piątek, 4 lipca 2014

# Bunt: Rozdział 17. Tajemnic ciąg dalszy


        
           
Wpatruję się niepewnie w wyświetlacz komórki. Na ekranie widnieje jedno słowo – Daray. Ze świadomością, że zaraz do niego zadzwonię, czuję się jakoś dziwnie, chociaż nie powinnam mieć ku temu powodów. Znamy się już dość długo, poza tym chłopak dzwonił do mnie często. Tylko ja nigdy tego nie robiłam. Jakoś nie miałam potrzeby, tym bardziej, że mnóstwo czasu brunet i tak spędzał w moim domu i gdy czegoś potrzebowałam, wystarczyło się odezwać.
Przewracam oczami zdumiona własną głupotą. A od kiedy to naciśnięcie zielonej słuchawki i powiedzenie kilku słów jest czymś albo dziwnym? Jednym stanowczym ruchem zatwierdzam połączenie i nasłuchuję sygnału oczekiwania. Czuję się jak idiotka, kiedy serce niewiadomych powodów mi przyspiesza.
– Tak, kochanie? Czyżbyś się stęskniła? – W głosie Daraya jak zwykle pobrzmiewa ironia.
– Bardzo, Brytyjczyku – odpowiadam tym samym tonem. – Właściwie dzwonię do ciebie z pewną propozycją.
Rozsiadam się wygodnie na pufie i czuję, jak napięcie momentalnie uchodzi ze wszystkich moich mięśni.
– A jaka to propozycja? – pyta Daray. W wyobraźni wyraźnie widzę, jak jego oczy zaczynają błyszczeć ciekawością, a na twarzy pojawia się lekki uśmiech.
– No cóż, właściwie pomyślałam, że skoro ty masz prawo porywać mnie i prowadzić do wesołego miasteczka, to ja też mogę cię gdzieś zabrać.
– Chcesz mnie porwać? – pyta. Słyszę nutę rozbawienia i samozadowolenia. Chyba muszę uważniej dobierać słowa, skoro Daray wszystko traktuje jako dowód na to, że mi się podoba albo że pragnę jego towarzystwa.
– Można tak powiedzieć. Problem w tym, że nie wiem, gdzie mieszkasz, więc to może okazać się trochę trudne.
W tym momencie wszystkie mięśnie znów mi się napinają, a serce zaczyna bić niespokojnie, nierytmicznie. Zaciskam palce na telefonie, z niecierpliwością oczekując odpowiedzi. Naprawdę jestem ciekawa, jak wygląda dom chłopaka. Chciałabym wreszcie poznać rodziców Daraya, jego mamę z Irlandii i ojca, rdzennego Brytyjczyka. Mam doskonały pretekst, by wreszcie dowiedzieć się, gdzie mieszka Daray. Do tej pory nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak wielka jest moja ciekawość.
– Nie martw się, przyjdę za godzinę i porwiesz mnie spod swojego domu – oznajmia Daray, a ja czuję ukłucie zawodu. Z moich ust wydobywa się ciche westchnienie, ale nie sądzę, by chłopak zdołał je usłyszeć. – Oj, jesteś aż za bardzo ciekawska – śmieje się, najwidoczniej po raz kolejny odgadując moje myśli. – Wiesz jak uwielbiam cię irytować – dodaje, znów potwierdzając moje przypuszczenia. A potem jeszcze pospiesznie się żegna i połączenie zostaje przerwane.
Wzdycham przeciągle i odkładam komórkę na biurko. To by było na tyle, jeśli chodzi o zobaczenie domu Daraya. Wiem, że kiedyś w końcu mnie tam zaprowadzi, bo nie będzie mnie zwodził w nieskończoność, ale świadomość, że to wszystko robi jedynie z czystej złośliwości, jest naprawdę irytująca.
Podnoszę się pospiesznie z pufy, postanawiając, że nie ma sensu rozmyślać o takich bezsensownych rzeczach. Chyba powinnam zacząć się przygotowania. Daray nie ma pojęcia, co go czeka. Właściwie sama jestem zdziwiona tym pomysłem. Pojawił mi się w głowie całkowicie niespodziewanie, spontanicznie. A może po prostu do wszystkiego zachęciły mnie nowe rzeczy, jakich dowiedziałam się o brunecie. Wspólne palenie papierosów i tatuaż byka dały mi dużo do myślenia.
