poniedziałek, 11 sierpnia 2014

# Bunt: Rozdział 19. Samotność


               
           
Czwartkowy poranek okazuje się być bardzo nerwowy. Kiedy otwieram oczy, uświadamiam sobie, że zapomniałam nastawić budzika i teraz mam zaledwie kilkanaście minut, aby wstać, ubrać się i pójść do szkoły. Od razu podrywam się na nogi, zrzucając przy okazji kołdrę na podłogę. Od tamtej chwili każda minuta jest dla mnie bardzo cenna i dzieli się na pojedyncze sekundy, w trakcie których usiłuję wykonać jak najwięcej czynności.
Matka obserwuje, jak raz za razem wbiegam i zbiegam ze schodów. Wiem to, choć nie spoglądam na nią ani razu. Szkoda mi poświęcać tej kobiecie cenny czas, którego i tak pozostało mi już bardzo mało. Matka mogłaby choć raz okazać się pomocna, choćby zaproponować, że zrobi śniadanie, żebym zdążyła dotrzeć na lekcje. Ona jednak wciąż trwa w bezruchu. Najwyraźniej nigdzie jej się nie spieszy, ale woli mi nie pomagać, no bo po co.
– O co ci chodzi? – prycham z irytacją. Matka stoi mi na drodze do lodówki i tracę kilka cennych sekund, by ją wyminąć.
– Przecież nic nie robię – odpowiada spokojnie, wciąż jedynie mi się przyglądając. Nie wiem, czy właśnie naszła ją ochota, by mnie zezłościć, czy może postanowiła wykorzystać okazję, by zemścić się za wszystkie niemiłe rzeczy, których przeze mnie doświadczyła. I to się nazywa matczyna miłość…
– No właśnie, nic nie robisz. Stoisz i się gapisz, jakby to, że się spóźnię, było bardzo zabawne – irytuję się jeszcze bardziej.
Matka nic nie mówi, tylko nadal uważnie mi się przypatruję. Nie mam pojęcia, o co jej chodzi, ale nie zamierzam dłużej się tym interesować. Czas pędzi nieubłaganie i właściwie powinnam być już w drodze do szkoły. Chwytam pospiesznie butelkę soku, który podobno jest całkowicie naturalny, a potem zmierzam w stronę drzwi wyjściowych.
– A śniadanie? – odzywa się nagle matka.
– Mam – odpowiadam, wymachując nad głową sokiem.
– To nie jest śniadanie. Wróć tu i zjedz kanapkę.
– Boże, czy do ciebie naprawdę nie dociera, że jestem już spóźniona?
– Trudno. Masz coś zjeść.
Oczywiście nie zamierzam stosować się do polecenia matki. Kim ona jest, by mi rozkazywać? Od kiedy to odnalazła w sobie troskę i zaczęła przejmować się tym, czy przypadkiem nie zacznie mi burczeć w brzuchu w trakcie lekcji?
Obracam się teatralnie plecami. Wtedy uświadamiam sobie coś, co zdecydowanie w tej chwili nie ma znaczenia, a jednak jeszcze bardziej psuje mi humor. Odkąd rano się zbudziłam, nie wypowiedziałam ani jednego niecenzuralnego słowa. Miałam wiele okazji i uzasadnionych powodów, by chociaż raz rzucić jakimś przekleństwem. Tymczasem zachowałam się jak przykładna dziewczynka i jedyne, na co się zdobyłam, to gniewne „cholera”.
W jednej chwili dociera do mnie, że chyba źle oceniłam Daraya. A może źle oceniłam samą siebie? Uwierzyłam, że powoli zwyciężam, że ten chłopak nie jest mnie w stanie zmienić, a wystarczyła jedna uwaga, bym stała się choć trochę lepszą osobą. Staram się udawać, że wcale nie przejęłam się zasłyszanymi poprzedniego popołudnia słowami, ale wiem, że nie ma sensu się oszukiwać. Gdyby naprawdę nie obchodziło mnie to, co powiedział Daray, nie hamowałabym się przed wypowiadaniem kolejnym wulgaryzmów. A jednak to robię. I co z tego, że całkowicie nieświadomie?
Jakby na przekór sobie, na złość Darayowi i matce, postanawiam zmienić swoje zachowanie. Jeszcze tego brakuje, żebym we wszystkim słuchała jakiegoś nastolatka. Spoglądam więc na zegarek, choć doskonale wiem, która jest godzina i głośno przeklinam. Matka krzywi się, gdy to słyszy, a ja tylko rzucam jej na pożegnanie standardowe „kocham cię, mamo” i wychodzę, głośno trzaskając drzwiami. Powinnam właśnie szeroko się uśmiechać, triumfować, że przezwyciężyłam chwilową słabość. Tymczasem jest zupełnie inaczej. Czuję się po prostu… brudna.
