sobota, 9 marca 2013

# Koszmar na jawie: Rozdział 14. Rady



Rozdział dedykuję K. Dziękuję za to, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. Jesteś jeszcze lepszą przyjaciółką niż Cassie dla Joslyn ;*


Szczęście jest jak domek z kart, łatwiej je zburzyć niż zbudować
~Agnieszka Lisak

Chwytam w dłoń komórkę. Przez chwilę wpatruję się w czarny ekran, potem naciskam przycisk z boku urządzenia. Obraz staje się jasny, a ja uparcie patrzę na pasek powiadomień. Nic. Pusto. Wpisuję kod odblokowujący klawiaturę i zaczynam przeglądać skrzynkę odbiorczą. Ostatnią wiadomość przysłała mi Cassie kilka godzin wcześniej. Pasek powiadomień się nie zepsuł, po prostu nikt do mnie nie napisał. Nerwowo blokuję klawiaturę i znów bawię się przyciskiem. Spędzam tak dobre kilka minut, jakbym wpadła w trans.
Zrezygnowana odkładam komórkę kładę się na łóżku. Kątem oka nadal jednak obserwuję ekran. Jest czarny, nie słychać wibracji sygnalizujących nadejście kolejnej wiadomości.  Cisza. I tak od kilku godzin.
Nie wiem, czego właściwie się spodziewałam. Powinnam była przewidzieć, że nagła chęć Shane’a na odnowienia naszej znajomość była chwilowa. Jego zapał zniknął równie gwałtownie, jak się pojawił. Spędziłam dwie godziny na przyjemnej rozmowie na chatcie i powoli zaczęłam wierzyć, że wszystko się ułoży, że mieliśmy chwilowy kryzys, który wpłynął korzystnie na tę znajomość i ostatecznie tylko poprawi nasze stosunki. Jestem bardzo naiwna.
Zaledwie kilka dni później wszystko się zepsuło. Po raz kolejny mogłam obserwować Shane’a spędzającego czas z Danielle i słuchać ich głośnych śmiechów. Udawałam, że niczego nie dostrzegam, wpatrując się tępo w nauczyciela i modląc, by lekcja jak najszybciej dobiegła końca. Z Shanem mam zaledwie dwa przedmioty, z nim i Danielle tylko angielski, a jednak czułam się tak, jakbym musiała patrzeć na nich nieustannie. Jakby nie istniało nic poza tymi lekcjami. Bo może rzeczywiście tak było, może jakoś funkcjonowałam za sprawą bólu, a w pozostałych chwilach wyłączałam świadomość i stawałam się wykonującą proste polecenia powłoką bez duszy.
Mimo wszystko łudziłam się, że chłopak będzie ze mną rozmawiał. Przecież spędziłam dwie godziny przed ekranem komputera. Czy to niczego nie zmieniało? Czy ta długa internetowa rozmowa była tylko epizodem nic nie wnoszącym do naszej relacji? Shane witał się ze mną w szkole, ale to wszystko, żadnej rozmowy, nic prócz najwyżej kilku bezsensownych zdań. Postanowiłam się nie przejmować, wysłałam mu sms-a. No tak, wtedy wydawało mi się to świetnym pomysłem.
Bawię się przyciskiem. Nawet nie wiem, kiedy znów zdążyłam chwycić w dłoń komórkę. Pasek powiadomień pozostaje pusty. Shane nie odpisał. Mogłam się tego spodziewać. Nie wiem, na czym polega chora gra, której zasad nie znam i chyba nigdy nie zdołam zrozumieć, ale mam dosyć. Chciałabym się poddać, wycofać. Problem w tym, że to nie jest zwykła planszówka. Nie mogę rzucić kostką i przejść kilku pól albo oznajmić, że wolę zagrać w coś innego czy zacząć od początku.
Nagle słyszę ciche buczenie. Wypełnia wszechobecną ciszę. Chwytam komórkę drżącą dłonią. Ekran świeci się, a ja powoli wprowadzam kod, usiłując trafić palcami w odpowiednie klawisze. Dopiero wtedy spoglądam na pasek powiadomień. Gdybym zrobiła to na samym początku, nadzieja nie mieszkałaby w moim sercu przez długie sekundy. „Słaba bateria”. To tyle. Żadnej wiadomości od Shane’a utwierdzającej w przekonaniu, że chłopakowi chociaż trochę zależy. Jedynie informacja, że powinnam podłączyć ładowarkę. Muszę przestać się łudzić. Minęło pięć godzin, odkąd wysłałam wiadomość. Pięć długich godzin, które dla mnie były wiecznością. Najwidoczniej nie jestem warta napisaniu nawet kilku zdań i wybrania komendy „wyślij”.
Zrezygnowana sięgam dłonią pod łóżko. Nawet nie chce mi się wstawać. Zdążyłam się znów położyć, gnąc starannie położoną narzutę. Wyciągam rękę, czując, jak napinają się mięśnie. Na oślep przebieram palcami, aż w końcu słyszę szelest i chwytam siatkę, a potem powoli ją wyciągam. Oglądam zawartość: czekolada, żelki, dwa batoniki i duża paczka chipsów, do tego butelka coli, żebym mogła wszystko popić. Schowałam to jedzenie „na czarną godzinę”, bardziej w formie żartu. Wierzyłam, że już więcej nie będę się czuła aż tak nieszczęśliwa. Shane dał mi tę nadzieję, a chwilę później brutalnie ukazał okrucieństwo rzeczywistości.
Najpierw dobieram się do czekolady. Jem ją jak batona, nie łamiąc na rządki, nie delektując się kolejnymi kawałkami. Po prostu gryzę i przełykam. Nie czuję smaku. Chcę tylko, by endorfiny jak najszybciej trafiły do mojego organizmu. Odrzucam pusty papierek na bok i sięgam po żelki. Jem je, przygryzając batonikiem. Pięć minut później na podłogę spadają kolejne puste papierki. Ostatniego batonika zjadam, popijając colą. Jest mi niedobrze, a mimo wszystko pochłaniam dwa litry niezdrowego płynu. Pozostaje tylko ból brzucha i śmieci, które pospiesznie chowam do worka, a potem zagarniam pod łóżko. Wyrzucę je później. Szkoda tylko, że nie czuję się szczęśliwsza. Nie wiem, gdzie podziały się wszystkie endorfiny, ale na pewno nie trafiły do organizmu. Jest jeszcze gorzej niż przedtem. Żołądek zaraz mi eksploduje, a w dodatku wiem, że znów tyję. Chwytam palcami brzuch i ciągnę mocno za tłuszcz, jaki się na nim zgromadził. Tak samo postępuję z udami. Po chwili skórę mam zaczerwienioną i obolałą, a po twarzy spływają mi łzy. Jestem odrażająca i beznadziejna. Chciałabym być taka jak kiedyś – chuda, a przede wszystkim szczęśliwa.


