Jest zimno. Trzęsę się, szczelnie
otulona ciepłym swetrem i przykryta kocem, tym samym, którym okrył mnie tata,
gdy zasnęłam podczas pierwszego dnia jego pobytu w Nowym Jorku. Wszystko minęło
zbyt szybko i nim się obejrzałam, stałam już na lotnisku, machając na
pożegnanie, dopóki samolot do Los Angeles nie wzbił się w powietrze. Została
tylko zwyczajna codzienność i obietnica taty, że odwiedzi mnie, jak najszybciej
będzie mógł.
Po raz kolejny moim ciałem
wstrząsają dreszcze. Nie powinnam być zdziwiona. W końcu jest środek zimy.
Styczeń powoli się kończy, ale został jeszcze luty i zimne początki marca.
Wzdycham i zaciągam się papierosem. Patrzę, jak dym unosi się coraz dalej, wraz
z parą wydobywającą się z moich ust. W pobliżu nie ma nikogo. Tym razem nie palę
na pokaz, aby udowodnić, jaka jestem zbuntowana. Robię to dla samej siebie.
Dlaczego – tego nie wiem. Może samej sobie też muszę coś czasem udowodnić, a
może po prostu palenie weszło mi w nawyk. Mimo tego, że nie znoszę mieć dymu w
płucach, da się przyzwyczaić do ciągłego unoszenia bibułki z nikotyną i
powolnego zaciągania się.
Słyszę kroki. Na początku szuranie
w przedpokoju, potem stukot czyichś butów na schodach. Wiem, że matka nie
wróciłaby tak wcześnie z pracy, z zakupów, od koleżanki czy z jakiegoś innego
miejsca. Woli jak najdłużej przebywać poza domem. I bardzo dobrze, zresztą nie
ma się czemu dziwić, w końcu zmieniam jej życie w piekło. Nie czuję z tego
powodu wyrzutów sumienia. Ma to, na co sobie zasłużyła. Tak jest dobrze, nie
wchodzimy sobie w drogę i całymi dniami w domu panuje spokój.
Przyszedł Daray. Wiem to, zanim
wchodzi do mojego pokoju, a potem na balkon. Zdążyłam się tak przyzwyczaić do
jego niezapowiedzianych wizyt, że czasami nawet nie zamykam drzwi wejściowych,
bo nie chce mi się schodzić na dół, aby je otworzyć. Brunetowi nie przeszkadza
moje lenistwo. Czuje się w tym domu zadziwiająco swobodnie.
– Brytyjczyku… – mówię na
powitanie, nawet nie odwracając się w jego stronę. Wiem, że i tak zaraz
usiądzie obok mnie.
– Amerykanko… – odpowiada,
szczerząc swoje białe zęby. – Znamy się już pół roku, a ty ani razu nie
wypowiedziałaś mojego imienia.
– I nie zamierzam. Wolę, kiedy
jesteś Brytyjczykiem.
Daray ma rację. Zawsze, naprawdę
zawsze nazywam go „Brytyjczykiem”, jakby to właśnie było jego imię. Nie, czemu
to robię. Z początku chciałam po prostu okazać moją pogardę do jego akcentu i
ogólnie do jego osoby. Teraz jednak chyba po prostu przyzwyczaiłam się do tego,
tak samo jak wszyscy moi znajomi. Chociaż Susan zasugerowała kiedyś złośliwie,
że nazywam bruneta „Brytyjczykiem”, bo dzięki temu zwracam się do niego inaczej
niż wszyscy i jestem wyjątkowa. Jakby właśnie na tym mi zależało…
– No tak, zapomniałem, że
uwielbiasz przystojnych chłopców z Wielkiej Brytanii i kochasz ich akcent.
Skoro lubisz nieustannie przypominać, że ja też do nich należę…
Odwracam się w jego stronę z
oburzeniem malującym się na twarzy, a on cicho się śmieje. Czuję wstyd na myśl,
że w tych słowach kryje się trochę racji.
– Znamy się już pół roku, a ty
nadal mnie irytujesz – uśmiecham się krzywo, złośliwie, jak dawna Miriam. Taka,
którą zobaczył po raz pierwszy w zabałaganionym pokoju. Teraz też nie panuje w
nim większy porządek. Właściwie nie lubię bałaganu, ale matka wprost go
nienawidzi, dlatego nigdy nie sprzątam.
– Oj, coś czuję, że zaraz
zirytujesz się jeszcze bardziej – mówi, wyciągając z plecaka podręcznik od
matematyki. Wzdycham przeciągle na ten widok. – No nie dramatyzuj. Znamy się
już pół roku, a ty nadal zapominasz, że jestem twoim korepetytorem?
