Jeśli chcesz być
szczęśliwym - bądź nim
~ Koźma Prutkow
Gdy tego dnia z uśmiechem zbiegam po schodach, mama posyła mi spojrzenie pełne
zdziwienia. Właściwie doskonale ją rozumiem – kuchenny zegar pokazuje, że
zostało jeszcze pół godziny do pierwszej lekcji, a tymczasem ja jestem już
gotowa do wyjścia. Zazwyczaj o tej porze można znaleźć mnie nerwowo biegającą
pomiędzy łazienką a pokojem. Mam wtedy rozczochrane włosy, podręczniki leżą
rozrzucone na podłodze, bo nie zdążyłam ich jeszcze spakować, a na jedzenie
śniadania w ogóle nie starcza czasu. Tym razem z uśmiechem zarzucam torbę na
ramię i poprawiam niewidoczne zagniecenie na koszuli w kratę, do której
dobrałam intensywnie zielone spodnie. Rzucam jeszcze przelotne spojrzenie na
lustro.
Dostrzegam jakiś dziwny
błysk w oczach własnego odbicia i aż trudno mi uwierzyć, że to rzeczywiście ja.
Tęczówki jak zwykle mają nieokreślony kolor, składają się z wielu plamek od
brązowych aż po szare. W kącikach oczu pojawiły się małe zmarszczki, wywołane
szczerym uśmiechem. Niesforne pasmo włosów opada na twarz i chociaż odgarniam
je pospiesznie, to działanie nie przynosi żadnych efektów. Przygładzam więc
tylko fryzurę w kolorze takim samym jak kosmyki mojego taty. Cassie i Renée
zazdroszczą mi włosów we wszystkich możliwych odcieniach brązu, jakbym w
salonie fryzjerskim zrobiła kolorowe pasemka. Nie zastanawiałam się nigdy nad
tym, czy mnie samej się to podoba. Mam po prostu włosy o kilku odcieniach,
różnobarwne oczy i to wszystko idealnie pasuje do kolorowych ubrań, jakie
zwykłam nosić. Jakby natura od zawsze wiedziała, że ktoś taki jak ja potrzebuje
różnorodności barw.
Pospiesznie zakładam
buty marki Jeffrey Campbell, jakbym wcale nie miała jeszcze mnóstwa czasu do
dzwonka rozpoczynającego lekcje. O dziwo mama nadal nie odrywa ode mnie wzroku
i zamiast jak zwykle zająć się swoją pracą, tylko patrzy.
– Coś się stało? – pytam
wreszcie, jednocześnie męcząc się z supłem na sznurowadle.
– Chyba ja powinnam
zadać to pytanie tobie. Czemu nagle tak wcześnie wychodzisz do szkoły? Zdarzyło
się coś, o czym powinnam wiedzieć?
Uśmiecham się lekko i
mam nadzieję, że mama nie zacznie być przez to jeszcze bardziej podejrzliwa. W
końcu udaje mi się uporać z supłem i zawiązać buta. Podbiegam szybko do mamy i
całuję na pożegnanie w policzek.
– Zdecydowanie za dużo
się martwisz – mówię i szybkim krokiem zaczynam zmierzać w stronę drzwi.
– Dobrze, nieważne –
ucina temat. – Joslyn! – krzyczy jeszcze, kiedy już mam wychodzić. – Wrócę
dzisiaj późno, mam mnóstwo pracy, a potem wychodzę z koleżankami do kina.
– O, właśnie, miałyśmy
wybrać się na jakiś film – przypominam sobie.
– Tak, tak, kiedyś się
wybierzemy – mruczy mama, całkowicie pochłonięta danymi widniejącymi na ekranie
laptopa. Właściwie powinnam się już przyzwyczaić do takiego zachowania, ale
mimo wszystko przez moją twarz przemyka cień. Odpędzam szybko ponure myśli,
chociaż mama i tak nie mogła nic zauważyć, bo w ogóle na mnie nie patrzy.
Kiedy zamykam za sobą
drzwi, zupełnie zapominam o chwilowych smutkach, bo moje myśli momentalnie
zajmuje coś innego. Coś, dzięki czemu mam motywację, by jak najszybciej znaleźć
się w szkole.