W pokoju siedzi Cassie. Jak zwykle zajmuje swój ulubiony fotel w kwiatki. Nie chciałam, żeby przychodziła. Próbowałam wykręcić się bólem brzucha, ale przyjaciółka w ogóle mnie nie posłuchała. Nie wiem, czy zrobiła to celowo, myśląc jedynie o własnych potrzebach, czy po prostu mi nie uwierzyła. A przecież nawet nie kłamałam. Brzuch naprawdę rozbolał mnie po całym niezdrowym jedzeniu, które pochłonęłam w zaledwie kilka minut.
– Co jest? – pytam, używając tych samych słów, które zazwyczaj wypowiada Cassie. Wiem, że brzmi to sztucznie, ale nie mam zamiaru rozmyślać nad wiarygodnością. Skoro Cassie ma jakąś sprawę, to i tak nie ustąpi. – Jakieś problemy z Tylerem?
Nie mam ochoty słuchać o przyszłym chłopaku przyjaciółki i jej dylematach związanych z kolejnymi spacerami, ze wszystkimi cudownymi rozmowami. Nie chcę słuchać narzekań, bezsensownych obaw. Wiem, że będę odczuwała zazdrość i że zakiełkuje we mnie ochota, by krzyknąć: „dziewczyno, uspokój się, dostałaś od życia tak wiele i nadal tego nie doceniasz!”.
– Nie przyszłam tu, żeby rozmawiać o Tylerze. To ja, nie ty, powinnam spytać co jest. Powiedz mi, Joslyn, co jest? Co się dzieje?
– Nic – odpowiadam spokojnie, chociaż wiem, że przyjaciółka i tak mi nie uwierzy.
– Jasne – parska. Brzmi to trochę niemiło, ale wiem, że blondynka nie ma złych intencji. Po prostu nie lubi, gdy okłamuje ją ktoś ważny.
– Boli mnie brzuch, to wszystko. Powinnam wziąć coś przeciwbólowego, ale niczego nie mogłam znaleźć, a nie miałam siły iść do apteki. Naprawdę. Pewnie się czymś zatrułam. Do jutra przejdzie.
Z każdym kolejnym wypowiedzianym przeze mnie słowem, Cassie coraz bardziej mruży oczy, aż w końcu pozostają tylko wąskie szparki. To nie jest dobry znak.
– Problem w tym, Joslyn, że za dobrze cię znam.
Dziewczyna ma całkowitą rację. Cassie i Renée są moimi przyjaciółkami, ale to blondynka jest tą, która lepiej zna moją osobowość. Renée znacznie łatwiej byłoby oszukać. Może dlatego, że jest taka impulsywna i chwilami przypomina małego, rozbrykanego kotka. Oczywiście to nic złego, kocham wszystkie cechy przyjaciółki, ale prawda jest taka, że do prowadzenia rozmów na poważne tematy bardziej nadaje się Cassie. Ta sama Cassie, której chyba nigdy nie zdołałam okłamać.
– Nic mi nie jest – dodaję niezbyt przekonująco. Blondynka uwierzyłaby mi tylko, gdybym miała naprawdę porządną wymówkę, a w tej chwili nic nie przychodzi mi do głowy.
– Jezu, Joslyn, po prostu powiedz, co się dzieje. Chyba nie sądzisz, że jestem ślepa. Nie zostawię cię samej z wielkim problemem. Bo na pewno jest to wielki problem. Nigdy wcześniej nie byłaś taka smutna. Nigdy. Musiało się stać coś strasznego. Będę siedzieć w twoim pokoju tak długo, póki nie zaczniesz mówić i razem czegoś nie wymyślimy. Mogę tu spędzić nawet kilka dni, opuścić wszystkie treningi, nawet mistrzostwa stanu. Cały świat może się za to obrazić, ale nie zostawię cię w potrzebie, więc nie kłam i powiedz, o co chodzi.
Wiem, że Cassie mówi śmiertelnie poważnie. Jeśli jedynym sposobem na rozwiązanie mojego problemu miało by być zrezygnowanie z udziału w mistrzostwach, dziewczyna nie zastanawiałaby się ani chwili. Czuję, że mam łzy w oczach. Naprawdę nie rozumiem, czym zasłużyłam sobie na znajomość z tak cudowną osobą.
– Czy to znowu przez Shane’a? – pyta po chwili Cassie, a ja po raz kolejny jestem zaskoczona tym, jak dobrze mnie zna.
Kiwam lekko głową i spuszczam wzrok. Znów wciskam w dłoni komórkę i bawię się przyciskiem odblokowującym. Chyba weszło mi to w nawyk przez te kilka godzin.
– A dokładniej o co chodzi? – zadaje kolejne pytanie. Jestem pod wrażeniem jej cierpliwości. Musi wyduszać ze mnie każdą drobną informację, zadawać masę pytać, zanim cokolwiek jej odpowiem, a jednak się nie poddaje.
– Po prostu ostatnio myślałam, że się pogodziliśmy. To znaczy, on stanął przed salą i zapytał, czy jestem na niego zła. Potem powiedział, że sądził, że za coś się gniewam. I że nie rozmawiał ze mną, bo ja się do niego nie odzywałam. Myślałam, że to tylko jakieś głupie nieporozumienie i że wszystko wróci do normy. Przecież on praktycznie mnie przeprosił…
– Tak, widziałam, jak rozmawialiście. Ale wszystko przeinaczasz. Mógł pomyśleć, że jesteś na niego zła, ale to nie było powodem, dla którego cię unikał. Przecież to on zaczął, a ty próbowałaś nawiązywać jakieś porozumienie. Definitywnie i na własne życzenie się od ciebie odciął. I nie mów, że prawie cię przeprosił. Próbował tylko oczyścić samego siebie z całej winy i w dodatku unikał poważnej rozmowy. Nie wiem, czy on uważa, że jak się o czymś nie mówi, to problem po prostu znika. To bardzo dziecinne. Na twoim miejscu, nakrzyczałabym na niego i wygarnęła, co myślę.
