wtorek, 17 grudnia 2013

# Bunt: Rozdział 4. Szczelina w murze


      
           
Daray spogląda na mnie z całkowitym spokojem, jakby nie dostrzegał, że mam ochotę zapaść się pod ziemię. A może rzeczywiście zdołałam wszystkich oszukać, może aż taka dobra ze mnie aktorka.
– Ty palisz – mówi chłopak z całkowitym spokojem i wskazuje głową na białą bibułkę w mojej dłoni.
Odpowiadam wzruszeniem ramion. Przecież jestem zbuntowaną dziewczyną, trudno żebym nie paliła, nie chodziła na imprezy i nie robiła tych wszystkich rzeczy, o które się mnie podejrzewa. Spoglądam obojętnie w mlecznobłękitne oczy i nie odwracając wzroku, mocno zaciągam się papierosem. Dym, który dociera do moich płuc i całkowicie je wypełnia, jest nieprzyjemny, ostry i drażniący. Jednak zamiast zakaszleć czy lekko się skrzywić, przymykam powieki, jakbym naprawdę delektowała się trucizną wnikającą do mojego organizmu.
– Palę. A co, chcesz spróbować? – pytam, wyciągając rękę z papierosem.
Kątem oka widzę, że dziewczyny nie mogą oderwać od Daraya wzroku. Właściwie nie powinnam się złościć. To typ chłopaka, na którego zwraca się uwagę na ulicy czy podczas imprezy.
– Nie, dzięki. Jakoś nie zachwyca mnie wizja zadymiania sobie płuc – kręci głową Daray.
– Czemu mnie to nie dziwi, Brytyjczyku? – pytam i zaciągam się po raz kolejny.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że każdy mój ruch śledzą uważnie jego duże, niezwykle jasne oczy. Chłopak przygląda mi się w milczeniu i wydaje się, jakby wiedział więcej, niż ja sama chciałabym komukolwiek powiedzieć. To tak jakby przejrzał moją duszę na wylot, znał moje myśli. Jakby wiedział, że właśnie w tej chwili, kiedy dym papierosowy wędruje prosto do moich płuc, w głowie wciąż powtarzam z irytacją, że nienawidzę palić. Ale, jakby się nad tym zastanowić, to kto lubi? Smak dymu nigdy nie jest przyjemny, co najwyżej uzależniający.
– Nie patrz się tak – warczę i rzucam papierosa na ziemię. Daray nadal nie odrywa ode mnie wzroku.
Uczniowie przemierzający szkolny dziedziniec posyłają w naszą stronę ciekawskie spojrzenia. Udaję, że tego nie zauważam, chociaż i tak chyba każdy wie, że to nieprawda. Niektórzy są zaciekawieni, inni zazdrośni, jakby Daray stanowił uosobienie najcudowniejszego chłopaka w całym wszechświecie.
– Czemu? Przecież lubisz, kiedy inni ci się przyglądają – odpowiada spokojnie i po raz kolejny brakuje mi odpowiednich słów. Rzeczywiście, podoba mi się bycie w centrum uwagi. Przecież właśnie na tym polega popularność. Lubię plotki, spojrzenia posyłane w moją stronę, to uczucie, że jestem kimś ważnym i dostrzegalnym na każdej imprezie.
Odpowiadam coś ze złością. Nie jestem nawet pewna, co takiego, bo czuję się kompletnie wytrącona z równowagi. Daray tymczasem uparcie wbija we mnie spojrzenie, a ten kpiący uśmiech błąka się po jego twarzy. Gorączkowo zastanawiam się, co takiego mogło rozśmieszyć mojego korepetytora, ale nie dochodzę do żadnych wniosków. Poprzestaję więc na buntowniczym skrzyżowaniu rąk i pochmurnym spojrzeniu, jakie posyłam brunetowi.
Mam ochotę powiedzieć znajomym, że nie lubię tego chłopaka i oni też nie powinni go tolerować. Takie zachowanie nie przyniesie jednak żadnych efektów. Jestem rozpoznawalna w szkole, ale to bez znaczenia. Gdyby Daray był jakąś niezbyt urodziwą, nieśmiałą uczennicą, bez trudu nastawiłabym tłum przeciw niemu. To jednak pewny siebie, przystojny chłopak, w dodatku Brytyjczyk, a jego akcent z niewytłumaczalnych powodów wydaje się cudowny. Mogłabym udawać, że wcale tak nie jest, ale nie zamierzam okłamywać samej siebie. Daray ma w sobie coś tajemniczego, hipnotyzującego i niezgłębionego. Jakby nosił w sercu nieuchwytną tajemnicę, która prześlizguje się przez moje palce niczym podmuchy wiatru za każdym razem, gdy próbuję zajrzeć w głąb jego duszy. Co nie znaczy oczywiście, że spędzam wiele czasu na rozmyślaniu o sekretach Brytyjczyka.
Przez chwilę zastanawiam się, co takiego ma w sobie ten chłopak. Jaki jest jego sposób na zdobycie uwagi. Wątpię, by wszystko zawdzięczał jedynie przystojnej twarzy. Na pewno nie chodzi też o kpiący uśmiech. Może Daray jest marnym aktorem, który nie odnalazł swojego miejsca w tym przedstawieniu. Może postanowił udawać buntownika, ale jego natura mądrego chłopca nie dała o sobie zapomnieć. I czy możliwe, żeby to właśnie te sprzeczności przykuwały uwagę innych?
Chyba nie…
– Teraz to ty się na mnie gapisz – odpowiada chłopak i nadal się uśmiecha. Nienawidzę, gdy to robi. Nienawidzę tego uśmiechu, który nigdy nie jest przyjazny, lecz kpiący i który powoduje, że czuję się gorsza, jakby nieustannie się ze mnie naśmiewano.
– Nieprawda – zaprzeczam niezbyt przekonująco. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Czemu zamiast jak zwykle udawać, że nic mnie nie obchodzi, zachowuję się jak moja matka, gdy skutecznie wyprowadzam ją z równowagi?
– Jasne – wzdycha Daray, a jego uśmiech staje się szerszy. Czuję, jakbym przeżywała po raz kolejny tą samą sytuację, jedną z moich kłótni z matką, kiedy ja jestem spokojna i ironiczna, a ona pozwala, by zawładnęły nią emocje. Z tym, że tym razem role się odwróciły.
Nie wiem, co mogłabym odpowiedzieć. Powinnam wzruszyć ramionami. Próbuję to zrobić, ale nie wyglądam zbyt wiarygodnie. Unoszę brew. Jest jeszcze gorzej, jakbym na siłę chciała dowieść, że słowa chłopaka mnie nie obchodzą, jednocześnie odnosząc wręcz przeciwny efekt.
Powoli coś we mnie pęka. Pozorne opanowanie znika, ręce zaczynają mi się trząść. Gorączkowo przyciskam je do ciała, czując, że zaraz powiem coś, czego będę żałować, coś, co sprawi, że Daray zyska nade mną przewagę. Wtedy pojawia się strach. Na początku jest niewielki, ale potem narasta i wypełnia mnie całą, jakbym była tylko formą dla tego jednego uczucia. Nie mogę być słaba, zbyt wiele razy tego doświadczyłam. Nie mogę pozwolić, by ktoś ze mną wygrał. Wielokrotnie ulegałam i nigdy nie prowadziło to do niczego dobrego. Kiedy czuję, że nie potrafię dłużej nad sobą panować, że jedna sytuacja zmieniła mnie w zagubioną dziewczynkę, jakby władcza i ironiczna Miriam nigdy nie istniała, piorunuję Daraya wzrokiem. Na szczęście nie odzywam się ani słowem, bo gdybym to zrobiła, stałoby się jasne, jak bardzo w rzeczywistości jestem bezbronna. Wtedy Daray mógłby zobaczyć więcej, niż powinien. Musi wierzyć, że jestem tylko głupią dziewczyną, która kiedyś prawdopodobnie skończy w więzieniu.