Wzruszam ramionami. Nie mam ochoty
na naukę. Jak zwykle zresztą i Daray doskonale o tym wie. Ma jednak rację,
perspektywa spędzenie kilku godzin nad książkami irytuje mnie jeszcze bardziej
niż jego słowa. Mam nadzieję, że przynajmniej posiedzimy jeszcze trochę, a
dopiero potem zabierzemy się za rozwiązywanie nudnych zadań. Zaciągam się po
raz kolejny papierosem, pragnąc, żeby wypalał się bardzo wolno. Przynajmniej
będę miała wtedy pretekst, aby dalej siedzieć na balkonie.
Ku mojemu zdziwieniu, Daray wyciąga
dłoń w moją stronę. Właściwie na początku nie jestem zaskoczona, bo sądzę, że
po prostu jak zwykle chce mnie chronić przed używkami. Tymczasem on chwyta w
palce białą bibułkę. Zamierzam głośno zaprotestować, ale on tymczasem wprawia
mnie w osłupienie, zaciągając się powoli. Tym razem do niczego go nie
namawiałam, nie muszę w zamian odpowiedzieć na żadne pytanie. Daray sam wybrał
papierosa, sam tego chciał.
Szeroko otwieram oczy, widząc, jak
dym powoli rozpływa się w powietrzu. Daray, napotykając moje spojrzenie,
uśmiecha się lekko, ale nie potrafię zgadnąć, co może to oznaczać. Wyciągam z
paczki nowego papierosa, sądząc, że chłopak zaprotestuje i odda mi tego,
którego trzyma w ręce. Tymczasem brunet jedynie spokojnie obserwuje, jak
przybliżam zapalniczkę. Już po chwili dym z naszych ust miesza się ze sobą i
ulatuje coraz dalej.
Tak właściwie nie wiem nawet, co
mogłabym powiedzieć. Daray wygląda bardzo naturalnie z papierosem w ręce. Jakby
nie robił tego pierwszy raz. No tak, bo nie robi. Przecież już palił w mojej
obecności. Ale mimo wszystko nie pasuje mi to do jego postawy grzecznego
chłopca. Nie wiem, czy brunet chce mi zaimponować. Jeśli tak, to jest na dobrej
drodze, choć na razie nazwałabym to nagłe uczucie raczej szokiem niż podziwem.
Ale skoro Daray nagle z własnej woli zechciał zapalić, to może jednak wcale nie
okażę się tą słabszą. Może już niedługo zaprzestaniemy uczenia się matematyki.
Będziemy razem chodzić na imprezy, upijać się i palić. Może wtedy Daray będzie
dla mnie kimś takim jak Tyler, może zaczniemy tworzyć zgraną grupę.
W końcu pewnie on również opuściłby
się w nauce. Może nawet zacząłby potrzebować korepetytora. Opowiedziałby mu
wtedy, jak po kolei pozbywałam się swoich. Niektóre z moich metod mogłyby się
okazać dobre również i dla niego. Pewnie skorzystałby z nich, znalazłby też
własne. A potem opowiadałby przy piwie, jak udało mu się zniechęcić do siebie
kolejnego chłopaka w okularach, kolejną dziewczynę, która, mimo bycia
wyrzutkiem społecznym, wierzyła, że go odmieni, a potem on się w niej zakocha.
Z jakiegoś powodu ta myśl bardzo mi
się nie podoba. Nie świadomość, że Daray będzie należał do grona moich bliskich
znajomych. Nie chodzi o to, że wiele osób będzie się zastanawiać, jak osiągnął
to, co im się nie udało, jak trafił do kręgu zaufanych, w którym do tej pory
miejsce było jedynie dla moich trzech koleżanek i Tylera. Nie, martwi mnie
myśl, że Daray mógłby stać się taki jak ja. Nie pod względem imprez, ale pod
względem nauki. Nadal mam ochotę go zdemoralizować, pokazać, jakie ciekawe może
być życie. Nie chcę jednak, by ledwie prześlizgiwał się z semestru na semestr i
nie miał oporów przed okazywaniem pogardy nauczycielom. Nie wiem, co się ze mną
stało. Może to po prostu przykre wspomnienie, gdy dotarło do mnie, że nikt nie
uważa mnie za inteligentną, a może świadomość, że uczę się fatalnie na własne
życzenie, a nie dlatego, że nakłonili mnie do tego inni. Wiem tylko, że nie
mogę dopuścić, by Daray pod moim wpływem stał się taki sam.
