sobota, 3 listopada 2012

# Koszmar na jawie: Rozdział 5. Eksplozja szczęścia


Jeśli chcesz być szczęśliwym - bądź nim
~ Koźma Prutkow

 Gdy tego dnia z uśmiechem zbiegam po schodach, mama posyła mi spojrzenie pełne zdziwienia. Właściwie doskonale ją rozumiem – kuchenny zegar pokazuje, że zostało jeszcze pół godziny do pierwszej lekcji, a tymczasem ja jestem już gotowa do wyjścia. Zazwyczaj o tej porze można znaleźć mnie nerwowo biegającą pomiędzy łazienką a pokojem. Mam wtedy rozczochrane włosy, podręczniki leżą rozrzucone na podłodze, bo nie zdążyłam ich jeszcze spakować, a na jedzenie śniadania w ogóle nie starcza czasu. Tym razem z uśmiechem zarzucam torbę na ramię i poprawiam niewidoczne zagniecenie na koszuli w kratę, do której dobrałam intensywnie zielone spodnie. Rzucam jeszcze przelotne spojrzenie na lustro.
Dostrzegam jakiś dziwny błysk w oczach własnego odbicia i aż trudno mi uwierzyć, że to rzeczywiście ja. Tęczówki jak zwykle mają nieokreślony kolor, składają się z wielu plamek od brązowych aż po szare. W kącikach oczu pojawiły się małe zmarszczki, wywołane szczerym uśmiechem. Niesforne pasmo włosów opada na twarz i chociaż odgarniam je pospiesznie, to działanie nie przynosi żadnych efektów. Przygładzam więc tylko fryzurę w kolorze takim samym jak kosmyki mojego taty. Cassie i Renée zazdroszczą mi włosów we wszystkich możliwych odcieniach brązu, jakbym w salonie fryzjerskim zrobiła kolorowe pasemka. Nie zastanawiałam się nigdy nad tym, czy mnie samej się to podoba. Mam po prostu włosy o kilku odcieniach, różnobarwne oczy i to wszystko idealnie pasuje do kolorowych ubrań, jakie zwykłam nosić. Jakby natura od zawsze wiedziała, że ktoś taki jak ja potrzebuje różnorodności barw.
Pospiesznie zakładam buty marki Jeffrey Campbell, jakbym wcale nie miała jeszcze mnóstwa czasu do dzwonka rozpoczynającego lekcje. O dziwo mama nadal nie odrywa ode mnie wzroku i zamiast jak zwykle zająć się swoją pracą, tylko patrzy.
– Coś się stało? – pytam wreszcie, jednocześnie męcząc się z supłem na sznurowadle.
– Chyba ja powinnam zadać to pytanie tobie. Czemu nagle tak wcześnie wychodzisz do szkoły? Zdarzyło się coś, o czym powinnam wiedzieć?
Uśmiecham się lekko i mam nadzieję, że mama nie zacznie być przez to jeszcze bardziej podejrzliwa. W końcu udaje mi się uporać z supłem i zawiązać buta. Podbiegam szybko do mamy i całuję na pożegnanie w policzek.
– Zdecydowanie za dużo się martwisz – mówię i szybkim krokiem zaczynam zmierzać w stronę drzwi.
– Dobrze, nieważne – ucina temat. – Joslyn! – krzyczy jeszcze, kiedy już mam wychodzić. – Wrócę dzisiaj późno, mam mnóstwo pracy, a potem wychodzę z koleżankami do kina.
– O, właśnie, miałyśmy wybrać się na jakiś film – przypominam sobie.
– Tak, tak, kiedyś się wybierzemy – mruczy mama, całkowicie pochłonięta danymi widniejącymi na ekranie laptopa. Właściwie powinnam się już przyzwyczaić do takiego zachowania, ale mimo wszystko przez moją twarz przemyka cień. Odpędzam szybko ponure myśli, chociaż mama i tak nie mogła nic zauważyć, bo w ogóle na mnie nie patrzy.
Kiedy zamykam za sobą drzwi, zupełnie zapominam o chwilowych smutkach, bo moje myśli momentalnie zajmuje coś innego. Coś, dzięki czemu mam motywację, by jak najszybciej znaleźć się w szkole.
Ostatnio moja znajomość z Shanem rozwinęła się. Właściwie nie wiem, jak to się stało. Jeszcze niedawno byłam zdziwiona, że chłopak po raz pierwszy się do mnie odezwał, a teraz rozmowa z nim wydaje się codziennością, bez której każdy szkolny dzień nie byłby kompletny. Shane potrafi w jednej chwili pojawić się na szkolnej przerwie z błyskiem w swoich szaro-niebieskich oczach i uśmiechem, którego nie jestem w stanie nie odwzajemnić. Zupełnie ignoruje zdziwione, a czasem także nieprzyjazne spojrzenia posyłane przez popularne dziewczyny, z którymi czasem rozmawiam. Nie zważając na nie, zawsze się ze mną wita, niekiedy nawet przystaje, by porozmawiać dłużej, a mnie sprawia to ogromną przyjemność.