Ręce nadal mi się trzęsą, gdy niezdarnie wydobywam z kieszeni paczkę papierosów. Wiem, że przyglądają mi się koleżanki i jeszcze kilku przypadkowych uczniów. Zanim więc pozwolę jakiemuś obcemu chłopakowi poznać wszystkie moje sekrety, rzucam w niego papierosami i odwracam się, a potem opuszczam szkolny dziedziniec. W oczach wszystkich uczniów wyglądało to jak kolejne dziwne zachowanie znanej wszystkim buntowniczki.
Chciałabym się odwrócić i sprawdzić, czy Daray dał się nabrać na tę grę aktorska, ale gdybym to zrobiła, gniewne odejście straciłoby na wiarygodności. Udaję się więc do łazienki, aby uspokoić zbyt szybko bijące serce i opanować dreszcze wstrząsające całym ciałem.
Nie mam pojęcia, co się właśnie wydarzyło. To tak jakby mur, którym starannie otoczyłam duszę, wszystkie uczucia i wszystkie istotne myśli, w jednej chwili stał się całkowicie przeźroczysty. Jakby Daray po prostu przeszedł przez tę z pozoru niezniszczalną zaporę i bez problemu wtargnął do mojego prywatnego świata.
            Nerwowo przemierzam korytarz. Widzę, jak Danielle Sullivan nachyla się do swoich przyjaciółek i szepce coś, spoglądając bezwstydnie w moją stronę. Kątem oka dostrzegam także Shane’a Lorensa. Ugania się za jakąś dziewczyną, która pewnie już niedługo mu się znudzi. Właśnie tego najbardziej mi teraz trzeba – spotkania dwójki osób, które bardzo działają mi na nerwy. Ale, jakby nie patrzeć, irytuje mnie chyba połowa uczniów tej szkoły.
            – Hej, Miriam, gdzie tak pędzisz? – słyszę za plecami czyjś głos.
            Czuję się roztrzęsiona, ale błyskawicznie przywołuję pozory opanowania i kiedy obracam się w stronę rozmówcy, na twarzy mam swój zwyczajny, krzywy uśmiech, a spojrzenie pozostaje obojętne i pozbawione jakichkolwiek emocji. Krzyżuję ręce na piersi i wpatruję się w uśmiechniętą twarz Tylera. Mimo tego, że jest popularny, to należy raczej do tego grona ludzi, których nie akceptuję – uwielbianych przez dziewczyny chłopców z masą znajomych. Szkolna elita dzieli się na zbuntowanych i tak zwanych normalnych, którzy niespecjalnie przepadają za tymi pierwszymi .
            Mimo wszystko z Tylerem spędzam dużo czasu. Wspólnie imprezujemy, wychodzimy na piwo po lekcjach albo po prostu przychodzę do jego domu, gdzie razem z kolegami gra na Play Station, jakby miał zdecydowanie mniej niż siedemnaście lat.
– Tyler, hej – odpowiadam. Brzmię całkowicie zwyczajnie, jakbym zaledwie kilka minut temu nie przeszła małego załamania nerwowego. Mój głos pozostaje tak samo niski i bezuczuciowy jak podczas wszystkich rozmów. Pobrzmiewa w nim lekkie znudzenie i ignorancja. – Ktoś właśnie bardzo mnie zirytował.
– Niech zgadnę, chodzi o Daraya? Nie rozumiem, czemu on tak bardzo cię denerwuje. Wydaje się być w porządku.
– No właśnie, wydaje się. Nie wiem, czemu wszyscy tak go uwielbiają. Przecież on nie pasuje do naszego świata. To typowy kujon. Co z tego, że jest przystojny? Na imprezach będzie podpierał ściany, a alkoholu nie spróbuje, póki nie osiągnie pełnoletności.  – Nie mogę uwierzyć w to, że nawet Tyler zdaje się być zachwycony Brytyjczykiem.
–Według mnie jest podobny do ciebie. Bardziej pasuje mi do twoich przyjaciół niż do Thomasa i reszty najlepszych uczniów.
Wzdycham przeciągle i udaję znudzoną. Najwyraźniej nikt w tej szkole mnie nie rozumie. Jest tak, jakby Daray rzucił urok, który nie działałby tylko na mnie. Czy naprawdę jedynie ja dostrzegam, jak bardzo ktoś taki nie pasuje do popularnych uczniów, zarówno tych zbuntowanych, jak i pozostałych? Czy tylko mnie wydaje się dziwne, że zwycięzca olimpiady matematycznej ma wielu znajomych i najwyraźniej zdążył już otrzymać zaproszenie na kilka najbliższych imprez?
– Chcesz iść ze mną na piwo? – pytam, próbując oderwać myśli od nieprzyjemnych tematów.
– Teraz? Przecież zostało jeszcze kilka lekcji. Po przerwie lecę na trening. Poza tym nie masz szlabanu czy czegoś w tym stylu? Twoja mama chyba nieźle się zdenerwuje, jeśli uciekniesz ze szkoły.
Wzruszam ramionami, chociaż Tyler ma rację. Powinnam zostać, bo jeśli znowu ucieknę, mogą mnie zawiesić albo nawet wyrzucić. Niespecjalnie bym się przejęła, bo nie lubię ani tutejszych nauczycieli, ani większości uczniów. Złożyłam jednak obietnicę tacie, a on jest jedyną osobą, której nie chciałabym sprawić zawodu.
– A po szkole? Pójdziesz ze mną na piwo po szkole?
– Jasne, czemu nie. To do zobaczenia.
Tyler macha mi na pożegnanie i rusza w stronę sali gimnastycznej. Patrzę, jak torba z rzeczami na trening obija się o jego nogę. No tak, nic dziwnego, że chłopakowi tak się spieszy do gry w siatkówkę. W końcu będzie tam też Cassie Mills, niepozorna blondynka, z którą rozmawiałam jedynie kilka razy w życiu. Tyler nie potrafi o niej zapomnieć, chociaż dziewczyna z jakichś niewytłumaczalnych powodów nagle przestała się nim interesować. Właściwie przypomina mi to trochę zachowanie denerwującego Shane’a. Z tym że on postępuje tak ze wszystkimi dziewczynami, a Cassie zachowała się w ten sposób raz. Nie wiem, jak wyglądały sprawy pomiędzy nią a Tylerem. Może o coś się pokłócili, a może nigdy do siebie nie pasowali? W każdym razie chłopak nadal się nie poddaje. Co oczywiście nie przeszkodziło mu w międzyczasie zaangażować się w kilka krótkich związków. Tak to już jest z popularnymi, przystojnymi chłopcami – nie przywykli do życia w samotności.
Kątem oka dostrzegam ciemną czuprynę i wiem, że należy do Daraya. Brytyjczyk jest chyba ostatnią osobą, z którą mam ochotę teraz rozmawiać, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. To było trochę magiczne, ale w ten inny, niebezpieczny sposób. Nie chciałabym już nigdy więcej poczuć się tak bardzo bezbronna. Przyspieszam kroku. Chłopak robi to samo. Niemal biegnę, kiedy wreszcie zaczepiam na korytarzu jedną z uczennic. Zaczynamy rozmawiać o mojej poprzedniej imprezie. Wszystkim bardzo się podobało. Nic dziwnego, skoro nie martwię się i nie denerwuję, gdy ktoś po pijaku stłucze lampę lub poplami dywan. Moje imprezy są bezstresowe, przyjemne i bardzo głośne.
Daray zmierza w przeciwnym kierunku. No cóż, właściwie powinien zrozumieć aluzję już wtedy, gdy rzuciłam w niego paczką papierosów.

– Miriam, zaczekaj!
Nie odwracam się i przyspieszam kroku. Mam ochotę zacząć przedrzeźniać ten brytyjski akcent, ale zamiast tego udaję, że niczego nie usłyszałam. To bezsensowne, bo gdyby Daray mnie nie wołał, nie truchtałabym teraz, ale szła spokojnie.
– Cholera, Miriam – czuję dłoń na swoim ramieniu. Nie mam wyjścia, muszę się zatrzymać.
– Jej, od kiedy jesteś taki niegrzeczny? „Cholera”? Nie powinieneś się teraz wyspowiadać czy coś w tym stylu? – pytam z kpiącym uśmiechem. – Czego chcesz?
– Słońce, nie bądź taka niemiła – Daray jest całkowicie spokojny i tylko się uśmiecha. – Wołałem cię, bo zaraz mamy się razem uczyć matematyki w twoim domu, zapomniałaś? Teraz będzie tak każdego dnia.
– Jasne – kiwam głową i odwracam się, a potem doganiam Tylera, zostawiając w tyle Brytyjczyka. – Chodźmy szybko – mówię, ciągnąc chłopaka za rękę. – Teraz już naprawdę muszę się czegoś napić.
– Miriam, a co z naszymi korepetycjami? – słyszę za plecami głos Daraya. Czuję na plecach spojrzenia wielu uczniów, którzy akurat wychodzą ze szkoły. Nie wiem czemu, ale słowo „korepetycje” brzmi jakoś intymnie, jakbym była umówiona na randkę, a nie na rozwiązywanie zadań.
– Nie, dzięki – odpowiadam i uśmiecham się lekko. – Chodź – mówię do Tylera i jeszcze mocniej ciągnę go za rękę. Daray jeszcze coś za mną krzyczy, ale nie reaguję. Jest tak jak zawsze – niegrzeczna Miriam po raz kolejny ucieka od obowiązków.

Wchodzę do domu, drzwi zatrzaskują się z głośnym hukiem. Krzywię się lekko, słysząc ten odgłos. Jest druga w nocy. Wolałabym nie budzić matki. Nie dlatego, że jako kochająca córka dbam o spokojny sen swojej rodzicielki. Po prostu nie mam ochoty na awantury.
Okazuje się, że matka siedzi w kuchni i wpatruje się we mnie ponuro. Dostrzegam to dopiero, gdy mijam przedpokój, bo wtedy kobieta zapala małą lampkę na blacie. Właściwie przypomina mi to trochę typową scenę z filmu. Całkowita ciemność, próba dyskretnego wślizgnięcia się do pokoju, błysk światła i sylwetka rodzica, czekającego w progu jak cierpliwy strażnik.
– Gdzie byłaś? – pyta matka. Jest zadziwiająco spokojna. Zazwyczaj od razu się unosi i zaczyna krzyczeć, a ja śmieję jej się w twarz.
– Wiesz, w kilku różnych miejscach… – wzdycham i zaczynam bawić się zapalniczką. Najchętniej wyciągnęłabym bibułkę z nikotyną właśnie w tym momencie i wydychała dym prosto w twarz matki, ale kiedy pomyślę o nieprzyjemnym smaku, robi mi się niedobrze.
– Byłaś umówiona na korepetycje z Darayem. Czekał na ciebie kilka godzin.
– No cóż, jakoś nie miałam ochoty spędzać popołudnie nad podręcznikami. Poza tym uprzedzałam, że wychodzę z Tylerem. Nie miał po co tu przychodzić.
– Jakby to było jakieś usprawiedliwienie – wzdycha matka. Dostrzegam świeży lakier na jej paznokciach. Najwyraźniej znów odwiedziła kosmetyczkę. Ciekawe, czy po drodze wstąpiła do jakiegoś butiku…
 Wzruszam ramionami i zaczynam wchodzić po schodach, ale matka podrywa się z krzesła i przytrzymuje mnie za rękę. Spogląda na mnie swoimi dużymi, szarymi oczami, takimi samymi jak moje. Nienawidzę tego, że tak bardzo jesteśmy do siebie podobne. Te same blond włosy, te same oczy, te same kości policzkowe.
– Nie masz mi nic więcej do powiedzenia?
– Nie dotykaj mnie – mówię z nieskrywaną nienawiścią.
– Zapytałam, czy nie masz mi nic więcej do powiedzenia. I znowu piłaś.
– Tak, piłam. Jak każdego dnia. Każdego cholernego dnia piję i palę z przyjaciółmi. Każdego cholernego dnia łamię twoje zakazy i nie słucham twoich poleceń. Dzień jak co dzień, mamusiu.
– Uspokój się. Uspokój się wreszcie i odpowiadaj grzeczniej, jak do ciebie mówię!
Matka podnosi głos. Dała się wyprowadzić z równowagi. Przegrała. Obie o tym wiemy. Ten, kto krzyczy, zawsze jest słaby. To ci, którzy powstrzymują wybuchy złości, pozostają opanowani, są silni i niezłomni. Zawsze wygrywam z matką, już od trzech lat nie słyszała, jak krzyczę.
– Coś jeszcze? – pytam spokojnie. Matka milczy. Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. – Tak myślałam. Kocham cię, mamusiu – mówię i odchodzę.
Zawsze wypowiadam te słowa. Każdego dnia, przy każdej rozmowie z matką. Są z pozoru miłe i ciepłe, ale ja nigdy nie traktowałam ich w ten sposób. Pozwalam, by wręcz ociekały sarkazmem, cedzę je przez zęby, aby matka wiedziała, że nigdy nie doświadczy mojej miłości. Nie zasłużyła na nią, tak samo jak nie zasłużyła na szacunek. Zresztą trudno, żebym kochała kogoś, kto nigdy nie żywił wobec mnie podobnych uczuć.
Przez chwilę mam ochotę pójść spać. Właściwie już zmierzam w stronę łóżka, kiedy nagle wspomnienia tego dnia powracają jedno po drugim, jak pojedyncze klatki filmu. Przystaję w połowie drogi i wracam do kuchni. Matki już nie ma. Wyciągam z szafki miskę, łyżkę i rozmaite składniki, a potem zaczynam przygotowywać ciasto na babeczki. Nie obchodzi mnie, że mikser hałasuje. Właściwie teraz już wszystko jest mi obojętne. Po raz kolejny pochłonął mnie własny świat i jedyne, co się liczy, to możliwość tworzenia czegoś bez niczyjej ingerencji i denerwujących uwag. Tylko ja, jednostajny szum miksera, zapach czekolady, ciepło piekarnika i mąką, która wygląda jak magiczny, biały pył.


***


Dawno nie dodawałam żadnego rozdziału, więc postanowiłam to zrobić teraz, tym bardziej, że zbliżają się święta i nie będę miała zbyt wiele czas una blogowanie. Szczerze mówiąc już nie mogę się doczekać tych kilku dni wolnych od szkoły. Jak na razie to chyba najtrudniejszy rok w moim życiu i mam nadzieję, że zdołam choć trochę odpocząć od nauki. I kto wie, może nawet uda mi się napisać coś sensownego, bo od momentu ukończenia "Buntu" moja wena gdzieś się zgubiła...
W każdym razie chciałam Wam wszystkim życzyć spokojnych, radosnych świąt i chociaż chwili odpoczynku od wszystkich szkolnych problemów. Postaram się być na bieżąco z rozdziałami na Waszych blogach, ale nie jestem pewna, czy mi się to uda.
A co do tego rozdziału... No cóż, jak widać Daray ma dziwny wpływ na Miriam. Czy dobry, to jeszcze się okaże. Na razie wojna między nimi trwa i to się szybko nie zmieni.


12 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze świetny :) Czekam na kolejny i zapraszam do siebie :) http://w-kazdym-z-nas-walcza-dwa-wilki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że dopiero teraz. Tak niecierpliwie czekałam na kolejny rozdział "Buntu", a gdy się pojawił - nie miałam czasu go przeczytać. Cóż za ironia losu...

    Wpływ Daray'a na Miriam jest rzeczywiście niezwykły. Zastanawia mnie, co tak naprawdę tkwi w tym chłopaku... W jaki sposób udało mu się zwrócić na siebie uwagę tak wielu osób? Musi mieć w sobie "to coś", co przyciąga wszystkich wokół...

    Najbardziej jednak zastanawia mnie, w jaki sposób udaje mu się wywoływać takie reakcje u Miriam. Brytyjczyk wniknął do jej duszy i umysłu. Momentami miałam wrażenie, że czyta jej w myślach, że rozumie każdy jej gest. Udało mu się przedostać przez mur, który dziewczyna wokół siebie zbudowała. Mam wrażenie, że ani przez moment nie dał się oszukać. Mimo genialnej i bardzo przekonującej gry aktorskiej dziewczyny, dobrze wiedział, co tak naprawdę czuje bohaterka.
    Uparty, pewny siebie, z lekka arogancki - ehhh, jak ja takich lubię ;)

    Wydaje mi się, że Miriam nie darzy go sympatią, ponieważ tylko on nie podporządkowuje się jej pozycji w społeczeństwie. Buntuje się przeciwko jej władzy. Nie respektuje tego, że to ona jest w tym środowisku popularna i to do jej zachowań wszyscy powinni się dostosować. I właśnie tym buntem wywołuje u niej rozbicie, frustrację. W końcu tylko on potrafi wprawić taką dziewczynę w zakłopotanie!

    Jeśli chodzi o sprzeczkę z matką - masz absolutną rację! Zawsze przegranym jest ten, kto daje się ponieść emocjom, a przecież krzyk jest jedną z najpopularniejszych form ekspresji uczuć. Wygrywa ten, kto potrafi schować emocje, ukryć się za maską pozornej obojętności i lekceważenia. Bo tak naprawdę ignorancja i opanowanie są o niebo trudniejsze od emocjonalnego, aczkolwiek efektownego popisu.

    Lubię sceny, w których Miriam zamyka się w swoim własnym, kuchennym świecie. Tylko tutaj jest szczęśliwa, tylko tutaj jest naprawdę sobą! I oby jak najczęściej!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Daray fascynuje mnie coraz bardziej i jestem niemal w stu procentach przekonana, że gdyby ktoś taki pojawił się w mojej szkole, to wzbudziłby taką samą sensację. Jeśli zaś chodzi o Miriam, to jest zdecydowanie moją ulubioną postacią wykreowaną przez Ciebie. Jest niezwykła, bo łączy w sobie cechy dwóch skrajnych osobowości, co prawda tylko jedna jest prawdziwa, a druga ją kryje, ale to już inna sprawa. Można by pomyśleć, że Miriam świetnie sobie radzi w każdej sytuacji i potrafi wyjść z jakiejkolwiek opresji obronną ręką, a jednak Daray sprawia, że dziewczyna traci swoją pewność siebie, co zapewne dostrzegają również inni. Lubię czytać ich potyczki słowne, są naprawdę ciekawe :) Oczywiście Miriam, żeby jakoś załagodzić sytuację i poprawić własny komfort, postanowiła po raz kolejny naruszyć zasady ustanowione przez matkę, wracając późno w nocy. W sumie współczuję jej rodzicielce, nie jest łatwo wychowywać zbuntowaną nastolatkę. Ale wydaje mi się, że Miriam wkrótce się zmieni... Może Daray jej w tym pomoże.
    Rozdział bardzo ciekawy, już oczekuję na następny. Wesołych świąt! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No i trafiła kosa na kamień. Walka równym z równym będzie intrygująca. Już się nie mogę doczekać ;3
    " Brytyjczyku" - jakie to słodkie zdrobnienie :3
    Szczerze mówiąc, też chcę mieć takiego Dareya w szkole. Oj tak, fajnie by było ;3
    Fabuła sama w sobie jest intrygująca. Zbuntowana dziewczyna i jej przystojny pogromca. Unikalna historia - coś co lubię ;3
    Czekam na kolejny rozdział - mam nadzieję, że będzie już niedługo ;)

    Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku !

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafiłam tu już jakiś czas temu w bliżej nieokreślony sposób, gdy pojawiła się chyba pierwsza notka i od tej pory wciąż zbierałam się i zbierałam, aż wreszcie udało się nadrobić resztę i napisać komentarz.
    Miriam jest w pewnym sensie zagubiona i za wszelką cenę stara się to ukryć za maską obojętności oraz ciągłej złości. Dopiero postać Daray'a (btw bardzo intrygujące imię, które szybko zapada w pamięć) albo może konkretniej każde jej pojawienie się na horyzoncie, w mniejszym lub większym stopniu wydobywa z niej prawdziwe przemyślenia i emocje, które do tej pory szczelnie zamykała wewnątrz siebie. Wszystko to sprawia, że te ich spotkania są takie emocjonujące i właściwie muszę przyznać, że czytając każdy wpis oczekuje właśnie na ten moment ich konfrontacji. Lubię, gdy Miriam jest taka roztargniona i zbita z tropu, bo wtedy pokazuje się z odrobinę innej strony, która budzi we mnie bardzo pozytywne odczucia. I dlatego mam nadzieję, że będzie wpadać na D. bardzo często xD
    Co do Daray'a to jest to jedna z tych męskich postaci, do których można tylko wzdychać i żałować, że są fikcyjnymi osobami. Mogę tylko dołączyć do jego fanklubu, który podejrzewam, że ma już sporo członkiń xD
    Szkoda też, że Miriam traktuje w taki sposób swoją mamę. Fakt, może i ona nie jest idealnym rodzicem, ale jej też na pewno musi być niezwykle ciężko. Ale nic, niech mamusia nie traci nadziei, bo może wkrótce M. odrobinę się uspokoi :)
    Tak w ogóle to teraz maltretuje guzik replay słuchając na yt Paddy and the Rats. Dzięki za podrzucenie fajnego zespołu :D Zawsze bardzo lubiłam taką muzykę, ale już dawno nie natrafiłam na jakiś dobry zespół właśnie z tego nurtu.
    Nic, pozostaje mi życzyć Wesołych Świąt i dużo weny, tak by nie musieć czekać długo i niecierpliwie na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta jej irytacja zmieni się w końcu w zakochanie, ja to wiem.
    Genialny rozdział. Czekam na następne *.*
    Zapraszam do mnie http://the-worst-nightmare-is-a-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam tu przez Twój komentarz i szczerze nie żałuję. Wprost zachwycił mnie pomysł jakim ukazałaś bunt w prologu. Spodobało mi się także to, że zwracałaś się w nim wprost do czytelnika. U mnie wywołało to reflekcje i głębsze zastanowienie się nad tym drogowskazem i drogami.
    Podoba mi się także główna bohaterka i jej zacięty charakterek. Nie jest to rozlazła, zapłakana i użalająca się nad sobą dziewczyna, jakich po prostu nienawidzę, a twarda i... buntownicza, stawiająca na swoim. Podoba mi się jej postawa. W pewnym stopniu utożsamiam się z nią. Zdecydowanie genialnie wykreowana postać.
    Twoja postać wywołuje u mnie wiele sprzecznych emocji, co jest dosyć ciekawe. Poza tym intrygują mnie te trudne kontakty między matką i córką. Coś musiało się wydarzyć w przeszłości, co wpłynęło tak i nie inaczej na ich stosunki. Widać Miriam uwielbia swojego ojca, co często się zdarza, kiedy z jednym z rodziców dziecko się nie dogaduje.
    Podoba mi się załamanie stereotypów o kujonach. Daray jest ciekawy i z pewnością nieźle namiesza Miriam w głowie. Z tego musi wyniknąć jakaś wielka mieszanka wybuchowa. Daray wydaje się nieźle bawić tym działaniem na nerwy Miriam. Poza tym jest w nim coś ciekawego. Może się mylę, ale mam wrażenie, że jego postać owiana jest jakąś ciekawą tajemnicą. Jeśli takowa istnieje, to z chęcią ją poznam. ;3
    Poza tym, kto się czubi, ten się lubi :> Mam wielką nadzieję, na jakieś głębsze sensacje w ich kontaktach ;3
    *Tak późno tylko dlatego, że ciągają mnie z miejsca na miejsce :/*
    Pozdrawiam! WENY i częstszych rozdziałów, bo historia zdołała mnie wciągnąć
    ~ http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy zaczęłam czytać to opowiadanie, spodziewałam się luźnej historii o życiu lekko podchodzącej do życia dziewczyny. Główna bohaterka nadal mnie nieco irytuje swoim podejściem do świata, ale widzę w Darayu jakąś nadzieję na jej zmianę. Kiedy pojawił się wątek z korepetycjami, od razu przeczułam jakiegoś chłopaka na horyzoncie. Ale to dobrze, ja lubię motyw dziewczyna-chłopak. Zwłaszcza, kiedy ona jest z tych nieporządnych. Szybko przeszłaś do sedna. Myślałam, że właściwa akcja rozpocznie się dopiero w może trzecim rozdziale. Podziwiam matkę, że jeszcze nie oszalała. Choć moim zdaniem każdy już by to zrobił.
    Podoba mi się, że jest tutaj dużo opisów. Można dobrze wczuć się w emocje. Zawsze zwracałam na to dużą uwagę.

    Dziękuję za komentarz i obserwację. Oczywiście dodaję do linków. Zapowiada się ciekawie.

    PS Przepraszam, jeśli ten komentarz nie jest zbyt poprawny gramatycznie, językowo itp. Jest po północy, a ja nie czuję się najlepiej.

    Pozdrawiam! (Sinusoida-Emocji)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za miły komentarz u mnie na blogu. :) Aż mi się przyjemnie zrobiło i humor poprawił, bo ostatnio coś z nim kiepsko. :) Przeczytałam Twoje opowiadanie i jestem nim zachwycona. Wciągające. Poza tym główna bohaterka... Mimo tego jak się zachowuje, trudno jej nie lubić. Ma coś w sobie. Zastanawiam się tylko, po co jej ten bunt. Żeby należeć do grona popularnych? Żeby dokuczyć matce? No... ale za co? Co rodzicielka jej takiego zrobiła? Skoro jej nie kocha, to czemu nie oddała córki ojcu? Może chodzi o alimenty czy coś. Jej, ale gdyby nie kochała córki, to nie troszczyłaby się o jej wykształcenie. Sama już nie wiem... A ten bunt, to taka maska. Prawdziwa Miram jest inna, prawdziwa Miram jest wtedy, gdy gotuje. Mam nadzieję, że kiedyś się opamięta. Daray, muah, uwielbiam go. Kolejna postać, która coś w sobie ma. Nic dziwnego, skoro wszyscy tak do niego lgną, a sama Miriam nie jest w stanie do końca przejąć przewagi. No to niezły korepetytor jej się trafił. Aż dziwne, że nie próbuje go uwieść. Właśnie, ciekawe, czy coś ich połączy. Liczę, że tak. :) Nie no, ale chciałabym mieć takiego korepetytora i na pewno nie uciekłabym mu wtedy, tylko grzecznie poszłabym z nim do domku, by się pouczyć, haha. :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak to możliwe, że jednocześnie rozumiem niechęć Miriam w stosunku do Daray'a i uwielbiam go? To przecież nienormalne. W każdym razie coś jest w tym chłopaku. Przez niego nasza główna bohaterka zaczyna się dziwnie zachowywać... i okazała swoją słabość. Nie umiała się opanować, co wydało mi się naprawdę dziwne, zważywszy na to, jaka jest jej postać - zawsze daje sobie radę i nie przejmuje się sytuacjami związanymi z jej matką, a Brytyjczyk, którego zna kilka dni powoduje, że daje się wyprowadzić z równowagi bez problemu.

    Matki Miriam nie lubię, ale może jest to kwestia tego, że uważam, że wszystko ma swoje przyczyny. Zresztą - sama pisałaś, że jej córka ma powody, dla których tak bardzo buntuje się wobec matki. Coś złego musiało się stać i coś złego wciąż się dzieje, skoro Miriam aż tak nienawidzi swojej rodzicielki.

    Ważne jest to, że dziewczyna umie odreagować, okazując swoje prawdziwe uczucia, choćby i gotując. Zawsze w opowiadaniach cieszą mnie takie wesołe fragmenty, które dają szczęście bohaterom - szczególnie tym nieszczęśliwym. A takim, moim zdaniem, jest Miriam...

    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział, życzę Ci także weny! xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Przedstawiłaś czasy takiego gimnazjum i robienia wszystkiego a pokaz. Nawet bunt Miriam jest sztuczny, bo prawdziwa buntowniczka nie robiłaby tego po to, by być popularną, a już z pewnością nie odnosiłaby się z tym na zasadzie "palę, bo jestem taką OLBRZYMIĄ buntowniczką". Dlatego choć jako postać ją lubię, to w tym swoim buncie wydaje mi się nie być zbuntowana, a zwyczajnie żałosna.
    Jeśli ona uważa, że krzyk to słabość, to znaczy, że jeszcze nikt silny ją nie zjebał. Ja, choć w sumie wiem, że nie powinnam, to często krzyczę będąc opanowaną, po prostu doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym do moich dzieci mówiła tylko spokojnie, to by 50% tego czego od nich oczekuję nie słyszeli. Sama uważam, że czymś innym jest wydarcie się bo zostało się sprowokowanym, bo straciło się cierpliwość, a co innego jest głośniej i cierpliwie powiedzieć "masz zrobić to, to i to i koniec dyskusji".
    Wkurza mnie też, że Miriam wylicza matkę z pieniędzy jakie ta wydaje, jakby te pieniądze Miriam się należały. Z tego co wiem, to dziewczyna nie pracuje, a więc też nie zarabia, a więc gówno ją to powinno obchodzić na co jej matka traci zarobione przez siebie pieniądze, zwłaszcza, że dziewczyna głodna, brudna, nieoprana nie chodzi i w dodatku na papieroski i alkohol ją stać.

    OdpowiedzUsuń
  12. To, że Miriam prowadzi z matką jakąś dziwną grę w "kto pierwszy krzyknie" wcale mnie nie dziwi, bo jej poziom i ogólny styl bycia jest na poziomie kilkunastolatki (bliżej do 12 niż 18), natomiast nie rozumiem dlaczego kobieta się na to godzi, by takie potyczki z córką rozgrywać. Czy nie prościej i lepiej byłoby podejść dać z liścia i odesłać do pokoju? Bicie dzieci to coś czego nie powinno się pochwalać, ale Miriam jest prawie dorosła, więc... gdyby do mnie tak odnosiła się jakakolwiek dorosła osoba, to ja bym sobie nie pozwolił na takie zachowanie z jej strony. Nie dałbym sobie wejść na głowę. Nie wiem jak reagują inni rodzice, może są matki co płaczą potem po kątach, ale jednak zachowanie Miriam wymagałoby od jej rodzicielki jakiejkolwiek reakcji skoro taki stan rzeczy kobiecie nie pasuje, a wyraźnie widać, że jej nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń