sobota, 30 sierpnia 2014

# Bunt: Rozdział 20. Smutek


           
Czekam na podjeździe przy swoim domu, szczelnie otulona płaszczem. Powinnam być naprawdę szczęśliwa i po części rzeczywiście tak jest. Coś jednak skutecznie psuje mój dobry humor. Chociaż się uśmiecham, jednocześnie czuję też jakieś kłucie w sercu. Ostatnio zdecydowanie za bardzo przejmuję się pewnymi sprawami, ale niestety nie jestem w stanie nic na to poradzić.
Samochód taty zatrzymuje się tuż przede mną. Unoszę kąciki ust nieco wyżej, starając się wyglądać na naprawdę szczęśliwą. Nie sądziłam, że tak szybko uda mi się po raz kolejny spotkać z ojcem. Tymczasem on postanowił zrobić sobie przerwę w pracy, nadzorując jedynie wystawę w galerii, która okazała się być wielkim sukcesem. Przedłużono czas jej trwania i zdjęcia mają wisieć jeszcze przez jakiś czas. Wiem też, że znalazło się wielu chętnych do zakupienia fotografii.
– Cześć, tato – otwieram drzwi samochodu i wślizguję się do środka.
– Cześć, Miriam – tata obdarza mnie szerokim, pełnym miłości uśmiechem.
Nie mam pojęcia, dokąd jedziemy. Prawdopodobnie do kina albo do restauracji. A może jeszcze gdzieś indziej? Tata potrafi zapełnić każdy dzień, wymyślając przeróżne rozrywki, które zawsze bardzo mi się podobają. Właściwie mam ochotę na spacer po Central Parku albo na obejrzenie filmu. Albo moglibyśmy po prostu gdzieś posiedzieć. Ważne, że tata znów jest ze mną.
Ku mojemu zdziwieniu zatrzymujemy się przy scenie postawionej w jednym z pobliskich parków. Zniknie tuż po weekendzie, jakby nigdy jej nie było, ale teraz wokół zgromadziły się tłumy, a z głośników daje się słyszeć głos osoby prowadzącej imprezę. Pewnie ma wystąpić jakiś amatorski zespół, a może to koncert charytatywny i pojawi się ktoś znany, może nawet taki artysta, którego lubię? W to ostatnie wątpię. Mam dosyć specyficzny gust.
– Pomyślałem, że może ci się spodobać. Dzisiaj jest dzień rocka. Pewnie będzie kilka piosenek bardziej z moich niż twoich czasów, ale może znajdzie się też coś bardziej współczesnego – uśmiecha się tata, kładąc mi rękę na ramieniu.
Powoli zaczynam przepychać się wśród tłumu, chcąc dojść do sceny. Ludzie trącają mnie łokciami i patrzą z oburzeniem, bo przecież nikomu nie podoba się, że zaraz zasłonię im widok albo stanę w lepszym miejscu. Oczywiście ignoruję wszystkie niemiłe uwagi i krzyki protestu, bo nie jestem osobą dobrze wychowana. Tata idzie tuż za mną, przepraszając tych, którzy się oburzają, ale tak naprawdę wiem, że nawet nie zwróci mi uwagi. Kiedy jesteśmy już dosyć blisko sceny, przystaję zadowolona i zaczynam słuchać.
W miejscu, w którym się znalazłam, czuję się dosyć dobrze. Bez trudu znajduję kilka osób, które wyglądają podobnie do mnie – mocno wymalowane oczy, kolczyki na twarzy albo koszulki ulubionych zespołów. Nie brak też co prawda popiskujących dziewczyn, które myślą, że będą fajne, kiedy pochwalą się obecnością na rockowym koncercie. Irytują mnie takie osoby, ale, jakby nie patrzeć, na nerwy działa mi naprawdę wielu ludzi, zarówno w szkole, jak i w innych miejscach.
Tata miał rację. Pierwszy zespół, jaki wychodzi na scenę zdecydowanie nie wygląda zachęcająco. Wokalista jest po czterdziestce, tak samo jak reszta składu. Basista wzbudza zainteresowanie tłumu, bo przypomina nieco pirata. Czerwona chustka na głowie, ciemna broda i długie włosy. Niestety repertuar okazuje się być kompletną katastrofą, przynajmniej jak dla mnie, bo tata najwyraźniej dobrze się bawi.