Słowo, które przed chwilą wydobyło się z moich ust, brzmiało nienaturalnie, nieodpowiednio i sprawiło, że poczułam się jak naprawdę nędzna aktorka, która na własne życzenie pogarsza sobie opinię. Dla pewności powtarzam je głośno jeszcze kilka razy. Jakaś staruszka obraca się przez ramię i rzuca mi karcące spojrzenie. Pewnie właśnie myśli sobie, jaka to jestem niewychowana i że nie chciałaby, aby jej wnuczka tak się zachowywała.
Nic bardziej mylnego. Właściwie czuję, że już dawno nie byłam tak porządna, tak bliska wyobrażeniu grzecznej nastolatki. Proszę, oto co się ze mną stało, gdy pewien brunet wypowiedział kilka zdań wyrażających jego dezaprobatę. Zamiast tylko wzruszyć ramionami albo zaśmiać się kpiąco, wzięłam jego uwagi do siebie i nagle, zupełnie nieświadomie, zaczęłam stawać się choć trochę lepszą osobą.
Droga do szkoły mija mi bardzo szybko. Po części dlatego, że niemal biegnę, ale również z tego powodu, że jestem całkowicie pochłonięta rozmyślaniami na temat Daraya. Ostatnio miałam wiele okazji, by przekonać się, że kompletnie nie znam tego chłopaka. Nadal nie rozumiem, czemu postanowił udawać w Ameryce grzecznego ucznia. Bardziej jednak nurtuje mnie myśl, że chyba jestem manipulowana. I co więcej, ochoczo tej manipulacji ulegam.
Chciałabym się w jakiś sposób sprzeciwić, pokazać, że nie zamierzam być słabszą. Wiem jednak, że Daray odniósł kolejne małe zwycięstwo. Jeśli każde przekleństwo, jakie teraz wypowiem, ma brzmieć tak nienaturalnie i sprawiać, że czuję ogromną odrazę do samej siebie, to chyba nie będę już używać wulgaryzmów z byle powodu. Nie wiem, jakim cudem ten chłopak tak doskonale miesza mi w głowie. Może to dlatego, że w jakiś sposób odgaduje moje najskrytsze myśli, a potem ubiera ja w słowa i wypowiada jako własną opinię. Może po prostu uświadamia mi, kim naprawdę jestem, a wtedy nie mam powodów, by nie stosować się do jego sugestii.
Czuję tylko złość. Ogromną złość na siebie, Daraya i cały świat. Mam ochotę sprawić komuś przykrość, powiedzieć coś naprawdę okrutnego, byle tylko pokazać, że wcale się nie zmieniam. Co z tego, że będę wysławiać się w nieco inny sposób? Przecież wciąż będę imprezować, palić, pić i pozostanę ikoną szkolnego buntu, prawda?
Problem w tym, że z każdym dniem coraz bardziej w to wątpię.

Znów znajduję się w swoim pokoju. Ostatnio spędzam w nim więcej czasu niż zwykle. To chyba kolejny dowód na to, że zaczynam się zmieniać w potulną, grzeczną uczennicę. A może po prostu dostaję paranoi, bo Daray tak bardzo zdołał namieszać mi w głowie.
Chłopak siedzi tuż obok, a przed nami znajduje się otwarty podręcznik do trygonometrii. Jak zwykle. Wpatruję się ponuro w ciąg liczb i wypisane nad nimi numery zadań, które muszę rozwiązać. Zostało jeszcze kilkanaście przykładów, chociaż już dawno zdążyły mnie znużyć te wszystkie obliczenia. Daray tymczasem nie zwraca na mnie uwagi, rozwiązując zadania przygotowujące do olimpiady matematycznej. Zamierza sprawdzić, jak mi poszło dopiero wtedy, gdy wszystko skończę. Na razie pochłania go jego własny świat, w którym ważne są jedynie liczby i prawidłowe obliczenia.
Wzdycham głośno, mając nadzieję, że Daray dostrzeże moje znużenie i zarządzi przerwę. Najwidoczniej zdołał się naprawdę zaangażować w te swoje zadania, bo nawet nie podnosi wzroku ani w żaden sposób nie komentuje mojego zachowania. Bawię się długopisem, przekładając go w palcach, aż w końcu z ociąganiem powracam do działań zapisanych w podręczniku.
Kończę jakieś dwadzieścia minut później i z ulgą odkładam długopis. Czekam spokojnie, aż Daray postanowi sprawdzić to, co napisałam, on jednak w ogóle nie reaguje. Przypatruję się mu z uwagą. W pewien sposób fascynuje mnie, że kogoś, kto zaledwie kilkadziesiąt godzin wcześniej bawił się pijany na imprezie, tak bardzo może pochłonąć nauka. Jakiś czas zajmuje mi uświadomienie sobie, że tak naprawdę przyjdzie mi jeszcze chwilę poczekać, bo Daray nie zamierza oderwać się od swoich zadań. Podpieram więc głowę rękami i ze znużeniem przypatruję się temu, co pospiesznie zapisuje na kartce. Lekko marszczę brwi, a potem czytam polecenie zadania. Znów spoglądam na obliczenia.
– Pomyliłeś się – mówię bez chwili zastanowienia.
– Słucham? – podnosi wzrok. Jego spojrzenie jest zamglone.
