niedziela, 5 października 2014

# Bunt: Rozdział 22. Zaufanie


             
           
Nie mam pojęcia, jak zachowywać się po moim nagłym wybuchu płaczu poprzedniego dnia. Chociaż niby nic wielkiego się nie stało, czuję wstyd. I coś jeszcze. Wydaje mi się, że teraz Daray już zawsze będzie miał dostęp do mojego serca, że za każdym razem gdy spojrzy na krzywy uśmieszek na mojej twarzy, bez problemu odgadnie, co staram się ukryć, co naprawdę myślę, jak się czuję. Przeraża mnie świadomość, że ktoś zdołał mnie tak dobrze poznać, że dopuściłam jakąś osobę tak niebezpiecznie blisko.
Najchętniej w ogóle nie szłabym do szkoły, ale wiem, że nie mogę tego zrobić; wciąż pozostaję pod nadzorem matki. Poza tym nie powinnam odwlekać spotkania z Darayem. I tak w końcu nadejdzie moment, gdy będę musiała spojrzeć mu w oczy. Wolę mieć to z głowy, pozbyć się całego wstydu i łudzić, że wszystko będzie jak dawniej, że ten incydent można po prostu wymazać z pamięci, udawać, że nigdy nie miał miejsca.
Kiedy stoję przed lustrem, uważnie się w nim przeglądając, dzwoni telefon. Sprawia, że podskakuję przestraszona. Nie spodziewałam się, że ktoś o tej godzinie mógłby dzwonić na stacjonarny. Spoglądam na zegarek. Do pierwszej lekcji pozostało jeszcze kilkanaście minut. Zdążę odebrać i powiedzieć, że matka już wyszła do pracy.
– Słucham?
– Miriam! Dobrze, że udało mi się ciebie złapać. – Ku mojemu zdziwieniu w słuchawce rozbrzmiewa głos taty. – Posłuchaj, jestem już na lotnisku. Bardzo chciałem się dzisiaj z tobą spotkać, ale musiałem wcześniej wracać.
– Wiem, tato. Nie szkodzi. Niedługo mam ferie i będę mogła cię odwiedzić.
– Tak, ale bardzo zależało mi na tym spotkaniu.
– Mi też, tato. Jak zawsze.
– Nie, Miriam, posłuchaj. Miałem ci do powiedzenia coś bardzo ważnego. – Nagle nie słyszę już słów wypowiadanych przez tatę, bo zagłusza je jakiś dziwny szum w słuchawce. – To nie rozmowa na telefon, ale pomyślałem, że mimo wszystko zadzwonię i dam ci czas na zastanowienie.
– Nad czym mam się zastanawiać? – pytam. Chociaż w głosie taty nie wyczuwam smutku czy zapowiedzi jakichś nieprzyjemnych wiadomości, czuję ukłucie niepokoju.
– Po prostu często opowiadasz, jak nienawidzisz swojej szkoły i jak męczysz się, mieszkając z matką. Ciągle siebie denerwujecie, próbujesz jej coś udowadniać i  przez to szkodzisz samej sobie. Rozmawiałem z Melissą i chcieliśmy zapytać, czy nie wolałabyś zamieszkać z nami?
Prawie wypuszczam słuchawkę z ręki. Pospiesznie zaciskam na niej palce tak, ze kostki całkowicie mi bieleją. Nie wiem, co mam odpowiedzieć. Takie pytanie bardzo mnie zaskakuje. Od dawna marzyłam, żeby wynieść się od matki. Co prawda Los Angeles jest daleko, ale za czym mogłabym tęsknić? Za ludźmi, którzy chyba nawet nie są moimi przyjaciółmi? Za ciągłymi wojnami ze swoją rodzicielką? W dodatku gdybym się przeprowadziła, tata przestałby płacić alimenty. Matka musiałaby radzić sobie sama. Naprawdę bym wygrała.
Ale jak to będzie mieszkać z tatą? Co jeśli ja i Melissa zaczniemy siebie nienawidzić i trudno nam będzie wytrzymać w jednym domu? A co jeśli tata będzie zły, gdy najdzie mnie ochota na imprezę, wagary? Może naprawdę wierzy, że to tylko kwestia ciągłej wojny z matką. Może zawiedzie się, kiedy dotrze do niego, że czasami lubię być po prostu zbuntowaną Miriam Carver.
– Jest już późno. Zaraz zaczynasz lekcje, a ja muszę pędzić na samolot. To nie jest decyzja, którą masz podjąć w tej chwili. Zastanów się dobrze, żebyś potem niczego nie żałowała. Obojętnie, co postanowisz, będę cię wspierał. Chcę tylko, żebyś czuła się szczęśliwa, dobrze?
– Dobrze, tato – odpowiadam z trudem.
– W takim razie kończę. Kocham cię, Miriam.
– Ja ciebie też kocham, tato.
Nie spodziewałam się, że jedno odebrane połączenie może tak bardzo namieszać w moim życiu. Nie mam pojęcia, jaką decyzję podjąć. Z jednej strony najchętniej uciekłabym jak najdalej od matki, wreszcie poczuła się szczęśliwa. Jednocześnie wciąż pojawiają się nowe wątpliwości. Nie wiem, co tak naprawdę myśli Melissa, nie chcę też zawieść taty. Wolę, by myślał, że jestem jego idealną córeczką. Jedyna rzecz, której jestem pewna, to że zaraz spóźnię się do szkoły.
Chwytam więc torbę i pospiesznie wychodzę z domu. Spoglądam na zegarek i cicho klnę, a potem uśmiecham się krzywo. To chyba odpowiedni moment, żeby zacząć biec.