Po kilku minutach uznaję, że nie wytrzymam już zbyt długo, ale na szczęście na scenę wchodzi kolejny wykonawca. Tym razem jest to chłopak niewiele starszy ode mnie. Uśmiecha się, emanując niesamowitą pewnością siebie. Jest naprawdę przystojny, dobrze zbudowany i coś w nim sprawia, że nie można oderwać od niego wzroku. W jego oczach czai się lekki błysk, czarne włosy niedbale przysłaniają oczy w odcieniu karmelu, a ciemna skóra błyszczy się w słońcu. Perkusista również jest przystojny, choć nieco starszy i mniej charyzmatyczny. Ma mnóstwo loków podskakujących wokół jego twarzy. Moją uwagę zaprząta jednak przede wszystkim wokalista.
Pierwsza piosenka naprawdę mi się podoba. Nie wiem na pewno, czy chodzi o samą melodię, czy też o chłopaka, który wyśpiewuje kolejne dźwięki osobliwym głosem. Nie odrywam od niego wzroku i uświadamiam sobie, że jestem jak typowa nastolatka, skoro wpływ na odbiór muzyki ma dla mnie wygląd wokalisty. Brakuje tylko, bym zaczęła piszczeć i pragnąć, by ciemnowłosy dostrzegł moja sylwetkę w tłumie. Mimo wszystko uśmiecham się lekko i z przyjemnością słucham piosenki.
Czuję się naprawdę oczarowana. Nie jestem zbyt wrażliwa na muzykę, bo nie mam żadnych zdolności w tej dziedzinie. Nie rozróżniam struktur kompozytorskich, nie wychwytuję schematów ani nie podziwiam polifonicznych fragmentów. Jestem głucha na takie rzeczy. Liczy się tylko melodia, tekst i magia, którą niesie ze sobą całość. Trudno mnie uznać za świetnego odbiorcę, skoro mam ograniczoną wiedzę. Mimo tego sądzę, że najważniejsze, aby czuć dreszcze, z niecierpliwością czekać na więcej.
– I co, podoba ci się? – pyta tata, a ja kiwam głową. Jak zwykle zdołał trafnie przewidzieć, co może naprawdę przypaść mi do gustu.
Melodia wlewa się we mnie, wchłaniam ją całą powierzchnią ciała i trwam nieco oderwana od rzeczywistości. Myśli kłębią się w mojej głowie, wirują i tworzą jeden wielki chaos, stos obrazów, które przemijają zbyt szybko, bym zdołała się któremuś przyjrzeć.
A potem nagle odzywa się jakiś pojedynczy dźwięk, jeden ton, który zmienia wszystko. Nie wiem, czy każdy czasem ma to poczucie, że piosenka wywołała w nim dziwne doznania, przyniosła wspomnienia, skłoniła do przemyśleń, podsunęła jakiś pomysł. Mnie czasem się to zdarza. Ten jeden, niespodziewany dźwięk sprawia, że coś nagle zaczyna się dziać, chaos na chwilę ustaje i chociaż piosenka wydaje się być jeszcze piękniejsza niż przedtem, to skłania mnie do myślenia o rzeczach, o których wolałabym zapomnieć.
Długo analizowałam słowa Daraya, wszystko to, co zostało powiedziane i to, co schowałam wewnątrz siebie, nie chcąc zdradzić już nic więcej. Boję cię bycia normalną, zwykłą. Nie chcę się zmieniać, nie w ten sposób. Nie chcę, by ten chłopak zdołał to zrobić, nawet jeśli teraz też nie jestem do końca szczęśliwa. Wiem, że jeśli ulegnę, wcale nie poczuję się lepiej. Być może Daray sądzi, że w ten sposób mi pomoże, ale nie mógłby się bardziej mylić. Jeśli stanę się kimś zwyczajnym, zniknę, a ostatnie, czego w tej chwili bym pragnęła, to odejść w zapomnienie.
Piosenka nieoczekiwanie dobiega końca. To ostatni utwór niezwykłego zespołu. Wokalista uśmiecha się lekko do tłumu rozwrzeszczanych dziewczyn. Tymczasem w moim sercu narasta to dziwne kłucie, które towarzyszy mi już od kilku dni. Nagle chłopak spogląda prosto na mnie. Trwa to zaledwie chwilę, jego wzrok prześlizguje się po kolejnych twarzach i w końcu wokalista schodzi ze sceny. Ale ten krótki moment wystarczy, bym poczuła się jeszcze bardziej zagubiona, jeszcze bardziej przytłoczona wszystkimi zmianami, które ostatnio zachodzą w moim życiu.
– Miriam, wszystko w porządku? – pyta tata, a ja tylko pospiesznie kiwam głową. Bo co tak właściwie mogłabym powiedzieć? – Może chodźmy już stąd. Chyba czas na obiad, co?