Ostatnio moja znajomość
z Shanem rozwinęła się. Właściwie nie wiem, jak to się stało. Jeszcze niedawno
byłam zdziwiona, że chłopak po raz pierwszy się do mnie odezwał, a teraz
rozmowa z nim wydaje się codziennością, bez której każdy szkolny dzień nie
byłby kompletny. Shane potrafi w jednej chwili pojawić się na szkolnej przerwie
z błyskiem w swoich szaro-niebieskich oczach i uśmiechem, którego nie jestem w
stanie nie odwzajemnić. Zupełnie ignoruje zdziwione, a czasem także
nieprzyjazne spojrzenia posyłane przez popularne dziewczyny, z którymi czasem
rozmawiam. Nie zważając na nie, zawsze się ze mną wita, niekiedy nawet
przystaje, by porozmawiać dłużej, a mnie sprawia to ogromną przyjemność.
W szkole pojawiam się
wcześnie, chociaż to nic dziwnego, biorąc pod uwagę, jak szybko wyszłam z domu.
Kilka osób spogląda na mnie z niedowierzaniem i właściwie całkowicie ich
rozumiem, bo znana jestem z braku punktualności.
– Co się stało, Joslyn?
Nigdy nie widziałem cię tu o tej godzinie – odzywa się chłopak o nieco
przetłuszczonych włosach i przyjaznych zielonych oczach, powiększonych za
sprawą szkieł okularów. Jest jednym z najmądrzejszych uczniów w całej szkole, a
popularne osoby zazwyczaj omijają go szerokim łukiem.
– Cześć, Thomas –
uśmiecham się do chłopaka. Lubię go i często z nim rozmawiam, tak samo jak z
innymi, których powszechnie nazywa się „kujonami”. Może to dlatego, że nie
dzielę ludzi na imprezowiczów wartych uwagi i tych, z którymi nie powinnam się
zadawać, a może dlatego, że sama uczę się na tyle dobrze, że mogłabym być
postrzegana podobnie jak Thomas. – Dzisiaj jakoś zdołałam szybko wyjść z domu.
– Szczerze mówiąc jestem
zdziwiony. Założę się, że masz ogromną szafę i sam wybór ubrania zajmuje
godzinę.
– To prawda – śmieję się
i zauważam, że w moją stronę zmierza Miriam. Unosi jedną ze swoich idealnych
brwi, gdy jej spojrzenie pada na Thomasa.
– Hej, Joslyn. Masz
chwilkę? – pyta dziewczyna.
Kiwam głową, żegnam się
z Thomasem i ruszam szkolnym korytarzem razem z Miriam. Tego dnia dziewczyna
ubrana jest w obcisłe, czarne spodnie, wysokie buty i długą, zwiewną bluzkę na
ramiączkach. Gdyby nie bardzo mocno pomalowane oczy, powiedziałabym nawet, że
blondynka wygląda nieco łagodniej niż zwykle.
– Nie mogę uwierzyć, że
zadajesz się z takimi ludźmi – Miriam przewraca oczami, zapewne mając na myśli
Thomasa, który zdążył się już oddalić, dźwigając stos podręczników.
– Przesadzasz, on wcale
nie jest zły. Po prostu nie imprezuje tak jak ty.
– No jasne, że nie.
Siedzi całymi dniami nad książkami i nie tknąłby nawet piwa, bo przecież dla
niego to coś złego i jeszcze nie daj Boże miałoby zły wpływ na jego wielką
inteligencję.
Nie próbuję już bronić
Thomasa, wiedząc, że Miriam i tak nie przyzna mi racji. Jak większość popularnych
w szkole osób, dziewczyna trzyma się z dala od tak zwanych wyrzutków. O ich
istnieniu przypomina sobie jedynie, gdy chce spisać pracę domową. Czasem
zastanawiam się, czy gdybym nie była popularna, wszyscy omijaliby mnie ze
względu na to, że dobrze się uczę. Bo czym właściwie różnię się od Thomasa?
Chyba tylko dobrze zarabiającymi rodzicami. Chłopak jest przecież miły i gdyby
tylko jego mama i tata byli bogaci, postrzegano by go podobnie do mnie.
– Ale lepiej powiedz, co
się stało, że widzę cię tak wcześnie w szkole? Postanowiłaś uczyć się przed
lekcjami?
– Czemu od razu wszyscy
sądzą, że coś musiało się stać? Nie mogę po prostu jednego dnia lepiej się
zorganizować i raz w życiu zdążyć na pierwszą lekcję?
Spieram się z Miriam,
chociaż dziewczyna rzeczywiście ma rację, tak samo jak Thomas. Trudno mi jednak
przyznać nawet przed samą sobą, że liczyłam na rozmowę z Shanem i właśnie to
sprawiło że tak szybko dotarłam na lekcje. Tym bardziej nie powiem tego
dziewczynie, z którą może dobrze mi się rozmawia, ale której nie nazwałabym
przyjaciółką. Poza tym świat popularnych uczniów uwielbia plotki, a ostatnie,
czego potrzebuje to uczniowie szepczący o moich prywatnych sprawach.