Odpędzam od siebie bezsensowne
myśli. Jestem po prostu głupia. Daray nie opuści się w nauce tylko dlatego, że
mnie nie obchodzi szkoła. On chyba lubi się uczyć albo jest tak inteligentny,
że nie potrafi inaczej. Nie mam się więc o co martwić. Mogę za to zadbać, by
nie oburzał się tak na widok papierosów czy alkoholu i nie odmawiał przyjścia
na każdą imprezę. A jeśli tylko troszeczkę zacznie ignorować szkołę, to też nic
się nie stanie.
Spoglądam na chłopaka. Już prawie
skończył wypalać swojego papierosa. Nadal nie rozumiem, skąd ta nagła zmiana,
czemu zaczęły mu się podobać używki. Gdyby to chociaż był alkohol, gdyby Daray
polubił uczucie przyjemnego rozluźnienia. Ale on na własne życzenie truje się
dymem, którego nawet ja nienawidzę. Palę, bo zdążyłam przywyknąć, do tego
okropnego smaku. A on? Czemu on to robi?
– Naprawdę, nie musisz się na mnie
cały czas gapić – uśmiecha się złośliwie chłopak.
– Wcale się nie gapię – mruczę pod
nosem, oburzona tym stwierdzeniem.
– Nie no, nie ma sprawy. Możesz
patrzeć. – Odwraca w moją stronę twarz, jakby chciał mi ułatwić lustrowanie go
wzrokiem. W jego niezwykłych oczach kryje się rozbawienie. Spoglądam na szare
niebo i zdaję sobie sprawę, że nawet ono nie jest tak jasne, jak tęczówki
chłopaka.
– Nie, dziękuję. Po prostu zdziwiło
mnie to – mówię, wskazując głową na papierosa, z którego właściwie pozostał już
tylko filtr.
– To? Przecież masz w kieszeni całą
paczkę.
– Jezu – przewracam oczami. –
Jakbyś nie wiedział, o co mi chodzi.
– Po prostu zobaczyłem cię na tym
balkonie, znowu z papierosem w ręce i zacząłem się zastanawiać. Nie rozumiałem,
co w tym przyjemnego. I pomyślałem, że może muszę spróbować, poczuć, jak to
jest.
– I co? – pytam zaciekawiona.
– Papierosy są obrzydliwe. Ale jest
jakaś przyjemność w zaciąganiu się dymem. Pewnie masz takie poczucie, że robisz
coś wbrew innym i to ci się bardzo podoba. Tak sądzę – mówi, patrząc przed
siebie, a ja jestem zdumiona tym, że jak zwykle zdołał odgadnąć moje myśli.
– Czyli co, jednak cię nie
demoralizuję? – pytam nieco zawiedziona. W moim sercu pojawiają się
wątpliwości. A jeśli okażę się być słaba? Jeśli przegram i stanę się grzeczną
uczennicą?
– Nie mam pojęcia – mówi,
wyciągając mi z ręki papierosa i zaciąga się długo, a potem mi go oddaje. –
Sama musisz to ocenić.
Nie wiem, czy to miała być jakaś
bezsensowna prowokacja. Może w ten sposób chłopak chciał uśpić moją czujność,
udawać, że mam nad nim przewagę, by potem nagle zaatakować i ostatecznie
wygrać, kiedy niczego nieświadoma powoli zmienię się w stroniącą od imprez
dziewczynę.
Przewracam oczami. Od kiedy to we
wszystkim doszukuję się intrygi? Czy to przez zakład?
Daray spokojnie czeka, aż wypalę
papierosa. Przez chwilę mam wrażenie, że ponownie się zaciągnie, ale widocznie
ilość nikotyny jak na jeden dzień jest dla niego wystarczająca, bo tylko
obserwuje ulatujący dym. Kiedy kończę i wyrzucam niedopałek, chłopak wymachuje
mi wymownie przed twarzą podręcznikiem od trygonometrii. Wzdycham i udaję się
do pokoju. Właściwie trochę już zmarzłam, więc perspektywa opuszczenia balkonu
jest całkiem kusząca.
Następna godzina upływa nam na
rozwiązywaniu zadań. Jak zwykle popełniam mnóstwo błędów. Dziwię się, że Daray
ze mną wytrzymuje. Ja na jego miejscu ze znudzenia już dawno przechadzałabym
się po pokoju albo z niecierpliwością odmierzała minuty do końca nauki.
Najwidoczniej brunet lubi uczyć innych, a może po prostu świadomość, że jest
ode mnie mądrzejszy, sprawia mu przyjemność.
