sobota, 13 września 2014

# Bunt: Rozdział 21. Spotkanie



           
Mam na sobie sukienkę. Nie jedną z czarnych, ale bardziej dziewczęcą, białą, z koronką na ramionach, dekolcie i plecach. To sprawia, że wydaję się zupełnie inną osobą niż kilka godzin wcześniej. Nie jest to strój odświętny, odpowiedni na wszelkiego rodzaju uroczystości. Zwykła, zwiewna sukienka dobra do wyjścia na miasto czy spotkanie ze znajomymi.
Właściwie można nawet uznać, że ubrałam się stosownie do okazji, bo wybieram się na spotkanie ze znajomym w mieście. Problem w tym, że nie należę do dziewczyn, które trzymają w szafie podobne rzeczy. Chociaż to może nie do końca prawda. Sukienka wisiała na wieszaku już od dawna, kontrastując z pozostałą częścią garderoby, ale nigdy jej nie założyłam. Kupiłam ją pod wpływem impulsu, w ramach żartu podczas jednego z wypadów do centrum handlowego w towarzystwie Susan. Za każdym razem, gdy otwierałam szafę, na mojej twarzy pojawiał się krzywy uśmieszek.
Aż do dzisiaj. Tego dnia po prostu sięgnęłam po wieszak i przymierzyłam sukienkę. Uznałam, że wyglądam w niej naprawdę dobrze. Kończyła się nieco nad kolanami, podkreślając moje długie, szczupłe nogi, sprawiała, że wcięcie w talii stawało się jeszcze bardziej widoczne i zmieniała mnie w, jak to kiedyś powiedział Daray, „ładną dziewczynę”. Postanowiłam zapomnieć o standardowym ubiorze, zamknąć szafę jednym pospiesznym ruchem i zakpić ze świata oraz otaczających mnie ludzi. A może po prostu chciałam po raz kolejny usłyszeć, że jestem ładna.
No właśnie, znajomy, z którym mam się spotkać na mieście, to Daray. Nie rozumiem, czemu zaproponował wyjście do kawiarni. Nie jestem dorosłą kobietą, żeby rozmawiać przy ciastku i kawie, poza tym to wszystko wydaje się nienaturalne, jakbyśmy szli na randkę. Efekt potęguje ta biała sukienka, ale nie mam ochoty jej teraz zdejmować. Czemu miałabym to robić? Przecież nie obchodzi mnie zdanie innych i wystarczy, że ja sama znam prawdę. To kolejne zwyczajne spotkanie z denerwującym mnie nieustannie chłopakiem. Jestem ciekawa, czym tym razem Daray postanowi mnie zaskoczyć, bo ostatnio robi to niemal bez przerwy.
Kiedy schodzę na dół i zamierzam szybko przemknąć do przedsionka, a potem opuścić dom, znów natykam się na matkę. Naprawdę nie rozumiem, czemu ta kobieta ostatnio tak często przebywa w domu. Jej obecność niezwykle mnie irytuje. Byłabym szczęśliwa, gdyby zjawiała się tu w środku nocy, aby pójść spać i znikała, nim się obudzę.
– Gdzie wychodzisz? – pyta, uważnie mi się przyglądając.
– Na miasto. A czemu nagle cię to interesuje? – pytam, unosząc brew.
– Na miasto w takim ubraniu? Jakiś zakład ze znajomymi?
– O co ci chodzi? Wyglądam zwyczajnie, więc powinnaś się cieszyć. Poza tym od kiedy to obchodzi cię, w co się ubieram? To moja sprawa, więc zajmuj się swoim życiem, a nie wpieprzaj do mojego.
To by było na tyle. Kolejna uprzejma wymiana zdań między mną a matką. Widzę, jak wyraz jej twarzy gwałtownie się zmienia. Kobieta zaciska pięści, marszczy brwi, ale nic nie mówi. Bo też co mogłaby powiedzieć? Już dawno zaakceptowała fakt, że jej nienawidzę. I nie powinna być zdziwiona, bo na to zasłużyła.
– I nie łudź się, nie zmieniłam się w potulną córeczkę – śmieję się jeszcze szyderczo, machając jej przed oczami paczką papierosów. – Kocham cię – mówię jak zwykle kpiącym tonem, a potem zamykam za sobą drzwi, by nie oglądać twarzy matki już ani chwili dłużej.
Ta sytuacja skutecznie wyprowadza mnie z równowagi, chociaż nigdy nie pozwoliłabym, by matka się o tym dowiedziała. Tylko ten, kto potrafi opanować emocje, może stać się zwycięzcą. Ten, po którym widać smutek, strach, czy zwątpienie, skazany jest na porażkę. Matka zawsze przegrywa. Chociaż nie powinna. Jest doskonałą aktorką. Ciągle udaje, bo ja w ogóle jej nie obchodzę.
