środa, 23 kwietnia 2014

# Bunt: Rozdział 13. Gra


           
Kiedy wreszcie się budzę, nie jestem w stanie unieść powiek. Mój umysł nie potrzebuje już dalszego odpoczynku, ale ciało nie jest gotowe, aby normalnie funkcjonować. Leżę więc bez ruchu z zamkniętymi oczami, jakbym nadal dryfowała gdzieś w krainie sennych marzeń. Próbuję sobie przypomnieć, czemu jestem tak bardzo zmęczona. Czuję, jakbym kilka godzin spędziła na ciężkiej, fizycznej pracy. Mam jednak świadomość, że to kompletnie do mnie nie pasuje. Jedyne, co robię, to imprezuję, dlatego właśnie zaczynam poważnie rozważać możliwość, że poprzedniego dnia zbyt dobrze się bawiłam. Wtedy wspomnienia nagle zaczynają atakować mój umysł z niewyobrażalną agresją i intensywnością. Cicho jęczę i zakrywam głowę rękami, jakby to miało w jakikolwiek sposób uchronić mnie przed tym nagłym bólem.
Jednocześnie otwieram oczy, jakby zapominając, że nie mam na to siły. Światło jest niezwykle jasne, jakby nieprzystosowane dla ludzi takich, jak ja. Po raz kolejny jęczę i czuję się naprawdę okropnie. Mój głos sprawia wrażenie zbyt głośnego i zadaje mi taki ból jak światło atakujące źrenice.
Zwijam się w kłębek na kanapie i zakrywam kocem aż po czubek głowy. Nie mam pojęcia, skąd wziął się ten koc ani w jaki sposób znalazłam się w tym miejscu. O ile dobrze pamiętam, zasnęłam z głową tuż obok toalety, w gotowości na kolejną porcję wymiotów. Tymczasem zostałam ułożona w salonie, okryta ciepłym kocem i nie mam co narzekać, bo po nocy spędzonej w łazience z pewnością czułabym się o wiele gorzej.
Wiem, że za to wszystko odpowiedzialny jest Daray. Pamiętam jak przez mgłę jego stanowczy głos, gdy wyganiał ludzi z domu. Właściwie cały poprzedni wieczór wydaje się niewyraźny, nieco nierealny i ukryty za zniekształcającym obraz szkłem. Nie powinnam być zdziwiona, tak to już jest, kiedy zbyt dużo się pije. Nawet osoby takie jak ja mają pewne ograniczenia organizmu. Powinnam wiedzieć, że nie wolno wlewać w siebie litrów wódki. Przecież to wszystko musiało się tak skończyć. Okropny ból głowy, światłowstręt  – nie powinnam być zaskoczona. Najgorsze są jednak przerwy we wspomnieniach. Jedyne, co pamiętam, to śmiechy, wirowanie na stole i jakieś bezsensowne sprzeczki z Darayem. Czemu jednak tym razem byłam dla niego niemiła – nie mam pojęcia.
Daray nie jest zbyt delikatny, kiedy siada obok mnie na kanapie. Przypadkowo, a może i celowo, zaczepia o skrawek koca, tym samym odsłaniając moją twarz. Przez powieki przebijają się pojedyncze przebłyski światła, a ja zaczynam po raz kolejny cicho jęczeć, jakby mnie torturowano. W odpowiedzi nie otrzymuję ani słowa. Jedynie brzęk kubka stawianego na stół, który brzmi jak wystrzelenie z armaty. Przyciskam ręce do uszu, pragnąc ochronić się przed wszelkim hałasem.
– Jezu, mógłbyś być bardziej delikatny.
– Jasne – otrzymuję w odpowiedzi tylko to jedno słowo. Już po chwili rozlega się kolejny brzęk, gdy kubek ponownie zderza się ze szkłem. Nie mam wątpliwości, że Daray zrobił to celowo. W końcu kto normalny dwa razy stawia coś na stole.
Z moich ust wydobywa się kilka przekleństw, ale nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej. Nie mam siły na tworzenie logicznych zdań, poza tym ten okropny hałas całkowicie mnie obezwładnia. Daray tymczasem nie mówi już nic więcej, jedynie siedzi tuż obok. Wiem to tylko dlatego, że wciąż czuję bliskość jego ciała.
W końcu pozwalam sobie na powolne uniesienie powiek. Reakcja Daraya mnie zaciekawiła. Nie rozumiem, czemu chłopak w ogóle jest w moim domu, czemu jest złośliwy, czemu uprzykrza mi ten i tak już ciężki poranek. Dostrzegam zmęczenie na jego twarzy i jeszcze wiele emocji, których nie potrafię w tym momencie zdefiniować. Jestem zbyt zmęczona, by połączyć dziwny grymas z odpowiednimi nazwami ludzkich uczuć.
Dopiero po chwili dociera do mnie, że salon wygląda jakoś dziwnie. Kilka długich minut zastanawiam się, na czym cała ta dziwność polega. W końcu trybiki w mojej głowie, które tego poranka obracają się nieznośnie wolno, zaskakują i już znam odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.
W salonie panuje porządek. Po każdej imprezie budziłam się wśród pobitych butelek i naczyń, plam na podłodze, śmieci, wypalonych papierosów i zazwyczaj także śladów wymiocin osób, które nie zdążyły dobiec do toalety. Byłam przyzwyczajona do takiego widoku i zazwyczaj po prostu zabierałam się do sprzątania. Mój organizm miał to do siebie, że nigdy nie doświadczałam typowego kaca. Żadnego bólu głowy, mrużenia oczu przy świetle. Tylko zmęczenie, z którym da się walczyć. No ale jak widać, wszyscy mają swoje granice.
Nie mam pojęcia, czemu Daray postanowił posprzątać mój dom. Co innego wygonić gości, gdy organizatorka imprezy przeżywa ciężkie i nieco obrzydliwe chwile. To wydaje się całkowicie logiczne i właściwie nawet byłam wdzięczna, że brunet postanowił pozbyć się tłumu denerwujących gapiów. Nie sądziłam jednak, że uzna, iż najciekawszym w tamtej chwili zajęciem będzie ganianie ze szmatką i sprzątanie czyjegoś bałaganu. Właściwie wydaje mi się to po prostu nienormalne.
– Czysto tu – odzywam się w końcu. Chcę tymi dwoma słowami przekazać chłopakowi wszystko, o czym teraz myślę. Mam nadzieję, że mnie zrozumie, bo nie mam siły na formułowanie długich zdań.
– Czysto – potwierdza skinieniem głowy.
I to tyle. Znów zalega między nami cisza. Wydaje się gęsta, nieprzyjemna i obca. Wyczuwam, że coś jest nie w porządku. Trudno mi myśleć, dlatego z wysiłkiem mrużę oczy i zaczynam analizować migające w mojej głowie wspomnienia. Nadal nie rozumiem, czemu Daray jest tak małomówny. W międzyczasie rozglądam się uważniej po pokoju. Wszystko wygląda tak zwyczajnie, jakby nigdy nie odbyła się tu żadna impreza. Jedynie jakaś szklanka zniknęła z przeszklonej szafki – pewnie została zbita. No i zasłona jest lekko podarta. To tyle. Brak innych uszkodzeń, żadnych śmieci, zanieczyszczeń. Chwilę później dociera do mnie, że nie mam już na sobie śmierdzącej bluzki, ale koszulę Daraya.
Powoli podnoszę się do pozycji siedzącej. Z uwagą patrzę na chłopaka. Jest ubrany w czarną bluzkę. Przedtem zasłaniała ją ta sama koszula, którą teraz mam na sobie. Brunet nadal wpatruje się gdzieś przed siebie, ignorując moje spojrzenia. Na pewno wie, że mu się przyglądam. Siedzi zbyt blisko, by niczego nie wyczuwać, by nie dostrzegać kątem oka, że głowę odwróciłam w jego stronę.
– Posprzątałeś tu? – pytam. Właściwie to pytanie jest bezsensowne, bo przecież nie mógł tego zrobić nikt inny. Potrzebuję jakiegoś pretekstu, aby przerwać tę okropną ciszę.
– Posprzątałem – potwierdza chłopak jakimś innym niż zwykle głosem. Nadal nie rozumiem, czemu zachowuje się tak dziwnie. Powoli zaczyna do mnie docierać, że najwyraźniej tylko mnie zależy na prowadzeniu normalnej rozmowy.
– Co się stało? – pytam. Nieświadomie wyciągam przed siebie rękę i kładę ją na ramieniu Daraya. Dopiero, gdy strząsa ją niecierpliwym ruchem, uświadamiam sobie, co zrobiłam.
– Idź i doprowadź się do porządku. Wyglądasz okropnie – mówi, ignorując moje pytanie.
Te słowa z niewiadomych przyczyn sprawiają, że w sercu czuję lekkie ukłucie. Nie przywykłam do tego, żeby Daray był dla mnie niemiły. W ten drwiący sposób owszem, ale nigdy w tak prawdziwy i niezwykle brutalny. Przez chwilę nie ruszam się, wpatrzona w plecy chłopaka. Widzę, jak napina wszystkie mięśnie. Nie odwraca się jednak w moją stronę, chociaż mam nadzieję, że to zrobi, więc w końcu postanawiam wstać i udać się do łazienki.
– Aha, dziękuję za koszulę – dodaję jeszcze, zanim opuszczam salon.
W odpowiedzi otrzymuję jedynie ciszę. Później po raz kolejny przerywa ją huk stawianego na stole kubka. Spoglądam w stronę chłopaka, krzywiąc się lekko.
– Mógłbyś to robić trochę ostrożniej? Głowa mi pęka.
Brunet nadal milczy, jedynie znów podnosi kubek i stawia go jeszcze głośniej. Zamykam oczy, gdy moje bębenki zdają się eksplodować. Kiedy znów unoszę powieki, odwracam się na pięcie i opuszczam pokój najszybciej, jak to możliwe. Nie rozumiem, o co chodzi Darayowi i czemu stał się taki złośliwy. Postanawiam, że zastanowię się nad tym trochę później, gdy będę w stanie normalnie funkcjonować.
Zimny prysznic nieco rozjaśnia mi w głowie. Już trochę szybciej potrafię powiązać ze sobą pojedyncze myśli, a nawet formułować dłuższe zdania. Czuję się też czysta. Włosy nie lepią się już od wymiocin i potu, a twarz nie sprawia wrażenia aż tak zmęczonej. Mimo wszystko postanawiam jeszcze nałożyć korektor, podkład, tusz i użyć kredki do oczu, zanim opuszczam łazienkę z mokrymi włosami. Normalnie nie przejęłabym się wyglądem podczas tak trudnego poranka, ale niemiła uwaga Daraya nieco mnie uraziła.
Kiedy wracam do salonu z ręcznikiem narzuconym na ramiona, chłopak siedzi dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam. Jego palce są niemal białe, tak mocno zaciska je na kubku z parującym napojem. Wpatruję się w mlecznobłękitne tęczówki, które uparcie unikają mojego wzroku. I wtedy to do mnie dociera. Daray jest wściekły. Naprawdę wściekły.
Niemiłe zachowanie chłopaka nagle zaczyna nabierać sensu. Głośne trzaskanie kubkiem, kąśliwe uwagi, ta cisza, brak ochoty na rozmowy. Nie rozumiem tylko, co właściwie zrobiłam. Przecież nigdy nie byłam specjalnie miła. Do tej pory bruneta jedynie bawiły moje uwagi. I to w taki sposób, że ja sama zaczynałam się irytować i czuć gorsza. Nigdy jednak nie wyzwoliłam w chłopaku tyle złości.
– Jesteś na mnie zły – wypowiadam swoje myśli na głos.
– Nie – odpowiada krótko. Jego ton zdradza jednak prawdę.
– Czemu?
Cisza. Znowu ta denerwująca cisza. Postanawiam pohamować zniecierpliwienie i z pozornym spokojem wyczekuję jakiejkolwiek odpowiedzi. Daray tymczasem nadal wpatruje się gdzieś przed siebie, byle tylko nie skierować wzroku na mnie. Jest to tak niedorzeczne, że w końcu staję tuż przed nim i kucam, aby moje oczy znalazły się na wysokości jego.
– Czemu? – powtarzam uparcie. – Czemu jesteś na mnie zły?
– Naprawdę nie wiesz? – odpowiada pytaniem na pytanie.
Przez chwilę się nie odzywam. Myślę. Właściwie to nie wiem, co mogłabym powiedzieć. Prawda jest taka, że rzeczywiście nie mam pojęcia, jakim cudem wyprowadziłam z równowagi tego chłopaka.
– Szczerze mówiąc to nie.
– No to super – mruczy pod nosem i upija łyk herbaty. W ostatniej chwili przytrzymuję jego dłoń, nim z hukiem zdąża odstawić kubek na stół.
– To znaczy rozumiem, że to musiało mieć związek z moją imprezą – zaczynam mówić, bojąc się, że bardziej rozzłoszczę chłopaka. Z jakichś niewiadomych przyczyn ten jego prawdziwy gniew, nie kpiące rozbawienie, sprawia, że czuję się źle.  – Na pewno chodzi o moją imprezę. Ale czemu? Bo nie dotrzymałam tej swojej obietnicy? Daj spokój, byłam pijana. Chyba nie można ode mnie wymagać, żebym w takim stanie trzymała się umów.
Powoli zaczynam sobie przypominać wszystko, co mówiłam, co obiecywałam. Moje zachowanie niespecjalnie różniło się od tego, co robiłam podczas poprzednich spotkań z Darayem.
– Nie chodzi o żadną obietnicę – irytuje się chłopak. Nieświadomie wyrywa mi rękę i głośno odstawia kubek na stół. Staram się nie skrzywić, gdy głowę przeszywa mi ból.
– No to, wybacz, ale nie rozumiem, w czym problem – odpowiadam już też nieco wyprowadzona z równowagi. – Może powiesz, o co cię obraziłeś, skoro najwyraźniej jestem za mało domyślna?
– Po prostu sądziłem, że jesteś inna.
Staram się nie wywrócić oczami. I o to ta cała kłótnia? Bo wydawałam się inna? To brzmi jak jakiś oklepany cytat z filmu. I co to właściwie ma znaczyć, że sprawiałam wrażenie innej? Przecież nigdy nie wyglądałam na grzeczną dziewczynkę i nie ukrywałam, że ciągle imprezuję, a szkoła mnie nie obchodzi.
– Wiesz, naprawdę myślałem, że widzę ciebie taką, jaką jesteś. Byłem pewny, że wcale nie pasujesz do tego swojego imprezowego towarzystwa. Może i lubisz się bawić, ale wyglądałaś, jakbyś dusiła się wśród tych wszystkich ludzi, jakbyś na siłę coś udowadniała. A potem, kiedy zabrałem cię do wesołego miasteczka i wydawałaś się taka normalna… Po prostu łudziłem się, że trochę cię poznałem, tę prawdziwą Miriam. Ale ona chyba nie istnieje. Wczoraj, a właściwie dzisiaj w nocy, nie byłaś pijana. Byłaś zalana w trupa. Skoro takie życie tak bardzo ci podoba, skoro byłaś tym tak bardzo zaskoczona i właśnie w taki sposób wymarzyłaś sobie spędzić swoje urodziny, to twoja sprawa. Chyba rzeczywiście przegram ten nasz głupi zakład, bo po prostu się co do ciebie pomyliłem. Jesteś taka sama jak te wszystkie twoje idiotyczne koleżanki.
– No chyba przesadziłeś! – wykrzykuję, czując, jak powoli ogarnia mnie gniew. Ostatnie zdanie Daray wypowiedział w taki sposób, jakby uważał, że moje koleżanki są kompletnie bezwartościowe, że ja też taka jestem. Że do niczego się nie nadaję. Że umiem tylko pić. Czy naprawdę sądzi, że jestem zwykłym śmieciem? Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu ta świadomość sprawia mi ból. – Uważaj, co mówisz o mnie i o moich koleżankach. Nie znasz ich. Mnie najwyraźniej też.
– No tak, najwyraźniej nie  – przyznaje, a słowa te wydają się być najgorszą możliwą obelgą.
– Jezu, wszystko przez to, że jesteś taki denerwująco grzeczny. Zrozum, w tych czasach wszyscy piją. To, że znajdzie się kilka wyjątków, jakiś wyrzutków społecznych, to nic nie znaczy. Wszyscy piją, palą albo imprezują. Taki już jest ten świat, tak to teraz wygląda. Twój kumpel, Tyler, jakoś nie jest świętoszkiem, a jego się nie czepiasz. To, że  ty nie umiesz się bawić w taki sposób, jak wszyscy, nie znaczy, że ja nie mogę.
– Świetny sposób na zabawę – parska z ironią. – Tak chciałaś spędzić swoje osiemnaste urodziny? Tak to sobie wymarzyłaś? Rzyganie na środku własnego salonu, gdy większość robi to samo albo jest już tak pijana, że nie umie nawet złożyć ci życzeń?
Te słowa bolą. Mimo tego, że nie mogłam się spodziewać dziwnego uczucia w moim sercu, ono jednak tam jest. Żal, ból i rozgoryczenie. Nie sądziłam, że przejmę się słowami chłopaka, który jest zbyt idealny, by pasować do rzeczywistego świata. A jednak, czuję, że coś we mnie pęka, że Daray uczynił mnie gorszą, bezwartościową. Sprawił, że poczułam się jak największa idiotka, dziewczyna, którą wszyscy inteligentni ludzie gardzą.
– No cóż, witaj w moim świecie. Tak u nas wygląda nastoletnie życie. Nie jest kolorowo, pogódź się z tym. Nie wiem, w jakiej idealnej krainie do tej pory żyłeś. W dzisiejszych czasach nie ma tortu i świeczek, jest wódka.
– To raczej smutne – wzrusza ramionami. Już dawno zdążył odwrócić wzrok, choć nie chciałam, by to robił. Nie wiem, czy próbował dać do zrozumienia, że brzydzi się na mnie patrzeć, czy może po prostu trudniej mu było nad sobą panować, gdy widział moje oczy. Teraz jednak na chwilę odwraca głowę, a jego mlecznobłękitne tęczówki znajdują się tak blisko, jak nigdy. – W takim razie wszystkiego najlepszego, Miriam. Dziś jest twój dzień.
Te słowa brzmią smutno, pogardliwie, ale też brutalnie prawdziwie. W milczeniu wstaję i opuszczam salon, a potem udaję się do swojego pokoju i głośno trzaskam drzwiami. Potrzebuję być sama. Nie chcę widzieć Daraya. Nie chcę go widzieć już nigdy więcej.
Roztrzęsiona opieram się o ścianę i powoli osuwam na podłogę. Przez chwilę tylko wbijam wzrok w jakiś bliżej nieokreślony punkt. Nie mogę uspokoić pędzących myśli i zbyt szybko bijącego serca. Zastanawiam się nad wszystkim, co tego dnia usłyszałam. Chciałabym mieć urodziny z tortem, ze świeczkami i z głośnym, zgodnie odśpiewanym „sto lat”. Kto to jednak widział, żeby królowa buntowników życzyła sobie nudnego przyjęcia. Przecież Miriam Carver nie obchodzi coś takiego, jak zwyczajne świętowanie osiemnastki. Przecież dla mnie liczy się tylko alkohol, papierosy i dobra zabawa. Udostępnienie więc w tym dniu swojego domu wydawało się najlepszym pomysłem. A jednak pojawił się ktoś, kto postanowił skrytykować taką postawę. Inni by się nie odważyli. Zresztą ludzie wydawali się przecież zachwyceni. Skoro dla mnie ta impreza z pozoru była świetna, wmawiają sobie, że dla nich też powinna. W szkole będą opowiadać, jak to się upili i ile śmiesznych zdarzeń miało miejsce. Ktoś wyzna ściszonym głosem, że udało mu się pocałować jakąś ładną dziewczynę tylko dlatego, że była pijana, ktoś inny z błyskiem w oku oznajmi, że wreszcie spróbował marihuany. A potem wszyscy uwierzą, że rzeczywiście nie mogli lepiej spędzić tego wieczoru. Będą wspominać pijackie zabawy, śpiewanie „sto lat” i uznają, że byłam szczęśliwa. Bo przecież byłam. I jestem, prawda?
W jednej chwili dociera do mnie brutalna rzeczywistość. Uświadamiam sobie, że Daray ma całkowitą rację. W głębi duszy zawsze o tym wiedziałam. Ale przecież nie mogę się zgadzać z jego poglądami. Gdybym powiedziała, że wcale nie chcę iść na kolejną imprezę, wyskoczyć na urodzinowe piwo czy zapalić następnego urodzinowego papierosa, wszyscy spojrzeliby na mnie jak na wariatkę. Jeśli oznajmiłabym, że jestem zmęczona i niezadowolona z poprzedniego wieczoru, zamiast uznać, że było świetnie, a wymiotowanie na środku salonu to doskonała zabawa, uznaliby, że dzieje się ze mną coś niedobrego. W końcu kto to słyszał, żeby popularna dziewczyna nagle zapragnęła spokoju, normalności, zwykłego dnia spędzonego w gronie zaledwie kilku osób a nie dwustu przypadkowych twarzy.
A potem, kiedy wiem już to wszystko, po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że nie mogę być taka jak Daray. Nie rozumiem, jakim cudem udaje mu się w ogóle funkcjonować w naszym świecie, jak to się stało, że nikt nie wypchnął go na margines. Przecież ten chłopak nie chodzi na imprezy, trzyma się z daleka od używek, a jednak wszyscy znają jego imię, wiele osób chce go poznać. To kłóci się ze wszystkim, co jest mi znane, a jednocześnie wiem też, że ja nie potrafiłabym być taka. Zresztą nawet nie mogłabym sobie pozwolić na podobne zachowanie. Muszę udowadniać wszystkim wokół, że nic mnie nie obchodzi. A może naprawdę tak jest? Nieważne, byleby tylko nie odsłonić duszy, byleby tylko nie być słabą. Przecież przetrwają tylko najsilniejsi.
Wyciągam z paczki papierosa. Nie mam ochoty na wciąganie dymu do płuc. Jak zwykle zresztą. Jakie to jednak ma znaczenie? Nie znam chyba nikogo, kto lubiłby palić. Jeśli ktoś twierdzi, że palenie sprawia mu przyjemność to albo już się uzależnił, albo po prostu kłamie. Patrzę na ludzi za oknem i zaciągam się raz za razem. Po chwili ciszę przerywa skrzypienie drzwi.
Powoli się odwracam i zauważam Daraya stojącego w progu. Wygląda o wiele spokojniej niż wcześniej, gdy zostawiłam go w salonie. Nie wiem właściwie, co mam mu powiedzieć, czy powinnam się na niego  dalej gniewać, czy może udawać, że cała ta sytuacja nigdy się nie wydarzyła. Nie zdążam jednak podjąć decyzji, bo chłopak siada obok. Wpatruje się we mnie uważnie i w jego tęczówkach dostrzegam zamyślenie, niemą prośbę o pozwolenie na dołączenie do mnie w tej chwili samotności. Wzruszam ramionami. Chłopak przyjmuje to z obojętnością.
– Co powiesz na pewną grę? – pyta po chwili milczenia.
– Jaką grę?
– Bardzo chcesz mnie zdemoralizować, a tymczasem ja chciałbym się dowiedzieć, czy rzeczywiście udało mi się ciebie zrozumieć. Chciałbym wiedzieć, czy poza tą dziewczyną, którą widziałem wczoraj na imprezie jest jakaś inna, prawdziwa. Ta, którą dostrzegłem kilka razy wcześniej.
– Co proponujesz? – pytam, nadal wpatrując się w okno.
Chłopak bez słowa wyjmuje mi papierosa z dłoni. Spoglądam na niego z irytacją. Jestem we własnym pokoju, udowadniam samej sobie, jemu i w ogóle wszystkim, że nic się nie zmieniło i że nadal łamię wszelkie zasady, a on postanawia mnie wychowywać? I to chwilę po wielkiej kłótni, której chyba żadne z nas do końca nie zrozumiało. Ku mojemu zdziwieniu Daray nie każe mi jednak zgasić papierosa ani sam tego nie robi. Unosi za to białą bibułkę do ust i powoli się zaciąga. Patrzę z nienaturalną fascynacją na kłęby dumy wydobywająco się z jego ust. Ten widok jest tak osobliwy, tak inny, że zastanawiam się, czy przypadkiem nie śnię.
– Ty chcesz mnie demoralizować, a ja mam kilka pytań. A więc co powiesz na to, że zasmakuję trochę twojego świata w zamian za każde pytanie?
– To zależy co masz przez to na myśli. Mogę cię zmusić do czegokolwiek? Do pójścia na imprezę za jedno z pytań? Na małą kradzież za kolejne?
– No nie przesadzajmy. Jeśli naprawdę wierzysz, że uda ci się mnie zmienić na gorsze, to tylko powoli. Na razie musisz się zadowolić jedynie paleniem papierosów.
Przez chwilę rozważam słowa chłopaka. Właściwie nie mam nic do stracenia. Cały czas pamiętam o naszym zakładzie. Już wcale nie zależy mi, żeby go wygrać. Po prostu nie chcę przegrać, nie chcę okazać się słaba. Równie dobrze żadne z nas może nie odnieść sukcesu, bylebym tylko ja nie była tą, która doświadczy porażki. Nie mam jednak ochoty spędzić urodzin w samotności, z okropnym kacem, kiedy wszyscy moi znajomi odsypiają imprezę. Poza tym wydaje mi się, że ta rozmowa jest sposobem Daraya na wyciągniecie do mnie ręki i zażegnanie porannej kłótni.
– Niech ci będzie. W takim razie czekam – wzruszam ramionami.
– Ok – chłopak rozsiada się wygodnie naprzeciwko mnie. Dziwnie się czuję, cały czas patrząc mu w oczy, ale lepsze to niż poranna rozmowa z jego plecami. – W takim razie pierwsze pytanie. Czy naprawdę podobały ci się twoje urodziny?
– Nie – odpowiadam bez chwili wahania. Wiem, że to jedno krótkie słowo sprawia, że moje życie wydaje się smutne. Mogłabym skłamać, ale nie chcę. Z jakiegoś powodu czuję, że powinnam być szczera. Może to dlatego, że Daray nie oszukuje, kiedy zaciąga się papierosem.
– Tak właśnie myślałem. Wolałabyś zwykłe przyjęcie ze słodyczami, głupim karaoke i wielkim tortem urodzinowym?
– Tak – odpowiadam. Tak właściwie wolałabym chyba nawet zwykły wieczór filmowy w towarzystwie dziewczyn i Tylera, ale tego nie mówię już głośno.
– Jesteś z siebie dumna, że właśnie mnie demoralizujesz?
Wpatruję się w chłopaka uważnie, gdy powoli zaciąga się papierosem. O dziwo nie krztusi się jak ktoś, kto pierwszy raz ma styczność z białą bibułką zawierającą nikotynę. Nie krzywi się też i nie oddycha z trudem. Dym powoli wypływa z jego ust i jest go tyle, ile być powinno. Najwyraźniej chłopak ma wrodzone predyspozycje do bycia palaczem.
            – Chyba tak – odpowiadam po chwili zawahania. Nie kłamię. Podoba mi się, że demoralizuję swojego korepetytora, bo dzięki temu mam szansę, że kiedyś to ja wygram nasz zakład.
            – Dobrze się bawiłaś w wesołym miasteczku?
            – Tak.
            – Lepiej niż na niektórych pijackich imprezach?
            – Tak.
            – Masz czasem tak, że wolałabyś obejrzeć jakiś film, zamiast iść na imprezę?
            – Tak.
            – Czy zachowujesz się tak, bo chcesz coś komuś udowodnić?
            – Przecież każdy z nas chce coś udowadniać.
            – Unikasz odpowiedz – mówi spokojnie. Jego oczy uważnie się we mnie wpatrują. Te wszystkie pytania coraz mniej mi się podobają. Szczególnie to ostatnie, o którym wolałabym zapomnieć.
            – Można tak powiedzieć.
            – To nadal nie jest odpowiedź. Ale niech ci będzie. I tak oboje ją znamy. Chcesz pokazać wszystkim, że jesteś zbuntowana, nieczuła i niereformowalna, bo boisz się, że zobaczą, jaka jesteś naprawdę? Boisz się, że kiedy poznają prawdziwą, zwykłą ciebie, przestaną cię akceptować? Albo, że ktoś cię zrani? A może ktoś już to zrobił i dlatego się taka stałaś?
            Nie odpowiadam. Trochę dlatego, że nie chcę, ale też z tego powodu, że nie jestem w stanie. Te wszystkie pytania są niczym ostrza powoli wbijane w moje ciało. Przyszpilają mnie coraz bardziej, sprawiają ogromny ból i powodują, że nie jestem w stanie się poruszyć, odezwać choćby słowem. Po raz kolejny odnoszę wrażenie, że Daray jakimś cudem zdołał zajrzeć w głąb mojej duszy. Nie rozumiem, jak on to robi. A może już od dawna znał prawdę. Może te pytania miały jedynie utwierdzić go w tym, czego był niemal pewien już od kilku tygodni?
            Milczę. Nie wiem, co odpowiedzieć. Nie chcę obnażać przed kimś swojej duszy. Mimo tego, że nikt prócz Daraya nie może mnie usłyszeć, a nie sądzę, by chłopak miał złe zamiary, nie mogę pozwolić na to, by ktoś poznał odpowiedzi na te pytania. To zbyt osobista sfera mojego życia, to właśnie te wszystkie sprawy, o których ciągle próbuję zapomnieć.
            Zastanawiam się, czy po prostu nie skłamać, ale podświadomie wiem, że chłopak nie dałby się oszukać. Jeśli to, co już wie, wyczytał z moich gestów, spojrzenia i wszystkiego, co widział, nie będę w stanie go zwodzić. Najwidoczniej brunet okazał się bardziej domyślny niż wszyscy otaczający mnie ludzie. On jedyny dostrzegł prawdę starannie skrywaną pod powłoką i wcale nie zajęło mu to dużo czasu. Nie mogę więc skłamać, ale nie chcę też mówić prawdy. Jeśli pokażę komuś tę część siebie, stanę się krucha i słaba.
            – Zbyt wiele pytań, Brytyjczyku – odpowiadam, unosząc jeden kącik ust. Moja dusza może drżeć, moje serce dygotać, a myśli niebezpiecznie wirować, ale zawsze potrafię panować nad wyrazem twarzy. – Zaciągnąłeś się tylko raz, masz więc jedno pytanie. Poza tym nie wiedziałabym, na które z tych zadanych odpowiedzieć.
            – W takim razie cofam je wszystkie – odpowiada spokojnie i zaciąga się po raz kolejny, choć nie musiałby tego robić. Wpatruję się w niego uważnie i zastanawiam, czy zrobił to, abym nie musiała odpowiadać. Czy wycofał się, bo nie chciał mnie ranić? Ale jeśli tak, jeśli tak łatwo potrafi mnie przejrzeć, to i tak wie już wszystko. Poza tym to oznacza, że nie potrafię przed nim nic ukryć. Jest dla mnie niebezpieczny. – Czy twoja mama kiedyś mocno cię zraniła? Czy to przede wszystkim jej chcesz coś udowodnić?
            W pierwszej chwili mam ochotę powiedzieć, że to są dwa pytania, że Daray po raz kolejny złamał reguły naszej gry. Ale już po chwili słowa przepełnione lekką drwiną zamierają na moich ustach. Nie są w stanie wybrzmieć, popłynąć w przestrzeń. Mogę jedynie rozchylić wargi. A potem nagle atakuje mnie jakieś potężne uczucie. Jest nieprzyjemne, oszałamiające i zwalające z nóg niczym największa fala wzburzonego oceanu. Dopiero po chwili dociera do mnie, że po prostu zrobiło mi się smutno. Tak bardzo smutno, jak nie było mi już dawno. Dziwnie jest myśleć, że w ogóle potrafię być przygnębiona. Wszyscy sądzą, że nic mnie nie obchodzi. Nie mogę więc się smucić. Tak często przed nimi udaję, że teraz nawet mnie samej smutek wydaje się czymś niezwykłym.
            Cisza się przedłuża. Przez chwilę wydaje mi się, że Daray zaraz zacznie mnie poganiać, powtórzy pytanie albo powie, że czeka na odpowiedź, bo przecież zaciągnął się papierosem. On spełnił swoją część umowy, więc dlaczego ja nie chcę zrobić tego samego? Wpatruję się w niego w całkowitym milczeniu, niezdolna do wypowiedzenia choćby jednego słowa. Jestem w stanie jedynie obojętnie się uśmiechać. Moja twarz potrafi ukryć wszelkie emocje, nad głosem nie mam jednak władzy.
            Nie wiem, co właściwie sobie wyobrażałam, zgadzając się na tę głupią grę. Przecież wiedziałam, że Daray nie zapyta o ulubiony kolor czy zespół muzyczny. Powinnam się spodziewać takich pytań – przenikliwych, precyzyjnych. O czym myślałam, gdy zawarłam z nim umowę? Chyba jedynie o tym, że wreszcie udało mi się nakłonić Daraya do jakiegoś niegrzecznego czynu. Jakby kilka zaciągnięć papierosem było warte obnażania własnej duszy. Przecież to nie ja wymyśliłam zasady. To on. On od początku miał przewagę. Powinnam była wyczuć podstęp. Jak zwykle okazałam się naiwna. Słaba.
            Czekam, aż wreszcie się odezwie, ponagli mnie. Może nie powie już nic, a jedynie będzie napawał się zwycięstwem. Wydaje mi się, że już dostrzegł ten bezmiar smutku skryty pod powłoką obojętności. Tak dobrze potrafi odczytywać moje gesty, jakby znał mnie od zawsze. Teraz na pewno jeszcze dokładniej zgłębił tę sztukę. Teraz moje wnętrze nie ma przed nim żadnych tajemnic.
            I kiedy tak czekam, aż pokaże mi, że wygrał, on po raz kolejny mnie zaskakuje. Zamiast coś powiedzieć czy uśmiechnąć się z satysfakcją, siada nieco bliżej i wyciąga w moją stronę rękę. Z początku nic nie rozumiem, ale już po chwili otacza mnie silne ramię. Sztywnieję na kilka długich sekund, jak zwykle czując się źle w styczności z kimś innym. W końcu dociera do mnie, że Daray wie. Wie o moim smutku, zna odpowiedzi na swoje pytania, a mimo tego nie zachowuje się jak zwycięzca. Pragnie jedynie mnie pocieszyć, sprawić bym poczuła się lepiej. Przez chwilę nie ma tego kpiącego rozbawienia, która jest niemal nieodłącznym towarzyszem chłopaka. Pozostaje tylko wsparcie i spokój.
            W końcu rozluźniam wszystkie mięśnie, wtulam głowę w zagłębienie na jego szyi i pozwalam, by jeszcze mocniej mnie objął. Siedzimy tak, wpatrując się w okno. Herbata w kubku Daraya stygnie, kolejni ludzie przechadzają się ulicą. Cisza w pokoju jest inna niż ta rano. Nie ma w niej nic niezręcznego czy niepokojącego. Wręcz przeciwnie – jedynie ciepło i opanowanie.

            Spędzamy w ten sposób jeszcze dłuższy czas. Kolejne godziny w dniu moich urodzin. I, co dziwne, wydaje mi się to jak najbardziej właściwe. 

6 komentarzy:

  1. Posprzątał po tej imprezie, choć nie musiał, oo. Dobry z niego... kolega? Przyjaciel? Sama nie wiem, jak go nazwać. Jej, ale to urocze, że tak się o nią zatroszczył i został. :) No, no... Palący Daray. Co prawda tylko raz się zaciągną, ale to i tak już dużo. Heh, a Miriam w końcu się przed nim otworzyła, co bardzo mnie cieszy. Na początku myślałam, że on się naprawdę poddał albo obrał jakąś nową taktykę, a tu nagle pomysł z tą grą, heh. Może z czasem wyciągnie od niej coś więcej. Trafił z pytaniem o matkę. Po jej reakcji można się domyślić, że rzeczywiście została kiedyś przez nią zraniona. Ciekawa jestem, w jaki sposób.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Ci powiem, że chce mi się mega spać i muszę jeszcze zrobić prasówkę na wos, jednak nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem tego rozdziału. Twój blog to chyba jedyny, na którym notki czytam zaraz po publikacji (gorzej z komentowaniem :/). Po prostu tak kocham historię Miriam, to, jak skupiasz się na jej emocjach i wewnętrznej przemianie... ech kocham kocham kocham <3
    Powiem Ci tylko, że trochę mnie ten rozdział dobił... rozkminiałam właśnie dzisiaj nad przyszłością (tak, powinnam przestać czytać antyutopie, ale co poradzę, bo je bardzo lubię) i zdałam sobie sprawę, że współcześni ludzie czasem są tacy zepsuci... teraz to już nawet piętnastolatkowie chodzą na podobne imprezy, upijają się w trupa, ćpają... i to niby dla zabawy. Ja tam nie chciałabym na osiemnastkę wielkiego tortu, karaoke czy czegoś w tym stylu, wystarczyliby moi kochani przyjaciele, jakiś dobry film, ich śmiech, rozmowy...
    Zaskoczyłaś mnie tym palącym Darayem! Tak sobie pomyślałam, że może on też jakiś czas temu był zdemoralizowany. Tyle tylko, że zrozumiał swoje błędy i przeszedł na "jasną stronę mocy" :3
    Pytania skierowane do Miriam faktycznie uderzyły w samo sedno. A to ostatnie... tak się spodziewałam, że dziewczyna nie odpowie. Jednak Daray i tak zna prawdę. Nie wie jednak konkretnie, co stało się pomiędzy pannami Carver.
    Co do początku... nie dziwię się, że Miriam nie wiedziała, o co chodzi. Nie dziwię się także zachowaniu Daraya. Na jego miejscu nie dość, że nie wytrzymałabym w tłumie rzygających nastolatków, pijanych, tańczących na stołach... a on jeszcze ich wygonił, wysprzątał. Muszę przyznać, że podziwiam go za odwagę.
    Końcówka magiczna :D Wzruszyłam się, serio :))
    Piszesz genialnie! Naprawdę uwielbiam opowiadania uderzające w tak realne problemy, a Ty w dodatku potrafisz w niezwykły sposób oddać emocje bohaterów. A teraz już kończę, bo zaraz zasnę przy laptopie i dostanę jutro kapę z wosu :3 Dobranoc :D I przepraszam za mój nieskładny komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Został i posprzątał <3 Kiedy Miriam otrząśnie się z tego swojego małego otępienia (bo wierzę, że w końcu się na to zdobędzie, zwłaszcza, jeśli Daray będzie przy niej czuwał), to będzie miała mu za co dziękować ;) Wcale nie dziwie się, że był zły i wiesz… to było na swój sposób interesujące widzieć go w takim stanie. Bo jak to Miriam spostrzegła, chociaż na co dzień bywa nieco złośliwy i ironiczny, to tutaj pojawił się w zupełnie nowym wydaniu – naprawdę wściekłego Daray’a. I ono było i intrygujące, i przerażające. A Miriam, jak to Miriam, jeszcze wszystko pogorszyła, ale ponieważ wszystko doprowadziło do tak uroczego zakończenia, to nawet tę początkową niedomyślność można jej wybaczyć ;) Zresztą, to było naprawdę naturalne w jej stanie.
    Już myślałam, że ją zostawi i sobie pójdzie, a tymczasem on, jak zawsze, nie zawiódł i tylko pozwolił jej trochę ochłonąć, by powrócić z propozycją gry. Od razu wiedziałam, że to będzie ciężka przeprawa dla Miriam. W końcu jeśli on w zamian za odpowiedź, musiał zapalić, to ta ,,gra” dla niej powinna być równie ciężka, jeśli nie cięższa (Daray dobrze wie, co robi:D). I tutaj, jak już przywołałam temat papierosa i Daray’a włącza się moja podejrzliwość. Zwłaszcza, że sama Miriam, gdzieś tam między wierszami, kiedy zadawane pytania nie wpłynęły na jej poziom rozkojarzenie aż tak znacząco, poczyniła uwagę o tym, że jak na osobę, która pierwszy raz ma do czynienia z taką formą psucia sobie zdrowia (no dobra, jestem stronnicza, ale należę do tych osób, które dymu tytoniowego po prostu nie znoszą), nieźle sobie poczyna. I tutaj znowu pojawiło się spostrzeżenie o tym, że tak naprawdę o Daray’u (i jego przeszłości) niczego nie wiadomo. Może jeszcze jakiś czas temu był zupełnie inny… kto wie… Swoją drogą usiłuję go sobie wyobrazić jako szefa ulicznego gangu, w takiej skórzanej kurtce, na motorze… albo jako zwyrodnialca kradnącego starszym paniom torebki… Nie, to do niego za nic nie pasuje. Więc chyba ta podejrzliwość jest przesadzona ;)
    I wspomnę jeszcze o tym, co sprawiło, że zamarłam na dobrych kilka chwil. Rany, końcowy fragment przeczytałam z pięć razy pod rząd i dopiero wtedy stwierdziłam, że na razie wystarczy. Ten moment, kiedy ją objął, a ona się w niego wtuliła… Obiektywnie rzecz biorąc, to nic wielkiego, ale jednocześnie coś, co w pewien sposób podsumowuje dotychczasową ich relację i pokazuje, że się do siebie przyzwyczaili. Nie mogę składnie i niechaotycznie opisać tego, co bym chciała wyrazić, więc chyba już zamilknę. Przez Daray’a znowu dzisiaj będę miała problem z zaśnięciem i na dodatek wyrzuty sumienia spowodowane po pierwsze rozkojarzeniem, które odejdzie dopiero rano, kiedy rzucę się w wir szkoły, a po drugie wyrzutami sumienia, że za bardzo ekscytuję się bohaterami opowiadań. Chociaż, jak mam przestać, skoro on jest taki… Chyba naprawdę lepiej zamilknąć ;)
    Rozdział cudowny. Od początku do końca.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie musisz usprawiedliwiać Miriam, przecież od razu widać, w jak okropnym stanie się obudziła, poza tym spójrzmy prawdzie w oczy, nie każdy z nas potrafi ciągle błyskać inteligencją, takie słabsze momenty to coś zupełnie normalnego. Ja i bez kaca, za to obudzona rano nie tylko jestem rozdrażniona, ale też nie umiem skojarzyć podstawowych faktów XD
    Absolutnie mnie nie zdziwiło, że Daray cały czas był w domu głównej bohaterki, najwyraźniej czuwając nad jej zdrowiem. Zaczekał, aż poczuje się w miarę stabilnie, po czym przeniósł ją na kanapę i przykrył, a kiedy ona sobie spała, ten wysprzątał dosłownie wszystko. Chyba tylko on byłby zdolny do czegoś takiego, bo nie ukrywam, może i zostałabym przy Miriam, ale na pewno nie posprzątałabym za nią tego całego syfu. Nie zdziwiło mnie również oschłe zachowanie chłopaka. Czego ona się spodziewała? Że rzuci jakąś kąśliwą, jednak wciąż zabawną uwagę, pogłaska ją po włosach, zrobi kawkę i sobie pójdzie? Ja to bym pewnie nakrzyczała na nią niemal od razu, zupełnie się nie przejmując tymi jękami o bólu głowy. Tak czy siak jakoś mi się spodobał taki wściekły, nieprzyjemny Daray. Serio, już zaczynałam myśleć, że nie da się go wytrącić z równowagi, a jednak ta jedna noc sprawiła, że puściły mu wszelkie nerwy. Może faktycznie Miriam trochę się nie popisała - mnie by było wstyd już za to, że ktoś musiał posprzątać cały bałagan, którego sama byłabym głównym powodem - w końcu złość Daraya była dość oczywista, no ale spójrzmy prawdzie w oczy, miała za sobą ciężką noc, zresztą nigdy jakoś specjalnie nie przejmowała się zachowaniem innych. Tak właśnie czułam, że Daray, który jako jeden z nielicznych potrafił wyciągnąć z Miriam te dobre cechy, tę wrażliwą stronę, w końcu uznał, że chyba nie da się walczyć z jej buntem. Na szczęście ta zmiana zdania nie trwała długo. Spodobało mi się, że wprowadził tę grę, dość osobliwą, ale na pewno to lepszy sposób na przekonanie Miriam do szczerości. Jasne, że wolałaby znacznie spokojniejsze urodziny. Alkohol to normalna sprawa, zwłaszcza przy takiej okazji jak osiemnastka, ale trzeba zachować umiar. Oczywiście, że w tym wesołym miasteczku świetnie się bawiła. Zamarłam, kiedy Daray zadał pytanie o matkę. Czekałam na odpowiedź, bardzo ciekawa, jak Miriam sformułuje swoje uczucia, ale ostatecznie nie przeszło jej to przez gardło. Gest chłopaka w odpowiedzi był naprawdę piękny <3 To cudowne, jak z biegiem czasu wytwarza się więź między tą dwójką, nawet jeśli są między nimi kłótnie i wściekają się na siebie nawzajem. Miriam może się wypierać, jednak widać, że polubiła Daraya i zaczyna go traktować jak prawdziwego przyjaciela. Zobaczymy, jak ich znajomość się rozwinie.
    Rozdział świetny, zresztą jak zawsze. Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta gra była totalnie głupim pomysłem ze strony Miriam, ale wydaje mi się, że podświadomie ona chciała się komuś wygadać i przed kimś obnażyć.
    Co do Daraya, to przyszło mi do głowy, że chłopak może palić, albo kiedyś palił, może nawet nadal pali nałogowo, tylko po prostu się z tym nie afiszuje i dlatego w szkole tego nie wiedzą i sama Miriam nie miała o tym pojęcia.
    Ja należę do osób co palą bo lubią, a nie bo muszą!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie rozumiem całkiem sensu tej gry. Że niby buch papierosa za możliwość zadania pytania. To już lepiej by było gdyby w butelkę zagrali i albo pytanie albo zadanie albo pozbycie się czegoś z ubrania. Takie pomysły jak ten Miriam to zwykle ma młodzież po alkoholu, po dużej jego ilości i sam spotkałem się z sytuacją, gdy chłopak ciął się po łapie, by móc się czegoś wywiedzieć o pewnej dziewczynie. Głupota totalna i blizny na całe życie, które potem zakrywał tatuażem.
    Daray może palić tak jak ja, czyli gdy naprawdę mocno się wkurzy lub dla towarzystwa lub gdy weźmie go ochota.
    Nadal nie rozumiem o co jest ten konflikt z matką. Jeśli o prywatną szkołę i to, że kobieta kupuje sobie ubrania za alimenty, to co mają powiedzieć dzieci, których rodzice przepijają rodzinne? Takich dzieci jest wiele, a po rozdawnictwie PIS-u tym więcej. Ludzie za 500+ zmieniają samochody na lepsze i kupują sobie modne ubrania a dzieci są bo są, po prostu.
    Wracając jednak do Miriam to nie wiem w jakim świecie ty żyłaś droga autorko, ale ja żyję w takim gdzie rodzice nie muszą, rodzice mogą. Pokieruję się przykładem, ja mam obowiązek zapewnić każdemu dziecku buty i kurtkę na zimę, ale nigdzie nie jest powiedziane, że kurtka ta musi być z Nike, a buty to Timberlandy. Mój syn kiedyś sobie zażyczył Air Maxy, skończyło się na tym, że musiał iść do ogrodnika zapieprzać, by do nich do łożyć, bo ja nie czułem konieczności, by spełniać zachciankę czternastolatka wartą prawie pół tysiąca. Miriam podobnie jak mój Kamil czuje się Bogiem i myśli, że wystarczy krzyknąć "należy mi się", a wszyscy niczym wierni na tacy zaczną znosić to czego hrabina sobie zażyczyła. Życie tak nie działa, a jeśli dla niektórych takie jest, to zazwyczaj przykro się to potem kończy.

    OdpowiedzUsuń