W szkole pojawiam się wcześnie, chociaż to nic dziwnego, biorąc pod uwagę, jak szybko wyszłam z domu. Kilka osób spogląda na mnie z niedowierzaniem i właściwie całkowicie ich rozumiem, bo znana jestem z braku punktualności.
– Co się stało, Joslyn? Nigdy nie widziałem cię tu o tej godzinie – odzywa się chłopak o nieco przetłuszczonych włosach i przyjaznych zielonych oczach, powiększonych za sprawą szkieł okularów. Jest jednym z najmądrzejszych uczniów w całej szkole, a popularne osoby zazwyczaj omijają go szerokim łukiem.
– Cześć, Thomas – uśmiecham się do chłopaka. Lubię go i często z nim rozmawiam, tak samo jak z innymi, których powszechnie nazywa się „kujonami”. Może to dlatego, że nie dzielę ludzi na imprezowiczów wartych uwagi i tych, z którymi nie powinnam się zadawać, a może dlatego, że sama uczę się na tyle dobrze, że mogłabym być postrzegana podobnie jak Thomas. – Dzisiaj jakoś zdołałam szybko wyjść z domu.
– Szczerze mówiąc jestem zdziwiony. Założę się, że masz ogromną szafę i sam wybór ubrania zajmuje godzinę.
– To prawda – śmieję się i zauważam, że w moją stronę zmierza Miriam. Unosi jedną ze swoich idealnych brwi, gdy jej spojrzenie pada na Thomasa.
– Hej, Joslyn. Masz chwilkę? – pyta dziewczyna.
Kiwam głową, żegnam się z Thomasem i ruszam szkolnym korytarzem razem z Miriam. Tego dnia dziewczyna ubrana jest w obcisłe, czarne spodnie, wysokie buty i długą, zwiewną bluzkę na ramiączkach. Gdyby nie bardzo mocno pomalowane oczy, powiedziałabym nawet, że blondynka wygląda nieco łagodniej niż zwykle.
– Nie mogę uwierzyć, że zadajesz się z takimi ludźmi – Miriam przewraca oczami, zapewne mając na myśli Thomasa, który zdążył się już oddalić, dźwigając stos podręczników.
– Przesadzasz, on wcale nie jest zły. Po prostu nie imprezuje tak jak ty.
– No jasne, że nie. Siedzi całymi dniami nad książkami i nie tknąłby nawet piwa, bo przecież dla niego to coś złego i jeszcze nie daj Boże miałoby zły wpływ na jego wielką inteligencję.
Nie próbuję już bronić Thomasa, wiedząc, że Miriam i tak nie przyzna mi racji. Jak większość popularnych w szkole osób, dziewczyna trzyma się z dala od tak zwanych wyrzutków. O ich istnieniu przypomina sobie jedynie, gdy chce spisać pracę domową. Czasem zastanawiam się, czy gdybym nie była popularna, wszyscy omijaliby mnie ze względu na to, że dobrze się uczę. Bo czym właściwie różnię się od Thomasa? Chyba tylko dobrze zarabiającymi rodzicami. Chłopak jest przecież miły i gdyby tylko jego mama i tata byli bogaci, postrzegano by go podobnie do mnie. 
– Ale lepiej powiedz, co się stało, że widzę cię tak wcześnie w szkole? Postanowiłaś uczyć się przed lekcjami?
– Czemu od razu wszyscy sądzą, że coś musiało się stać? Nie mogę po prostu jednego dnia lepiej się zorganizować i raz w życiu zdążyć na pierwszą lekcję?
Spieram się z Miriam, chociaż dziewczyna rzeczywiście ma rację, tak samo jak Thomas. Trudno mi jednak przyznać nawet przed samą sobą, że liczyłam na rozmowę z Shanem i właśnie to sprawiło że tak szybko dotarłam na lekcje. Tym bardziej nie powiem tego dziewczynie, z którą może dobrze mi się rozmawia, ale której nie nazwałabym przyjaciółką. Poza tym świat popularnych uczniów uwielbia plotki, a ostatnie, czego potrzebuje to uczniowie szepczący o moich prywatnych sprawach.
– Ok, ok, nie chcesz mówić to nie – wzdycha Miriam, najwyraźniej trochę zawiedziona. Nawet nie próbuje ukrywać, że mi nie wierzy. To nie jest osoba, która zwykła udawać cokolwiek i przejmować się innymi.
Nie mamy możliwości, by dłużej rozmawiać, bo co chwilę ktoś podchodzi, by się przywitać i zapytać, co u mnie słychać. Nie brak też uwag na temat mojego wcześniejszego zjawienia się w szkole. Słysząc, że kolejna osoba porusza ten temat, z trudem powstrzymuję się przed przewróceniem oczami. Czemu ludzie zawsze zauważają takie głupoty? I to akurat wtedy, kiedy lepiej by było, gdyby nic nie dostrzegli.
