niedziela, 24 listopada 2013

# Bunt: Rozdział 3. Początek wojny




            Gdy pojawiam się w szkole, zapominam o całej radości gotowania, jakiej doświadczyłam poprzedniego popołudnia. Wszystko dlatego, że naprawdę nienawidzę miejsca, w którym przyszło mi się uczyć. Już na sam widok majestatycznego budynku w głowie pojawia się bezlik nieprzyjemnych skojarzeń, a wtedy odruchowo próbuję zawrócić i udać się na wagary. Matka uprzedziła mnie, że dostanie telefon od nauczyciela, jeśli tylko nie pojawię się na zajęciach. Nie wiem, w jaki sposób mogłabym się wykręcić, dlatego w końcu kieruję się w stronę drzwi wejściowych.
            Kiedy tylko przekraczam próg szkoły, wiem, że ten dzień będzie jeszcze gorszy, niż w moich wyobrażeniach. Wszystko dlatego, że na końcu korytarza dostrzegam Daraya. Rozmawia z kilkoma dziewczynami, których szczerze nie lubię. Według mnie nie grzeszą inteligencją. W dodatku makijaż niemal płatami odpada z ich twarzy jak zbyt sucha skorupa, co z pewnością jeszcze bardziej zniechęca do zawierania z nimi znajomości. Dziewczyny bez wątpienia uznawane są za popularne i każdy w szkole zna ich imiona. Nie powinnam być zdziwiona, że właśnie z takimi osobami Daray postanowił nawiązać kontakt. Widocznie w Ameryce również nie zamierza uchodzić za przeciętnego ucznia, który ginie w tłumie.
            Obracam się plecami do Daraya i chichoczącej świty, nie mając ochoty dłużej na nich patrzeć. Gdy tylko to robię, staję twarzą twarz z Susan, Amy i Mary, których oczy lśnią podekscytowaniem.
            – Co jest?
            – Widziałaś tego nowego ucznia? – odzywa się Amy. Zdecydowanie nie podoba mi się wyraz jej twarzy.
            – Tak, to właśnie on jest moim korepetytorem – wzdycham przeciągle, niezbyt zadowolona, że nawet z dziewczynami muszę rozmawiać o denerwującym Brytyjczyku.
            – Serio? Boże, jak ja ci zazdroszczę…  – wtrąca Mary.
            – Tak, świetnie, zawsze marzyłam o dodatkowej nauce. A tak przy okazji, wasz nowy obiekt zainteresowania to kretyn. Jest zbyt pewny siebie i arogancki. Zresztą, jak widać, znalazł idealnie pasujące do niego towarzystwo…
            W tym momencie nieoczekiwanie rozbrzmiewa dzwonek i przerywa tą krótką rozmowę. Czuję ulgę. Tak naprawdę Daray jest bardzo podobny do mnie. Nie powinnam krytykować cech chłopaka, których w samej sobie nie postrzegam jako wad. Chodzi raczej o moją zranioną dumę. Nie spodziewałam się, że komuś uda się osiągnąć przewagę, otwarcie mi się sprzeciwić i zmusić do uległości. Brytyjczyk udowodnił, że nie jest kolejnym nieśmiałym chłopcem, ale kimś, kto nie uznaje kompromisów. Prawdopodobnie czeka nas długa i męcząca wojna. Chociaż może to bez znaczenia, bo ostatecznie zamierzam odnieść zwycięstwo.
            Powoli ruszam w stronę klasy, w której zaraz ma się odbyć pierwsza lekcja. Nie mam ochoty spędzić najbliżej godziny nad zeszytem i słuchać monotonnego głosu nauczycielki. Wiem jednak, że nie wolno mi opuścić szkolnych murów i pójść na wagary, chociaż w tej chwili jest to moje największe pragnienie. Po raz kolejny myślę, że nienawidzę matki i tego, że zmusza mnie do konsekwentnej nauki. Jaki ma w tym cel? Udowodnić, że potrafi być bezwzględnym dyktatorem?
            Daray niezwykle irytuje mnie swoją obecnością. Nie tylko dlatego, że przypomina o matce, szkole i wszystkich tych rzeczach, o których z chęcią bym zapomniała. Także z tego powodu, że, póki co, Brytyjczyk ma nade mną przewagę, tak jak matka. Nie mam pomysłu, jak uniknąć kolejnych korepetycji.
            Spoglądam na Daraya kątem oka. Widzę, że rozmawia z rudowłosą Danielle i jej znajomymi. Śmieją się z czegoś głośno. Dziewczyny wyglądają, jakby zaraz miały się rzucić na swojego nowego kolegę, wyraźnie dostrzegam pomiędzy nimi rywalizację. Brytyjczyk zdaje się niczego nie zauważać i rozmawia całkiem zwyczajnie, jakby naprawdę mógł przeoczyć, że właśnie zaczyna się formować kolejka chętnych na zawieranie z nim kontaktów.
            Nie mogę powstrzymać lekceważącego prychnięcia. Może Daray rzeczywiście nie był w poprzedniej szkole tylko zwykłym chłopakiem, może naprawdę cieszył się popularnością. Zresztą nie powinnam być zdziwiona, skoro emanuje pewnością siebie i w dodatku jest niezaprzeczalnie przystojny. Pewnie właśnie dlatego postanowił się zadawać z popularnymi w szkole – aby i tu nie zaginąć w tłumie. Nie rozumiem tylko, dlaczego wybrał akurat osoby pokroju Danielle. Wszystkie te dziewczyny są mało inteligentne, a jedyne, co potrafią robić, to śmiać się w irytujący sposób i przykuwać uwagę głębokimi dekoltami. Nie twierdzę, że pozostała część popularnych osób, imprezowych buntowników, jest najlepsza, mimo, że sama do niej należę. Ale pozostaje przecież także kilka ludzi, którzy słyną z imprezowania i dobrej zabawy, a jednak nie wyglądają, jakby w niedalekiej przyszłości mieli odwiedzić więzienie lub dorabiać w nocnym klubie.
            – Czemu on rozmawia z Danielle? – wzdycha Amy i wodzi wzrokiem za Darayem.
            – Ciągnie swój do swego – odpowiadam spokojnie i posyłam chłopakowi nienawistne spojrzenie. Wiem, że Amy, w przeciwieństwie do mnie, nie potępia wyborów chłopaka. Kieruje nią jedynie zazdrość.
            W tym momencie zjawia się nauczycielka i otwiera drzwi do klasy. Mój nastrój pogarsza się jeszcze bardziej, gdy uświadamiam sobie, że Daray również ustawił się przed wejściem. Pewnie nie zamienię z Brytyjczykiem ani słowa, a jednak sama świadomość, że jest gdzieś obok wystarczy, aby doszczętnie zniszczyć mi humor.
            Pospiesznie siadam w ławce i z hukiem kładę torbę na blacie. Nerwowo wyciągam książki i zeszyt, a potem głośno odkładam resztę rzeczy na podłogę i trwam w bezruchu, utkwiwszy wzrok w nauczycielce. Nie zamierzam udawać, że przebywanie w klasie z ludźmi, których nie lubię i słuchanie nudnych wykładów sprawia mi przyjemność. W szkole czuję się jak w więzieniu i nigdy nie próbowałam tego ukrywać.
            – Cześć – słyszę czyjś głos i spoglądam na osobę, która się do mnie odezwała.
            – Daray – wymawiam imię chłopaka niezbyt entuzjastycznie.
            – Widzę, że bardzo ucieszył cię mój widok – szczerzy do mnie zęby. Najwidoczniej bawi go cała ta sytuacja. – W sumie to by wyjaśniało, czemu się nawet ze mną nie przywitałaś.
            – Wybacz, że nie biegam za tobą i nie zaczepiam, kiedy jesteś pochłonięty rozmową z Danielle i jej równie cudownymi przyjaciółkami – przewracam oczami.
            – Czyżbyś była zazdrosna? – pyta, a jego uśmiech staje się jeszcze szerszy.
            – Chciałbyś, Brytyjczyku – prycham z oburzeniem.
            Wpatruje się we mnie bez słowa tymi swoimi mlecznobłękitnymi oczami, a uśmiech nie znika z jego twarzy nawet na sekundę. Ja tymczasem piorunuję go wzrokiem i nie okazuję choćby odrobiny radości. Zamiast tego zastanawiam się, kim właściwie jest Daray, co zamierza osiągnąć dziwnym zachowaniem i czy to wszystko ma na celu tylko zirytowanie mnie.
            W tym momencie nauczycielka przerywa naszą rozmowę. Oznajmia, że w szkole pojawił się nowy uczeń, a wtedy Daray podnosi się z krzesła i mówi kilka słów o sobie. Widzę, jak dziewczyny wpatrują się w niego z uwagą i nie marnują nawet ułamka sekundy na pojedyncze mrugnięcie. Jakby przystojna twarz mogła zniknąć. Nie rozumiem całego tego zamieszania. Przecież od dawna do naszej szkoły uczęszcza także Tyler i inni równie przystojni uczniowie. A jednak nie pamiętam, żeby ktoś aż tak się nimi zachwycał. Może całe to wrażenie spotęgowało nagłe pojawienie się chłopaka w środku października, może jego nietypowe imię, a może akcent. Wiem jedynie, że te wszystkie spojrzenia dziewczyn niezwykle mnie irytują. Trudno zaakceptować fakt, że Daray ma pełną świadomość, jak wielkie wrażenie wywarł na uczennicach, że teraz czuje się pewnie jeszcze lepszy, jeszcze bardziej popularny niż kiedykolwiek. Jakby już i tak nie był wystarczająco irytujący.          
            – Nie sprawiasz wrażenia specjalnie zadowolonej – uśmiecha się, gdy znów siada w ławce.
            – Obróć się – wzdycham tylko, bo brunet tkwi plecami do tablicy, uważnie mi się przyglądając.
            – Czemu? – pyta, a ja spoglądam na niego kpiąco.
            – Bo tablica jest po drugiej stronie sali – parskam i wskazuję głową w przeciwnym kierunku.
            – Czemu nie chcesz ze mną rozmawiać? – precyzuje pytanie.
            – Naprawdę, Brytyjczyku? – pytam, unosząc brew. – Aż tak bardzo lubisz mnie irytować? Jeśli to dla ciebie taka wielka rozrywka to proszę bardzo, myślałam, że masz ważniejsze sprawy na głowie, jak na przykład zaznajamianie się z tutejszą szkolną elitą.
            – Myślałem, że ty też należysz do tych popularnych – szczerzy zęby w szerokim uśmiechu.
            – Bo należę. Ale raczej do tej części, z którą wolisz nie mieć nic wspólnego. Jeśli chcesz być obiektem westchnień i móc wybierać w dziewczynach, to trzymaj się z Danielle i jej znajomymi. No tak, przecież właśnie to robisz – dodaję złośliwie.
            Daray po raz kolejny milknie i tylko na mnie patrzy. Nie wiem czemu, ale zaczynam się denerwować. Nie przywykłam do podobnych rozmów. Zazwyczaj, kiedy jestem dla kogoś niemiła, przestaje ze mną dyskutować, a nie jeszcze chętniej to robi. Najwidoczniej Daray stanowi kompletne przeciwieństwo stereotypowego zachowania. Nadal przypatruje mi się z wielką uwagą swoimi oczami psa husky. Potem słyszę złośliwe szepty i dociera do mnie, że jakieś dziewczyny właśnie mnie obgadują. Przywykłam do tego. W końcu jestem nastolatką, która łamie wszystkie zasady i nie boi się konsekwencji. Moje imię stanowi w tej szkole definicję buntu. Tym razem nie krytykuje się jednak mojego zachowania. Złośliwe uwagi są wypowiadane z zazdrości. Zazdrości o to, że rozmawiam z Darayem. No pięknie, jakbym sama się o to prosiła i nie próbowała za wszelką cenę zakończyć tej bezsensownej wymiany zdań.
            – Nie patrz tak na mnie – mówię poirytowana. Nie jestem w stanie wytrzymać tego spojrzenia, chociaż uparcie nie odwracam wzroku.
            – Nawet to ci przeszkadza?
            – No wiesz, zazwyczaj ludzie nie gapią się na mnie bez przerwy. To nie jest normalne… – odpowiadam i krzyżuję ręce na piersi, wpatrując się w chłopaka ze złością.
            Ku mojemu zdziwieniu słyszę jego śmiech. Jest dźwięczny i przyjazny, mimo tego, że sam Daray nie wydaje się wcale sympatyczną osobą. Zamiast odprężyć się i chociażby lekko unieść kąciki ust, czuję jeszcze większą złość.
            – Bardzo szybko się irytujesz. Nie martw się, Miriam, nie jestem psychicznie chory, po prostu nad czymś myślałem – odpowiada i uśmiecha się lekko. Bynajmniej nie przyjaźnie. Jest to typowo kpiący uśmiech. Właściwie bardzo podobny do tych uśmiechów, które sama jeszcze chwilę wcześniej posyłałam chłopakowi.
            Mam ochotę zapytać Daraya, nad czym tak głęboko rozmyślał, bo nawet mnie to ciekawi. Nie zamierzam jednak przyznać się do swojego zainteresowania osobą Brytyjczyka. Nie odzywam się więc ani słowem, nie kontynuuję tematu, tylko przedrzeźniam akcent, a potem otwieram książkę i udaję, że nie czuję na sobie spojrzenia Daraya. Po chwili widzę, jak jego sylwetka obraca się w stronę tablicy.
           
            – Muszę zapalić – mruczę, nerwowo przechadzając się z kąta w kąt. Ciągnę za sobą Mary, Susan oraz Amy i razem ruszamy na szkolny dziedziniec. Nauczyciele nigdy nie zwracają uwagi na to, co dzieje się na dworze. A może po prostu nie chcą nic widzieć, w końcu to publiczna szkoła, w której mało kto przejmuje się czymś poza przetrwaniem dnia.
            Wyciągam z kieszeni kurtki zapalniczkę i nerwowo bawię się ogniem, póki Susan nie wydobywa z torby paczki papierosów i nie podsuwa mi jej pod twarz. Z zadowoleniem biorę w dłoń bibułkę z nikotyną i już po chwili wciągam do płuc szkodliwy dym.          
            Jak zwykle czuję nieprzyjemny smak, nie czerpię żadnej przyjemności z palenia. Nie jestem uzależniona, w przeciwieństwie do Susan, więc nie muszę zaspokajać głodu nikotynowego. Mimo wszystko palenie mnie uspokaja. Czasami po prostu muszę udowodnić innym, a przede wszystkim sobie, że nie boję się łamania jakichkolwiek zasad. Zresztą jestem przecież Miriam Carver znaną przede wszystkim ze swojej buntowniczej natury. To chyba oczywiste, że używki nie są mi obce.        
            – Może chcesz nam opowiedzieć, co cię tak zirytowało? – pyta Susan, a po chwili lekki uśmieszek znika z jej twarzy i dziewczyna zaczyna wykrzykiwać kolejne niecenzuralne słowa. – Co to za gówno? Wiedziałam, że nie powinnam kupować smakowych fajek.
            – Mówiłam ci, że tylko zmarnujesz pieniądze – wzrusza ramionami Mary.
            – Jezu, przymknij się – warczy Susan.
            – Czemu się tak irytujesz? Mary ma rację – wtrąca Amy, jak zwykle trochę nieśmiało. Jest najcichsza z tego towarzystwa. Kiedyś była grzeczną choć raczej przeciętną uczennicą. Gdy poznała mnie i moje koleżanki, zaczęła imprezować. Po alkoholu staje się zupełnie inną osobą, ale na trzeźwo nadal ma w sobie coś z nieśmiałej dziewczynki, która dawniej bała się wziąć do ust choćby łyk piwa.
            – Czemu się wtrącasz, Amy? Nie twoja sprawa. Poza tym teraz niby jesteście takie mądre. Jakoś żadna z was nie protestowała, kiedy w sklepie pytałam was o zdanie.
             – Spokój! – nie wytrzymuję i podnoszę nieco głos, a dziewczyny od razu milkną.
            Wpatruję się gniewnie w swoje koleżanki, a one nie odrywają ode mnie wzroku. Czuję się, jakbym była ich szefem albo jakby one były psami, a ja ich panią. To dziwny układ. Ponieważ uchodzę za najbardziej zbuntowaną, dziewczyny darzą mnie szacunkiem. Jakbym była nieomylna, a każde moje słowo święte.
            – Jezu, wyluzuj trochę, Miriam – wzdycha Susan i przytula mnie z krzywym uśmiechem.
            Pewnie dla kogoś, kto przyglądałby się z boku, wszystko wyglądałoby normalnie. Jedna z najlepszych przyjaciółek zbuntowanej dziewczyny, którą wiecznie coś irytuje, próbuje po raz kolejny rozluźnić atmosferę i poprawić wszystkim humory. Ja jednak sztywnieję, gdy tylko czuję dotyk dziewczyny. Nienawidzę jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, dlatego mimowolnie napinam mięśnie i mrużę oczy. Powinnam poczuć się spokojna i może nawet zdobyć się na uśmiech. Przecież przyjaciółka próbuje poprawić mi humor. Prawda jest jednak taka, że Susan nie jest osobą, na którą zawsze można liczyć. Zresztą tak samo jak Amy i Mary. Dziewczyny po prostu są. Nigdy nie rozmawiamy na poważniejsze tematy, tylko dyskutujemy o imprezach, denerwujących rodzicach i nauczycielach albo obgadujemy uczniów, którzy szczególnie nas irytują. I tyle. Trudno coś takiego nazwać wielką przyjaźnią.
            – No dobrze, to teraz opowiedz nam, co tak bardzo cię dzisiaj wkurzyło – proponuje po chwili.
            – Daray – wzdycham przeciągle.
Z jednej strony wzbraniam się przed jakimikolwiek poważniejszymi dyskusjami z dziewczynami, a jednocześnie mam świadomość, że to jedyne osoby, z którymi mogę porozmawiać o przyczynie moich najnowszych problemów. Zazwyczaj nie poruszamy podobnych tematów, ale nie wiem czy to dlatego, że tak naprawdę się nie przyjaźnimy. Myślę, że po części także z tego powodu, że próbujemy udawać, iż nic na tym świecie nas nie obchodzi. W końcu jesteśmy zbuntowane, niezależne… Nie powinnyśmy się przejmować czymkolwiek prócz pustej paczki papierosów czy za małej ilości alkoholu na imprezie.          
            – Nie rozumiem, co z nim jest nie tak? – pyta Mary.
            Przez chwilę przyglądam się dziewczynie. Ma pofarbowane na czarno włosy, cztery dziurki w jednym uchu. Ubrana jest w podartą koszulkę rockowego zespołu, którego nie znam, a także jaskrawozielone rurki. Dostrzegam też skórzane buty jednej z bardziej popularnych teraz firm. Kiedyś Mary wyglądała zupełnie inaczej. Miała włosy w nijakim, brązowawym odcieniu, a jej styl niczym się nie wyróżniał. Była taką szarą myszką w jednolitym tłumie i za wszelką cenę chciała stać się popularna. Próbowała się wpasować do nieco innego grona osób, takich dziewczyn, o których plotkuje cała szkoła i które często wychodzą pooglądać Tylera na boisku, a w dodatku całują się w policzki na powitanie. Po kilku tygodniach starań do Mary dotarło, że zaprzyjaźnienie się z podobnymi dziewczynami wcale nie jest tak banalnie proste, jak mogłoby się wydawać. Spotkałyśmy się na jakiejś imprezie, kiedy desperacko próbowała po raz kolejny zdobyć uznanie koleżanek. Chyba była na dobrej drodze, skoro w ogóle ją zaproszono. Pamiętam, że wpadła wtedy na mnie i prawie ochlapała tanim piwem. Zdenerwowałam się i chyba nawet ją zwyzywałam. Najwidoczniej moja postawa musiała zaintrygować Mary, bo dowiedziała się, kim jestem, a kiedy dotarło do niej, że też należę do grona popularnych, choć znacznie różnię się od całujących się w policzki dziewczyn, postanowiła lepiej mnie poznać. Nie miałam ochoty na nużące dyskusje, dlatego upiłyśmy się błyskawicznie i w gruncie rzeczy było świetnie. Później Mary instynktownie porzuciła swoje niedoszłe przyjaciółki i zaczęła zadawać się ze mną. Wtedy przefarbowała włosy, przekłuła uszy i zaczęła nosić inne ubrania.
            Słyszę ciche westchnienie Susan i dociera do mnie, że wciąż milczę. Nie wiem, czemu nagle zebrało mi się na myślenie o przeszłości i o tym, jak poznałam dziewczyny. No właśnie, Susan. To chyba najbardziej zbuntowana osoba z trójki moich znajomych. W przeciwieństwie do Mary i Amy nie farbuje swoich długich kasztanowych loków. Jest bardzo ładna, wyniosła i chyba doskonale zdaje sobie sprawę, że wielu chłopców się za nią ogląda. Ale oczywiście nie dopuszcza do siebie nikogo. Wszystkich traktuje jak zabawki, przelotnych znajomych. Właściwie jest to całkowicie normalne w naszym świecie. We brwi Susan zawsze tkwi srebrny kolczyk, który błyszczy w promieniach słońca, dziewczyna nosi też często czarną, skórzaną kurtkę. Gdyby Susan chciała, mogłaby stać się bardziej popularna niż ja, to ona dowodziłaby naszą paczką, co bardzo pasuje do jej władczego charakteru. Mimo wszystko nigdy nie próbowała zdobyć przewagi i podważyć mojej pozycji w szkolnej społeczności. Może uznała, że skoro to ja pierwsza stałam się królową buntu, nikt nie powinien mnie zastępować. I całe szczęście, bo gdyby nie ta szkolna popularność, właściwie nie miałabym już żadnej motywacji do pojawiania się na lekcjach.
            – Czy wy naprawdę nie zauważyłyście, jakim on jest idiotą? – pytam spokojnie, kiedy już przestaję rozmyślać nad wyglądem dziewczyn. Cała trójka przygląda mi się, najwyraźniej niczego nie rozumiejąc. – No proszę was. Przyszedł do nowej szkoły z tym swoim bezczelnym uśmiechem „wiem doskonale, że jestem przystojny i połowa dziewczyn będzie do mnie wzdychać”. Uważa się za nie wiadomo kogo, tylko dlatego, że ma markowe ubrania, a w tej swojej Wielkiej Brytanii najwyraźniej cieszył się popularnością. No i co z tego? To Ameryka, tu cały świat nie padnie od razu do jego stóp. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo jak widzę, wszystkie dziewczyny już się na niego rzuciły. Zresztą nawet wy co chwilę na niego patrzycie.
            Koleżanki otwierają usta, żeby zaprzeczyć. Nie mogę powstrzymać się przed uniesieniem kącika ust. Robię tak bardzo często, chyba nigdy nie uśmiecham się normalnie, prawdziwie, tylko zawsze w ten kpiący sposób. Może dlatego, że nie mam powodów do czystej radości albo próbuję podtrzymywać swój wizerunek wiecznej ignorantki. A może ma z tym coś wspólnego fakt, że matka szczerze nienawidzi tego uśmiechu…
            – No wiesz, trudno się nie gapić. Daray jest cholernie przystojny. To właśnie taki Brytyjczyk, z którym można się upić na imprezie – spiera się ze mną Susan.
            – No błagam, chyba sama siebie nie słyszysz. Uważasz, że ten grzeczny chłopczyk się upije? Twarz to nie wszystko. Może sobie być przystojny i nosić ładne ubrania, ale prawdy nie ukryje. Przecież to jest matematyczny kujon, zapomniałaś, że mam z nim korepetycje? Założę się, że jedyny alkohol, który miał w ustach to szampan na Sylwestra. A teraz próbuje się zaprzyjaźnić z tymi wszystkimi byłymi idolkami Mary. – Zauważam, że dziewczyna się czerwieni, gdy wspominam o popularnych uczennicach. – Szkoda tylko, że rozczarują się nim, gdy tylko odkryją, że nie jest imprezowym chłopcem, w dodatku ma świetne oceny i pewnie wraca do domu przed dziesiątą. Daray jest po prostu żałosny…
            Czekam na jakąkolwiek reakcję dziewczyn, które wpatrują się we mnie w milczeniu i to z bardzo niepokojącym wyrazem twarzy. Nie rozumiem, o co im chodzi. Mogłabym pomyśleć, że zszokowała ich ilość słów, jakie wypowiedziałam.
            – Czemu nic nie mówicie? Chyba nie stajecie po stronie Brytyjczyka? Naprawdę nie widzicie, jak on się zachowuje? Właściwie powiedziałabym, że przypomina mi Shane’a Lorensa. Może nawet mogliby się zaprzyjaźnić…
            – Dobrze wiedzieć…
            W tym momencie po raz kolejny cała sztywnieję, dokładnie tak jak wtedy, gdy Susan mnie przytuliła. Te dwa słowa wypowiedziane za moimi plecami sprawiają, że twarz zalewa mi fala gorąca. Teraz całkowicie rozumiem spojrzenia dziewczyn. Nie mam pojęcia, czy normalnie przyznałyby mi rację, pewnie tak, skoro zawsze są mi posłuszne. Tym razem wolały się nie odzywać, bo zdawały sobie sprawę, że Daray wszystko słyszy. Każde obraźliwe słowo, każdą kąśliwą uwagę. Teraz korepetycje mogą stać się jeszcze bardziej nieznośne. Wbrew temu, co powiedziałam, Daray jest przecież zupełnie inny. Może uczy się dobrze i jest za bardzo grzeczny jak na popularnego chłopca, ale ma charyzmę. Przecież to właśnie dlatego, że Daray jest sarkastyczny i bezwstydny, tak bardzo mnie złości. Po prostu obawiam się, że pokona mnie w mojej własnej grze.
            W końcu postanawiam, że nie będę się czerwienić. Jestem zbuntowaną Miriam Carver, której nie obchodzi, co inni o niej myślą. Jestem dziewczyną, która obraża bezwstydnie nawet najpopularniejsze osoby w szkole, nie boi się pokazać, że kogoś nie lubi, nie obawia się, że wiele osób ją znienawidzi. Jestem dziewczyną, która z kpiącym uśmiechem popala papierosy w taki sposób, że chyba wszyscy wierzą, że są smaczne. Czemu więc teraz miałabym pozwolić odejść pozorom opanowania?
            Odwracam się powoli, czując, że rumieniec na dobre zniknął z mojej twarzy. Uśmiecham się w swój charakterystyczny sposób i spodziewam się… sama nie wiem czego. Może złości? Oskarżycielskiego spojrzenia? W każdym razie na pewno nie tego, że Daray będzie na mnie spoglądał ze skrzyżowanymi ramionami i z lekkim, niepokojącym uśmieszkiem. Bynajmniej nie wróży to nic dobrego. Obawiam się, że to zapowiedź  wojny.
            – Witaj, Brytyjczyku – mówię, starając się zachować spokój.

11 komentarzy:

  1. Nareszcie doczekałam się nowego rozdziału :) Zachwycający, zresztą jak zwykle...
    Słowa, które wypowiada Miriam o szkole, wydawały mi się werbalizacją moich własnych przemyśleń. Doskonale wiem jak to jest siedzieć pośród ludzi, którzy Cię denerwują, w znienawidzonym miejscu, na banalnym wykładzie. Więzienie, w którym przebywamy za niewinność...
    Co do postaci Daray'a: momentami strasznie mnie denerwuje! Być może dlatego, że nienawidzę osób, które od początku zaprzyjaźniają się z elitą. Być może dlatego, że osobiście staram się zbliżyć do outsiderów... Zastanawiam się też, czy jest ślepy i nie zauważa tego, jak Danielle i jej znajome go traktują? A może mu to odpowiada? Nie zdziwiłabym się... Z drugiej jednak strony - mam do niego jakąś słabość. Mam wrażenie, że jest zupełnie inny od reszty. Pewny siebie arogant, który uparcie lekceważy schematy i na wszystko odpowiada nonszalanckim uśmieszkiem. Tacy mają coś w sobie ;) Wiem, że chłopak nie da Miriam spokoju, ponieważ ona go odrzuca. Nawet pomimo tego, co usłyszał na swój temat. Zwyczajna, ludzka przekorność. I sądzę, że ona też niedługo go polubi :)
    Moją uwagę jednak zwróciła paczka Miriam, a szczególnie Mary... Jak można tak żebrać o popularność? Jak można zatracać swoje prawdziwe "ja" wyłącznie dla szkolnej sławy? Co to zmieni?
    Susan zaś - choć ma władczy charakter - pozwala dzierżyć Miriam palmę pierwszeństwa. Nasuwa mi się myśl, że może tak naprawdę dziewczyna ma głęboko gdzieś wszelkie relacje i po prostu nie zamierza siać zamętu. Nie wiem, co mam o niej myśleć.
    Mary, Amy, Miriam i Susan - co je łączy? Mam wrażenie, że nic. Zwyczajna znajomość. Nie mamy prawa nawet wspominać o przyjaźni. Każda z nich jest inna, choć desperacko starają upodobnić się do siebie nawzajem. Każda tkwi ukryta pod jakąś maską. Nie rozmawiają o prawdziwych problemach, frustracjach. Ignorują wszystko, co nie jest pustą paczka fajek. Papierosów, które mają tylko podkreślać ich bunt. Tylko bunt przeciwko czemu? Coraz częściej mam wrażenie, że nie przeciw otaczającej rzeczywistości lecz wobec własnej tożsamości... Co wyraża buntownik, który zamiast ukazywać swą indywidualność, z każdym dniem staje się coraz bardziej podobny do ogółu?
    No i dzięki Tobie mam o czym teraz myśleć...
    Konkludując - rozdział jak zwykle ciekawy i wspaniale napisany! Z niecierpliwością czekam na kolejny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spodziewałam się, że Daray wzbudzi taką sensację wśród innych uczniów liceum. Zawsze ktoś nowy skupia na sobie zainteresowanie, a on w dodatku jest bardzo pewny siebie, przystojny i pochodzi z innego kontynentu, więc ten cały szum wokół niego jest dla mnie jak najbardziej zrozumiały :) Oj, bardzo dobrze pamiętam Danielle z Twojego poprzedniego opowiadania i również się dziwię, że Daray zaczął się zadawać z kimś takim. Wbrew temu, co myśli o nim Miriam, to bardzo inteligentny i bystry chłopak, dlatego nie wiem, czemu szuka towarzystwa wśród zwykłych pustaków. Ale może to się wkrótce zmieni. Podoba mi się, że przedstawiłaś nam w skrócie koleżanki głównej bohaterki, dzięki temu możemy bliżej poznać Susan, Mary i Amy. Przyznam, że każda z nich jest inna, właśnie to podoba mi się najbardziej :) Uwielbiam droczenie się Daraya z Miriam. Mama dziewczyny nie mogła wybrać lepszego korepetytora dla swojej córki :D Zresztą ostatnia scena też mnie nieźle rozbawiła. Chociaż Daray sprawia wrażenie, jakby miał wszystko w nosie i niczym się nie przejmował, jestem przekonana, że nieco go zabolały słowa jego "uczennicy". Miriam oczywiście przezwyciężyła zażenowanie, jestem ciekawa, jak po tym wszystkim potoczy się ich rozmowa.
    Już uwielbiam tę historię, naprawdę. Nie mogę przestać porównywać Miriam do Joslyn, za każdym razem dochodząc do wniosku, że sto razy bardziej wolę tę pierwszą xd
    Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Daraya, bo moja wyobraźnia już pracuje. Dlatego też nie dziwię się, że liceum zaczęło szaleć na jego punkcie. Uroczy, charyzmatyczny, pewny siebie... kogo by nie urzekł? Tacy ludzie zwracają uwagę.
    Szczególnie dlatego, że według mnie Daray ma nieścieralny uśmiech na twarzy.
    Danielle... już w poprzednim opowiadaniu jej nie znosiłam, ale teraz mam na nią jeszcze większą alergię. Dziwne jest to, że Daray się z nią trzymał. Myślę, że popełnia duży błąd, ale sądzę, że nie na długo. Opisujesz go jako inteligentnego, więc wydaje mi się, że szybko zrezygnuje z tej wiadomości.
    Może i kocham postać, którą wykreowałaś - Daray do mnie przemawia - ale chyba jeszcze bardziej kocham wszelkie wojny pomiędzy inteligentnymi i podobnymi do siebie bohaterami opowiadań. Dlatego cholernie cieszę się z tego, że to zaczyna się już teraz.
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Co jak co ale: Miriam ma klasę. A Brytyjczyk działa mi na nerwy. Taki typ wszędzie włażący, przez każdego lubiany, mimo niezwykle irytujących zachowań. Puf!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybacz mi spóźnienie. Ostatnio mam dość mało czasu i jeszcze w dodatku w tym tygodniu nie czułam się najlepiej. Ale już jestem :)

    Rozdział mi się jak zwykle podobał. Twoje opisy zawsze mnie fascynują. Są tak głębokie i tak idealnie wyrażają całość tego opowiadania, czyli Buntu.
    Nie spodziewałam się, ze Daray będzie swojego pierwszego dnia rozmawiał z Danielle. Myślałam, że raczej właśnie uderzy do Tylera lub Shane'a. Chłopak jest dość dziwny, ale pomimo tego jest bardzo interesującą postacią i nawet go polubiłam^^ Miriam jest dość negatywnie na niego nastawiona, bowiem zburzył jej świat, który chciała osiągnąć i rzeczywiście to będzie początek wojny :) Jestem ciekawa, jak potoczy się dalej ta sytuacja. Mam jedną teorię, ale zatrzymam ją dla siebie, bo zapewne się pomylę. Ale okaże się^^

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze wczoraj przeczytałam twoje opowiadanie. Prolog mnie zachwycił, bardzo mnie zainteresowała refleksja, jaką w nim przekazałaś. Reszta opowiadania równie bardzo mi się spodobała. Emocje najważniejsze. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak już mówiłam, strasznie mi się u ciebie podoba, zostałaś nominowana do Liebsten Award, szczegóły u mnie na blogu-->http://the-worst-nightmare-is-a-life.blogspot.com/2013/12/nominacja.html Gratuluję ; *

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze : uwielbiam kiedy między bohaterami wyczuwa się to napięcie zwiastujące ogniste uczucie.
    Po drugie: Daray- jeszcze w żadnym opowiadaniu nie spotkałam się z tym imieniem. I powiem Ci, że jest ono w pewnym sensie pociągające ;3
    Po trzecie : Kocham Twoje opowiadania, nie tylko za oryginalny styl pisania jak i dynamiczne dialogi, ale głównie ze względu na barwne postacie. Najbarwniejszą, jak do tej pory jest Miriam. Wprost ubóstwiam jej sarkazm i spojrzenie na świat. Choć wiem, że to maska, to jest to bardzo udana maska.
    Jest jeszcze jeden powód, dla którego lubię czytać Twoje opowiadania, mianowicie czas teraźniejszy. Zdecydowanie lepiej mi się czyta, gdy wiem, że coś dzieję się teraz.

    Czekam na dalsze losy Miriam, mam nadzieję, że już wkrótce.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostatnia akcja najlepsza, padłam haha.
    Coś tak sobie myśle, że dużo się będzie między nimi działo.
    A w Daray'u nadal jestem zakochana i do tego on jest Brytyjczykiem! *.*
    Zapraszam do mnie http://the-worst-nightmare-is-a-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdy ona nazwała matkę dyktatorką, to przeszło mi przez myśl, że gdyby spędziła tydzień w moim domu, to dopiero zobaczyłaby dyktaturę. Czuję, że po trzech dniach chciałaby mi wydrapać oczy, a po tygodniu do mojego męża mierzyłaby z jakieś broni palnej.
    Swoją drogą, to straszna dziecinada. Ma w dupie tego korepetytora, nie obchodzi ją on, a jednak poświęciła mu aż tyle uwagi i przeszkadza jej z kim chłopak rozmawia. Ja bym olała taką sprawę po całości, gdyby mój kolega z pracy, którego nie lubię rozmawiał z kimś tam... bo niby co mnie to?
    Mam jednak świadomość, że ktoś nowy zawsze wzbudza zainteresowanie, jak i to, że grupa w jaką wrastamy nas zmienia, mniej lub bardziej, ale zawsze.
    Podobało mi się zagranie z tym, że ona mówiła, a on stał za plecami :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże jakie dzieci. Przyznam szczerze się do mojego wieku i takie zachowanie jak twoich bohaterów jest już daleko za mną. Poza tym mam wrażenie, że ja chyba nigdy nie zachowywałem się podobnie. Zawsze miałem za dużo poważnych problemów, by walczyć o jakąś popularność czy martwić się o to jak odbierają mnie inni. Gdzieś na początku lat szkolnych byłem ofiarą, potem zamieniłem się w kata dla tych o sobie zasłużyli, ale nigdy nie urządzałem pokazówek. Nawet dając komuś w gębę, wolałem kameralnie niż na środku boiska. U ciebie dziewczę jest skrajnie niedorosłe i jeśli przejmuje się tym, że nowy chłopak w szkole rozmawia z tym, tym i tamtym, to znaczy tylko tyle, że jej konflikt z matką i jego powody są błahe, skoro ma jeszcze czas w swoich problemach na robienie problemów z niczego.

    OdpowiedzUsuń