Budzę się z okropnym bólem karku.
Jestem przykryta jakimś kocem i przez chwilę zastanawiam się, co robiłam
poprzedniego wieczoru. Usiłuję przypomnieć sobie, na jaką imprezę poszłam i ile
wypiłam. Czuję, jakby głowa zaraz miała mi pęknąć, więc prawdopodobnie dałam
się ponieść wirowi szaleństwa i nie miałam żadnych zahamowani przed opróżnianiem
kolejnych kubeczków z alkoholem. Rozważam, czy otworzyć oczy, czy może udawać,
że nadal śpię, żeby przypadkiem nikt nie zmusił mnie do sprzątania po imprezie
lub nie kazał wynosić się z domu przed powrotem rodziców.
Ku mojemu zdziwieniu znajduję się
we własnym pokoju. No tak, przecież większość imprez odbywa się właśnie u mnie.
Nie tylko wtedy, gdy matki nie ma, ale nawet, gdy jest w domu. Moja rodzicielka
wiele razy próbowała powstrzymać rozbawione towarzystwo przed spędzeniem
szalonego wieczoru w tym miejscu. Co jednak mogła zrobić, gdy w progu stanęło
pięćdziesiąt osób i weszło bez pytania o pozwolenie? Ludzie boją się rodziców
swoich znajomych, ale nie mojej matki, gdy widzą, jaki mam do niej stosunek. To
ona zawsze się poddawała i opuszczała dom, a potem wracała nad ranem i zmuszała
mnie do sprzątania. A sprzątałam zawsze. Mimo mojego nieposłuszeństwa, pogardy,
jaką okazywałam matce, nigdy nie zostawiałam bałaganu po imprezie. Nie wiem
czemu, po prostu nie i koniec.
Dopiero po chwili uświadamiam
sobie, że na kimś leżę. Nie ma w tym nic dziwnego, bo często właśnie w ten
sposób kończą się imprezy. Siada się obok przypadkowej osoby i w końcu zasypia,
gdy zwycięża zmęczenie spowodowane piciem, krzykiem i chaotycznym tańcem. Mam
tylko nadzieję, że nie trafiłam na jakiegoś wyjątkowo odpychającego chłopaka
albo zaniedbaną dziewczynę, która niepostrzeżenie wślizgnęła się na imprezę.
Powoli unoszę powieki. Nikogo
więcej nie ma w pokoju, pewnie cała reszta znajduje się w salonie albo innych
pomieszczeniach. Nie jestem w stanie niczego sobie przypomnieć. Musiałam bardzo
dużo wypić, bo czuję, jakby ktoś wyczyścił mój umysł, wymazał cały poprzedni
wieczór.
Wtedy właśnie spoglądam na osobę
obok mnie. W tym samym momencie zdaję sobie sprawę, że ten ktoś mnie obejmuje i
że ja sama nie tylko opieram głowę na ramieniu ale się przytulam, trzymam rękę
opartą na jego torsie, bo niewątpliwie jest to on, chłopak. Czuję przyjemny
zapach jego koszulki i zastanawiam się, czemu nie śmierdzi alkoholem, potem i
dymem papierosowym. Wtedy spoglądam na twarz mojego towarzysza i w jednej
chwili znów wszystko pamiętam.
Wódka. Dwa papierosy. Środek nocy.
Bezsensowne rozmowy.
Zeszyt? Obliczenia? Trygonometria?
Daray…
Chłopak nie śpi, prawdopodobnie
obudził się dosłownie kilka sekund wcześniej, bo nadal rozgląda się
zdezorientowany. Kiedy w końcu kieruje swoje spojrzenie na rękę, którą mnie
obejmuje, na moją dłoń na jego torsie, a w końcu na moją twarz, uśmiecha się
szeroko.
– Dzień dobry, Miriam.
Nawet nie próbuję powstrzymać
kolejnych przekleństw. Jestem wściekła, zdezorientowana i na pewno nie tak
wyobrażałam sobie niedzielny poranek. Chłopak zaczyna się śmiać, gdy podrywam
się z łóżka i dalej klnąc, szukam czegoś do ubrania, bo nadal mam na sobie
jedynie koszulę nocną.
– Co ty tu robisz, do cholery? –
pytam, kiedy udaje mi się uspokoić choć na tyle, by uniknąć wypowiadania
kolejnych niecenzuralnych słów.
– To samo co ty. Prawdopodobnie po
prostu nam się przysnęło podczas korepetycji.
– Takie są efekty zmuszania mnie do
nauki w środku nocy! – podnoszę głos. Właściwie nie ma powodu do złości, w
końcu jedynie zasnęliśmy. Nie mogę jednak pogodzić się z myślą, że leżałam
wtulona w najbardziej irytującego człowieka na świecie.
– Wiesz, Miriam, to ty wybrałaś
godzinę na naukę. Ja czekałem w twoim pokoju już od południa – uśmiecha się
Daray. Najwyraźniej cała sytuacja bardzo go bawi.
– Masz rację. Ale mogłeś trzymać
ręce przy sobie, skoro już postanowiłeś zostać tu na noc – odpowiadam gniewnie.
– Oj nie przesadzaj, słońce. O ile
dobrze pamiętam, sama się do mnie przytulałaś…
Rzucam w Daraya poduszką, a on
łapie ją tuż przed swoją twarzą i zaczyna jeszcze bardziej się śmiać. No tak,
właściwie nie powinnam się dziwić, że jest w tak doskonałym humorze.
Najwyraźniej irytowanie mnie sprawia mu ogromną przyjemność.
I właśnie wtedy, kiedy już i tak
jestem zła i mam ochotę zamordować tego chłopaka, słyszę pukanie do drzwi i
głos matki.
– Miriam, czy ktoś jest u ciebie w
pokoju? Zdawało mi się, że słyszę męski głos…
Po raz kolejny klnę, tym razem
zdecydowanie ciszej, aby matka nie usłyszała. Daray nadal cicho się śmieje,
dlatego podchodzę i przyciskam dłoń do jego ust, aby się uciszył. Nigdy nie
udawałam grzecznej dziewczynki, właściwie przed matką grałam gorszą, niż w
rzeczywistości jestem. Powinno więc być mi całkowicie obojętne, czy kobieta
pomyśli, że spędziłam noc z jakimś chłopakiem. Właściwie mogłabym nawet z
wielką przyjemnością wykorzystać okazję, by jeszcze bardziej uprzykrzyć jej
życie. A jednak z jakiegoś powodu nie chcę, by moja rodzicielka dowiedziała
się, że Daray przebywa w pokoju, kiedy jestem ubrana jedynie w koszulę nocną.
Podrywam się gwałtownie i zmuszam
chłopaka do wejścia pod łóżko. To wszystko przypomina jeden z głupawych filmów
dla nastolatek, w którym główna bohaterka ukrywa swojego chłopaka przed
rodzicami. Mam świadomość, że w tym momencie zdecydowanie nie zachowuję jak się
jak ktoś, kto zaledwie za dwa miesiące ma skończyć osiemnaście lat. Zależy mi
tylko na tym, by matka nie zauważyła Daraya.
