piątek, 21 lutego 2014

# Bunt: Rozdział 8. Wśród mącznych obłoków


               
           
Siedzę w swoim pokoju, wpatrując się w okno. Ciężkie chmury zdobią niebo, całkowicie zasłaniając słońce. Wydaje się, że zaraz spadnie deszcz, że to kwestia tylko kilku sekund. Ludzie przechadzają się ulicą szczelnie zakryci płaszczami. Niektórzy wtulają twarz w długie kołnierze czy ciepłe szaliki. Bez problemu zauważam, że wiatr jest niezwykle porywisty i zapewne także zimny. Liście podrygują niespokojnie, jakiś papier unosi się, by znów gwałtownie opaść. Na szczęście od tego nieprzyjemnego świata oddziela mnie szyba.
W moim pokoju jest ciepło. Siedzę na szerokim parapecie, przykryta grubym kocem, a w rękach ściskam kubek z gorącą herbatą. Czuję się bezpiecznie i całkowicie zwyczajnie, kiedy nie przebywam na żadnej imprezie i nie muszę rozmawiać z matką. Przygniatam ramieniem słuchawkę telefonu, żebym nie musiała go trzymać. Przez dłuższy czas wyczekuję, aż ktoś zatwierdzi połączenie, kiedy raz za razem rozlega się denerwujący dźwięk oczekiwania.
– Słucham? –po drugiej stronie słuchawki odzywa się głos, za którym zdążyłam się stęsknić.
– Cześć tato.
– Miriam! – W głosie taty od razu rozpoznaje wszystkie te uczucia, które powodują, że robi mi się jeszcze cieplej i bardziej beztrosko. – Wreszcie oddzwoniłaś. Czekałem kilka dni, ale się nie odzywałaś.
– Wiem, przepraszam. Miałam ciężki tydzień…
            Nie muszę nic wyjaśniać, bo oboje doskonale wiemy, co kryje się za tymi słowami. Tata zdaje sobie sprawę, że nie spędzam wieczorów nad podręcznikami. Dla mnie ciężki tydzień to taki, kiedy co chwilę pojawiam się na nowej imprezie, wychodzę z przyjaciółmi na piwo, a potem wiele godzin poświęcam na poradzenie sobie z uciążliwymi skutkami ciągłego spożywania alkoholu.
            – Jak zawsze – odpowiada. Nie musi mówić nic więcej. Wiem, że jest zawiedziony. Wolałby, żebym była grzeczną córeczką. Przez chwilę mam wyrzuty sumienia, ale jednocześnie mam świadomość, że tata naprawdę mnie kocha i będzie kochał bez względu na wszystko. Zawsze mogę liczyć na jego akceptację. – A jak tam twój nowy korepetytor? Zdążyłaś go już skutecznie do siebie zniechęcić?
            Przez chwilę trwamy w milczeniu. Rozmyślam nad tym, jaki jest Daray. Ten chłopak okazał się zupełnie innym człowiekiem, niż mogłam się spodziewać. Zaprzeczył stereotypom świetnych uczniów. W dodatku jak na razie wykazał zadziwiającą odporność na wszystkie moje prowokacje. Co więcej, to ja jestem tą słabszą, to ja nieraz uległam, kiedy czegoś ode mnie oczekiwał. Nie podoba mi się to, ale tak naprawdę nie wiem, co mogłabym zrobić. No może prócz nienawidzenia chłopaka, bo to uczucie stale jest we mnie i rośnie za każdym razem, gdy czuję się bezsilna.
            – Nie lubię go – odpowiadam, kiedy cisza się przeciąga. Nie jest to jednak niezręczne milczenie, ale przyjemny spokój, kiedy czuję, że nie potrzeba żadnych słów.
            – Tak jak i wszystkich poprzednich – śmieje się tata. – Mają z tobą ciężko.
            – Ale ten jest uparty. Wygląda jak chłopak z katalogu, dobrze się ubiera i zachowuje jak zwykły imprezowicz. Na siłę stara się udowodnić wszystkim, jaki jest fajny. Ale świetnie się uczy, nie pije, nie pali… I jakoś nikt nie zauważył, że ktoś taki nie pasuje do naszego towarzystwa. Jest żałosny z tym swoim udawaniem i rozpaczliwymi próbami zdobycia popularności.
            – A nie pomyślałaś, że może źle go oceniasz? Może on jest typowym popularnym chłopakiem, tylko przy okazji nie brak mu inteligencji.
            Przewracam oczami, chociaż wiem, że tata i tak tego nie zobaczy. Nie mogę uwierzyć, że wszyscy bronią Daraya. Nawet mój własny ojciec, który zawsze staje po mojej stronie, zdaje się po raz pierwszy udowadniać, że całkowicie się mylę. Jakby Brytyjczyk rzucił na cały świat okropny urok.
            – I nawet ty jesteś po jego stronie! To najbardziej irytujący człowiek na świecie. Zbyt pewny siebie jak na typowego kujona. W dodatku nie umiem się go pozbyć. Nic go nie zniechęca.
            – To świetnie – odpowiada tata. Czuję, jak zaciskam mocno pięści i powoli zalewa mnie fala złości. Nie rozumiem, jaki powód do radości może mieć ojciec. Jestem pewna, że się uśmiecha, jakby moja niechęć do Daraya była czymś pozytywnym. – Skoro nadal chce z tobą przebywać, to znaczy, że zauważył wszystkie te cechy, które czynią cię wartościową. Jest pierwszym chłopakiem, który dostrzegł coś poza tą buntowniczą otoczką.