Siedzę na lekcji trygonometrii, ponuro wpatrując się w tablicę. Ostatnio zbyt wiele dzieje się w moim życiu, mam zbyt wiele kłopotów, zbyt wiele powodów do rozmyślań. Czuję na sobie spojrzenie Daraya. Czy powinnam jakoś zareagować? Mimo moich wcześniejszych postanowień, jeszcze nie porozmawialiśmy. Co prawda weszłam do klasy spóźniona, ale gdybym naprawdę chciała, wystarczyłoby spojrzeć się przez ramię i odezwać choćby słowem. Wolę jednak odwlekać ten moment chociaż o kilkadziesiąt minut, do dzwonka.
Jakby tego było mało, nauczycielka prosi, abym podeszła do tablicy i rozwiązała kolejne zadanie. Trudno mi skupić się na matematycznych problemach, kiedy mam mnóstwo własnych i to o wiele poważniejszych. W normalnym życiu nie wystarczy ułożyć odpowiedniego wzoru, użyć kalkulatora i napisać właściwy wynik, aby wszystko stało się jasne.
Chcę jak najszybciej wrócić do ławki, dalej pogrążać się we własnych myślach. Niedbale zapisuję na tablicy kolejne liczby. Myślę już tylko o tym, że zaraz wreszcie się odwrócę, usiądę w ławce i będę miała spokój. No, przynajmniej do przerwy.
Odkładam kredę na miejsce. Wydaje z siebie głośny dźwięk, zbyt głośny. Przez chwilę nie rozumiem, co się dzieje, dopiero później dociera do mnie, że w klasie zaległa absolutna cisza. Spoglądam zdezorientowana na uczniów, którzy odpowiadają równie zdumionym spojrzeniem. Potem przenoszę wzrok na nauczycielkę.
– Dobrze – mówi, jakby właśnie wydarzył się cud.
– Słucham? – pytam znudzona. Chcę mieć już za sobą zwykłą gadaninę o tym, ile to zrobiłam błędów. Nauczycielka jak zwykle chwyci gąbkę i kredę, rozwiąże wszystko za mnie, a potem odeśle do ławki. 
– Wszystko się zgadza. Wzór, wynik. Możesz… możesz wracać na swoje miejsce.
Mimo słów, które usłyszałam, nadal tkwię przy tablicy. To dla mnie takie dziwne, nierealne. Pierwszy raz dobrze rozwiązałam zadanie. Zazwyczaj nie orientowałam się w temacie lekcji, potem, gdy już chodziłam do szkoły regularnie, popełniałam błędy celowo. Trochę dlatego, żeby zirytować matkę i Daraya, a trochę, by udowodnić pozostałym uczniom, że jestem niereformowalna. Ale tym razem tak bardzo pochłonął mnie świat własnych myśli, że zapomniałam o celowych pomyłkach. Klasa nadal milczy. Pewnie już na przerwie będą szeptać o tym, jak to Miriam Carver rozwiązała poprawnie trudne zadanie. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby nagle zaczęli uznawać mnie za dobrą uczennicę.
– No siadaj już, siadaj – z zamyślenia wyrywa mnie głos nauczycielki. – Widzę, że korepetycje z Darayem przyniosły efekty. Dobra robota, Miriam. I ty też, Daray. Możesz być z siebie dumny, bo twoja uczennica zasłużyła dzisiaj na A za pracę na lekcji.
            Teraz już kompletnie nie wiem, jak mam się zachować, ale jakimś cudem zmuszam nogi, by zaprowadziły mnie z powrotem do ławki. W klasie rozlegają się szepty. No proszę, lekcja jeszcze nie dobiegła końca, a już mówią o moim nagłym przypływie zdolności matematycznych. W dodatku dostałam A. Nie mogę w to uwierzyć. To pierwsze A od… chyba od rozwodu rodziców. Daray klepie mnie w ramię, a kiedy się do niego odwracam, mówi, że jest ze mnie dumny. Odpowiadam lekkim uśmiechem, który ma wyglądać naturalnie. Ukrywa jednak prawdę. Bo problem w tym, że ja sama nie jestem dumna ani trochę. Właściwie, gdy słyszę coraz głośniejsze szepty i dostrzegam posyłane mi ukradkiem spojrzenia, czuję wstyd.