Czas płynie bardzo szybko, kiedy chaotycznie krzątam się po pokoju. Jak zwykle wszystko utrudniają mi stery ubrań, śmieci i innych rzeczy, które zalegają na podłodze i na meblach. Zastanawiam się, kiedy ostatni raz tu sprzątałam i nie mogę sobie przypomnieć. Możliwe, że nigdy. Najwyżej matka czasami bywała już tak poirytowana bałaganem, że pod moją nieobecność robiła porządki. Na szczęście taki stan rzeczy nie trwał długo i już po kilku dniach wszystko wracało do normy. Matka znów była zdenerwowana, a ja niezmiernie z siebie zadowolona.
Głośno przeklinam, gdy po raz kolejny potykam się o torbę. Przyglądam się jej uważnie i dochodzę do wniosku, że nawet nie należy do mnie. Jak zwykle któryś z imprezowiczów zostawił swoje rzeczy, żeby jeszcze bardziej zagracały mi pokój. Rzucam pospiesznie torbę w kąt i podchodzę do lustra. Uważnie rysuję grubą kreskę na powiekach, nadając swojej twarzy buntowniczy i nieprzyjazny wygląd. Nigdy nie przypominam miłej dziewczynki.
Zaczynam pospiesznie przerzucać ubrania w szafie, rozmyślając, co też mogłabym na siebie założyć. Gdyby ktoś mnie zobaczył, pewnie pomyślałby, że szykuję się na randkę. Oczywiście to kompletna bzdura. Często mam garderobiane dylematy. W końcu jestem dziewczyną i poświęcam mnóstwo uwagi wyglądowi.
Przez palce przewija się spódnica, którą kupił mi tata. Przypomina o cudownym dniu i sesji w Central Parku.
W końcu decyduję się na czarne martensy, białe spodnie z dwoma rzędami złotych zamków zamiast kieszeni i czarną, luźną bluzkę na ramiączkach. Do tego jak zwykle rozpuszczone kosmyki, które układają się w delikatne loki. Moje włosy to coś, co naprawdę w sobie lubię. Nigdy nie pofarbowałabym ich na czarno, nawet jako przejaw buntu. Jeszcze tylko skórzana bransoletka na rękę i druga, bardziej delikatna.
Kończę się szykować w samą porę, bo właśnie w tym momencie Daray puka do drzwi. Normalnie wszedłby do pokoju bez żadnego skrępowania, ale najwidoczniej przewidział, że mogę się przebierać. Zdumiewa mnie to, jak ten chłopak dobrze mnie zna. Pospiesznie wychodzę z pokoju i staję twarzą w twarz z uśmiechniętym Darayem.
– Cześć, Miriam.
– Cześć, Brytyjczyku – odpowiadam i zauważam, że chłopak bardzo uważnie mi się przygląda. Nie mam pojęcia, o co może mu chodzić, dlatego pytająco unoszę brwi.
– Nie powiedziałaś mi, gdzie idziemy i nawet nie wiedziałem, co na siebie założyć. Ale chyba wpasuję się w otoczenie, sądząc po twoim ubraniu. – Rzeczywiście, Daray wygląda raczej zwyczajnie, chociaż jak zwykle prezentuje się świetnie. Żółty sweter, czarne spodnie i sportowe buty, chyba do gry w koszykówkę.
– Nie zamierzam niczego ci mówić. Zobaczysz.
– No proszę, jakaś ty tajemnicza.
Wychodzimy z mojego domu i kierujemy się w stronę tylko mi znanego celu. Czuję satysfakcję na myśl, że tym razem ja dowodzę. Na pewno nie mam zamiaru wybrać się do takiego miejsca jak wesołe miasteczko.
– Czemu jesteśmy pod domem Tylera? – pyta zdziwiony Daray, gdy zdecydowanym krokiem zmierzam do drzwi wejściowych.
– Skąd wiesz, że to dom Tylera?
– Dosyć często tu bywam.