Odwracam się i zaczynam torować sobie drogę ku wyjściu. Jestem zadowolona, że tata jak zwykle wie, co dla mnie najlepsze. Może wyczuł moje przygnębienie, chociaż to niby kobiety natura obdarzyła intuicją. Jestem całkowicie oszołomiona, chociaż nieświadomie wyciągam rękę po ulotkę, na której tkwi logo koncertu, i wciskam ją do kieszeni. Dzięki temu będę mogła posłuchać w Internecie innych piosenek cudownego zespołu. Może nawet kupię płytę…
Tata zabiera mnie do drogiej restauracji, jednej z jego ulubionych. Jak zwykle czuję się nieswojo, kiedy kelnerzy kręcą się wokół mnie, odsuwają krzesło, zabierają płaszcz, są tacy eleganccy i perfekcyjni. Niezręcznie mi zamawiać jakikolwiek posiłek ze świadomością, że tata zapłaci mnóstwo pieniędzy za dwuosobowy obiad. On jednak uparcie zabiera mnie tu za każdym razem i mówi, że go stać. Ma rację, ale mimo wszystko uważam, że nieco marnuje pieniądze. Choć przyznaję, jedzenie jest świetne, a ja uwielbiam przez chwilę czuć się jak naprawdę zamożna dziewczyna z dobrego domu.
Jeden z uśmiechniętych kelnerów podchodzi do nas i kładzie kartę z daniami. Przyglądam się uważnie kolejnym napisom, a tata już zdąża zamawiać sok ze świeżo wyciśniętych owoców. W jednej z ulicznych budek zapłaciłby za coś takiego kilka dolarów, tu – kilkadziesiąt. Oczywiście napój jest o wiele smaczniejszy niż ten od zwykłego sklepikarza, ale i tak wzdycham cicho.
Długo nie mogę się zdecydować na jakąkolwiek potrawę. Zastanawiam się nad różnymi zupami, bo odnoszę wrażenie, że to właśnie one są najtańsze. Niestety, nie mam jak tego sprawdzić, bo cennik znajduje się tylko na jednym egzemplarzu menu, tym, który otrzymuje osoba płacąca. Tata dostrzega moje wahanie i domyśla się, co jest jego przyczyną. Przywołuje więc kelnera i, mimo moich protestów, zamawia porcję halibuta.
Ryba jest cudownie przyozdobiona. Sos tworzy piękne wzory, a samo mięso wygląda naprawdę smakowicie. Pierwszy kęs niemal rozpływa się na moim podniebieniu, co powoduje, że wzdycham z zachwytem. Później tata prosi jeszcze o suflet i już po kilku minutach stawiają go przede mną. Jest czekoladowy, puszysty i idealny, a w środku płynny i słodki. Na talerzyku położono również małą gałkę lodów kardamonowych. Całość jest wyśmienita.
– Miriam, czemu jesteś smutna? – pyta tata, gdy zatapiam łyżeczkę w czekoladowej masie. Widocznie nie dał się zwieść uśmiechom. Zbyt dobrze mnie zna.
Przez chwilę nic nie mówię, jedynie z uwagą wpatruję się w swój deser, jakby to była najbardziej fascynująca rzecz na świecie. Bo może rzeczywiście tak jest, w końcu sama czasem robię suflety i wiem, jak trudno jest osiągnąć idealną strukturę ciasta na zewnątrz i płynnej masy w środku. Poza tym nigdy nie widziałam lodów kardamonowych w innym miejscu niż w tej restauracji.
– Tato, czy to dobrze się zmieniać?
– No wiesz, to zależy. Można zmienić się na gorsze albo na lepsze.
– A jeśli niektórzy sądzą, że będzie to zmiana na lepsze, ale ty sam nie jesteś tego pewien? Poza tym czy uleganie czyjemuś wpływowi to nie będzie po prostu okazanie słabości? Czy to nie będzie równoznaczne z poddaniem się, przyznaniem, że jest się tym gorszym?
– Córeczko – zaczyna tata, uważnie mi się przyglądając. Chociaż mam już osiemnaście lat, wciąż zwraca się do mnie w ten sam sposób. – Myślę, że sama doskonale wiesz, czy to będzie dla ciebie dobre. Poza tym jesteś najsilniejszą dziewczyną, jaką znam, naprawdę. I obojętnie, czy zawsze będziesz taka jak teraz, to się nie zmieni.
