sobota, 26 lipca 2014

# Bunt: Rozdział 18. Wcale nie taki grzeczny


                          
Przebudzenie następnego dnia niczym nie różni się od poranków po każdej innej imprezie. Jestem niewiarygodnie zmęczona, powieki ciążą niemiłosiernie i nie mam ochoty unieść ich choćby na milimetr. Kiedy nieprzyjemny zapach potu i alkoholu nagle atakuje moje nozdrza, jedynie się krzywię, choć nadal mam zamknięte oczy.
Dopiero wtedy dociera do mnie, gdzie się znajduję, a wspomnienia poprzedniego wieczoru zaczynają napływać do głowy, atakować umysł agresywnie, jakby właśnie wpadły do niego z niewiarygodną siłą, niszcząc tamę stworzoną przez senne odrętwienie. Mimo wszystko mam jeszcze luki w pamięci. Nie potrafię odtworzyć każdej minuty, każdej pojedynczej sekundy. Wiem, że w ciągu dnia zacznę wszystko sobie przypominać. Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłam nic, czego mogłabym się potem wstydzić.
I wtedy nagle następna klapka w mojej świadomości otwiera się zamaszyście, wywołując spustoszenie i zamęt w głowie. W jednej chwili kolejne przebłyski wspomnień nakładają się na siebie i nagle widzę już bardzo wyraźnie, że ta impreza różniła się od poprzednich. Tym razem sprawiłam, że z pozoru grzeczny uczeń zamienił się w rozrywkowego chłopaka.
Rzeczywiście, gdy w końcu otwieram oczy, widzę go tuż obok siebie. Z niewiadomych przyczyn kurczowo przytulam się do jego ramienia, jakby było poduszką albo miękkim pluszakiem. Mam nadzieję, że zrobiłam to przez sen, a nie w chwili, gdy nikt jeszcze nie spał. Tyler również tkwi u mego boku. Leżę na jego ramieniu, przytulana w opiekuńczym, braterskim geście.
Dopiero wtedy dociera do mnie, jak bardzo jest niewygodnie. Ramię Tylera wbija mi się w kark, a palce mam całkowicie zesztywniałe od ściskania ręki Daraya. Zaczynam się wiercić, choć wcale nie chcę nikogo budzić. Niestety nie da się tego uniknąć. Tyler otwiera oczy, uśmiecha się lekko i wyciąga rękę spod mojej szyi, jakby czytał mi w myślach. Potem przewraca się na bok i znów zasypia.
Tymczasem Daray bardzo powoli unosi powieki. Wydaje się, jakby był to mozolny, niezwykle męczący proces, bo chłopak krzywi się i pojękuje, chociaż widać, że bardzo chce się ruszyć. Mija jeszcze dłuższa chwila, nim wreszcie niezwykłe mlecznobłękitne tęczówki wystawione są na światło dzienne. W tym samym momencie kolejny jęk, tym razem głośniejszy, wydobywa się z ust chłopaka i już po chwili brunet kurczowo zaciska powieki.
– Czyżby światło ci się nie podobało? – pytam, powoli siadając i przyglądając się Darayowi z uwagą. Jestem zadowolona,  bo jak zwykle nie odczuwam mdłości, bólu głowy czy oczu. Jedynie ogromne zmęczenie, które prawdopodobnie sprawi, że cały dzień spędzę w łóżku lub przed telewizorem.
– Jezu, nie drzyj się tak – mruczy poirytowany.
– Ok – wzruszam ramionami, choć nie jestem w stanie powstrzymać uśmiechu, który ciśnie mi się na usta. Poprzedniego wieczoru odniosłam pierwsze prawdziwe zwycięstwo. Daray Stoker był pijany i to za moją namową. – Ale właściwie mówię całkiem cicho.
– Pewnie tak – wzdycha chłopak. – I założę się, że właśnie głupio się uśmiechasz. Cieszysz się, że teraz jestem w takim okropnym stanie, co?
Staram się nie szczerzyć, ale trudno nie cieszyć się z takiego sukcesu. Dokonałam rzeczy niemal niemożliwej. Wielką satysfakcję sprawia mi patrzenie na chłopaka, który wreszcie zachowuje się jak normalny nastolatek. Przyglądam się mu z uwagą i zastanawiam nad tym, jak dobrze zdążył mnie poznać przez te kilka miesięcy. Potrafi trafnie przewidywać moje reakcje. Tymczasem, myślę, lekko się krzywiąc, ja nie jestem wcale pewna, czy zdołałam go poznać chociaż trochę.
– Nie wierzę. Daray Stoker ma kaca – śmieję się cicho.
Daray otwiera jedno oko, choć czyni to z niemałym trudem. Uśmiecha się do mnie krzywo i w końcu unosi też drugą powiekę. Nie prezentuje się zbyt dobrze. Ubranie ma wygniecione i zdecydowanie nieświeże, włosy zmierzwione i posklejane. Wygląda na bardzo zmęczonego i na pewno nie wydaje się tak przystojny, jak zwykle. Chociaż, mimo wszystko, nie jest też źle. Niezwykłe tęczówki lśnią tak samo jak zwykle; nieprzespana noc i duża ilość alkoholu nie wpłynęła na nie w żaden sposób.
– No widzisz, cuda jednak się zdarzają – mruczy i niezdarnie podnosi się na rękach. – Cholernie boli mnie ramię. Ściskałaś mnie naprawdę mocno, pewnie mam nawet ślady po twoich paznokciach – mruczy, rozmasowując bolące miejsce. Czuję się nieswojo na myśl, że jest świadomy tego, że obejmowałam go przez sen.
Wszyscy powoli zaczynają się budzić. Tyler wstaje jako pierwszy, a już po chwili dołączają do niego Mary i Susan. Amy nadal leży niczym zombie, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Rozglądam się po pokoju. Oprócz naszej szóstki znajduje się tu jeszcze jakieś dziesięć osób. Pozostali najwyraźniej opuścili dom Tylera wieczorem, chcąc spędzić noc w domu, o ile zdołali tam dotrzeć.
– No dobra, do dyspozycji są dwie łazienki, także możemy powoli się wszyscy ogarnąć, czas start – oznajmia Tyler z zagubioną miną i nieporadnie drapie się po głowie. Wygląda jak mały, zaspany chłopiec, co jest naprawdę urocze.
Wzruszam ramionami i jako pierwsza idę do łazienki. Tam biorę zimny prysznic, żeby ostatecznie się rozbudzić. Dokładnie myję włosy i pozbywam się nieprzyjemnego zapachu. Potem poświęcam kilka minut na zrobienie makijażu, który maskuje całe zmęczenie i wszelkie niedoskonałości. Uświadamiam sobie, że po przebudzeniu wcale nie prezentowałam się lepiej niż Daray i z jakiegoś powodu ta myśl bardzo mi się nie podoba. Zdejmuję ze sznurka z suszącymi się rzeczami jakąś koszulkę Tylera i zakładam ją na siebie. Nie sądzę, żeby chłopak miał coś przeciwko, a nie zamierzam wracać do domu w śmierdzącej imprezą bluzce.
Kiedy znów wchodzę do salonu, nie zauważam nikogo poza Amy, która ciągle nie wykazuje jakichkolwiek oznak życia. Do moich uszu dociera szum czajnika i podążam za tym dźwiękiem, aż w końcu znajduję się w kuchni. Są tam już prawie wszyscy, przebrani lub chociaż wymyci. Na blacie stoi pięć kubków i słoiczek z kawą. Z wdzięcznością spoglądam na Tylera i siadam na jednym z wysokich krzeseł. Nie mogę się już doczekać, aż dostarczę organizmowi trochę kofeiny. Potrzebuję siły, by dotrzeć do domu.
– Jak dobrze, że ty zawsze o wszystkim myślisz – uśmiecham się zadowolona, a on tylko skromnie wzrusza ramionami.
–  No proszę, jest już nas szalony imprezowicz. – Moją uwagę odwraca Susan, która wskazuje na coś głową.
Podążam za spojrzeniem dziewczyny i dostrzegam w progu Daraya. Ma mokre włosy, które wydają się przez to całkowicie czarne. Tworzą niewyobrażalny kontrast z oczami, za sprawą zestawienia z ciemną czupryną, niemal białymi. Woda kapie z końcówek wprost na podłogę. Chłopak ma na sobie jedynie spodnie i trudno mi chociaż na chwilę nie zerknąć na jego tors. Choćbym próbowała ze wszystkich sił zaprzeczać, Daray niewątpliwie jest naprawdę umięśniony; dostrzegam tak zwany sześciopak na jego brzuchu i zastanawiam się, ile czasu musiał poświęcić na treningi. Z ociąganiem odwracam wzrok, nie chcąc, by brunet dostrzegł, że się mu przyglądam i w przyszłości rzucał z tego powodu kąśliwe uwagi. Unoszę lekko kącik ust i kieruję spojrzenie na twarz chłopaka.
– I jak wrażenie po imprezie?
– A jak sądzisz? Chyba widać, że głowa mi pęka – odpowiada, a ja cicho się śmieję, bo rzeczywiście doskonale zdaję sobie z tego sprawę. – Nie wierzę, że dałem ci się upić.
– Oj, Daray, nasza Miriam potrafi skłonić do tego każdego. Widzisz, twierdziła, że jesteś taki grzeczny i porządny, a jakoś zaciągnęła cię na imprezę i wlała w ciebie litry alkoholu – uśmiecha się krzywo Susan. Jak zwykle wygląda na nieco zmęczoną, ale nie przeszkadza jej to w paleniu papierosa.
– I chyba nawet dobrze się bawiłeś – wtrąca Mary.
– Dobrze się bawił? Ja byłem przekonany, że to nie jego pierwsza wielka impreza. Nie sądziłem, że znasz się na piwach, Daray. I że będziesz aż tak mało się wzbraniał przed piciem – dodaje Tyler. Brunet ma nieprzenikniony wyraz twarzy. Zdecydowanie znajduje się teraz w centrum zainteresowania.
– Masz rację. To nie była moja pierwsza impreza – wzrusza ramionami.
Nie potrafię pohamować kpiącego prychnięcia. Wszystkie oczy od razu kierują się w moją stronę. Kogo Daray chce oszukać? Kiedy niby mógł imprezować? Przecież na wszystkich tego typu wydarzeniach byłam obecna i naprawdę nie sądzę, że mogłabym go nie zauważyć. Mimo wszystko wspomnienia nadal napływają do mojej głowy. To, że Daray rzeczywiście wiedział, które piwa są dobre, że wcale nie skrzywił się po pierwszym łyku wódki, że nie upił się tak szybko, jak zrobiłby to ktoś, kto pierwszy raz ma styczność z alkoholem, to wszystko sprawia, że pojawiają się wątpliwości. A jeśli nie kłamie? Tylko w takim razie czemu nigdy nie spotkałam go na żadnej imprezie? Czemu wciąż wzbraniał się przed wszystkimi używkami, skoro tak naprawdę nigdy nie miał nic przeciwko? Chciał mnie zirytować? Czy nie wiedział, że wywrze lepsze wrażenie, zachowując się jak zwyczajny nastolatek, a nie świętoszkowaty kujon?
– Co za pogarda – uśmiecha się do mnie krzywo Daray.
– No wiesz, nie lubię, gdy ktoś opowiada niestworzone historie. A jakoś nie widziałam cię na żadnej imprezie, choć odbyło się ich sporo przez te pół roku.