– To zadanie. Pomyliłeś się.
– Miriam, posłuchaj, rozumiem, że trochę lepiej radzisz sobie z matematyką, ale to są zadania konkursowe, a ja jestem twoim korepetytorem. Naprawdę myślisz, że to ja się pomyliłem? Może przeczytaj polecenie jeszcze raz, skoro tak cię to zainteresowało, a potem pomyśl jeszcze chwilę.
Przewracam oczami. Zdążyłam się przyzwyczaić do Daraya Złośliwego, Daraya Pouczającego, ale nie do Daraya Przemądrzałego. W tym momencie naprawdę zachowuje się jak jeden z typowych szkolnych intelektualistów. Trochę wbrew sobie czytam polecenie zadania i przyglądam się obliczeniom, ale nadal wydaje mi się, że to mój korepetytor się pomylił. On również na chwilę przestaje skrobać długopisem na papierze. Potem spogląda na mnie.
– Masz rację – mówi, nie kryjąc ogromnego zdumienia. Jego oczy lśnią nagłym zainteresowaniem skrytym w mlecznym błękicie.
Dopiero w tym momencie dociera do mnie, co właściwie zrobiłam i mam ochotę skarcić samą siebie za ogromną głupotę. Po co w ogóle zwracałam chłopakowi uwagę? Tylko tego brakuje, żeby teraz zaczął mnie o coś wypytywać, by dowiedział się kolejnej rzeczy, którą tak starannie ukryłam przed całym światem.
– Naprawdę masz problemy z matematyką? – pyta po chwili milczenia.
– Jezu, tylko nie rób teraz ze mnie jakiegoś geniusza. To czysty przypadek, że doznałam nagłego olśnienia i rozwiązałam to zadanie. Nawet idiotom czasem się zdarza – przewracam oczami, próbując ukryć skrępowanie.
Daray uważnie na mnie patrzy. Nie podoba mi się, że wciąż spogląda mi prosto w oczy. Nie jestem w stanie tak długo utrzymywać kontaktu wzrokowego, jakaś siła zmusza mnie, bym odwróciła wzrok. Nadal jednak czuję na sobie uważne spojrzenie.
– Może i każdemu zdarzają się przebłyski geniuszu, ale ta twoja pewność… Byłaś w stu procentach przekonana o swojej racji, wiedziałaś, że ułożyłem złe działanie. Nie wierzę, że to przypadek – mówi i wtedy robi to, czego od początku najbardziej się obawiałam. – Masz, rozwiąż to – wskazuje mi kolejne zadanie znajdujące się na kartce.
Z wyrazem całkowitego ogłupienia chwytam papier w rękę i przez chwilę czytam polecenie. Potem zaczynam kręcić długopisem, włączać go i wyłączać na przemian. Spoglądam na Daraya, dając mu do zrozumienia, że kompletnie nie wiem, od czego zacząć. On tymczasem posyła mi nieugięte spojrzenie i wiem już, że nie zdołam tego rozegrać w ten sposób. Staram się głośno nie westchnąć i powoli, z wahaniem zapisuję długie działanie, a później zaczynam je rozwiązywać. Nim zdążam dojść do końca. Daray mocno chwyta mnie za nadgarstek.
– Tylko mi tu nie urządzaj kolejnego przedstawienia. Nie masz popełniać celowych błędów.
No proszę, a więc w jakiś sposób zdołał mnie przejrzeć. Zrozumiał, że próbuję go oszukać. Tak naprawdę wiem, co powinnam napisać, w jakiej kolejności postawić cyfry i ułamki, aby rozwiązać kolejny matematyczny problem. Przeraża mnie myśl, że Daray dostrzegł prawdę. Jak on to robi?
Skreślam wszystko co napisałam, bo wiem już na pewno, że nie zdołam oszukać tego chłopaka. Chcę mieć to już z głowy, a potem jak najszybciej zapomnieć o całym zajściu. Zapełniam kratki kolejnym ciągiem liczb i znaków, by na końcu zdecydowanym ruchem podkreślić ostateczny wynik.
Daray nie odzywa się ani słowem. Wzrok ma utkwiony w kartce, jakby nie liczyło się nic poza nią. Dopiero po chwili kieruje swoje oczy wprost na mnie. Po raz kolejny czuję się kompletnie bezbronna.
– A więc przez całe sześć miesięcy popełniałaś mnóstwo celowych błędów, żebym miał cię za kompletną idiotkę? Jakim cudem ledwo zaliczałaś semestr? Przecież spokojnie możesz mieć B. Co tam B, możesz nawet dostać A!
No i proszę, kolejna rzecz, którą starałam się ukryć, ujrzała światło dzienne. Nie wiem, jak mam wytłumaczyć całą tę sytuację Darayowi. Wątpię, by zrozumiał. Nie potrzebuję dobrych ocen. Wolę denerwować matkę. Zresztą nie było tak trudno ciągle otrzymywać niskie stopnie, bo rzadko pojawiałam się na zajęciach. Nie rozumiałam nowych wzorów i pojęć. Nawet gdybym chciała, nie zdołałabym dobrze napisać testów. Kiedy zaczęły się moje korepetycje, byłam zmuszona poznać wszystkie te definicje i reguły. Nie miałam problemów z zapamiętywaniem, a liczyć umiałam zawsze. Ale przecież o tym nikt nie powinien wiedzieć. Lepiej, kiedy wszyscy mieli mnie za dziewczynę, która kompletnie nie przejmuje się szkołą. Lepiej, bo wtedy matka była jeszcze bardziej wściekła.