            Rozmyślam nad słowami taty dłuższą chwilę. Nigdy nie podważam jego zdania, bo wydaje mi się, że ten człowiek jest moim największym autorytetem, kimś, kto niemal zawsze ma rację. Tym razem jednak trudno mi się zgodzić. Daray wcale nie uważa mnie za wartościową. Po prostu uwielbia mnie denerwować. Nie oznacza to, że mnie lubi. Odnoszę wrażenie, że jest wręcz przeciwnie i bardzo dobrze, bo ja sama również nie odczuwam względem tego chłopaka nic poza mieszaniną złości, nienawiści i poirytowania.
            Nie mam ochoty już dłużej rozmawiać o korepetycjach i Darayu, który zawsze potrafi zniszczyć mój dobry humor. Proszę tatę, żebyśmy zmienili temat, a on od razu zaczyna opowiadać o swoim domu w Los Angeles, o Melissie, przy której zawsze czuje się szczęśliwy. Rozmawiamy o jego pracy, znajomych i wszystkim, co wydarzyło się w jego życiu w ciągu ostatnich tygodni. Dopiero po kilkudziesięciu minutach tata prosi, bym powiedziała coś o sobie, bo cały czas milczę, jedynie słuchając o wszystkich tych niekoniecznie istotnych sprawach. Nie lubię mówić o własnych przeżyciach, uczuciach, a mimo tego dla taty zawsze jestem gotowa to zrobić. Dlatego właśnie już po chwili nie potrafię powstrzymać potoku słów. Opowiadam o moich koleżankach, o Tylerze, imprezach i o wszystkich sprzeczkach z matką. Wspominam też, że już nie chodzę na wagary, chociaż nie ukrywam, że jest to spowodowane jedynie ciągłym nadzorem ze strony nauczycieli. Przez cały czas omijam temat Daraya, jakby ktoś taki w ogóle nie istniał. Nie chcę sobie psuć humoru, powracać do momentów, kiedy czułam się bezsilna. Tak mijają prawie dwie godziny.
            Zastanawiam się nad gigantycznymi opłatami za rachunek, ale w końcu jedynie wzruszam ramionami. Tata mieszka w innym stanie, ale mam prawo chcieć z nim rozmawiać. Właściwie to najchętniej bym z nim zamieszkała. Gdyby to było możliwe, w jednej chwili spakowałabym walizki i wsiadła do pierwszego samolotu. Ale nie mogę. Nie dlatego, że coś mnie tu trzyma, że ważniejsze od prawdziwej rodziny jest znajomość z kilkoma osobami czy popularność w szkole. Porzuciłabym to wszystko, gdybym tylko mogła uwolnić się od matki i na stałe zostać przy kochającym tacie. Nie powinnam jednak komplikować jego życia. Wiem, że przyjąłby mnie z otwartymi ramionami. Ale oprócz niego jest przecież Melissa. Chociaż kobieta zdaje się mnie akceptować, to dla mnie praktycznie obca osoba. Nie chciałabym ingerować w jej życie, niszczyć wizję szczęśliwego związku.
Żałuję, że nie mówię tego wszystkiego, nie pytam, kiedy mogę się wyprowadzić od matki. Mój ojciec z radością poszukałby większego mieszkania, na które z pewnością byłoby go stać. Urządziłby mi pokój marzeń, zabierał w różne piękne miejsca i dokładał wszelkich starań, aby pobyt w Los Angeles stał się najcudowniejszym okresem w całym moim życiu. Ale może czułby się też nieco zniewolony, może jego związek z Melissą zacząłby się komplikować, może przeze mnie kobieta czułaby się źle, może by się rozstali. Zresztą co innego spędzać z córką wakacje, kilka dni raz na jakiś czas, a już zupełnie inną kwestią jest wspólne mieszkanie. Może mój kontakt z tatą by się zepsuł. Może wszystko między nami zaczęłoby niszczeć i żałowałabym, że nie zostałam w Nowym Jorku.
            A jednak rozmowa z tatą bardzo poprawia mi humor. Już dawno nie czułam takiego spokoju, takiej radości i takiej swobody. Od wielu tygodni nie byłam po prostu zwykłą dziewczyną, która nie musi nikomu dokuczać i która przyjemnie spędza czas, zagrzebana pod ciepłym kocem. Nie mam pod ręką piwa czy papierosa, nie przeklinam i nie szykuję się na kolejną imprezę. Wiem, że pewnie nie potrafiłabym być taka zawsze – spokojna i grzeczna, ale mimo wszystko jest to dla mnie miła odskocznia od codzienności. Zwyczajne popołudnia zawsze kojarzą mi się z tatą.
            – Chyba musimy kończyć. Pewnie masz jeszcze mnóstwo pracy – mówię, gdy zauważam, która jest godzina. Tak naprawdę mogłabym rozmawiać w nieskończoność, ale przecież ktoś musi zarabiać na moje utrzymanie, na wysokie alimenty i na Melissę.
            – Nie musimy – odpowiada, chociaż wyczuwam, że już dawno powinien być w pracy.
            – Oj tato, nie kłam – wzdycham. – Zadzwoń do mnie niedługo, dobrze?
            – Zadzwonię – obiecuje. – Chociaż twoja mama oszaleje na widok rachunku za telefon.
            Przewracam tylko oczami. Tata bardzo dużo pieniędzy przeznacza na moje utrzymanie, przelewając je co miesiąc na konto matki. Nie sądzę, żeby zapłacenie wysokiej kwoty za telefon stanowiło dla mojej rodzicielki wielkim problemem. Nie mówię tego głośno, bo tata nie lubi, gdy okazuję pogardę swojej rodzicielce. Chociaż to niczego nie zmienia, to moje milczenie. I tak wszystkie negatywne uczucia stale kłębią się w moim sercu.