            Korepetycje, jak zawsze, odbywają się w moim pokoju. Obawiałam się tego, co może nastąpić, gdy w końcu przyjdzie mi porozmawiać z Darayem. Nie wiedziałam, jak mam się zachować, czy wspomnieć o tym, co się stało, czy może udawać, że wszystko jest jak dawniej. Ale przecież nie było. Wiedziałam, że teraz ten chłopak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kim naprawdę jestem, że jako pierwszy został przepuszczony przez mur, którym starannie otaczałam się już od dawna.
            Na szczęście Daray uśmiecha się w typowy dla siebie sposób i wszystko jest całkowicie normalnie. Chwilę wcześniej bez skrępowania przetrząsnął lodówkę, by wrócić do mojego pokoju z ogromnym pucharkiem lodów.
            – Miałem nadzieję, że zrobiłaś jakiegoś kurczaka czy coś w tym stylu, ale znalazłem tylko to. Szkoda, bo naszła mnie ochota na mięso.
            – Jestem wegetarianką, Brytyjczyku – wzruszam ramionami. – Jeśli gotuję mięso, to tylko dla matki, więc raczej nie ma szans, żebyś coś znalazł.
            – Serio? Niech zgadnę, wcale nie bronisz tych zwierząt, tylko znów chcesz zwrócić na siebie czyjąś uwagę – unosi lekko brwi, dając mi tym samym do zrozumienia, że i tak zna już odpowiedź na swoje pytanie.
            Ta niewinna uwaga przypomina mi o tym, czego powinnam być świadoma od samego początku. Daray nie zapomniał zdarzeniach poprzedniego wieczoru. Może i zachowuje się zwyczajnie, ale mimo wszystko wciąż wie, że potrafię się smucić i płakać. I zna też przyczynę mojego zbuntowania.
            Wzruszam ramionami. Nie ma sensu w ogóle się odzywać, skoro Daray i tak znalazł odpowiedź. Siada więc przy biurku, zajadając się lodami, a ja ponuro wpatruję się w podręcznik. Z jednej strony cieszę się, że ktoś poznał prawdę, ale jednocześnie mam obawy, że to mnie zmieni, zniszczy znajomość z Darayem. Po tym, jak naprawdę mnie poznał, mogę podświadomie odsuwać go od siebie, bo przeraża mnie, jak bardzo jestem bezbronna, gdy brunet znajduje się w pobliżu.
            Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu nie wspomniałam ani słowem o niespodziewanej propozycji ojca. Do niedawna dzieliłam się z Darayem takimi wiadomościami. Czasami pojawiała się potrzeba rozmawiania, a Susan i pozostałe dziewczyny raczej nie są dobrymi słuchaczami, jeśli chodzi o poważniejsze sprawy. Tym razem uparcie milczę. Z jakiegoś powodu jestem przekonana, że Daray nie może się o niczym dowiedzieć.
            – Wiesz co, jestem taki zadowolony z twojej dzisiejszej oceny, że dzisiaj zrobimy tylko pięć zadań z tej strony i kończymy. Zresztą nie sądzę, żeby korepetycje były ci dłużej potrzebne.
            Dziwnie jest usłyszeć takie słowa. I to z kilku powodów. Nie podoba mi się myśl, że to już koniec tych codziennych spotkań po lekcjach, ślęczenia nad podręcznikiem i czekania, aż Daray sprawdzi, czy otrzymałam poprawne wyniki. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, jak teraz będzie wyglądała nasza znajomość. Czy Daray będzie odwiedzał mnie z byle powodu, jak robi to czasami, czy może po prostu przestaniemy ze sobą rozmawiać i spotkamy się co najwyżej na jakiejś imprezie? O ile on w ogóle da się namówić, by przyjść gdzieś po raz kolejny.
            Poza tym nie chcę teraz stać się jedną z najlepszych uczennic. Nie mogę sobie wyobrazić, że zacznę dostawać same świetne stopnie, nauczycielka będzie mnie chwalić, namawiać na wzięcie udziału w olimpiadach, a może nawet poprosi, bym zaczęła udzielać korepetycji. Kim wtedy będę w oczach ludzi, których znam z imprez? I co na to powie matka? Pewnie będzie dumna, a to najgorsze, co mogłoby się stać.
            Daray podsuwa mi pod nos podręcznik z pierwszym zadaniem. Wpatruję się w nie przez chwilę, a potem zdecydowanym ruchem zaczynam pisać wzór. Rozpoczynam liczenie, a kiedy kończę i podkreślam wynik, z satysfakcją spoglądam na chłopaka. On jednak przewraca oczami i przeciągle wzdycha.
            – Miriam, proszę cię, nie zaczynaj. Nie wiem, co teraz chcesz mi udowodnić. Rozumiem, że do tej pory byłaś postrzegana jako ktoś, kto nie przejmuje się nauką. Tylko, że nikt nie będzie cię wyśmiewał, bo dobrze się uczysz. To chyba miłe uczucie być z czegoś naprawdę dobrym, prawda?
            – Ale o co ci chodzi? – próbuję udawać idiotkę.