– Ok, ok, nie chcesz
mówić to nie – wzdycha Miriam, najwyraźniej trochę zawiedziona. Nawet nie
próbuje ukrywać, że mi nie wierzy. To nie jest osoba, która zwykła udawać
cokolwiek i przejmować się innymi.
Nie mamy możliwości, by
dłużej rozmawiać, bo co chwilę ktoś podchodzi, by się przywitać i zapytać, co u
mnie słychać. Nie brak też uwag na temat mojego wcześniejszego zjawienia się w
szkole. Słysząc, że kolejna osoba porusza ten temat, z trudem powstrzymuję się
przed przewróceniem oczami. Czemu ludzie zawsze zauważają takie głupoty? I to
akurat wtedy, kiedy lepiej by było, gdyby nic nie dostrzegli.
Po raz kolejny wykręcam
się lepszą organizacją porannych czynności, a Miriam stoi z boku, jakby
czekała, aż powiem coś, co będzie świadczyć o tym, że kłamię. Dzielnie trzymam
się jednak mojej wersji i w pewnym momencie oklepaną formułkę mam tak wyrytą w
pamięci, że sama niemal w nią wierzę. Może to i lepiej, bo gdy ukradkiem
przyglądam się tłumowi, dochodzę do wniosku, że moje nadzieje były płonne. Bez
sensu tak szybko pojawiłam się w szkole, starałam jak jakaś idiotka. I dla
kogo? Dla zwykłego ucznia, który w dodatku najwyraźniej nie przychodzi na
lekcje zbyt szybko. Założyłam tak tylko dlatego, że kiedy ja biegłam w stronę
klasy kilka sekund przed dzwonkiem, on zawsze siedział już w środku. A to
akurat nie było żadnym wyczynem, praktycznie wszyscy zjawiali się na lekcjach
szybciej ode mnie.
– Ale to, że dzisiaj
bardziej się śpieszyłaś, wcale nie wpłynęło źle na twoje ubranie. Masz cudowną
koszulę – ciągnie swoją wypowiedź jedna z dziewczyn, która zaczepiła mnie na
korytarzu, podobnie, jak pozostali.
– No tak, niebieski to
bardzo ładny kolor – słyszę tuż przy uchu głos, na dźwięk którego serce zaczyna
bić mi coraz szybciej.
Odwracam się powoli i
czuję, że na mojej twarzy pojawia się rumieniec. Mam nadzieję, że nie jestem
bardzo czerwona albo przynajmniej, że podkład, który nałożyłam rano, zdołał to
zatuszować. Nerwowo pociągam za rękaw koszuli w wyrazistym granatowym odcieniu,
w duchu krzycząc na samą siebie.
Co ja właściwie
wyprawiam? Specjalnie przychodzę do szkoły wcześniej, a gdy tylko słyszę pewien
głos, moje serce zaczyna wariować, a policzki czerwienić? Powinnam się
opanować, wiem o tym doskonale, ale tak naprawdę nie mam żadnego wpływu na
własne odruchy. Pozostaje tylko nadzieja, że nikt nie słyszy dudnienia mojego
serca, choć wydaje się, że to niemożliwe.
– To granatowy – mruczy
cicho Miriam i nie wygląda na zachwyconą nagłym pojawieniem się Shane’a.
– Jestem chłopakiem. Dla
mnie niebieski to niebieski – uśmiecha się swoim szerokim, rozbrajającym
uśmiechem. Pomimo tego, że moje policzki niemal płoną i muszę wyglądać naprawdę
okropnie, nie potrafię nie odpowiedzieć uśmiechem.
– Nie spodziewałem się
zobaczyć cię w szkole tak wcześnie – mówi Shane. Chociaż słyszałam podobne
słowa już kilka razy tego dnia, w jego ustach brzmią jakoś inaczej. – Zazwyczaj
w ostatniej chwili wbiegasz do klasy albo pędzisz przez korytarz. Zawsze się
zastanawiam, jak możesz tak gnać w butach na obcasach.
Śmieję się, słysząc to.
Ten dźwięk wydaje się jednak jakiś dziwny, właściwie trochę piskliwy. Wolałabym
już chyba milczeć. Zachowuję się jak idiotka i jestem zdziwiona, że Shane
jeszcze ode mnie nie uciekł. Ale on zdaje się niczego nie zauważyć. Ja
tymczasem czuję, jak ogień pali moją twarz, a serce bije jeszcze głośniej,
jakby w odpowiedzi na tę kompromitację.