– Nic dziwnego, bo na żadnej z nich nie byłem – odpowiada spokojnie. Dłuższą chwilę wpatrujemy się w siebie w milczeniu, jakbyśmy siłowali się na spojrzenia. Mam ochotę triumfalnie oznajmić chłopakowi, że właśnie przyłapałam go na kłamstwie, ale coś w wyrazie jego twarzy sprawia, że się powstrzymuję. Jak się okazuje, słusznie. – Imprezowałem, gdy jeszcze mnie tu nie było, kiedy mieszkałem w Wielkiej Brytanii.
No tak, o tym nie pomyślałam. Nie mam jak sprawdzić, czy chłopak mówi prawdę. Wszystko nagle zaczyna do siebie pasować. Tatuaż, znajomość alkoholi i dosyć mocna głowa, swobodne odnajdywanie się wśród ludzi na imprezie, zaciąganie się papierosem. A więc tak zachowuje się prawdziwy Daray Stoker. Taki był, nim przyjechał do Nowego Jorku. Właśnie to zachowanie idealnie pasowało mi do wyglądu bruneta. Pożądany przez wszystkie dziewczyny nastolatek, który jest popularny, zapraszany na imprezy i potrafi dobrze się bawić. Czemu wszystko zmieniło się, gdy przyjechał do Ameryki? Czemu zrezygnował z imprez i używek, ryzykując wypchnięcie na margines społeczny?
Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, szumią mi w głowie słowa, które ostatnio powtarza bardzo często. Co jeszcze skrywa przystojna twarz z kpiącym uśmiechem? Co czai się w spojrzeniu niezwykłych tęczówek? Ile jeszcze tajemnic ma w zanadrzu Daray Stoker?
– I co, tak po prostu nagle postanowiłeś się nawrócić? – pytam po chwili przeciągającego się milczenia. Nie tego przyznać nawet przed samą sobą, ale naprawdę pragnę poznać odpowiedź na to pytanie.
– Nie było żadnego „nawracania”. Znudziło mi się to wszystko – wzrusza ramionami.
Wpatruję się w Daraya oniemiała. Nie jestem w stanie uwierzyć, że tak po prostu stracił ochotę na imprezy, tkwienie w centrum uwagi i towarzystwo wielu wzdychających do niego dziewczyn. Pewnie w Wielkiej Brytanii był kimś takim jak Tyler w mojej szkole. Taki typowy ideał chłopaka, jaki często pojawia się w filmach.
I co, i tak po prostu Daray pewnego dnia postanowił, że po przeprowadzce stanie się stroniącym od tego wszystkiego chłopakiem? Bycie popularnym nie może się znudzić. Nie, kiedy ma się wielu znajomych, kiedy czuje się kimś wartościowym, lubianym i podziwianym. Nie, kiedy życie to jedna wielka zabawa.
– Ok, załóżmy, że ci wierzę, Brytyjczyku – mówię, lekko mrużąc oczy. Reszta przygląda mi się ze zdziwieniem, ale jestem pewna, że oni również nie do końca ufają słowom chłopaka. Z tym, że najwyraźniej ich mniej obchodzi cała ta sytuacja. – Słuchajcie, muszę się zbierać – oznajmiam, podnosząc się z krzesła i szybko dopijając kawę, którą zdążył mi zrobić Tyler.
– Gdzie idziesz? – pyta zdziwiony Daray.
– Do szkoły – odpowiadam spokojnie. – Mamy przecież środek tygodnia. A odkąd jestem pod stałym nadzorem matki nie wolno mi opuszczać lekcji. Zazdroszczę wam, że możecie cały dzień siedzieć w domu. No dobra, idę.