Zastanawiam się nad słowami Daraya. Szczerze mówiąc jestem trochę zdziwiona. Do tej pory wydawało mi się, że chłopak widuje się tylko ze mną. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak znalazłby czas na to wszystko, skoro ciągle jest ze mną. Kiedy jednak zaczyna opowiadać, jak spędzali czas w domu mojego przyjaciela wraz z kilkoma dziewczynami, uświadamiam sobie, że nie dostrzegałam wielu rzeczy. Czy naprawdę sądziłam, że chłopak z nikim innym nie utrzymuje kontaktu?
– Tym lepiej dla ciebie – oznajmiam, energicznie naciskając dzwonek do drzwi. – Będzie ci się łatwiej wpasować.
– Gdzie wpasować? – pyta Daray, ale nim zdążam odpowiedzieć, drzwi się otwierają.
W progu wita nas uśmiechnięty Tyler. Jak zwykle przytulam go na powitanie, a Daray przygląda się temu z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Za plecami Tylera rozgrywają się tymczasem sceny, do których już dawno przywykłam. Przede wszystkim jest niezwykle głośno, nie tylko ze względu na muzykę, ale też na krzyki i śmiechy. Kilka osób podryguje w rytm piosenki, niektórzy rozmawiają. Więcej nie jestem w stanie dostrzec, stojąc w progu. Pewnie reszta rozsiadła się wygodnie z butelkami piwa w rękach, a jeszcze inni popalają marihuanę.
– Daray? Nie spodziewałem się, że wpadniesz. Tyle osób próbowało namówić cię na imprezy… Kto by pomyślał, że Miriam się to uda. Chociaż właściwie ona potrafi zdemoralizować każdego.
– Zabrałaś mnie na imprezę? – pyta zdziwiony chłopak.
– No chyba nie sądziłeś, że do kina – wzruszam ramionami. – Posłuchaj, ty postanowiłeś udowodnić mi, że można się bawić bez alkoholu i papierosów. Teraz moja kolej, żeby pokazać ci mój świat. Kto wie, może spodoba ci się bardziej niż twój własny?
Daray nie wygląda na specjalnie przekonanego, ale kompletnie mnie to nie obchodzi. Ciągnę chłopaka za rękę, zmuszając go, aby wszedł do środka. Wciąż pamiętam, jak zaciągał się papierosem i jak zobaczyłam tatuaż na jego boku. Spoglądam nawet na brzuch korepetytora, jakbym chciała upewnić się, że pod koszulką wciąż znajduje się wizerunek rozgniewanego byka. Skoro Daray był skłonny robić takie rzeczy, to istnieje naprawdę spora szansa, że już za chwilę będzie się świetnie bawił na imprezie.
            Po chwili przychodzą osoby, które postanawiają się ze mną przywitać. Przywykłam do takiego zachowania, dlatego przytulam wszystkich po kolei z krzywym uśmiechem. Dopiero z Susan, Amy i Mary witam się z większą przyjemnością. Zauważam też, że wiele dziewczyn podbiega do Daraya i zaczyna z nim rozmawiać. Z początku myślę, że chcą po prostu zwrócić na siebie jego uwagę. Potem rozróżniam poszczególne słowa i dowiaduję się, że Daray doskonale zna je wszystkie.
            – Naprawdę nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – mruczy pod nosem Daray, kiedy ciągnę go za rękę, zmuszając, by wszedł do salonu. Tam impreza trwa już w najlepsze, choć jest jeszcze całkiem wcześnie.
            – Posłuchaj – mówię, obracając się w jego stronę i patrząc mu prosto w oczy. W słabym świetle nie wyglądają już tak niezwykle. Można by nawet uznać je za szare. – Wyluzuj trochę, ok? Nie musisz cały czas być taki poważny. Jesteśmy młodzi, powinniśmy się bawić. W każdym razie ja nie zamierzam tu stać i tylko się na wszystkich gapić.
            Puszczam rękę chłopaka i ruszam w stronę koleżanek i Tylera. Mary wciska mi do ręki piwo, które od razu otwieram. Upijam kilka łyków, jakby to był sok, a nie alkohol i na chwilę zamykam oczy. Czuję się całkowicie odprężona i mam ochotę na zabawę. Nie obchodzi mnie, czy Daray będzie stał przez kilka godzin na środku salonu. Przyprowadziłam go i dałam szansę, aby wreszcie zachowywał się jak typowy nastolatek. Jeśli z niej nie skorzysta, to już nie będzie mój problem.
            Wszystko przebiega według standardowego schematu. Rozmawiam z ludźmi, śmieję się i dobrze bawię, a w międzyczasie powoli opróżniam butelkę. Odkładam ją niedbale na stół, na którym zalegają już śmieci. Jeszcze nie szumi mi w głowie, bo na razie niewiele wypiłam. Czuje się jedynie przyjemnie odprężona, spokojna i zadowolona.
            Dostrzegam Daraya w tłumie. Rozmawia z jakąś dziewczyną, którą kojarzę z widzenia. Najprawdopodobniej kiedyś mi się przedstawiła, ale nie pamiętam, jak ma na imię. Zabieram ze stołu pełną kolejne piwo i podchodzę do bruneta i jego znajomej.
            – No dobrze – mówię, niezbyt kulturalnie wypychając dziewczynę, która jest zmuszona usunąć się z drogi. – Czas, żebyś naprawdę zaczął się bawić. – Daray wpatruję się w butelkę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy i wcale nie wygląda, jakby miał zamiar ją ode mnie wziąć. Przewracam tylko oczami. – Nie bądź taki święty. Jakoś palić ze mną wczoraj mogłeś. Poza tym nikt się nie dowie, obiecuję.
            – Naprawdę tak ci zależy na tym, żebym się napił? Co ty z tego będziesz miała? – Krzyżuje ręce na ramionach i uśmiecha się kpiąco. W tej chwili jeszcze bardziej niż zwykle nienawidzę tego wyrazu twarzy.
            – No nie wiem, satysfakcję? Albo zobaczę, że jesteś całkiem normalny, bo jak na razie nie mam co do tego pewności.
            – Dobra. Ale w takim razie przynieś mi chociaż coś dobrego.
            Wpatruję się w chłopaka z niedowierzaniem. Mrugam raz za razem, nic nie mówiąc, nim w końcu dociera do mnie sens tych słów. Czy on naprawdę zgodził się napić piwa? Czy to jakiś cud, czy może naprawdę mam talent do manipulacji i demoralizowania wszystkich wokół? Tyler pojawia się jakby znikąd i klepie Daraya po ramieniu, jakby chciał pokazać, że w pełni się z nim zgadza.
            – Dobrze mówisz, to nie nadaje się do picia.
            – Jasne, że nie. Chyba jedno z najgorszych piw. Ani smaczne, ani nie ma dużo procentów – odpowiada Daray, a mnie niemal opada szczęka.
            Nie rozumiem tego chłopaka, naprawdę nie rozumiem. Czy próbuje mi coś udowodnić? Już naprawdę wolałam, kiedy wzbraniał się przed wszystkimi używkami i jednocześnie posyłał mi te kpiące uśmieszki i złośliwe uwagi. Ale udawanie, że zna się na piwach, że klimaty imprez nie są mu obce, to po prostu żałosne zachowanie. I przed kim on chce się popisać? Przed Tylerem? A może przede mną? Jakby naprawdę sądził, że znając go od pół roku, uwierzę, że jest wielkim imprezowiczem. Takich ludzi nienawidzę najbardziej – utrzymujących, że mają najmocniejszą głowę i opowiadających niestworzone historię.
            – I co, Brytyjczyku, nagle stałeś się ekspertem? – pytam kpiąco, unosząc kącik ust.
            – Nie, ale jeśli chcesz, żebym dzisiaj pił, przynieś mi coś normalnego – odpowiada spokojnie, patrząc mi prosto w oczy.
            – Jasne, jakby w ogóle sprawiło ci to jakąkolwiek różnicę. Pewnie pierwszy raz będziesz miał piwo w ustach. I tak nie będzie ci smakować.
            – Już ci kiedyś mówiłem, wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
            – Jasne, po każdych naszych korepetycjach wychodzisz i stajesz się królem imprez – prycham.
            – Czemu się tak irytujesz, Miriam? Daj mu coś innego – nagle za moimi plecami odzywa się Susan. Dziewczyna uspokajająco kładzie ręce na moich ramionach. – Tam masz stół z piwami, Daray. Możesz sobie jakieś wybrać.
