobiegają mnie słowa powitania, ale nie mam nawet czasu, żeby odpowiedzieć. W
końcu wpadam do toalety i z ulgą stwierdzam, że jeden zlew jest wolny. W
pośpiechu zaczynam czyścić zamsz, w między czasie opowiadając dziewczynie obok
o tym, jak udało mi się zabłocić obuwie. To jedna z koleżanek Danielle. W
przeciwieństwie do rudowłosej jest bardzo miła i przyjemnie się z nią rozmawia.
Do klasy wpadam w
ostatniej chwili, tuż przed tym, nim nauczyciel zdąża usiąść za biurkiem.
Dostrzegam kilka przyjaznych uśmiechów. Pospiesznie idę w stronę ławki,
poprawiając nerwowo spódnicę, która nieco się podwinęła i przygładzając
poczochrane włosy. W tej chwili zdecydowanie nie wyglądam jak idealna
dziewczyna, jaką chciałaby widzieć moja mama.
– No tak, Joslyn znów
spóźniona – mówi Cassie, gdy ją mijam.
– Chyba nigdy nie uda mi
się przyjść na lekcję tak, żeby nie pędzić na złamanie karku – wzdycham.
– Ale, sądząc po twoim
uśmiechu, było warto. Wyglądasz, jakbyś właśnie wygrała na loterii. Co takiego
wydarzyło się na przerwie? Czyżby w naszej szkole pojawił się jakiś przystojny
chłopak, który ci się spodobał?
Jestem zdziwiona, że
Cassie z taką łatwością zauważa zmianę mojego humoru.
– Nie, niestety nadal
nie spotkałam nikogo kto wydałby się moim wymarzonym księciem, nie to, co ty i
twój Tyler…
Śmieję się, czując, jak
przyjaciółka trącam nie w ramię i nerwowo sprawdza, czy nikt nie usłyszał moich
słów. Wszyscy są jednak pochłonięci własnymi sprawami. No może nie licząc
nauczyciela, który spojrzeniem nakazuje mi wreszcie usiąść.
Posłusznie zajmuję swoje
miejsce i jak zwykle otwieram zeszyt. Mam nadzieję, że tego dnia będziemy
analizować wiersz albo dłużej dyskutować na zadany temat, bo wtedy nie
musiałabym dużo pisać. Wpatruję się w tablicę, w duchu mając nadzieję, że moja
niewypowiedziana prośba zostanie wysłuchana. Tymczasem zaczynam czuć się
dziwnie.
Najpierw nie zwracam na
to uwagi. Po prostu w mojej głowie pojawia się jakaś nieokreślona myśl,
chwilowy przebłysk, który w ułamku sekundy znika i już nie pamiętam, co go
wywołało. Próbuję skupić się na lekcji, ale coś nadal mnie rozprasza, a ja nie
potrafię zdefiniować, co to może być. Odkładam długopis, wiedząc, że i tak nie
napiszę nic sensownego, będąc aż tak rozproszona. Zaczynam wodzić wzrokiem po
klasie i wtedy dziwne uczucie się nasila. Nie potrafię go nawet nazwać. To nie
mrowienie na ciele, skurcz w żołądku czy coś, czemu nadano pewne określenie. To
po prostu coś. Coś, co pojawiło się nagle. I właśnie wtedy gdy błądzę wzrokiem
po poszczególnych osobach, doznaję olśnienia.
To Shane. Po prostu
czułam na sobie jego spojrzenie. Chyba każdy tak ma, że wie, gdy ktoś mu się
przygląda. I ja tego doświadczam. Zyskuję pewność, gdy kieruję wzrok w stronę
chłopaka i nasze oczy się spotykają. Od razu wbijam spojrzenie w tablicę,
jakbym zauważyła tam coś niezwykle interesującego. Chyba powinnam być bardziej
pewna siebie, biorąc pod uwagę tłumy ludzi, które zaczepiają mnie w szkole
każdego dnia. Tymczasem w takiej chwili nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić.
Nerwowo wiercę się na krześle i mimowolnie znów zerkam na Shane’a. Nadal na
mnie patrzy i wytrzymuję jego spojrzenie może przez dwie sekundy. Shane lekko
się uśmiecha. Gwałtownie chwytam długopis i postanawiam skupić się na lekcji.
Spuszczam nieco głowę, a włosy zasłaniają moją twarz. Mam nadzieję, że dzięki
temu chłopak nie zdoła dostrzec uśmiechu, który mimowolnie pojawił się na mojej
twarzy i nie chce zniknąć.
Nadal uśmiecham się bez
powodu, co zdarza mi się często, ale tym razem jest jakoś inaczej. Po raz
kolejny nie potrafię określić, co czuję. To chyba jakiś specjalny rodzaj
radości, którego do tej pory jeszcze nie miałam okazji doświadczyć. Może Shane
jest jedną z takich osób, które samą swoją obecnością poprawiają ludziom humor.
A może chodzi o coś zupełnie innego. Bo jest we mnie także jakaś dziwna, obca
iskierka, której nie potrafię zdefiniować. Dzisiaj jakoś brak mi odpowiednich
słów na opisanie uczuć. I pomyśleć, że podobno mam najlepsze oceny z
angielskiego i najszerszy zasób słownictwa w klasie.
Bardzo mi się podobał ten rozdział, zresztą nie wyobrażam sobie, by miało być inaczej. Fantastycznie piszesz, potrafię wszystko sobie wyobrazić bardzo dokładnie, a wpływanie w taki sposób na czytelnika to nie lada sztuka.
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się, że ojciec Joslyn będzie zachowywał się nieco inaczej. Po tym, jak dziewczyna zareagowała na jego powrót, czekałam na czułości, pełne zaangażowanie, troskę, tymczasem mężczyzna wydał mi się nieco... odległy? Niby ucieszył go widok córki, a jednocześnie zdawał się wcale nie czerpać radości z jej obecności. Nie dziwię się zatem, że Jose poszła w takim humorze do szkoły - pieniądze nie zrekompensują jej braku uwagi ze strony rodzica.
Optymizm głównej bohaterki jest szczególnie przydatny w takich chwilach; dzięki niemu może zepchnąć smutki na dalszy plan i przywołać na twarz uśmiech. Lubię w niej szczególnie fakt, że nie wywyższa się i jest po prostu naturalna, zamiast traktować innych jak śmieci ze względu na stan konta.
Co się zaś tyczy Shane'a... Ten chłopak intryguje mnie coraz bardziej, w niemal równym stopniu jak Joslyn. Nie wyróżnia się niczym specjalnym, a jednak przyciąga wzrok i ciekawi. Zdaje się nieco odsunięty od reszty rówieśników, co wydaje mi się dziwne, bo jest naprawdę błyskotliwy, inteligentny i zabawny. Jestem pewna, że on i Joslyn znaleźliby wspólny język, gdyby mieli więcej okazji do rozmowy. Ktoś taki jak on na pewno potrafi docenić drobne uśmiechy losu. I te jego spojrzenia posyłane w stronę dziewczyny... Coś tu się kroi, jestem pewna ;)
Czekam na ciąg dalszy. :*
No, no ktoś tu się zakochał! Wiedziałam, że tak będzie. Od początku chłopak zachowywał się dziwnie, ale te spojrzenia na Joslyn mówią same za siebie! Po prostu super ciekawe! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę Ci żebyś miała wenę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ponownie!
Jestem w szoku. Coś czułam, że on się zakocha, no i bum. :) Jednak szok wywołała atmosfera, klimat. Piszesz nieziemsko, zawsze to powtarzam. Opisy są precyzyjne i szczegółowe, a przy tym barwne, o tak. Łatwo wyobrażam sobie całą scenerię. Pięknie, jednym słowem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Boże jaka ona jest porządna, spokojna, dokładna... brakuje jej tej naturalnej, takiej nastoletniej radości i spontaniczności. Niby skacze w kałuże, ale to zdają się być chwile powrotu do dzieciństwa, a nie taka nastoletnia radość.
OdpowiedzUsuńŚwietnie przedstawiłaś to, że osoba tak kolorowo ubrana, popularna, bogata, na dodatek optymistka, może być tak naprawdę tak bardzo nieszczęśliwa. Wydaje mi się, że jej życie to koszmar, a sen jest tylko na jawie. A z drugiej strony, jakby porównać jej życie do życia innych, to dla nich wydawać się może ono bajką.
Tak czułam, że ojciec zignoruje dziewczynę. Mam też jakoś wrażenie, że ten facet nie ma zbyt czystego sumienia, szczególnie po tym wyjeździe. Ale nie spekuluje, bo moje spekulacje zawsze są nietrafne.
OdpowiedzUsuńTe dzieciaki są troche jak z filmu. Ten koszykówka, ten siatkówka, ta porządna, ta roztrzepana, ta wredna itd. Nie wiem jak jest teraz, ale jak ja chodziłam do szkoły, nie było aż takiego schematu. Może teraz to co innego, cholera wie. Wspomnę jeszcze o amancie Jos(świetnie wybrnęłam tym "amancie", prawda? 5 minut próbowałam odmienić Shane :) ). Chłopak wydaje się być sympatyczny, rezolutny i zdaje się już od dłuższego czasu interesować się dziewczyną. Zgaduję, że to będzie jedna z pierwszych miłości naszej bohaterki, boje się tylko intencji chłopaka, bo tak jak przy ojcu J, mam przy nim jakieś obawy.
Dobry wieczór.
OdpowiedzUsuńChyba już wolę tatę Joslyn od mamy, ale oczywiście w tym rozdziale się nie popisał... Widać, na co dziewczyna liczyła, a co dostała... Sama jestem realistką i nie widzę związku między tym a dostrzeganiem czegoś szczególnego w zwykłych sprawach lub nie.
Au... z tymi przyjaciółkami... Wyszło... ech, wiadomo jak. Chociaż ojciec się trochę stara. Źle postrzega znajomych córki i myśli, że pieniądze, prezenty wszystko załatwią, ale wydaje mi się... bardziej ciepły od matki Joslyn.
Taaak, pewnie wszyscy w szkole zazdroszczą Jos, myślą, że jej życie jest takie idealne, ma przyjaciół, popularność, pieniąze, wszystko, co zechce, a wiadomo, jak wygląda rzeczywistość... Smutna prawda.
Całkiem miły się wydał ten Sean, mam nadzieję, że się jeszcze pojawi. Jeszcze ten Shane, mhm... Mówiłam, jak bardzo podoba mi się wątek (no może wątek to za duże określenie) ze skakaniem do kałuż? Taki przyjemny, właśnie kontrastujący z wizerunkiem grzecznej panny.
Zobaczymy, jak się rozwinie potencjalna (?) miłosna historia.
Miłego wieczoru,
mendoid Corteen