– Ale ja nie chcę mieć dobrych ocen – mówię w końcu, bo Daray najwyraźniej czeka, aż się odezwę.
– Jezu, nie mogę w to uwierzyć! – wykrzykuje nagle i uderza się w czoło. – Czy ty naprawdę jesteś taka głupia? Udajesz idiotkę, bo chcesz wyjść na bardziej zbuntowaną? Naprawdę lubisz, kiedy inni sądzą, że nie jesteś inteligentna?
Przypomina mi się moja rozmowa z Tylerem. Moment, kiedy zapytałam go, czy uważa mnie za inteligentną dziewczynę, a potem ta przeciągająca się cisza. W jego oczach znalazłam odpowiedź i to taką, która nieoczekiwanie sprawiła mi ogromny ból, spowodowała, że w moim sercu pojawił się smutek. Chciałabym, by było inaczej, ale jednocześnie z całych sił pragnę zapobiec temu, by ktoś uznał mnie za kujonkę.
– Czy z innymi przedmiotami jest podobnie? Też celowo popełniasz błędy?
– Nie – wzruszam ramionami. Zdecydowanie nie podoba mi się ta rozmowa. – Inne przedmioty wymagają nauki. A ja naprawdę nie mam ochoty zakuwać wieczorami.
– No dobrze, niech ci będzie. Ale taka fizyka? Albo chemia? Tam przede wszystkim się liczy. Czy na tych lekcjach też celowo się mylisz?
Cisza, która między nami zalega, wystarczy, by Daray poznał prawdę. Może nie do końca celowo popełniam błędy, bo przecież wszędzie wymagane są wzory. Ale jeśli jakieś uda mi się przypadkiem zapamiętać, to rzeczywiście nie mam problemów z zadaniami. Odkąd kilka miesięcy temu matka zaczęła pilnować, bym pojawiała się w szkole, siłą rzeczy nauczyłam się więcej, niżbym chciała i teraz celowo popełniałam pomyłki.
– Ty jesteś naprawdę bardzo, bardzo inteligentna – Daray odzywa się z niedowierzaniem. Mam ochotę uderzyć go albo odgryźć się za tę zniewagę. Zabrzmiało to tak, jakby do tej pory miał mnie za kompletną idiotkę. – Wiedziałem, że jesteś inteligentna, bo da się to zauważyć podczas rozmowy. Ale do głowy mi nie przyszło, że można być aż tak głupim i celowo źle liczyć zadania – irytuje się. – Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłem, kiedy robiliśmy babeczki i wtedy kazałem ci układać wzory. Ani razu się nie pomyliłaś, bo byłaś zajęta pieczeniem i odpowiadałaś automatycznie. Dopiero potem, gdy na spokojnie zaczęłaś wszystko liczyć, miałaś czas, by przypomnieć sobie o celowych pomyłkach.
Przenikliwość Daraya trochę mnie przeraża. To, jak szybko potrafi połączyć ze sobą fakty i ułożyć w całość skomplikowaną układankę. Nie powinnam być zdziwiona, bo przecież wiedziałam, jaki jest inteligentny. On nigdy tego nie ukrywał, na wstępie oznajmił, że bierze udział w olimpiadzie matematycznej. Żeby dobrze liczyć zadania nie wystarczy być tylko mądrym.
– Wiedziałam, że nie zrozumiesz – mówię, wbijając wzrok w podłogę.
– Wcale nie. Rozumiem. I to aż za dobrze. Jesteś zupełnie inną osobą, niż próbujesz udawać, prawda? Masz swoją wielką pasję, lubisz czasem posiedzieć w domu. A jednak ciągle robisz wszystko na pokaz, udowadniasz innym, jaka jesteś zbuntowana. Chyba mało jest w tym prawdziwej ciebie, co? Czy to ze względu na popularność?
– Można tak powiedzieć – odpowiadam. W pierwszym odruchu mam ochotę skłamać i z całą stanowczością potwierdzić jego przypuszczenia. Zdążyłam się już jednak nauczyć, że chłopak potrafi przejrzeć moje kłamstwa. Wiedziałby, że coś jeszcze ukrywam. . – Lubię być popularna. A nie byłabym, gdybym oznajmiła, że moim ulubionym zajęciem jest gotowanie i obserwowanie ludzi za oknem. A gdyby do tego dołożyć jeszcze dobre stopnie? Przecież wtedy byłabym po prostu taką nijaką dziewczyną, jedną z tych zwyczajnych osób, które nie są ani popularne, ani nie znajdują się gdzieś na uboczu. Gdybym próbowała dobrze się bawić na wielkich imprezach, wszyscy wzięliby mnie za dziewczynę, która na siłę próbuje wkręcić się do towarzystwa.
– A co ze mną? Dobrze się uczę, do tej pory unikałem imprez i wypadów na piwo, a wydaje mi się, że mimo wszystko jestem chociaż trochę popularny.
– Z tobą to co innego. Zadajesz się ze mną, więc wszyscy, którzy chcą mi się przypodobać, od razu z tobą rozmawiają – mówię i dopiero po chwili dociera do mnie, jak okropnie zabrzmiały te słowa. Daray nie wydaje się jednak ani trochę urażony. – Poza tym jesteś…
Nie kończę zdania. Właściwie lepiej by było, gdybym nigdy go nie wypowiedziała. Na usta ciśnie mi się „poza tym jesteś przystojny”. I jak by to zabrzmiało? Jakbym skrycie podkochiwała się w Darayu? Nawet jeśli nie, to na pewno podniesie to jego i tak już wysoką samoocenę. Nie mam teraz ochoty oglądać tego kpiącego, pełnego zadowolenie uśmiechu.
– Po prostu nie chcę być nijaka. Lubię być kimś. Lubię czuć, że ludzie chcą ze mną rozmawiać, że mnie podziwiają. To ze względu na tę popularność. Trochę tak, jakbym była jakąś celebrytką. Osoby, które pragną liczyć się w szkole, próbują się ze mną przyjaźnić, bo mogę im pomóc w zdobyciu popularności. Zawsze znajdę kogoś, kto ze mną wyjdzie, gdy nudzi mi się jakiegoś popołudnia. Jestem zapraszana na imprezy i czuję się wartościowa.
– Naprawdę, żeby czuć się wartościowa potrzebujesz ludzi, którzy chcą cię wykorzystać, by zdobyć popularność? – pyta Daray.
– Jezu, tylko nie udawaj, że jesteś taki zdziwiony i kompletnie mnie nie rozumiesz. A sam co robisz? Już pierwszego dnia zacząłeś się zadawać z popularnymi, żeby ciebie też zauważyli w tej szkole. Gdyby ci nie zależało na znalezieniu się w centrum uwagi, pozwoliłbyś, by mieli cię za zwykłego kujona! – nie wytrzymuję i podnoszę głos. Nie podoba mi się, że Daray mnie poucza, choć sam nie jest lepszy.
– Masz rację. Popularność jest fajna. Ale ja nie pragnę jej tak bardzo jak ty. Rzeczywiście, podoba mi się to wszystko, ale zachowywałem się inaczej, prawda? Nie chodziłem na imprezy czy na piwo po szkole. Byłem sobą. Cały czas.
– Jasne, a potem nagle okazało się, że masz tatuaż, mnóstwo imprezowałeś w Wielkiej Brytanii i wcale nie jesteś taki grzeczny – prycham z pogardą.
Dostrzegam jakiś cień, który przemyka po twarzy chłopaka. Dzieje się to tak szybko, że właściwie mogło mi się tylko wydawać. Mimo wszystko jestem pewna, że się nie pomyliłam. Darayowi nie podobają się rozmowy o jego przeszłości.
– Poza tym – dodaję po chwili wahania. – Nie chcę być samotna.
Te słowa wypełniają przestrzeń między nami, wydają się być zbyt wielkie, by zmieścić się w pomieszczeniu. Zaczynam się nerwowo wiercić, błądzić oczami. Czemu właściwie to powiedziałam? Czemu zdradziłam jeden z największych swoich sekretów? Dlaczego przyznałam, że boję się samotności? Przecież Daray to tylko mój korepetytor, osoba, której niekoniecznie powinnam ufać. Tymczasem obnażyłam przed nim swoją duszę, po raz pierwszy pokazałam, jak bardzo jestem bezbronna. Dziewczyna ukryta w klatce, głęboko w moim sercu, na chwilę wydostała się na powierzchnię, pokazała, że mieszka wewnątrz mnie i Daray na pewno już o tym nie zapomni. Będzie wiedział, co ukrywam pod maską obojętności.
– No tak, samotna. Teraz masz wielu znajomych…
– No właśnie, znajomych – wtrącam. Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Mam wrażenie, że Daray trącił pojedynczy element, który uwolnił całą lawinę zwierzeń. Teraz, choćbym chciała, nie jestem w stanie przestać mówić, tłumić w sobie emocji. – Otaczają mnie sami znajomi. Ci wszyscy ludzie naprawdę mnie irytują. Nie jestem w stanie zbyt długo ich znosić. No może poza Susan, Amy, Mary i Tylerem. I tyle mam z tej całej popularności, tylko cztery osoby. Najgorsze jest to, że przyjaciół nie mam chyba żadnych. Ogromną wadą bycia popularnym jest to, że przyjaźnie zazwyczaj nie są prawdziwe. Nie wiem, czy dziewczyny przypadkiem nie trzymają się ze mną tylko dlatego, że dzięki mnie są lubiane i rozpoznawalne w szkole. Może się mylę, może jakimś cudem trafiłam na dobre osoby, ale nie potrafię im zaufać. Nie mówię im wszystkiego, one mi też nie. Niby się przyjaźnimy, ale to tylko pozory. Już najprędzej Tyler mógłby być moim przyjacielem. Potrafi mnie rozśmieszyć, zawsze świetnie się razem bawimy i nigdy nie kłócimy. Ale mimo wszystko to chyba nie jest przyjaźń, a przynajmniej nie tak opisują to w książkach.
Pięknie. Właśnie wygłosiłam kolejny monolog o swoich uczuciach. Chociaż te wszystkie słowa w jakiś sposób mnie wyzwalają, sprawiają, że wreszcie mogę powiedzieć wszystko, co myślę, w moim sercu czai się strach. Z każdym kolejnym zdaniem na wierzch wychodzi też prawda o tym, kim jestem, jak bardzo jestem zagubiona i jak rozpaczliwie pragnę znaleźć kogoś, komu naprawdę mogłabym zaufać. Kogoś poza tatą, bo choć kocham go całym sercem, nigdy nie zdoła mi zastąpić prawdziwego przyjaciela.
Daray wpatruje się we mnie w milczeniu. Odnoszę wrażenie, że jest nieco przygnębiony. Nie wiem, czy to moje słowa tak na niego zadziałały. Może przywołały nieoczekiwanie jakieś wspomnienia, a może po prostu uświadomiły mu, że bycie popularnym ma też ogromne minusy. Może on również doszedł do wniosku, że nie ma przyjaciół? Ale tego nie mogę być pewna, może jest ich wielu, w Wielkiej Brytanii.
Kulę się na łóżku, obejmując nogi. Teraz naprawdę czuję się jak mała, bezbronna dziewczynka. Nie podoba mi się, że Daray ma na mnie taki wpływ. Chciałabym teraz uśmiechnąć się krzywo, powiedzieć, że to wszystko było jednym wielkim żartem. Podpatrzyłam odpowiedzi do zadań w kluczu, postanowiłam zakpić sobie z chłopaka, wymyślając tę historyjkę. Ale nie zdołam tego zrobić. Zresztą nie jestem pewna, czy naprawdę tego chcę. Wydaje mi się, że Daray choć po części mnie rozumie. Szczególnie, że on również wygląda na przygnębionego.
A potem nieoczekiwanie chłopak siada tuż obok i obejmuje mnie ramieniem. Tym razem przytulam się bez wahania. Nie sztywnieję, nie odtrącam Daraya go z krzywym grymasem na twarzy. Naprawdę potrzebuję bliskości drugiego człowieka, a mój korepetytor zdaje się doskonale o tym wiedzieć. Siedzimy w ciszy i jestem smutna, a jednocześnie czuję się lepiej, niż gdybym miała spędzić ten czas sama.
– Co to? – pyta nagle, wskazując na paczkę stojącą przy łóżku.
– To od taty. Przysłał mi zdjęcie – mówię cicho. Kolejna rzecz, o której wolałabym zapomnieć.
Chłopak podnosi się z łóżka, choć wolałabym, żeby został. Nie ośmielam się jednak tego powiedzieć. Już i tak okazałam zbyt wiele słabości. Daray wraca jednak zaledwie pół minuty później, jakby podświadomie czuł, o czym właśnie myślę. Nie obejmuje mnie już, ale przynajmniej jest tuż obok. Odpakowuje przesyłkę, chociaż nie zapytał o pozwolenie. Może wie, że będąc w takim stanie zgodziłabym się na wszystko. Usuwa zabezpieczający szklaną szybkę styropian i kładzie na kolanach ogromną antyramę z moim zdjęciem.
Wpatruję się w dziewczynę przed sobą. Fotografia jest naprawdę piękna. Wyglądam na niej jak ktoś zupełnie inny. Jestem delikatna, tajemnicza, zupełnie inna niż każdego dnia w szkole. Spódnica powiewa na wietrze, pojedyncze płatki śniegu zdobią mi ramiona. Zachód słońca i oświetlony most stanowią idealne tło. Przez tę krótką chwilę myślę, że może nie jestem jedynie ładna. Może jestem…
– … piękna – dokańcza moją myśl Daray. – To zdjęcie jest… świetne. Czemu wcześniej go nie odpakowałaś?
Bo się bałam, że będzie zwyczajne? Bo wątpiłam, że dobra ze mnie modelka? Zdaję sobie sprawę, że każda profesjonalistka zapozowałaby lepiej. Mimo wszystko tata uchwycił odpowiedni moment, sprawił, że jestem naprawdę dumna z tego, jak wyglądam na zdjęciu. Najbardziej podoba mi się jednak, że Daray przed chwilą nazwał mnie piękną. Chłopcy rzadko używają aż tak wielkich słów.
Daray odkłada zdjęcie na bok i siedzimy jeszcze jakiś czas w całkowitym milczeniu. Jestem wdzięczna chłopakowi, że się nie odzywa, nie drąży tematu. Może naprawdę widzi, jak ciężka była dla mnie ta rozmowa, może rozumie, że powiedziałam rzeczy, których nie odważyłam się zdradzić nikomu. Pozwoliłam, by słowa płynęły, wyrażając wszystkie myśli i uczucia skryte w moim wnętrzu.
A potem nagle czuję jakieś drobne ukłucie w sercu. Powtarza się po raz kolejny, atakuje z większą siłą, a wraz z sobą przynosi wątpliwości, niepokój, a w końcu strach. A co jeśli ta rozmowa zmieni mnie równie mocno, co wszystkie sugestie Daraya? Pokazałam mu wiele, nie całą siebie, ale znaczną część. Co jeśli teraz cały świat ujrzy mnie w takim wydaniu? Co jeśli przestanę udawać, tak jak sugerował chłopak?
Wiem, co nastąpi. Najpierw wszyscy się zdziwią, pomyślą, że to jakiś głupi żart. A potem uznają, że uległam, spełniłam oczekiwania nauczycieli i mojej matki. Daray w końcu mnie zmienił, wygrał zakład i oto pojawiła się nowa, potulna, nudna i zwyczajna Miriam Carver. I nagle przestaną mnie zapraszać na imprezy, nagle znikną denerwujące mnie osoby desperacko pragnące fałszywej przyjaźni. Powoli z mojego życia odsuną się Amy, Susan i Mary, może także i Tyler. Będę obserwować, jak omija mnie wszystko, czego do niedawna byłam częścią. Stanę się jak Cassie, której nie dostrzegłabym, gdyby nie ciągłe opowieści Tylera. Zapomną o mnie albo zaczną wytykać palcami, mówiąc: „ona kiedyś była jedną z nas, jedną z najpopularniejszych. Teraz stała się nikim”.
Nie chcę tego, nie chcę takiego życia. Pragnę, by było jak dawniej, przed odbyciem tej rozmowy. Nie wyobrażam sobie tak radykalnej zmiany, odrzucenia wszystkiego, co do tej pory było moją codziennością.
Bo wbrew temu, co myśli Daray, wbrew jego wszelkim przekonaniom, ta dziewczyna, którą dzisiaj poznał, to też nie byłabym w stu procentach prawdziwa ja.

4 komentarze:

  1. Hej!
    "W jednej chwili dociera do mnie, że chyba źle oceniłam Daray’a." - Nie wydaje Ci się, że coś jest nie tak z tą odmianą? Daraya? Hm, wygląda jakoś lepiej...
    Rozbawiło mnie, kiedy chłopaczyna tak się zdziwił, że popełnił błąd. Heh. Mnie też dziwi, że się przed nim otworzyła. I też, tak jak koleżankę wyżej, zastanawia mnie, kim naprawdę ta dziewczyna jest, skoro żadna jej odsłona nie jest tą prawdziwą. Powoli się w tym gubię. Zmiany są straszne tak ogólnie, ale jeśli na lepsze... to jakoś da się przeżyć.
    Pozdrawiam. (Sinusoida-Emocji, Porcelanovvy - nowa notka)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! :)
    Przeczytałam rozdział już jakiś czas temu, więc pewnie niestety mój komentarz będzie trochę krótszy niż poprzednio, ale każdy autor wie, że każdy motywuje ;)
    Zaczynając od poprawności: w sumie jak tak się trochę dłużej nad tym zastanawiam, to jest to jeden z lepszych pod tym względem rozdziałów. Bardzo podobały mi się niektóre rozwiązania stylistyczne, które zastosowałaś, tekst był płynny i spójny. Wkradło się kilka drobnych mankamentów: znalazłam trzy, ale nie wiem dlaczego, przy czytaniu wypisałam tylko dwa, trzeci zgubiłam. I zaznaczę od razu, że to są raczej kosmetyczne poprawki, które wynikają z mojego nieuleczalnego perfekcjonizmu :)
    Zamierza sprawdzić, jak mi poszło dopiero, gdy wszystko skończę. - tak jak napisałam, nie ma tutaj błędu, ale znacznie, znacznie, znacznie lepiej (w moim odczuciu, rzecz jasna) brzmiałoby ono, gdyby dodać po "dopiero" słowo "wtedy". To chyba tylko moje skrzywienie, ale wydaje mi się strasznie sztuczna pauza intonacyjna po "dopiero" :D
    Jedyne, co czuję to złość. - i tu też, raczej błędu nie ma (chociaż w interpunkcji nie czuję się na tyle pewnie, by stuprocentowo to stwierdzić), ale już wyrobił się u mnie taki nawyk, że jeśli nie jestem pewna, czy interpunkcja jest poprawna (a tutaj zapis troszeczkę mi zgrzyta między zębami - ale, ponownie, to równie dobrze może być tylko moja paranoja), zwyczajnie parafrazuję zdanie, zwłaszcza jeśli, tak jak w tym przypadku, to nie będzie stanowiło najmniejszego problemu. O ile lepiej brzmi "czuję tylko złość"? :) Czasami proste rozwiązania są najlepsze.