            Mówimy sobie jeszcze słowa pożegnania i w końcu odkładam słuchawkę. Czuję, jak na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Jak zwykle podczas rozmów z tatą w głowie miałam kilka nieprzyjemnych myśli. Zdążyłam się do nich przyzwyczaić, bo towarzyszą mi niemal bez przerwy. Poza tym niemiłe przebłyski są niczym w porównaniu z długą rozmową z ojcem, z jego ciepłem i miłością.
            Najwidoczniej świetnie wyczułam moment na zakończenie rozmowy telefonicznej, bo właśnie w tym momencie otwierają się drzwi i w progu staje Daray. Nie słyszałam, żeby nacisnął dzwonek albo zapukał, ale pewnie byłam za bardzo zamyślona.
            Mimo tego, że widok chłopaka zawsze kojarzy mi się z wieloma negatywnymi zdarzeniami, rozmowa z tatą sprawiła, że jestem w doskonałym humorze. Uśmiech nie znika z mojej twarzy, nawet, gdy uświadamiam sobie, że za chwilę rozpoczną się kolejne męczące korepetycje.
            – Czemu się tak szczerzysz? – pyta chłopak i również szeroko się uśmiecha.
            – Nie twoja sprawa, Brytyjczyku – odpowiadam. Staram się wyglądać poważnie, jak zwykle okazać mu pogardę, ale kąciki moich ust mimowolnie unoszą się co kilka sekund. Nie jestem w stanie się złościć, nie w tej chwili.
            – No tak, tajemnice Miriam… Jak kiedyś będziesz chciała się czegoś ode mnie dowiedzieć, też będę milczał – odpowiada i chociaż te słowa mogłyby się wydawać niemiłe, to lekki, choć kpiący uśmieszek, całkowicie temu przeczy.
            – Nie sądzę, bym chciała znać twoje tajemnice, Brytyjczyku. O ile jakiekolwiek posiadasz…
            Postanawiam podjąć kolejną próbę zniechęcenia do siebie chłopaka. Po rozmowie z tatą mam nową motywacje do pozbycia się irytującego korepetytora. Na pewno da się go jakoś zszokować, sprawić, że nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Próbowałam już być bezczelna, ale nie odniosło to żadnych rezultatów, bo Daray okazał się nie być uprzejmym chłopcem. Niby całkowicie przypadkiem wylewam więc na siebie trochę herbaty.
            Głośno przeklinając, udaję się do łazienki, już po drodze zdejmując bluzkę. Powracam po chwili, ubrana w koronkowy top, który całkowicie prześwituje, ukazując jaskrawy i prowokujący stanik. Mimo wszystko spodziewam się, że Daray zażenowany odwróci wzrok, ale on tylko uśmiecha się bezczelnie, a po chwili ściąga swój sweter.
            – Proszę – mówi, rzucając ubranie w moją stronę. Instynktownie łapię w dłoń miękki materiał i przyglądam się mu ze zdziwieniem. – Chyba musisz to założyć, bo zapomniałaś się ubrać – wzrusza ramionami.
            Spoglądam na chłopaka z niedowierzaniem. Powinien się zarumienić, powiedzieć, że nie wypada mi paradować przed nim niemal w samej bieliźnie. Tymczasem Daray nie wydaje się ani trochę skrępowany całą sytuacją. Kolejne słowa wypowiada normalnym tonem, choć dwa razy zerka też w stronę stanika. Prycham z oburzeniem, bo co innego prowokować kogoś, by odwrócił wzrok, a już zupełnie inną kwestią jest uświadomić sobie, że ta osoba wcale nie zamierza tego robić. Teraz czuję się naga i zażenowana, dlatego bez protestu zakładam sweter. Jest zdecydowanie za duży, za to bardzo miękki, a w dodatku przesiąknięty zapachem, który bardzo mi się podoba.
            Jestem nieco zła, bo dociera do mnie, że powoli kończą mi się pomysły na zszokowanie Daraya. Co więcej mogłabym zrobić? Piłam przy nim piwo, paliłam papierosy, paradowałam w samej bieliźnie i skąpych strojach, pokazywałam, jaka jestem niewychowana, robiłam bałagan w pokoju, przeklinałam. Chłopak wydaje się być całkowicie obojętny na te wszystkie zachowania. Obawiam się, że mogę nie być w stanie go do siebie zniechęcić.
            – Znowu się nie odzywasz. Zawsze, kiedy się widzimy, jesteś taka pewna siebie, a kiedy coś zrobię, od razu milkniesz.
            Zauważam, że Daray jest z siebie bardzo zadowolony. Zresztą nic dziwnego, bo na jego miejscu pewnie czułabym się podobnie. Przecież już kilkakrotnie sprawił, że odebrało mi mowę. Mnie, dziewczynie, która zawsze na wszystko ma gotową odpowiedź. Nie zamierzam jednak pozwolić się sprowokować i stracić dobrego humoru, dlatego jedynie lekko unoszę kącik ust.
            – Po prostu się zamyśliłam. Wiesz, jakoś nie mam ochoty na korepetycje.
            – No cóż, nie jestem zdziwiony. To właściwie nic nowego – odpowiada i wyciąga podręczniki z plecaka.
            – Jezu, naprawdę? Nie możemy sobie raz darować? Czy nie moglibyśmy odpocząć? Daj spokój, męczysz mnie już od wielu dni i każesz się uczyć. Nikt nie będzie sprawdzał, czy dzisiaj mieliśmy kolejną lekcję. Nie martw się, nikomu nie wygadam, że postanowiliśmy trochę się poobijać…
            Uśmiecham się z prośbą ukrytą w oczach. Krzyżuję ramiona i spoglądam na bruneta prowokująco. Właśnie rzuciłam wyzwanie – czy Daray okaże się posłusznym chłopcem, jak każdy intelektualista, czy może udowodni, że naprawdę jest taki, za jakiego chciałby uchodzić? Może pokaże mi, że rzeczywiście potrafi czasem zrezygnować z nauki i zrobić coś zupełnie innego.
            – Jasne – zgadza się, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. – Właściwie uwielbiam twój wyraz twarzy, kiedy musisz się ze mną uczyć, ale niech ci będzie, dzisiaj robimy sobie wolne.
            Z każdą kolejną chwilą czuję się coraz bardziej zadowolona. Cieszy mnie, że Daray postanowił odpuścić. Miałam bardzo przyjemne popołudnie i chcę, by nadal trwało. Czekam więc, aż chłopak spakuje podręczniki i opuści pokój. Brunet wsuwa książki do plecaka, ale nie rusza się ze swojego miejsca, utkwiwszy we mnie spojrzenie mlecznobłękitnych tęczówek.
            – Co robisz? – pytam zdziwiona.
            – Czekam – odpowiada, chociaż to niczego nie wyjaśnia.
            – Na co? – zadaję kolejne pytanie, poirytowana, że jestem zmuszona się dopytywać.
            – Właściwie to nie wiem, ty mi powiedz. Chciałaś, żebyśmy się nie uczyli, więc jestem ciekawy, co innego zaproponujesz. Co będziemy teraz robić, Miriam?
            Rozsiada się wygodnie na pufie, którą najwyraźniej zdołał bardzo polubić podczas ciągłych wizyt w moim pokoju. Ja tymczasem nadal tkwię na parapecie, zastanawiając się, czego ten chłopak ode mnie chce. Oczekiwałam, że wyjdzie z pokoju i spotkamy się dopiero następnego popołudnia.
            – Nie sądziłam, że będę cię musiała zabawiać przez resztę dnia – wzdycham.
            – No wiesz, coś za coś – mówi, a potem pokój wypełnia jego cichy śmiech, kiedy zauważa, jak ze złością zaciskam pięści. – Może opowiedz mi o swoim życiu. Jestem ciekawy, co robią takie osoby jak ty. Masz jakieś zajęcia poza ciągłym imprezowaniem, czy to pochłania cały twój czas?
            – Nie powinno cię to interesować, skoro podobno jesteś typowym wyluzowanym nastolatkiem, a nie kolejnym kujonem. Powinieneś wiedzieć, jak wygląda życie takich jak ja – odpowiadam wyzywająco.
            – No wiesz, każdy jest inny. Ty stanowisz mieszaninę sprzeczności, zresztą chyba ustaliliśmy to już ostatnio – dodaje, mając na myśli ten okropny dzień, gdy tak dokładnie przejrzał moją duszę. – Powiedz mi, jak to jest – chodzisz na imprezy, ewentualnie zapalisz czy napijesz się czegoś i tak mija całe twoje życie? Nie masz żadnej pasji, żadnych celów?
            Nigdy jeszcze nikt nie zadał mi podobnego pytania. Zawsze liczyło się tylko to, że imprezuję, udostępniam swój dom na kolejne szalone wieczory, że potrafię wskazać sklep, gdzie nieletni mogą się zaopatrywać w używki. Liczyło się to, że jestem popularna i zbuntowana i że wiele osób mnie za to podziwia. No czasem jeszcze również fakt, że dobrze dogaduję się z Tylerem. Nie sądzę, by ktoś uważał mnie za dziewczynę, która zamierza robić coś konkretnego w życiu. Zapewne wszyscy sądzili, że wyląduję w więzieniu albo na ulicy.
            Może to za sprawą mojego dobrego humoru, a może po prostu z powodu tego niezwykłego pytania, postanawiam pokazać Darayowi moje prywatne królestwo. Do tej pory nikt nie miał do niego dostępu, bo też nigdy nie chwaliłam się, że robię coś poza wagarowaniem i imprezowaniem. Chyba nikt nie podejrzewał, że mogę mieć jakiś talent. A gdyby Daray zamierzał rozpowiadać plotki na prawo i lewo, z pewnością wszystkiego bym się wyparła i to mnie, a nie jemu, by uwierzyli.
            – Chodź – mówię po chwili milczenia i ruchem głowy nakazuję chłopakowi podążać za mną. Rusza bez słowa, widocznie równie jak ja zaskoczony tą nagłą chęcią pokazania mu czegoś poza obliczem zbuntowanej dziewczyny.
            Zatrzymuję się na środku kuchni, a chłopak rozgląda się po niej z zainteresowaniem. Najwyraźniej nie ma pojęcia, czego się spodziewać.
            – Masz jakiś niezwykły talent do robienia drinków, czy o co chodzi?
            – Zamknij się, Brytyjczyku – odpowiadam z irytacją. – Najpierw o coś prosisz, a potem się ze mnie śmiejesz.
            – No przepraszam – mówi i przytula mnie lekko, chociaż nadal kpiąco się uśmiecha. Sztywnieję w reakcji na dotyk, ale na szczęście już po chwili chłopak się odsuwa. – Pokaż mi swój świat.
            Bez słowa wyciągam miski i wszystkie składniki z lodówki. Mam zamiar zrobić suflety. Może nie jest to zbyt mądry pomysł, bo Daray raczej nie wygląda na doświadczonego kucharza, a przyrządzenie czegoś takiego wcale nie jest proste.
            Wydaję kolejne polecenia, a chłopak wykonuje wszystkie powierzone mu zadania bez żadnych protestów, czy złośliwych uwag. Jedynie przygląda mi się z jakimś nienaturalnym i nieco niepokojącym zainteresowaniem. Usiłuję udawać, że tego nie zauważam i zastanawiam się, czemu nagle nie czuję magii, jaka zawsze towarzyszy mi przy pieczeniu.