            Przytulam pospiesznie Tylera i dziewczyny i ruszam w stronę wyjścia. Słyszę za sobą wołanie Daraya i jego pospieszne kroki. Odwracam się w progu z krzywym uśmiechem na twarzy i obserwuję, jak chłopak zmierza w moją stronę, nerwowo zakładając koszulkę. Nie jestem zdziwiona, że postanowił iść za mną. Taki pilny uczeń jak on na pewno nie poszedłby na wagary. Daray jest dla mnie jedną wielką tajemnicą. Sądziłam, że zdołałam go poznać, że jest po prostu przykładnym chłopcem, który jakimś cudem wkupił się w łaski popularnych. Tymczasem całe moje wyobrażenie o brunecie nagle stanęło pod znakiem zapytania. W ciągu ostatnich kilku dni zdarzyło się to już parę razy.
            – Cały czas się na mnie gapisz – wzdycha Daray, kiedy powoli idziemy w stronę szkoły, choć właściwie powinniśmy się spieszyć.
            – Po prostu cię nie rozumiem – odpowiadam szczerze, mając nadzieję, że nie zarumieniłam się, speszona jego uwagą.
            – Wiem – odpowiada spokojnie. – I to bardzo cię denerwuje, prawda?
            Kąciki jego ust powoli przesuwają się ku górze i już po chwili na twarzy chłopaka gości kpiący uśmieszek, który zawsze wyprowadza mnie z równowagi. Trącam bruneta w ramię, a on w odpowiedzi jedynie cicho się śmieje. Jest jak zawsze. No może nie licząc tego bałaganu, jaki powstał w mojej głowie.

            Kątem oka przypatruję się Darayowi. Nie jestem w stanie nic na to poradzić. Rzeczywiście miał trochę racji, stwierdzając, że się na niego gapię. Sam jest sobie winny, że tak namieszał mi w głowie i sprawił, że za wszelką cenę pragnę się dowiedzieć, kim naprawdę jest. Z lekkim uśmiechem obserwuję oszołomienie malujące się na jego twarzy, dostrzegam zamglone spojrzenie niezmiennie mlecznobłękitnych tęczówek. Chyba pierwszy raz chłopak nie jest skoncentrowany na lekcji. I z jakiegoś powodu bardzo mi się to podoba.
            Moje bezwstydne gapienie się na Daraya przerywa na chwilę nauczycielka, która wywołuje chłopaka do odpowiedzi. Ze znudzeniem obserwuję, jak podnosi wzrok i wydaje się wyrwany z głębokiego snu. Potem powoli podnosi się z miejsca i zmierza w stronę biurka nieco ociężałym krokiem. Bez specjalnego entuzjazmu czekam na to, co zaraz nastąpi. Na każde pytanie nauczycielka otrzyma poprawną odpowiedź, wstawi kolejną świetną ocenę do rubryczki obok nazwiska Stoker, a potem przejdzie do tematu lekcji.
            Najwidoczniej właśnie przeżywam tydzień pełen niespodzianek, bo Daray wcale nie odpowiada zadowalająco. Wręcz przeciwnie, nie jest świadomy tego, co mówi do niego nauczycielka. I wtedy dopiero dociera do mnie, że chłopaka bardzo boli głowa i prawdopodobnie nie potrafi myśleć. Pewnie czuje się podobnie do mnie albo nawet jeszcze gorzej. Wszyscy są bardzo zdziwieni, gdy słuchają kolejnych błędnych odpowiedzi. Tymczasem uśmiech na mojej twarzy staje się jeszcze szerszy. Daray wydaje się taki normalny. Nieprzytomny, wyluzowany nastolatek po imprezie.
            Nauczycielka wzdycha z zawodem i oznajmia, że wstawia D. Uśmiecham się na myśl, że pojawi się w dzienniku obok wszystkich A i B. Jedno duże D jako znak tego, że Daray to zwyczajny chłopak, że za dużo wypił na imprezie i że odniosłam mały sukces.
            A jednocześnie także kolejny dowód na to, że naprawdę nie znam swojego korepetytora.