– Kwestia wprawy –
odpowiadam po chwili. Zbyt długiej chwili. Wydaje mi się, że minęła cała
wieczność, zanim zdołałam wypowiedzieć te dwa słowa.
– Skoro tak twierdzisz…
A właściwie co za lekcję teraz mamy?
– Angielski –
odpowiadam. Jestem z siebie bardzo dumna, bo to jedno słowo udało mi się
wypowiedzieć bez zbytniego zwlekania.
Słysząc moją odpowiedź,
Shane po raz kolejny szeroko się uśmiecha. Znów nie potrafię powstrzymać
kącików ust, które mimowolnie zaczynają się unosić i w końcu na mojej twarzy
również gości uśmiech. Nie wiem, jak ten chłopak to robi, czy to jakiś
specjalny rodzaj uśmiechu, zaraźliwy jak wirus, czy może działa w ten sposób
tylko na mnie. W końcu jestem głupią dziewczyną, która pojawia się szybciej w
szkole tylko po to, by porozmawiać z chłopakiem przez kilka minut o granatowej
koszuli i butach na obcasach.
– To dobrze. Ostatnio
bardzo polubiłem angielski
Ta odpowiedź sprawia, że
miejsce w moim sercu, gdzie gromadzę pojedyncze iskierki szczęścia, nagle
wypełnia się po brzegi i bliskie jest eksplozji, jakby wewnętrzna radość miała
zaraz mnie rozsadzić. Wiem, że powinnam jakoś ukierunkować emocje, podskoczyć,
zaśmiać się albo zrobić cokolwiek, zanim nadmiar szczęścia znajdzie ujście bez
mojej zgody i doprowadzi do kolejnej kompromitującej reakcji. Jakimś cudem
udaje mi się jednak opanować. Wmawiam sobie, że słowa Shane’a wcale nie są
takie ważne, że nie znaczą tyle, ile bym chciała. To trochę dziwne, że ja,
wieczna optymistka, nagle próbuję okiełznać radość, ale tym razem jest to
właściwe. Mam nadzieję, że Shane nie zdołał domyślić się, co właśnie dzieje się
w mojej głowie.
Z zamyślenia wyrywa mnie
przyjazny głos chłopaka i zaczynam go słuchać, spoglądając w te zwyczajne, a
jednak niezwykłe szaro-niebieskie oczy. Nie wiem, co tak bardzo podoba mi się w
najpospolitszej barwie tęczówek, ale wiem, że kiedy patrzę w te oczy, przeszywa
mnie niepokojący dreszcz. Co się ze mną dzieje?
Zapominam o stresie,
niepewności podczas rozmowy i już po chwili z ożywieniem opowiadam coś
Shane’owi. Widzę lekki uśmiech błąkający się po jego twarzy i czuję, jakby
radość w sercu zaraz miała mnie rozsadzić. Mam wrażenie, że wszyscy widzą
nagromadzone we mnie emocje i tylko czekają, aż nagle zacznę skakać ze szczęścia.
Jednak tak naprawdę każdy zajęty jest swoimi własnymi sprawami. Jedynie Shane
poświęca mi swoją uwagę, słuchając uważnie każdego słowa. I wtedy zapominam o
jakichkolwiek błędach, o moim kompromitującym śmiechu. Zapominam o każdej
głupocie, jaką przedtem byłam w stanie się przejmować. Liczy się tylko radość
rozmowy, to dziwne uczucie, jakiś przyjemny dreszcz, który przeszywa moje
ciało.
Shane idzie bardzo
blisko mnie i co chwilę jego ramię styka się z moim. Gdy zdarza się to po raz
pierwszy, gwałtownie sztywnieję, wszystkie mięśnie napinają się mimowolnie i
czuję dziwne odrętwienie. Spoglądam na chłopaka, chcąc sprawdzić, czy on
również czuje się podobnie. Nie dostrzegam jednak żadnych tego oznak, jedynie
kąciki jego ust trochę bardziej się unoszą. Skoro Shane nie traktuje tego
znikomego kontaktu fizycznego, jako coś wartego uwagi, ja również nie powinnam.
Właściwie nie mam się co dziwić, przecież tyle osób codziennie mija mnie na
korytarzu i przypadkowo trąca, a jednak tym razem traktuję ten gest jak coś
niezwykłego, bardzo osobistego. Chyba zaczynam po prostu za dużo sobie
wyobrażać.