Przez chwilę milczymy. Nadal wpatruję się w suflet, dłubiąc w nim łyżką. Już nie wygląda tak smakowicie, bo zdążyłam go zmasakrować. Płynne nadzienie miesza się z powoli topniejącymi lodami kardamonowymi, ale wszystko nadal jest pyszne.
– Poza tym – kontynuuje tata – zauważyłem, że masz lepsze oceny. Kiedy zajrzałem do twojego pokoju, nie było w nim tego okropnego bałaganu, podobno rzadziej jesteś wzywana do dyrektora, matka dostaje mniej telefonów ze szkoły… Jeśli to są te zmiany, których tak się boisz, to nie powinnaś być smutna. Rozumiem, że chcesz coś wszystkim udowodnić, pokazać, jaka jesteś silna, ale nie możesz przez to niszczyć życia. Nie powinnaś zawalać szkoły tylko dlatego, żeby zdenerwować swoją matkę.
Nie jestem pewna, co mam odpowiedzieć. Wiem, że tata ma rację, ale jednocześnie wciąż boję się, że po drodze, kiedy będę starała się być prawdziwą sobą, tak naprawdę się zgubię. I nie dość, że stanę się nijaka, to wcale nie poczuję tego szczęścia, którego rzekomo powinnam zaznać. Mój cel będzie zamazany, niesprecyzowany i zanim się spostrzegę, zabłądzę. A wtedy stanę się tak samo nieprawdziwa jak teraz. Z tym, że jeszcze bardziej zagubiona i jeszcze bardziej nieszczęśliwa.

Melissa otwiera nam drzwi z szerokim uśmiechem. Jak zwykle wygląda spokojnie i bardzo przyjaźnie. Jest młodsza od taty aż o dziesięć lat, chociaż, gdy patrzę na to, jak się kochają, ta różnica wydaje się nie mieć żadnego znaczenia. Kobieta ma ciemnoniebieskie oczy i brązowe włosy, które zawsze nosi rozpuszczone. Bardzo dba o swój wygląd, a większość jej strojów naprawdę mi się podoba.
            Mruczę pod nosem słowa powitania, gdy Melissa otacza mnie ramionami w powitalnym uścisku. Jak zwykle cała sztywnieję, ale kobieta chyba zdążyła się już do tego przyzwyczaić. A może niczego nie zauważyła…
Jak zwykle czuję się dziwnie, kiedy spotykam dziewczynę taty. Melissa chyba nie ma podobnych odczuć, bo z serdecznym uśmiechem krząta się po domu. Gotuje wodę na herbatę i radośnie dogląda ciasta, które nadal tkwi w piekarniku. Kobieta nie należy do wiecznie coś szczebioczących osób. Jest spokojna, nie wygadana, ale też nie milcząca. Raczej zwyczajna. Jej uśmiech wydaje się całkowicie szczery i naturalny. Nie wyobrażam sobie smutku na tej sympatycznej twarzy. Według mnie Melissa to taki typ osoby, który doskonale pasuje do pracy w szpitalu albo opieki nad dziećmi.
– Jesteś dzisiaj jakoś dziwnie milcząca – mówi i stawia przede mną kubek z parującą herbatą. Patrzy na mnie uważnie, a potem siada naprzeciwko. Tata zniknął w drugim pokoju i nie mam pojęcia, co tak długo tam robi, ale wolałabym, by jak najszybciej do nas dołączył.
– No nie wiem, tak jakoś – wzruszam ramionami, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć.
Jak zawsze zastanawiam się, ile prawdy jest w serdecznym uśmiechu i rzekomym zainteresowaniu moją osobą. Czy Melissa nie jest zła, że zakłócam zwyczajność jej szczęśliwego życia? W końcu musiała przyjechać do Nowego Jorku z tatą tylko dlatego, że chciał mnie odwiedzić. Mają tu co prawda drugie mieszkanie, ale pewnie wolałaby zostać ze swoimi przyjaciółkami w Los Angeles. Poza tym jakoś nie chce mi się wierzyć, że kobieta naprawdę mnie lubi, biorąc pod uwagę moje zachowanie w szkole i skandaliczne oceny.
– Zmieniłaś się – mówi, nadal uważnie mi się przyglądając.