            Uśmiech znów nie schodzi mi z twarzy. Najwyraźniej mam dzień pełen radości. Siedzę wygodnie na łóżku tuż obok Daraya, który trzyma na kolanach podręcznik od matematyki. Chwilę wcześniej powiedziałam, że nie potrafię rozwiązać zadania, a teraz on próbuje mi wszystko wytłumaczyć. Najwyraźniej sam nie rozumie polecenia, które czyta już chyba po raz dziesiąty. Co chwilę zatrzymuje się, poprawia własne pomyłki i wzdycha z irytacją.
            – Wiesz co, chyba dzisiaj nie powinniśmy się uczyć – przerywam w końcu jego męki i głaszczę go po głowie jak małego chłopca.
            – Widzę, że świetnie się bawisz – mruczy pod nosem ze zrezygnowaniem.
            – Oczywiście, że tak. Pierwszy raz widzę cię na kacu, pierwszy raz w ogóle widzę cię po imprezie. Powiem ci, że o wiele bardziej lubię cię w tym wydaniu. Przynajmniej nie musimy się uczyć, bo nie jesteś w stanie nic mi wytłumaczyć. No i pomyśl, to moje zwycięstwo. Miałeś mnie sprowadzać na dobrą drogę, a tymczasem ja naciągnęłam cię na imprezę. I w dodatku dostałeś D. Jak ty to przeżyjesz?
            – Dobrze, zrozumiałem, nie musisz się dłużej śmiać – wzdycha i odkłada podręcznik.
            Nie zamierzam tak łatwo odpuścić. Nie wiem, kiedy znów będę miała okazję napawać się zwycięstwem, kiedy po raz kolejny zdołam sprawić, że Daray mi ulegnie. Jakiś cichy głos w moim umyśle podpowiada, że skoro zdołałam osiągnąć to raz, uda się i po raz drugi, a potem też i trzeci. A najbardziej podoba mi się świadomość, że może jednak to ja wygram ten zakład. Na początku obawiałam się, że będę słaba, że obnażę przed obcym człowiekiem moją duszę, ukażę wszystko to, co starannie ukrywam w złotej klatce w moim sercu. Teraz jednak powoli rosnę w siłę, zdobywam przewagę. I jeśli tak dalej pójdzie, odniosę zwycięstwo, a Daray jeszcze mi za to podziękuje.
            Podnoszę się z łóżka, by odłożyć zeszyt na biurko i kolano nagle się pode mną ugina. Przewracam się prosto na twarz, chociaż w ostatniej chwili zdążam jeszcze wystawić ręce. Upadam na nie nieporadnie i czuję ból w kolanach. Z moich ust wydobywa się cała wiązanka przekleństw. Nie cierpię jakoś specjalnie, chyba już bardziej czuję się najzwyczajniej w świecie upokorzona swoją niezdarnością. Poza tym przywykłam już do takiego wysławiania się. W końcu jestem Miriam Carver. Kiedy jednak staję na nogi i spoglądam na Daraya, zauważam, że się krzywi.
            – Naprawdę mogłabyś sobie darować – wzdycha.
            – Uwierz, nie miałam na celu rozpłaszczenia się na podłodze, żebyś miał świetny widok na mój tyłek – mruczę ze złością.
            – Nie o to chodzi. Raczej o słowa, których używasz.
            – Naprawdę? Znów zaczynasz? Zebrało ci się na krytykę, a przypominam ci, że właśnie wróciłeś z imprezy i masz okropnego kaca. W dodatku dostałeś niezbyt zadowalającą ocenę, bo nie mogłeś się skupić. Zrozumiałabym, gdybyś zwrócił mi uwagę kilka dni wcześniej, ale nie teraz. Poza tym Tyler, z którym dobrze się dogadujesz, też przeklina i to sporo.