Dotyk jego ramienia
towarzyszy mi niemal całą drogę. Próbuję nie zwracać na to uwagi, choć czynię
to z trudem. Doskonale zdaję sobie sprawę, że gdyby Shane chciał, mógłby się
odsunąć tylko odrobinę i już uniknąłby kontaktu fizycznego.
Chłopak zaczyna coś
mówić i chociaż słucham go uważnie, jednocześnie skupiam się na wielu innych
rzeczach. Na szybkim biciu serca, na niespokojnym oddechu, ale także na pięknie
szaro-niebieskich oczu i zapachu Shane’a. Chłopak tak ładnie pachnie, trudno mi
to wytłumaczyć, ale ten zapach niemal mnie przyciąga i pragnę, by towarzyszył
mi zawsze. W duchu cieszę się, że nikt nie może usłyszeć moich myśli, bo pewnie
uznałby mnie za wariatkę. Chociaż z drugiej strony zawsze byłam dziewczyną
cieszącą się błahostkami – pięknem wirujących liści, błękitem nieba. Czemu więc
nie miałabym czerpać równie wielkiej radości z jednego spojrzenia pewnego
chłopaka, z jednego dotyku jego ramienia?
Lekcje upływają szybciej
niż zwykle. I to wcale nie dlatego, że są ciekawsze. Po prostu całą uwagę
poświęcam ukradkowemu zerkaniu na Shane’a. Nasze spojrzenia spotykają się zbyt
często, by można było to uznać za przypadek. Wymieniamy kilka lekkich
uśmiechów. A na pozostałych lekcjach, tych, na których mamy osobno zajęcia,
błądzę myślami daleko, rozmyślając o każdej spędzonej wspólnie chwili. Trudno
mi wytłumaczyć, jak to możliwe, że ktoś, kogo widuję tylko w szkole, stał mi
się tak bliski. Chcę zatrzymać tę chwilę, pragnę już na zawsze w niej trwać i
cieszyć się nią wciąż na nowo.
Nogi bardzo mnie bolą,
płuca niemal pękają, a stróżka potu spływa po moim czole. Cassie wygląda na
równie zrezygnowaną, tymczasem Renée zachowuje się, jakby słowo „zmęczenie” w
ogóle dla niej nie istniało. Czarne, kręcone włosy, które związała wysoko,
podskakują rytmicznie, gdy dziewczyna biegnie w jednostajnym tempie. Spoglądam
na jej nogi poruszające się po bieżni i zaczynam rozmyślać, skąd ta dziewczyna
ma w sobie tyle siły. Nawet Cassie, która przez codzienne treningi powinna być
w świetnej kondycji, ma już dosyć.
– Dziewczyny, czemu nie
biegacie ze mną? – pyta Renée. Jest nieco zasapana, ale dobry humor jej nie
opuszcza.
– Nie wiem jak Joslyn,
ale ja jakoś nie mam motywacji – mówi Cassie, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu.
Znalazłyśmy się na
siłowni za sprawą Renée, która w czasie przerwy na lunch oznajmiła, że ma
kolejny świetny plan, jak skutecznie schudnąć. Zapewniała, że to będzie ostatni
z jej pomysłów, z pewnością najlepszy, a za miesiąc każdy zauważy zaskakujące
efekty. Na nic zdały się nasze zapewnienia, że Renée nie musi chudnąć. Przez
modę na kościste dziewczyny, która zaczęła teraz obowiązywać praktycznie na
całym świecie, osoby wyglądające ładnie, jak moja przyjaciółka, uważają się za
odrażające i grube.
– Oj dajcie spokój!
Joslyn, nie wierzę, że tym razem to nie ty zarażasz wszystkich entuzjazmem.
Przecież wiecznie masz zapał do działania.
Stwierdzenie Renée jest
jednak błędne. Może rzeczywiście ciągle mam dobry humor i doszukuję się w
każdym zdarzeniu powodu do radości, ale to moja przyjaciółka jest najbardziej
impulsywna. Reaguje pod wpływem chwili, z zapałem podchodzi do każdego pomysłu,
jakby miał on odmienić jej życie i równie szybko porzuca kolejne postanowienia,
ciągle wynajdując następne. Cieszę się, że Renée jest, jaka jest, bo czasami
jej entuzjastyczne okrzyki napełniają wszystkich niesamowitą energią.
Tak dzieje się i tym
razem. Widząc, jak przyjaciółka z zadowoleniem biega bez wytchnienia, również
wskakuję na bieżnię i siłownię wypełniają nasze śmiechy. Cassie po chwili
wahania również powraca do ćwiczeń. Renée potrafi zmotywować do działania
każdego.
– No dobra, Cassie.
Teraz wreszcie masz okazję, żeby opowiedzieć, jak się mają sprawy między tobą a
Tylerem – zaczyna temat nieco zasapana Renée. – Widziałam, jak dzisiaj
rozmawialiście przed historią. Chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żebyś
tak nerwowo bawiła się włosami.
Spoglądam na
przyjaciółki z zainteresowaniem. Nie mamy razem historii, dlatego nic nie wiem
o tajemniczych rozmowach Cassie z Tylerem. Nie potrafię jednak wyobrazić sobie,
że ta blond dziewczyna mogłaby mieć problem z wymianą zdań z kimkolwiek. Z
drugiej strony ja sama powinnam rozumieć to najlepiej – rozmawiam ze
wszystkimi, a kiedy tylko w pobliżu pojawi się Shane, wariuję.
– Właśnie, ja też
chętnie dowiedziałabym się, o co chodzi, bo jestem trochę niezorientowana w
temacie – popieram Renée. Krzywię się nieznacznie, zdając sobie sprawę, że mam
problemy z równym oddychaniem. Płuca znów zaczynają mnie palić. Moja kondycja
pozostawia wiele do życzenia.
– Właściwie nie mam o
czym opowiadać. Rozmawiam trochę z Tylerem i niby wszystko super, ale wiecie,
jaki on jest. To bardzo popularny chłopak, połowa szkoły za nim szaleje. No a
poza tym Tyler znajduje sobie co chwilę nowe dziewczyny. Nawet nie wiem, czy
rzeczywiście się mu podobam, czy po prostu się mną bawi.
Dziwnie jest słyszeć, że
Cassie czuje się zagubiona. To nie jest osoba, która przejmuje się zdaniem
innych. Po prostu zawsze jest sobą i tyle, bez względu, co ludzie o niej myślą.
A tym razem ponad wszystko liczy się dla niej opinia Tylera, choć zazwyczaj
dziewczyna sceptycznie odnosi się do wszystkich popularnych ludzi.
– Nie spodziewałam się
tego po tobie – śmieje się Renée. Niby sprawa jest dosyć poważna, ale nawet
Cassie się uśmiecha. W końcu nie należy się przejmować na zapas. – Nie dość, że
spodobał ci się akurat Tyler, to jeszcze martwisz się każdym szczegółami
waszych rozmów.
– Wiecie, po prostu nie
mam pojęcia, czy to do czegoś zmierza. Nie chcę za bardzo się cieszyć i potem
czuć rozczarowanie. Wolałabym miłe zaskoczenia. No a poza tym wiecznie jestem
na treningach. Jakoś nie wyobrażam sobie, żebym miała czas dla jakiegokolwiek
chłopaka…
– Oj Cassie, Cassie, dla
miłości czas znajdzie się zawsze – wtrąca Renée i wszystkie wybuchamy śmiechem.
– Jestem przekonana, że nawet wiecznie ucząca się Joslyn nie będzie miała
problemów ze znalezieniem wolnych chwil dla swojego Shane’a.
– Renée! – wykrzykuję,
udając oburzenie.
Z przerażeniem czuję, że
kąciki moich ust się unoszą. Spuszczam lekko głowę, żeby włosy przysłoniły
twarz. Nie mogę jednak nic poradzić, że gdy tylko słyszę imię Shane’a,
mimowolnie się uśmiecham.
– No pięknie, Joslyn,
już po tobie – mówi cicho Cassie, jakby sama przed chwilą nie szczerzyła się na
dźwięk imienia Tylera.
Kręcę głową, jakbym
zupełnie nie zgadzała się ze słowami przyjaciółek. Jednocześnie wiem, że mają
rację. I właściwie wcale mi to nie przeszkadza. Wszystko ostatnio układa się
cudownie i jeśli wcześniej uważałam się za osobę szczęśliwą, to teraz radość
chyba mnie rozsadza. Shane Lorens sprawił, że życie stało się jeszcze ciekawsze
i jeszcze bardziej wypełnione iskierkami szczęścia, które gromadzę w swoim
sercu.
Dobry humor dodaje mi
energii, dlatego zaczynam biec szybciej. Renée, widząc to, śmieje się głośno, a
Cassie, nie chcąc pozostać gorsza, również przyspiesza. W końcu między nami
rozpoczynają się małe zawody i kiedy wreszcie kończymy, jesteśmy kompletnie wykończone.