Kiedy idę ulicą, słyszę jakieś pochlebne komentarze skierowane w moją stronę. Wypowiada je  mężczyzna koło czterdziestki, dlatego jedynie prycham z pogardą i pokazuję mu środkowy palec. Nie jestem grzeczną dziewczynką, mimo tego, że mam na sobie niewinną sukienkę, a traktowanie mnie jak bydło i to przez jakiegoś starego zboczeńca, bynajmniej nie sprawia mi przyjemności.
Docieram do kawiarni w koszmarnym nastroju. Zaciskam gniewnie usta, marszczę brwi i mimo dziewczęcego ubioru wyglądam prowokacyjnie i nieprzyjaźnie.
Daray czeka przed drzwiami wejściowymi i na mój widok lekko się uśmiecha. Nie jest to kpiące uniesienie kącików ust, raczej grymas pewnego siebie podrywacza. Przygląda mi się z uwagą i ogromnym zainteresowaniem, a potem z aprobatą kiwa głową.
– No proszę, po raz kolejny wyglądasz zabójczo.
– Zabójczo to ja wyglądam w czarnej, skórzanej spódnicy – wzruszam ramionami, a on cicho się śmieje.
– No dobrze, upieraj się przy swoim. – Pochodzi, by przytulić mnie na powitanie. Kiedy zauważył, że w ten sposób witam się i żegnam ze znajomymi, zaczął robić to samo. Tym razem zatrzymuje ręce na mojej talii i przytula mnie w inny sposób. – Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać – oznajmia, gdy odpycham go stanowczym ruchem.
– Co tu robimy, Brytyjczyku? – pytam, udając, że nie usłyszałam tego komentarza.
– Pomyślałem, że skoro ja poznałem twoich znajomych, to teraz kolej na ciebie – uśmiecha się przebiegle.
Powoli spoglądam przez szybę do wnętrza kawiarni. Dostrzegam trzech chłopaków siedzących przy stoliku. Znam ich z widzenia, bo chodzą do mojej szkoły, ale z żadnym chyba nigdy nie zamieniłam choćby słowa. Przypatruję się im jeszcze chwilę i dopiero wtedy dociera do mnie, że jeden był kiedyś moim korepetytorem. Drugiego chłopaka nie znam, ale trzeci to z pewnością Thomas – najbardziej inteligentny uczeń w szkole.
– Chyba zwariowałeś – parskam kpiąco. – Naprawdę myślisz, że mam ochotę spędzić dzień akurat z nimi?
– Wcale nie są tacy straszni. No chodź – zachęca mnie, ale ja nie zamierzam ulec jego prośbom. W końcu staje przede mną, patrząc mi prosto w oczy i wygląda jak mały, niewinny chłopiec, który prosi mamę, by kupiła mu lizaka. – Nie bądź taka. Korona z głowy ci nie spadnie, jak porozmawiasz chwilę z kimś niepopularnym.
– Brytyjczyku, tu nie chodzi o to, że wstydzę się, bo ktoś może mnie z nimi zobaczyć – wzdycham, chociaż jest to kłamstwo. Nie chcę, by w szkole rozpowiadano, że spędziłam czas w towarzystwie kujonów. – To po prostu nie są ludzie, z którymi będzie mi się dobrze rozmawiało. Jedynie mnie zirytują.
Daray unosi brwi i wpatruje się we mnie w milczeniu. Nienawidzę, gdy to robi. Czuję się wtedy, jakby był ode mnie o wiele mądrzejszy i okazywał politowanie dla mojej głupoty. I pomyśleć, że całkiem niedawno uznał mnie za inteligentną osobę.
– Słuchaj, Miriam. Nikogo tutaj nie ma i nikt nie będzie rozpowiadał o tym spotkaniu, więc przestań okazywać tę bezsensowną pogardę dla mniej popularnych osób. Oboje wiemy, że nie jesteś tak powierzchowna.
Czuję się urażona. Nie dość, że Daray jak zwykle bawi się w psychologa, to jeszcze postanowił się wymądrzać i pokazać, że zachowuję się okropnie. Przecież nigdy nie byłam grzeczną dziewczynką, wiedział to już w dniu naszego pierwszego spotkania. Nie ukrywałam, że gardzę innymi ludźmi i troszczę się tylko o siebie. To, że chłopak chce na siłę mnie zmienić, nie sprawi, że nagle stanę się kimś zupełnie innym.
Z tym, że Daray pozostaje wierny swoim błędnym przekonaniom. Widzę to w jego oczach, w spojrzeniu mlecznobłękitnych tęczówek. Cząstka mojej duszy wciąż więziona w złotej klatce, zaczyna krzyczeć i szarpać kraty. Wie, że brunet ją widzi i to nie po raz pierwszy. Chce, by pomógł jej się uwolnić. Jakby to wcale nie miało zniszczyć całego mojego życia, odsłonić wszystkich moich słabości i narazić na doznawanie bólu zadawanego przez innych ludzi.