            – Nie chodzi o to, że wszyscy mają nagle przestać przeklinać. Nie przeszkadza mi, że Tyler to robi. Takie mamy czasy. Ale ty jesteś dziewczyną i uwierz mi, nie zaimponujesz w ten sposób żadnemu chłopakowi.
            – Jasne, bo ty jesteś wielkim ekspertem – przewracam oczami.
            Pragnę zignorować usłyszane słowa, ale Daray jakimś cudem jak zwykle sprawia, że nie potrafię tego zrobić. Do moich wulgaryzmów zdążyli przyzwyczaić się już wszyscy, ale tak naprawdę czy komukolwiek to imponuje? Wiadomo, że nie będę zawsze się hamować, ale czasami mogłabym to robić. Tym bardziej, że przeklinam z przyzwyczajenia, bo denerwuje to matkę, bo chcę pokazać, że nie jestem grzeczną dziewczynką, a nie dlatego, że w ten sposób daję upust emocjom. No przynajmniej w większości przypadków. Mnie również irytuje, gdy dziewczyny przeklinają. Kiedy słucham Susan, czasem mam problemy ze skupieniem się na sensie jej wypowiedzi, bo zbyt wiele wtrąca przerywników. A gdy sama przeklinam, czuję się w pewien sposób brudna. Ale przecież przywykłam do tego. Podobne wrażenie odnoszę, gdy piję, choć nie mam ochoty, gdy palę, co nigdy nie sprawia mi przyjemności albo gdy robię jakąkolwiek inną rzecz, która ma na celu jedynie udowodnienie czegoś innym.
            No proszę, jak zwykle po słowach Daraya zebrało mi się na bezsensowne refleksje. By otrząsnąć się z tego dziwnego odrętwienia, wypowiadam kolejne przekleństwo tak, by chłopak nawet nie usłyszał. Nie robię tego dla niego, ale dla siebie, by udowodnić, że nic się nie zmieniło, że nie staję się bardziej porządna, bardziej zwyczajna. Nadal nie obchodzi mnie, co myślą o mnie inni. Co z tego, że mogę kogoś do siebie zrazić za sprawą niezbyt pięknego słownictwa? Jestem, jaka jestem i tylko to się liczy.
            – Mówiłaś coś? – pyta cDaray, jakby mimo wszystko wiedział, o czym teraz myślę.
            – Nie – kłamię, patrząc mu prosto w oczy. – A teraz mógłbyś stąd pójść, bo mam ochotę odespać imprezę.
            – Proszę bardzo, łóżko jest duże – uśmiecha się w ten denerwujący sposób i wymownie przesuwa nogi, robiąc mi miejsce. Kiedy widzi, jak przewracam oczami, tylko się śmieje.
            Stwierdzam, że właściwie nie obchodzi mnie kpiący uśmiech bruneta ani jego zaczepki. Skoro na złość mnie nie zamierza się wynieść z mojego pokoju, na pewno nie ulegnę i nie pójdę spać na podłodze albo w innym pokoju. Przecież jestem we własnym domu.
            Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że Daray chyba najzwyczajniej w świecie nie ma siły, by teraz udać się do domu. Przyglądam się jego zmęczonej twarzy, zamglonemu spojrzeniu i wiem już na pewno, że krzywy uśmiech i kpiąca uwaga miała za zadanie jedynie ukryć wycieńczenie. No cóż, tak się kończy robienie zbyt długiej przerwy w imprezowaniu. Człowiek odzwyczaja się zarówno od alkoholu jak i od jego nieprzyjemnych skutków następnego dnia.
            W moim sercu pojawia się coś na kształt litości, ale ze złością odsuwam to uczucie w najgłębszy zakamarek świadomości. Nie powinno mi być żal kogoś, kto kpi ze mnie na każdym kroku, ma pełno tajemnic i ciągle mnie poucza. Wzruszam ramionami i kładę się na łóżku obok Daraya. Czuję jego ciepły oddech na mojej szyi, bliskość jego ciała, zapach, który dociera do mnie wciąż na nowo z każdym wdechem.