Tak, ale ja nie jestem tobą – wtrącam cicho.
– Joslyn, to jasne, że jesteś inna. Po prostu mogłaś mi wcześniej powiedzieć, jak to wszystko odebrałaś. Może wtedy zdołałabym ci uświadomić, że się mylisz i że nie powinnaś się zbytnio łudzić. Od tego są przyjaciółki.
Wiem, że powinnam ufać Cassie i mówić o rzeczach dla mnie ważnych. Wiem też, że prawdopodobnie dziewczyna poczuła się zawiedziona moim zachowaniem. Pewnie uważa, że nie mam do niej zaufania czy wiary w możliwość pomocy. A ja najzwyczajniej w świecie nie chciałam obarczać swoimi problemami innych. Do tej pory to ja wysłuchiwałam przyjaciółek i starałam się im pomóc.
– No dobrze, ale co dalej? – pyta po chwili. Nie okazuje po sobie urazy i żalu, tylko na pierwszym miejscu stawia potrzebę wspierania mnie w trudnych chwilach.
– Rozmawialiśmy na chatcie. Dwie godziny. I to on do mnie napisał. Myślałam, że wszystko się zmieniło, że będzie lepiej. A teraz zaczął rozmawiać z Danielle, znowu jestem mniej ważna. I napisałam do niego sms-a. Pięć godzin temu. Nie odpowiedział. Wszystko znów się psuje, a ja nie wiem dlaczego.
Cassie spogląda na rękę, w której trzymam telefon i dostrzegam błysk zrozumienia w jej oczach.
– Oddaj – wskazuje na moją komórkę. – Oddaj mi i posłuchaj. – Z niechęcią podaję jej telefon. Mogę nie usłyszeć, jeśli nadejdzie sms. – Od początku nie przepadałam za Shanem. Nie chodzi o to, że był zwyczajny i niczym się nie wyróżniał. Ja też jestem zwyczajna i nie uważam każdego mniej popularnego nastolatka za bezwartościowego. Po prostu ten chłopak wywarł na mnie złe wrażenie. Nazwij to uprzedzeniem, intuicją, jak chcesz, to bez znaczenia. Odłożyłam swoje przeczucia na bok, bo póki Shane traktował cię dobrze, starał się na każdym kroku o twoją uwagę i twój uśmiech, popierałam waszą znajomość. Ale potem zaczął się zachowywać dziwnie. Nagle zauważył Danielle, ciągle z nią rozmawiał, a ty musiałaś na to wszystko patrzeć. Może i jesteś wieczną optymistką, ale każdy ma swoje granice. Poza tym co on w ogóle sobie wyobraża? Wiesz co myślę? Że chciał zdobyć twoją uwagę, bo jesteś bardziej wartościowa niż on, ego mu wzrosło, kiedy zaczęliście rozmawiać i zaczął mieć o sobie zbyt wysokie mniemanie. Jakby wszystkie dziewczyny marzyły tylko o nim. I teraz bawi się wami dwiema: tobą i Danielle. Z Danielle nie ma aż takiego problemu, bo ona ze swoim równie zawyżonym ego nigdy tak bardzo się nie zaangażuje. Ona bawi się nim, on nią i tak naprawdę nigdy ze sobą nie będą, bo tego nie chcą, nie zależy im na sobie.
– Ale…
– Nie ma ale, Joslyn. Posłuchaj mnie i zapamiętaj. Shane Lorens jest egoistycznym idiotą. Chociaż, możesz mi wierzyć, w tej chwili na usta cisną mi się bardziej trafne określenia. Sądzi, że jest lepszy od ciebie i w dodatku zachowuje się jak dziecko. To jeszcze mały, niedojrzały chłopiec. O wiele gorszy od połowy popularnych nastolatków, którzy zmieniają dziewczyny co tydzień. One przynajmniej wiedzą, co je czeka. A taki Shane wydaje się normalny, daje ci nadzieję, a potem zwodzi przez kolejne tygodnie. Zasługujesz na kogoś o wiele lepszego.. Prawdopodobnie kiedy zaczniesz go ignorować, znów będzie się starać, żeby samoocena mu nie spadła. To jest błędne koło i jeśli dasz się w nie wciągnąć, on zrówna z ziemią twoje poczucie wartości. I nie pisz do niego nigdy więcej, bo dasz mu satysfakcję, rozumiesz?
Kiwam głową, nie chcąc mówić, że jest za późno. Już czuję się bezwartościowa, gruba i zagubiona. A mimo, że słowa przyjaciółki brzmią bardzo logicznie i dziewczyna chce dla mnie jak najlepiej, trudno mi wierzyć w taką bezwzględność Shane’a. Może po prostu zdołał aż tak mnie omamić, a może to Cassie się myli, ale nie jestem w stanie zmienić własnych myśli.
– Nie broń go, Joslyn. Nie ma żadnych argumentów na jego usprawiedliwienie – odzywa się blondynka, jakby czytała w myślach. – Pamiętaj, jestem twoją przyjaciółką i doskonale cię znam – dodaje, dostrzegając moje zdziwione spojrzenie.
A potem niespodziewanie mnie obejmuje, jakby wyczuła, że jestem bliska płaczu. Odwzajemniam uścisk i siedzimy tak w całkowitej ciszy. Nie ma w tym nic złego. To nie jest rodzaj niezręcznego milczenia. Mimo, że jest mi bardzo źle, że najchętniej znów zjadłabym masę słodyczy i myślała o tym, jaka jestem gruba i beznadziejna, cieszę się, że mam tak cudowną przyjaciółkę.
– Dziękuję, Cassie – mówię po chwili. Mój głos jest przepełniony bezgranicznym smutkiem.
Dziewczyna nic nie odpowiada. Nie musi. Wystarczy, że ze mną jest.