Wzruszam ramionami, starając się wyglądać jak zapatrzona w siebie dziewczyna, której nic nie obchodzi. Uśmiecham się krzywo i wchodzę za Darayem do kawiarni. On pewnie traktuje to jako swoje małe zwycięstwo, ja tymczasem postanawiam udowodnić, że bardzo się myli. Pokażę, kim naprawdę jestem, kim byłam i kim pozostanę. Jestem niereformowalna, zdemoralizowana i z pewnością niezbyt przyjacielska.
Dziewczyna w złotej klatce nadal wściekle szarpie kraty, ale przykrywam jej więzienie ciemną płachtą, sprawiam, że pozostaje niewidoczna dla świata. Po chwili milknie i chociaż na moment mogę zapomnieć, że w ogóle istnieje.
Kiedy tak zwani koledzy Daraya odwracają się w moją stronę, jestem w stanie odczytać z ich twarzy skrajne emocje. Z jednej strony podziw dla mojego wyglądu, ubrania i tego, kim jestem, bo przecież tacy intelektualiści nieczęsto mają okazję porozmawiać z kimś popularnym. Ale te uczucia, który wywołują na mojej twarzy uśmiech, mieszają się też z innymi. Jest obawa przed byciem wyśmianym, nieufność, bo wszyscy wiedzą, kim jestem i jak się zachowuję. Ten strach jest widoczny przede wszystkim na twarzy mojego byłego korepetytora. Niespecjalnie mnie to dziwi. Miał słabą psychikę i zniechęciłam go już po tygodniu.
Siadam przy stole, teatralnie wzdychając i przewieszam przez oparcie czarną torbę. Pragnę pokazać, jak bardzo jestem znudzona obecnością znajomych Daraya i daję im do zrozumienia, że wolałabym być teraz w zupełnie innym miejscu. Chłopak przygląda mi się uważnie, więc unoszę brwi. Tymczasem trójka chłopaków wygląda na podenerwowanych i skrępowanych moją obecnością.
– No dobrze, w takim razie powiedz, po co mnie tu przyprowadziłeś. Jakieś grupowe korepetycje? Postanowiłeś znaleźć mi pomoc też z innych przedmiotów? – wzdycham i zaczynam bawić się komórką.
– Już ci mówiłem, po prostu stwierdziłem, że możesz ich polubić – odpowiada Daray, wzruszając ramionami.
– No jasne, a o czym będziemy rozmawiać? Może mi powiedzie, co? – zwracam się bezpośrednio do Thomasa i pozostałych dwóch chłopaków. – Zaczniemy wyliczać ilość kombinacji rozmieszczenia ludzi przy stołach czy może podyskutujemy o dziejach Stanów Zjednoczonych w XVII wieku? A może macie inny pomysł. Jakaś powtórka z chemii?
Odpowiadają mi jedynie milczeniem i wystraszonymi spojrzeniami. Uśmiecham się do nich kpiąco i wygodnie rozsiadam na krześle. Jeden z pracowników kawiarni, młody chłopak, wpatruje się we mnie, jakbym się mu spodobała, ale odstraszam go od razu morderczym spojrzeniem. Śmieję się niezbyt przyjaźnie, gdy szybko odwraca głowę i pospiesznie zaczyna sprzątać naczynia z innego stolika.
– Miriam, mądrzy ludzie potrafią rozmawiać nie tylko o nauce. Nie jesteśmy stereotypowymi kujonami. Poza tym znasz mnie. Oni są do mnie podobni.
– No błagam. Oni naprawdę w wolnych chwilach czytają encyklopedie. Ty tego nie robisz – parskam śmiechem. – Poza tym, o ile mnie pamięć nie myli, jesteś w naszej szkole raczej popularny. Dziewczyny za tobą wzdychają, chodzisz na imprezy. No i pijesz, a nawet czasem palisz – ostatnie zdanie wypowiadam teatralnym szeptem.
– Wiesz co, naprawdę mogłabyś przestać zachowywać się jak idiotka. Nie wiem, przed kim udajesz. Nie ma tu twoich znajomych z imprez, więc nie musisz po raz kolejny robić scen. To jest Thomas, Jake i Mike. I uwierz, już i tak mają cię za kretynkę. Nie musisz ich jeszcze w tym utwierdzać. Możesz za to pokazać, że tak naprawdę jesteś inteligenta.