            Powieki powoli zaczynają mi ciążyć. Mam świadomość, że zaraz zmarnuję całe popołudnie, odsypiając zarwaną noc. Ale właściwie nie ma czego żałować, bo będąc w takim stanie i tak nie potrafiłabym robić nic pożytecznego. Tak zawsze wygląda dzień po imprezie. No może z wyjątkiem tego, że zazwyczaj za moimi plecami nie leży żaden chłopak.
            – Miriam? – odzywa się niespodziewanie, gdy już praktycznie śpię.
            – Hmm…?
            – Masz porządek w pokoju – oznajmia, jakby to była najważniejsza rzecz w tym momencie.
            Nie mam siły ani ochoty, bo odpowiadać. Daray się nie pomylił, w moim pokoju rzeczywiście nie ma bałaganu. W końcu poddałam się i zaprzestałam celowego tworzenia rozgardiaszu. Może i do tej pory skutecznie irytowałam matkę, ale jednocześnie szkodziłam też sobie. Swoją rodzicielkę mogę irytować na wiele różnych sposobów, które nie będą mnie samej utrudniać życia.
            Przez chwilę w głowie pojawia się jeszcze jakiś przebłysk, pojedyncza myśl. Czy rzeczywiście sama postanowiłam zacząć utrzymywać porządek, czy może to Daray jakoś na mnie wpłynął? Czy nieświadomie zaczęłam mu ulegać i zmieniać się w lepszą osobę? Szybko odrzucam tę myśl.

Pozwalam, by sen wreszcie mną zawładnął. Odpływam. W tym świecie nie ma wątpliwości, chaosu i tak wielu pytań. W tym świecie po prostu się śni.

***

Wróciłam. Mam nadzieję, że nadrobiłam wszystkie zaległości. Jeśli o kimś zapomniałam, to możecie się dopominać, na pewno się poprawię. Jeszcze dwa razy zniknę na trochę w te wakacje, ale nie na tak długo jak teraz, więc może nawet uda mi się wszystko komentować na bieżąco.

Rozdział nie powala pod względem korekty, bo miałam nie za wiele motywacji, by dokładnie go sprawdzić. Zrobię to w wolnej chwili, ale jeśli wypatrzycie jakieś błędy (bo na pewno gdzieś tam są), to piszcie śmiało.

Przypominam o zakładce "pytania" po prawej stronie, gdyby ktoś chciał się czegoś dowiedzieć. To chyba tyle. Życzę Wam udanych wakacji!




3 komentarze:

  1. Matko, ja bym zdechła po tylu imprezach. XD Mnie się podobało w tym rozdziale to, jak zwracałaś uwagę na takie pozornie mało istotne rzeczy, jak np. to, że jest jej niewygodnie w łóżku; to czyni opowiadanie bardziej realnym, żywym. Prawidłowo! Ściskam.

    PS Zapraszam na rozdział dziesiąty. (Sinusoida-Emocji) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam szczerze, że mnie też dopiero po tym Daray wydał się być normalny, poza tym uczeń bez jedynki to jak harcerze bez scyzoryka. Nadal jednak myślę, że ciąży na nim jakaś fama, a co tyczy się ich wspólnego spania, to nie był pierwszy raz i ciekawe kiedy dojdzie między nimi do czegoś więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. A więc grzeczny chłopiec sobie popił i wylądował w łóżku z niegrzeczną dziewczynką, aż mnie dziwi, że ona jeszcze nie wpadła na tak debilny pomysł, by w ramach zgorszenia go zaciągnąć go do łóżka w innym sensie. Przecież jej pomysły mają właśnie taki poziom. Powinna rozłożyć przed nim uda, a potem nazywać go "trzysekundówką".

    OdpowiedzUsuń