            – Męczy mnie to, naprawdę. No chyba, że popełniasz błędy, bo będzie ci brakowało naszych codziennych spotkań – uśmiecha się bezczelnie, a ja lekko uderzam go w głowę, w odpowiedzi otrzymując cichy śmiech. – Nie martwa się, słońce, będziemy się widywać w szkole. Poza tym na pewno o tobie nie zapomnę.
            Nie wiem, co mam odpowiedzieć. Na początku mierzwię chłopakowi włosy i zaczynam się śmiać, gdy widzę jego urażoną minę. Uwielbiam denerwować Daraya w ten sposób. Przyglądam się mu, kiedy bezskutecznie próbuje poprawić stan swojej fryzury. Tak naprawdę odczuwam też coś w rodzaju ulgi. Cieszę się, że brunet nie zamierza zerwać ze mną kontaktu. Mimo, że tak często irytuje mnie jego zachowanie, kpiące uwagi i ten okropny uśmiech, to odczułabym pustkę, gdyby tego chłopaka nagle zabrakłoby w moim życiu.
            – No dobrze, a teraz rozwiąż zadania tak, jak powinnaś – uśmiecha się, podsuwając podręcznik jeszcze bliżej. Przez chwilę spoglądam na niego z obojętnym wyrazem twarzy, ale zaledwie kilka minut później nie jestem w stanie zapanować nad sobą i moją twarz również rozjaśnia uśmiech.
            Postanawiam spełnić prośbę chłopaka i bez większych problemów radzę sobie z kolejnymi działaniami. Dociera do mnie, że naprawdę rozumiem matematykę i jestem w tym dobra. Nie mam pojęcia, kim chciałabym być w przyszłości, ale może wreszcie odnalazłam właściwy trop.
            To bzdura, uświadamiam sobie. Owszem, lubię matematykę i nie mam z nią problemów, ale nie zamierzam wiązać z nią przyszłości. Tak naprawdę chciałabym mieć swoją własną kawiarnię albo restaurację i cały dzień spędzać w kuchni, wśród cudownych aromatów i bezmiaru przypraw. Wtedy czułabym się naprawdę szczęśliwa, spełniałabym swoje pragnienia, miała jakiś większy cel. Nie mogłabym jednak przyznać się przed wszystkimi znajomymi do swojej pasji. Ludzie, którzy większość swojego życia spędzają na imprezach, tak naprawdę rzadko kiedy są w czymś naprawdę dobrzy.
            Ale, jakby się nad tym zastanowić, do niedawna nie wyobrażałam sobie, że poprawnie rozwiążę jakiekolwiek zadanie. A jednak to zrobiłam. Może czas zacząć wierzyć, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko odrzuci się strach?
            – No to chyba możemy uznać nasze ostatnie korepetycje za zakończone – uśmiecha się Daray. Zauważam, że ostatnio ciągle to robi. Zazwyczaj jest to co prawda ten kpiący grymas albo uśmieszek samozadowolenia, ale nie pamiętam, kiedy mój korepetytor był poważny albo smutny.
            – I co teraz? Zasłużyłeś na jakąś nagrodę, czy coś? – pytam.
            – Ja? Przecież w ogóle nie byłem ci potrzebny i to od samego początku. To, że udawałaś idiotkę, nie znaczy, że cię czegoś nauczyłem – odpowiada Daray. Myli się. Gdyby nie on, nigdy nie odważyłabym się pokazać, kim naprawdę jestem. A teraz, choć nadal odczuwam strach, jestem gotowa zaryzykować i zobaczyć, co się stanie, kiedy zacznę się lepiej uczyć. – Ale nie będę narzekał, jeśli w nagrodę ugotujesz mi coś dobrego. Najlepiej mięso – szczerzy do mnie zęby.
            – No to chyba masz dzisiaj szczęście – uśmiecham się krzywo i ruszam do kuchni.
            Daray po prostu nie szukał zbyt uważnie. W piekarniku znajduje się pieczeń, którą przygotowałam dla matki. Mięso nadal jest świeże i aromatyczne, tak samo jak pieczone ziemniaki i sos, który je oblewa. Wiem, że jedzenie straci na jakości, gdy podgrzeję je w mikrofalówce, ale mimo wszystko Daray nie jest żadną ważną osobistością w pięciogwiazdkowej restauracji. Już po chwili wracam do pokoju, niosąc parujący talerz, który stawiam przed chłopakiem.
            – Wygląda świetnie – mówi, zamykając na chwilę oczy i wdychając intensywny zapach. – I smakuje równie dobrze – dodaje po chwili. – Jak już otworzysz własną restaurację, będę miał zniżkę jako stały klient.
            Miło jest słyszeć komplement z ust Daraya. Ostatnio chłopak często mnie chwali. Może podświadomie czuje, że nie mam zbyt wysokiej samooceny i że takie słowa bardzo mi pomagają. A może po prostu zdarza mu się zapominać o byciu złośliwym. Ale właściwie co to za różnica?
            Przyglądam się Darayowi, kiedy z zadowoleniem pochłania pieczeń i ziemniaki. Jego mlecznobłękitne tęczówki lśnią radością. Wygląda uroczo, jak mały chłopiec, który właśnie dostał upragniony prezent, a nie jak ktoś, kto już niedługo, w marcu, skończy dziewiętnaście lat.