Nie wiem, co mogę powiedzieć. Chciałabym zrewanżować się ciętą ripostą, ale w głowie mam kompletną pustkę. Czuję się jak mała dziewczynka, która właśnie została skarcona przez rodzica i to przy wielu świadkach. Trójka chłopaków patrzy na mnie takim wzrokiem, że zaczynam wierzyć w słowa Daraya. Oni naprawdę sądzą, że jestem po prostu głupia i skończę w więzieniu albo na ulicy. Właściwie nie powinnam być zaskoczona, skoro sama dbałam o wyrobienie sobie takiego wizerunku. Przecież nawet Tyler nie uważa mnie za specjalnie inteligentną. Chyba tylko Daray zna prawdę.
W jednej chwili uśmiech znika z mojej twarzy. Nie chcę udawać przed tymi chłopakami. Przecież moje życie to jedno wielkie przedstawienie. I owszem, jestem z siebie zadowolona, gdy w ten sposób raz za razem irytuję matkę, a nawet wyprowadzam ją z równowagi. Lubię dostrzegać podziw w oczach innych osób, uwielbiam świadomość, że nikt nie sądzi, iż jestem słaba. Ale miło byłoby poczuć się inaczej. Jak ktoś, z kim naprawdę warto rozmawiać. I to nie ze względu na popularność. Ze względu na charakter. I na inteligencję.
Daray chyba zdaje sobie sprawę z tego, że zdołał mnie przekonać, bo wygląda na całkowicie rozluźnionego i przestaje patrzeć na mnie z politowaniem. Siada na krześle tuż obok i z lekkim uśmiechem zwraca się do pozostałych.
– No dobrze, myślę, że Miriam nie muszę wam przedstawiać.
Obawiam się, że będzie bardzo niezręcznie. Zazwyczaj to przy mnie ludzie czują się skrępowani. W końcu jestem popularna i podziwiana. Niektórzy stają się nagle milczący, nieśmiali. Tym razem jest na odwrót. Przy czwórce niezwykle inteligentnych chłopaków to ja mam obawy. Po raz pierwszy doskonale rozumiem, co czują niezbyt pewne siebie osoby w moim towarzystwie. A ja zazwyczaj rzucam jeszcze jakieś kpiące uwagi, złośliwe komentarze.
Może los postanowił się nagle na mnie zemścić, bo teraz sama czuję się zagubiona. Spoglądam niepewnie na znajomych Daraya, kiedy jak gdyby nigdy nic zaczynają rozmawiać. I rzeczywiście, nie dyskutują tylko o szkole, ale o takich zwyczajnych, codziennych sprawach. Nie jestem w stanie odezwać się choćby słowem. Nie tylko ze względu na to, że zawsze byłam niemiła dla intelektualistów i okazywałam im jawną pogardę. Po prostu boję się, że powiem coś niemądrego, a wtedy oni spojrzą na mnie jak na kompletną idiotkę. Nie rozumiem, dlaczego właśnie teraz to dla mnie taki problem.
I w tym momencie Miriam Carver, której nigdy nie obchodzi zdanie innych, zdaje sobie sprawę, że tym razem jest inaczej. Naprawdę zależy mi, by uchodzić za osobę inteligentną. Czarna płachta przykrywająca złotą klatkę opada. Dziewczyna jakimś cudem znajduje wyjście ze swojego więzienia. Długo toczę wewnętrzną bitwę. Nie mogę nagle zostać wypchnięta, zdominowana przez tę delikatną, szczerą istotę. Nieoczekiwanie znajdujemy kompromis. Łapiemy się za ręce i postanawiamy ten jeden raz współpracować.
Wtedy właśnie zaczynam mówić. Z początku nieśmiało wtrącam do rozmowy jedno zdanie, w obawie, że przeszkadzam w dyskusji. O dziwo, chłopcy nie są niemili, chociaż w przeszłości byłam dla nich okropna. Odpowiadają przyjaźnie i pozwalają włączyć się do rozmowy. Może taka jest właśnie różnica między ludźmi inteligentnymi i tymi, którzy tacy nie są – osoby jak Thomas czy Daray po prostu nie szukają bezsensownej zemsty.
Część mojej wrażliwej duszy nagle przypomina, że zawsze jestem pewna siebie i nie mam powodów do obaw. Postanawiam zaufać temu głosowi i odzywam się coraz częściej. Ze zdziwieniem zauważam, że wcale się nie zastanawiam, czemu w ogóle tu przyszłam i kiedy wrócę do domu. Czas płynie szybko, zadziwiająco szybko, choć oczywiście nie bawię się też równie dobrze co na imprezach. Mimo tego, że koledzy Daraya są sympatyczni, ich obecność mnie męczy, momentami nieco irytuje. Po prostu nie umiem zbyt długo przebywać z ludźmi. Co innego jeśli chodzi o Susan, Amy, Mary czy Tylera. Albo Daraya, do którego zdążyłam przywyknąć. Pozostali po prostu są, nic więcej. Czasami miło spędza się z nimi czas, ale równie dobrze mogliby nie istnieć, a gdy przebywam w ich towarzystwie zbyt długo, wręcz marzę, aby wreszcie zniknęli.
Chyba nie jestem do końca normalna. Właściwie nie powinnam być zdziwiona. Przecież chowam część swojej duszy w klatce, bo kiedyś zostałam mocno zraniona. Ogromna, krwawa szrama na moim sercu wciąż pozostaje odsłonięta. Wystarczy ją odnaleźć, dobre wycelować i można sprawić, że na zawsze zniknę. Jeśli dopuściłabym do codzienności wrażliwą część mnie, tę zwyczajną dziewczynę, którą wciąż dostrzega Daray, rana stałaby się zbyt widoczna. I nim bym się obejrzała, ktoś pokonałby mnie w jednej chwili, gdybym tylko okazała słabość.
Czuję się zadziwiająco dobrze ze świadomością, że chłopcy stawiają się na równi ze mną. Nie okazują pogardy tylko dlatego, że gorzej się uczę. Może dostrzegli, iż wcale nie jestem taka głupia, może polubili mnie taką, jaka jestem. Dzięki temu zyskuję nieco więcej pewności siebie. Mimo wszystko tęsknie za spokojem, samotnością i kuchnią, w której właśnie w tej chwili mogłabym coś ugotować. Skąd mam wiedzieć, czy nawet tacy z pozoru mili ludzie nie zraniliby mnie, gdyby mieli ku temu okazję? Jeśli będę się trzymać z daleka, nigdy nie zdołają mnie skrzywdzić.
– Wiesz co, Miriam? Jesteś naprawdę w porządku – odzywa się Mike, gdy już zbieramy się do wyjścia. To mój były korepetytor, chłopak, który nie wytrzymał psychicznie na naszych prywatnych lekcjach. Najwyraźniej postanowił zapomnieć o tym, jak koszmarnie się zachowałam.
Uśmiecham się do niego z wdzięcznością, a jednocześnie wiem, że następnego dnia wszystko wróci do normy. Pójdę do szkoły, udając przed znajomymi, że nigdy nie rozmawiałam z tymi chłopakami, no może nie licząc sytuacji, gdy po prostu chciałam z nich zakpić. Mam nadzieję, że nie podejdą do mnie na korytarzu, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi, bo wtedy musiałabym zaśmiać się im w twarz. Pochodzimy z różnych światów i mogę tylko mieć nadzieję, że doskonale to rozumieją i nie postanowią nagle zakłócić codziennego porządku.
Żegnam się ze wszystkimi, pogrążona w zamyśleniu, a Daray postanawia mnie odprowadzić. Może wprosi się do domu, jak zwykle. Nie byłabym zdziwiona, chociaż zrobiło się już późno.
– I co, zmieniłaś swoje uprzedzenia?
– Tak, przekonałeś mnie, Brytyjczyku. Zadowolony? Co prawda nie są to osoby, z którymi mogłabym się przyjaźnić, ale da się z nimi porozmawiać i to na tematy inne niż szkoła.
– Wiedziałem, że mam rację – szczerzy zęby i wygląda na naprawdę dumnego z samego siebie. – Mogłabyś się tak zachowywać zawsze, pokazać też innym, że jesteś inteligentna.
– Proszę cię, nie wracajmy do tego tematu – wzdycham.
– Tak, wiem, to niemożliwe – przewraca oczami. – Bo lubisz być popularna. Bo dzięki temu wyróżniasz się z tłumu i jesteś kimś wyjątkowym. Ludzie cię pamiętają.
– No właśnie – zgadzam się z nim, chociaż nie powiedział wszystkiego, o czym myślę.
W tym momencie dzwoni komórka, przerywając ciszę natarczywym dźwiękiem. Wzdrygam się i wydobywam telefon z kieszeni, a potem spoglądam na wyświetlacz. Jestem pewna, że to Susan chce mnie wyciągnąć na piwo, ale tym razem to matka z jakiegoś powodu postanowiła zadzwonić. Odrzucam połączenie i wciskam komórkę głęboko do torby, ale po wyrazie twarzy Daraya widzę, że zdążył przeczytać napis na ekranie.
– Nie patrz na mnie w ten sposób. Nie zamierzam rozmawiać z moją kochaną mamusią, kiedy nagle zebrało jej się na troskę – mówię z irytacją.
– Czemu tak bardzo jej nienawidzisz? – pyta.
W pierwszej chwili mam ochotę odpowiedzieć to, co zawsze. Że to nie jego sprawa, żeby zajął się swoim życiem. Jak zwykle straciłabym nad sobą panowanie, stała się bardziej niemiła albo po prostu zaczęła krzyczeć, pokazując, że tak naprawdę jestem słaba. Nawet dziewczyny i Tyler nie wiedzą, czemu ja i matka ciągle prowadzimy wojnę. Żadne z nich nie próbowało się wtrącać. Mają świadomość, że tylko by mnie zezłościli, że ze mną nie rozmawia się na takie tematy. I chociaż do tej pory mi to odpowiadało, teraz nagle odczuwam potrzebę opowiedzenia komuś swojej historii. Może Daray jest odpowiednią osobą?
– Zasłużyła sobie na to. Nie kocha mnie – odpowiadam cicho.
– Na pewno cię kocha, po prostu ciągle okazujesz jej pogardę. Nawet mówisz o niej „matka” zamiast „mama”.
– Zamknij się. Nie wiesz, jak wygląda moje życie, Brytyjczyku. Nie wiesz, co ona mi zrobiła! – nie wytrzymuję i zaczynam krzyczeć. Moje oczy lśnią wściekłością, istną furią, a Daray patrzy na mnie zdumiony. – Nigdy nie układało jej się zbyt dobrze z tatą. Chociaż to on teraz jeździ po świecie i nieczęsto mnie odwiedza, to ona wcześniej prawie nie pojawiała się w domu. Rodzice nie byli prawdziwym małżeństwem. Wydaje mi się, że matka poślubiła tetę tylko dla pieniędzy albo przestała go kochać zaraz po ślubie. Zdradzała go, jestem tego pewna, chociaż nigdy ja ani tata nie znaleźliśmy mocnego dowodu. Nic dziwnego, że kiedy zakochał się w Melissie, nie miał wyrzutów sumienia. Nie krył się ze swoją miłością. I wtedy mama wniosła pozew o rozwód. Dowiodła przed sądem, że to on jest winny rozpadowi małżeństwa. A potem zaczęto rozważać kwestię opieki nade mną. Miałam wtedy czternaście lat, ale nikt nie pytał mnie o zdanie. Mama miała dobrego pełnomocnika, nie żałowała na niego pieniędzy. Ale nie byłam jej potrzebna dlatego, że mnie kochała. Po prostu tata zarabiał o wiele więcej. Nie dość, że zostawił matce dom i przeprowadził się z Melissą do Los Angeles. Nie, to było za mało. Chciała jeszcze cholernie wysokich alimentów na dziecko. Tym właśnie dla niej byłam – sposobem na zdobycie pieniędzy. Mogłabym spokojnie chodzić do prywatnej szkoły. Zawsze tego chciałam, ale ona się nie zgodziła. Twierdziła, że tam uczęszczają same zarozumiałe nastolatki. To nic, że chciałam mieć lepszych nauczycieli, po prostu wyższy poziom edukacji. Matka nie mogła na mnie marnować tylu pieniędzy. Wolała ciągle chodzić na zakupy. Twierdzi, że nie przeznacza alimentów na siebie, ale wiem, że kłamie. Zbyt często kupuje drogie ciuchy, a mnie żałuje na prywatną szkołę. Krzyczy, gdy biorę od niej jakiekolwiek pieniądze, chociaż przecież mi się należą. To pieniądze od taty, pieniądze dla mnie. A ona nie pozwala mi nawet zbyt długo rozmawiać z nim przez telefon, żeby nie płacić wysokich rachunków. Taka jest właśnie moja kochana mamusia, więc nie próbuj jej bronić.
Dopiero, gdy kończę wypowiadać ostatnie zdanie, uświadamiam sobie, że mam wilgotne oczy. Po chwili wypływają z nich łzy i powoli kreślą czarne smugi na moich policzkach. Mam ochotę spuścić głowę, ukryć twarz pod włosami, ale jest już za późno. Daray dostrzegł smutek, utwierdził się w przekonaniu, że jestem słaba. Tak, teraz doskonale widać ranę w moim sercu. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, opowiadając o matce. Daray wie już jak mnie skrzywdzić i będzie w stanie uczynić to w każdej chwili. A jednak mimo tej niepokojącej świadomości nie potrafię przestać mówić.
– I wtedy postanowiłam, że zrobię z jej życia piekło. Jeśli jest taką okropną matką, zasłużyła, by cierpieć. Zaczęłam imprezować, pozwalać, by pijani ludzie niszczyli jej dom. Sprawiało mi ogromną przyjemność, gdy wracała z pracy i widziała, co się dzieje. Uwielbiałam świadomość, że nie potrafi ze mną wygrać. Nie mogła mnie powstrzymać przed paleniem i piciem, bo niby jak? Nie miała wpływu na moje słownictwo, na to, o której godzinie wracam do domu. Nie mogła zapobiec wymykaniu się z lekcji i temu, że nagle przestałam się uczyć. Była kompletnie bezsilna, kiedy śmiałam się jej w twarz i na jej oczach piłam alkohol. A najbardziej wyprowadzało ją z równowagi, gdy oglądałam nowe ubrania, które czasem ze sobą przynosiła.
– Miriam…
– Nie, nic nie mów – kręcę gwałtownie głową. – Nie próbuj mnie zmieniać, nie próbuj sprawić, że stanę się taka jak kiedyś. Już i tak przez ciebie słabnę. Nie mogę taka być, nie mogę pozwolić, by matka ze mną wygrała. Nie wolno mi pokazać w szkole, jak bardzo jestem nieszczęśliwa. Wtedy dostrzegą moje słabości, będą mnie mogli zranić. Przecież ludzie tak to lubią…
– Miriam – Daray powtarza cicho moje imię i podchodzi bliżej.
Pewnie wyglądam okropnie z tuszem rozmazanym na policzkach, zapuchniętymi oczami i szlochem wstrząsającym moją piersią. Daray widzi mnie teraz taką, jaka jestem – słabą, żałosną, przegraną. W każdej chwili, gdy tylko zapragnie, będzie mógł mnie pokonać, zniszczyć na zawsze. Będzie w stanie uczynić to, przed czym przez długie lata się broniłam, czego tak bardzo się obawiałam.
– Cicho, nie płacz – mówi i wyciąga w moją stronę ręce. Szlochając, przytulam się do niego, ukrywając twarz w jego koszulce. Chłopak delikatnie gładzi mnie po plecach, a ja czuję się słaba, delikatna, ulotna. Tej nocy pozwalam, by wszystkie skrywane przez ostatnie cztery lata emocja nagle wypłynęły wraz ze łzami. – Nikt cię nie skrzywdzi.
– Ty… ty mnie możesz skrzywdzić – mówię cicho, dławiąc się łzami. – Teraz ty wiesz, jak mnie zranić.
– Nie zamierzam cię krzywdzić, w porządku? Mogę ci obiecać, że nigdy tego nie zrobię. I nie pozwolę, by ktoś inny spróbował – szepcze mi do ucha, nadal uspokajająco przesuwając dłonią po moich plecach.  
Przytulam go jeszcze mocniej, jakby był misiem chroniącym przed nocnymi lękami. Chcę, by nigdy nie zniknął, był już na zawsze, bym mogła się skryć w silnym uścisku jego ramion. W tym momencie czuję się bezpiecznie, mimo całego smutku, który mnie otacza. Nie mam ochoty wracać do domu, nie mogę teraz spojrzeć na matkę. Pewnie zauważyłaby zaczerwienione oczy, zrozumiałaby, że wcale nie jestem taka silna.

Daray chyba doskonale rozumie, co kryje się w mojej głowie. Ciągnie mnie powoli i delikatnie w stronę ławki, na której po chwili siadamy. Wciąż przyciskam twarz do jego koszulki i cicho szlocham, a on w tym czasie nic nie mówi, jedynie mocno mnie przytula. Ale to jedna z tych chwil, kiedy nie potrzeba żadnych słów, milczenie całkowicie mi wystarcza. W tej chwili liczy się tylko to, że Daray jest przy mnie.

4 komentarze:

  1. No właśnie - mądrzy ludzie pogadają o wszystkim, nie tylko o "mądrych" rzeczach. :) "Teraz ty wiesz, jak mnie skrzywdzić"... No właśnie, takie to prawdziwe, naprawdę! Spodobał mi się ten dialog, było w nim dużo racji. Tajemnica rozwiązana, ale jeszcze wiele przed nami...

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział. (Sinusoida-Emocji)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż się szeroko uśmiechnęłam, kiedy na początku rozdziału okazało się, że Miriam z własnej nieprzymuszonej woli założyła coś, co kompletnie nie pasuje do jej dotychczasowego wyglądu. Na dodatek świetnie się czuła w tej sukience! Czasem takie drobne rzeczy pokazują, jak wielka zmiana została dokonana. Prawdę powiedziawszy miałam nadzieję, że to spotkanie w kawiarni to JEST randka, dlatego trochę się rozczarowałam na wieść o tym, iż Daray przyprowadził znajomych, no ale cóż. Nie przyspieszajmy wypadków aż tak bardzo, zresztą nikt nawet nie wspomniał o tym, że Miriam i jej korepetytor kiedykolwiek skończą jako para :)
    Ponieważ nie spodziewałam się, że później przyjdzie rozwiązanie zagadki konfliktu Miriam z mamą, długo rozmyślałam nad tą kolejną nieprzyjemną wymianą zdań, jaka miała miejsce przed wyjściem dziewczyny na umówione spotkanie. Zastanawiałam się... Skąd w nastolatce to uparte przeświadczenie, że matka jej nie kocha? Skąd w niej tyle nienawiści do kogoś, dzięki komu pojawiła się na tym świecie? Potem wszystko okazało się w pełni jasne, ale o tym za chwilę.
    Naprawdę się bałam, że Miriam będzie okrutna dla tych trzech chłopaków, co wkurzy Daraya i skończy się jakąś poważniejszą kłótnią. Na szczęście zrozumiała, że nikt nie lubi być szufladkowany: ani ona, ani żadna inna osoba. Nie chciała wyjść na kompletną idiotkę bądź ignoratkę, z kolei miała przed sobą żywy dowód na to, że nie warto ulegać stereotypom - to, że ktoś się dobrze uczy i nie ma problemów z nauką wcale nie znaczy, że interesują go jedynie encyklopedie czy podręczniki. Cieszę się, że Jake, Mike i Thomas również pozostali otwarci, mimo że doskonale wiedzieli, jak zazwyczaj zachowuje się Miriam. Podejrzewam, że to spotkanie było dla nich miłym zaskoczeniem.
    Kiedyś Miriam tak łatwo nie uległaby namowom jakiegoś chłopaka; po raz kolejny ujawnił się ogromny wpływ, jaki ma na nią Daray. Spodziewałam się zwykłej pogawędki, tymczasem ten jej wybuch stanowił swojego rodzaju szok. Już nieraz otwierała się przed Brytyjczykiem, ale nie sądziłam, iż tym razem odkryje przed nim swoją najsłabszą stronę. Racja, tajemnica konfliktu z matką nie jest zaskakująca i łatwo było się domyślić, ale opowieść oczami Miriam uzmysłowiła mi i zapewne pozostałym czytelnikom, jak bardzo ta dziewczyna czuła się zraniona i niekochana. Nie dość, że musiała rozstać się z ojcem, który znalazł sobie kogoś innego i wyprowadził się, to jeszcze w czasie trwania małżeństwa rodziców utwierdziła się w przekonaniu, że mama nie kocha jej, tylko pieniądze. Powiem ci, że ta sytuacja bardzo przypomina relacje - czy raczej ich brak - mojej bliskiej koleżanki i jej matki. No niemal identyczna historia. Dzięki temu głębiej zajrzałam w serce głównej bohaterki. Teraz rozumiem ją znacznie bardziej niż zwykle. Skoro jesteśmy przy sercach, to muszę powiedzieć, że słowa "...ty mnie możesz skrzywdzić. Teraz wiesz, jak mnie zranić" złamały moje. Była taka bezbronna, kiedy je mówiła! Na szczęście Daray zachował się wspaniale. Żadnych głupich komentarzy, po prostu wsparcie i czułość, czyli to, co właśnie było Miriam potrzebne.
    Piękny rozdział, pełen emocji i chyba mój ulubiony ze względu na ostatnią scenę :) Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  3. "może mi powiedzie" - powiecie.
    A więc Miriam poznała szkolnych kujonów nieco od innej strony. Dziwi mnie, że tak dziwnie czułą się w restauracji czy też kawiarni. Młodzież naprawdę już nie chodzi do takich miejsc? Chłopcy nie zapraszają dziewczyn na ciastko i kawę, albo na obiad i wino? Widocznie jestem już dinozaurem :(
    Miriam wkurzyła mnie tym, że wstydzi się tego, że ktoś taki, z kim w sumie nie bawiła się źle, mógłby do niej w szkole podejść i zagadać. Ma strasznie zaściankowe podejście, niczym taki typowy pustak.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się dziwię, że oni w ogóle po tym wszystkim byli w stanie pozostać przy tym stole, gdy ona się do nich dosiadła. Zupełnie nie rozumiem po co chłopak tam ją zabrał. Rozumiem, że chciał, by poznała jego znajomych, ale wypadałoby ją uprzedzić, a nie stawiać przed faktem dokonanym obydwie strony.
    W tym rozdziale też doskonale widać to co mówiłem wcześniej, że dzielisz świat na pół - stronę dobrą i złą, imprezowa i intelektualistów, nie ma niczego pomiędzy, ani nikogo kto by był np imprezowiczem, a przy tym uczniem leniwym ale ze świetną pamięcią. U ciebie każdy kujon jest dokładnie taki sam - nudny, bez żadnych innych zainteresowań i każdy buntownik też taki sam - pozorny, bez powodu buntownik. Niemal w każdej postaci brakuje drugiego dna, jeszcze Tyler się broni i choć to postać bardzo poboczna, rzadko spotykana w twoim opowiadaniu, bo nie jest jakimś głównym czy drugoplanowym bohaterem, to jednak stał się moim ulubieńcem.

    OdpowiedzUsuń