            Po chwili wiem już, że to nie przez Daraya. To nie intruz w moim królestwie odbiera mi przyjemność pieczenia. Po prostu cisza wydaje się uciążliwa. Rozmawiamy, co jakiś czas słychać brzdęk miski czy odgłos stawiania paczki z mąką na blacie, ale to takie zwyczajne hałasy. Potrzebna mi ukochana muzyka, celtyckie brzmienia z domieszką rocka, które zawsze wprawiają mnie w doskonały nastrój.
            Nie zastanawiam się nad tym, że Daray może mnie wyśmiać. Skoro odważyłam się pokazać mój własny świat, pragnę zaprezentować go w pełni. Podchodzę do odtwarzacza i wciskam przycisk, który uruchamia płytę. Już po chwili rozlegają się pierwsze tony irlandzkiej piosenki jednego z moich ulubionych celtyckich zespołów. Daray przez chwilę zaprzestaje mieszania składników i nasłuchuje. W kuchni rozbrzmiewa jego głośny śmiech. Nie powinnam oczekiwać innej reakcji, a jednak czuję się nieco zawiedziona.
            – Nie sądziłem, że słuchasz czegoś takiego. Wyobrażałem sobie, jak puszczasz kolejne piosenki metalowych zespołów…
            – Celtyckiego rocka słucham, gdy jestem w kuchni – odpowiadam, nawet nie kryjąc złości. – Zawsze dodaje mi energii. Jeśli ci się to nie podoba, możesz po prostu stąd wyjść, do cholery.
            – Oj, Miriam, nie denerwuj się. Wcale się z ciebie nie śmieję. Po prostu jestem zaskoczony. A to nie oznacza, że mi się nie podoba.
            Nie mam pojęcia, ile w tych słowach jest kpiny, a ile prawdy, bo nie do końca potrafię wywnioskować to z brzmienia głosu chłopaka i jego niezwykłych oczu. Mimo wszystko Daray nie mówi już nic złośliwego, jedynie nadal pomaga w przyrządzaniu sufletów, a po chwili zaczyna podśpiewywać razem z wokalistami. Nie zna tekstu, więc jedynie nuci melodie i podryguje w rytm poszczególnych utworów. Przez chwilę nasłuchuję, chcąc ocenić, czy chłopak ma słuch muzyczny, ale nie jestem w stanie tego stwierdzić, bo muzyka z odtwarzacza jest zbyt głośna. Wystarczy mi jednak świadomość, że Daray najwyraźniej dobrze się bawi i nie zamierza być złośliwy.
            – Trzeba posprzątać – mówię, kiedy wstawiamy suflety do piekarnika. – Zacznij od mąki, żeby przypadkiem się nie rozsypała…
            W tym momencie chłopak energicznie stawia torebkę na blacie. Mnóstwo białego kurzu zaczyna unosić się w powietrzu i osiada na moim ubraniu. Z ust wydobywa mi się krótki pisk, a w odpowiedzi otrzymuję cichy śmiech Daraya. Wkładam rękę do paczki i rzucam sypką substancją prosto w chłopaka.
            W tym momencie nieoczekiwanie rozpoczyna się wojna na mąkę. Zamiast sprzątać, co chwilę obrzucamy się kolejnymi garściami. Na początku próbuję udawać złość i poirytowanie, ale niezbyt dobrze mi to wychodzi. Poddaję się więc i pozwalam, by na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zauważam, że Daray również szczerzy do mnie zęby i to nie kpiąco ale całkiem zwyczajnie. Mąka unosi się w powietrzu, tworząc delikatną, białą mgłę, która osiada na nas oraz wszystkim wokół i drażni oczy. Muzyka dopełnia całości, czyniąc z tej małej wojny jeszcze większą zabawą.  
            W pewnym momencie Daray potyka się i przewraca na pokrytą mąką podłogę. Ze śmiechem kucam tuż obok i zmuszam go, aby przewrócił się na bok. Przez to jego włosy, ubrania – właściwie wszystko – pokrywa białawy osad. Chłopak ciągnie mnie za rękę, a ja przewracam się prosto na niego. Śmieję się głośno po raz kolejny i czuję się szczęśliwa, beztroska i zadziwiająco zwyczajna.
            Dopiero po chwili zauważam, że chłopak milknie i uważnie się mi przygląda. Kładę się tuż obok, podpierając brodę rękami i wpatrując się w bruneta z wyczekiwaniem. Kiedy cisza się przeciąga, z uśmiechem chwytam kolejną garść mąki i wysypuję ją Darayowi prosto na głowę. Po raz kolejny zaczynam się śmiać i milknę dopiero w momencie, gdy uświadamiam sobie, że chłopak do mnie nie dołącza.
            – O co chodzi? – pytam.
            – O nic. Po prostu pierwszy raz słyszałem, żebyś się śmiała. Tak normalnie, nie kpiąco. A jednak potrafisz.
            – No widzisz, a ty jednak potrafisz nie być działającym na nerwy chamem – odpowiadam spokojnie, chociaż na usta ciśnie mi się bardziej odpowiednie słowo niż „cham”.
            – Przecież nie jestem wcale niemiły, nigdy. Całkiem sympatyczny i przystojny ze mnie chłopak, prawda? – uśmiecha się nieco złośliwie, a ja odpowiadam jedynie uniesieniem kącika ust. – Nienawidzę kiedy to robisz. Wyglądasz, jakbyś okazywała pogardę całemu światu. A wcale nie jesteś taka bezuczuciowa i obojętna. Znacznie różnisz się od tego, jak postrzegają cię inni.
            Wzruszam ramionami. Nie mam ochoty na kolejną psychoanalizę. Naprawdę wystarczy już, że Daray kilka razy zdołał odgadnąć moje myśli. Nie musi jeszcze dodatkowo uznawać, że mam zupełnie inny charakter niż dziewczyna, którą jestem na co dzień. Nadal jednak leżymy umazani mąką, a suflety znajdują się w piecu. Irlandzka muzyka sączy się z głośników, przypominając o tym, że mój świat nie kręci się wokół imprez i znajduję czas także na inne zajęcia.
            – Nie jesteś tak zepsuta, za jaką chciałabyś uchodzić. I kiedyś udowodnię ci, że nie warto udawać kogoś innego. Czasami jesteśmy o wiele bardziej wartościowi niż nasze drugie osobowości, które przedstawiamy całemu światu.
            – Jak chcesz, Brytyjczyku, ale obawiam się, że jestem niereformowalna. Chciałam cię wygonić, zniechęcić do siebie, żebyś uciekł…
            – Wiem. Ale ja jestem uparty. Nie tak łatwo się mnie pozbyć.
            – Zauważyłam – mruczę pod nosem. – Ale wiesz co? – dodaję nieco głośniej. – Przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Wcale nie muszę się ciebie pozbywać. Po prostu sprawię, że nie będziesz już takim grzecznym chłopcem. Uwierz mi, wszyscy, którzy spędzają ze mną dużo czasu, w końcu zaczynają imprezować.
            – Już ci mówiłem, Miriam, jestem uparty. Prędzej ja zmienię ciebie niż ty mnie – odpowiada z niewiarygodną pewnością siebie.
            – Tak? Jeszcze zobaczymy. W takim razie niech wygra lepszy – wyciągam w jego stronę umazaną mąką rękę, jakbyśmy właśnie zawierali umowę. Daray bez wahania ściska moją dłoń. Jego palce są ciepłe i przyjemne w dotyku.
            – W takim razie do zobaczenia na jutrzejszych korepetycjach – mówi i podnosi się z podłogi.
            Ja również wstaję i rozglądam się po kuchni. Wszędzie znajduje się mąka i wiem, że przede mną dużo sprzątania. Wzdycham tylko na ten widok, ale ostatecznie stwierdzam, że i tak nie mam nic lepszego do roboty. Suflety tymczasem najwyraźniej już są gotowe, więc wyciągam je z piekarnika i podaję jeden Darayowi.
            – Rozumiem, że już się zbierasz?
            – Nie, najpierw pomogę ci tu posprzątać.
            – Nie trzeba. Poradzę sobie sama, Brytyjczyku – znów unoszę kącik ust i krzyżuję ręce na piersi.
            – No dobrze, skoro się upierasz… Jezu, ten suflet jest… – urywa, nie kończąc zdania, a na jego twarzy pojawia się wyraz uznania. Wiem doskonale, co ciśnie się mu na usta. I zdecydowanie nie jest to coś, co powinien mówić idealny chłopiec.
            – No, słucham, powiedz to słowo – prowokuję go. – Jesteś za grzeczny, by je wypowiedzieć?
            – Bez przesady, już mówiłem ci, że wcale nie jestem taki święty. Ale dzisiaj nie dam ci tej satysfakcji – odpowiada z cieniem uśmiechu błąkającym się po twarzy. – Do zobaczenia jutro. I możesz częściej coś piec, kiedy będę cię odwiedzał.
            Wpatruję się w jego plecy, kiedy powoli zmierza do przedsionka. Z jakiegoś powodu po raz pierwszy nie czuję ulgi, że wreszcie pozbędę się z domu korepetytora. Tym razem jego obecność wcale mi nie przeszkadzała. Nie oznacza to jednak, że będę tęsknić za jego towarzystwem. Widocznie po prostu dojrzałam do tolerowania jego osoby.
            – Brytyjczyku? – odzywam się jeszcze, kiedy już naciska klamkę i zamierza wyjść.
            – Tak?
            – Twój sweter… – mówię i zaczynam ściągać ubranie.
            – Zatrzymaj, oddasz następnym razem – odpowiada z lekkim uśmiechem. – Zauważyłem, że wszystkim dziewczynom z niewiadomych przyczyn bardzo podoba się noszenie ubrań chłopaków. Nie wiem, czy czujecie się dzięki temu lubiane, może chodzi o coś innego… Bez różnicy. Dzisiaj ty też możesz się poczuć wyjątkowa – mruga do mnie porozumiewawczo i wychodzi.
            Stoję oniemiała na środku kuchni i nadal wpatruję się w zamknięte drzwi. Nie pierwszy raz odebrało mi mowę po spotkaniu z tym chłopakiem. Właściwie powinnam się już zacząć przyzwyczajać. Skoczna muzyka sprawia, że nie jestem w stanie tkwić w miejscu i już po chwili zabieram się za sprzątanie. Nie ściągam z siebie swetra Daraya i zaczynam rozważać jego słowa. Przez chwilę nie szoruję szmatą po blatach, ale przystaję w miejscu i spoglądam na sweter po raz kolejny. Jest ładny i miękki. Unoszę materiał do twarzy i wącham tkaninę. Ze zdziwieniem uświadamiam sobie, że ten zapach, zapach Daraya, bardzo mi się podoba.        

           

8 komentarzy:

  1. Opis umieszczony na początku rozdziału bardzo mi się podobał. Sprawiał, że człowiek od razu czuł na sobie ten nieprzyjemny wiatr i chłód. Albo napisałaś to genialnie, albo ja mam już jakieś omamy :)
    Bardzo polubiłam ojca Miriam. Widać, że zależy mu na córce i że jest gotów poświęcić dla niej wiele. Nawet nie przerwał zwyczajnej rozmowy telefonicznej, by pójść do pracy. Podbił moje serce, gdy mówił, że Daray zauważył wartość Miriam. Jakby przy tym był :)
    Sądzę, że obawy głównej bohaterki są bezpodstawne. Owszem, jej kontakty z ojcem - gdyby zamieszkali razem - na pewno uległyby pogorszeniu. Niemniej jednak uważam, że i tak łączyłaby ich bardzo silna więź. Bardzo podobało mi się to, że dziewczyna nie myśli wyłącznie o sobie. Woli męczyć się z matką niż zniszczyć ojcu szczęście, związek z Melissą. Bardzo mi tym zaimponowała. Wiesz, z każdym rozdziałem lubię ją coraz bardziej :)
    A co do części z Daray'em - jakoś tak wiedziałam, że zgodzi się na propozycję odpuszczenia korepetycji, ale za nic w świecie nie wyjdzie. Jak ja kocham ten jego upór!
    Ech, prowokacje Miriam stają się coraz mniej kreatywne. Osobiście znam chłopców, którzy nigdy w życiu nie odwróciliby wzroku, a zamiast tego namolnie "korzystali z okazji" i wpatrywali się niczym w obrazek. Na szczęście miał tyle taktu, że pożyczył jej swój sweter, bo dziewczyna rzeczywiście mogła się czuć niekomfortowo.
    Bardzo się cieszę, że dziewczyna wreszcie pokazała Brytyjczykowi swój prawdziwy świat. Jego trudne pytanie odniosło zamierzony skutek. W kuchni dziewczyna jest sobą i czuje się świetnie. Powinna spędzać tam jak najwięcej czasu. W końcu to jej królestwo!
    Scena z obrzucaniem się mąką wywoływała na mej twarzy autentyczny uśmiech. Oboje zachowywali się jak dzieci. Choć na pozór jesteśmy dorośli, w każdym z nas tkwi dziecko, które czasem też chce się uwolnić. A moment, gdy oboje uśmiechali się SZCZERZE, sprawił, że zrobiło mi się tak jakoś cieplej na sercu.
    Ich zakład jest ciekawy i może z niego wiele wyniknąć. Niemniej jednak sądzę, że Miriam i tak go przegra. Zdaje mi się, że Daray ma silniejszy charakter.
    Naszła mnie taka refleksja. Nie tyczy się to, broń Boże, Twojego opowiadania. Po prostu dziś kilkukrotnie spotkałam się z tym, że dziewczyny uwielbiają chodzić w ubraniach kolegów, partnerów. Co w tym takiego niby jest? Okej, mnie też się zdarzało, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że było okrutnie zimno! Okej, chyba wyładowałam frustrację :)
    Mała uwaga: przed "czy" nie wstawiamy przecinka. Chyba, że zdanie jest złożone podrzędnie.
    Przepraszam za bzdety, których na pewno napisałam tu masę. To chyba przez tak późną porę.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wręcz wymiękłam, jak rozpoczęli bitwę na mąkę. Hmm, czyżby to było takie.. romantyczne? ;> mimo że Daray i Miriam nie mają się ku sobie, scena była świetna! Aż włączyłam sobie do tego tą celtycką muzykę. Ja tak mogę codziennie.. tylko że Mir będzie miała teraz dużo do sprzątania.
    Tylko wyłapałam błędzik "choć" - jak mówi żeby za nim iść to chodź c:
    Z jednej strony szkoda, że Miriam nie może mieszkać z ojcem przez swoje myśli, a z drugiej jednak się cieszę. Gdzie takiego Daraya drugiego by znalazła? Nigdzie.
    Jednak nie wydaje mi się, żeby Miriam była w stanie odmienić Daraya. Takie trochę a wykonalne. A sam chłopak? Hmm no cóż. Z nią jest trudno i albo zmieni się w małym stopniu, albo i nie. Straszne z nich uparciuchy!
    Rozdział świetny, czułam się jakbym tam była, a opis bitwy na mąkę wywołał u mnie wyszczerz. Poza tym zrobiłam się głodna ;_;
    Cieszę się też że Miriam ma jakąś pasję, w której jest dobra. Te słowa o braku celu w życiu musiały ją chociaż trochę zastanowić i poruszyć, że postanowiła Darayowi pokazać cały swój światek. Może w przyszłości nie wyląduje na ulicy, a w jakiejś znanej restauracji jako master szef? C:
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojeja, jaki piękny rozdział:) Rozpaczliwie szukałam ciągu dalszego, gdy tylko doszłam do samego końca.
    Gdy pojawia się Daray moje serce się cieszy, że może poczytać jego piękne wypowiedzi. Był niesamowity w tym rozdziale. Miriam myślała, że sobie pójdzie, ale nie... został i zmusił dziewczynę do tego, aby pokazała swój własny świat.
    Walka z mąką mnie zachwyciła. Miriam poddała się i w końcu na swój sposób pokazała chłopakowi swoje prawdziwe oblicze. I tata Miariam miał racje co do tego, że Daray spostrzega ją w inny sposób niż pozostali.
    Myślę, że dziewczyna go polubi, lecz to Daray przeciągnie ją na swoją stronie. Myślę, że między mini coś zaiskrzy. Tak czuję, choć mogę się mylić.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podobało mi się. Szkoda, że Miriam nie wpadła na to, że po prostu dobrze się bawiła, ylko wymysliła, że skoro dobrze się bawiła, to zmini Brytyjczyka na swojją modłę. Jak by zmieniła, to by się dobrze nie bawuła, bo Daray byłby inną osobą. Ale uważam, że jej sie nie uda, prędzej jemu. I to nawet nie zmienić Miriam, a uświadomić jej bezsens tej pozy. Przecież jest o wiele ciekawszą soobą, gdy piecze, gotuje i słucha ulubionej, choć specyficznej muzyki. To jest ciekawe, orygianlne. Upijaniu się na imprezach brakuje obydwóch tych cech, nawet jeśli daje radochę podczas wykonywania tych czynności. ani po, ani przed nie za bardzo. A, i podobał mi się początek, choc motywacje Miriam, by nie mieszkać z ojcem, były dla mnie mdłe. Zupełnie nie pasujące do jej postawy. Myślę, że po prostu byłoby jej głupio pakować się w tamto życie. Ojciec Miriam, jeśli faktcyznie jest dla niej autorytetem, powinien spóbować być w pewnych kwestiach bardziej twardy. Tak uważąm, ale cóż. czekam z niecierpliwością na cd. Zaprazam do mnie na nowość. zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że w opowiadaniu pojawiła się postać ojca Miriam, co prawda nie tak dosłownie, bo to była tylko rozmowa przez telefon, ale zawsze. Myślałam, że jej tata zwyczajnie nie dba o kontakt, a Miriam, jak to Miriam, sama go nie szuka. Okazało się jednak, że to całkiem porządny facet, chociaż wyprowadził się z rodzinnego domu i rozpoczął nowy związek, i tak pamięta o córce, widać, że bardzo ją kocha. Faktycznie główna bohaterka zamienia się przy nim w małą, uroczą dziewczynkę. Dobrze, że ma wsparcie chociaż w jednym rodzicu, chociaż jestem pewna, że gdyby się tylko postarała, to jej relacje z matką również by się poprawiły.
    Daray jest po prostu niesamowity! I jak go tu nie kochać? Sposób, w jaki zareagował na nieco roznegliżowaną Miriam rozłożył mnie na łopatki. Ten to zawsze potrafi zbić człowieka z pantałyku, zwłaszcza, że dość łatwo przystał na propozycję swojej "uczennicy", żeby odpuścić sobie tego dnia naukę. W sumie Miriam również mnie zaskoczyła. Naprawdę otworzyła się przed Darayem, pokazała mu swój prawdziwy świat i jaka jest w rzeczywistości, poza tą maską buntu, którą przybiera na co dzień. Kiedy tak się tarzali w tej mące już nawet myślałam, że Daray ją pocałuje :D Co jak co, ale on na pewno widzi w niej więcej, niż imprezową dziewczynę, która próbuje robić z siebie nie wiadomo kogo.
    Jak dla mnie najlepszy rozdział jak dotąd, naprawdę świetny i bardzo przyjemnie mi się go czytało :D Mam nadzieję, że ciąg dalszy już niedługo, czekam niecierpliwie <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozumiem zmartwienia Miriam co do jej ojca. Nie chce komuś sprawiać kłopotu, choć mężczyzna z pewnością przyjąłby ją do siebie z otwartymi ramionami. No właśnie... w takim razie dlaczego nie zabierze jej do siebie, skoro doskonale zna swoją byłą żonę? Dlaczego godzi się na to, by jego córka marnowała sobie życie? To dość... dziwne z jego strony, skoro tak bardzo ją kocha i bezczynnie przygląda się zachowaniu Miriam.
    Daray nieustannie mnie zaskakuje. Jest mieszanką sprzeczności. Wizerunek kujona i popularnego chłopaka to coś niespotykanego. Nie wiem dlaczego, ale na ogół po prostu tak jest. Teraz naszła mnie kolejna rozkmina, ale już wolę nic nie gadać, bo z pewnością wyszłoby z tego coś mega dziwnego ^^
    Daray kochany mój słodki <33 Mój kochaaany <3
    Scena z mąką - przecudowna. Taka beztroska. W naszej głównej bohaterce odezwało się prawdziwe dziecko. Podziwiam ją za to, że pokazała swój świat chłopakowi, którego w gruncie rzeczy słabo zna. Widać więc, że od ich ostatniego spotkania zaszła pewna duża zmiana. Cieszy mnie to :) Może wreszcie dziewczyna wyjdzie na prostą.
    Ten rozdział jest jednym z moich ulubionych. Utrzymany w radosnej atmosferze. Przez to bardzo przyjemnie się go czytało, a czasem tak trudno o choć odrobinę optymizmu,
    Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. O ojcu Miriam też póki co zdania nie zmieniłam. Wydaje mi się, że Miriam jest zła, że matka nie pracuje, tylko żyje jak pasożyt z jej alimentów. O takie coś miałaby prawo być zła, ale droga jaką obrała, by tę złość okazać jest skrajnie głupia i niedorosła. Obawiam się też, że ojciec nie wziąłby jej do siebie, gdyby chciała z nim zamieszkać. On zwyczajnie pozbył się problemu, a mając takie kumpelskie relacje z własną córkę, tylko chce uprzykrzyć życie byłej żonie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak w temacie poprzedniego komentarza,a konkretniej to papierosów, to ja się na chwilkę żegnam, gdyż jestem zmuszony iść do sklepu i po drodze kupić tej mojej marudzie papierosy.
    O ojcu Miriam będzie krótko - zachowuje się jak jej brat, a nie jak jej ojciec. Jeśli rozwód faktycznie był z winy matki Miriam, to nie dziwi mnie, że kobieta kopnęła w dupę czy puściła w rogi takiego człowieka. Ona miała dosyć tego, że ma w domu dwójkę dzieci zamiast jednego i że nie ma w nim wcale oparcia. Ja mogę nie popierać jej decyzji, mówić, że "widziały gały co brały", ale pomimo tego ją rozumiem.
    Przedstawiasz Daraya jako popularnego kujona. Daj mi powód. Pokaż mi dlaczego ta młodzież, akurat w tym kujonie widzi super gościa. Nie chodzi mi o to czego brakuje pozostałym kujonom, ale o to co on ma, jak on się zachowuje, że ich kupił. Jeśli tego nie pokażesz to całość wyjdzie sztucznie.

    OdpowiedzUsuń