Oczywiście wygrywa Cassie, bo dzięki treningom siatkówki ma najlepszą kondycję
z nas wszystkich. Renée tymczasem wygląda na niewyobrażalnie szczęśliwą. Pewnie
właśnie przelicza w głowie ilość kalorii, jakie zdołała spalić. Wiem, że nie ma
sensu po raz kolejny tłumaczyć przyjaciółce, że nie jest gruba.
Do domu docieramy w
świetnych humorach. A kiedy wreszcie zamykam się w swoim pokoju i siadam na
łóżku ze szkicownikiem na kolanach, zaczynam rysować świat składający się tylko
z dwóch barw. Szaro-niebieski krajobraz pełen cudownych elementów i całkowicie
doskonały, dzięki tym dwóm pięknym kolorom.
Kolorom oczu Shane’a.
AA!!!! Jest kolejny rozdział. Po przeczytaniu szczerzę się jak głupia. Nawet mój brat się ze mnie śmieje jak tak się uśmiecham do laptopa :D Kocham to opowiadanie. Rozdział po prostu genialny, ale to jak zawsze. Strasznie podobają mi się relacje naszej głównej bohaterki z Shanem :D Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńhttp://zahipnotyzowanaja.blogspot.com/
Ten rozdział jest po prostu CUDOWNY! Nie mogłam się obyć bez uśmiechania do monitora! Pięknie. I zgadzam się z Cassie: Ktoś tu wpadł po uszy! Słodko! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nessie
Szablon jest niezwykle trafny, a do tego świetnie wykonany. Masz rację twierdząc, że jesteś z niego dumna. Szablon jest po prostu OBŁĘDNY!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o rozdział. Jest genialnie, główna bohaterka ma bardzo urozmaicone życie towarzyskie w szkole, zapewne wiele osób zazdrości jej z tego powodu. Niestety nic nie jest idealne i jej stosunki z rodzicami są nijakie. Biedna.
Znajomość z Shanem zapowiada się obiecująco. Uroczy z niego chłopak, to pewne. A do tego jest całkiem kumaty. No ideał, no! Optymizm głównej bohaterki udziela się sporej liczbie osób w jej gronie znajomych. Niewątpliwie dziewczyna jest skarbem, więc mam nadzieję, że Shane odpowiednio się nią zajmie i nie doprowadzi jej do łez, jak to faceci maja w zwyczaju. Nie wiem jak Joslyn poradziłaby sobie po stracie kogoś na kim jej zależy. Jest zbyt pełna życia i radości, dlatego wierzę, że Shane jej nie skrzywdzi.
Oczywiście, że rozdział jest genialny. To opowiadanie ma swój urok i zdecydowanie przyciąga jak magnez.
Czekam na kolejną część i Pozdrawiam! ;*
A mnie szablon bardzo się podoba. Jest nieco tajemniczy i przyciąga uwagę. A nagłówek przemawia do mnie najbardziej ;)
OdpowiedzUsuńBoże, kobieto, ja wprost kocham Twoje opisy uczuć! Są tak szczegółowe, realistyczne i obrazowe, że mogę na dobre wcielić się w rolę głównej bohaterki, dzięki czemu jestem bliżej akcji opowiadania. Zgodnie z moimi przewidywaniami Shane i Joslyn zdecydowanie zbliżyli się do siebie. Póki co jest to bardzo nieśmiały, przyjacielski kontakt, jednakże nie ma wątpliwości, że chłopak jest zainteresowany główną bohaterką. Bo jeśli chodzi o nią - nie trzeba się nawet zastanawiać! Wszystkie buzujące w niej emocje, kiedy tylko Shane jej dotknął itp., są mi doskonale znajome i tak bliskie, że aż się rozmarzyłam. Nasza Jose się zakochała, bez dwóch zdań! Podobnie sprawa ma się z Cassie i Tylerem; niepokoi mnie, ze Ty jest takim kobieciarzem, ale może Cass naprawdę zdobyła jego serce i będzie z niej udana para? Trzymam za nich kciuki! I wprost nie mogę się doczekać momentu, w którym Shane i Joslyn zaczną jawnie okazywać swoje uczucia. No i kibicujmy Renee, aby również kogoś poznała ;>
Jestem naprawdę zachwycona. Czyta się tak lekko, przyjemnie...
Czekam na ciąg dalszy ;*
Przeczytałam twojej opowiadanie ciągiem, gdyż nie śledzę go od powstania i dziewczyno, ty się poprawiasz z notki na notkę. Całość czyta się tak lekko, jakbym już to wcześniej czytała i znała. Jeszcze Jose! Miłość kwitnie, definitywnie. Shane to mój mąż, więc Jose będzie miała ciężko :)
OdpowiedzUsuńTylko Renee taka samotniczka, pewnie coś w tym kierunku szykujesz ^^
W wolnej chwili zapraszam do mnie http://niedopowiedziane-zdanie.blogspot.com/
ps.moge prosić o informowanie o nowym rozdziale?