    Jeśli chodzi o treść: już prawie zapomniałam po tych dwu (?) dniach od przeczytania o tej scenie z matką. Nie dlatego, że w niej było coś nie tak, po prostu... ano, chyba łatwo się domyślić, po prostu druga scena zwróciła dużo więcej mojej uwagi (niewykluczone, że to Daray tak działa :D). Bardzo podobała mi się końcowa konkluzja. Tym bardziej, że chyba tego brakowało mi do tej pory w tym opowiadaniu: tego akcentu szarości, bo dotąd wszystko zdawało się być kreowane na czarno-białe. Miriam - imprezowiczka i buntowniczka oraz Miriam - wrażliwa, spokojna i zraniona przez matkę, nic pomiędzy. W tym rozdziale negujesz taki układ sił i dodatkowo świetnie to wypada w kontekście przemyśleń Miriam, bo odniosłam wrażenie, jakby ona to sobie dopiero teraz uświadomiła. Tym samym całkiem nieźle wybrnęłaś z pewnych uproszczeń, które wcześniej zastosowałaś ^^
    I Daray, ten jego smutek, kiedy Miriam powiedziała, że nie ma przyjaciół. Przecież wszyscy wiedzą, że zasmucił się dlatego, że Miriam nawet nie pomyślała o tym, że mogłaby go tak sklasyfikować. :> Z wielką niecierpliwością czekam na moment, kiedy ujawni się przeszłość Daraya, naprawdę! Mam kilka teorii apropo tego, jak do tego dojdzie i ciekawi mnie, którą drogą poszłaś :>
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawiązując do poprzedniego rozdziału, to jakie piwo jest dobre? Wydaje mi się, że to zależy od gustu i prywatnych kubków smakowych każdego pijącego. No chyba, że twoja młodzież stawia na liczbę, która mówi o zawartości alkoholu.
    Osobiście nie uważam, że każdy kto umie matematykę to umie też fizykę i chemię. Sama jestem takim przypadkiem, wszystko też zależy od nauczyciela i tego w jaki sposób tłumaczy. Zgodzę się jednak z tym, że wystarczy nie chodzić na lekcje i nie nadrabiać materiału, by zmarnować matematyczny talent. Mam w domu taki przypadek - dziewczyna wygrywała konkursy w podstawówce i jeszcze w pierwszej gimnazjum, a w drugiej poległa po całości i ledwie z trójką wychodzi z pierwszego semestru.
    A więc sesja zdjęciowa przyniosła jednak pozytywy, a nie choróbsko tak jak ja się spodziewałam. Może to i lepiej. Z pewnością lepiej dla twojej głównej bohaterki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie matematyka to zawsze była czarna magia i pamiętam, ze gdy mieliśmy współrzędne, to powiedziałem nauczycielce, ze ja nie mam ambicji zostać piratem lub marynarzem i, że takie coś w życiu mi się nie przyda. Nadal uważam, że dzieci często uczone są rzeczy, które zupełnie do niczego im się nie przydają. Dziś student zna na pamięć fizyczne wzory, a nie umie po sobie umyć kubka, ani obliczyć na ile kilometrów wystarczy mu cały bak paliwa. Ja tam ciągle jestem zdania, że dzieci powinny być uczone tego co przyda im się w życiu, co będą mogli wykorzystać w praktyce, a dodatkowe rzeczy, jakieś rozwinięcie danego tematu to dopiero przy wyborze drogi jaką będą chcieli podążać, przy wyborze profilu. Choć w polskich szkołach profile to jakaś magia. Mój syn był na informatyczno-matematycznym, a miał jedną informatykę w tygodniu.
    A więc tatuś znowu wybrał podlizać się córeczce i zrobić jej prezent zamiast wykazać się ojcostwem i narzucić jakąś konsekwencje, pomóc żonie w wychowywaniu dziewczyny. Zawsze mnie tacy ojcowie irytowali, co nie znaczy, że siebie uważam za super ojca. Różnicą jest jednak próbować wychować potomstwo i polec, a różnicą jest nie podjąć jego trudu, zostawić wszystko na głowie kobiety, a samemu ograniczyć się do zapewniania gówniarzowi wygód. Pieniądze dać najłatwiej, zwłaszcza gdy się je ma. A utrzymywanie kontaktów jedynie przez telefon sprzyja braku relacji i bycia jak kumpel, a nie jak ojciec. Tak więc ojciec Miriam świetnie się ustawił. Facet najmniej zrobił, a najlepiej na tym wyszedł i dla dziewczynki wydaje się być "tym lepszym rodzicem" podczas gdy w moich oczach on wcale nie jest rodzicem. Aż mnie ciekawi co na temat ojca głównej bohaterki uważali inni czytelnicy. Nie chce mi się jednak czytać każdego jednego komentarza, więc mogłabyś mi to jakoś streścić? Twoi czytelnicy to zazwyczaj młodsi ludzie niż ja, więc pewnie byli o nim takiego samego zdania lub zbliżonego zdania do zdania Miriam (masło maślane, ale palce mi odmarzły i wracam do domu).

    OdpowiedzUsuń