Chciałabym, żeby rozmowa z Cassie była jakimś punktem zwrotnym, chwilą, w której wreszcie poczuję, że mogę wrócić do codzienności, do tego kim byłam kiedyś. Niestety zmieniło się tylko tyle, że wszystkie złudzenia zniknęły. Jakbym nagle odzyskała wzrok i uzmysłowiła sobie, że do tej pory błądziłam w ciemności. Wiem już, że nie powinnam mieć nić wspólnego z Shanem, a jednocześnie bardzo pragnę znaleźć dla niego jakieś usprawiedliwienie. Widocznie jestem masochistką.
Nie zaczęłam się nagle uśmiechać, nie zgubiłam wszystkich tych zbędnych kilogramów, nie poczułam się na powrót szczęśliwa i lubiana. Czuję do siebie nienawiść, bo przez jednego chłopaka tak wiele uległo zmianom, pozwoliłam na to, aby jedna osoba kierowała całym moim światem.
Cassie wyszła z mojego pokoju kilka godzin wcześniej. Zapewniłam ją, że wszystko już w porządku. Nie uwierzyła, ale najwyraźniej uznała, że potrzebuję chwili samotności, aby zaakceptować obecny stan rzeczy. W pewnych kwestiach nie można liczyć na czyjąś pomoc. Nie zawsze da się uzyskać wsparcie, otrzymać magiczną receptę na szczęście. Trzeba znaleźć wewnątrz siebie siłę, aby walczyć ze wszystkimi niepowodzeniami. Mam nadzieję, że i gdzieś we mnie drzemie taka siła, bo jak na razie czuję się wypruta z emocji i bardzo zmęczona.
Kiedy moja komórka nagle zaczyna wydawać z siebie krótkie dźwięki, podrywam się niespokojnie. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to nie może być Shane. A nawet, gdyby to właśnie on do mnie dzwonił, miałam się od niego uniezależnić. Podchodzę niepewnie do biurka, na którym leży telefon i spoglądam na wyświetlacz. Dzwoni Miriam. Nie jestem pewna, czy mam ochotę z kimkolwiek rozmawiać, ale mimo wszystko zatwierdzam połączenie.
– Hej, Joslyn – głos dziewczyny jak zwykle jest niski i brzmiący. Alt idealnie pasuje do osobowości Miriam. Dzięki temu każde zdanie wypowiadane przez nią brzmi jeszcze bardziej ignorancko. – Robisz coś dzisiaj? Pewnie się uczysz…
– Właściwie to nie – spoglądam w stronę książek leżących na biurku. Wiem, że powinnam odrobić lekcję, że przede mną wiele nauki na następny dzień. Ale przecież już dawno przestałam przejmować się szkołą. – A czemu pytasz?
– Chcesz iść na piwo ze mną i dziewczynami? Wiem, że jesteś grzeczną dziewczynką i nie zamierzam cię do niczego namawiać, ale możesz po prostu z nami posiedzieć. Wszystkie spotykamy się u mnie.
Przez chwilę rozważam propozycję Miriam. Rzeczywiście, nie ciągnie mnie do upijania się niesmacznym piwem czy śmierdzącą wódką. Nie mam jednak nic przeciwko towarzystwu kilku osób. Oczywiście nie są moimi przyjaciółkami, ale to nawet lepiej. Może dobrze będzie zapomnieć o zmartwieniach i przebywać z osobami, które nie mają pojęcia o moich życiowych tragediach. Przynajmniej mam pewność, że nie poruszą tego tematu.
– Jasne, mogę wpaść.
– To super – cieszy się Miriam. – W takim razie przychodź jak najszybciej. Pa.
Krążę jeszcze chwilę po pokoju, rozważając, czy napisać rodzicom jakąś kartkę. Dochodzę jednak do wniosku, że to bez sensu. Pewnie i tak wrócę przed nimi. Zresztą i tak nie zauważyliby mojej nieobecności. W chwili, gdy ta myśl pojawia się w mojej głowie, z bólem uświadamiam sobie jej brutalną prawdziwość. Staram się nie zaprzątać umysłu żadnymi problemami, dlatego pospiesznie wychodzę z domu i szybkim krokiem ruszam przed siebie.
Na miejscu jestem po kilku minutach. Miriam otwiera drzwi z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Nie jest on przyjacielski, ale jak zwykle kpiący. Chłopcy często myślą, że to po prostu zalotny uśmiech, mający ich sprowokować do rozpoczęcia rozmowy. W pewnym sensie się z nimi zgadzam. Miriam lubi rozmawiać. Ale z pewnością nie chodzi jej o flirty.
– Wchodź, dziewczyny są u mnie w pokoju.
Rzeczywiście, gdy docieram po pięknych schodach na piętro, widzę, że w dużym pomieszczeniu siedzą Amy, Susan i Mary – koleżanki Miriam, z którymi ostatnio paliłam papierosy. Macham im na powitanie, a potem rozglądam się po pokoju, chociaż byłam w nim już niejeden raz.
Cały wystrój to skupisko sprzeczności. Ściany są pomalowane w pionowe, czerwono-białe pasy i kojarzą się z namiotami cyrkowymi. Pasują do ciemnobrązowej podłogi ze stylizowanych na stare desek. Dostrzegam kilka plakatów nieprzyjaźnie wyglądających zespołów, zapewne grających ciężką muzykę, a także duże, czarno-białe zdjęcie parku w antyramie. Łóżko również jest drewniane i ma ciekawą narzutę ukazującą londyńską budkę telefoniczną. Całości dopełniają oryginalne półki, szafa, która przypomina mi nieco tę z „Narni”, a także drewniany stolik z nocną lampką. Biurko jest bardzo wysokie, składa się z długiej i szerokiej deski przymocowanej do boku jednej z półek, a dwie nogi stanowią metalowe rury, przez co ten mebel kojarzy się nieco z wystrojem baru czy kawiarni. Dwie szare pufy i telewizor plazmowy wiszący na ścianie, dziwnie, a jednak na swój sposób ciekawie, kontrastują z resztą wystroju. Mój wzrok przykuwa także lustro w pięknej, złotej ramie. Miriam z pewnością jest intrygującą osobą, chociaż, widząc, jak się ubiera i zachowuje, nie pomyślałabym, że może być właścicielką takiego pokoju.
