Czuć się szczęśliwym i bez szczęścia - jest szczęściem
~ Marie von Ebner-Eschenbach
Znajduję się w zatłoczonym
salonie jednego z największych pobliskich mieszkań. Co chwilę ktoś mnie trąca,
próbując przepchnąć się przez tłum. Przez duże, ustawione pod ścianami
głośniki, sączą się dźwięki dyskotekowej muzyki, w rytm której podrygują co
niektóre osoby. Inni próbują krzyczeć, aby móc porozmawiać, ale jest to
praktycznie niemożliwe, przynajmniej nie w tym pomieszczeniu.
Gdy ktoś po raz kolejny
trąca mnie łokciem, robię krok do tyłu i w tym momencie rozgniatam coś butem.
Spoglądam w dół i dostrzegam pokruszone chipsy. Niedaleko, w rogu, po podłodze
leniwie toczy się przewrócona szklanka, z której wypływają pozostałości
alkoholu. Zapach piwa wypełnia cały dom, tak samo jak dym z papierosów, ale
tłum wydaje się tym zachwycony.
Rozglądam się ponownie
po salonie, nie wiedząc, co właściwie robię w tym miejscu. Zostałam zaproszona
przez Miriam Carver, jedną z najbardziej zbuntowanych dziewczyn. Przyszłam,
choć raczej unikam tego typu imprez. Właściwie jak na popularną osobę jestem
dosyć nudna – ciągle ślęczę nad książkami i unikam wszelkich używek.
Nie mam pojęcia, skąd ta
nagła zmiana, która we mnie nastąpiła. Bynajmniej nie zgodziłam się przyjść ze
względu na perspektywę dobrej zabawy, bo o ile lubię tańczyć i czasem zdarza mi
się wypić łyk piwa, to nie przepadam za alkoholem, a tym bardziej za dymem
papierosowym, który w tym momencie wypełnia moje płuca. Nie mogę nawet z nikim
dłużej porozmawiać, bo skutecznie uniemożliwia to głośna muzyka. Jedyne, co mi
pozostaje, to podrygiwanie wraz z resztą tłumu.
– Joslyn! – słyszę
krzyk gdzieś za plecami. Odwracam się i widzę zmierzającą w moją stronę
Miriam. Ubrana jest w obcisłą, czarną sukienkę, a oczy jak zawsze bardzo mocno
pomalowała. – Jednak przyszłaś. Już myślałam, że się nie pojawisz, rzadko
przychodzisz na imprezy.
Miriam ma rację,
prawdopodobnie tym razem również bym nie przyszła, gdyby nie to, że liczyłam na
coś, chociaż teraz nawet nie potrafię przypomnieć sobie, co to było. Może
chciałam kogoś zobaczyć, a może myślałam, że wydarzy się coś szczególnego?
Uśmiecham się, patrząc w jasne oczy Miriam, która w tym momencie akurat
przygładza niesforne, lekko kręcone blond włosy. Dziwi mnie, że jeszcze nie
pofarbowała ich na czarno dla podkreślenia, że nie jest grzeczną dziewczynką,
tak samo, jak jej ubierające się oryginalnie koleżanki.
– Nie mogę opuszczać
każdej imprezy i wiecznie siedzieć w domu. Poza tym w szkole nie zawsze mam
okazję porozmawiać ze wszystkimi tymi ludźmi – wskazuję na tłum znajdujący się
wokół nas.
– Teraz też sobie z nimi
pogadasz – krzyczy Miriam, choć jej głos z trudem przebija się przez dźwięki
kolejnej piosenki. – Połowa z nich już trochę wypiła, a poza tym raczej trudno
cokolwiek usłyszeć w takim hałasie.
Kiwam głową na
potwierdzenie tych słów. Z uśmiechem patrzę na jednego z graczy szkolnej drużyny
koszykówki, który właśnie wszedł na stół. Śpiewa coś na całe gardło, co jakiś
czas upijając łyk alkoholu ze szklanki, którą trzyma w ręku. Ktoś właśnie
upuścił piwo i teraz płyn powoli wycieka na biały dywan. Na podłodze leży także
zbita ramka ze zdjęciem, a rozglądając się coraz uważniej, dostrzegam kolejne
drobne zniszczenia w domu Miriam. Dziewczyna podąża za moim wzrokiem i tylko
wzrusza ramionami. Nie wydaje się specjalnie przejęta. Zazwyczaj robi wszystko,
co tylko może, żeby jak najbardziej zezłościć swoją mamę. Nie wiem dokładnie,
jakie stosunki panują między Miriam a jej rodzicielką, ale właśnie z powodu
relacji z matką dziewczyna jest taka zbuntowana i robi wszystko, czego jej nie
wolno. Jakby za wszelką cenę chciała pokazać pani Carver, że nie szanuje jej
zdania.
– Renée i Cassie nie ma
z tobą? – pyta po chwili.
Kręcę tylko głową. Moje
przyjaciółki może i zechciałyby przyjść, ale raczej nie odnajdują się w tłumie
osób goszczących w salonie blondynki. Pomieszczenie wypełniają same popularne
osoby, niestety nie brak także Danielle. Ja jestem rozpoznawalna w szkole, ale
Cassie i Renée postrzega się jako „zwyczajne”. Zdają się tym zupełnie nie
przejmować, co bardzo mnie cieszy.
– No cóż, trudno. W
takim razie chodź potańczyć z innymi! – krzyczy Miriam i ciągnie mnie w głąb
salonu.
Kilka osób się ze mną
wita. Odpowiadam uśmiechem, a po chwili staję obok dziewczyn należących do
paczki blondynki. Niektóre mają pofarbowane włosy i mocno pomalowane oczy.
Jedna z nich założyła glany, a inna ubrana jest w kurtkę basebollówkę i obcisłe
czarne spodnie. Pomimo swojego osobliwego wyglądu, dziewczyny są bardzo miłe.
Ta w glanach właśnie zaciąga się dymem, Miriam również zapala papierosa i
posyła mi pytające spojrzenie. Kręcę głową, nie palę. Dziewczyna z lekkim uśmiechem
przewraca oczami i cofa rękę z paczką, którą wyciągnęła w moją stronę
– Skoro nie
palisz, to chociaż baw się dobrze – krzyczy.
Nie musi mi tego dwa
razy powtarzać, z zadowoleniem daję się porwać dźwiękom kolejnej piosenki, a z
mojej twarzy nie znika szeroki uśmiech. Tańczenie sprawia mi przyjemność.
Gdybym jednak wcześniej wiedziałam, że na imprezie nie odnajdę nieokreślonego
czegoś, na co podświadomie liczyłam, na pewno nie pojawiłabym się w domu
blondynki. Na razie staram się o tym nie myśleć. Śmieję się z tłumu pijanych
nastolatków, pomagam jakiejś dziewczynie trafić do łazienki i czuję wzbierającą
we mnie litość na widok tłumu chłopaków, którzy nie są w stanie ustać na
nogach. To nie do końca mój świat, ale na szczęście niektórzy wciąż zachowują
trzeźwość. Wraz z nimi podryguję w rytm muzyki. Przez chwilę liczy się tylko
dobra zabawa.
Jak najciszej tylko
mogę, obracam klucz w drzwiach wejściowych i ostrożnie naciskam klamkę. Nie mam
się jednak czym przejmować – w domu panuje głucha cisza. Nie jest ona
bynajmniej spowodowana tym, że rodzice już dawno śpią. Dom stoi pusty.
Właściwie to nic nowego. Najwyraźniej mama i tata wyszli gdzieś wspólnie, żeby
oderwać się od pracy i spędzić przyjemnie wieczór. A właściwie noc, stwierdzam,
gdy spoglądam na zegarek wskazujący drugą nad ranem.
Pospiesznie ruszam do
swojego pokoju i wyciągam piżamę, a potem idę do łazienki, żeby pozbyć się
okropnego smrodu papierosowego dymu, który wniknął w moje włosy i w ubranie.
Myję też dokładnie zęby, żeby nie czuć smaku piwa. Było obrzydliwe, dlatego też
od razu popiłam je sokiem, co Miriam skomentowała śmiechem. Nadal jednak czuję
pozostałości nieprzyjemnej goryczy. Może jestem tak bardzo wyczulona, bo prawie
nigdy nie piję.
W końcu wymyta i
przebrana w piżamę wychodzę z łazienki i z zadowoleniem kładę się do łóżka.