            Gdy tak przyglądam się Darayowi, w mojej głowie pojawia się jedna myśli. Męczyła mnie już od dawna. Cały czas odnoszę wrażenie, że chłopak coś przede mną ukrywa. Jego przeszłość to jedna wielka tajemnica. Ten tatuaż, imprezowanie… Wiem na pewno, że Daray nie jest niewinnym chłopcem. Wydaje mi się jednak, że największy z jego sekretów to miejsce zamieszkania. I może właśnie nadeszła chwila, kiedy się czegoś dowiem.
            – Brytyjczyku, skoro jesteś ze mnie naprawdę dumny, możesz coś dla mnie zrobić? – pytam, uważnie obserwując wyraz jego twarzy.
            – Jasne, kochanie. Szczególnie teraz, jak podałaś mi takie pyszne jedzenie, nie byłbym w stanie niczego ci odmówić – szczerzy zęby.
            – W takim razie może chciałbyś zaprosić mnie do swojego domu? Znamy się pół roku, a ja wciąż go nie widziałam…
            W tym momencie rozbawienie momentalnie znika z twarzy chłopaka. I wiem już na pewno, że jest jakaś tajemnica, może coś związane z przeszłością Daraya. Kilkanaście minut wcześniej zastanawiałam się, kiedy brunet był poważny. Teraz już pamiętam. Gdy po raz pierwszy poruszyłam temat mieszkania, po jego twarzy przemknął cień. Wtedy w mlecznobłęktinych tęczówkach pojawiła się całkowita powaga. I coś jeszcze. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że był to smutek.
            – Pomyliłem się. Nie mógłbym ci odmówić niczego prócz tej jednej rzeczy – odpowiada. Dziwnie jest patrzeć na Daraya, kiedy na jego twarzy nie gości bezczelny uśmiech. Wygląda teraz dojrzalej. Nie jestem pewna, czy wolę go w takiej odsłonie.
            – Wiesz co, to nie w porządku! – irytuję się nagle i podrywam z krzesła. Brunet spogląda na mnie ze zdziwieniem, ale kompletnie mnie to nie obchodzi. Jestem zła. I odczuwam też coś w rodzaju smutku. – Powiedziałam ci wczoraj coś, czego nie wie nikt inny. Chciałeś znać prawdę i postanowiłam ci zaufać, chociaż nie ufam właściwie nikomu poza tatą. Powiedziałam wszystko. Nawet się popłakałam, do cholery. Jesteś pierwszą osobą, która od momentu rozwodów rodziców widziała moje łzy. Ale ty najwyraźniej masz o mnie okropne zdanie, skoro sądzisz, że nie możesz mnie zaprowadzić do swojego domu.
            Wiem, że do tej pory milczeliśmy w kwestii poważnej rozmowy o mojej matce, ale teraz nie potrafię pohamować słów, które wypływają z moich ust. Czuję się naprawdę zraniona. Stało się to, czego obawiałam się najbardziej. Daray naprawdę sprawił mi ból. Najwidoczniej miałam rację, gdy dawno temu postanowiłam nikogo do siebie nie dopuszczać, trzymać ludzi na dystans. Pierwsza osoba przekroczyła mur, którym się otoczyłam i już zdążyła udowodnić mi, że popełniłam błąd, pozwalając jej na to.
            – Nie złość się – prosi cicho, ale ja nie zamierzam go słuchać. – No dobrze – mówi, kiedy już zamierzam powiedzieć mu, że ma się wynosić z mojego pokoju. – Masz rację. Nie powinienem się tak zachowywać. Wiem, ile cię kosztowało powiedzenie prawdy o sobie. Jesteś naprawdę wrażliwą dziewczyną i niełatwo ci było komuś  zaufać.
            Nie podoba mi się świadomość, że Daray zauważył, jak bardzo jestem krucha, jak bezsilna. Ale czego się spodziewałam, skoro poprzedniego dnia płakałam, skryta w jego ramionach? Musiał zauważyć, że bez niego stanę się bezbronna, gdy tylko oddali się choćby na krok. Nie mógł nie dostrzec rozpaczy w moich oczach, tego, że wciąż jestem czternastoletnią dziewczynką, na zawsze zranioną przez okrutną matkę.
            – Nie chciałem cię przyprowadzić do domu, bo wtedy zaczęłabyś zadawać pytania, na które wolałbym nie odpowiadać. Właściwie to nie jest dom, to mieszkanie kilka ulic dalej. Jest całkiem duże, nie chodzi o to, że przebywam w jakichś okropnych warunkach albo w ogóle jestem bezdomny. Po prostu mieszkam z ciocią. I tylko z nią. Nie znam mojego taty. Nie dał mi nic prócz nazwiska i genów. Umarł, gdy miałem trzy lata. Miał zawał serca, gdy biegał w parku. Nie wiem czemu, skoro był młody. Może problemy ze zdrowiem… nie pytałem nigdy mamy, bo był to dla niej bolesny temat i wolałem do niego nie wracać. No właśnie, moja mama. Kilka lat temu nie umiała już sobie poradzić ze śmiercią taty. Patrzyłem, jak powoli niszczy swoje zdrowie. Zaczęła pić. Na początku to wydawało się niewinne. Potem przestała pracować. Nie byliśmy specjalnie biedni, poza tym mieliśmy dużo pieniędzy z ubezpieczenia taty. Ale mama nie nadawała się do opieki nad własnym dzieckiem. W końcu namówiłem ją, by zapisała się do kliniki. Nie mógłbym mieszkać sam, więc ciocia z Nowego Jorku zaproponowała, że przyjmie mnie do siebie. W