– Hej, Joslyn! – wita mnie entuzjastycznie Amy, a dwie pozostałe dziewczyny kiwają głową.
Siadam na podłodze, bo obie pufy są już zajęte. Dostrzegam przed sobą dziesięć piw i dwie półlitrowe wódki.
– Wzięłam dodatkowe butelki, jakbyś jednak zmieniła zdanie – mówi Susan, wskazując na piwo. – Poza tym i tak nic się nie zmarnuje.
Zdobywam się na niepewny uśmiech. Znam te dziewczyny, rozmawiałam z nimi kilka razy, a jednak czuję, że nie pasuję do ich świata. Nie jestem osobą, która w wolnych chwilach popija z przyjaciółkami alkohol. Koleżanki Miriam najwyraźniej nie mają podobnych odczuć, bo niemal od razu sięgają po butelki. Ku mojemu zdziwieniu, Amy otwiera piwo zębami. Po chwili z jej ust wydobywa się przekleństwo.
– Jezu, przecięłam sobie dziąsło. Czy nikt nie ma otwieracza?
– Ja mam – mówi Susan, wymachując małym przedmiotem, który trzyma w ręku.
– Szkoda, że mówisz dopiero teraz – Amy mruczy z irytacją. – Dobra, nieważne – pociąga długi łyk z butelki i krzywi się, bo najwyraźniej alkohol podrażnia ranę.
Każda z dziewczyn powoli opróżnia swoją butelkę. Ku mojemu zdziwieniu nie robią tego szybko. Rozmawiamy na wiele tematów, a one raz na jakiś czas upijają małe łyki, jakby sączyły herbatę czy kawę. Zawsze myślałam, że zbuntowane nastolatki pochłaniają piwa w pół minuty. Kiedy obserwuje całe to towarzystwo, dociera do mnie, że Miriam jest inna, niż mi się wydawało. Przy swoich przyjaciółkach pozostaje taka sama jak w chwilach, gdy nie ma ich w pobliżu – to zwyczajna, nieco zbuntowana dziewczyna. Odnoszę wrażenie, że jest najmniej wulgarna czy zdemoralizowana z całej tej grupy. Zaskakujące, bo przecież to właśnie ona pełni rolę przywódcy.
Miałam nadzieję, że zapomnę o wszystkich smutkach. Co prawda rozmawiam z dziewczynami, a jednak cały czas w głowie przeżywam swoje własne małe tragedie. Czuję się, jakbym przywdziała maskę i właściwie nie ma specjalnej różnicy pomiędzy moim samopoczuciem w tej chwili, a w momentach gdy leżałam na łóżku. Miałam nadzieję, że dziewczyny zdołają jakoś oderwać mnie od zmartwień. Nie sądziłam, że problemy jak posłuszne psy podążą za mną.
– Co to za świństwo? – pyta Mary, krzywiąc się po kolejnym łyku piwa.
– A co za różnica? – pyta Susan. – Piwa nie pije się dla smaku.
W tym momencie w mojej głowie kiełkuje myśl. W takim razie po co pije się piwo? Żeby zdobyć szacunek znajomych, żeby wpasować się do towarzystwa? W niektórych sytuacjach pewnie tak. Ale czemu jeszcze? Czemu niektórzy nieustannie sięgają po alkohol? Dlatego, że wtedy człowiek nie potrafi trzeźwo myśleć. Czy w takim razie zmartwienia chociaż na chwilę znikają?
– Mogę spróbować? – pytam cicho.
– Wow, Joslyn nie poznaję cię – mówi Miriam z tym swoim lekkim, krzywym uśmiechem. – Jasne, w końcu dwa piwa są twoje. Masz – rzuca w moją stronę otwieracz. – Lepiej nie robić tego zębami – uśmiecha się porozumiewawczo.
Otwieram piwo i biorę jeden łyk. Czuję gorzki smak, staram się nie krzywić, aby nie wyjść na słabą. Co to za różnica, jaki jest smak jeśli to moja recepta na zmartwienia? Może i chwilowa, ale przynajmniej będę miała moment wytchnienia. Pociągam kolejny łyk. A potem jeszcze jeden.
– No nieźle, nasza Joslyn się rozkręca – śmieje się Amy.
– Zeruj, Joslyn, zeruj – kibicuje mi Susan, nieco zachrypniętym głosem.
Niewiele myśląc, przechylam butelkę i opróżniam ją błyskawicznie. Dziewczyny zaczynają drzeć się w niebogłosy, klaskać w ręce i skakać uradowane, jakbym właśnie dokonała czegoś niesamowitego. Czuję się nieco rozluźniona, a moja głowa jest niepokojąco lekka. Może i piłam piwo perę razy na imprezach, ale zawsze było to zaledwie kilka łyków, gdy ktoś wciskał mi napój do ręki.
– Joslyn, właśnie przeszłaś uroczysty chrzest – uśmiecha się Miriam. – To co, dziewczyny, proponuję wznieść toast za nową członkinię naszego zdemoralizowanego towarzystwa.
Przyjaciółki podnoszą nieotwarte butelki piwa i uśmiechają się do mnie.
– Czyń honory – dodaje Miriam, wskazując na otwieracz, który trzymam w dłoni. – A potem, kiedy już to wypijemy, zaszalejemy z wódką i zrobimy pyszne drinki. Uwierz, Joslyn, jako doświadczona osoba mówię ci, że będą o wiele smaczniejsze od tego gorzkiego świństwa.
Uśmiecham się nieco niepewnie, chociaż jestem zadowolona, z lekkiego szumu w głowie. W tym momencie rzeczywistość wcale nie jest już taka realna. Pozostałe dziewczyny nie wyglądają, jakby piwo jakkolwiek na nie wpłynęło, ale kompletnie mnie to nie obchodzi, w końcu jestem nowicjuszką. Pewnym ruchem otwieram kolejne butelki, a dziewczyny śmieją się na ten widok. Unoszę nieco wyżej kąciki ust. Może przyjście do Miriam rzeczywiście było nienajgorszym pomysłem?