            Chłopak wzrusza ramionami i odchodzi. Obserwuję go, mrużąc oczy. To było żałosne, naprawdę żałosne. Znalazł się wielki znawca. Nie mogę uwierzyć, że przy innych ludziach zachowuje się tak idiotycznie. Zauważam jednak, że Daray wraca, trzymając w ręce piwo, które jest naprawdę dobre. Czyżby miał po prostu szczęście? A może nasłuchał się dostatecznie dużo od kolegów, którzy naprawdę imprezują, a nie tylko udają.
            – Czemu jesteś taka poirytowana? – pyta Daray.
            – A tak sobie. Po prostu nie lubię, gdy ludzie udają kogoś, kim nie są – odpowiadam i w momencie, gdy napotykam spojrzenie jasnych oczu, dociera do mnie, jak niedorzecznie zabrzmiało to akurat w moich ustach.
            Postanawiam nie pozwolić, by Daray popsuł mi humor, chociaż zaczynam odnosić wrażenie, że przyprowadzenie go na imprezę wcale nie było takim świetnym pomysłem, jak z początku sądziłam. Czekam cierpliwie, aż chłopak opróżni butelkę piwa. Skoro jest taki święty, w pierwszym kontakcie z alkoholem powinno szybko zacząć szumieć mu w głowie. Przyglądam się uważnie twarzy bruneta, szukając jakichkolwiek niepokojących oznak. Nie mówię, że od razu musi być pijany, ale powinny zajść jakieś zmiany – zamglone spojrzenie, zbyt szeroki uśmiech… Tymczasem Daray wygląda zupełnie normalnie. Gdybym go nie znała, naprawdę mogłabym uwierzyć, że zna się na piwach i często bywa na imprezach.
            Odwracam się plecami do wszystkich znajomych, którzy rozmawiają za Darayem, a właściwie krzyczą, bo muzykę nastawiono na cały regulator. Kieruję się w stronę stołu z alkoholem i chwytam butelkę wódki. Zamierzam udowodnić sobie i innym, że Daray tylko udaje. Jeśli zacznie się krztusić po łyku wódki albo za bardzo się krzywić, to będzie dowód na to, że mam rację.
            – No tak, jak zwykle – mówi Susan, kiedy dołączam do pozostałych. – Na każdej imprezie miesza wódkę z sokiem, bo tym najbardziej lubi się upijać – wyjaśnia Darayowi.
            – Ale najpierw biorę kilka łyków czystej – wtrącam, chociaż nie jest to prawda. Przechylam butelkę i patrząc chłopakowi prosto w oczy, upijam trochę palącego gardło płynu. – Chcesz? – wyciągam w jego stronę rękę. Dostrzegam, że się waha i wiem, że miałam rację. Nie chce spróbować, piwo to dla niego i tak dużo.
            Nie wiem czy to za sprawą mojego uśmiechu satysfakcji, czy może po prostu pod wpływem osób, które wpatrują się w chłopaka z wyczekiwaniem, nieświadomi tego, że między nami właśnie toczy się walka. Daray nagle chwyta butelkę i uśmiecha się lekko, widząc moją zdumioną minę. Czekam spokojnie, aż zacznie kaszleć albo prosić o coś do popicia. Zaraz będę triumfować. Ku mojemu zdziwieniu brunet spokojnie upija jeden łyk, a potem jeszcze kolejny. Nie krzywi się, nic nie mówi, jakby okropny smak wcale go nie zaskoczył. Właśnie doznałam największego szoku w swoim życiu i zastanawiam się, czy aby na pewno mam zamkniętą buzię, bo właśnie naszła mnie wielka ochota, aby szeroko otworzyć ją w geście niedowierzania.
            – Dobra, zaskoczyłeś mnie – przyznaję, chociaż te słowa ledwo przechodzą mi przez gardło. Jestem zadowolona, że choć tyle udało mi się powiedzieć, bo szok nadal nie ustępuje.
            – No widzisz, wcale mnie nie znasz – uśmiecha się lekko chłopak, a ja uświadamiam sobie, że to prawda.
W głowie mam jeden wielki mętlik. Z jednej strony korepetycje, świetne oceny, wzbranianie się przed jakimkolwiek złym zachowaniem. A potem nagle tatuaż, papierosy, alkohol i imprezy. Nie mogę oderwać spojrzenia od twarzy bruneta, gdy po raz kolejny unosi butelkę do ust i upija duży łyk, a potem oddaje mi ją z powrotem. Zaczynam się zastanawiać, kim tak naprawdę jest Daray Stoker.
– Szczerze mówiąc, nic z tego nie rozumiem. Ale wiesz co? W takim wcieleniu niegrzecznego chłopca podobasz mi się o wiele bardziej – uśmiecham się szeroko, uznając, że nie mam powodów do złego humoru. – No dobra, to skoro wszyscy widzimy, że udało mi się przekonać do imprez kolejną osobę, chyba czas, żeby wreszcie rozpocząć zabawę! – wykrzykuję, unosząc ręce. Kilka osób spogląda na mnie z ciekawością, a inni kompletnie mnie ignorują. Nikt tak naprawdę nie jest zaskoczony, bo powszechnie wiadomo, że Miriam Carver zawsze fantastycznie bawi się na imprezach.
Potem znów zaczynamy postępować według schematu, choć tym razem jest z nami także Daray. Niektórzy biorą kolejne piwa, ja tymczasem nalewam sobie wódki z sokiem, a drugą szklankę podaję brunetowi. Jestem ciekawa, jak mocną ma głowę. Jeśli okaże się naprawdę wytrzymały, zacznę się poważnie zastanawiać nad jego przeszłością w Wielkiej Brytanii. Na razie pozwalam, aby pochłonął mnie wir dobrej zabawy. Jak zawsze otacza nas dym papierosów i trawki, bębenki rozsadzają dźwięki zbyt głośnej muzyki, od której aż rusza się podłoga. Opróżniam jedną szklankę, potem następną i wtedy powoli zaczynam odczuwać skutki alkoholu. Nadal nie jestem całkowicie pijana. Obserwuję wraz z pozostałymi Amy, która już zaczyna się chwiać. Ona ma z nas najsłabszą głowę i zawsze dostarcza pozostałym rozrywki, zanim sami zdążą się upić. Obserwujemy jej pijackie ruchy, słuchamy głupot, które mówi i w międzyczasie bierzemy kolejne łyki alkoholu.
A potem nie liczy się już nic poza zabawą. Podskakuję wraz z dziewczynami w rytm muzyki, bo nie jesteśmy w stanie naprawdę tańczyć. Nogi uginają się pod nami i wykrzywiają pod dziwnymi kątami. Po chwili podchodzi do nas Tyler, tak samo pijany jak my wszystkie. Przypadkowo oblewam go resztką wódki, a wtedy z jego ust wydobywa się przekleństwo.
– No już, nie gniewaj się na mnie – mówię, zarzucając mu ręce na szyję i przytulając. Wdycham zapach świeżo rozlanej wódki na kołnierzu jego koszulki, ale wcale mnie od tego nie mdli. – Wiesz, że nie chciałam – mruczę mu do ucha.
Kilka dziewczyn posyła mi nieprzyjazne spojrzenie, chociaż może tylko mi się wydaje, bo w stanie, w jakim się znajduję, niczego nie jestem pewna. Prawdopodobnie są zazdrosne, że właśnie przytulam się do Tylera. Niektórzy twierdzą, że czasami wyglądamy, jakbyśmy byli parą. Ale co mnie to obchodzi? Wiem, że on nadal jest nieszczęśliwie zakochany w Cassie, a ja tymczasem nie czuję do niego nic poza sympatią. Swoją drogą wybrał chyba najmniej pasującą do niego dziewczynę. O ile mi wiadomo, ta Cassie to też taka trochę świętoszka. Właściwie mogłabym umówić ją z Darayem, byliby dobraną parą.
– Już nie – uświadamiam sobie na głos. Przecież Daray jest teraz tuż obok i wypił już sporo alkoholu. Chyba przestał być grzecznym chłopcem. – Już nie. Kompletnie zapomniałam – mówię, odsuwając się od Tylera i gładząc policzek Daraya w przepraszającym geście.
– Co? – pyta zdziwiony chłopak i w tej samej chwili łapie mnie za ramiona, bo tracę równowagę.