Dziękuję za komentarz na moim blogu. ;) Dopiero teraz znajduję czas na przeczytanie Twoich rozdziałów, bo na pewno rozumiesz, że szkoła zabiera naprawdę dużo czasu i ciężko było mi znaleźć wolną chwilę.
OdpowiedzUsuńrozdział bardzo mi się spodobał, tak samo jak całe opowiadanie. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Potrafisz zaciekawić czytelnika i co najważniejsze bardzo wciągnąć w historię. Polubiłam główną bohaterkę. Wydaje mi się taka miła, życzliwa. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na kolejny rozdział. A szablon naprawdę ładny. Sama pracuję nad stworzeniem czegoś dla siebie. ;)
Pozdrawiam i życzę weny oraz dużo wolego czasu na pisanie. :*
Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale przez ten tydzień nie mogłam znaleźć czasu dosłownie na nic.
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od pięknego wystroju bloga. Szablon jest jak najbardziej udany, zwłaszcza, że wykonany przez Ciebie. Z pewnością odpowiada Twoim wyobrażeniom o blogu.
Rozdział bardzo dobrze napisany. Dużo w nim opisów - są bezbłędne ;) Muszę przyznać, że póki co wciąż nie wiem, jaki związek ma prolog z resztą rozdziałów. Czy szykujesz jakiś niespodziewany zwrot akcji? Nie umiem się doczekać, aż wyjawisz mi tajemnicę.
Joslyn, jak widać,jest zakochana po uszy. Wydaje mi się, że dostrzegają to nie tylko jej przyjaciółki, ale także reszta szkoły na czele z samym Shanem. Czekam, aż chłopak zaprosi ją na jakąś kolację czy coś w tym stylu. Muszę się przyznać, że polubiłam tego bohatera. Podoba mi się sposób, w jaki traktuje Josie.
Biedna Cassie... Zapewne nie myli się co do Tylera. Tak to już jest z tymi popularnymi. Mam jednak nadzieję, że chłopak potraktuje ją wyjątkowo.
Scena, podczas której dziewczyny biegają, była tak realistyczna, że aż poczułam się tak, jakbym tam była. Niesamowite! Prawie jak we wtorkowe poranki w naszej szkole :D
Jak już mówiłam, masz wielki talent do opisywania uczuć. Rozwijaj go :)
Coś w tym jest, że teraz panuje moda nie tyle na zdrową szczupłość, co na całkowitą chudość, taką kościstą. Ja sama choć nie mam kompleksów i nigdy nie czułam się jakaś odrażająca, to jednak chciałabym zrzucić tłuszcz z ud i tyłka. Nawet postanowiłam że od "za pół godziny" przechodzę na dietę i zdrowszy tryb życia, tylko papierosów nie rzucę, bo papierosy lubię.
OdpowiedzUsuńJa też zawsze się spóźniałam i tak w biegu leciałam do szkoły. To było straszne. Takie przyzwyczajenie, że tak można jest straszne, bo potem przenosi się to do dorosłego życia.
Widzę przemogła się dla niego i wstała wcześniej. Wydaje mi się to strasznie takie... głupie, ale w je przypadku. Skoro ona rozmawia ze wszystkimi bo lubi rozmawiać z ludźmi, nawet obcymi, nic nieznaczącymi, bo w domu nikt nie chce rozmawiać z nią (takie odnoszę wrażenie, taki widzę w jej zachowaniu powód).
Wujcio Google uznał, że za dużo komentuję i włączył mi weryfikację, tak więc nie wiem ile jeszcze z nią wytrwam. Jak coś to sobie na dziś odpuszczę i powrócę na twój blog za dzień lub dwa (tylko nie w weekend, weekend mam pracowity i hardcorowy - praktycznie w sobotę idę na kurs z nocki, a w niedzielę idę z kursu na nockę).
Wpieprzyła się jak w maliny z tym Shanem(?). Świata poza tym chłopakiem nie widzi i oby to nie było zgubne. Z jednej strony fajnie, że z jego powodu potrafi się zmotywować, ale jednak wolałabym, żeby dla siebie to robiła, nie dla niego. Każdy jednak z miłości podobno głupieje, więc jej wybaczę i zobaczę, jak się to rozwinie.
OdpowiedzUsuń