swojej poprzedniej szkole, w Wielkiej Brytanii, byłem typowym popularnym chłopakiem. Dużo imprezowałem, piłem, paliłem i nawet kiedyś postanowiłem zrobić sobie tatuaż, żeby być jeszcze fajniejszym. Spędzałem dużo czasu na siłowni, żeby bardziej podobać się dziewczynom i móc im imponować. No ale mimo wszystko całkiem dobrze się uczyłem. Chociaż niezupełnie, bo nie do końca się przykładałem, nie starczało na to czasu. Kiedy się przeprowadziłem, postanowiłem, że skupię się na nauce. Ciocia też nie jest biedna, stać ją na kupowanie mi markowych ubrań, ale nie będzie mnie wiecznie utrzymywać. Nie chcę, żeby moje życie było jedną wielką zabawą. Muszę się dobrze uczyć, żeby potem mieć jakąś wysoko płatną dobrą pracę. Nie wiem, w jakim stanie będzie mama, kiedy już wypuszczą ją z kliniki. Spędziła tam już pół roku i na pewno tak łatwo nie znajdzie pracy. Muszę jej wtedy pomagać. Nie mogę wciąż przebywać poza domem na kolejnych imprezach. Poza tym myślę, że ona lepiej sobie radzi, kiedy ma świadomość, że dobrze sobie radzę, że robię coś poza ciągłą zabawą.
            Naprawdę chciałam się dowiedzieć, co męczy Daraya, ale teraz w głowie mam istny chaos. Nagle elementy układanki trafiają na właściwe miejsce. Rozumiem już wszystko – nagłą przeprowadzkę, to jak wygląd chłopaka kłócił się z jego dobrymi stopniami, wzbranianie się przed używkami i nagłe odkrycie, że piwo i papierosy wcale nie są dla niego żadną nowością.
            Mimo poczucia, że Daray mi ufa, mimo ulgi, że skoro wyjawił swój sekret, moja tajemnica również jest bezpieczna, czuję się przygnębiona. Drugi dzień z rzędu odbywamy poważne i smutne rozmowy. Nie wiem, co mam powiedzieć. Moja sytuacja rodzinna również nie jest idealna. Właściwie te dwie historie całkowicie różnią się od siebie. Ja próbuję zwrócić na siebie uwagę, poczuć się kimś ważnym i jednocześnie zdenerwować matkę, przez co robię wszystko, czego nie powinnam. Daray za to stara się być kimś lepszym niż do tej pory i sprawić, by jego mama miała powód do dumy.         
Jestem tak pochłonięta rozmyślaniem nad równicami pomiędzy naszymi historiami, że dopiero dużo później uświadamiam sobie, że nie odezwałam się ani słowem. Unoszę głowę i spoglądam na Daraya. Jego mlecznobłękitne oczy przepełnione są ogromnym smutkiem. Wyglądają wtedy jeszcze piękniej, chociaż w tej sytuacji jest to raczej nieodpowiednie spostrzeżenie.
            Nie bardzo wiedząc, co zrobić, postanawiam uczynić jedyną rzecz, jaka przychodzi mi do głowy. Podchodzę do chłopaka, siadam tuż obok i przytulam go tak, jak on zrobił to poprzedniego dnia. Ostatnio jakoś często się przytulamy, zauważam mimowolnie. Jednak, co dziwne, wcale mi to nie przeszkadza. Przy Darayu czuję się bezpieczna, spokojniejsza.
            Są takie chwile, gdy cisza jest najlepszą odpowiedzią. Mam nadzieję, że moja obecność, pokrzepiający uścisk wystarczą. Bo, chociaż bardzo chcę, nie umiem dać z siebie już więcej. Daray nieoczekiwanie obraca głowę tak, że patrzy wprost na mnie. Jak zawsze zadziwia mnie piękno i niezwykłość mlecznobłękitnych tęczówek i kontrast, jaki tworzą z ciemnymi włosami. Myślę też o tym, że z poważnym wyrazem twarzy chłopak jest jeszcze przystojniejszy. Pewnie niejedna dziewczyna zachwyciłaby się nim w tym momencie.
            I nim zdążę pomyśleć coś jeszcze, Daray przysuwa się bliżej. Chwyta moją twarz w dłonie i przyciąga do siebie. Czuję dotyk jego ust na moich wargach.
            Na początku ogarnia mnie jedynie zaskoczenie. Nie tego spodziewałam się po tym chłopaku. Ale zaledwie chwilę później nie jestem już zszokowana czy onieśmielona. W mojej głowie dzieje się coś dziwnego, czuję całkowite zaślepienie, oszołomienie i zadziwiającą lekkość. Jakieś kolorowe światełka świecą w głębi mojego umysłu, brak spójnych myśli czy jakiegokolwiek porządku. Jedynie pojedyncze słowa rozbłyskują na chwilę jedno po drugim, by już po chwili zniknąć, zastąpione euforią.
            Bezpieczeństwo. Radość. Szczęście. Zrozumienie. Zaufanie.
            I chociaż nigdy bym się po sobie tego nie spodziewała, po prostu zarzucam chłopakowi ręce na szyję i odwzajemniam pocałunki. W tym momencie nie obchodzi mnie cały świat, problemy z matką, trudne decyzje, które muszę podjąć. Nie pamiętam, jak się nazywam, kim jestem i kim mogę się stać. W tym momencie po prostu czuję się szczęśliwa i tylko to ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie.