Kiedy za trzecim podejściem udaje mi
się rozwiązać ostatnie zadanie, unoszę ręce w gorę i wydaje z siebie triumfalny
okrzyk. Chłopak obserwuje mnie z cieniem uśmiechu błąkającym się po twarzy.
Jestem z siebie naprawdę zadowolona, bo wreszcie mogę odpocząć od nauki i
porobić coś przyjemniejszego. Ostatnie minuty były dla mnie istną katorgą i co
chwilę wymyślałam jakieś preteksty, żeby zagadać swojego korepetytora i
odwrócić jego uwagę od zadań.
– Nie sądziłem, że po godzinie
trygonometrii będzie cię rozpierała taka duma – uśmiecha się kpiąco Daray.
– Doskonale wiesz, że nie jestem z
siebie dumna. Cieszę się, że mam to za sobą – odpowiadam i z satysfakcją
odkładam zeszyt na półkę, jak to robię za każdym razem. – Powiedz mi,
Brytyjczyku, czemu zawsze uczymy się u mnie?
– A co, nie lubisz swojego domu? –
dziwi się chłopak.
Przyglądam się mu uważnie. Patrzy
mi prosto w oczy ze spokojem. Gdyby tego nie robił, pomyślałabym, że coś przede
mną ukrywa. W końcu znamy się już ponad pół roku i niemal codziennie się
widujemy, na korepetycjach lub też gdy chłopak po prostu ma taki kaprys. Mógłby
się okazać biedny albo bezdomny, ale jego ubrania z markowych sklepów
zdecydowanie na to nie wskazują. Nie sądzę, by był sens się nad tym
zastanawiać, skoro brunet nie wydaje się ani trochę zestresowany usłyszanym pytaniem.
Najwidoczniej po prostu nie lubi zapraszać do siebie gości. Albo świetnie czuje
się w moim domu.
– Lubię – odpowiadam na jego
pytanie. – Ale chciałabym kiedyś zobaczyć, jak to jest u ciebie. Tym bardziej,
że ty zdążyłeś poznać mój dom aż nazbyt dobrze – uśmiecham się krzywo, myśląc o
tym, jak chłopak bez skrępowania grzebie mi po szafkach, żeby zrobić herbatę
lub sprawdzić, czy zdoła znaleźć coś słodkiego.
– W takim razie może kiedyś cię
zaproszę – mówi i brzmi to nieco tajemniczo. Zastanawiam się, czy zrobił to
celowo. Daray uwielbia mnie irytować i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że
jestem osobą ciekawską i niecierpliwą. – A korepetycje mamy u ciebie, żebym
mógł cię przypilnować. I tak czasami zdarzało ci się uciekać, pamiętasz? Gdybyś
to ty miała przychodzić do mnie, byłoby jeszcze łatwiej.
– Oj nie przesadzaj. Nie miałeś ze
mną aż tak źle. Poza tym już nie jestem taka niegrzeczna – mówię, a w
odpowiedzi otrzymuję jego cichy śmiech. Sama również lekko unoszę kąciki ust.
Wpatruję się w chłopaka, w jego przymrużone, mlecznobłękitne oczy, oglądam
uważnie przystojną twarz, wysportowaną sylwetkę i markowe ubrania i jak zwykle
nie pasuje mi to do dobrych ocen i olimpiady matematycznej. – Właściwie mam
jeszcze jedno pytanie.
– Oj, dużo dzisiaj tych pytań –
wzdycha Daray i rozsiada się wygodnie na pufie, jakby szykował się na niezwykle
długą i męczącą rozmowę. Zanim to robi, musi zdjąć z niej kilka ubrań i jakieś
zeszyty. Na widok tej umęczonej miny, przewracam oczami.
– Powiedz mi, Brytyjczyku, jak ty to
robisz, że mimo twoich świetnych ocen i wiecznie nienagannego zachowania,
jesteś… no cóż, jesteś tak jakby… popularny?
– A więc uważasz, że jestem
popularny? – chłopak nachyla się w moją stronę z szerokim uśmiechem, a w jego
oczach lśni rozbawienie.
No tak, mogłam się spodziewać
takiej reakcji. Daray uwielbia chwilę, w których przyznaję, że jest w czymś ode
mnie lepszy lub chociaż na równi. Popularność to raczej powód do dumy, więc nic
dziwnego, że chłopak tak się ożywił. Ale mam całkowitą rację, wypowiadając to
pytanie. Daray niewątpliwie jest popularny i to od dawna. Nie chodzi nawet o
dziewczyny, które zachwyca przede wszystkim jego przystojna twarz i kpiący
uśmiech. Również chłopcy lgną do niego i chętnie spędzają z nim czas. Mimo
tego, że brunet dobrze się uczy, nikt się z tego powodu nie śmieje i wciąż
pojawiają się nowe zaproszenie na imprezy, jakby do ludzi jeszcze nie dotarło,
że Daray i tak nie zamierza na żadnej się pojawić.