– Nic, po prostu zapomniałam – mówię, nie przejmując się faktem, że brunet i tak nie zrozumie, o co mi chodzi. – Ale powiem ci, że coś podejrzanie dobrze się trzymasz – wymachuję mu palcem przed twarzą. – Nieładnie, Brytyjczyku. Chyba wcale nie pijesz, bo wyglądasz mi na trzeźwego.
– No to go upijmy – proponuje Mary.
– No właśnie, Tylerowi też dajmy jakiegoś drinka, bo zachowuje się zbyt normalnie – dodaje Susan, a Amy bełkocze coś pod nosem z pijackim uśmiechem.
Kiwam głową na znak zgody i ruszam do stolika w poszukiwaniu butelki wódki. Zdołałam już całkowicie opróżnić poprzednią na spółkę z Darayem i Susan. Trochę czasu zajmuje mi dotarcie w odpowiednie miejsce i znalezienie tego, czego szukam. Zapomniałam już, jakie to uczucie, kiedy tak przyjemnie szumi w głowie, myśli są bezsensowne, a świat wygląda zupełnie inaczej. Dawno nie byłam na żadnej porządnej imprezie.
– Proszę – mówię, wciskając Darayowi do ręki nową butelkę. Po raz kolejny tracę równowagę, ale tym razem przytrzymuje mnie Tyler. – Och, dzięki. Ty jak zawsze pomocny – uśmiecham się szeroko i łapię go za ramię. Nie wiem, czemu po alkoholu zbiera mi się na czułe gesty, choć normalnie ich nienawidzę.
Chłopcy zdecydowanie nie są jeszcze pijani, bo stanowczo powstrzymują mnie i Susan przed dalszym piciem wódki. Gdyby naprawdę szumiało im w głowie, nawet by tego nie zauważyli. Czekamy cierpliwie, aż ich również całkowicie ogłupi alkohol. Nawet w takim stanie mamy świadomość, że będziemy się lepiej bawić, gdy Tyler i Daray do nas dołączą.
Nie trzeba wiele czasu, by stało się to, na co czekamy. Już po chwili możemy wykrzykiwać w szóstkę kompletne głupoty, śmiać się z rzeczy, które wcale nie są zabawne i przyjemnie spędzać czas. Spoglądam na Daraya, starając się mu uważnie przyjrzeć, chociaż w stanie, w którym aktualnie się znajduje, jest to dosyć trudne. Dostrzegam, że chłopak również jest pijany. Naprawdę zdołałam go przekonać nie tylko do imprezy, ale także do spożycia dużej ilości alkoholu. Rozpiera mnie duma.
– Jejku, normalnie cię kocham – śmieję się, łapiąc bruneta za policzki. – Naprawdę się upiłeś!
–  No widzisz, tak słabo mnie znasz – odpowiada, z szerokim uśmiechem. Tym razem nie kpiącym, ale głupkowatym.
– Wiem, ciągle to powtarzasz – chichoczę, jakby te słowa rzeczywiście były zabawne.
Mówimy różne bezsensowne rzeczy i śmiejemy się ze wszystkiego oraz wszystkich, póki siły całkowicie nas nie opuszczają. Wtedy padamy na podłogę, zadowoleni z życia i leżymy w milczeniu. Nadal rozpiera mnie duma, którą potęguje szumiący w żyłach alkohol. I tylko gdzieś tam głęboko, w przebłyskach świadomości, pojawia się myśl, że to wszystko może wcale nie być moją zasługą. Bo jak to powiedział Daray, po prostu bardzo słabo go znam.

5 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o mnie, to Daray był świetny w rozdziale, ja zawsze:) I tak, jestem ciekawa, dlaczego tak opóźnia pokazania dziewczynie swój dom. Czyżby się go wstydził? Można było się spodziewać, że Miriam zaciągnie go na imprezę, ale oczywiście ja to musiałam się zastanawiać, gdzie to dziewczyna będzie chciała go zaciągnąć.
    Daray pokazał klasę na tej imprezie i widać z pewnością miał już do czynienia z alkoholem, że tak dzielnie się trzymał przez ten cały czas. Tak, Miriam nie znała chłopaka i tak naprawdę sama teraz nie wie, czy to dzięki niej chłopak zaczął pić na tej imprezie.
    I w ogóle pijana Miriam w tym rozdziale mnie rozwaliła totalnie :D Zdanie: "Och, dzięki. Ty jak zwykle pomocny" rozbawił mnie, bowiem wyobraziłam sobie dokładnie tę sytuację, jak to dziewczyna uśmiecha się w stronę Tylera:)

    Jestem ciekawa, jak to dalej się potoczy.
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten i poprzedni rozdział niezmiernie mnie zaskoczyły. Kurczę, kurczę... tak naprawdę to nawet nie powiedziałaś, gdzie on mieszka, kim są jego rodzice... matko, ten chłopak jest niezmiernie tajemniczy! Kim był w przeszłości? Dlaczego zrobił sobie tatuaż i zna się na piwach oraz imprezach? Co takiego się zdarzyło, że obecnie stroni od używek? Nie mam żadnego pomysłu na wyjaśnienie, naprawdę - żadnego. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo zaciekawiłaś mnie tym opowiadaniem. Aż nie wiem, co napisac. W głębi serca miałam nadzieję, że Daray jednak się nie napije i pokaże, że potrafi dobrze bawic się na pijackich imprezach, będąc całkowicie trzeźwy. Ale kiedy to zrobił, zrozumiałam, że to świetny znak dla Miriam. Całe jej dotychczasowe wyobrażenie Brytyjczyka legło w gruzach. Swoją drogą rozbawił mnie dialog z poprzedniego rozdziału "-Brytyjczyku; - Amerykanko", kocham, jak tych dwoje się ze sobą droczy.
    Niezmiernie mnie ciekawi, jak to się dalej potoczy. Czekam na zalążek prawdy, rozwiązanie zagadki.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci udanego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział genialny, ale jedyne co mi się nie podoba to, to że Darray mimo jego tajemniczej przeszlosci to podporzadkowuje się Miriam ;/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak widzisz moje komentarze są coraz krótsze, ale to przez to, że zanim wezmę się za pisanie swojego opowiadania, to chcę przeczytać twoje do końca, skoro już zaczęłam i się w nie wkręciłam.
    A więc chłopak i pije i pali. Może to dziwne co powiem, ale w końcu jest normalny i to mi się podoba! Natomiast obawiam się, że jeśli chodzi o niego, to kryje się z anim jakaś grubsza fama.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Coraz bliżej święta" i coraz bliżej końca. Wybacz, odbija mi dziś. Za dużo mam ostatnio wolnego. Wrócę do roboty, to dobry humor, może nie tyle przeminie, co stanie się sporadyczny, bo jednak będzie wymagana ode mnie powaga. No i też zmęczenie zrobi swoje.
    Kiepskie piwo, bo niskoprocentowe czy chodzi o markę? Niektóre drogie piwa, z odpowiednią liczbą procentów są dla mnie niedobre. Do takiego Lecha np dodaje się pewien chemiczny składnik, by był bardziej żółty, miał taką bursztynową barwę. Składnik ten w dużej mierze, często spożywany jest trujący. Tyle wiem o piwach, choć znawca browarów ze mnie żaden. Ja interesuję się głównie winami (Tychon mówi samo za siebie), ale mam przyjaciół co stawiają na inne alkohole, jeden na drogie wódki, warte tyle co całożyciowa wypłata przeciętnego Kowalskiego, a inny właśnie na piwa. Interesuje mnie jednak w jakim znaczeniu tak młody chłopak zdaniem Miriam zna się na piwach. Jest to raczej szczenięce "wybrał modną markę i najlepszy smak, a do tego mocny procent" czy ma jakieś głębsze podłoże. W ogóle z alkoholem to jak z jedzeniem, wybiera się to co się lubi. Mnie nie przyszłoby do głowy, by kogoś pochwalić za wybór piwa i jeśli wybrałby to co ja lubię, to moim zdaniem wcale wtedy nie znałby się na rzeczy. Z winami jest podobnie, nie każdy stawia na cenę, jedni wolą słodkie inni wytrawne. Zgodzę się jednak, że można pochwalić za dobry dobór alkoholi do posiłku, bo nie wszystko do wszystkiego pasuje, ale twoja młodzież niczego nie wpieprzała, więc... odbiera mi to znalezienie jakiegoś logicznego powodu czemu on zyskał w oczach Miriam i Tylera.

    OdpowiedzUsuń