Krzyki wreszcie ustały. Przez ostatnią godzinę zdzierałyśmy sobie gardła, usiłowałyśmy tańczyć, choć cały świat wirował, a nogi się pod nami uginały. Robiłyśmy także dużo innych niekoniecznie mądrych rzeczy. Miriam zbiła filiżankę z chińskiej porcelany, kiedy wpadła na genialny pomysł, aby pokazać nam zastawę swojej mamy. Nie mam pojęcia, czemu do głowy w ogóle przyszło jej coś takiego, jednak byłyśmy zachwycone. Śmiałyśmy się głośno, patrząc na okruchy porcelany, a potem wróciłyśmy do pokoju dziewczyny, chociaż ledwo stałyśmy na nogach. Nigdy wcześniej nie byłam pijana, dlatego takiego doświadczenie jest dla mnie czymś zupełnie nowym.
Potem przyjaciółki Miriam były już bardzo mocno pijane, bo w międzyczasie znalazły jeszcze butelkę wina. Jedna z nich, chyba Mary, kolejne kilkadziesiąt minut spędziła w toalecie, głośno wymiotując. Kiedy wróciła, Amy i Susan już zasnęły. Ja tymczasem poczułam, że nie jestem już taka wesoła. Alkohol nagle spotęgował wszystkie złe przeżycia.
Chwytam w dłoń butelkę z resztką wódki i siadam obok Miriam. Dziewczyna opiera się o ścianę, na wpół leżąc. Wysączam ostatnie krople okropnego płynu i opieram głowę na ramieniu blondynki. Jest mi niedobrze, mam nadzieję, że nie zwymiotuję, ale jednocześnie odnoszę wrażenie, że to i tak bez znaczenia. Czuję, że zaraz się rozpłaczę, nie wytrzymam dłużej z całą rozpaczą, jaka niesie ze sobą moje życie.
– Wiesz, Miriam, jestem nieszczęśliwa. Strasznie nieszczęśliwa. Pamiętasz Shane’a? Pamiętasz, jak za mną chodził, jak ciągle rozmawialiśmy? – mówię, chociaż niezbyt wyraźnie, bo język nieco mi się plącze, a głos drży, zapowiadając płacz. – Uzależniłam się od niego. Nie wiem, czy go kocham, czy w ogóle się w nim zakochałam. Wiem tylko, że bardzo mnie rani. Nie mogę patrzeć, jak spędza czas z Danielle. To boli. Cassie mówi, że on jest dzieckiem i że i tak nie będą razem, bo ta ruda krowa go nie chce, on jej zresztą też. Ale to i tak boli, sama świadomość, że nigdy mu na mnie nie zależało. Ale wiesz co? Wydaje mi się, że to wcale nie jest najgorsze. Shane był tylko przyczyną, zapalnikiem. Dzięki niemu widzę, jaką byłam idiotką. Nie jestem szczęśliwa i nigdy nie byłam. Nie lubię tej całej popularności, moi rodzice chyba mnie nie kochają. W ogóle im na mnie nie zależy; ciągle tylko krzyczą, w dodatku jestem brzydka, gruba i żaden chłopak na mnie nie spojrzy. Wszystko się posypało. Cassie myśli, że to przez Shane’a, że to jedyny problem. Nie mogę przyznać, że akurat on jest najmniej ważny. Cały świat jest bez sensu, nienawidzę swojego życia. Ostatnio nie umiem się nawet uczyć, tak naprawdę tego nie lubię i nigdy nie lubiłam. Ale widzisz, spędziłam tyle czasu nad książkami i jestem tak wykuta ze wszystkiego, że nawet, będąc pijaną, umiem tworzyć porządne zdania. To żałosne. Ostatnio zastanawiałam się nad życiowym celem. I chyba nie mam żadnego. Po prostu tu jestem i cierpię. Miałaś rację, ostrzegając mnie, że szczęście można przedawkować.
Nastaje cisza. Słyszę wolne oddechy przyjaciółek Miriam, które już dawno zasnęły i czekam na reakcję ze strony blondwłosej dziewczyny. Przecież nawet będąc pijaną, musi jakoś skomentować moje słowa. Niech chociaż powie, żebym się zamknęła. Ważne, by się odezwała, a nie ignorowała mnie w ciszy. Dopiero po chwili spoglądam na blondynkę i wtedy zauważam, że zamknęła oczy. Śpi. Nic nie słyszała. Pierwszy raz w życiu odważyłam się komuś zwierzyć. I już nigdy z pewnością tego nie zrobię. Szkoda tylko, że kiedy zdołałam się przemóc, nie było nikogo, kto mógłby mnie wysłuchać.
Znów opieram głowę na ramieniu Miriam, a z oczu wypływają mi ciepłe, słone łzy. Kilka razy moim ciałem wstrząsa szloch, a potem uspokajam się na tyle, by płakać w milczeniu. Nie chcę nikogo budzić. Nie teraz. I tak nic bym już nie powiedziała, jedynie płakała jak żałosna idiotka.
Spędzam tak jeszcze długi czas. Może godzinę, a może dwie. W końcu zmęczenie wygrywa i udaje mi się zasnąć.


~*~

Na początku przepraszam za zaległości na Waszych blogach. Czytam nowe rozdziały, gdy tylko zostaną opublikowane, ale nie zawsze mam  czas na pozostawienie komentarza. Dzisiaj udało mi się nadrobić wszystkie zaległości, także nie jest źle, chociaż napisałam pod postami mniej niż zwykle. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;) . No właśnie - czas: ciągle go za mało. Myślałam, że skoro ukończyłam pisanie KNJ, to z regularnym zamieszczaniem rozdziałów nie będzie problemu, a jednak nie do końca tak się stało. Nie chcę wprowadzać zbędnego zamieszania, także nowe posty będą się pojawiać tylko w soboty, ale nie koniecznie co tydzień, raczej co dwa, w wyjątkowych sytuacjach nawet i co trzy.


17 komentarzy:

  1. Rozdział jest świetny.
    Ładnie opisujesz wewnętrzne rozterki Joslyn.

    Nie podoba mi się, że dziewczyna wpadła w złe towarzystwo. Stacza się, a to jej na dobre nie wyjdzie.

    A oto błędy, które znalazłam:
    ZAPIS DIALOGÓW (nie wszystkie, gdyż tego było sporo. Jeśli chcesz, mogę Ci dać kilka wskazówek, jeśli chcesz. Bytuję bowiem od długiego czasu na kilku forach literackich...):
    * "– Hej, Joslyn ( . ) – g (G)łos dziewczyny jak"
    * "– Dobra, nieważne ( . ) – p (P)ociąga długi łyk"

    LITERÓWKI: * " – Rozmawialiśmy na chatcie"
    *" – Nic mi nie jest – dodaj niezbyt"

    Tyle. Nie mam siły by coś więcej szukać i wypisać. Mam nadzieję, ze nie zrazisz się moją krytyką.

    Pozdrawiam, Immortalis.
    http://siedem-kregow-piekiel.blogspot.com/
    http://close-to-the-light.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie zraziłam się krytyką. Bardzo Ci dziękuję za wytknięcie błędów. Kompletnie ich nie zauważyłam, może dlatego, że czytałam ten rozdział kilka razy i już naprawdę miałam go dosyć. Jeśli chodzi o dialogi, masz rację. Rozdział powstał kilka miesięcy temu, a dopiero niedawno dokształciłam się jeśli chodzi o poprawne zapisywanie rozmów w opowiadaniach. Starałam się wykorzystać nową wiedzę i poprawić jak najwięcej, ale jak widać, nie do końca mi się to udało ;)

      Usuń
    2. Rozumiem. Jak mówiłam, jeśli chcesz, mam taki ciekawy poradnik. Sama się na nim uczyłam. :)

      Usuń
  2. Kompletnie mi się nie podoba to, co robi Joslyn. Przez pewien czas myślałam, że jeśli dziewczyna zacznie się buntować i zmieni swoje zachowanie, to przez to cała postać stanie się bardziej barwna, jednak szybko zmieniłam zdanie. Ona zmierza prosto na dno. Nie mam absolutnie nic przeciwko ludziom, którzy wypiją sobie od czasu do czasu lub palą, problem w tym, że Jo szuka w tym wszystkim ucieczki od swoich zmartwień, przez co zacznie sięgać po wszystko znacznie częściej. I czy tak naprawdę Shane jest tego wszystkiego warty? Swoją drogą... Co on, do cholery, wyprawia? Naprawdę miałam go kiedyś za dobrego, ciepłego chłopaka, tymczasem z dnia na dzień wychodzi na jaw jego wyrachowanie. Jak można tak bawić się czyimiś uczuciami? Szkoda, że pozornie silna Joslyn dała się tak łatwo pogrążyć. Zwłaszcza, że słowa Cassie nawet mnie wryły się głęboko w pamięć, ba, jestem przekonana na sto procent, że miała we wszystkim rację. A Jo? Zamknęła się w sobie. I jeśli jej przyjaciółki w porę tego nie dostrzegą, podejrzewam, że za jakiś czas może już być za późno... I właśnie tego boję się najbardziej.
    Nie zmienia to faktu, że jak zwykle przyjemnie się czytało. Nie mogę się doczekać dalszych losów naszej Jo; mam nadzieję, że bohaterka jakoś wygrzebie się z tej depresji.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oho nasza bohaterka wpada w złe towarzystwo. Staram się zrozumieć jej postępowanie, ale nie do końca potrafię. A w każdym razie... Podoba mi się rozdział i czekam na następny .:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Joslyn robi głupstwa. Nawet chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że podąża złą drogą. Myślałam, że może zbuntuje się, gdy przejrzy na oczy, a tymczasem ona po prostu stacza się na dno. Bo picie i palenie raz na jakiś czas jest w porządku, ale picie, żeby uciec przed problemami to głupota, która tylko pogarsza sprawę. Więc Jo popełnia zwyczajną głupotę, z której mam nadzieję, szybko wyciągnie wnioski i powróci do normalności. Jako-takiej normalności oczywiście, bo to pewne, że już nic nie będzie takie samo. Rozumiem Joslyn, bo to, że zorientowała się, że wszystko wygląda tak, jakby jej rodzice nic do niej nie czuli... Ale Shanem nie powinna się przejmować. Zdaję sobie sprawę, że łatwo powiedzieć, niemniej jednak popadanie w depresję przez takiego dupka, któremu chodzi tylko o zabawę ludzkimi uczuciami - lub kij wie o co mu chodzi - jest bez sensu.
    Cieszę się, że Cassie jest przy Jo, bo powiedziała jej prawdę. Szkoda tylko, że Joslyn o tym wie i nie umie się zastosować do rady przyjaciółki. I szkoda, że nie umie jej się zwierzyć, a moment, w którym potrafiła powiedzieć komuś o swoich uczuciach został przez Miriam przespany... Mam nadzieję, że Cassie i Renee nie odpuszczą tak łatwo i w dalszym ciągu będą próbowały wydobyć z Jo jej wszystkie smutki, by móc je wyleczyć.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. I wiedziałam, że ten Shane zrobi jej tylko pranie w mózgu, że znów ją zrani. Ach, te chłopaki, naprawdę są jak dzieci, bo nie zauważają tego, że dziewczyny są wrażliwsze. A przez to wszystko, Joslyn się stacza. Przystając na propozycje Miriam, teraz wszystkie smutki i żale zapija w alkoholu, i to w tak młodym wieku. A Cassie jest naprawdę nieziemska, można tylko Joslyn pozazdrościć takiej przyjaciółki. Jest niezwykła, dlatego Joslyn powinna mieć ją cały czas przy sobie, a schadzki z Miriam sobie darować. Lecz nie wiadomo, co tak wykombinowałaś dalej, pewnie nie będzie tak różowo.

    Pozdrawiam serdecznie:**

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak jak pisałam wcześniej, nasza Jo stacza się na samo dno. Szkoda mi tej biednej dziewczyny, która została ofiarą bezlitosnego chłopaka, który zniszczył jej życie i pokazał, że nigdy nie była szczęśliwa.
    Nie dziwię się dziewczynie, sama wiem, jak to jest czuć tylko ból i smutek.
    Żal mi tylko, że przez jednego debila, jej życie zmieniło się o 360 stopni. I to jak najbardziej w złą stronę.
    To tyle. Przepraszam, że taki krótki, ale czytam już chyba 4 blog, a mam gorączkę ;)
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział,
    Reasy (wcześniej Nessie ;) )

    OdpowiedzUsuń
  7. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej wkręcam się w Twoje opowiadanie. Jest ono nietuzinkowe, piękne, wyraża prawdziwe ludzkie emocje, opowiada historię, która mogła przydarzyć się każdemu z nas.
    Sama nie wiem dlaczego, ale wzruszyła mnie ostatnia scena. Nasza główna bohaterka wreszcie się przed kimś otworzyła, a spotkała się z takim odrzuceniem. Co prawda Miriam nie miała wpływu na swoje zachowanie, była pijana w trupa, jednak to musiał być ogromny cios dla Josie.
    Szkoda, że szuka ona teraz pociechy w alkoholu. To najgorsze, co może być. Lepiej już, jeśli obżera się słodyczami. W końcu używki przysporzą jej jeszcze większej ilości problemów, choć rzekomo miały pomóc.
    Z pewnością byłoby dobrze, gdyby nasza główna bohaterka porozmawiała z Cassie. Przynajmniej ta dziewczyna da jej jakieś sensowne rady, nie to co Miriam.
    Czy szczęście można przedawkować? Czy ja wiem? Chyba nie znalazł się ktoś, kto byłby szczęśliwy przez całe życie, dlatego wciąż będzie mu brakowało tego miłego uczucia.
    Piękny rozdział, jak zwykle zresztą. Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, kochana, spadłam z krzesła! :)
    Piszesz rewelacyjnie, choć zdarzają się drobne błędy. Masz ciekawy i lekki styl. Czyta się przyjemnie.

    Martwi mnie postać Joslyn. Dziewczyna wpadła w złe towarzystwo, a wszystko przez jednego durnia. Oby dziewczyna w końcu przejrzała na oczy.

    Fabuła jest niezwykle wciągająca. Ma w sobie coś takiego, co zatrzymuje czytelnika na dłużej. I to jest niezwykłe.

    Pozdrawiam, Aeri.
    http://granice-iluzji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajne jest twoje opowiadanie. Joslyn zaczyna mnie wkurzać. Co kogo obchodzi małą fałdka na brzuchu? Ale fajnie że wreszcie się upiła.
    Chłopak nie jest chamem, moim zdaniem po prostu Joslyn za dużo sobie wyobrażała.Pewnie ktoś po raz pierwszy się nią zainteresował. Tylko żeby się nie zaczęła ciąć bo to jest trochę obrzydliwe.

    OdpowiedzUsuń
  10. Joslyn za dużo sobie pozwala, moim zdaniem. Wpadła w nałogi i złe towarzystwo, które tylko ją podjudza do dalszych złych uczynków. Oby się wykaraskała z tego bagna, bo będzie z nią źle.

    Z drugiej strony... Dziewczyna nie ma łatwo. Jej matka to bardzo dziwna kobieta. Jo chce odreagować, ale na miłość boską, nie w ten sposób. :(

    Rozdział mi się podobał. Czytało się bardzo przyjemnie i czas szybko zleciał. :)

    Pozdrawiam, Naive.
    http://magic-of-elementals.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy będzie następny rozdział???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy tylko znajdę chwilę czasu, żeby go wstawić. Na razie cieszę się świętami i odpoczywam, także rozdział XV ukaże się prawdopodobnie na początku kwietnia.

      Usuń
  12. Ja z reguły lubię główne bohaterki.
    Tutaj Joslyn nie zyskała mojej sympatii swoim zachowaniem. jest rozwydrzona, rozpieszczona.Do tego obraca się w godnym pożałowania towarzystwie, które nie ma nic do roboty a jego jedyną rozrywką jest palenie i picie.Serio? I to wszystko z powodu JEDNEGO chłopaka?

    Mam nadzieję, że Jo przejrzy na oczy i obudzi się nim będzie za późno. Potem może już nie będzie potrafiła uciec od nałogów. I może sobie jeszcze większych kłopotów przysporzyć.

    Czytało się przyjemnie. Masz lekki styl, fabułą i akcja są wciągające, nic się nie wlecze i nie dłuży. Jak dla mnie - dobra robota. :)

    Pozdrawiam, L.
    http://the-lilithum.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem zaskoczona, że przez trzy lata nikt tutaj nie zajrzał i nie pozostawił komentarza. Przecież opowiadanie jest świetne, pomimo że jego główna bohaterka strasznie dziwna. Ja ciągle nie rozumiem jak można obwiniać tego chłopaka o jej stan, bo moim zdaniem jego rozmowy i nagłe ich przerwanie wcale nie były powodem do zaangażowania się. On jej niczego nie obiecywał, nie wyznawał miłości, nie spraszał na randki i nie zaciągał też do łóżka.
    Blondynę i jej towarzystwo lubię. Są przynajmniej młodzi i starają się tą młodość jakoś przeżyć. Może nie do końca dobrze i odpowiedzialnie, jeśli piją często to jest problem, ale jeśli od święta... sama chodziłam na domówki i nie wychylałam za kołnierz i miło wspominam tamte lata.
    Pokoju i ja spodziewałam się innego, ale ten wystrój nawet przypadł mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Cassie to fajna dziewczyna, mądra i rezolutna, wiele zauważyła. Być może ma racje co do Shanea, choć czy ja wiem, czy to o to chodziło? A może o to, ale ja go zbyt demonizuje przez to, jak Jos się zachowuje? Zobaczymy.
    Co do Miriam i paczki, to ja lubię tę dziewczynę. Resztę nie wiem, bo niewiele o nich było, ale ją tak i żałuję, ze przysnęła na zwierzenia J, bo jestem bardzo ciekawa jej reakcji i wypowiedzi o Shanie.

    OdpowiedzUsuń