– Wiesz, Miriam, tak całkiem serio
to myślę, że to trochę ze względu na mój wygląd. No bo chyba nie prezentuję się
jakoś źle, prawda? – szczerzy zęby, wiedząc, że nie zaprzeczę. – Poza tym nie
jestem jak typowy kujon. Nie boję się ludzi, nie mam problemów z nawiązywaniem
znajomości. I wydaje mi się, że zachowuję się tak jak wszyscy twoi znajomi, z
tym, że bez tej otoczki różnych nałogów i wiecznego przeklinania. Chyba tylko
tobie wydaje się, że aż tak bardzo różnię się od wszystkich popularnych ludzi w
twojej szkole.
– Przecież wiesz, że się od nich
różnisz. I to bardzo – wzdycham. – Popularne osoby niespecjalnie przykładają
się do nauki, wolą imprezować. Palą i piją, bo dzięki temu więcej ludzi ich
podziwia. Bawią się na imprezach, nie lubią się nudzić. Ty nie robisz żadnej z
tych rzeczy.
Daray wzrusza ramionami, najwyraźniej
kompletnie się ze mną nie zgadzając. Nie zamierzam się kłócić, bo wiem, że i
tak nie przekonam chłopaka do swoich racji. Zaczynam rozważać jego słowa. To
prawda, gdybym widziała Daraya w szkole po raz pierwszy, uznałabym go za
popularnego, imprezowego nastolatka Może rzeczywiście coś jest w stwierdzeniu,
że najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Może to, że Daray dobrze się uczy i
nie chodzi na imprezy, przy pozostałych kwestiach nie ma większego znaczenia.
Mimo wszystko trudno mi w to uwierzyć. Ja raczej nie byłabym specjalnie
lubiana, gdybym odrzuciła imprezy i używki.
– Poza tym potrafię się dobrze
bawić. Tylko w inny sposób – dodaje po chwili.
– No tak – uśmiecham się krzywo. –
Wesołe miasteczko to idealna rozrywka dla osób w naszym wieku.
– A ty jak zwykle o tym. I znów
pomijasz fakt, że bardzo ci się tam podobało.
– Wcale nie aż tak bardzo –
wzruszam ramionami, chociaż oboje wiemy, że kłamię.
– Nie? – pyta Daray, podchodząc i
spoglądając mi prosto w oczy, jakby chciał w nich znaleźć odpowiedź.
Jak zwykle podczas patrzenia na
jego tęczówki, zdumiewa mnie niezwykłość tego koloru. Zastanawiam się, ilu
ludzi o podobnych oczach spotkałam w swoim życiu. Zdecydowanie nie było ich
wielu. A jeśli już się jacyś zdarzyli, to mieli zazwyczaj jasne włosy. W każdym
razie na pewno nie aż tak ciemnobrązowe, prawie czarne, jak kosmyki Daraya.
Gdy chłopak nadal spogląda na mnie
z lekkim uśmiechem, nie mogę się powstrzymać i mierzwię mu włosy. Protestuje
głośno i łapie mnie za nadgarstki, a ja piszczę i wyrywam się jak mała
dziewczynka. W końcu oboje spadamy z łóżka, na którym wcześniej siedzieliśmy i
zaczynamy bawić się w coś, co raczej rzadko okazuje się być rozrywką dla
dziewczyn. Po prostu urządzamy sobie domowe zapasy. Często przepycham się w ten
sposób z Tylerem, gdy wszyscy obserwują mnie ze zdziwieniem, bo w końcu kto to
widział, żeby dziewczyna wierzgała kończynami i przewalała się po podłodze.
Darayowi w ogóle to nie przeszkadza i najwyraźniej świetnie się bawi. A może
nie jest zdziwiony, że podobają mi się takie rozrywki, bo jestem
nieprzewidywalną Miriam Carver.
Wiem, że nie mam szans wygrać.
Trudno mi równać się z osobą o sylwetce Daraya. Może i chłopak mierzy jakieś
pięć, najwyżej siedem centymetrów więcej niż ja, ale jest bardzo umięśniony no
i przede wszystkim nie jest dziewczyną. Jednak tak samo jak podczas
przepychanek z Tylerem, chcę jak najdłużej się nie poddawać, żeby pokazać jaka
jestem silna. Daray wydaje się zdziwiony moją wolą walki i ruchami, które
wykonuję. Wciąż nie może mnie unieruchomić, bo zwinnie wyślizguję się z jego
chwytów. Nie jest to trudne, bo zdążyłam się wiele nauczyć podczas podobnych
zabaw z Tylerem.
Oboje jesteśmy już mocno zmęczeni.
Daray lekko dyszy, ja robię to nieco głośniej, bo z pewnością te przepychanki
wymagają ode mnie więcej wysiłku. Wciąż nie ma jednak wygranego. Dla Daraya to
pewnie powód do wstydu, w końcu nie umie sobie poradzić z dziewczyną. Ja
tymczasem czuję zadowolenie.
Powoli opuszczają mnie siły, oddech
staje się coraz głośniejszy i pojawiają się trudności z wyślizgiwaniem się z
objęcia chłopaka. Daray też to dostrzega, bo na jego twarzy pojawia się szeroki
uśmiech. Mówię, że nie poddam się łatwo, ale mam świadomość, że idzie mi coraz
gorzej. Już tylko kilka ruchów dzieli mnie od przegranej.
I w końcu to się staje. Zostaję
całkowicie unieruchomiona. Twarz Daraya znajduje się tuż przy mojej,
niebezpiecznie blisko. Niezwykłe tęczówki są jeszcze bardziej widoczne. Czuję
ciepły oddech na swojej szyi i wiem, że przegrałam. Mimo wszystko rozglądam się
wokół, jakby w poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji.
– A ty ciągle walczysz – śmieje się
chłopak. – Uparta jak zawsze.
– Nie powinieneś być zdziwiony –
odpowiadam zadyszana. Serce bije mi niespokojnie po takim wysiłku.
Wciąż kręcę głową na boki i właśnie
wtedy dostrzegam coś dziwnego. Jakiś ślad, który równie dobrze może być tylko
złudzeniem. Daray zasłania mi niemal wszystko, więc możliwe, że po prostu coś
mi się przewidziało. Nieruchomieję, co chyba zaskakuje chłopaka.
– Ej, Brytyjczyku, wygrałeś. Możesz
mnie teraz puścić? – pytam, próbując jak najszybciej się podnieść. Ciekawość
przybiera na sile.
– No nie wiem. Całkiem mi się
podoba to przetrzymywanie cię – śmieje się, a ja przewracam oczami. Powinnam
już przywyknąć do tego typu żartów. – No dobrze, skoro już musisz… – wzdycha,
jakby naprawdę był zawiedziony, że przyszło mu się ode mnie odsunąć.
Pospiesznie siadam i uważnie
przyglądam się chłopakowi, a właściwie jego koszulce. Nie mówię ani słowa,
dlatego Daray po chwili zauważa, że intensywnie nad czymś myślę. Podąża za moim
wzrokiem, spogląda na brzuch i wybucha głośnym śmiechem.
– Zastanawiasz się, jak wyglądam
bez koszulki?
– Tak… To znaczy nie! – wykrzykuję
pospiesznie, gdy brunet unosi brwi. – Nie o to chodzi.
Przysuwam się do niego, nie
zważając na zdziwione spojrzenie, które mi posyła i unoszę lekko ubranie. I
rzeczywiście, okazuje się, że to nie były przywidzenia. Podczas wiercenia się w
stalowym uścisku Daraya dostrzegłam na dole, po prawej stronie jego brzucha.
Nie myliłam się. Jest tam. Wyraźny, niezmywalny i z pewnością prawdziwy.
Tatuaż. Przedstawia małego, rozgniewanego byka. Jest dobrze, naprawdę dobrze
wykonany, chociaż miejsce, w którym go umieszczono niekoniecznie mi się podoba.
Nie zamierzam się jednak zastanawiać nad tym, czemu Daray wytatuował sobie byka
i dlaczego akurat w takim miejscu. Nurtuje mnie przede wszystkim, czemu w ogóle
zrobił coś takiego. Grzeczny, przesadnie świętoszkowaty Daray postanowił mieć
tatuaż i to najpewniej zanim skończył osiemnaście lat?
Chłopak chyba nie jest zadowolony, że
odkryłam jego mały sekret. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo jakiś cień
przemyka po jego twarzy. Już po chwili skrywa go ignorancki uśmieszek. W tym
momencie zaczynam się zastanawiać, ile już razy ten uśmiech maskował prawdziwy
nastrój Daraya, tak jak moje uniesienie kącika ust ukrywa wszelkie słabości i
emocje.
– No proszę, jednak nie jesteś taki
grzeczny, jak myślałam – uśmiecham się lekko.
– Widzisz, najwyraźniej wielu
rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz – odpowiada na pozór swobodnie.
Uświadamiam sobie, że ma całkowitą
rację. Tak naprawdę nie wiem o nim zbyt wiele. Nigdy nie widziałam jego domu,
nie słyszałam o jego rodzinie, nie rozmawialiśmy o jego przeszłości. Nie wiem
nawet, czemu przeprowadził się z Wielkiej Brytanii. Właściwie sama o sobie też
nie wiele mówię, a większość tego, co wie Daray, to rzeczy, które wyczytał z
mojego spojrzenia i gestów. Ten tatuaż sprawia, że korepetytor intryguje mnie
jeszcze bardziej. Pragnę dowiedzieć się o nim jak najwięcej, odkryć wszystkie
tajemnice, które próbuje ukryć za kpiącym uśmiechem.
W mojej głowie pojawia się jeszcze
jedna myśl. Sprawia, że lekko unoszę kąciki ust i czuję przypływ satysfakcji.
Skoro Daray ma tatuaż i w dodatku wypalił ze mną dzisiaj papierosa, to może
wcale nie jest taki idealny, jak mi się z początku wydawało?
***
Chyba nie myśleliście, że Daray
naprawdę jest ideałem? Co prawda niewiele mu do niego brakuje, ale Brytyjczyk
ma wiele swoich małych i większych tajemnic i Miriam wreszcie zaczęła to
dostrzegać.
Wreszcie skończyło się to całe
zamieszanie z egzaminami i oficjalnie koniec z nauką aż do września, dlatego
dzisiaj wstawiłam nowy rozdział. Mam nadzieję, że teraz nie będzie już takich
długich przerw. Wydaje mi się też, że skomentowałam wszystkie posty, które pojawiły
się na Waszych blogach w ostatnim tygodniu. Jeśli o kimś zapomniałam, to może
się upominać i na pewno się poprawię :))
Mnie też zaczął o wiele bardziej intrygować. Coś musi z nim być, coś z jego przeszłości i chyba nie będzie za dobre.
OdpowiedzUsuńA co do Miriam i Darraya to PRAWIE SIE POCALOWALI!!!!! Tak Luckily wiecznie czeka na jedno xd
Ta ich zabawa była wspaniałą nie wiem dlaczego ale miała dla mnie jakiś wyjątkowy urok ;)
Miriam, Miriam, Miriam może w końcu przestanie spełniać wymagania bytu popularności? Może pokaże w końcu prawdziwą siebie jeszcze komuś prócz Darraya?
Nasz grzeczny, ułożony chłoptaś zaczyna się buntować? Spaliłam papierosa i ten tatuaż rawr hahahha Buntuje się!
Pozdrawiam i życzę weny!
Nie wiem czy widziałaś na krainie marzeń, ale mam nowego bloga, mam nadzieję, że odwiedzisz go i będziesz ze mną tak jak przy innych blogach :)
www.oczekiwanie-na-cud.blogspot.com
Dyskusja o papierosach była chyba moją ulubioną częścią tego rozdziału. Lubię takie rozmówki w opowiadaniach, pokazują lekkość pióra autora.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. (Sinusoida-Emocji)
Minęło już pół roku znajomości Miriam i Daraya? A wydaje się, że upłynęło zaledwie kilka tygodni... Wiem, że może jestem zbyt monotematyczna, ale trochę mi szkoda, że po sześciu miesiącach nie wydarzyło się pomiędzy nimi nic większego. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że już samo tolerowanie Brytyjczyka przez Miriam to spore osiągnięcie - właściwie zaczęli się przyjaźnić - ale już chyba zawsze będę czekała na jakiś romantyczny moment, nawet jeżeli wcale go nie planujesz :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie brałam Daraya za idealnego, bo nikt ideałem nie jest, nawet on. Ten jego gest z zapaleniem papierosa specjalnie mnie nie zdziwił. Wiem, że ma swoje wady i wbrew pozorom nie zawsze zachowuje się jak wcielenie dobrych manier, jednakże po prostu się nie spodziewam, że nagle zacznie się opuszczać w nauce, rzuci się w wir imprez, na których będzie się upijał do nieprzytomności czy np. zacznie wykorzystywać dziewczyny. Nie jest taki, to wszystko. Lubi się zabawić, czasem zaszaleć, miewa też spontaniczne pomysły, jednak w głównej mierze to po prostu inteligentny, poukładany chłopak, a czasem takiego trzeba ze świecą szukać. Zresztą jego niezwykłość najbardziej podkreśla to, że Miriam już nie unika jego wizyt, wręcz na nie czeka, a chociaż wciąż narzeka na korepetycje, już bez większych ceregieli zgadza się, żeby poślęczeć trochę przy matematycznych zadaniach. Dzięki temu widać, jak wielki wpływ ma na nią Daray i jestem przekonana, że to zaledwie początek.
Uśmiechałam się jak głupia do sera, kiedy bohaterowie tarzali się po podłodze i szamotali się w atmosferze śmiechu i ogólnego rozluźnienia. Lubię, gdy Miriam jest taka naturalnie radosna, w tak prostych sytuacjach opada z niej ta maska twardej, wręcz zimnej dziewczyny, tylko jest zwykłą, sympatyczną nastolatką. Przyznaję bez bicia, że kiedy oboje tak się szamotali, miałam nadzieję na jakiś pocałunek czy coś XD W końcu sama zwróciłaś uwagę na to, że twarz Daraya znalazła się "niebezpiecznie blisko" twarzy Miriam. Kto wie, może nawet by do czegoś doszło, gdyby nie za bardzo zaaferowana swoim odkryciem dziewczyna. Co jak co, przyznaję, że tatuaż u Brytyjczyka zaskoczył nawet mnie. Oczywiście wiem, że obecność czegoś takiego nie świadczy o buntowniczej naturze właściciela (czego ja jestem najlepszym dowodem, bo z buntowniczką nie mam nic wspólnego, a planuję zrobienie tatuażu, może nawet więcej niż jednego), jednak to dość odważny krok i teoretycznie nie pasował mi do Daraya, co jednocześnie sprawiło, że ten chłopak zyskał w moich oczach jeszcze bardziej. Cholera, ten to jest po prostu nieobliczalny :D
Pozdrawiam i oczywiście czekam na ciąg dalszy <3
Oj tak, bad boy z tego Daraya^^
OdpowiedzUsuńMiriam zbyt skupiona na docinaniu mu, jaki to on nie jest grzeczny itd, ale nie dała sobie z tego sprawy, że praktycznie nic o nim nie wiedziała... Dopiero teraz, gdy tak chłopak po prostu sobie zapalił i zobaczyła jego tatuaż, zdała sobie z tego sprawę, jaki to z niego tajemniczy chłopak.
Widać, że Darayowi nie podoba się to, że dziewczyna odkryła jego tajemnicę o tatuażu. Jestem teraz przekonana, że Miriam będzie teraz chciała dowiedzieć się o chłopaku jak najwięcej i nie zawaha się przed niczym^^
Scena "zapasów domowych" była bardzo fajna. Uśmiech miałam od ucha do ucha :D
Rozdział bardzo mi się podobał i naprawdę robi się coraz to ciekawiej :)
Pozdrawiam serdecznie.
Mnie tam się od początku wydawało, że z niego nałogowy palacz jest. Fascynuje mnie jego przeszłość, rodzina...
OdpowiedzUsuńTe zapasy miały całkiem inny wydźwięk, intymniejszy. Były formą zabawy i wyrażania uczuć, a nie popisowym numerem na imprezie na dodatek po pijanemu, ku uciesze gawiedzi i zazdrości jej damskiej części.
Zbudowałaś opowiadanie na zasadzie Greya (mowa oczywiście o tym słynniejszym Grey'u, a nie o Dorianie czy tym z filmu "Sekretarka"). Już ci tłumaczę o co mi chodzi z tym Greyem. Stworzyłaś zupełne przeciwieństwa, które na pierwszy rzut oka nic nie łączy. Nie ma w tym opowiadaniu większych problemów jak ciągłe zastanawianie się nad kolejnym krokiem, a całość kręci się w koło maciejki, czyli opowiadanie nie rusza się do przodu, a stoi w miejscu. Ona ciągle myśli czy on bardziej ją wkurza czy bardziej fascynuje i jej się podoba, a on udowadnia nie wiadomo komu, że niegrzeczną dziewuszkę można nauczyć matematyki, zmusić do nauki, przy odrobinie uporu. Wszystko świetnie i nie miałbym pretensji, gdyby tak postępował jej chłopak, brat, ojciec, ale nie obcy równolatek, który naprawdę powinien już po pierwszym dniu zrezygnować, bo taka Miriam nie powinna stanowić dla niego żadnego wyzwania.
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale chyba starałaś się pokazać, że kujon z buntowniczką mogą tworzyć świetną parę. Być może i mogą, ale ciągle czegoś mi brak, nie tyle w ich relacji, co w nich jako bohaterach.