Jest już bardzo późno, a następnego dnia czeka mnie szkoła. To niemądre chodzić
na imprezy w ciągu tygodnia, ale tym razem naprawdę chciałam pojawić się w domu
Miriam. Nie mam pojęcia, kogo zamierzałam tam spotkać.
Wszystkie myśli znikają,
gdy sen powoli mnie otula, a ja odpływam ze świata imprez i popularnych osób,
powoli wciągana do krainy marzeń.
Jak zawsze jestem w
szkole zaledwie minutę przed dzwonkiem. Kilka osób, które spotkałam
poprzedniego dnia na imprezie, uśmiecha się i pyta, czy dobrze się bawiłam.
Odpowiadam twierdząco, ale tak naprawdę bardziej skupiona jestem na tym, by jak
najszybciej dotrzeć pod salę od angielskiego. Lekki uśmiech pojawia się na
mojej twarzy, gdy wchodząc do klasy widzę, jak Shane do mnie macha.
– Cześć, Joslyn.
– Cześć.
Z niewiadomych przyczyn
unikam wymówienia jego imienia, jakby było to coś zbyt osobistego albo jakby
chłopak mógł dowiedzieć się, że kiedy je wypowiadam, czuję się trochę nieswojo.
Nie mam pojęcia, co jest tego przyczyną. Jedyne, co wiem na pewno to, że Shane
w ciągu zaledwie kilku dni zdołał wywrzeć na mnie dziwny wpływ.
– Chciałabyś sprawdzić
moją analizę wiersza? – pyta, podsuwając zeszyt. – Założę się, że pan Nicholls
jak zwykle każe mi czytać i znajdzie jakieś błędy. Ten facet jakoś wyjątkowo
lubi się mnie czepiać.
Zakrywam usta ręką, ale
mimo tego nie jestem w stanie powstrzymać zduszonego okrzyku. Shane patrzy na
mnie, nic nie rozumiejąc, a po chwili na jego twarzy pojawia się lekki,
niewinny uśmieszek.
– Nie wierzę, Joslyn
Howard nie odrobiła zadania domowego?
– Kompletnie
zapomniałam! Nie wiem jak to się mogło stać…
Pomimo tego, że w duchu
przeklinam własne zapominalstwo, śmiech chłopaka jest przyjemny i w jakiś
sposób mnie uspokaja, zamiast zirytować. Nie mogę pohamować lekkiego uśmiechu,
który mimowolnie pojawia się na mojej twarzy.
W tym momencie otwierają
się drzwi i do klasy wchodzi pan Nicholls. Nauczyciel jak zwykle ma poważny
wyraz twarzy i pochmurne spojrzenie. W milczeniu siada za biurkiem i zakłada
okulary na swój nieco orli nos. Po sprawdzeniu obecności przez chwilę wodzi wzrokiem
po klasie, a potem jego spojrzenie nagle zatrzymuje się na mnie. Czuję, jak
napinają się wszystkie moje mięśnie. Wiem doskonale, co zaraz nastąpi.
– Joslyn, przeczytaj
swoją analizę wiersza – prosi nauczyciel nosowym głosem.
Wpatruję się w niego oniemiała,
nie wiedząc, co zrobić. Pan Nicholls nie akceptuje nieprzygotowań i właściwie
do tej pory mi to nie przeszkadzało, bo zawsze odrabiałam prace domowe i
uczyłam się z lekcji na lekcję. Teraz nagle perspektywa otrzymania złej oceny
wydaje się jak najbardziej realna. Co na to powiedzą rodzice?
– No dalej – popędza
nauczyciel.
W tym momencie przed
moim nosem pojawia się otwarty zeszyt. Widzę dwie zapisane strony, tuż pod
nagłówkiem świadczącym o tym, że jest to właśnie praca domowa, której
zapomniałam odrobić. Niewiele myśląc, zaczynam czytać. Mimowolnie zauważam, że
w wypowiedzi znajdują się drobne błędy, próbuję je więc na bieżąco poprawiać.
Pragnę jak najszybciej skończyć i odczytuję kolejne zdania zapisane ładnym
charakterem pisma. W końcu milknę i spoglądam na nauczyciela. On tylko kiwa
głową i prosi następną osobę o przeczytanie pracy. Nie wstawia żadnej oceny, a
ja wreszcie mogę odetchnąć z ulga.
Po chwili czyjaś ręka
zabiera zeszyt, który uratował mnie przed otrzymaniem niezadowalającego
stopnia. Spoglądam na jego właściciela i w tym momencie mój wzrok spotyka się z
roześmianymi, szaro-niebieskimi oczami Shane’a.
– Dziękuję – mówię po
chwili, zbyt zaskoczona, by dodać coś więcej.
– Nie ma sprawy,
ostatnio obiecałaś, że będziesz mi podpowiadała na kartkówce, to teraz ja
ratuję cię z opresji. Ale nadal zastanawia mnie, jakim cudem nie odrobiłaś
pracy domowej. Przecież ty zawsze jesteś ze wszystkiego najlepsza, zawsze
przygotowana do lekcji…
– No bez przesady –
zaprzeczam i mam nadzieję, że za bardzo się nie zarumieniłam. Nie umiem
przyjmować komplementów. Zresztą nawet nie jestem pewna, czy to był komplement.
– Po prostu późno wróciłam wczoraj do domu i jakoś kompletnie wyleciało mi z
głowy, że powinnam jeszcze przygotować analizę wiersza.
– No tak, pewnie byłaś
na słynnej imprezie. Podobno dużo tam się działo, pełno alkoholu, papierosów i
dobrej zabawy...
– Było całkiem fajnie,
chociaż współczuję Miriam, która potem musiała wszystko sprzątać. Zbili jej
kilka rzeczy, pobrudzili biały dywan… Jej mama raczej nie była zadowolona.
– Ale przecież chyba oto
właśnie chodziło, inaczej Miriam nie zapraszałaby tych wszystkich ludzi do
siebie. Właściwie trochę szkoda, że nie przyszedłem. Tyler i Sean poszli, a ja
miałem wybrać się z nimi, ale wyskoczył mi nagle ważny trening.
Jakoś do tej pory nie
zdawałam sobie sprawy, że mimo iż Shane należy raczej do grona „zwyczajnych”,
to przyjaźni się z Tylerem i Seanem. A oni są jednymi z najpopularniejszych
chłopaków w szkole. I Shane’owi chyba nie przeszkadza fakt, że często jest
gdzieś zapraszany tylko ze względu na tę znajomość.
Poza tym chłopak
uwielbia koszykówkę. Zajmuje ona większość jego wolnego czasu. Shane z zapałem
ogląda wszystkie mecze i praktycznie codziennie chodzi na treningi. Z tego, co
niektórzy opowiadają, bardzo dobrze gra, ale ja osobiście nigdy nie widziałam
go podczas żadnego ze szkolnych meczów, bo koszykówka kompletnie mnie nie
interesuje. Dla Shane’a jest chyba czymś najważniejszym w życiu. Nic
dziwnego, że wybrał trening zamiast imprezy. Czuję się trochę zawiedziona, że
poprzedniego dnia nie wypatrzyłam brązowej czupryny Shane’a wśród tłumu
zgromadzonego w salonie Miriam. Może to właśnie dlatego chciałam przyjść na tę
imprezę? Może podświadomie byłam przekonana, że chłopak się tam pojawi. Byłoby
to bardzo głupie, przecież prawie go nie znam.
– Coś się stało? –
nieoczekiwanie z zamyślenia wyrywa mnie jego głos.
– Nie, a czemu tak
sądzisz? – pytam nieco zdziwiona.
Shane nic nie mówi,
jedynie wpatruje się we mnie swoimi szaro-niebieskimi oczami i chociaż ta
chwila trwa może ze dwie sekundy, to dla mnie jest całą wiecznością. Czas
wydaje się stać w miejscu, przez co czuję się bardzo niezręcznie i nie wiem, co
mam zrobić. Mimowolnie zauważam, że choć oczy Shane’a są właściwie zupełnie
zwyczajne, to jednak bardzo ładne.
– Po prostu przez chwilę
wyglądałaś na smutną – odzywa się w końcu, uwalniając mnie od nieprzyjemnego
uczucia, za co jestem mu wdzięczna.
Nie wiem, co
odpowiedzieć. Raczej nie bywam smutna, chwilę temu czułam po prostu złość do
samej siebie. Naprawdę byłam gotowa iść gdzieś tylko po to, by przebywać w
jednym pomieszczeniu z praktycznie obcym chłopakiem? W dodatku nie moglibyśmy
nawet porozmawiać, bo muzykę puszczano bardzo głośno. Zamiast dalej myśleć o
własnej głupocie, zastanawiam się nad tym, jakim cudem Shane zauważył zmiany w
moim nastroju. Nawet Cassie i Renée nie zawsze dostrzegają, że pogarsza mi się
humor. Czyżby Shane umiał interpretować drobne gesty i mimikę mojej twarzy
lepiej niż pozostali?
– Nie, musiało ci się
wydawać – odpowiadam w końcu i uśmiecham się lekko, jakby na potwierdzenie tych
słów.
– Nie sądzę – mówi
cicho, chyba myśląc, że tego nie usłyszę. – Zdaję się, że coś piszemy – dodaje
po chwili nieco głośniej i ruchem głowy wskazuje na tablicę. – Cholera, chyba
jestem okropny, jako pierwszy w historii oderwałem cię od twojego colekcyjnego
sporządzania notatek.
Szczerzy do mnie zęby w
bezczelnym uśmiechu i przez chwilę mogę podziwiać jego proste, białe zęby,
przyglądać się dołeczkowi w policzku i małym zmarszczkom wokół oczu. Dopiero po
chwili uświadamiam sobie, że też szeroko się uśmiecham i właściwie trwa to już
jakiś czas. Szybko odwracam wzrok i chwytam w rękę długopis. Postanawiam, że
teraz zacznę uważać na lekcji, ale nie wiem nawet, od czego zacząć. Przez
chwilę bezradnie przewracam strony w zeszycie.
Mimowolnie znów zerkam w
stronę Shane’a. Chłopak również mi się przygląda i gdy tylko nasze oczy się
spotykają, odwracam wzrok, jednak zaledwie chwilę później znów nieświadomie
spoglądam w jego stronę. Shane uśmiecha się do mnie tym swoim rozbrajającym
uśmiechem, a ja nie jestem w stanie zrobić czegokolwiek, by kąciki moich ust
również się nie uniosły.
Dzieje się ze mną coś
bardzo niedobrego.
Uznaję, że nie mogę
pozwalać, by ktoś odciągał moją uwagę od lekcji. Czas skupić się na tym, co
mówi nauczyciel. Ale nie jestem w stanie wytrwać w postanowieniu, bo właśnie w
tej chwili dzwonek zakańcza lekcję angielskiego.
– Nieładnie, Howard,
nieładnie. Kompletnie nie uważałaś na dzisiejszym angielskim. Co na to powie
pan Nicholls? – zaczepia mnie jeszcze Shane, gdy chwytam torbę i zamierzam udać
się do wyjścia.
– No wiesz, Lorens,
gdyby nikt nie odciągał mojej uwagi od tematu lekcji, to z pewnością jak zwykle
byłabym bardzo pochłonięta kolejnym pasjonującym tematem – uśmiecham się lekko,
a potem wychodzę z klasy, nie sprawdzając reakcji Shane’a. Jestem niemal pewna,
że w odpowiedzi na moje słowa, chłopak znów się uśmiecha.
– O co chodziło z
tą akcją na angielskim? – pyta Cassie. Spoglądam na nią i zaczynam powoli
przeżuwać kawałek jabłka, by jak najbardziej odciągnąć moment, w którym udzielę
odpowiedzi.
– A o czym właściwie
mówicie? – wtrąca zaciekawiona Renée.
– Nie uwierzysz, Joslyn
flirtowała przez całą lekcję! – informuje przyjaciółkę Cassie. Moim zdaniem
robi to zdecydowanie za głośno.
– Wcale nie całą –
protestuję szybko. Przez pół dnia udawało mi się unikać rozmowy z Cassie, bo na
moje szczęście zdołałam szybko wybiec z klasy, nim przyjaciółka mnie dopadła, a
kolejne zajęcia miałyśmy osobno. Teraz jednak nadeszła pora lunchu, tym samym
nadając kres moim wykrętom.
– Jak to nie? Obojętnie
w którym momencie na ciebie patrzyłam, byłaś zajęta rozmową albo gapieniem się
na niego. W dodatku co chwilę się do siebie uśmiechaliście.
– A ja nadal nie wiem o
kogo chodzi – wzdycha Renée. – Czemu mam takiego pecha? Na naszych wspólnych
lekcjach nie dzieje się ciekawego.
– Bo na innych lekcjach
nie ma Shane’a – odpowiada śpiewnie Cassie.
– Shane’a Lorensa?! –
pyta Renée.
Słysząc, jak głośno
wypowiada te słowa, gwałtownie krztuszę się drugim śniadaniem i zaczynam
kaszleć. Jestem pewna, że cała stołówka usłyszała słowa czarnowłosej i że teraz
wszyscy na mnie patrzą. Policzki mnie pieką i z pewnością są bardzo czerwone.
– Wszyscy się na mnie
gapią – mówię, gdy wreszcie jestem w stanie się odezwać.
– No pewnie, że tak.
Nagle bez powodu zaczęłaś kaszleć – Renée wybucha śmiechem. Czuję się trochę
spokojniejsza, gdy dociera do mnie, że nikt nie usłyszał słów, które tylko mnie
wydawały się głośne. – A jeśli już mowa o patrzeniu w tę stronę, to twój nowy
kolega właśnie cię obserwuje. Może powinnaś do niego pomachać? Albo może
zaproszę go do naszego stolika?
– Nie! – krzyczę w
panice i podążam za spojrzeniem przyjaciółek.
Shane rozmawia właśnie z
Tylerem, ale chyba czuje na sobie mój wzrok, bo niemal od razu nasze spojrzenia
się spotykają i chłopak lekko się uśmiecha. Szybko spoglądam w innym kierunku z
obojętnym wyrazem twarzy, jakbym nie dostrzegła posłanego mi uśmiechu.
– Widziałaś to?
Widziałaś?! – piszczy Renée. Jest podekscytowana jak małe dziecko. – Uśmiechnął
się! Do ciebie!
– Nie przesadzaj, to nic
takiego.
– No jasne i pewnie w
ogóle cię to nie obchodzi? – pyta Cassie, unosząc brew. Nienawidzę, gdy tak
robi. Doskonale wiem, że jest przekonana o swojej racji.
– Niespecjalnie. Dużo
osób się do mnie uśmiecha – przewracam oczami z nadzieją, że wyglądało to
wiarygodnie.
– Nie wierzę ci, Howard
– Cassie krzyżuje ręce.
Wzdycham tylko i
ignoruje oskarżycielskie spojrzenia przyjaciółek. Tak naprawdę wiem, że Cassie
i Renée mają rację. Bo właściwie w tej chwili ja również nie wierzę samej
sobie. Chyba po prostu jestem beznadziejną aktorką.
To jest świetne. Bardzo podoba mi się twój styl pisania :D I historia Joslyn jest bardzo wciągająca. Kocham <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: :D http://zahipnotyzowanaja.blogspot.com/
Ja po prostu uwielbiam Twoje opisy, jesteś w nich absolutną mistrzynią. Wszystko takie obrazowe, malownicze, pełne szczegółów, dzięki czemu moja wyobraźnia pracuje na wysokich obrotach i wszystko staje się niemal namacalne.
OdpowiedzUsuńW sumie zdziwiła mnie obecność Joslyn na tego typu imprezie. Owszem, dziewczyna zapewne lubi dobrze się zabawić, ale ta domówka była jedną z takich skrajnych, gdzie ludzie szaleją z czym popadnie. Jose jakoś nie pasuje mi do takich miejsc. A jeśli chodzi o Miriam, to po części rozumiem, że jest na drodze konfliktu z mamą, ale ja bym sobie nie dała tak zwyczajnie niszczyć domu, przecież to głupota.
Shane jest naprawdę uroczy, podobnie jak główna bohaterka nie jestem w stanie się oprzeć jego urokowi. Joslyn zapomniała o pracy domowej, ale przecież to nic takiego; domyślam się jednak, że dla tak zorganizowanej i odpowiedzialnej osoby podobny incydent może oznaczać niezłe rozbicie. Ale Shane w uroczy sposób ją poratował! Zachowanie Renee i Cassie było nieco dziecinne, kiedy zorientowały się, kogo interesuje Joslyn, ale ja również uważam, że tych dwoje ma się ku sobie. I bardzo, ale to bardzo mnie to cieszy! ;D
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy ;*
Z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej. Zdania nie zmieniłam - piszesz cudownie. Masz bogate słownictwo, budujesz napięcie, masz śliczne opisy. Krótko mówiąc : masz z czego być dumna.
OdpowiedzUsuńRozdział IV jest pełen emocji. jest wspaniały.
Wręcz go pochłonęłam!
Pozdrawiam! :*
PS: Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale nie mam zbytnio czasu. Korzystam ze swego rodzaju swobody, gdyż zmogło mnie chorubsko i nadrabiam...
Po prostu bomba! Rozdział jest przecudowny i coraz bardziej ciekawi mnie ciąg dalszy tej historii! Więc wstawiaj szybko kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńU mnie też nowe notki- zapraszam!
Pozdrawiam
Nessie
Może zacznę od prologu. Przeraził mnie w bardzo pozytywnym sensie. Główna bohaterka snuje refleksje na temat sensu życia. Co prawda osobiście uważam, że każdy jest po coś potrzebny, jednak jeśli zatraci się tą świadomość, może być naprawdę źle.
OdpowiedzUsuńPoczątkowy akapit z pierwszego rozdziału chyba sobie gdzieś zapiszę, bo mnie niestety krucho z nie przejmowaniem się dołującą pogodą.
Podoba mi się to, że piszesz w czasie teraźniejszym. Zastosowałam ten zabieg w jednym ze swoich opowiadań i w gruncie rzeczy dobrze mi się pisało.
Już na początku dostrzegłam to, że główna bohaterka jest bardzo wartościowym człowiekiem. Cieszy się wszystkim, co ją spotyka. Jak sama mówi, znajduje radosne iskierki. Przeciwstawia się zachowaniu swoich rodziców i idzie własnym nurtem. Zapewne nie jest jej łatwo, gdyż mama i tata nie do końca akceptują jej styl bycia, nie doceniają jej, mówią , jak ma się ubierać, z kim powinna się przyjaźnić jednak ona stara się tym nie przejmować. Można zwariować od tego perfekcjonizmu, dlatego naprawdę podziwiam Joslyn.
Uuu III rozdział :D Nasza główna bohaterka się zakochała. Shane wydaje się być naprawdę miłym chłopakiem, wyrozumiałym. Jestem ciekawa, czy wyjdzie z tego coś więcej.
Ojoj, Joslyn przez zabawę na imprezie i zauroczenie chłopakiem zapomniała odrobić zadanie. Shane okazał się być wybawicielem w tej sytuacji. W dodatku to posyłanie sobie tajemniczych spojrzeń podczas lekcji... nieźle :D
Podsumowując: dałam się szybko wciągnąć. W jeden dzień przeczytałam wszystkie rozdziały i już nie umiem doczekać się kolejnych. Twoje opisy są przepiękne, jest w nich tyle prawdy i radości, aż automatycznie zaczynam się uśmiechać. Już teraz czekam na kolejny rozdział. Tymczasem zapraszam do mnie --> passato-futuro.blogspot.com
P.S. Mogłabyś mnie informować o NN? Tu jest moje gg : 43176509
UsuńNaprawdę popijała piwo sokiem? ;)
OdpowiedzUsuń"odetchnęłam z ulga" zamiast ulgą masz (nie pamiętam czy dokładnie tak brzmiało to zdanie, ale "ulga" na "ulgą".
Nie dosyć, że pożyczył jej zeszyt, to ona mu po nim pogryzdała i poprawiła błędy. Ciekawe czy on uzna to za obrazę, czy będzie za to wdzięczny?
Zastanawiam się też czy ten chłopak poukłada w jakiś sposób jej życie, czy jeszcze bardziej je skomplikuje.
"Teraz też sobie z nimi pogadasz" - wydaje mi się, że zjadłaś "nie"
OdpowiedzUsuńTeż myślałam, że Shane będzie na imprezie i czegoś więcej się o nim dowiemy, ale zawalił sprawę i poszedł na trening. Za to w klasie się popisał, ładnie z jego strony, że pomógł koleżance. Ciągle jednak mam wrażenie, że nic bezinteresownie.