Nie rozumiem, czemu wszyscy tak szybko dostrzegają rzekomą zmianę. Czy naprawdę nie jestem już tą samą dziewczyną co zaledwie kilka miesięcy wcześniej? Czy nagle stałam się spokojna, grzeczna i ułożona? Wzdrygam się na tę myśl i w mojej głowie po raz kolejny pojawia się obawa. A co jeśli spełniły się najgorsze przypuszczenia? Naprawdę nie chcę się zmieniać. Desperacko pragnę, aby dziewczyna, którą wszyscy znali, wciąż pozostała we mnie. Tymczasem ona odchodzi w zapomnienie. Daray cierpliwie i systematycznie pozbywał się fragmentów jej duszy, by w końcu pozostała już tylko ta nieporadna nastolatka więziona w złotej klatce.
– Co masz na myśli? – pytam, chociaż wydaje mi się, że doskonale znam odpowiedź.
– Po prostu wyglądasz inaczej, spokojniej. Nie jesteś ubrana tak wyzywająca jak zawsze i wydaje mi się, że zaczęłaś sobie lepiej radzić w szkole…
Wpatruję się w Melissę z uwagą. Wygląda niewinnie i troskliwie z tym swoim lekkim uśmiechem. Może jest zadowolona, że wreszcie stałam się lepszą córką, że teraz tata nie musi się mnie już aż tak wstydzić. Ten wyraz twarzy niczym nie różni się od tego, który widywałam już wcześniej. Jakby Melissa zawsze mnie akceptowała, jakby była prawdziwą, kochającą matką, jakiej nigdy nie miałam. Ale skąd mam wiedzieć, czy to nie pozory?
– I myślisz, że to dobrze? – pytam, bo potrzebuję zapewnienia, że rzeczywiście nie staję się kimś gorszym.
– Posłuchaj, Miriam. Według mnie jesteś taka jak zawszeTylko, że teraz nie jesteś już dziewczyną, która ukrywa się pod nie pasującą do jej osobowości skórzaną sukienką. No i odnoszę wrażenie, że przestałaś udowadniać na siłę, jaka rzekomo jesteś okropna. Może przestaniesz teraz odtrącać innych.
Słowa Melissy wprawiają mnie w zdumienie. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Najwyraźniej kobieta widzi to, co już dawno dostrzegł Daray. A może po prostu często rozmawia o mnie z tatą, który streszcza jej rozmowy telefoniczne. Może wie, że niektóre rzeczy robię tylko po to, aby prowokować matkę. No właśnie, jeśli zmienię się za bardzo, to ona wygra. Pomyśli, że wszystko jest cudowne, że zdołała mnie sobie podporządkować i odnieść zwycięstwo.
– Nie podoba mi się tylko jedna rzecz – wyrywa mnie z zamyślenia Melissa i stawia na stole kawałek parującego jeszcze ciasta. Kieruję na nią swój wzrok, ciekawa, co też zamierza mi powiedzieć. – Wydaje mi się, że teraz jesteś smutna.

W szkole czuję się jakoś dziwnie obco i całkowicie nienaturalnie. Spuszczam głowę tak, by włosy przysłoniły mi twarz, chociaż zazwyczaj chodzę z dumnie uniesioną głową. Kilka osób spogląda na mnie ze zdziwieniem; czuję to wyraźnie, choć w zasięgu wzroku znajdują się tylko czubki moich butów i kawałek podłogi.
Rozmyślam nad wczorajszą rozmową z Melissą. Nadal nie jestem pewna, ile prawdy było w jej słowach. Kobieta wydawała się całkowicie szczera. Chciałabym móc dowiedzieć się, co kryje się w jej głowie, czy naprawdę nie przeszkadza jej moja obecność w życiu, które stworzyła wraz z tatą. Gdybym miała tę pewność, już dawno poprosiłabym o wspólne zamieszkanie. Uwolniłabym się od matki, od tej wiecznej złości i walki. Ale nie chcę mieszać w poukładanym świecie taty. Jeśli któreś z moich rodziców ma być nieszczęśliwe, to zdecydowanie zasługuje na to matka, nie on, a tym bardziej nie Melissa.
– Hej, Miriam. Wydaje mi się, czy coś się zmieniło? Ścięłaś włosy? – pyta jeden z mijających mnie chłopaków, gdy podnoszę na chwilę głowę. Kręcę nią w geście zaprzeczenia. Tak to już bywa, że ludzie dostrzegają zmiany, ale nie potrafią określić, na czym dokładnie one polegają.
W głowie mam kompletny mętlik i najchętniej po prostu wyszłabym ze szkoły. Dawno już nie byłam na wagarach, właściwie to już od kilku miesięcy, gdy matka zagroziła, że będzie mnie nieustannie kontrolować. Potrzebuję chwili wytchnienia, czasu do namysłu. Tymczasem muszę spędzić w znienawidzonym budynku długie siedem godzin, cały czas czując, że popełniłam błąd, zmieniając tego ranka coś w swoim wyglądzie.
Jakby tego było mało, na mojej drodze nagle pojawia się Daray. To właśnie on jest przyczyną mojego zagubienie, sprawia, że dziewczyna w złotej klatce nagle za wszelką cenę pragnie się wydostać. Teraz też krzyczy, gniewnie szarpiąc kraty, ale nakazuję jej, by siedziała cicho i odgradzam ją od siebie, przywdziewając maskę obojętności. Zbuntowana nastolatka nie może zaniknąć.
– Miriam – uśmiecha się szeroko. Sprawia wrażenie naprawdę uradowanego, jakby mój widok był dla niego czymś przyjemnym. – Nie masz dzisiaj oczu pandy!
To prawda. Tego dnia, gdy rano stanęłam przed lustrem, nagle zapragnęłam sprawdzić, jak to jest być kimś innym, bez buntowniczego wizerunku. Chociaż ubrałam się zwyczajnie, w spodnie w podłużne czarno-białe pasy i zwiewną, białą bluzkę na ramiączkach, odłożyłam czarną kredkę na bok i jedynie przeciągnęłam kilka razy tuszem po rzęsach. Jednak teraz, z każdą kolejną chwilą, żałuję tej decyzji coraz bardziej. Co chciałam w ten sposób osiągnąć? Pokazać, że staję się uległa, niewinna, spokojna? Czy pragnęłam zapewnić Daraya, że powoli zbliża się do wygrania zakładu? A może postanowiłam torturować samą siebie, wiedząc, jak bardzo boję się zmienić?
– Czemu cię to tak cieszy, Brytyjczyku? – pytam, krzyżując ręce na ramionach i unosząc kącik ust.
– Po prostu wyglądasz inaczej. Ładnie – odpowiada po chwili namysłu, chociaż, kiedy to słowo wypływa z jego ust, chłopak sprawia wrażenie nieco zawstydzonego. Trwa to jednak zaledwie sekundę, bo po chwili wszystko ukrywa krzywy uśmieszek. Wpatrujemy się w siebie, oboje coś udając.
– Uważasz, że wyglądam dzisiaj ładnie? – pytam, czując, że moja brew wędruje do góry.
– To znaczy, nie żebym sugerował, że zazwyczaj wyglądasz brzydko. Po prostu teraz jest lepiej. Już nie jesteś dziewczyną, która wygląda, jakby miała zaraz wszystkich zabić. Teraz jesteś po prostu ładna. Chociaż lepiej by ci było bez tego krzywego uśmiechu, który trochę psuje cały efekt.
No proszę. Daray Stoker właśnie przyznał, że uważa mnie za ładną i że dzisiaj jeszcze bardziej podoba mu się to, co widzi. Nie wiem, jak się zachować w takiej sytuacji. Raczej nieczęsto słyszę podobne słowa. Jedynie w formie zaczepki pewnych siebie podrywaczy. Nigdy jednak nie brzmi to tak szczerze i zwyczajnie, pewnie dlatego, że mój wygląd odstrasza innych. Rzeczywiście sprawiam wrażenie wiecznie poirytowanej.
Mimo, że nie chcę być zwyczajna i tęsknię za grubą, czarną obwódką wokół oczu, słowa Daraya działają na mnie w nieoczekiwany sposób. Nagle moje serce zalewa fala ciepła. Jest mi po prostu… miło. Chociaż nie chcę być taką dziewczyną, jaką mogłabym się stać według bruneta, jaką jestem w jego wyobrażeniach, na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech. Unoszę drugi kącik ust, chociaż staram się tego nie robić. Daray udaje, że niczego nie dostrzega, ale widzę, że ledwo powstrzymuje się przed wypowiedzeniem jakiejś uwagi. Wzruszam tylko ramionami i odchodzę. Nie obchodzi mnie, czy chłopak zacznie ze mnie kpić. Jestem dziewczyną, a każda dziewczyna czuje się lepiej, gdy ktoś nazwie ją ładną.



***

Rozdział trochę o niczym, głównie przemyślenia Miriam, ale wydaje mi się, że był potrzebny dla dalszego rozwoju wydarzeń.
Wakacje właśnie się kończą i z jednej strony trochę szkoda, ale jednak miło będzie wreszcie znów zobaczyć wszystkich ludzi, którzy przez ostatnie dwa miesiące porozjeżdżali się na wszystkie możliwe strony. Nie wiem, jak to będzie w tym roku z czytaniem na bieżąco Waszych rozdziałów, bo mam do ogarnięcie dwie szkoły średnie - "zwykłą" i muzyczną, przy czym w tej pierwszej ambitnie wzięłam sobie 5 rozszerzeń i mogę mieć trochę kłopot ze znalezieniem wolnego czasu. Ale może nie będzie tak źle. W najgorszym wypadku będę nadrabiać wszystkie zaległości w weekendy :))



10 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze świetny. Tylko mam jedno małe pytanie. Nie wiem czy mam jakieś urojenia, czy co, ale myślę, że ten chłopak z koncertu to Daray. Nie wiem dlaczego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, chłopak z koncertu to po prostu jakaś przypadkowa osoba. Nie ma nic wspólnego z Dareyem i nie pojawi się w kolejnych rozdziałach :))

      Usuń
    2. Szkoda, nieźle byłoby gdyby Daray był jakimś muzykiem :)

      Usuń
  2. Oczywiście, że takie rozdziały są potrzebne, dzięki nim zagłębiamy się w psychikę głównego bohatera i możemy go lepiej zrozumieć :) A Tobie opisywanie takich przemyśleń wychodzi naprawdę dobrze.
    Bardzo się ucieszyłam, kiedy się okazało, że Miriam ponownie spotka się z ojcem. Strasznie lubię tego mężczyznę, jest pełen ciepła i troski, od razu wiadomo, że można mu zaufać i zwierzyć się ze swoich problemów. Szkoda tylko, że tym razem nasza bohaterka nie była w zbyt dobrym humorze. Nawet kiedy tata zabrał ją na koncert, gdzie pojawił się ten zespół z magnetycznym wokalistą, poddała się ponurym rozmyślaniom, chociaż już się wydawało, że odzyskuje zwykły, optymistyczny nastrój. Ten moment, w którym Miriam pod wpływem piosenki zaczyna na nowo wałkować słowa Daraya i zastanawiać się, czy zmiana to coś, czego potrzebuje, kojarzy mi się z każdą chwilą w moim życiu, gdy muzyka wywołuje u mnie silną reakcję i sprawia, że odpływam myślami gdzieś daleko. Taka już moc tego zjawiska, czasem najbardziej banalne słowa czy najbardziej prosta melodia mogą poruszyć w nas wrażliwą strunę :)
    Rady, a raczej sugestie bez większego nacisku, które Miriam otrzymała zarówno od ojca, jak i Melissy, są bardzo ważne. Tata jest wyraźnie zadowolony, że córka wraca na bardziej poukładane tory. I zaznaczył coś, co odpowiada za główny powód buntu Miriam - chęć sprawienia matce przykrości. To nie powinien być motyw do niczego, naprawdę. Również Melissa zauważyła zmianę w dziewczynie, czemu w ogóle się nie dziwię. Podoba mi się, że jest wobec niej taka sympatyczna i otwarta, mogłyby zostać przyjaciółkami, w końcu są ze sobą w pewien sposób związane. Cóż, Miriam zobaczyła, że pod swoją maską silnej, nieugiętej nastolatki w ogóle nie przestała być taka wrażliwa, jak dawniej, dotarło do niej, że nie była szczęśliwa z takim wizerunkiem i właśnie to napawa ją takim smutkiem. Zaczyna wyglądać zza tego parawanu, zdając sobie sprawę, że do tej pory żyła w kłamstwie. Chociaż porzucenie mocniejszego makijażu do szkoły wydaje się małoznaczące, to ja jednak sądzę, że to pewien przełom w życiu bohaterki. Jestem przekonana, że Daray też to widzi.
    Jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się dalej, dlatego czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne te przemyślenia Miriam :) Widać, że ostatnie wydarzenia dość silnie na nią wpłynęły i spowodowały w jej głowie jeszcze większy zamęt (w jej przypadku to dobrze, bo wszelkie wątpliwości zazwyczaj prowadzą do stopniowych zmian, oczywiście na lepsze). Cieszę się, że znowu pojawił się jej tata, bo on ma na nią naprawdę dobry wpływ. Poza tym wprowadza do jej życia jak i samego opowiadania spokój i ciepło. Zwłaszcza, że tym razem Miriam bardzo potrzebna była osoba, z którą mogła porozmawiać, nie skupiając się jedynie na tym, by nie okazać zbyt wielu emocji i swoich słabości, a wręcz przeciwnie – swobodnie się zwierzyć. Super pomysł z tym koncertem miał jej tata. Widać, że dobrze się rozumieją i dogadują. Podejrzewam, że dzięki rozmowie zarówno z tatą jak i z Melissą (swoją drogą ona wydaje się bardzo, ale to bardzo sympatyczna), Miriam może być już na dobrej drodze do całkowitej zmiany (na razie dokonuje tego metodą małych kroczków, ale ten moment, gdy wszystko złoży się w jedno, musi kiedyś nadejść). Bardzo podobało mi się, że oni chociaż wyraźnie zaznaczyli, że Miriam w swoim starym wydaniu ma ich pełne wsparcie i zawsze uważali ją za osobę wrażliwą i wartościową, to być może powinna wreszcie spróbować sprawić, żeby i inni odbierali ją w ten sposób. Smutne jest też stwierdzenie jej taty – ta dotychczasowa postawa Miriam chyba rzeczywiście sprowadza się do konfliktu z matką. Ciekawa jestem, co takiego się między nimi wydarzyło. Być może miało to coś wspólnego z tym, że jej rodzice się rozstali i według Miriam winę za to ponosi właśnie mama. Kto wie ;)
    Scena z Darayem była po prostu urocza. Uwielbiam te momenty, kiedy on choćby nawet przez króciutką chwilkę jest zakłopotany :D No i oczywiście brawa dla Miriam, bo dokonała kolejnego małego przełomu :)
    Pozdrawiam <3
    (Tinka)

    OdpowiedzUsuń
  4. myślę,że Daray i tego się domysli. kurde,ale mnie zżera ciekawość,żebydowiedzieć się,jaki był powód jego przemiany i przybycia do USA... i gdziemieszka?? Zapraszam na nowość na odnalezcprzeznaczenie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. No i idealnie, prawdziwa Miriam "dla próby" pokazuje jaka jest i rzeczywiście jest o wiele lepsza! Mimo tego, że szkoda mi jej matki chcialabym żeby dziewczyna przeprowadzila sie do ojca i Melissy wyszlo by jej to na dobre! Cieszę się, że pokazuje te dziewczęce, nastoletnie uczucia.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne <3
    Miriam się zmienia ^^
    Zdążyłam bardzo polubić Brytyjczyka i chcę wiedzieć, jakie ma tajemnice :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też chcę wiedzieć co Brytyjczyk ukrywa i przyznaję, że zawsze mnie bawi, gdy nazywa go w ten sposób.
    Widać też, że Miriam ma lepsze relacje z ojcem niż z matką, ale nadal nie wiadomo do końca czym to jest spowodowane.
    Przyznam szczerze, że jak na macochę i związek jej z ojcem patrzy nastolatka zaczęłam się zastanawiać stosunkowo nie tak dawno. Los postawił mnie w roli macochy, na dodatek takiej, która nie mogła matkować, bo niestety nie jest obecnie wiele starsza i ma nawet koleżanki we wieku własnej pasierbicy. To naprawdę jest straszne, gdy sobie to ostatnio uświadomiłam, że moja najlepsza przyjaciółka ma obecnie tylko 17 lat, podczas gdy córka mojego męża ma 14. Ciężko jedną częstować papierosem, a drugiej zabraniać palić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurcze, a już miałem takie nadzieje, że ojciec Miriam zechce wyjść z koncertu, gdy jego klimaty się skończą i zechce coś zjeść, a dziewczyna będzie chciała zostać i wyniknie z tego jakaś awantura i że w końcu w tym opowiadaniu zacznie się coś dziać, a nie będzie to ciągłe jojczenie nastolatki na jej okropne, aż za dobre moim zdaniem, życie.
    Brakuje mi w tym opowiadaniu jakiegoś ruchu. Niby piszesz o czymś, niby o ważnych sprawach, ale tak naprawdę to ciągle za mało i nic nie posuwa się ani w przód ani w tył, a stoi nieustannie w miejscu. Piszesz o czymś, ale "bez tego czegoś", wszystko płaszcząc, zapracowując, jakbyś bała się wygnieceń, kantów, guzików, a przecież życie nie składa się z "byle było prosto", życie to pagórki i dołki. Ty z życia bohaterów zrobiłaś gładką jezdnie. Wszystko jest takie poprawne, mało realne, jakbyś się bała opisać normalne, ludzkie reakcje, które nie zawsze są książkowe. Wydaje mi się, że pisząc to opowiadanie wzorowałaś się jakąś amerykańską twórczością dla małolat i nie jest to nic negatywnego, ale po przeczytaniu połowy twojego "Teorainn" liczyłem naprawdę na coś więcej od "Buntu".

    OdpowiedzUsuń