Po raz kolejny wykręcam się lepszą organizacją porannych czynności, a Miriam stoi z boku, jakby czekała, aż powiem coś, co będzie świadczyć o tym, że kłamię. Dzielnie trzymam się jednak mojej wersji i w pewnym momencie oklepaną formułkę mam tak wyrytą w pamięci, że sama niemal w nią wierzę. Może to i lepiej, bo gdy ukradkiem przyglądam się tłumowi, dochodzę do wniosku, że moje nadzieje były płonne. Bez sensu tak szybko pojawiłam się w szkole, starałam jak jakaś idiotka. I dla kogo? Dla zwykłego ucznia, który w dodatku najwyraźniej nie przychodzi na lekcje zbyt szybko. Założyłam tak tylko dlatego, że kiedy ja biegłam w stronę klasy kilka sekund przed dzwonkiem, on zawsze siedział już w środku. A to akurat nie było żadnym wyczynem, praktycznie wszyscy zjawiali się na lekcjach szybciej ode mnie.
– Ale to, że dzisiaj bardziej się śpieszyłaś, wcale nie wpłynęło źle na twoje ubranie. Masz cudowną koszulę – ciągnie swoją wypowiedź jedna z dziewczyn, która zaczepiła mnie na korytarzu, podobnie, jak pozostali.
– No tak, niebieski to bardzo ładny kolor – słyszę tuż przy uchu głos, na dźwięk którego serce zaczyna bić mi coraz szybciej.
Odwracam się powoli i czuję, że na mojej twarzy pojawia się rumieniec. Mam nadzieję, że nie jestem bardzo czerwona albo przynajmniej, że podkład, który nałożyłam rano, zdołał to zatuszować. Nerwowo pociągam za rękaw koszuli w wyrazistym granatowym odcieniu, w duchu krzycząc na samą siebie.
Co ja właściwie wyprawiam? Specjalnie przychodzę do szkoły wcześniej, a gdy tylko słyszę pewien głos, moje serce zaczyna wariować, a policzki czerwienić? Powinnam się opanować, wiem o tym doskonale, ale tak naprawdę nie mam żadnego wpływu na własne odruchy. Pozostaje tylko nadzieja, że nikt nie słyszy dudnienia mojego serca, choć wydaje się, że to niemożliwe.
– To granatowy – mruczy cicho Miriam i nie wygląda na zachwyconą nagłym pojawieniem się Shane’a.
– Jestem chłopakiem. Dla mnie niebieski to niebieski – uśmiecha się swoim szerokim, rozbrajającym uśmiechem. Pomimo tego, że moje policzki niemal płoną i muszę wyglądać naprawdę okropnie, nie potrafię nie odpowiedzieć uśmiechem.
– Nie spodziewałem się zobaczyć cię w szkole tak wcześnie – mówi Shane. Chociaż słyszałam podobne słowa już kilka razy tego dnia, w jego ustach brzmią jakoś inaczej. – Zazwyczaj w ostatniej chwili wbiegasz do klasy albo pędzisz przez korytarz. Zawsze się zastanawiam, jak możesz tak gnać w butach na obcasach.
Śmieję się, słysząc to. Ten dźwięk wydaje się jednak jakiś dziwny, właściwie trochę piskliwy. Wolałabym już chyba milczeć. Zachowuję się jak idiotka i jestem zdziwiona, że Shane jeszcze ode mnie nie uciekł. Ale on zdaje się niczego nie zauważyć. Ja tymczasem czuję, jak ogień pali moją twarz, a serce bije jeszcze głośniej, jakby w odpowiedzi na tę kompromitację.
– Kwestia wprawy – odpowiadam po chwili. Zbyt długiej chwili. Wydaje mi się, że minęła cała wieczność, zanim zdołałam wypowiedzieć te dwa słowa.
– Skoro tak twierdzisz… A właściwie co za lekcję teraz mamy?
– Angielski – odpowiadam. Jestem z siebie bardzo dumna, bo to jedno słowo udało mi się wypowiedzieć bez zbytniego zwlekania.
Słysząc moją odpowiedź, Shane po raz kolejny szeroko się uśmiecha. Znów nie potrafię powstrzymać kącików ust, które mimowolnie zaczynają się unosić i w końcu na mojej twarzy również gości uśmiech. Nie wiem, jak ten chłopak to robi, czy to jakiś specjalny rodzaj uśmiechu, zaraźliwy jak wirus, czy może działa w ten sposób tylko na mnie. W końcu jestem głupią dziewczyną, która pojawia się szybciej w szkole tylko po to, by porozmawiać z chłopakiem przez kilka minut o granatowej koszuli i butach na obcasach.
– To dobrze. Ostatnio bardzo polubiłem angielski