 ***


Nie powinnam, ale wstawiam rozdział bez korekty. Poprawię błędy w najbliższym czasie, ale póki co po prostu nie mam kiedy tego zrobić. U mnie cały czas szkoła, sen i szkoła i brak chęci i czasu na pisanie. Zastanawiam się, co będzie dalej, kiedy już opublikuję epilog buntu. Mam kilka pomysłów, ale jeszcze muszę się zastanowić, nad którą historią skupić się w dalszej kolejności. Cały czas staram się być na bieżąco z Waszymi blogami. Mam nadzieję, że nigdzie nie zapomniałam o komentarzu.
Ale mimo braku czasu i mnóstwa obowiązków nie narzekam. Ostatnio wygrałam ogólnopolski konkurs literacki, moi znajomi zrobili mi najcudowniejszy prezent na świecie i dostałam "Koszmar na jawie" w wersji wydrukowanej, ze swoim nazwiskiem na okładce, więc teraz mam jeszcze większą motywację, by dalej się rozwijać i pisać. No i ogólnie dużo dobrego się dzieje, W sumie dawno nie byłam tak bardzo szczęśliwa...


7 komentarzy:

  1. Dobra, przyznam się bez bicia, że przeczytałam tylko końcówkę, a za resztę wezmę się później, bo nie mam czasu, ale - O JEZU DROGI KOCHANY MRRR <333333333333 JARAM SIĘ PO PROSTU NO JA NIE MOGĘ <3333333

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję wygranej w konkursie, jestem pewna, że Twoja praca była dobra, bo wszystko, co piszesz, jest świetne - to taka definicja talentu :D
    Rozdział opowiadania, kurczę, na początku czytam i pierwsze zaskoczenie to było to pytanie ojca, potem mówię sobie, że, pewnie do końca nic się nie wydarzy, a to zaskoczenie.. no powiem szczerze, że zamurowało mnie. Nareszcie!! Jeeeej!! Niby wiem, że to bohaterowie literaccy, ale jednak się cieszę. Of kors, czekam na rozwój akcji. Mniemam, że Miriam albo odrzuci zaproszenie ojca, stwierdzi, że nie chce mu niszczyć rodziny swoimi zachowaniami, albo zacznie chodzić z Darayem i wtedy, żeby było dramatyczniej - przeprowadzi się do ojca.
    Widzę nowe piosenki w playliście na blogu :) Muszę się z nimi zaprzyjaźnić :d

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, w dwoch rozdzialach tyle wyjaśnilas. Tak długo nic, nic i nic, a pozniej nagle cała gama uczuć.... I rozwiazanych tajemnic. Wlasciwie myslalam,ze przeszłość D była barziej mroczna, tzn chodzi mi o te czesc z piciem i paleniem, bo jesli chodzi o spytuacje rodzinna,jest bardzo nieckuekawa,ale tak jest chyba bardziej przekonująco,mbardziej ludzko; to sprawia, ze Twoi bohaterowie sa ludźmi z krwi i kosci.ponadto uwazam za bardzo dobry zabieg psychologiczny i literacki zestawienie problemów głównych bohaterow, jesli chodzi o ich stosunek do matki. Wlasciwie w. Jakimś sensie matka D moze byc jeszcze gorsza niz Miriam, a mimo wszytsko chłopak zupełnie inaczej ja traktuje, chce jej pomoc. Aczkolwiek na poczatku sam sie buntował i nie umiał poradzić. To daje szanse co do miriam. Troche dziwi mnie,ze D po ataku powiedział tak szybko cała swoja historie, ale cóż był to Miriam winny. I tak uwazam,ze mogłby ja zaprosic do swojego pokoju. XD liczę na to. Ciesze sie tez, z e Miriam sie zapomniała i ze dobrze rozwiązała całe zadanie, to było fajne. I ze odkryła, ze jakas to jej przyjemność sprawia. Moze bedzie sie dobrze uczyc i imprezowac takze. Tylko co z propozycja ojca? Czy zda sobie sprawę, ze zastanawia sie rowniez z powodu D? Mysle ze tak,szczegolnie teraz, po tym pocałunku. Ale sie ciesze,ze chłopak ja pocalowal xD i te uczucia, ach, genialny opis, tyle na to czekałam :) zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs 

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie.. - 3 raz pisze komentarz :<

    Hey...Tak dawno Ci nie komentowałam żadnego rozdziału, a byłam zdecydowanie na bierząco.. Powiem Ci, że twoje opowiadanie uspokaja, a zarazem poprawia humor.. To mnie trochę dziwi, choć nie powinno..bo skoro pisanie je poprawia, to czemu czytanie, które jest wynikiem pisania też nie ma tego robić? :) No ale do rzeczy

    Cieszy mnie fakt, że Miriam wreszcie przed kimś się otworzyła i zaufała komuś poza ojcem, który przecież jest daleko od niej, a przyjeżdża tylko czasami. W końcu każdy z nas potrzebuje drugiej osoby blisko siebie, której będzie mógł powiedzieć o wszystkim, co go trapi, liczyć na jakąś pomoc i jednocześnie wsparcie. Szkoda, że dziewczyna wcześniej odsuwała od siebie taką możliwość, bo być może gdyby nie to.. Gdyby wcześniej przed kimś tak "ukazała" wnętrze swego serca, to byłoby jej łatwiej i mniej by cierpiała. Z tą osobą mogłaby być silniejsza. Ale tak to już jest z życiem, że ono samo nami kieruje i naszymi decyzjami. Cieszę się też że tak szybko tego nie odsłoniłaś, chociaż wszyscy na to czekali. Wielu rzeczy można było się już domyślać od początku, ale jednak to jak opisze to autor danego opowiadania jest najbardziej ciekawe dla czytelnika. Co do Daray'a - nieco zaskoczyła mnie jego historia, ale też i od razu dzięki temu wszystko wyjaśniła. Lecz nie spodziewałam się kompletnie tego, jaka sytuacja mogłaby być w związku z jego mamą. I dobrze, że chłopak po niej nie załamał się, lecz dorósł i zaczął zachowywać dojrzale. Miriam ma szczęście i chociaż to opowiadanie, aż nasuwa mi się napisać, że życzę jej, by swej znajomości z brunetem nie spieprzyła. W końcu nie często trafia się na kogoś, kto może być tak dobrym przyjacielem, a nawet i kimś więcej...Ciekawe czy to też będzie miało jakiś wpływ na jej kontakty z matką. Może dziewczyna spróbuję jej chociaż powiedzieć, za co obwinia ją całe życie.. Tak samo jak ciekawe jaka będzie mama Daray'a dla niego po powrocie z kliniki.