– Chyba oszalałaś – mruczy pod
nosem.
– Proszę, nikogo tu nie ma –
otwieram drzwi szeroko, żeby matka mogła zobaczyć pokój w całej jego
okazałości. – Chyba bardzo z tobą źle, skoro masz jakieś dziwne przesłyszenia –
kpiąco się uśmiecham.
– No tak, musiało mi się wydawać…
Kiedy wróciłaś do domu? Pewnie w środku nocy, jak zwykle, prawda? I
najwyraźniej masz potwornego kaca. Jesteś zaledwie siedemnastolatką, dziewczyno.
– Bywa. Jak się tyle imprezuje,
można się przyzwyczaić do ciągłego bólu głowy – wzruszam ramionami, kompletnie
ignorując ostatnie zdanie. Udaję, że mocno imprezowałam. Może naprawdę tak
wyglądam, przecież sama również pomyliłam kaca z bólem głowy spowodowanym
zwykłym niewyspaniem. – A teraz wyjdź. Idę się wykąpać i przebrać.
Zatrzaskuję matce drzwi przed nosem
i Daray wychodzi spod łóżka. Do jego ciemnej koszulki przykleiło się wiele
pyłków i kurzu z podłogi. Chłopak zaczyna wytrzepywać ubranie z wyrazem
niezadowolenia na twarzy. Przyglądam się mu obojętnie, kiedy mrucząc coś pod
nosem próbuje wyczyścić koszulkę.
– Czemu jesteś dla niej taka
niemiła? – pyta, wskazując głową na drzwi.
– Nie twój interes, Brytyjczyku. A
teraz wyjdź, póki matka jest w swojej sypialni.
– Spokojnie, nie denerwuj się tak –
mówi, widząc, jak bardzo zirytowało mnie jego pytanie. Oczywiście uwaga o tym,
że mam się uspokoić jeszcze bardziej wyprowadza mnie z równowagi. – To do
zobaczenia w poniedziałek.
– Tak, jasne – odpowiadam niezbyt
przekonująco. Nie zamierzam stawić się na kolejnych korepetycjach.
– Ej, Miriam, pamiętaj, że jestem
cierpliwy. To od ciebie zależy, czy w nocy będziesz spać czy się uczyć. Chyba
oboje wolimy, żeby te korepetycje odbywały się zaraz po szkole. Chociaż wiesz,
ja nie mam nic przeciwko spędzenia kolejnej nocy w twoim pokoju…
Znów rzucam w niego poduszką, ale
robię to zbyt późno i trafiam w drzwi, które chłopak zamyka za sobą. Słyszę
jeszcze jego cichy śmiech, kiedy schodzi po schodach i modlę się w duchu, żeby
matka niczego nie usłyszała. Spoglądam jeszcze na bruneta, kiedy zmierza przez
podjazd w stronę chodnika. Jakby czując na sobie mój wzrok, spogląda wprost w
okno, przez które patrzę i szczerzy do mnie zęby w uśmiechu. Pospiesznie
odwracam się plecami i wchodzę do łazienki. Czuję się poirytowana i zastanawia
mnie, czemu tak bardzo zależało mi, by matka o niczym się nie dowiedziała. Nie
potrafię jednak znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi.
Nikłe światło w pomieszczeniu
przyćmiewa szary dym, którego wciąż przybywa. Gdybym spróbowała wychwycić
wszystkie zapachy unoszące się w pokoju, poczułabym woń przypominającą
kadzidełka, przez którą przebija się nieznośny smród alkoholu.
Wszyscy siedzimy w kółku, jakby to
było jedynie zebranie kulturalnych ludzi, zwyczajne spotkanie, podczas którego
rozmawia się czy zajada pizzę. Wszystko psuje jednak widok butelek z piwem i
fajka wodna stojąca na środku pomieszczenia. Większość z obecnych w pokoju
zaciąga się mocno, by już po chwili wypuścić z ust szarawy dym. Inni, którym to
najwyraźniej nie wystarcza, trzymają w rękach lufki, które co jakiś czas
napełniają kolejną porcją marihuany. Ten zapach jest równie przyjemny, co woń
sziszy, ale kiedy ktoś wyciąga w moją stronę rękę z trawką, odmawiam, kręcąc
głową.
– Nie rozumiem. Czemu najbardziej
imprezowa dziewczyna nie chce z nami zajarać? – pyta jakaś rok młodsza
ciemnowłosa. Jest obecna na większości imprez i pewnie już wiele razy mi się
przedstawiała, ale jakoś nigdy nie zależało mi, aby zapamiętać jej imię.
Wzruszam ramionami. Nie mam ochoty
na przyjazne pogawędki. Irytuje mnie to, że ktoś młodszy jest obecny na
imprezie. Pewnie dziewczyna musiała się bardzo namęczyć, aby wkręcić się do
towarzystwa, aby wszyscy postrzegali ją jako równą sobie i aby stała się lubiana.
Zawsze drażniły mnie te wszystkie zdesperowane nastolatki, które wierzą, że
dzięki bywaniu na imprezach zaczną coś znaczyć.
– Miriam nie lubi trawki – wyjaśnia
dziewczynie Tyler, a ta spogląda na mnie ze zdziwieniem. Nie obchodzi mnie, co
pomyśli. Odpowiadam nieco gniewnym spojrzeniem i czekam, aż dziewczyna w końcu
odwróci wzrok.
Dostrzegam uznanie w jej oczach. Chciałaby być taka jak ja. Chciałaby być
szanowana, tajemnicza i w jakiś sposób także niebezpieczna. Chciałaby, aby
każdy w szkole podziwiał jej odwagę, by każdy wiedział, że nie boi się łamać
prawa. Brunetka nie ma jednak żadnych szans na zostanie moją przyjaciółką albo
chociaż dobrą koleżanką. Nie tylko dlatego, że jest młodsza, po prostu
desperatki nie pasują do mojego świata.
Przez chwilę przyglądam się Tylerowi w milczeniu. Otacza go kilka rok młodszych
dziewczyn. Uganiają się za nim, bo jest bardzo przystojny, popularny, miły, a
to, że ma więcej lat, sprawia, że wydaje się być jeszcze bardziej atrakcyjny. A
Tyler chyba po prostu lubi czuć się pożądany.
– Czemu jesteś taka zamyślona, Miriam? – pyta.
– Po prostu zastanawiałam się, czemu trzymasz się z tymi małolatami – wzruszam
ramionami. Dostrzegam urażone spojrzenia dziewczyn, które przysłuchują się tej
rozmowie, ale nic mnie to nie obchodzi. Nawet jeśli zabolały je te słowa,
szybko postarają się o nich zapomnieć, bo za bardzo mnie podziwiają, by długo
żywić urazę.
Tymczasem Tyler cicho się śmieje. Przywykł do mojej bezpośredniości i niezbyt
miłego zachowania. Zresztą chyba wcale mu to nie przeszkadza i nigdy nie
przeszkadzało. Często spotykamy się na imprezach i naprawdę dobrze się nam
rozmawia. Nie oznacza to oczywiście, że podobamy się sobie nawzajem. Tyler
nadal nie może zapomnieć o Cassie i nie zdoła tego przede mną ukryć, choćby
wciąż próbował. Ja tymczasem nie czuję do niego czegoś szczególnego, chociaż
Tylerowi niczego nie brakuje. Najwidoczniej to po prostu nie jest chłopak dla
mnie. A może po prostu to miłość nie jest dla mnie, bo nie sądzę, bym potrafiła
kogoś pokochać.
– Wiesz, one są całkiem w porządku – odpowiada po chwili.
– Skoro tak twierdzisz… – wzruszam ramionami i unoszę do ust butelkę z piwem.
Tym razem zdecydowałam się na smakowy alkohol, dlatego spożywanie go nawet
sprawia mi przyjemność. – Ja tam wolę rozmawiać z ludźmi w moim wieku.
– Ja też, szczególnie z tobą – szczerzy zęby w uśmiechu.
– Oj nie podlizuj się. Oboje doskonale wiemy, że ciekawiej rozmawia się z
dziewczynami, które jesteś w stanie poderwać.
– No tak, podrywanie jest ciekawe. Ale ma też pewną istotną wadę. Rozmawiam z
takimi dziewczynami najwyżej kilka tygodni, a jak już zerwiemy, nie potrafimy
zamienić nawet paru zdań, chyba że na jakiś mało istotny temat. A ciebie mogę
próbować podrywać, a i tak mi się to nie uda.
– Och, kocham cię, Tyler – śmieję
się i targam jego włosy.
Chłopak odpowiada mi jeszcze szerszym uśmiechem i zaczynamy się przepychać na
kanapie. W pewnym momencie spadam na podłogę i wyciągam rękę. Mocno łapię
sweter Tylera i przyciągam do siebie, aż w końcu brunet również znajduje się na
podłodze. Zaczyna udawać oburzonego, a ja w odpowiedzi jedynie śmieję się
jeszcze głośniej. Niektórzy obserwują nas dyskretnie, ale tak naprawdę nikogo
nie obchodzi, że właśnie w pomieszczeniu odbywają się prymitywne zapasy. Co
najwyżej ktoś czasem rzuci mi pogardliwe spojrzenie, bo dziewczyna tarzająca
się po podłodze najwidoczniej uchodzi za coś niedopuszczalnego. Za to Tyler już
dawno przyzwyczaił się do tych naszych przepychanek, tak samo jak ja. Nigdy nie
byłam delikatną dziewczynką, dlatego siłowanie się z chłopakami sprawia mi dużą
przyjemność.
Dopiero po dziesięciu minutach Tylerowi udaje się mnie pokonać. Nie jestem
zdziwiona, bo od początku nie miałam szans. Trudno mi równać się z chłopakiem,
poza tym gdyby Tyler ze mną przegrał, byłaby to dla niego ogromna
kompromitacja. Śmieję się głośno i zauważam, że kilka dziewczyn spogląda na
mnie ze złością. No tak, przecież boją się, że stanowię jakąkolwiek konkurencję,
że pozbawiam ich szansy na związek z tym chłopakiem. Jakby te kilka tygodni
było warte takich starań.
Nie zamierzam powtarzać komukolwiek, że wcale nie próbuję zabiegać o względy
Tylera. Wolę po prostu rozmawiać z nim na imprezach, powodować, że jego
niebieskie oczy się śmieją, mierzwić jego brązowe loki i siłować się na
podłodze. Najwyraźniej nikt nie jest jednak w stanie uwierzyć, że ktoś może nie
chcieć od Tylera więcej, bo zawsze czuję na sobie nienawistne spojrzenia. Ale
właściwie to żadna nowość. Ludzie nie lubię mnie nie tylko dlatego, że dobrze
dogaduję się z Tylerem, ale również ze względu na moją buntowniczą postawę i
popularność w szkole.
– Kolejne dziewczyny są o ciebie zazdrosne, Tyler – uśmiecham się lekko, gdy
chłopak uwalnia mnie z uścisku i pozwala podnieść się z podłogi.
Widzę, jak niebieskie oczy podążają za moim spojrzeniem, a chwilę później
dostrzegam lekki uśmieszek na twarzy chłopaka. Patrzę prosto w tęczówki
znajdujących się w pokoju dziewczyn, chyba rok młodszych, a potem ze złośliwym
uśmiechem zarzucam Tylerowi ręce na szyję i całuję go w usta. Ten krótki
pocałunek dla żadnego z nas nic nie znaczy, to po prostu wspólne dokuczanie
jakimś dziewczynom, które właśnie wyglądają, jakby chciały mnie posłać prosto
do piekła.
– Jesteś bardzo niedobra – słyszę słowa szeptane wprost do mojego ucha i
wybucham głośnym śmiechem, jakby Tyler właśnie powiedział coś zupełnie innego.
W spojrzeniu przyglądających się nam dziewczyn pojawia się kolejna dawka
nienawiści.
– Jak zawsze – odpowiadam i uśmiecham się lekko.
Szeroki uśmiech znika z mojej twarzy, ustępując miejsca charakterystycznemu dla
mnie uniesieniu kącika ust, gdy widzę, jak kilka dziewczyn podchodzi do nas.
Niektóre z pewnością mnie nienawidzą, inne pragną się podlizać, abym polubiła
je i zapraszała na swoje imprezy. Niedoczekanie.
– Hej, Miriam – uśmiecha się jedna z nich, a ja wpatruję się w nią z
niezmiennym wyrazem twarzy. – Co robicie?
Mam ochotę odpowiedzieć, że nic, co mogłoby dotyczyć irytującej blondynki, ale
zamiast tego jedynie wzruszam ramionami. W jednej chwili cały mój dobry humor
znika, ulatniając się wraz z ostatnim echem głośnego śmiechu. Tyler nie wygląda
na zdziwionego. Przyzwyczaił się do moich gwałtownych zmian nastroju i raczej
nie przeszkadza mu, że w jednej sekundzie potrafię przeobrazić się w kogoś
zupełnie innego.
– Obserwujemy, jak całkiem przyjemne chwile znikają – odpowiadam, patrząc
dziewczynie prosto w oczy, ale nie rozumie, co mam na myśli albo też nie chce
zrozumieć.
– Wiesz, przyjemne chwile można przywołać. Albo uczynić je jeszcze lepszymi.
Uśmiecha się, wyciągając w moją stronę skręta. Jej koleżanki nie odzywają się
ani słowem, jedynie stoją z boku i patrzą na mnie z zainteresowaniem. Są
jeszcze gorsze od pewnej siebie blondynki, bo desperacko pragną być popularne,
a nie potrafią się nawet odezwać, zbyt zawstydzone moim towarzystwem. Jedynie w
milczeniu wypalają trawkę, myśląc, że w ten sposób zaimponują Tylerowi. Jakby
nie wiedziały, że wystarczy po prostu być ładną i towarzyską, a już przykuwa
się jego uwagę.
Kręcę głową poirytowana. Przecież wszyscy doskonale widzieli, jak odmawiałam
marihuany na początku imprezy. Widzą, że nie zażywam jakichkolwiek narkotyków.
Każdy jest tego świadomy, bo nieraz słyszę dyskusje w szkole o tym, jak to
swoim zachowaniem przeczę buntowniczej postawie.
Dostrzegam kpinę w oczach dziewczyn, nawet tych, które nadal nie odezwały się
ani słowem. Jakby uważały się za lepsze ode mnie, chociaż są młodsze, jakby
doświadczyły w życiu o wiele więcej. Wydaje mi się, że myślą o mnie z litością,
zastanawiając się, kiedy zajmą moje miejsce w szkole, jako nowe zbuntowane
jednostki. No tak, przecież wcale nie tak bardzo zbuntowana Miriam Carver na
pewno usunie się w cień.
Bez słowa wyciągam rękę w stronę jednej z dziewczyn, wyrywam z jej ręki prawie
nienaruszonego skręta i mocno się zaciągam. Teraz jeszcze wyraźniej czuję
charakterystyczny zapach. Dziewczyny uśmiechają się zadowolone, jakbym właśnie
oficjalnie stała się ich najlepszą przyjaciółką albo jakby dostały zaproszenie
do grona moich najbliższych znajomych. Tyler natomiast spogląda na mnie ze
zdziwieniem. Sam nieraz popala trawkę, więc wcale nie potępia mojego
zachowania, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że nie zachowuję się naturalnie.
– Zamknij się – mówię, choć chłopak nie zdążył się odezwać ani słowem. – Po
prostu miałam dzisiaj ciężki dzień – dodaję i zaciągam się po raz kolejny.
– Wiem, wiem – odpowiada spokojnie.
Tyler nigdy mnie nie krytykuje, nigdy nie spogląda na mnie jak na kogoś, kogo
za wszelką cenę chciałby zniszczyć albo z kim koniecznie musi się zaprzyjaźnić.
Dla niego po prostu jestem i tylko to się liczy. Spędzamy przyjemnie czas,
czasem się śmiejemy i nie ma w tym żadnej większej logiki. Dlatego właśnie
imprezowanie z tym chłopakiem jest świetne. Mimo wszystko mam wyrzuty sumienia,
jeśli tak można nazwać niepokój, który zagościł w moim sercu. Nie podoba mi się
palenie trawki. Może i czuję się odprężona, ale nigdy nie wydawało mi się, żeby
zaciąganie się narkotycznym dymem, było czymś cudownym. W pewnym sensie
odczuwam wstręt do samej siebie, bo dałam się sprowokować i zrobiłam coś, czego
nie chciałam. I to tylko dlatego, że patrzył na mnie tłum młodszych dziewczyn.
Od razu przypomina mi się też nieprzyjemny poranek i przebudzenie przy Darayu.
– Tyler, miśku, idziemy się upić? – pytam, ciągnąc chłopaka za rękę.
– Jak zawsze – odpowiada z szerokim uśmiechem.
Ruszamy w stronę stolika, na którym ktoś postawił butelki wódki. Zaczynam
mieszać ją z sokiem, aby nie czuć nieprzyjemnego smaku. Jeśli mam się upijać,
to na pewno nie piwem. Musiałabym wtedy opróżnić kilka butelek, czuć, jak
bąbelki rozsadzają mój żołądek i jak robi mi się niedobrze od takiej ilości
płynów. Wódka wymieszana z sokiem staje się niemal niewyczuwalna i szybko mąci
w głowie.
Gdy tak stoimy przy stoliku, opróżniając kolejne szklanki, podchodzą do nas
Susan, Mary i Amy. Przedtem jakoś niezbyt zwracałam uwagę na dziewczyny, ale
teraz, kiedy przyszły się wreszcie przywitać, uśmiecham się do nich szeroko.
Normalnie nie zrobiłabym tego, ale nieco szumi mi już w głowie, dlatego
zapominam, że powinnam jedynie unieść kącik ust.
– Jak się bawisz, Miriam?
– Lepiej już się nie da! – wykrzykuję, wznosząc ręce do sufitu i śmiejąc się
głośno. – Upijmy się!
– Już jesteś pijana – unosi brwi Susan.
– To upijmy się bardziej! – nadal krzyczę i opróżniam kolejną szklankę zaledwie
kilkoma łykami.
W głowie już bardzo mi szumi, świat wydaje się kolorowy i cudowny, choć
jednocześnie niebezpiecznie faluje. Mam problem z utrzymaniem równowagi i
stawianiem kroków, tak samo jak dziewczyny i Tyler. Nikomu to jednak nie
przeszkadza, po prostu podtrzymujemy się nawzajem i zataczamy, a nasz głośny
śmiech rozchodzi się po całym pokoju. Już nie myślę o Darayu, chociaż mgliste
wspomnienie poranka i towarzyszącej mi przy przebudzeniu irytacji nadal
pozostaje w mojej głowie. Czuję się świetnie, chociaż wiem, że następnego dnia
wszystko będzie zbyt głośne i zbyt realne, że będę czuła się jak wycieraczka
pod czyimiś nogami. Teraz nie ma to jednak żadnego znaczenia.
Wykrzykujemy coś głośno, wirujemy po całym pokoju. Potem przenosimy się do
kuchni, gdzie Tyler chwieje się i popycha mnie na blat. Opieram się o półki i
przypadkowo strącam ręką szklankę. Spada na podłogę i rozbija się na maleńkie
okruszki, a my, zamiast uważać na szkło, czy choćby się przejąć, wybuchamy
głośnym śmiechem.
– Nabrudziłeś, Tyler. Jak mogłeś? – pytam, choć zdaję sobie sprawę, że bełkoczę
i ciężko mnie zrozumieć.
– To nie ja. Mary mnie popchnęła – tłumaczy chłopak z szerokim uśmiechem i
unosi ręce w obronnym geście. W tym momencie traci równowagę i upada na podłogę.
– No pięknie, jesteś całkowicie pijany – śmieję się, a potem spoglądam na Mary
i staram się wyglądać poważnie. – Jak mogłaś tak naśmiecić? Nie wolno
bałaganić w cudzym mieszkaniu…
Ciągnę dziewczynę za bluzkę i przewracamy się na podłogę, prosto na Tylera. Amy
i Susan, które są zdane już tylko na siebie i mogą jedynie opierać się o
ściany, czy samodzielnie próbować ustać na nogach, również tracą równowagę.
Leżymy na podłodze, głośno się śmiejąc. Wokół nas pełno jest odłamków szkła,
ale nikogo to nie obchodzi. Na trzeźwo pewnie przejęlibyśmy się możliwością skaleczenia,
ale teraz jedynie patrzymy na przeźroczyste drobinki powczepiane w nasze włosy.
– Kocham was wszystkich! – krzyczę i znów zaczynam się śmiać, a potem przytulam
znajdujące się pode mną ciała. Nie mam pojęcia, do kogo należy dana ręka czy
noga, ale w tym momencie mam ochotę zademonstrować wielką miłość każdemu,
dlatego kompletnie mnie to nie obchodzi.
– Wariatka – śmieje się Amy i czuję, jak jej ciało dygocze w rytm śmiechu.
– Jezu, zgniatasz mi kark – dodaje Susan tym swoim wiecznie pełnym pretensji
tonem. Nie przeszkadza mi to jednak, zdążyłam się przyzwyczaić na trzeźwo, a
kiedy jestem pijana, głos dziewczyny wydaje się być cudowny.
– Dobra, wstajemy – oznajmia Tyler. – Powinienem się wami zajmować i pilnować,
żebyście nie zrobiły niczego głupiego.
Uśmiecham się szeroko do chłopaka i po raz kolejny mierzwię jego włosy.
Twierdzi, że ponosi za nas odpowiedzialność, a tak naprawdę nie jest w stanie
żadnej z nas upilnować. Tyler również odpowiada mi uśmiechem i przepycha nas na
bok, a potem wygrzebuje się spod naszych ciał i powoli wstaje. Po chwili
wyciąga dłoń w moją stronę, pomagając mi wstać. Ciągnę jego rękę zbyt mocno i
chłopak znów upada na podłogę. Szybko się jednak podnosi i ponawia próbę
postawienia mnie na nogi. Śmieję się w sposób, który nawet mnie samą irytuje.
Łapię mocno dłoń Tylera, ale nie jestem w stanie się podnieść, więc chłopak
przeciąga mnie po podłodze aż do salonu. Wydaje mi się to niezwykle zabawne,
pomimo tego, że po drodze do mojego ubrania przyczepia się wiele szklanych
okruchów.
Po chwili dołączają do nas dziewczyny. Nie mam pojęcia, w jaki sposób udało im
się dotrzeć do salonu, bo nie wierzę, że wszystkie zdołały podnieść się z
podłogi. Nie obchodzi mnie to jednak, bo zajęta jestem wpatrywaniem się w sufit
i szczerzeniem zębów, jakbym widziała tam coś niezwykle zabawnego. Pozostała
czwórka układa się tuż obok mnie. Dziewczyny mamroczą coś pod nosem, Tyler bawi
się moimi włosami i zaczyna opowiadać o Cassie. Wiem, że będzie tego żałował
następnego dnia. Nienawidzi przyznawać, że coś obchodzi go aż w takim stopniu,
że jakaś dziewczyna naprawdę sprawiła, że nie potrafi przestać o niej myśleć.
Przez chwilę mam ochotę uciszyć chłopaka, zakryć jego usta dłonią, ale ręka za
bardzo mi ciąży, bym była ją w stanie podnieść.
Wiem, że wiele osób na mnie spogląda. Wszyscy przyzwyczaili się do mojego
pijackiego zachowania. Zresztą większość obecnych wcale nie jest lepsza.
Niektórzy przyglądają mi się tak pijani, że na pewno nie będą tego pamiętać,
inni, zupełnie trzeźwi, nie próbują kryć pogardy. To jednak zupełnie bez
znaczenia, bo ci, którzy nie tknęli choćby piwa, to osoby, które desperacko
chciały się dostać na imprezę. Nikt ich tu nie zapraszał, nikt nawet nie zna
ich imion. Czemu miałabym się przejmować społecznymi wyrzutkami, bezimiennym tłumem?
Słyszę odgłos wymiotów dobiegający z łazienki. Zresztą nie tylko stamtąd.
Rozpoczyna się ta przykra część imprezy, kiedy wszystkim zależy na tym, by
opróżnić żołądek, pozbyć się mdłości i wreszcie iść spać. Nieważne, czy
wszystko wyląduje w toalecie czy na podłodze.
Mam szczęście, że należę do osób, które nawet jeśli piją dużo, rzadko nie
biegają do łazienki. Dzięki temu mogę spokojnie leżeć na dywanie i niczym się
nie przejmować, chociaż nieco mnie mdli. Zamykam oczy, czekając aż wirowanie w
głowie ustanie. Dzięki upojeniu alkoholowemu udało mi się zapomnieć o Darayu, o
paleniu trawki i o wszystkich przykrych sprawach. Teraz liczy się tylko zabawa,
martwić będę się jutro.
Czuję wibrowanie komórki. Nieporadnie wygrzebuję telefon i spoglądam na
wyświetlacz. Litery rozmazują mi się przed oczami, tańczą na ekranie i dopiero
po dłuższej chwili udaje mi się je ułożyć w logiczne słowo „matka”. Parskam
śmiechem, zastanawiając się, czego ta kobieta mogłaby ode mnie chcieć. Chyba
powinna się już nauczyć, że jeśli długo nie wracam do domu, to prawdopodobnie
jestem na imprezie i pojawię się dopiero nad ranem. Ewentualnie po południu.
Skąd ta nagła troska? Czyżby ktoś próbował udawać kochającą mamusię?
Mruczę pod nosem kilka niecenzuralnych słów o tym, co moja matka może ze sobą
zrobić w tej chwili. Nikt mnie nie słucha. Mary i Amy pobiegły do łazienki,
tylko Susan i Tyler zostali obok. Dziewczyna już powoli zasypia, a moje powieki
również zaczynają się robić coraz cięższe. Zaśnięcie utrudniają mi jedynie
mdłości i ciągłe mamrotanie Tylera o jego nieszczęśliwej miłości.
– Cicho – mruczę z niecierpliwością i po długiej chwili udaje mi się podnieść
rękę i zatkać chłopakowi usta. – Śpimy. Już śpimy – zarządzam i po chwili
czuję, jakbym zaczęła opuszczać własne ciało. Powoli ogarnia mnie spokój, choć
nadal jest mi trochę niedobrze.
Odpływam. Dryfuję ku krainie sennych marzeń. Przed oczami już zaczynają
pojawiać się nieprawdziwe obrazy, zapowiedzi nocnych wyobrażeń. Uśmiecham się
lekko sama do siebie i czekam, aż sen ostatecznie nadejdzie, sprawi, że salon
zniknie, a ja znajdę się w zupełnie innym świecie.
***
Daray pojawił się w tym rozdziale tylko na chwilę, ale mimo
wszystko bardzo lubię ten moment. Biedna Miriam zdecydowanie nie spodziewała
się takiego poranka.
Możecie trochę lepiej poznać główną bohaterkę. Jak widać
mimo wszystko ma ona swoje zasady, których się trzyma (no prawie zawsze).
Pojawiło się mała nawiązanie do KNJ, tz. wzmianka o Cassie. A jeśli chodzi o
samego Tylera, to będzie pojawiał się jeszcze w wielu rozdziałach. W poprzednim
opowiadaniu nie został przedstawiony bezpośrednio, można go było poznać jedynie
z opowiadań Cassie, ale w Buncie odgrywa dosyć istotną rolę. A poza tym lubię
tego chłopaka, chociaż moje serce oczywiście należy do Daray'a. A co Wy
myślicie o Tylerze?
Uuuuu !!!! Jest moc i jest impreza. Super rozdział tak jak zawsze :) Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńRozdział pochłonęłam w chwilę! Świetna robota jak zawsze :3
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta akcja z Darayem na początku >:D hmm ona się wtulała? A wiedziała wtedy że to Daray? Pijani ludzie są szczerzy więc może ona coś do niego ma... :3
Bardzo lubię Tylora. Są takimi fajnymi przyjaciółmi. Mam nadzieję, że mu się poszczęści z tą Cassie. *nie wiem tylko o czym mowa z tym KNJ, mogłabyś mnie oświecić? C:*
Hmm buntownicza taka a matce pokazać Daraya nie chciała... ciekawe czemu tak właśnie podpowiedział jej ten "wewnętrzny głos" xD
Super rozdział no! Uśmiałam się czytając o pijanych przyjaciołach :D tylko te małolaty mnie wkurzyły. Nienawidzę takich prowokacji, a ta najwyraźniej była bardzo silna, że aż zdecydowała się na jointa :-: też nienawidzę takich desperatek.
Utarła nosa laską zauroczonych Taylorem tym pocałunkiem! :D
Strasznie chaotyczny komentarz, mam nadzieję że się połapiesz, bo pisałam to co akurat myślę ;D
Czekam na więcej bo koszmarnie wciągająca historię kreujesz :3
Pozdrawiam
~ no-rules-in-my-world.blogspot.com
Pobudka w ramionach przystojnego Brytyjczyka? Cudowny poranek, tylko pozazdrościć :D A tak naprawdę - nic dziwnego, że dziewczyna była skonfundowana. Czuła się jak po całonocnej imprezie, a pierwszą osobą jaką zobaczyła po przebudzeniu był znienawidzony korepetytor. Kocham Daray'a za ten jego nonszalancki styl bycia! Miriam się denerwuje, klnie, a on - siła spokoju. I jeszcze to przejęcie poduszki :) Brytyjczyk musi ją okrutnie frustrować! Nie dość, że jest jedyną osobą, która jej się przeciwstawia, to jeszcze z każdego ich pseudo pojedynku wychodzi zwycięsko! Pozornie jej zachowanie podczas wizyty matki mogło zdawać się dziwne. Wiemy jednak, że tak naprawdę - w głębi duszy - jest dobrą dziewczyną i chyba po części było jej wstyd za zaistniałą sytuację. Ponadto - gdyby był to ktoś inny - być może wykorzystałaby zbieg okoliczności, by znów dopiec matce. Ale podświadomie chyba zależy jej na Daray'u... Powtórzę się, ale po prostu go kocham! Za to, w jaki sposób z nią rozmawia, jak ignorancko się uśmiecha i jak bezczelnie spogląda w jej okno.
OdpowiedzUsuńCo do imprezy - uśmiałam się jak głupia!
To, w jaki sposób przedstawiłaś pijaną Miriam, Tylera i ich znajome, było przecudne! Ich zachowanie było tak irracjonalne, że aż przerażająco zabawne. Uwielbiam pijanych ludzi! Aczkolwiek takich, którzy mają szkło we włosach, jeszcze nie spotkałam ;)
Takie dziewczyny jak te na imprezie są bardzo denerwujące. Nie cierpię ludzi, którzy za wszelką cenę chcą się komuś przypodobać. Gdzie się podziała oryginalność? Miriam zdobyła popularność, ponieważ jest inna i - mimo pozornego buntu - ma swoje zasady. Szkoda, że dała się sprowokować tej blondynce. Najpiękniejsze bowiem w głównej bohaterce jest to, że zawsze stawia na swoim. A ta prowokacja po prostu budzi we mnie jakiś niesmak. Żałuję, że dała się podpuścić jakiejś smarkuli... Dziewczyna czuje się źle, ponieważ zdradziła samą siebie. Ale cóż - mam nadzieję, że wszyscy szybko o tym zapomną. Włącznie z Miriam.
Co do Tylera - uwielbiam go! Nie tak jak Brytyjczyka, ale jednak. Miriam nie powinna dziwić się temu, że chłopakowi nie przeszkadzają otaczające go małolaty. W końcu faceci rozwijają się wolniej, a ich przerośnięte ego potrzebuje adoracji ;) Podobają mi się jego relacje z główną bohaterką. Podobnie jak ona, wcale nie jest złym człowiekiem. Pozerancko podrywa dziewczyny młodsze od siebie, choć w głębi serca kocha Cassie. Ale powiedział szczerą prawdę - z nimi nie ma nawet o czym porozmawiać. Uwielbiam sposób, w jaki on i główna buntowniczka ucierają dziewczynkom nosa :D Ich wzajemne relacje są tak swobodne. Miło spędzają czas i to im wystarcza. I kto by pomyślał, że to dwie najpopularniejsze osoby w szkole? Potrafią się kumplować, a nie walczyć o popularność. Naprawdę go lubię. Nie krytykuje, nie wywyższa się, nie podlizuje... A stwierdzenie, że powinien się dziewczynami opiekować, kiedy był już kompletnie pijany, rozbawiło mnie do łez. Cieszę się, że nie będzie w "Buncie" jedynie postacią epizodyczną.
Pozdrawiam serdecznie :)
Taka pobudka nawet największego śpiocha specjalnie nie powinna boleć :D Nieomal ryczałam ze śmiechu, jak biedna Miriam latała wokoło z roztrzęsieniem zastanawiając się, co zrobić, by jej mama nie natknęła się na Daray'a. I w końcu ten pomysł z wepchnięciem go pod łóżko... Do tej pory uśmiecham się jak głupia, gdy sobie to przypomnę.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to podziwiam spokój i cierpliwość Brytyjczyka... Chciałabym choć w jednej dziesiątej pod tym względem go przypominać.
I choć on pojawił się tutaj tylko na samym początku, to ja cały czas, czytając dalej, miałam tylko jego w głowie. Ale ja mam taką okropną słabość właśnie do takich pozornie nonszalanckich bohaterów, niczym się nie przejmujących i już chyba nie da się nic z tym zrobić... Więc pozostaje mi tylko pilnować się, by nie przesadzić z marudzeniem na jego temat xd
Impreza, choć bez Brytyjczyka, też mi się podobała. Zresztą w ogóle wstawieni ludzie zazwyczaj są naprawdę zabawni. Co do Tylera to jest na swój sposób uroczy. Oczywiście nie będę go porównywać do Brytyjczyka, bo to dwie zupełnie różne osoby, ale również bardzo go polubiłam. Nie wydaje się być ani za bardzo pewny siebie, ani specjalnie "napuszony". A to, że imponuje mu zainteresowanie płci przeciwnej i stara się je podtrzymać? Cóż, nie można go za to winić, w końcu to tylko facet :D Na swój sposób trochę przywodzi mi na myśl męską wersję Miriam, jedynie odrobinę mniej dumną i bardziej spokojną. I to, że tak naprawdę jest osoba, którą obdarza prawdziwym uczuciem, też dobrze o nim świadczy. Cieszę się, że będzie gościł tutaj częściej.
I zostały jeszcze te "małolaty". Sama nie wiem, czy mam ich żałować, czy się śmiać. Trochę szkoda, że Miriam dała się sprowokować, ale cóż, kiedy wszyscy cię tak otaczają, niełatwo jest się przeciwstawić (zwłaszcza jeśli masz ciężki dzień i mętlik w głowie).
Pozdrawiam!
Rzeczywiście mało było w tym rozdziale Daraya. Troszkę mnie to zasmuciło, bo bardzo chłopaka polubiłam^^ Cicho liczyłam, że może pojawi się niespodziewanie ma imprezie, ale zbyt mocno się przeliczyłam :D
OdpowiedzUsuńAle podobał mi się ten poranek z jego główną rolą. Miałam uśmiech od ucha do ucha^^
Po tej notce jakość zmalały moja sympatia do głównej bohaterki. Jakoś to jej myślenie o małolatach mnie zniechęciło, bowiem są, jak sama wspomniała, tylko o rok młodsze. Przecież rok temu też miała ten sam wiek? Miriam trochę napsociła na tej imprezie, zaszalała dziewczyna. Ja z pewnością nie doprowadziłabym siebie do takiego stanu. Wolę pić z umiarem, chcąc zachować trzeźwość umysłu. No i tak jak Miriam, nie lubię piwa (bo nie lubi, prawa? Tak wywnioskowałam z rozdziału, ale popraw mnie, jeśli piszę źle^^)
Co do Tylera. To bardzo sympatyczny chłopak, choć odrzuca mnie jego podejście do dziewczyn. Najchętniej przywaliłabym mu książką (lub innym ciężkim przedmiotem) prosto w głowę. Trochę przypomina z charakteru mojego Chrisa - podrywacz, ale rozmowa z jedną dziewczyną sprawia, że zaczyna o niej cały czas myśleć^^ Cieszę się, ze jego wątek w Buncie będzie rozszerzony, myślę, ze to ciekawa postać. Ale oczywiście Daraya ma być więcej^^ On jest numerem jeden ^^
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :)
Po przeczytaniu pierwszego akapitu zaczęłam się zastanawiać, kiedy do cholery Miriam zdążyła odrobić wszystkie zadania matematyczne, a potem znaleźć gdzieś trwającą imprezę i się na nią wbić. Zupełnie tak jak ona myślałam, że budzi się po kolejnej balandze z ogromnym kacem, a tu taka niespodzianka! Cóż, biorąc pod uwagę moje wyobrażenia dotyczące wyglądu Daraya (prawdę powiedziawszy na samą myśl o tym aż mi nogi miękną) to musiała być całkiem miła pobudka. Oczywiście pewnie taka była, do momentu, kiedy Miriam zdała sobie sprawę, jaką osobowość sobie wykreowała i że przecież porzuciła swoją maskę, więc musiała szybko ją z powrotem ubrać. W każdym razie Daray świetnie się z nią drażnił, uwielbiam go coraz bardziej :D Aż jestem ciekawa, co się będzie działo na ich następnych korepetycjach.
OdpowiedzUsuńSmuci mnie, że Miriam tak rozpaczliwie szuka zapomnienia w alkoholu, sięgnęła nawet po marihuanę; musiała się czuć naprawdę zdesperowana. W gruncie rzeczy cały opis imprezy nie odbiegał zbyt znacząco od tego, co zwykle dzieje się na takich wydarzeniach, mimo to cały czas było mi żal głównej bohaterki. Nie potrafiłam się uśmiechać, kiedy tańczyła, krzyczała do swoich przyjaciółek i wlewała w siebie kolejne litry alkoholu. Wszystko dlatego, że wiem, iż tak naprawdę taka nie jest, woli się jednak schować pod taką przykrywką, by nie zostać zranioną jeszcze bardziej niż dotychczas. Za Tylerem, szczerze mówiąc, nie przepadam. Z relacji Cassie w KNJ wynikało, że to świetny gość, tymczasem wydał mi się tutaj strasznie płytki i próżny. No cóż, może z biegiem czasu to się zmieni.
W każdym razie rozdział świetny i już jestem ciekawa, co będzie dalej :)
Takie poranki to ja rozumiem :D "Wszyscy siedzimy w kółku, jakby to było jedynie zebranie kulturalnych ludzi (...)" - ten fragment jakoś szczególnie mi się spodobał, choć sama nie do końca rozumiem, dlaczego.
OdpowiedzUsuńWiesz, co Ci powiem? Powiem Ci, że lubię Twój styl. Lubię formę, w jakiej piszesz. Jest bardzo wymowna, kiedyś też często lubiłam jej używać.
Pozdrawiam i zapraszam na rozdział piąty. (Sinusoida-Emocji)
Matko xD Miriam miała doprawdy piękny poranek ^^ Z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubię Daraya. Podoba mi się, jak traktuje główną bohaterkę. Nie pozwala sobą pomiatać, nie daje za wygraną, nawet gdy jest zmuszony odrabiać lekcje z dziewczyną do samej nocy. Hmm ciekawi mnie tylko, co ona takiego zrobiła, że obudziła się wtulona w chłopaka xD Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, ponieważ chciałabym, by w przyszłości zostali parą, jednak coś mi się wydaje,że będzie to bardzo odległa przyszłość.
OdpowiedzUsuńNajbardziej w całym rozdziale podobał mi się opis imprezy. Wyszedł Ci wręcz rewelacyjnie. Mimo że nie bywam na podobnych spotkaniach, wydaje mi się, że to wszystko właśnie tak wygląda. Ludzie, którzy za wszelką cenę próbują dopasować się do towarzystwa, niesamowicie zdesperowani, źli na cały świat. Ludzie, którzy pragną być dorosłymi, niewystarczająco dojrzali, by osiągnąć ten cel.
Jestem ciekawa, jak to wszystko się skończy, ponieważ coś mi się wydaje, że poranek po imprezie nie będzie należał do najprzyjemniejszych.
Hmm... z tego co pamiętam z KNJ, nie pałałam zbyt wielką sympatią do Taylora. Taki zwykły podrywacz... nie cierpię takich gości xD Relacja łącząca go z Miriam jest niewątpliwie ciekawa. Zastanawia mnie, jak to się dalej potoczy.
Cieszę się także, że dodałaś nowe piosenki do blogowej playlisty. Moją ulubioną z nich jest zdecydowanie "Clock Strikes Midnight" :)
Pozdrawiam!! I oczywiście życzę duużo weny :D
Jaka pobudka, no, no... Myślałam, że on sobie później pójdzie, a nie, że zaśnie obok niej. Jeszcze tak fajnie przytuleni. Nic dziwnego, że była zła, chociaż jakby nie było, to całkiem miła pobudka, hahaha. Ale teraz pewnie zgodzi się na naukę od razu po szkole, żeby uniknąć takich sytuacji. :) W sumie to cieszę się, że pomimo swojego haniebnego zachowania chociaż tej trawki nie pali, nie licząc tego jednego, mam nadzieję ostatniego, razu. Jejku, czemu ona jest taka niemiła dla tych młodszych dziewczyn? Przecież nic jej nie zrobiły. A może okazałyby się całkiem ciekawymi osobami? Chociaż jedna z nich... Hahaha, Miriam pewnie i tak ich nigdy do siebie nie dopuści. :) Podoba mi się jej relacja z Tylerem. Taka luźna i te wygłupy... hahah, fajnie mieć takiego kolegę, bez obaw, że uczucia wszystko zniszczą. :) Szkoda tylko, że on ma takie kłopoty z Cass. No, ale na pewno jej nie zdobędzie, podrywając inne dziewczyny. :D
OdpowiedzUsuńWitam ;)
OdpowiedzUsuńZacznę od drobnej uwagi: imię Daraya nie wymaga używania apostrofu, chociaż "y" jest samogłoską - w przypadkach, gdy wymawiane jest jako "j", apostrof przestaje być potrzebny.
Jeśli chodzi o wytknięcia, to tyle.
Teraz wyliczanka:
Uwielbiam Daraya; uwielbiam to, jak potrafi zamknąć Miriam usta, zbić ją z tropu. Jak sam nie daje się wytrącić z równowagi i de facto jest do niej niesamowicie podobny, z tą różnicą, że nie robi nic wbrew sobie tylko po to, by komukolwiek zaimponować lub zwyczajnie się dostosować - albo po prostu o tym nie wiemy, ale nie, raczej nie sądzę, by tak miało być. Uwielbiam jego oczy husky, chociaż nie jestem pewna, czy w ogóle jakikolwiek człowiek kiedykolwiek takie posiadał, głowy bym nie dała, ale trudno, i tak je uwielbiam. Podziwiam jego cierpliwość, naprawdę.
Naprawdę lubię Miriam, chociaż tyle udaje i non stop kreuje swój wizerunek, niekoniecznie pokrywający się z jej faktycznym usposobieniem. Czuć, że jest zagubiona, czuć ten tytułowy bunt, wynikający w tym przypadku z pewnej bezsilności, nie zaś z czysto szczeniackiej chęci posiadania kontroli, będący reakcją na rzeczywistość, nie zaś próbą wygięcia jej według własnego widzimisię. Czuć też, że w gruncie rzeczy Miriam jest naprawdę smutna.
Doceniam Twój styl; posługiwanie się narracją pierwszoosobową na dobrą sprawę wcale proste nie jest, a Ty radzisz sobie bardzo dobrze. Już nawet nie mówię o czasie teraźniejszym, często też problematycznym.
Czyli zostaję na stałe ;)
Pozdrawiam!
Jak to co mogła zrobić? Wezwać policje. Ja bym wezwała policje, gdyby mi 50 osób stanęło przed progiem i nieproszone weszło. Ja bym ich zwyczajnie nie wpuściła. Dziwię się więc matce Miriam i nie wiem jak wytłumaczysz jej takie zachowanie. Póki co jest skrajnie nierealne, niedorzeczne, nieżyciowe. No chyba, że naprawdę ma w dupie córkę i jest "szalej dusza, piekła nie ma", ale to z kolei nie tłumaczy tych korepetycji, po co je załatwiała, po co wymusza na córce, by chodziła do szkoły, skoro ma ją gdzieś i zezwala na takie a nie inne zachowanie nieletniej w domu?
OdpowiedzUsuńNie rozumiem czemu ukrywała Daraya, skoro ma tak głęboko w dupie co matka o niej myśli. Jeśli przy matce pije, to czemu ma opory by spać z chłopakiem w jednym łóżku, gdy matka jest w domu?
Przyznam szczerze, że ja czytając to opowiadanie odnoszę własnie podobne wrażenie jak Miriam o sytuacji w jej pokoju i ukrywaniu Daraya. Czuję się trochę tak jakbym oglądała głupkowaty, amerykański film dla nastolatek. Nie chodzi mi o to, że opowiadanie jest głupie, pomysł na nie jest fajny, twój styl genialny i profesjonalny, ale opisywane wydarzenia strasznie sztuczne lub w sztuczny sposób przedstawione, właśnie tak jak w tych filmach i serialach. Choć może problem tkwi we mnie i ja nie umiem zrozumieć obcych mi realiów, może w Ameryce młodzież właśnie taka nielogiczna jest, a rodzice wychodzą z domu, gdy ci organizują imprezy, choć nie chcą by imprezowały (paradoksalne zachowanie).
Zapasy? Serio? Jak w przedszkolu? Chyba byłam dojrzalsza w ich wieku... Oni naprawdę mają siedemnaście lat? Zachowują się góra na dwanaście, naprawdę.
Ja póki co o nich wszystkich, bez wyjątku, myślę jak o totalnej gimbazie co robi wszystko na pokaz i by być "głupio fajnymi".
Matka Miriam zamiast pożegnać całe towarzystwo, to dała im zielone światło, pozwoliła na tę imprezę i na poprzednie pewnie też (może nie wszystkie, ale wiele), tak więc jest współwinna zniszczeń jakie powstały. Jeśli jakieś dziecko nie zasługuje na zaufanie, to nie zezwala się takiemu dziecku na sprowadzanie znajomych i urządzenie prywatki. Kobieta ma stanowczo za bierny charakter i zastanawiam się co jest tego winą. Może mąż się nad nią znęcał, a więc teraz za wszelką cenę chce by Miriam nie podzieliła jej losu i woli zezwalać dziewczynie na wszystko, byle ta nie zechciała zamieszkać z ojcem (szukam jakiegoś logicznego wytłumaczenia na jej postępowanie).
OdpowiedzUsuńWiesz ile kosztuje paczka fajek w Stanach? Nie wiem czy jest to porównywalne do Anglii, ale w Anglii największym moim wydatkiem był nałóg mojej żony, gdy tam rekreacyjnie pojechaliśmy do mojego kolegi. Ja nawet nie wpadłem na pomysł, by brać papierosy z Polski, a to był błąd, bo tam wychodzi to około 30-70 zł na nasze, za paczkę. Skąd Miriam ma na utrzymywanie swojego pozornego nałogu? Alkohol tam jest jeszcze droższy, około stówy najtańsza wódka.
Ja jakoś nie widzę Dareya (to inaczej Darek?) z Miriam. Ona mimo głupiego zachowania jest ciekawym stworzeniem, a on to nudny kaleczniak. Ogólnie postacie strasznie przerysowałaś i nie wiem czy przez to, że też miało to zakrawać o jakąś satyrę zmieszaną z groteską czy przypadkowo zrobiłaś z niej buntowniczkę bez zalet, a z niego kujona bez wad? Jestem ciekaw twojej odpowiedzi.