Ta odpowiedź sprawia, że miejsce w moim sercu, gdzie gromadzę pojedyncze iskierki szczęścia, nagle wypełnia się po brzegi i bliskie jest eksplozji, jakby wewnętrzna radość miała zaraz mnie rozsadzić. Wiem, że powinnam jakoś ukierunkować emocje, podskoczyć, zaśmiać się albo zrobić cokolwiek, zanim nadmiar szczęścia znajdzie ujście bez mojej zgody i doprowadzi do kolejnej kompromitującej reakcji. Jakimś cudem udaje mi się jednak opanować. Wmawiam sobie, że słowa Shane’a wcale nie są takie ważne, że nie znaczą tyle, ile bym chciała. To trochę dziwne, że ja, wieczna optymistka, nagle próbuję okiełznać radość, ale tym razem jest to właściwe. Mam nadzieję, że Shane nie zdołał domyślić się, co właśnie dzieje się w mojej głowie.
Z zamyślenia wyrywa mnie przyjazny głos chłopaka i zaczynam go słuchać, spoglądając w te zwyczajne, a jednak niezwykłe szaro-niebieskie oczy. Nie wiem, co tak bardzo podoba mi się w najpospolitszej barwie tęczówek, ale wiem, że kiedy patrzę w te oczy, przeszywa mnie niepokojący dreszcz. Co się ze mną dzieje?
Zapominam o stresie, niepewności podczas rozmowy i już po chwili z ożywieniem opowiadam coś Shane’owi. Widzę lekki uśmiech błąkający się po jego twarzy i czuję, jakby radość w sercu zaraz miała mnie rozsadzić. Mam wrażenie, że wszyscy widzą nagromadzone we mnie emocje i tylko czekają, aż nagle zacznę skakać ze szczęścia. Jednak tak naprawdę każdy zajęty jest swoimi własnymi sprawami. Jedynie Shane poświęca mi swoją uwagę, słuchając uważnie każdego słowa. I wtedy zapominam o jakichkolwiek błędach, o moim kompromitującym śmiechu. Zapominam o każdej głupocie, jaką przedtem byłam w stanie się przejmować. Liczy się tylko radość rozmowy, to dziwne uczucie, jakiś przyjemny dreszcz, który przeszywa moje ciało.
Shane idzie bardzo blisko mnie i co chwilę jego ramię styka się z moim. Gdy zdarza się to po raz pierwszy, gwałtownie sztywnieję, wszystkie mięśnie napinają się mimowolnie i czuję dziwne odrętwienie. Spoglądam na chłopaka, chcąc sprawdzić, czy on również czuje się podobnie. Nie dostrzegam jednak żadnych tego oznak, jedynie kąciki jego ust trochę bardziej się unoszą. Skoro Shane nie traktuje tego znikomego kontaktu fizycznego, jako coś wartego uwagi, ja również nie powinnam. Właściwie nie mam się co dziwić, przecież tyle osób codziennie mija mnie na korytarzu i przypadkowo trąca, a jednak tym razem traktuję ten gest jak coś niezwykłego, bardzo osobistego. Chyba zaczynam po prostu za dużo sobie wyobrażać.
Dotyk jego ramienia towarzyszy mi niemal całą drogę. Próbuję nie zwracać na to uwagi, choć czynię to z trudem. Doskonale zdaję sobie sprawę, że gdyby Shane chciał, mógłby się odsunąć tylko odrobinę i już uniknąłby kontaktu fizycznego.
Chłopak zaczyna coś mówić i chociaż słucham go uważnie, jednocześnie skupiam się na wielu innych rzeczach. Na szybkim biciu serca, na niespokojnym oddechu, ale także na pięknie szaro-niebieskich oczu i zapachu Shane’a. Chłopak tak ładnie pachnie, trudno mi to wytłumaczyć, ale ten zapach niemal mnie przyciąga i pragnę, by towarzyszył mi zawsze. W duchu cieszę się, że nikt nie może usłyszeć moich myśli, bo pewnie uznałby mnie za wariatkę. Chociaż z drugiej strony zawsze byłam dziewczyną cieszącą się błahostkami – pięknem wirujących liści, błękitem nieba. Czemu więc nie miałabym czerpać równie wielkiej radości z jednego spojrzenia pewnego chłopaka, z jednego dotyku jego ramienia?
Lekcje upływają szybciej niż zwykle. I to wcale nie dlatego, że są ciekawsze. Po prostu całą uwagę poświęcam ukradkowemu zerkaniu na Shane’a. Nasze spojrzenia spotykają się zbyt często, by można było to uznać za przypadek. Wymieniamy kilka lekkich uśmiechów. A na pozostałych lekcjach, tych, na których mamy osobno zajęcia, błądzę myślami daleko, rozmyślając o każdej spędzonej wspólnie chwili. Trudno mi wytłumaczyć, jak to możliwe, że ktoś, kogo widuję tylko w szkole, stał mi się tak bliski. Chcę zatrzymać tę chwilę, pragnę już na zawsze w niej trwać i cieszyć się nią wciąż na nowo.


Nogi bardzo mnie bolą, płuca niemal pękają, a stróżka potu spływa po moim czole. Cassie wygląda na równie zrezygnowaną, tymczasem Renée zachowuje się, jakby słowo „zmęczenie” w ogóle dla niej nie istniało. Czarne, kręcone włosy, które związała wysoko, podskakują rytmicznie, gdy dziewczyna biegnie w jednostajnym tempie. Spoglądam na jej nogi poruszające się po bieżni i zaczynam rozmyślać, skąd ta dziewczyna ma w sobie tyle siły. Nawet Cassie, która przez codzienne treningi powinna być w świetnej kondycji, ma już dosyć.
– Dziewczyny, czemu nie biegacie ze mną? – pyta Renée. Jest nieco zasapana, ale dobry humor jej nie opuszcza.
– Nie wiem jak Joslyn, ale ja jakoś nie mam motywacji – mówi Cassie, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu.
Znalazłyśmy się na siłowni za sprawą Renée, która w czasie przerwy na lunch oznajmiła, że ma kolejny świetny plan, jak skutecznie schudnąć. Zapewniała, że to będzie ostatni z jej pomysłów, z pewnością najlepszy, a za miesiąc każdy zauważy zaskakujące efekty. Na nic zdały się nasze zapewnienia, że Renée nie musi chudnąć. Przez modę na kościste dziewczyny, która zaczęła teraz obowiązywać praktycznie na całym świecie, osoby wyglądające ładnie, jak moja przyjaciółka, uważają się za odrażające i grube.
– Oj dajcie spokój! Joslyn, nie wierzę, że tym razem to nie ty zarażasz wszystkich entuzjazmem. Przecież wiecznie masz zapał do działania.
Stwierdzenie Renée jest jednak błędne. Może rzeczywiście ciągle mam dobry humor i doszukuję się w każdym zdarzeniu powodu do radości, ale to moja przyjaciółka jest najbardziej impulsywna. Reaguje pod wpływem chwili, z zapałem podchodzi do każdego pomysłu, jakby miał on odmienić jej życie i równie szybko porzuca kolejne postanowienia, ciągle wynajdując następne. Cieszę się, że Renée jest, jaka jest, bo czasami jej entuzjastyczne okrzyki napełniają wszystkich niesamowitą energią.
Tak dzieje się i tym razem. Widząc, jak przyjaciółka z zadowoleniem biega bez wytchnienia, również wskakuję na bieżnię i siłownię wypełniają nasze śmiechy. Cassie po chwili wahania również powraca do ćwiczeń. Renée potrafi zmotywować do działania każdego.
– No dobra, Cassie. Teraz wreszcie masz okazję, żeby opowiedzieć, jak się mają sprawy między tobą a Tylerem – zaczyna temat nieco zasapana Renée. – Widziałam, jak dzisiaj rozmawialiście przed historią. Chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żebyś tak nerwowo bawiła się włosami.
Spoglądam na przyjaciółki z zainteresowaniem. Nie mamy razem historii, dlatego nic nie wiem o tajemniczych rozmowach Cassie z Tylerem. Nie potrafię jednak wyobrazić sobie, że ta blond dziewczyna mogłaby mieć problem z wymianą zdań z kimkolwiek. Z drugiej strony ja sama powinnam rozumieć to najlepiej – rozmawiam ze wszystkimi, a kiedy tylko w pobliżu pojawi się Shane, wariuję.
– Właśnie, ja też chętnie dowiedziałabym się, o co chodzi, bo jestem trochę niezorientowana w temacie – popieram Renée. Krzywię się nieznacznie, zdając sobie sprawę, że mam problemy z równym oddychaniem. Płuca znów zaczynają mnie palić. Moja kondycja pozostawia wiele do życzenia.
– Właściwie nie mam o czym opowiadać. Rozmawiam trochę z Tylerem i niby wszystko super, ale wiecie, jaki on jest. To bardzo popularny chłopak, połowa szkoły za nim szaleje. No a poza tym Tyler znajduje sobie co chwilę nowe dziewczyny. Nawet nie wiem, czy rzeczywiście się mu podobam, czy po prostu się mną bawi.
Dziwnie jest słyszeć, że Cassie czuje się zagubiona. To nie jest osoba, która przejmuje się zdaniem innych. Po prostu zawsze jest sobą i tyle, bez względu, co ludzie o niej myślą. A tym razem ponad wszystko liczy się dla niej opinia Tylera, choć zazwyczaj dziewczyna sceptycznie odnosi się do wszystkich popularnych ludzi.
– Nie spodziewałam się tego po tobie – śmieje się Renée. Niby sprawa jest dosyć poważna, ale nawet Cassie się uśmiecha. W końcu nie należy się przejmować na zapas. – Nie dość, że spodobał ci się akurat Tyler, to jeszcze martwisz się każdym szczegółami waszych rozmów.
– Wiecie, po prostu nie mam pojęcia, czy to do czegoś zmierza. Nie chcę za bardzo się cieszyć i potem czuć rozczarowanie. Wolałabym miłe zaskoczenia. No a poza tym wiecznie jestem na treningach. Jakoś nie wyobrażam sobie, żebym miała czas dla jakiegokolwiek chłopaka…
– Oj Cassie, Cassie, dla miłości czas znajdzie się zawsze – wtrąca Renée i wszystkie wybuchamy śmiechem. – Jestem przekonana, że nawet wiecznie ucząca się Joslyn nie będzie miała problemów ze znalezieniem wolnych chwil dla swojego Shane’a.
– Renée! – wykrzykuję, udając oburzenie.
Z przerażeniem czuję, że kąciki moich ust się unoszą. Spuszczam lekko głowę, żeby włosy przysłoniły twarz. Nie mogę jednak nic poradzić, że gdy tylko słyszę imię Shane’a, mimowolnie się uśmiecham.
– No pięknie, Joslyn, już po tobie – mówi cicho Cassie, jakby sama przed chwilą nie szczerzyła się na dźwięk imienia Tylera.
Kręcę głową, jakbym zupełnie nie zgadzała się ze słowami przyjaciółek. Jednocześnie wiem, że mają rację. I właściwie wcale mi to nie przeszkadza. Wszystko ostatnio układa się cudownie i jeśli wcześniej uważałam się za osobę szczęśliwą, to teraz radość chyba mnie rozsadza. Shane Lorens sprawił, że życie stało się jeszcze ciekawsze i jeszcze bardziej wypełnione iskierkami szczęścia, które gromadzę w swoim sercu.
Dobry humor dodaje mi energii, dlatego zaczynam biec szybciej. Renée, widząc to, śmieje się głośno, a Cassie, nie chcąc pozostać gorsza, również przyspiesza. W końcu między nami rozpoczynają się małe zawody i kiedy wreszcie kończymy, jesteśmy kompletnie wykończone. Oczywiście wygrywa Cassie, bo dzięki treningom siatkówki ma najlepszą kondycję z nas wszystkich. Renée tymczasem wygląda na niewyobrażalnie szczęśliwą. Pewnie właśnie przelicza w głowie ilość kalorii, jakie zdołała spalić. Wiem, że nie ma sensu po raz kolejny tłumaczyć przyjaciółce, że nie jest gruba.
Do domu docieramy w świetnych humorach. A kiedy wreszcie zamykam się w swoim pokoju i siadam na łóżku ze szkicownikiem na kolanach, zaczynam rysować świat składający się tylko z dwóch barw. Szaro-niebieski krajobraz pełen cudownych elementów i całkowicie doskonały, dzięki tym dwóm pięknym kolorom.
Kolorom oczu Shane’a.

         


9 komentarzy:

  1. AA!!!! Jest kolejny rozdział. Po przeczytaniu szczerzę się jak głupia. Nawet mój brat się ze mnie śmieje jak tak się uśmiecham do laptopa :D Kocham to opowiadanie. Rozdział po prostu genialny, ale to jak zawsze. Strasznie podobają mi się relacje naszej głównej bohaterki z Shanem :D Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D

    http://zahipnotyzowanaja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest po prostu CUDOWNY! Nie mogłam się obyć bez uśmiechania do monitora! Pięknie. I zgadzam się z Cassie: Ktoś tu wpadł po uszy! Słodko! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
    Pozdrawiam
    Nessie

    OdpowiedzUsuń
  3. Szablon jest niezwykle trafny, a do tego świetnie wykonany. Masz rację twierdząc, że jesteś z niego dumna. Szablon jest po prostu OBŁĘDNY!
    Jeśli chodzi o rozdział. Jest genialnie, główna bohaterka ma bardzo urozmaicone życie towarzyskie w szkole, zapewne wiele osób zazdrości jej z tego powodu. Niestety nic nie jest idealne i jej stosunki z rodzicami są nijakie. Biedna.
    Znajomość z Shanem zapowiada się obiecująco. Uroczy z niego chłopak, to pewne. A do tego jest całkiem kumaty. No ideał, no! Optymizm głównej bohaterki udziela się sporej liczbie osób w jej gronie znajomych. Niewątpliwie dziewczyna jest skarbem, więc mam nadzieję, że Shane odpowiednio się nią zajmie i nie doprowadzi jej do łez, jak to faceci maja w zwyczaju. Nie wiem jak Joslyn poradziłaby sobie po stracie kogoś na kim jej zależy. Jest zbyt pełna życia i radości, dlatego wierzę, że Shane jej nie skrzywdzi.

    Oczywiście, że rozdział jest genialny. To opowiadanie ma swój urok i zdecydowanie przyciąga jak magnez.

    Czekam na kolejną część i Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie szablon bardzo się podoba. Jest nieco tajemniczy i przyciąga uwagę. A nagłówek przemawia do mnie najbardziej ;)
    Boże, kobieto, ja wprost kocham Twoje opisy uczuć! Są tak szczegółowe, realistyczne i obrazowe, że mogę na dobre wcielić się w rolę głównej bohaterki, dzięki czemu jestem bliżej akcji opowiadania. Zgodnie z moimi przewidywaniami Shane i Joslyn zdecydowanie zbliżyli się do siebie. Póki co jest to bardzo nieśmiały, przyjacielski kontakt, jednakże nie ma wątpliwości, że chłopak jest zainteresowany główną bohaterką. Bo jeśli chodzi o nią - nie trzeba się nawet zastanawiać! Wszystkie buzujące w niej emocje, kiedy tylko Shane jej dotknął itp., są mi doskonale znajome i tak bliskie, że aż się rozmarzyłam. Nasza Jose się zakochała, bez dwóch zdań! Podobnie sprawa ma się z Cassie i Tylerem; niepokoi mnie, ze Ty jest takim kobieciarzem, ale może Cass naprawdę zdobyła jego serce i będzie z niej udana para? Trzymam za nich kciuki! I wprost nie mogę się doczekać momentu, w którym Shane i Joslyn zaczną jawnie okazywać swoje uczucia. No i kibicujmy Renee, aby również kogoś poznała ;>
    Jestem naprawdę zachwycona. Czyta się tak lekko, przyjemnie...
    Czekam na ciąg dalszy ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam twojej opowiadanie ciągiem, gdyż nie śledzę go od powstania i dziewczyno, ty się poprawiasz z notki na notkę. Całość czyta się tak lekko, jakbym już to wcześniej czytała i znała. Jeszcze Jose! Miłość kwitnie, definitywnie. Shane to mój mąż, więc Jose będzie miała ciężko :)
    Tylko Renee taka samotniczka, pewnie coś w tym kierunku szykujesz ^^
    W wolnej chwili zapraszam do mnie http://niedopowiedziane-zdanie.blogspot.com/
    ps.moge prosić o informowanie o nowym rozdziale?

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za komentarz na moim blogu. ;) Dopiero teraz znajduję czas na przeczytanie Twoich rozdziałów, bo na pewno rozumiesz, że szkoła zabiera naprawdę dużo czasu i ciężko było mi znaleźć wolną chwilę.
    rozdział bardzo mi się spodobał, tak samo jak całe opowiadanie. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Potrafisz zaciekawić czytelnika i co najważniejsze bardzo wciągnąć w historię. Polubiłam główną bohaterkę. Wydaje mi się taka miła, życzliwa. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na kolejny rozdział. A szablon naprawdę ładny. Sama pracuję nad stworzeniem czegoś dla siebie. ;)
    Pozdrawiam i życzę weny oraz dużo wolego czasu na pisanie. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale przez ten tydzień nie mogłam znaleźć czasu dosłownie na nic.
    Może zacznę od pięknego wystroju bloga. Szablon jest jak najbardziej udany, zwłaszcza, że wykonany przez Ciebie. Z pewnością odpowiada Twoim wyobrażeniom o blogu.
    Rozdział bardzo dobrze napisany. Dużo w nim opisów - są bezbłędne ;) Muszę przyznać, że póki co wciąż nie wiem, jaki związek ma prolog z resztą rozdziałów. Czy szykujesz jakiś niespodziewany zwrot akcji? Nie umiem się doczekać, aż wyjawisz mi tajemnicę.
    Joslyn, jak widać,jest zakochana po uszy. Wydaje mi się, że dostrzegają to nie tylko jej przyjaciółki, ale także reszta szkoły na czele z samym Shanem. Czekam, aż chłopak zaprosi ją na jakąś kolację czy coś w tym stylu. Muszę się przyznać, że polubiłam tego bohatera. Podoba mi się sposób, w jaki traktuje Josie.
    Biedna Cassie... Zapewne nie myli się co do Tylera. Tak to już jest z tymi popularnymi. Mam jednak nadzieję, że chłopak potraktuje ją wyjątkowo.
    Scena, podczas której dziewczyny biegają, była tak realistyczna, że aż poczułam się tak, jakbym tam była. Niesamowite! Prawie jak we wtorkowe poranki w naszej szkole :D
    Jak już mówiłam, masz wielki talent do opisywania uczuć. Rozwijaj go :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś w tym jest, że teraz panuje moda nie tyle na zdrową szczupłość, co na całkowitą chudość, taką kościstą. Ja sama choć nie mam kompleksów i nigdy nie czułam się jakaś odrażająca, to jednak chciałabym zrzucić tłuszcz z ud i tyłka. Nawet postanowiłam że od "za pół godziny" przechodzę na dietę i zdrowszy tryb życia, tylko papierosów nie rzucę, bo papierosy lubię.
    Ja też zawsze się spóźniałam i tak w biegu leciałam do szkoły. To było straszne. Takie przyzwyczajenie, że tak można jest straszne, bo potem przenosi się to do dorosłego życia.
    Widzę przemogła się dla niego i wstała wcześniej. Wydaje mi się to strasznie takie... głupie, ale w je przypadku. Skoro ona rozmawia ze wszystkimi bo lubi rozmawiać z ludźmi, nawet obcymi, nic nieznaczącymi, bo w domu nikt nie chce rozmawiać z nią (takie odnoszę wrażenie, taki widzę w jej zachowaniu powód).

    Wujcio Google uznał, że za dużo komentuję i włączył mi weryfikację, tak więc nie wiem ile jeszcze z nią wytrwam. Jak coś to sobie na dziś odpuszczę i powrócę na twój blog za dzień lub dwa (tylko nie w weekend, weekend mam pracowity i hardcorowy - praktycznie w sobotę idę na kurs z nocki, a w niedzielę idę z kursu na nockę).

    OdpowiedzUsuń
  9. Wpieprzyła się jak w maliny z tym Shanem(?). Świata poza tym chłopakiem nie widzi i oby to nie było zgubne. Z jednej strony fajnie, że z jego powodu potrafi się zmotywować, ale jednak wolałabym, żeby dla siebie to robiła, nie dla niego. Każdy jednak z miłości podobno głupieje, więc jej wybaczę i zobaczę, jak się to rozwinie.

    OdpowiedzUsuń