    Co jeszcze.. Nie wiem, czy już dokonałaś korekty, czy też nie, ale ja tu błędów nie widzę. I bardzo bardzo lubię jak piszesz. Twój lekki styl. I wcale się nie cieszę, że zmierzasz do końca.. Co ja będę czytać? :< Co będzie mi poprawiać humor? Chociaż wiem, że raczej nie skończysz pisać.. ale bardzo zżyłam się z tym opowiadaniem. Z jego bohaterami i historią. To dobrze, że istnieją takie opowiadania, gdzie pewne sytuacje mogę ze swoimi realnymi utożsamić, albo że po prostu mogę właśnie tak bardzo dobrze zrozumieć problem postaci i tym samym wręcz nie móc oderwać od opowiadania wzroku.. Uwielbiam opowiadania psychologiczne i może tu akurat taka wina,albo raczej zaleta , że ty robisz to bardzo dobrze, piszesz.. I dlatego też z niecierpliwością czekam końca, a potem czegoś kolejnego.. a może napiszesz książke, którą wydasz i zaczniesz sprzedawać? (Jeśli tak, to zapisuje się na darmowy egzemplarz wysłany pocztą :P ) ... Opiszesz jeszcze jakąś historię postaci związanej z twoim wcześniejszym opowiadaniem i tym? :) Takie ewentualne też znajdzie się na mojej liście w głowie przeczytanych blogów...

    Co do konkursu.. Nie dziwie się twoim wynikiem i gratuluję :) Zasłużyłaś. No a fakt prezentu od przyjaciół - świetny prezent Ci dali.. zazdroszczę :D

    Nie wiem, czy w ogóle mnie jeszcze pamiętasz. Ja nie lubię się reklamować, więc nie przypominałam o swoim blogu.. Ale tym razem przypomnę, choć akurat kolejnego rozdziału mego opowiadania nadal nie ma, tak jest co innego :) Pozdrawiam, Avenlie :) http://let-me-be-myself-daybreak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, scena przy tablicy mnie rozśmieszyła, ten jej szok i w ogóle :D Też tak czasem mam, jak mi coś z matmy wyjdzie. ;D Takie szczęście!
    Dobra ideologia - nie sądziłam, że zrobię zadanie. Zrobiłam - mogę wszystko! Teraz niech leci i gratuluje korepetytorowi :D O proszę, jedno wielkie GRATULUJĘ! :) Świetna wiadomość, oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś mi się dzieje z internetem, więc jeśli komentarz się nie opublikuje, to byłoby mi szkoda, gdyby był długi, więc będzie wybitnie krótko.
    Jeśli największym problemem dla tej dziewczyny jest to, że nie chodzi do prywatnej szkoły, to wybacz, ale ja od teraz wcale nie darzę jej szacunkiem. Jeśli chciałaby się wybić, coś osiągnąć i uczyć się ponad poziom, to mogłaby to zrobić nawet w szkole umiejscowionej w najgorszej z dzielnic. Zwyczajnie szuka po prostu winnych i oczekuje, że rodzice będą spełniali każdy jej kaprys.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie rozumiem tej dziewczyny, naprawdę, ale to żadna nowość, bo ja ogólnie nie umiem zrozumieć większości zachowań dzisiejszej młodzieży ani większości zachowań współczesnych kobiet, a Miriam to jednak i nastolatka i kobieta, więc jak dla mnie podwójnie skomplikowana istota przez takie połączenie.
    Nie pasuje mi też jej relacja z Darayem. Świetnie że zechciałaś połączyć korepetytora z buntowniczką, ale chyba temat byłby ciekawszy, gdyby owy korepetytor był od dziewczyny starszy, a nie też taki gówniarz. Jednak skoro już wybrałaś gówniarza, to okay, ja jestem w stanie to zaakceptować, ale nie widzę w ich relacji tego smaczku, jakby nie było w nich uczuć, jakieś fascynacji, pociągania się wzajmnie ciałami, jakieś dwuznaczności w rozmowie i zachowaniu, bo przecież skoro wśród twojej młodzieży króluje alkohol, papierosy i imprezy, to czemu nie seks czy chociażby podtekst seksualny? To już jest za bardzo dorosłym tematem, jest za bardzo niegrzeczne? Moim zdaniem jest grzeczniejsze i porządniejsze niż odzywki Miriam do matki. Chroń mnie Panie Boże by moja córka nigdy się tak do matki nie odezwała, bo inaczej to mnie wsadzą do paki za znęcanie się nad dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń