czwartek, 22 maja 2014

# Bunt: Rozdział 15. Bójka


Wychodzę ze szkoły w pośpiechu. Nie mam ochoty na wolny spacer, kiedy na dworze jest bardzo zimno. Staram się nie trząść, chociaż jednocześnie myślę, że cienki, raczej jesienny płaszczyk, nie był dobrym wyborem na ten dzień. Chociaż moje ciało przeszywają kolejne dreszcze, dostrzegam kilka pożądliwych spojrzeń chłopaków skierowanych w moją stronę i unoszę kącik ust. Nie wiem, czy ich reakcja spowodował ubiór, czy ogólnie moja osoba. Przecież wielu uczniów jest zaciekawionych zbuntowaną dziewczyną. Przywykłam już do takiego zachowania i udaję, że wcale nie dostrzegam posyłanych mi spojrzeń. Nikt jednak nie da się nabrać – mój krzywy uśmiech mówi sam za siebie.
Słyszę czyjeś wołanie. Z początku jedynie przyspieszam kroku. Jestem pewna, że to jedna z dziewczyn, z którymi często imprezuję. Wiele jest takich osób, z którym znam się dosyć dobrze i nawet potrafię normalnie rozmawiać. To jednak nie oznacza, że mam ochotę na zacieśnianie więzi.
Czuję, jak czyjeś palce zaciskają się na moim ramieniu. Prycham oburzona, bo takie zachowanie jest już bezczelne. Czyżby nie było widać, że nie mam ochoty na żadne rozmowy? Odwracam się poirytowana i dostrzegam, że przede mną stoją Susan, Mary i Amy.
– Jezu, nie każ mi za tobą biegać. Prawie się zabiłam na tym lodzie – wzdycha Susan i odrzuca na plecy swoje kasztanowe loki, które jak zwykle niezwykle połyskują. Powoli opadają na nie pojedyncze płatki śniegu, które mienią się niczym małe perełki.
– Nie wiedziałam, że to wy mnie wołacie. Myślałam, że to któraś z denerwujących dziewczyn – wzruszam ramionami.
– Naprawdę nie rozpoznajesz mojego głosu? – dziwi się Susan, ale jednocześnie nie wygląda, jakby się tym przejęła.
– Dobra, Susan, nie strój już fochów – wzdycha Amy.
– Wcale nie stroję fochów – irytuje się dziewczyna.
– Boże, wyluzuj trochę – przewraca oczami Mary. – Wiecznie coś ci nie pasuje.
– Zamknij się, Mary – mruży oczy dziewczyna. – Nikt nie każe ci się wtrącać.
Klnę głośno, wyrażając swoje znudzenie tą kłótnią. W jednej chwili wszystkie dziewczyny milkną i kierują wzrok na mnie. Susan nadal sprawia wrażenie poirytowanej, tak samo jak Mary i Amy, które za każdym razem, gdy zwracają dziewczynie uwagę, spotykają się z atakiem z jej strony.
– Naprawdę was nie rozumiem. Wiecznie kłócicie się o jakieś bzdury.
– Wcale nie kłócimy, tylko lekko się sprzeczamy, prawda dziewczyny? – pyta Susan, przytulając obie koleżanki i krzywo się uśmiechając. One również unoszą kąciki ust.
Powinnam już dawno przywyknąć do ciągłych sprzeczek. Zdecydowani nie jesteśmy typowymi koleżankami, które rzadko się kłócą i wiecznie są dla siebie miłe. Często przeklinamy i wszczynamy bezsensowne awantury, ale żadnej z nas to nie przeszkadza i raczej nie czujemy się urażone ostrymi słowami.
– No dobrze, co chciałyście?  – pytam, kiedy już upewniam się, że z tej wymiany zdań nie wyniknie żadna większa kłótnia.
– Co chciałyśmy? – prycha Susan. – To my od razu musimy coś od ciebie chcieć? Nie traktuj nas jak te wszystkie idiotki z imprez.
– Ok – wzruszam ramionami. Nie zamierzam przepraszać. Po pierwsze dlatego, że Mary ma rację – Susan wiecznie coś się nie podoba. Po za tym ja nigdy nikogo nie przepraszam. – Czyli rozumiem, że macie ochotę spędzić trochę czasu ze mną.
– No można tak powiedzieć – uśmiecha się Susan. – Chcemy wybrać się na piwo. Dawno już razem nie wychodziłyśmy po szkole. A przecież kiedyś szłyśmy do lasku po lekcjach prawie codziennie.
No tak, właściwie nie powinnam być zdziwiona. Odwiedzać kogoś bez alkoholu? Iść na spacer bez zahaczenia o monopolowy? Nie, w świecie, który mnie otacza, w czasach, które teraz nastały, trudno o spotkania towarzyskie bez alkoholu. I to nie tylko w mojej szkole, w każdej. Nie chodzi oczywiście o to, żeby się upić, ale, jak to się mówi, kulturalnie wypić jedno piwo. Nie znam chyba nikogo, kto przeczyłby temu schematowi. No chyba, że znajduje się na marginesie społecznym. Albo jest Darayem…
– Nie mogę – wzdycham, pragnąc pokazać, jak bardzo nie podoba mi się myśl, że nie pójdę z dziewczynami na piwo.  – Mam korepetycje za… – sprawdzam godzinę na wyświetlaczu komórki. – Właściwie to już za pięć minut.
Susan unosi brwi i spogląda na mnie jakoś dziwnie.
– Naprawdę, Miriam? Idziesz prosto do domu na korepetycje?
– Wiecie, niezbyt mam wybór. Jestem pod stałym nadzorem, odkąd okazało się, że ledwo zaliczę semestr…
– Jeszcze niedawno chwaliłaś się wszystkimi pomysłami na pozbycie się Daraya i zdenerwowanie matki, a teraz posłusznie wykonujesz ich polecenia? Trochę cię rozumiem, bo ten chłopak jest naprawdę przystojny, ale, do cholery, od kiedy to wolisz naukę od wyjścia z nami?
– Susan, wiesz, że to wcale nie tak – odpowiadam już nieco zdenerwowana. Na pewno widać złość kryjącą się w moim spojrzeniu.
– Ok, spokojnie, nie wkurzaj się. Po prostu nie sądziłyśmy, że będziesz taka uległa – mówi Amy, unosząc ręce niby to w obronnym geście.
– Stajesz się taka jakby trochę… świętoszkowata – dodaje Mary.
Zaciskam pięści tak mocno, że paznokcie wbijają mi się w skórę. Jestem pewna, że minie kilka długich minut, nim znikną czerwone półksiężyce. Może nawet pozostanie jakieś pojedyncze zadrapanie. Nie mogę uwierzyć w to, że moje koleżanki właśnie nazwały mnie świętą. Czy jest już ze mną aż tak źle?
Po chwili zastanowienia uświadamiam sobie, że nie. Nie opuściłam do tej pory ani jednej imprezy. I na pewno nie siedziałam na nich podpierając ścianę, ale upijałam się i wypalałam kolejne paczki papierosów. Mimo wszystko wiem, że koleżanki mają trochę racji. Zmieniło się coś we mnie. Zamiast uciec, jak to bywało wcześniej, posłusznie idę do domu. I chyba to najbardziej mnie irytuje – że słowa, które usłyszałam, są prawdziwe.
            – Słuchajcie – mówię, patrząc każdej z dziewczyn w oczy. Pewnie dostrzegają w nich iskrę złości, ale może to i lepiej. – Brytyjczyk jest na tyle uparty, że nie odpuszcza żadnej lekcji. Kiedy się wymykam, przychodzi do mnie w nocy i wtedy zmusza do rozwiązywania zadań. Naprawdę wolę mieć wszystko z głowy zaraz po szkole, a potem cieszyć się wolnym popołudniem i spokojną nocą. Jeśli chcecie, idźcie teraz same, a na drugie piwo możecie do mnie wpaść za dwie godziny. Albo poczekajcie i pójdziemy wszystkie razem, kiedy tylko skończę się użerać z Brytyjczykiem.
            Przez chwilę rozważam, czy dziewczyny nie uznają moich słów za głupią wymówkę. Nie wiem zresztą, czy korepetycje nie są tylko pretekstem. Nie mam teraz ochoty na piwo, naprawdę nie chcę na siłę go w siebie wlewać. Nie rozumiem, co się ze mną stało i czemu nagle tak się zachowuję. Od kiedy to wolę się uczyć, niż odprężyć wraz z koleżankami? Nie wiem, czy to Daray tak na mnie działa. Jeśli to jego sprawka, to naprawdę powinnam zacząć się obawiać przegranego zakładu. Pewnego dnia otworzę oczy i odkryję, że znajduję się na marginesie społecznym, a moje oceny są świetne.
            – No dobra, poczekamy – zgadza się Susan, a ja czuję ulgę. – Naprawdę odwiedza cię w nocy? Gdyby do mnie wpadł po zmroku taki przystojniak…
            – Jezu, my tylko rozwiązujemy zadania z matmy. Uwierz, nie ma w tym nic fajnego – przewracam oczami.
            – Na razie to tylko zadania, a może już niedługo celowo będziesz opuszczać wasze korepetycje, żeby wpadał w nocy… – dziewczyna unosi brwi, a ja posyłam jej poirytowane spojrzenie. Chwilę później wybuchamy śmiechem. Susan jest specyficzną osobą, ale mimo wszystko ją lubię i nie potrafimy długo się na siebie gniewać.
            – No dobra, to jesteśmy u ciebie za dwie godziny – mówi Mary i razem z Amy i Susan udają się w przeciwnym kierunku.
            Chociaż niby wszystko jest w jak najlepszym porządku, wcale nie czuję się dobrze. W głowie wciąż raz za razem rozbrzmiewają oskarżycielskie słowa. Stałam się uległa, święta? Może inni też to zauważyli. Może szepczą po kątach, że Miriam Carver powoli traci swoją pozycję zbuntowanej dziewczyny. Pewnie czekają, aż ktoś zajmie moje miejsce. Może na Susan? Tak, ona pasowałaby na nową ikonę buntu.
Zawsze lubiłam być obiektem plotek. To oznaczało, że ludzie zwracają na mnie uwagę. Choć wielu mnie nienawidziło, jeszcze więcej osób pożądało mojego towarzystwa, chciało mnie poznać, odczuwało potrzebę rozmawiania o mnie. A teraz? Czy teraz myślą w ten sam sposób czy może powoli dostrzegają, jak usuwam się ze świata popularnych? Może już nie dyskutują o mojej znajomości z Darayem, która, co dziwne, nikomu nie przeszkadza, ale wręcz pojawiło się wiele zazdrosnych o to osób. Może teraz jedynie uważnie obserwują, jak powoli znikam wśród tłumu zwyczajnych, nijakich uczniów…
            Wiem, że przesadzam i martwię się na zapas. Spoglądam prosto w oczy osobom, które mijam i widzę, że niektórzy uśmiechają się z radością, a inni witają się i pragną dłużej porozmawiać. Nic się nie zmieniło. Nadal chcą się ze mną zaprzyjaźnić, wciąż nikogo nie zraża moje nieprzyjazne spojrzenie i uniesiony kącik ust. Widocznie tylko koleżanki zaczęły coś zauważać. Ale tym nie powinnam się przejmować, skoro zdołałam je wyprowadzić z błędu.
            Jakby na jeden dzień byłoby mi jeszcze mało nieprzyjemnych zdarzeń, kolejną osobą, której patrzę prosto w oczy, okazuje się być Danielle. Nienawidzę tej dziewczyny chyba najbardziej ze wszystkich irytujących mnie osób. Widzę, jak mruży te swoje małe, zielone oczka, odgarnia farbowaną na rudo grzywkę. Danielle pewnie uważa się za świetną osobę. Popularną, lubianą i podziwianą przez wszystkich. I jak zwykle widać, że we własnym mniemaniu uchodzi za piękność. No cóż, jeśli ktoś lubi osoby z lekką nadwagą, za to z naprawdę dużym biustem…
            – Hej, Miriam – uśmiecha się. Naprawdę nie wiem, po co to robi. Czy chce udawać przed wszystkimi, że bardzo mnie lubi, bo mimo wszystko znajomość ze mną liczy się w szkole? A może po prostu to kolejny sposób na zirytowanie mnie?
            Odpowiadam chłodnym spojrzeniem. Nie próbuję kryć wrogości i braku sympatii do tej dziewczyny. Żadną tajemnicą jest, że się nienawidzimy. Po co silić się na fałszywe uprzejmości? Uśmiecham się krzywo, bardzo słodko i jednocześnie całkowicie nienaturalnie. Pewnie wyszedł z tego okropny grymas, bo Danielle lekko się krzywi.
            – A ty jak zwykle milutka – uśmiecha się drwiąco.
            – A ty jak zwykle wspaniała pod każdym względem – odpowiadam z aż nazbyt wyraźnym sarkazmem i sztucznym uśmiechem wciąż przyklejonym do twarzy.
            Nigdy nie próbuję udawać, że kogoś lubię. Zazwyczaj po prostu odwracam się i odchodzę, nie zaszczyciwszy irytującego rozmówcy choćby słowem. Ludziom niespecjalnie to przeszkadza. Wciąż przychodzą, jakby kompletnie niezrażeni moim okropnym zachowaniem. Tym razem mam ochotę wdać się w dyskusję. Trochę dlatego, że Danielle irytuje mnie najbardziej ze wszystkich osób, jakie znam, ale także z tego powodu, że pragnę udowodnić wszystkim, że wcale się nie zmieniłam. Nadal jestem tak samo złośliwa, tak samo niemiła.
            – Och, no tak, wiem, że mi zazdrościsz – Danielle nie traci nad sobą panowania. Zastanawiam się, czy jest na tyle głupia, by naprawdę wierzyć w swoje słowa.
            – Tak, bardzo. Wiesz czego najbardziej? Tego wianuszka chłopców, który zawsze się za tobą ciągnie – wskazuję ręką na przestrzeń za jej plecami. Oczywiście nikogo tam nie ma. Pewnie, zawsze znajdzie się ktoś, komu dziewczyna rzeczywiście się spodoba. Niektórzy po prostu lubią duży biust albo po prostu są dziwni. Ale w Danielle na pewno nie podkochuje się kilkanaście czy kilkadziesiąt osób, jak sama twierdzi.
            – Zawsze jesteś taką straszną suką – stwierdza i wzdycha z rezygnacją. Widzę jednak, że moje słowa ją zabolały. Teraz jest już mocno zdenerwowana.
            – Lepiej być suką niż dziwką – mówię, patrząc na jej ubranie. Legginsy opinające trzęsące się nogi i króciutka bluzka z ogromnym dekoltem na pewno nie sprawiają, że dziewczyna wygląda jak uosobienie cnotki. No i nie służy to też jej figurze.
            Oczy Danielle zaczynają podejrzanie błyszczeć i wiem, że udało mi się osiągnąć cel. Wpatruję się spokojnie w rudowłosą, ze skrzyżowanymi rękami i uniesionym kącikiem ust. Nie ruszam się z miejsca, bo nie czuję się ani trochę wyprowadzona z równowagi. Udowadniam samej sobie, że koleżanki nie miały racji, oskarżając mnie o bycie coraz bardziej świętoszkowatą.
            Danielle zaciska pięści i w jednej chwili uświadamiam sobie, co zaraz zrobi. Jestem nieco zaskoczona, ale na pewno nie przestraszona. Dziewczyna doskakuje do mnie z jakimś dziwnym wrzaskiem i zaczyna szarpać za włosy. Siła zderzenia jest tak ogromna, że tracę równowagę i przewracam się na ziemię. Czuję, że obiłam sobie łokieć i kość ogonową, dlatego z moich ust wydobywa się kilka przekleństw. Tymczasem Danielle nadal ściska w dłoniach kosmyki moich blond włosów i mocno je ciągnie. Takie zachowanie jest żałosne i aż nazbyt przypomina sceny z filmów. Przytrzymuję więc nadgarstki dziewczyny, ale wtedy nagle dostaję od niej w twarz.
            Wpatruję się w rudowłosą w osłupieniu, a ona tymczasem dalej ciągnie pasma moich włosów. Włosów, które bardzo lubię i o które dbam. Na pewno nie chcę, żeby ktoś wyrwał mi większość z nich. Poza tym pieczenie na twarzy staje się coraz silniejsze i sprawia, że ja również zaczynam się irytować. Kiedy dostaję jeszcze pięścią w brzuch, na chwilę tracę oddech. Kto by pomyślał, że Danielle ma tyle siły?
            Złość dodaje mi energii. Wbijam dziewczynie kolano w przeponę, aż na chwilę przestaje się szarpać i chyba nawet oddychać. Potem przekręcam ją na plecy tak, że to teraz ja znajduję się na górze. Trudno, żeby osoba o wzroście sto osiemdziesiąt miał problemy z pokonaniem kogoś, kto mierzy nieco ponad metr sześćdziesiąt. Danielle jednak się nie poddaje. Kopie wściekle i targa moje włosy. Kiedy czuję ból w piszczelu, postanawiam nie pozostawać dłużna. Ciągnę z całej siły za rudą grzywkę, a potem uderzam dziewczynę w twarz. Długi, gniewny pisk, sprawa mi satysfakcję.
            Zamierzam zamachnąć się po raz drugi, gdy ktoś obejmuje mnie w pasie. Wierzgam nogami, kiedy powoli zostaję odciągana od Danielle nadal leżącej na betonie. Mam ochotę jeszcze raz ją uderzyć.
            – Dosyć! – słyszę gniewny głos, który sprawia, że w jednej chwili przestaję się wiercić. Danielle powoli podnosi się z ziemi i spogląda na mnie z nienawiścią. Rusza prosto w moją stronę, chyba chcąc po raz kolejny zadać mi ból, ale osoba, która wciąż mnie przytrzymuje, wyciąga drugą rękę i powstrzymuje dziewczynę. – Ty też przestań!
            Daray niewątpliwie jest wściekły. Właściwie nie powinnam być zdziwiona. Skoro oburzają go imprezy, używki i wszystko, co nie przystoi przykładnym uczniom, bójki na pewno też nie są czymś, co chłopak toleruje. Nadal czuję pulsowanie na twarzy, piszczelu i swędzenie skóry głowy po tym, jak dziewczyna ciągnęła mnie za włosy.
            – Ona jest nienormalna – mówi Danielle, oskarżycielsko wskazując na mnie palcem.
            – Z tego co widziałem, raczej nie leżałaś spokojnie, kiedy cię atakowała, prawda? – pyta Daray. Jestem pewna, że właśnie unosi brwi. Zadziwiające, że w takiej chwili ma ochotę na kpiny. – Nie sądzę, że będziecie chciały to komuś zgłaszać, bo obie jesteście tak samo winne. Przeproście się i zapomnijcie o sprawie. Nie musicie się lubić, ale na przyszłość nie skaczcie sobie do oczu, bo nie zawsze znajdzie się ktoś, kto was rozdzieli.
            Danielle mruczy niewyraźne pod nosem coś, co chyba ma uchodzić za przeprosiny. Odwdzięczam się tym samym, prawie nie otwierając ust, aby słowa zlały się w niewyraźny bełkot. Potem posyłamy sobie jeszcze niezbyt przyjazne spojrzenia i odchodzimy każda w swoją stronę. Zastanawiam się, czemu właściwie posłuchałyśmy Daraya, jakby był nauczycielem albo naszym rodzicem.
            – Co to miało być?! – pyta chłopak, gdy Danielle nie może nas już usłyszeć. Najwyraźniej nadal jest wściekły.
            – Sprowokowała mnie – mówię, wzruszając ramionami. Brunet wcale nie musi wiedzieć, jak wyglądała cala ta sytuacja.
            – Sprowokowała? Miriam, słyszałem waszą rozmowę. To ty prowokowałaś ją.
            – Tylko, że nie kazałam jej się na mnie rzucać. Mogła mi się jakoś odgryźć i wcale bym nie była zdziwiona. Ale bić mnie…?
            – No wiesz, nie każdy ma takie mocne nerwy. I co chciałaś w ten sposób osiągnąć? Po co była ta cała kłótnia? Nie mogłaś jak zwykle po prostu odwrócić się i odejść?
            Milczę. Co niby mogłabym powiedzieć? Przecież nie przyznam, co chciałam udowodnić. Nie mogę dopuścić, by Daray dowiedział się, jak bardzo dotknęły mnie słowa koleżanek. Jeśli to do niego dotrze, uświadomi sobie, że ma nade mną przewagę, że powoli mięknę i staję się uległa.
            Już nie, przypominam sobie nagle. Już nie jestem słaba. Może nigdy nie byłam. W każdym razie zdołałam dowieść, że nigdy się nie zmienię.
            Z ust chłopaka wydobywa się nagle przekleństwo. Wypowiada je tak cicho, że nie jestem pewna, czy się nie przesłyszałam. Spoglądam na niego, nie kryjąc zdziwienia, a on wzdycha przeciągle.
            – Chciałaś mi pokazać, jaka jesteś niereformowalna?
            – Wcale nie – zaprzeczam, chociaż wiem, że jest to bezsensowne.
            – Nie wierzę. Zachowujesz się jak dziecko. Małe, rozwydrzone dziecko.
            Nie odpowiadam. Te słowa mnie zabolały. Mam ochotę powiedzieć „wcale nie” i skrzyżować ręce na ramionach, ale wtedy uświadamiam sobie, że to jeszcze bardziej utwierdziłoby Daraya w jego przekonaniu.  Zamiast tego postanawiam milczeć. Skoro chłopak ma zamiar mnie obrażać i zachowywać się jak wszystkowiedzący dorosły, nie zaszczycę go już ani słowem.

            – I co, będziesz się nie odzywać w nieskończoność? – pyta chłopak, siadając wygodnie na krześle przy biurku. Przed nami leży otwarty podręcznik do matematyki i zeszyt, w którym tego dnia nie rozwiązałam ani jednego zadania.
            Wiem, że właśnie pokazuję, jak bardzo uraziły mnie słowa chłopaka, ale chwilowo kompletnie mnie to nie obchodzi. Proszę bardzo, niech wie, że nie pozostałam obojętna na jego uwagi. Nie mam ochoty na naukę, nie po tym, jak Daray mnie obraził. Jak na razie nie zaszczyciłam go ani słowem. Siedzę przed laptopem i marnuję czas, bezsensownie błąkając się po różnych stronach internetowych. Daray przypatruje się wszystkiemu ze spokojem i lekkim rozbawieniem, które złości mnie jeszcze bardziej.
            W końcu chłopak zamyka laptopa. Posyłam mu spojrzenie pełne złości, ale on na ten widok jedynie przestaje ukrywać rozbawienie, które teraz jest już w pełni zauważalne w jego mlecznobłękitnych tęczówkach.
            – Skoro nie chcesz siedzieć nad książkami, mam lepszy sposób na naukę. Choć, spodoba ci się.
            Siedzę w miejscu, wciąż obrażona. Teraz naprawdę zachowuję się, jakbym miała co najwyżej dziesięć lat, ale chcę, by chłopak mnie przeprosił. Coraz bardziej zaczynam się jednak obawiać, że to może nigdy nie nastąpić.
            Daray ciągnie mnie za rękę, a ja z ociąganiem podnoszę się z krzesła i ruszam za nim. Tym razem nie czuję się zawstydzona faktem, że splótł ze sobą nasze palce. Może dlatego, że już przyzwyczaiłam się do jego bliskości podczas wspólnego oglądania filmów i ciągłych odwiedzin. Nadal jednak zaciskam usta, nie kryjąc, jaka jestem zła.
            Zatrzymujemy się w kuchni. Chłopak puszcza moją rękę i podchodzi do szafek, z których zaczyna wyciągać poszczególne składniki. Nie wiem, co zamierza, skoro mieliśmy się uczyć, ale przypatruję się wszystkiemu z wyrazem zobojętnienia. Mimo wszystko zaczynam odczuwać zaciekawienie. Co to za dziwny sposób na naukę? Czy będziemy coś piec? Widok kuchni jak zwykle sprawia, że po moim sercu rozlewa się przyjemne ciepło.
            – No już, nie dąsaj się tak – śmieje się Daray.
Podchodzi do mnie od tyłu i przytula, opierając głowę na ramieniu. Czuję jego oddech na swoim policzku. Na początku sztywnieję, nie wiedząc, jak się zachować. Chłopak odsuwa się i gdzieś idzie. Słyszę jedynie kroki na podłodze. Po chwili zagłuszają je inne dźwięki. Na początku wprawiają mnie w zdumienie. Daray właśnie puścił jedną z płyt irlandzkiego zespołu.
Znów do mnie podchodzi i staje tak, że muszę patrzeć mu prosto w oczy. Uśmiecha się lekko, choć jak zwykle nieco kpiąco i wtedy czuję, że nie mogę się na niego dłużej gniewać. Szczególnie, że właśnie moje bębenki atakują kolejne tony bardzo pozytywnej piosenki. Unoszę kąciki ust w pojednawczym geście, a chłopak zaczyna się cicho śmiać.
– Wiedziałem, że nie jesteś w stanie długo się na mnie złościć.
– Nieprawda. Wszystko przez to, że włączyłeś tę płytę. Nie da się przy niej mieć złego humoru – odpowiadam, żeby nie pomyślał sobie, że potrafi tak łatwo skłonić mnie do przebaczenia.
– W takim razie zapamiętam na przyszłość – szczerzy zęby. – A teraz chodź, pokażę ci, co wymyśliłem.
W tym momencie rozpoczynają się najbardziej nietypowe, a jednocześnie też najlepsze korepetycje, w jakich kiedykolwiek uczestniczyłam. Daray stawia przede mną miskę i składniki na brownie, a potem zaczyna czytać treść jednego z zadań. Prosi, bym wymyśliła odpowiedni wzór do matematycznego problemu, a jednocześnie podaje mi pudełko z jajkami. Przez chwilę myślę, że nie zdołam skupić się na dwóch czynnościach na raz. Już kilka sekund później uświadamiam sobie jednak, że rozwiązanie znikąd pojawia się w mojej głowie. Odpowiadam bez chwili zastanowienia, a Daray wydaje się bardzo zadowolony. Najwyraźniej nie popełniłam żadnego błędu.
W ten sposób upływa kilkanaście minut. Wymyślam kolejne wzory, mieszając składniki. Czasami się mylę, bo przecież nie jestem matematycznym geniuszem. Idzie mi jednak lepiej niż zwykle, choć odpowiadam niemal bez zastanowienia. Daray jest dumny zarówno ze mnie, jak i z siebie, bo wpadł na taki świetny pomysł. Potem, kiedy w końcu wstawiamy ciasto do piekarnika, siadamy przy kuchennym stole, abym mogła rozwiązać zadania za pomocą wzorów, które ułożyłam. To idzie mi już trochę gorzej, ale chłopak jak zwykle jest zadziwiająco cierpliwy.
Czas płynie niezwykle szybko, co bardzo mnie dziwi. W końcu jeszcze nigdy wcześniej nauka nie wydawała się być tak przyjemna. Daray rzuca nieco złośliwe uwagi i zaczyna się ze mną sprzeczać. Czasami żartuje, a ja ze zdumieniem uświadamiam sobie, że śmieje się, gdy słyszę jego słowa.


– To jest pyszne – mówi chłopak, dokładnie oczyszczając talerz z resztek jedzenia. Odstawia naczynie na bok i klepie się po brzuchu. – I powiedz mi, gdzie ja teraz zmieszczę jeszcze nasze ciasto?
Wzruszam ramionami z lekkim uśmiechem i zadowolona odnoszę talerze do zmywarki. Daray nadal zachwyca się obiadem, który ugotowałam, kiedy on przyglądał mi się z uwagą i zadawał mnóstwo pytań, jakbym była zawodowym kucharzem, a on stażystą. Czuję się nieco dziwnie, słysząc tyle miłych słów, bo nieczęsto mnie ktoś chwali. Może dlatego, że słów matki nie mam ochoty słuchać, a oprócz niej moje kulinarne wyroby jada tylko tata i Melissa. Chociaż odnoszę wrażenie, że brunet przesadza z ilością komplementów, jego słowa sprawiają, że w sercu pojawia się niespodziewane ciepło.
– Mogę cię o coś zapytać? – odzywa się, gdy znów siadam obok niego, stawiając jeszcze tacę z ciastem i dwa talerze. Chociaż nie jestem pewna, czego chłopak może chcieć się dowiedzieć, kiwam głową na znak zgody. Przecież i tak zawsze w jakiś sposób poznaje odpowiedź. Zupełnie tak, jakby umiał zajrzeć do mojej głowy i odczytać wszystkie myśli. – Czemu ukrywasz, że naprawdę dobrze gotujesz? Myślisz, że znajomi by cię za to wyśmiali?
No tak, mogłam się tego spodziewać. Kolejne pytanie, na które wolałabym nie odpowiadać. Widocznie Daray potrafi zadawać tylko takie. Zastanawiam się nad jego słowami i nad tym, ile chcę mu powiedzieć, jak wiele jestem w stanie zdradzić. W przypuszczeniach mojego korepetytora jak zwykle kryje się prawda. Nie chcę, by ktoś wiedział, jak dobrze gotuję. Nie dlatego, że mogliby mnie wyśmiać. Przecież wiedzą, że i tak nie obchodzi mnie zdanie innych. Zresztą póki tyle osób mnie podziwia, nie znajdzie się zbyt wiele złośliwych, którzy postanowią ze mnie zadrwić. Chodzi o coś zupełnie innego.
Nie wolno mi pokazać, co potrafię, bo to mogłoby zmienić sposób, w jaki postrzegają mnie ludzie. Mogliby zauważyć, że cały mój świat to nie tylko imprezy i używki. A potem, gdyby zaczęliby dłużej się zastanawiać, dotarłoby do nich, że jeśli mam jakąś wielką pasję, wcale nie jestem kompletnie bezuczuciowa. Mogliby dotrzeć do tego, że w głębi duszy pozostaję słaba, uległa, że uwięziłam w klatce część osobowości, tę wrażliwą dziewczynę. Poznaliby prawdę kawałek po kawałku i w końcu, gdy wiedzieliby wszystko, mogliby mnie zniszczyć.
– To po prostu nie pasuje do mojego wizerunku – odpowiadam, nie chcąc skłamać, ale jednocześnie starając się nie powiedzieć wszystkiego, co właśnie kłębi się w mojej głowie. – Zresztą ludzi raczej nie obchodzi, że spędzam wolny czas w kuchni.
– Myślę, że byłabyś zdziwiona, jak bardzo się mylisz. Z pewnością by ich zaciekawiło, że robisz coś poza ciągłym imprezowaniem i łamaniem zakazów.
Tego właśnie się obawiam…
Daray przypatruje mi się uważnie i po raz kolejny odnoszę wrażenie, że przejrzał mnie, wyczytał prawdę z moich oczu, gestów czy usłyszał coś więcej, co kryło się za tymi na pozór zwyczajnymi słowami. Czuję się nieswojo z tą świadomością, ale po chwili dociera do mnie, że przesadzam. Chyba po prostu zaczynam mieć paranoję. Daray niczego nie wie. To, że dziwnie się na mnie patrzy, jest bez znaczenia.
– Brytyjczyku? – zwracam się do niego, kiedy spoglądam na zegarek.
– Tak?
– Nie chcę cię wypraszać, ale chyba powinieneś już iść.
– Czemu? – pyta zdziwiony.
– Zaraz będą tu dziewczyny. No wiesz, wpadną na piwo – dodaję, gdy chłopak lekko się uśmiecha, najwyraźniej postanawiając zostać.
– A, no tak – jego uśmiech momentalnie znika zastąpiony czymś innym, czego nie potrafię rozszyfrować. – Rozumiem, musisz dbać o swój wizerunek…
Wzruszam ramionami. Oboje wiemy, że chłopak ma trochę racji. Jednak teraz, po spokojnym popołudniu, korepetycjach i gotowaniu, naprawdę mam ochotę zrobić coś, co pasuje do mojej buntowniczej natury. Dosyć już bycia grzeczną dziewczynką. Może wypicie jednego piwa nie jest czymś godnym podziwu, ale na pewno lepsze to, niż spędzenia całego dnia jak przykładna nastolatka.
– Aha, Miriam. – Jego głowa nagle zagląda do mojego przedpokoju, gdy już zamierzam zamknąć drzwi wejściowe. Posyłam mu zdziwione spojrzenie, nie wiedząc, czego jeszcze mógłby ode mnie chcieć. – Tylko nie zjedźcie całego ciasta.



***

Po pierwsze - prawdopodobnie podczas czytanie zauważyliście masę błędów, za co bardzo przepraszam. Teraz mam w szkole jakiś maraton, 3/4 testy na dzień, więc możecie sobie wyobrazić, w jakim jestem stanie. Jest godzina 21:39, muszę się nauczyć na kolejne dwa testy, a się czuję, jakby już było po północy. Starałam się sprawdzić ten rozdział, jak najdokładniej, ale momentami nawet nie do końca byłam pewna, co czytam. Jak będę trochę bardziej rozbudzona, to postaram się wprowadzić więcej poprawek.
No właśnie, ze względu na to, że najbliższe dwa tygodnie to będzie wieczna nauka do egzaminów, sprawdzianów i poprawek, to nie będę miała czasu na komentowanie Waszych blogów. Obiecuję wszystko czytać, ale do komentowania wrócę dopiero, jak już minie ten okropny okres w szkole.





6 komentarzy:

  1. Miriam jest niemożliwa, tutaj mówi, że nie obchodzi ją zdanie innych, a zaraz leje się z jakimś spaślakiem żeby udowodnić, że jest taka sama. Daray oczywiście jak zawsze wspaniały, takie całkowite przeciwieństwo Miriam.
    Jedno piwko jej nie zaszkodzi niech on już nie będzie taki do przodu z tymi zasadami. Nie mam zastrzeżeń xd
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, skaskował mi się komentarz i muszę jeszcze raz pisać, bo nie zdążyłam wysłać. :c Wiesz, że właśnie zniszczyłaś mój świat? :c Jestem marginesem, bon ie piję piwa, a jak już, to rzadko. oo. I co ja teraz zrobię? Hahaha. ;d Jezu, współczuję koleżanek. Jak można się tak kłócić o głupoty? Najgorsza to chyba Susan. Chociaż w sumie miała powód, by się przyczepić. Miriam mogłaby trochę przyjaźniej je traktować. Hahaha, świętoszkowata? Teraz pewnie na każdym kroku będzie się starała pokazać, że taka nie jest. Bójka z Danielle to nie był dobry pomysł. Mogła odpuścić, ale nie, ona musiała pokazać, jaka to jest zła i zepsuta. Ech... No, ale nie mogła przewidzieć, że zostanie zaatakowana. Dobrze, że Daray je rozdzielił. ;d W sumie to miał fajny pomysł na korepetycje. :) Przynajmniej przyjemniejsze były. :)) Ale szkoda mi go trochę, bo widać,że chce pomóc Miriam, a ona mu na to nie pozwala. ;c Powodzenia na testach. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, Miriam, Miriam, ależ ty jesteś uparta.
    Ta bójka tak naprawdę była kolejną próbą udowodnienia, jak wielką buntowniczką nadal jest. I wszystko tylko dlatego, że koleżanki wspomniały o tym, że mogła stać się ,,świętoszkowata". Swoją drogą, Susan i spółka są odrobinę przerażające. chociażby przez te ich bezsensowne kłótnie oraz podejście do życia i sposobu jego spędzania. O ile u Miriam, to maska, u nich wydaje się być czymś normalnym i to jest jeszcze straszniejsze.
    Ach, ten Daray, zawsze w odpowiednim miejscu. Swoją drogą poza całym mnóstwem zalet, okazał się po raz kolejny bardzo kreatywny - korepetycje przy gotowaniu to dość innowacyjny pomysł, ale za to jaki skuteczny (zwłaszcza w przypadku Miriam)!
    Powodzenia ze wszystkim! Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak w zasadzie na pierwszy rzut oka faktycznie nie widać tych drobnych zmian, które zachodzą stopniowo w zachowaniu Miriam. Dla postronnego obserwatora wszystko wygląda tak samo, panna Carver nadal jest pewną siebie buntowniczką, która nie zważa na żadne zasady i może robić, co jej się żywnie podoba, tym bardziej, że wiąże się to z uwielbieniem jej osoby. Amy, Susan i Mary jednak mają z nią bliższy kontakt, dlatego zauważyły, że nasza bohaterka nieco... spotulniała. Nie nazwałabym jej świętoszkowatą, jak zrobiła to Mary, bo do takiego określenia naprawdę wiele jej brakuje, ale mimo wszystko Miriam coraz częściej przyłapuje się na tym, że pokornie słucha, co ktoś do niej mówi. Ona sama ma tę ognistą stronę swojej natury, jednak przeważają w niej cechy znacznie łagodniejsze, co zaczyna teraz wychodzić na powierzchnię. Oczywiście musiała dopilnować, żeby nikt inny tego nie dostrzegł, należało również uśpić czujność swoich koleżanek, dlatego zgodziła się na to piwo. Ech, niby Miriam jest taka niezależna i przebojowa (a raczej stara się być), a jednak bardzo łatwo ulega presji otoczenia. Wydaje mi się, że chociażby taka Susan doskonale o tym wie.
    Ta cała scena z Danielle została wprost koncertowo rozegrana. Nie żebym się specjalnie cieszyła, że obie dziewczyny zaczęły się okładać jak jacyś nabuzowani testosteronem faceci, ale jakoś tak przyjemnie mi się o tym czytało XD Chociaż wcale nie jestem dumna z Miriam, która cały czas prowokowała swoją rywalkę, a potem bez zastanowienia odparła bezpośredni atak, to jednak stoję całym sercem po jej stronie. Nienawidzi Danielle od zawsze, ale jakoś nie wchodziła jej w drogę, wolała mijać rudowłosą bez słowa, ewentualnie posyłając jakąś kąśliwą uwagę czy mordercze spojrzenie. To Dani nagle zapragnęła rozpocząć rozmowę i tę bezsensowną potyczkę słowną, która bardzo szybko zmieniła się w rękoczyny. Poza tym cały czas pamiętam o zachowaniu tej rudej szmaty (przepraszam za wyrażenie) z KNJ, więc tutaj mój sąd był dość oczywisty. Szczerze mówiąc czułam, że to Daray zainterweniuje i rozdzieli dziewczyny, zaskoczyła mnie tylko jego gwałtowna reakcja i reprymenda, którą udzielił Miriam. Był naprawdę wściekły, nie spodziewałam się tego po nim. Cieszę się jednak, że złość szybko mu minęła, zresztą wcale nie zrezygnował z korepetycji, tylko poszedł z Miriam do jej domu. Co prawda ona sama próbowała odegrać rolę obrażonego na cały świat dziecka, ale Daray jak zwykle wiedział, jak zmiękczyć jej serce i sprawić, żeby zaczęła z nim współpracować. Uśmiechałam się jak głupia do monitora, kiedy razem przygotowywali brownie, jednocześnie wykorzystując zajęcie do nauki matematyki. Wiesz, zamierałam za każdym razem, kiedy Daray dotykał Miriam, chociażby wtedy, gdy ją przytulił w kuchni. Cały czas czekam, aż coś się między nimi wydarzy... Wiem, że to może trochę za szybko, tym bardziej, że Miriam wyraźnie nie jest przyzwyczajona do okazywania sobie cieplejszych uczuć (za wyjątkiem jej ojca), ale i tak będę temu kibicować i wypatrywać tego momentu :D
    Mnie osobiście rozdział bardzo się podobał. Poza bójką z Danielle nie wydarzyło się nic specjalnego, ale to dobry rozwój akcji, a przede wszystkim podsycenie ciekawości czytelnika w związku z głównymi bohaterami.
    Powodzenia w szkole <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje mi się, że wzrost nie czyni aż takiej wagi w bójce, by od razu dawać przewagę. 180 a 160, to tylko 20 cm, to nie tak jak starcie dziecka z dorosłym, ale pewności nie mam. Zapytam męża jak się obudzi, bo aż mnie ten temat zaciekawił.
    Nauka po dziecięcemu? Serio? Ja nadal nie rozumiem po co on ją tak do wszystkiego zmusza, jakby naprawdę innych znajomych nie miał i dla uatrakcyjnienia swojego dnia chciał przebywać nawet z kimś kto go nie lubi choć ona nie do końca go nie lubi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja wam, miłe panie, odpowiem jako ten co z walkami ma sporo wspólnego (kiedyś byłem pięściarzem, obecnie już tylko trenerem). Z tą masą to jest różnie. Wiadomo, że ktoś wyższy, to zazwyczaj i masywniejszy, ma więcej wagi, więc ma większą siłę uderzenia, więcej tak zwanej mocy. Jednak w przypadku szarpaniny i babskiego ciągnięcia za kłaki nie ma to aż takiego znaczenia. Poza tym osoba niska, a przy tym też szczuplejsza może nadrobić szybkością, zwinnością. No i nawet w biblii jest przykład sprytu, gdy człowiek bez szans wygrał (Dawid pokonał Goliata).
      Opis w kuchni sprawił, że sam nabrałem ochoty na zjedzenie czegoś i po spacerku, bo aktualnie siedzę na ławeczce, chyba sobie zgrzeję pizzę, tak więc Asiu będziesz winna moich dodatkowych kilogramów (żartuję, nie odchudzam się).

      Usuń