piątek, 5 grudnia 2014

# Bunt: Rozdział 24. Pełnia szczęścia


               
           
Kiedy budzę się nad ranem, cały świat wygląda zupełnie inaczej niż zwykle. Trudno mi uwierzyć, że już od osiemnastu lat codziennie otwieram oczy i nigdy wcześniej nie uśmiechnęłam się, kiedy budzik dzwonił. Zawsze wyłączałam go jednym, gniewnym ruchem i zakrywałam twarz poduszką. Teraz podrywam się na nogi, nie czując zmęczenia. Co dziwne, myśl o zjawieniu się w szkole wcale nie rujnuje mojego doskonałego humoru.
Gdyby ktoś kilka tygodni wcześniej powiedział mi, że obudzę się kiedyś z szerokim uśmiechem i ogromną radością goszczącą w moim sercu, z pewnością bym go wyśmiała. Pewnie uniosłabym kpiąco brwi albo jeden kącik ust, a potem odeszłabym bez słowa, w ten sposób wyrażając swoją pogardę i niedowierzanie. Niedawno nauczyłam się czegoś bardzo ważnego – nigdy nie powinniśmy wątpić, bo tak naprawdę wiele rzeczy jest możliwych i życie jeszcze nieraz zdoła nas zaskoczyć.
Staję przed lustrem z czarną kredką w dłoni. W zamyśleniu przyglądam się własnemu odbiciu i przypominam sobie, jak Daray zapytał, czy lubię wyglądać jak panda. Tym razem kreślę na powiekach cienkie kreski tak, jakbym robiła to za pomocą eyelinera. Ledwie je widać, jedynie podkreślają linię rzęs i sprawiają, że moje oczy są bardziej wyraziste. Potem przejeżdżam kilka razy tuszem i z zadowoleniem uśmiecham się do dziewczyny, która patrzy na mnie z lustra.
Ubieram się całkiem zwyczajnie, w typowym dla siebie stylu. Tego dnia wybór pada na czarną, prostą sukienkę sięgająca nieco nad kolano, białą marynarkę i czarne botki z ćwiekami. Do tego kilka skórzanych bransoletek na rękę i czarna torba, którą pospiesznie zarzucam na ramię. Jestem gotowa do wyjśia, chociaż do lekcji pozostało jeszcze prawie pół godziny.
Matka siedzi w kuchni, kiedy zbiegam po schodach. Patrzy na mnie ze zdziwieniem, bo uśmiecham się jak głupia. Chciałabym skrzywić się nieprzyjaźnie, jak zawsze, gdy widzę swoją rodzicielkę, ale nie jestem w stanie pozbyć się uśmiechu, które najwyraźniej na stałe zagościł na mojej twarzy. Zamiast tego odwracam się więc plecami do tej kobiety i zaczynam przeglądać zawartość lodówki. Postanawiam zrobić pyszne śniadanie, skoro zostało mi jeszcze mnóstwo czasu do dzwonka.
Rzadko się spóźniam, jeśli już pojawiam się w szkole. To dlatego, że tak samo jak bałaganu nienawidzę braku punktualności. To może się wydać dziwne, skoro jestem zbuntowaną dziewczyną, ale nic nie denerwuje mnie tak bardzo, jak poczucie, że nie dotarłam gdzieś na czas. Tym razem jednak nawet jak na mnie zdążyłam niezwykle szybko uporać się z porannymi czynnościami. Staram się więc wolno i starannie przygotować kanapkę, powoli krojąc pomidora, odrywając liść sałaty, nakładając majonez i smarując chleb masłem. Matka patrzy uważnie, jak precyzyjnymi ruchami wyciskam sok z pomarańczy.
Usiłuję delektować się pysznym śniadaniem, ale zamiast tego pochłaniam je błyskawicznie. Nigdy nie pomyślałabym, że mogę tak bardzo śpieszyć się do szkoły. Nie zdarzyło mi się jeszcze wyczekiwać pierwszego dzwonka, tęsknić za jakąś lekcją i wszystkimi tymi ludźmi, których codziennie spotykam na korytarzach.
Zaledwie pięć minut później wychodzę z domu, głośno trzaskając drzwiami, jakby na dowód tego, że nic się nie zmieniło. Wiem doskonale, że to nieprawda. Przecież cały czas uśmiecham się jak idiotka, jakbym nagle była kimś zupełnie innym. Albo jakbym spróbowała bardzo silnych narkotyków, myślę z przekąsem.
Dopiero, gdy stawiam pierwsze kroki na szkolnym dziedzińcu, dopadają mnie wątpliwości. Teraz nagle pragnę, by czas gwałtownie zwolnił, by pierwsza lekcja nigdy się nie rozpoczęła. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak ma teraz wyglądać moje życie, jak się mam zachowywać i jak inni ludzie będą na mnie patrzeć.
Powszechnie wiadomo, że Miriam Carver nigdy nie miała chłopaka. Wszyscy sądzili, że ta pewna siebie blondynka po prostu nie jest skłonna do żywienia jakichś pozytywnych uczuć, a nie wytrzymałaby nawet tygodnia w związku na pokaz. Co więc pomyślą uczniowie, gdy ujrzą ikonę buntu z szerokim uśmiechem na twarzy, rozanieloną w objęciach Daraya?
Nie wiem nawet, jak powinnam się zachowywać i jak zareaguje Daray. A może będziemy ukrywać nasz związek przed innymi i zwyczajnie rozmawiać na szkolnych korytarzach? Może razem będziemy tylko poza lekcjami, w moim pokoju?
I wtedy właśnie, gdy jestem coraz bardziej przytłoczona nową rzeczywistością, coraz bardziej spanikowana i zagubiona, widzę Daraya na końcu korytarza. Nie mogę powstrzymać cichego westchnienia, gdy na niego patrzę. Mlecznobłękitne oczy są tak cudowne jak zawsze, choć tym razem dostrzegam w nich coś szczególnego, iskrę przeznaczoną właśnie dla mnie. Czuję, jak zapadam się w głębię niezwykłych tęczówek, podziwiam piękno rysów twarzy, jak zwykle świetne ubranie i umięśnioną sylwetkę chłopaka. Ten człowiek wybrał właśnie mnie, to mnie pragnie całować każdego dnia, to ze mną chce przebywać. To on dostrzegł we mnie kogoś więcej niż wiecznie naburmuszoną imprezowiczkę.
Jestem przekonana, że kiedy podejdę, Daray po prostu mnie przytuli. Tymczasem, kiedy się zbliżam, chłopak szeroko się uśmiecha. I to nie jest typowy dla tego niego uśmiech pełen ironii, ale zwyczajny, wyrażający szczęście. Wtedy mam już pewność, że nie tylko ja się zmieniłam, że nie tylko ja nagle kompletnie zwariowałam. I kiedy ta prawda wreszcie do mnie dociera, Daray przyciąga mnie do siebie i całuje na oczach całej szkoły. Niewiele myśląc, kładę rękę na jego policzku i odwzajemniam pocałunek.
 – Hej, piękna – szczerzy do mnie zęby.
– Hej, Brytyjczyku – również odpowiadam uśmiechem.
Cały świat nagle się zatrzymuje. Widzę, jak ludzie spoglądają na mnie ze zdziwieniem. Wydaje mi się, że niektórzy naprawdę wrośli w podłogę, tak zszokowało ich to, co właśnie zobaczyli. Kilka dziewczyn, w tym Danielle, właśnie posyłają mi nienawistne spojrzenia, ale ignoruję je z lekkim uśmiechem. Czy miałabym się przejmować? Teraz Daray jest cały mój i nikt mi go nie odbierze.
Czuję dłoń bruneta obejmującą mnie w talii i wydaje się to tak prawdziwe, tak właściwe, że mogę jedynie szeroko się uśmiechnąć. Nie wiem, jak wcześniej mogłam nie zdawać sobie sprawy, jak bardzo kocham Daraya, każdy skrawek jego duszy, każde spojrzenie, każdy jego gest i każde słowo wypowiedziane z zabójczym, brytyjskim akcentem, który sprawia, że serce gwałtownie mi przyspiesza.
– No proszę, chyba zrobiliśmy niezłe widowisko – uśmiecham się krzywo.
– Nic w tym dziwnego – Daray jedynie wzrusza ramionami. – Najładniejsza dziewczyna w szkole i równie przystojny chłopak, właśnie oficjalnie ogłosili, że są razem, zostając najbardziej popularną parą w szkole.
– Najładniejsza? – uśmiecham się lekko.
– Oj, Miriam, przecież wiesz, co o tobie myślę. Już tyle razy ci to mówiłem, nawet kiedy jeszcze nie byliśmy razem.
Uświadamiam sobie, że to prawda. Pamiętam te wszystkie momenty. Gdy Daray zobaczył mnie w koronkowej sukience, gdy lżej pomalowałam oczy, gdy rozpakował zdjęcie, które tata przysłał z Los Angeles. Za każdym razem mówił mi, że według niego jestem piękna. A ja naprawdę nie dostrzegałam, że znaczę coś dla tego cudownego chłopaka!
– No cóż, chyba lubię, gdy to powtarzasz – odpowiadam.
– Wiem – śmieje się cicho. – Więc mogę powiedzieć jeszcze raz. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką znam, Miriam.
A potem Daray lekko szturcha mnie w bok i ruszamy w stronę klasy, gdzie zaraz będę miała pierwszą lekcję. Brunet odprowadza mnie pod same drzwi, a potem jeszcze całuje na pożegnanie i odchodzi. Patrzę z lekkim uśmiechem, jak jego sylwetka staje się coraz mniejsza i w końcu znika za zakrętem. Nie mogę w to uwierzyć. Od kiedy to jestem słodką, denerwującą wszystkich wokół swoim optymizmem dziewczyną?
W tym momencie odpowiadam samej sobie na to pytanie. Jestem taka, odkąd Daray Stoker całuje mnie na pożegnanie.
Daray Stoker. Mój chłopak.

Ktoś szturcha mnie w ramię. Odwracam się z lekką irytacją. Przed sobą mam twarz Susan, na której goszczą uczucia, których nie potrafię nazwać. Tuż za nią znajdują się Amy i Mary. Czuję się, jakby zaraz miały mnie o coś oskarżyć albo nakrzyczeć.
– Słuchaj, Miriam, po szkole krążą jakieś dziwne plotki. Danielle i jej świta właśnie dyskutowały w łazience o twoim rzekomym chłopaku, Darayu – Susan unosi lekko brwi i krzywi się nieznacznie. Przypominam sobie, jak bezwstydnie flirtowała z brunetem i że prawdopodobnie od zawsze się jej podobał. – Powiesz nam, o co w tym chodzi?
– No cóż – wzruszam tylko ramionami. – Właściwie to nie są żadne plotki tylko prawda.
W tym momencie zalega całkowita cisza. Czuję się dziwnie, kiedy moje koleżanki, znajome, czy kim one właściwie są, posyłają mi oskarżycielskie. Jest tak, jakbym zrobiła coś naprawdę złego i zaraz miała otrzymać wyrok, odbyć okropną karę. Czy jednak jest możliwe, aby szczęście i poczucie bezpieczeństwa uchodziło za coś bardzo złego?
– Spotykasz się z najlepszą partią w szkole i dowiadujemy się o tym ostatnie? – pyta Susan. Teraz już naprawdę jest wściekła.
– To wcale nie tak – zaprzeczam pospiesznie. – Po prostu nie miałam okazji, żeby wam wszystko powiedzieć.
– Jasne – prycha Amy. Najwyraźniej też czuje się urażona.
– Jeszcze do niedawna mówiłaś, jak bardzo go nienawidzisz – dołącza się Mary.
– Bo nienawidziłam go, naprawdę. Ale kiedy lepiej go poznałam… Wszystko po prostu nagle się zmieniło. Miałyście rację od samego początku, kiedy mówiłyście, że on jest świetny.
W duchu liczę na to, że oskarżycielskie spojrzenia w końcu znikną, że dziewczyny zaczną ze mną normalnie rozmawiać, zaśmieją się i oznajmią, że wcale nie są złe. Tymczasem wciąż obwiniają mnie o to, co zrobiłam i w jednej chwili całe szczęście znika, zastąpione czymś zupełnie innym, czymś gorszym i bardzo nieprzyjemnym.
–  Nie chodzi nawet o to, że zmieniłaś zdanie co do niego – wzdycha Susan, kiedy cisza staje się coraz trudniejsza do zniesienia. – Sama mówiłam, że Daray jest przystojny i fajny, a ja zawsze mam rację. Nie mogę tylko uwierzyć, że nic nam nie powiedziałaś. Przecież podobno się przyjaźnimy. Jak mogłaś to przed nami ukrywać?
No właśnie, przyjaźnimy się. Podobno. Przyglądam się dziewczynom z uwagą, próbując rozstrzygnąć, kim właściwie dla mnie są. Jednego jestem pewna – nie łączy nas typowa, prawdziwa przyjaźń znana wszystkim z książek czy filmów. To coś o wiele bardziej kruchego, niepewnego, opierającego się niemal wyłącznie na ogólnej zasadzie, że popularni powinni się trzymać razem, bo to wzmacnia pozycję. Czy taka niezbyt rzeczywista przyjaźń zobowiązuje do zwierzania się ze swoich uczuć? Do tej pory nigdy tego nie robiłam, tak samo jak dziewczyny. Tak naprawdę nawet dobrze ich nie znam i nie sądzę, by to kiedykolwiek uległo zmianie.
Postanawiam kierować się zdrowym rozsądkiem i myśleć jak popularna osoba, którą obowiązują te wszystkie bezsensowne zasady. Wiem, że muszę jakoś udobruchać dziewczyny, sprawić, by przestały się gniewać i znów zachowywały się jak moje rzekome przyjaciółki.
– Przepraszam, nie wiem, czemu to zrobiłam – kłamię, bo tak trzeba. Nie mam jednak wyrzutów sumienia. Dziewczyny na moim miejscu powiedziałyby dokładnie to samo.
Przez chwilę wydaje mi się, że nic się nie zmieni. Susan nadal wpatruje się we mnie ze skrzyżowanymi rękami, Amy trzyma swoje w kieszeniach, a Mary zaciska palce w pięści. Dziewczyny nie wyglądają na uspokojone czy zadowolone z słów, które usłyszały. Na szczęście już po chwili Susan krzywo się uśmiecha, a potem przytula mnie tak samo, jak pozostałe dziewczyny.
– No dobrze, niech ci będzie, Carver. Ale więcej nie rób czegoś takiego – grozi mi palcem, a ja w odpowiedzi unoszę kącik ust. – Poza tym teraz jesteś zobowiązana, by wszystko dokładnie nam opowiedzieć. Muszę się dowiedzieć, jak to się stało, że nagle zachowujesz się jak zakochana nastolatka. Po lekcjach porywamy cię na piwo.
– Jasne – odpowiadam, a one odchodzą, nie wyglądając już na ani trochę urażone.
Spoglądam jeszcze chwilę na oddalające się sylwetki dziewczyn. Jak bardzo mi na nich zależy? Czasami nie rozumiem świata popularnych osób i tych wszystkich fałszywych relacji, które łączą ludzi. Zastanawiam się, jakby to było, gdybym naprawdę zaufała Susan i pozostałej dwójce. Czy miałybyśmy szansę na prawdziwą przyjaźń czy może łączy nas jedynie wspólne imprezowanie i ich pragnienie, by skorzystać z mojej popularności i dzięki temu również znaczyć coś w tłumie?
Postanawiam przestać się zadręczać ponurymi myślami. Przecież teraz powinnam być szczęśliwa. Wreszcie znalazłam kogoś, przy kim mogę być prawdziwą sobą, kto zapewnia mi bezpieczeństwo i jest gotowy zawsze mnie wysłuchać.

– No cóż, nie ukrywam, że jestem trochę zdziwiony – mówi Tyler, zaciągając się papierosem.
Spoglądam na chłopaka, który siedzi na murku. Wspólnie uciekliśmy ze szkoły podczas długiej przerwy, żeby spokojnie porozmawiać. Po porannej awanturze z dziewczynami, uznałam, że najlepiej będzie, jeśli uniknę podobnej kłótni z przyjacielem. Postanowiłam więc wszystko sama mu opowiedzieć. Nie wiem, co naprawdę myśli, bo na jego twarzy dostrzegam jedynie głębokie zamyślenie. Kłęby papierosowego dymu powoli ulatują z ust Tylera, rozmywając się w powietrzu.
– Ja też jestem zdziwiona – wzruszam ramionami i przyciskam papierosa do zapalniczki, czekając, aż zacznie jarzyć się czerwienią.
– Nigdy nie pomyślałbym, że się zakochasz. A już tym bardziej w Darayu.
Spoglądam na Tylera z uwagą, starając się wyczytać coś z jego gestów czy choćby spojrzenia. Ze zdziwieniem uświadamiam sobie, że cokolwiek chłopak myśli o moim związku, wcale nie jest zły czy oburzony, że nic mu nie powiedziałam. Jego reakcja zdecydowanie różni się od zachowania Susan i pozostałych dziewczyn. Zastanawiam się tylko dlaczego. Czy Tyler sądzi, że nie łączy nas nic na tyle ważnego, bym była zobowiązana opowiadać mu o ważnych wydarzeniach? Ta myśl sprawia, że w sercu czuję bolesne ukłucie.
– Ale właściwie nie powinienem aż tak bardzo się dziwić. Spójrz na mnie, tyle dziewczyn kręci się wokół, a ja wciąż myślę o jakiejś niezbyt popularnej i niespecjalnie imprezowej blondynce. – Chłopak długo zaciąga się papierosem, nie mówiąc już nic więcej. Najwyraźniej błądzi teraz myślami przy Cassie Mills, która wciąż nie taktuje go jako kogoś więcej niż zwykłego kolegi.
– A nie jesteś zły, że nic ci wcześniej nie powiedziałam? – pytam po chwili zawahania.
– Czemu miałbym być zły? – Tyler, nagle odwracając twarz w moją stronę. Zastanawiam się, jak Cassie może być dla niego tak okrutna. To jeden z niewielu popularnych chłopaków, którzy są tak porządni i cudowni. Niczego mu nie brakuje, dlatego zdecydowanie nie zasłużył sobie na cierpienie.
– Bo jesteś moim przyjacielem – mówię po chwili milczenia. Długo zastanawiałam się, czy mogę wypowiedzieć te słowa na głos. Niedawno uświadomiłam sobie, że Tyler naprawdę wiele dla mnie znaczy. Może to nie jest najbliższy przyjaciel, ten najważniejszy w całym życiu, ale na pewno najlepszy jakiego kiedykolwiek miałam, nie licząc oczywiście Daraya. – Ale wiesz, to stało się tak nagle. Właściwie dopiero wczoraj …
Tyler unosi rękę, aby mi przerwać, a ja milknę w jednej chwili. Ze zdziwieniem uświadamiam sobie, że boję się tego, co zaraz usłyszę. Nie wiem, jak postrzega mnie ten chłopak. Może dla niego jestem tylko zwykła koleżanką, może zaskoczyły go moje słowa i nic już nie będzie jak dawniej.
– Właśnie dlatego, że jestem twoim przyjacielem, nie mam powodów, żeby się na ciebie złościć – odpowiada, a ja czuję ogromną ulgę. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo obawiałam się odrzucenia. Usłyszenie, że jestem dla Tylera ważna jest dla mnie czymś naprawdę cudownym. – Powiedziałaś mi we właściwym momencie. Chociaż mogłem się dowiedzieć przed lekcjami, bo trochę zdziwiły mnie plotki, które od rana krążą po szkole – szczerzy do mnie zęby.
Śmieję się głośno i mierzwię jego włosy, a on wyciąga rękę i pozwala mi się do siebie przytulić. Czuję się spokojna, szczęśliwa i rozumiana. Do niedawna wydawało mi się, że mój świat jest pusty i nieprzyjemny. Daray pokazał mi jednak, że mam nie tylko miłość, ale także przyjaciela, którego do tej pory nie potrafiłam dostrzec.
Dym z papierosa leci prosto ku moim włosom, ale kompletnie mnie to nie obchodzi. Pewnie i tak już śmierdzę, bo przecież sama przed chwilą jeszcze paliłam. Nie przejmuję się jednak faktem, że nauczyciel może coś wyczuć i wysłać mnie do dyrektora albo wezwać matkę. Właściwie tego dnia nic nie zdoła mi już popsuć humoru. Nie, kiedy mam kochającego chłopaka i  cudownego przyjaciela.

Wracam ze szkoły z szerokim uśmiechem na twarzy i Darayem u boku. Jeszcze nigdy lekcje nie zleciały mi tak szybko, nie wydawały się tak przyjemne. Najwidoczniej miłość potrafi zdziałać cuda, nawet umilić paskudny dzień i sprawić, że czas zacznie mknąć w zastraszającym tempie. Nie mogę się już doczekać, kiedy razem z Darayem usiądziemy przed telewizorem albo w moim pokoju i wtuleni w siebie spędzimy przyjemne popołudnie.
– Wiesz co, Miriam? – odzywa się niespodziewanie chłopak. – Dzisiaj idziemy do mnie.
Czuję się zaskoczona tą nagłą propozycją, ale nie protestuję tylko z radością daję się poprowadzić we właściwym kierunku. Jestem zadowolona, że brunet wreszcie naprawdę mi zaufał, że pokaże mi gdzie mieszka i że teraz będę mogła go odwiedzać w jego własnym domu, a nie tylko zapraszać do siebie.


Mieszkanie Daraya wygląda zupełnie zwyczajnie. Nie jest to skromny, mały lokal, raczej spora powierzchnia, umeblowana w ciekawym stylu i z pewnością za niemałe pieniądze. Mieści się jednak w jednym z pospolitych nowojorskich bloków i przypomina typowe mieszkania zamożnych bieznesmanów.
Drzwi otwiera nam uśmiechnięta kobieta w wieku co najwyżej trzydziestu pięciu lat. Musi być ciocią Daraya bo jest bardzo podobna do chłopaka. Włosy zaplecione w kłosa mają ten sam ciemnobrązowy odcień, choć oczy prezentują pospolitą szarość. Brunetka ubrana jest w biurowy stój – proste, czarne spodnie, białą, zwiewną bluzkę i czarną, dopasowana marynarkę, którą widziałam na wystawie jednego z markowych sklepów. Buty na wysokich obcasach leżą niedbale w rogu i dopiero wtedy dostrzegam, że kobieta stoi przede mną boso. Najwyraźniej dopiero wróciła z pracy. Przypomina mi nieco matkę, chociaż jest młodsza i sprawia wrażenie naprawdę sympatycznej.
– Cześć, ciociu – mówi Daray, rzucając plecak tuż obok czarnych butów.
– Miriam – zwraca się do mnie kobieta, jedynie skinąwszy głową swojemu siostrzeńcowi. Skoro rozpoznała mnie bez problemu, Daray musiał dużo o mnie opowiadać. Ta myśl sprawia, że czuję ciepło w sercu. Od jak dawna podobałam się temu cudownemu Brytyjczykowi? – Wreszcie mam okazję cię poznać. A już zaczynałam myśleć, że mój siostrzeniec tak bardzo się mnie wstydzi, że nigdy cię nie przyprowadzi.
Uśmiecham się w odpowiedzi i od razu czuję sympatię do tej pogodnej kobiety. Wydaje się taka zwyczajna, gościnna i przyjacielska. Trochę przypomina Melissę. I przede wszystkim przywodzi na myśl prawdziwą, kochającą matkę, jakiej nigdy nie maiłam. Akcent kobiety jest mocny i typowo brytyjski, więc najwyraźniej dopiero niedawno przeprowadziła się do Ameryki. Sądząc po mieszkaniu i markowych ubraniach, dobrze jej się powodzi.
– Mów mi Karen – uśmiecha się brunetka, wyciągając rękę na powitanie. Ściskam ją niepewnie, chociaż mimo wszystko w tym miejscu czuję się zadziwiająco swobodnie. Do moich uszu dociera muzyka jednej z moich ulubionych stacji radiowych. Uśmiecham się nieco szerzej. – Zrobić wam coś do jedzenia? Właśnie przyrządzałam kurczaka w curry. Nie gotuję jakoś nadzwyczajnie, więc trochę mi wstyd proponować coś świetnej kucharce – uśmiecha się porozumiewawczo. – Na co masz ochotę, Miriam? Mogę ci zrobić sałatkę, skoro nie jesz mięsa.
– Nie, właściwie kurczak brzmi świetnie… Karen – odzywam się z lekkim wahaniem. Dziwnie mi jest zwracać się do cioci Daraya po imieniu, poza tym czuję się jakoś inaczej ze świadomością, że nagle wyzbywam się swojej oryginalności i postanawiam zjeść mięso. Ale może to i dobrze. Tak naprawdę już od dawna miałam ochotę na sporą porcję białka.
Daray ciągnie mnie w stronę sąsiedniego pomieszczenia, a Karen wraca do kuchni, pilnować smażącego się kurczaka. Idę za chłopakiem z zaciekawieniem, delektując się ciepłem jego ręki ściskającej moją dłoń. Wiem, że zaraz zobaczę pokój Daraya, jego prywatne królestwo, kawałek duszy, do którego do tej pory nie miałam dostępu.
Wtedy drzwi się otwierają. Właściwie jest całkiem zwyczajnie, chociaż nie wiem, czego mogłabym się spodziewać. Dostrzegam duże łóżko z kilkoma poduszkami, ściany pomalowane na szaro, biurko z komputerem, telewizor i półkę z książkami. Meble pewnie pochodzą z drogich sklepów, ale wszystko tworzy całość przywodzącą na myśl zwyczajnego nastolatka, typowego chłopaka uczęszczającego do szkoły. No może z tym wyjątkiem, że panuje tu porządek, a chłopcy raczej nie przepadają za sprzątaniem. Dostrzegam zdjęcia w ramkach stojące na szafce i podchodzę bliżej, by się im przyjrzeć.
Na jednym z nich jest Daray w wieku pięciu, może sześciu lat. Jego oczy błyszczą rozbawieniem, są ogromne i w tym samym niezwykłym kolorze co teraz. Włosy kręcą się lekko i wydają się czarne; najwyraźniej nieco pojaśniały z biegiem lat. Na kolejnej fotografii dziesięcioletni Daray obejmuje blondynkę o takich samych, niezwykłych oczach. To pewnie jego mama. Wygląda na szczęśliwą i nic nie wskazuje na to, by miała zadatki na alkoholiczkę. Pospiesznie odwracam wzrok od zdjęcia, nie chcąc powracać do przykrej rozmowy o rodzinnych problemach chłopaka.
Ostatnie zdjęcie jest inne. Ku mojemu zdziwieniu uświadamiam sobie, że przedstawia mnie. To ta sama fotografia, którą przysłał mi tata, z tym, że gorszej jakości i w znacznym pomniejszeniu. Najwyraźniej Daray skorzystał z chwili mojej nieuwagi i posłużył się aparatem w komórce, a potem zgrał plik na komputer i wydrukował. Ta świadomość sprawia, że czuję przyjemne ciepło w sercu i nagły przypływ czułości.
– A no tak… to. Przepraszam cię za zdjęcie. Mam nadzieję, że nie uznasz mnie za jakiegoś psychopatę – odzywa się nagle Daray, obejmując mnie w pasie.
– Nie, właściwie uważam, że to słodkie – mówię, odwracając się do niego z uśmiechem. – Chociaż masz rację, trochę psychopatyczne także – dodaję złośliwie.
Brunet śmieje się i ciągnie mnie w stronę łóżka. Upadamy na nie, sprawiając, że pojedyncze pióro z poduszki wzbija się w powietrze. Przez chwilę leżymy z szerokimi uśmiechami i pozwalam, by chłopak po raz kolejny mnie pocałował. W jego towarzystwie i w tym pokoju czuję się świetnie. Od teraz chyba będę często wpadać z wizytą.
Kiedy siedzimy, oglądają jakiś brutalny film, zaczynam się zastanawiać nad tym, kim właściwie się stałam. I chociaż niezaprzeczalnie jestem teraz szczęśliwa, to jednocześnie nie potrafię wyzbyć się niepokoju, który narasta z każdą sekundą. Co właściwie się ze mną dzieje? Nagle zaczęłam mówić, że to, co robi Daray jest słodkie? Nagle tulę się do niego jak zakochana nastolatka i myślę o nim bez przerwy? Nagle wolę przyjemne popołudnie od typowej imprezy?
Chyba stało się to, przed czym tak uparcie wzbraniałam się od kilku miesięcy, od momentu, gdy Daray wymyślił nasz zakład. Nie chciałam zostać grzeczną dziewczynką, nijaką, zwykłą i łatwą do usunięcia ze świata popularnych. A co jeśli przegapiłam przełomowy moment, co jeśli to już się stało?
Wzdrygam się. Daray chyba myśli, że to za sprawą sceny rozgrywającej się na ekranie, bo mocniej obejmuje mnie ramieniem. Ta troska z jego strony jedynie pogarsza sprawę. Powinnam teraz szykować się na jakąś imprezę, a nie siedzieć na łóżku w objęciach swojego chłopaka. Staram się odgonić od siebie nieprzyjemne myśli, ale nie jest to proste. Moje życie powoli się zmienia, a ja nie jestem pewna, czy mi się to podoba.

Wracam do domu późno, jak zwykle. Matka nie wygląda na zdziwioną, bo przywykła do mojego jawnego nieposłuszeństwa. Kiedy jednak staję w progu, posyła mi uważne spojrzenie i przez chwilę jeszcze milczymy. Zastanawiam się, kim właściwie jest dla mnie ta kobieta. Oprócz tego, że mnie urodziła, co jeszcze zrobiła? Oczywiście poza wykorzystywaniem własnego dziecka do wyciągania pieniędzy od ojca. Ciekawe, czy tego dnia znów była na zakupach…
– Gdzie byłaś? – pyta.
– U Daraya – wzruszam ramionami.
– Ostatnio spędzacie ze sobą dużo czasu…
– Właściwie to mój chłopak.
Nie wiem, czemu postanawiam powiedzieć o tym matce. Mogłabym zataić ten fakt, tak samo jak wszystkie problemy. Kobieta spogląda na mnie ze zdziwieniem, widocznie tak samo jak ja zaskoczona faktem, że podzieliłam się z nią taką informacją. Upija łyk whisky z kieliszka, który ściska w ręce, a potem znów na mnie patrzy.
– To dobrze, on wydaje się być porządnym chłopakiem.
– A co ty o nim niby wiesz? – pytam i ruszam na górę do swojego pokoju.
Jestem już u szczytu schodów, gdy matka nagle mnie woła. Odwracam się do niej niechętnie, czekając, aż powie mi, czego chce. Ze zdumieniem odkrywam, że kobieta patrzy na mnie ze spokojem, ale też z zaskoczeniem. Jakbym nieopatrznie zrobiła coś dobrego.
– Nie zapomniałaś o czymś? – pyta niepewnie.
Wiem doskonale, o co jej chodzi. Nie rzuciłam swojego standardowego, niezwykle okrutnego „kocham cię”, kiedy bez słowa opuściłam salon. Wbrew pozorom nie uczyniłam tego przypadkowo. O byciu złośliwym nie zapomina się tak po prostu.
– Nie wydaje mi się – patrzę jej prosto w oczy, a potem zamykam się w swoim pokoju.

W głowie pozostaje obraz twarzy matki, który mignął mi przed oczami, zanim odwróciłam wzrok. Była to radość. Jakby kobieta naprawdę ucieszyła się z tego, co zrobiłam. Rzeczywiście, chociaż raz okazałam coś w rodzaju względnej dobroci. To prawdopodobnie wpływ Daraya. Podkurczam nogi i zaczynam wpatrywać się w ścianę. Zastanawiam się nad swoim zachowaniem i rozmyślam, czy jestem z niego zadowolona. Niewątpliwie zmierzam ku czemuś, co nazywa się bycie lepszym człowiekiem. Tylko czy naprawdę chcę stać się kimś innym, jednocześnie rezygnując z oryginalności i pozycji w społeczeństwie?

***

Rozdział trochę cukierkowy, ale tak chyba wygląda początek każdego związku. Zresztą Miriam, jak to Miriam, i tak potrafi sobie wszystko skomplikować i zrodzić w sobie kolejne wątpliwości.
Bardzo Was przepraszam za wszystkie zaległości. Zaraz spróbuję nadrobić tyle, ile będę w stanie. Ten rok jest naprawdę okropny pod względem nauki. Nie mam czasu na dosłownie nic poza dwiema szkołami, czasem nawet nie starcza go na więcej niż 4 godziny snu, a tym bardziej na blogowanie. Albo pisanie, bo muszę przyznać, że ostatnio i na to znajduję coraz mniej wolnych chwil. Mam nadzieję, że podczas przerwy świątecznej to się trochę zmieni i uda mi się dokończyć kolejne opowiadanie, nad którym obecnie pracuje. A wtedy będę mogła przyspieszyć trochę publikacje ostatnich rozdziałów "Buntu" i ruszyć z nowym opowiadaniem.

7 komentarzy:

  1. Jestem mile zaskoczona. Jakoś nie potrafiłam sobie nigdy wyobrazić takiej Miriam. :) Hahaha, Miriam, która mówi, że coś jest słodkie? To już w ogóle do niej nie pasuje. Widać,że Daray ją zmienia. Nic dziwnego, że ma wątpliwości, w końcu do tej pory było to dla niej czymś nieznanym, ale mam nadzieję, że te wątpliwości nie będą tak silne, by z niego zrezygnowała. Uhuhu... Susan i cała reszta. Dlaczego mówią o przyjaźni, skoro nie wiedząc, co to znaczy? To, że się ze sobą zdają, spędzają czas, imprezują, to wcale nie oznacza, że się przyjaźnią. Ale miło, że Tylera może nazwać przyjacielem. Lubię go. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział wcale nie jest cukierkowy, raczej naturalny - tak jak sama wspomniałaś, początek każdego związku przypomina jedną wielką sielankę, więc nawet biorąc pod uwagę specyficzny charakter Miriam spodziewałam się, że tak to będzie wyglądać. Zresztą nie poczytuję tego wcale negatywnie, wprost przeciwnie - miło było poczytać o tak dużym, wręcz niepodobnym do niej szczęściu głównej bohaterki :)
    Boże, ja sama po prostu rozpływam się nad Miriam i Darayem razem. Od dawna miałam nadzieję, że coś między nimi zaiskrzy - stale dopatrywałam się momentów, w których ich więź wyraźnie się pogłębiała, w których kiełkowało uczucie, ale oboje tak długo się z tym kryli, wręcz wzbraniali się przed związkiem, że już zaczynałam tracić tę nadzieję. Na szczęście wszelki mury zostały skruszone i zostali wreszcie parą. Nic dziwnego, że zrobili w szkole taką furorę, haha :D Teraz to kwestia kilku tygodni, zanim ludzie przyzwyczają się do tego widoku i przyjmą do wiadomości, że nawet ktoś taki jak Miriam Carver może się zakochać. Podoba mi się ta "nowa" Miriam. Chociaż ona sama do końca nie jest pewna, czy być zadowoloną z tej przemiany, boję się też, że będzie próbowała na siłę udowodnić, że nadal jest tą dawną buntowniczką, to ja i tak muszę się nacieszyć tą odsłoną bohaterki. Cieszę się, że Daray uwolnił z niej tę jaśniejszą stronę.
    Cóż... Poniekąd nie dziwię się Susan, Amy i Mary, że miały pretensje do "przyjaciółki", ale z drugiej strony mogły sobie odpuścić ten atak. Tak czy siak uważam, że Miriam powinna bardziej im zaufać i pozwolić, żeby faktycznie coś je połączyło, a nie tylko idea trzymania się razem. Sądzę, że to w gruncie rzeczy fajne dziewczyny i cała czwórka mogłaby stworzyć prawdziwą, dobrze dobraną paczkę. Co do Tylera - uwielbiam go! Świetnie zareagował na wieść o tym, że Miriam związała się z Darayem. Widać, że on faktycznie jest przyjacielem dziewczyny i wspiera ją bez względu na wszystko.
    Byłam mile zaskoczona faktem, że Daray postanowił wreszcie zaprosić Miriam do swojego mieszkania. To oznacza tylko jedno: jego zaangażowanie jest już bardzo silne i chłopak traktuje ich związek poważnie. To cudowne. Ciocia Karen to wyjątkowo sympatyczna, pozytywna osóbka, nic więc dziwnego, że Miriam od razu ją polubiła, ja zresztą też. Przyjemnie było czytać, że ona i Daray oglądają wspólnie film w jego pokoju, że nareszcie nie ukrywają własnych uczuć, tylko cieszą się sobą... Dobija mnie fakt, że pewnie ten piękny obrazek wkrótce zostanie zniszczony, zwłaszcza że pojawiła się nawet nikła szansa, by Miriam naprawiła swoje kontakty z mamą. No nic, mimo wszystko będę trzymała kciuki za szczęśliwe zakończenie tej historii.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale mi zrobiłaś teraz smaka na tę kanapkę^^ Ja jeszcze dodaję plaster sera i ogórka. Najlepsza kompozycja kanapkowa :P
    Coś czułam, że Miriam może się trochę spłoszyć, gdy przekroczy próg szkoły. Że obejmie ją panika. Całe szczęście Daray zrobił pierwszy krok i pocałował dziewczynę na oczach wszystkich. Z pewnością ona by tego pierwszego kroku nie zrobiła^^ Bo to Miriam.
    Susan i pozostałe dziewczyny trochę dziwacznie się zachowały niż Tyler, gdy dowiedziały się o związku Miriam i Daraya. Widać, że dziewczyna może naprawdę polegać na tym chłopaku. Co do dziewczyn, to mam mieszane uczucia... Myślę, że przyjaźniły się z Miriam ze względu na popularność, ale może się mylę.
    I fajni, że Daray w końcu zaprosił Miriam do siebie do domu. Ciotka chłopaka wydaje się być naprawdę sympatyczna :)
    Rozdział rzeczywiście był słodki. Coś czuję, że ten piękny obrazek jeszcze może się zepsuć, lecz liczę na to, że jednak tak nie będzie :)

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Może i jest odrobinę cukierkowo (w końcu po tym do czego przyzwyczaiła nas Miriam, teraz jej życie wydaje się nadzwyczajnie spokojne i uporządkowane :D), ale tak być musi i tyle, bo taka jej wersja jest, ośmielę się stwierdzić, najbliższą „prawdziwej Miriam”. Rozumiem jej obawy, bo tak naprawdę w tym momencie traci tę część siebie, która niejako gwarantowała popularność… Tyle, że musi pamiętać o tym, że bycie nieokiełznanym buntownikiem, to nie jedyna droga do popularności i udowadnia to chociażby przykład Daray’a, który w swoim życiu doświadczył i jednej, tej raczej „złej sławy”, i tej drugiej, na którą zapracował sobie, będąc Daray’em – czarującym, inteligentnym chłopakiem :D Kto wie, może Miriam spotka podobna historia… Bum, jak ja ich uwielbiam, osobno, a już szczególnie, kiedy są razem. Zwłaszcza, że teraz ich relacja jest tak słodko-urocza. Oni naprawdę są ze sobą szczęśliwi i to szczęście wypełnia cały ich świat. Nawet ja, czytając, nie mogłam się powstrzymać od szerokiego uśmiechu ;) Dobrze, że Daray wreszcie zaprosił Miriam do siebie, bo to już takie ostateczne potwierdzenie paktu zaufania, który gdzieś tam po drodze swojej znajomości, mozolnie tworzyli. Jego ciocia wydaje się przesympatyczna :D A sam opis jego pokoju trochę mnie… rozczulił. Chociażby przez obecność tego zdjęcia Miriam, zdobytego sposobem, na wpół legalnie…
    Susan i spółka zdecydowanie powinny odpuścić sobie ten atak… Chociaż, z drugiej strony, to znak, że w jakimś tam pokrętny sposób zależy im na znajomości z Miriam i chcą wiedzieć jak najwięcej o tym, co się w jej życiu dzieje. Co prawda, nie wiem na ile jest to szczere zainteresowanie, ale skoro w ogóle się pojawiło, to chyba trzeba się nim cieszyć… Jednak trochę przesadziły w ilości owych pretensji, bo tutaj, porównując ich reakcję z reakcją Tylera, to ten drugi wypadł o wiele lepiej. Dobrze, że Miriam może zawsze liczyć na jego wsparcie :D
    O, i zdaje się, że wojna na linii Miriam-mama Miriam została chwilowo zawieszona (bo o jej zakończeniu raczej nie ma mowy, przynajmniej na ten moment)…
    Jako optymistka mam nadzieję, że nie wydarzy się już nic strasznego, co wywróciłoby całą historię do góry nogami… No bo oni są tacy szczęśliwi, uroczy, słodcy, że nie można im tego odebrać :P
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, pamiętasz mnie jeszcze? Tak, Whatever żyje xD

    Wybacz mi proszę tak długą nieobecność, aczkolwiek ostatnimi czasy 5 godzin snu to u mnie szaleństwo. I podobnie jak Ty nie mam na nic czasu. No ale byle do sesji ;)

    Dawno nie pisałam żadnego komentarza, a na uczelni moje notatki składają się z cyferek i pojedynczych, dziwacznych znaczków, więc mój monolog pewnie będzie nieskładny. Ale trzeba się spiąć :D

    Z jednej strony wiem, że Miriam jest wartościową dziewczyną i zasłużyła na to, by w końcu być szczęśliwą. Z drugiej jednak jej postać stała się (a przynajmniej taką ukazałaś ją w tym rozdziale) niesamowicie cukierkowa, a wręcz przesłodzona, a przez to i nudna. Dziewczyna może i ma swoje lata, ale zachowuje się jak niedorozwinięta nastolatka, która oszalała na punkcie swojego chłopaka. Albo jestem już stara, albo całkiem zgorzkniałam, ale drażnią mnie pary emanujące na prawo i lewo swoim związkiem. Jesteście razem? Super! Ale pokazówki to czasy gimnazjum. I chyba na ten temat nie powinnam pisać niczego więcej, bo zaraz przesadzę.

    Sama Carver mogła zmienić się, stać się lepszym człowiekiem, co nie znaczy, że musi rezygnować ze wszystkiego, co lubi i wywracać swoje życie do góry nogami. Daray otworzył ją (Jezu, z sekcją zwłok mi się skojarzyło), ale nie jest to równoznaczne z tym, iż musiała stać się typowa, urocza, milutka i nieciekawa. Można być dobrym człowiekiem, nie porzucając własnego ja.

    Nadszedł czas na mój ulubiony fragment analiz - społeczeństwo :D
    Ogół szkolny jak zwykle szuka sensacji. Nie mają własnego życia, toteż ekscytują się tym, co robią inni. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, wtykanie nosa w nieswoje sprawy, plotki - czyli w skrócie: zazdroszczą i tyle. Koleżanki Miriam zaś poczuły się nieważne. Niby są jej najbliższym otoczeniem, a jako pierwsze nie poznały prawdy o jej związku z Darayem? Jako pierwsze nie mogły z dumą roznosić plotek? Cóż za hańba i zniewaga! XD Tak jak powtarzam od dawna, ludzie nie chcą pomóc, a wiedzieć. Tak samo też było z owymi dziewczynami - tak naprawdę nie interesują ich uczucia Carver, ale sensacja. Taylor zaś zaimponował mi - nie robił dziewczynie żadnych wyrzutów, a jedynie zaakceptował jej decyzję i cieszył się z tego, że chciała z nim porozmawiać. I tak właśnie powinny wyglądać wszelkie przyjaźnie - opierać się na wyrozumiałości i empatii, a nie egoizmie. Jeden tylko mały problem, albowiem przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Ale to taki niuansik ;)

    Jeśli zaś chodzi o mieszkanie Daraya - kiedy zaprosił Miriam do siebie, spodziewałam się, że będzie tam nie wiadomo co. Cóż, zawiodłam się. Musze jednak przyznać, że sama nienawidzę, gdy ktoś pałęta mi się po mieszkaniu. Mój pokój to moje królestwo i nie wpuszczam do niego byle kogo. Stąd też wiem, że to, co zrobił Brytyjczyk, było wręcz krokiem milowym.
    Jeśli zaś mówimy o jego cioci - ani mnie kobieta ziębi, ani grzeje, Wydaje się być ciepłą osobą, jednak ja - jak to miewam w zwyczaju - wszędzie węszę podstęp.

    Pora już iść spać, więc zakończę w tym miejscu swój żałosny wywód. Podobno w święta ludzie stają się milsi, a we mnie skumulował się chyba cały jad wszechświata. Tak więc wybacz wszelkie złośliwości, proszę.

    Pozdrawiam i życzę wesołych świąt, Whatever :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój internet jeszcze jakoś ciągnie, więc postanowiłam czytać i komentować dalej. Myślę, że dziś w końcu uda mi się nadrobić całość.
    Myślę, ze początki każdego związku powinny być takie słodkie i cukierkowe, ale nie jestem pewna, czy tak jest zazwyczaj, więc tego ci nie powiem. W pracy, w domu, w najbliższym otoczeniu jestem raczej świadkiem tych trudnych związków, których nawet początki nie były do końca słodkie, wiec ciężko mi się jest przestawić.
    Po tym rozdziale mogę jedynie powiedzieć, że zazdroszczę Miriam samozaparcia, że nie jadła mięsa. Ja co prawda nie chcę zrezygnować z mięsa, ale ze słonych przekąsek, bo jednak zamierzam schudnąć.
    Po tym rozdziale mogę powiedzieć, że lubię ciotkę chłopaka jak i Tylera, ale dziewczyny mnie zdenerwowały. Nawet gdyby ta przyjaźń była prawdziwa, to nie sądzę, by jakąś niepisaną zasadą przyjaźni było mówienie sobie o wszystkim. Mówi się o tym co chce i zwierza się też, gdy ma się na to ochotę. Pretensje dziewczyn są więc dla mnie całkowicie nieuzasadnione.

    OdpowiedzUsuń
  7. Głupio mi gdy widzę komentarze innych, to jakiej są długości. Zazwyczaj to moje są najdłuższe (może nie zawsze, ale często). Coś czuję, że w przypadku twojego bloga będę jednym z tych czytelników co się nie rozczulają tylko są treściwi. No chyba, że poruszysz jakiś temat, w którym dam radę się wypowiedzieć tak obszerniej, bo będzie jakimś moim konikiem.
    Naprawdę przyjaciółki zrobiły jej aferę o takie coś? Ja też po ustawieniu się z jakąś dziewczyną (gdy byłem młodszy) nie oblatywałem wszystkich kumpli, by im się tym pochwalić. Niektórzy dowiadywali się dopiero na wspólnej imprezie, gdy ją z sobą zabrałem, albo właśnie na szkolnym korytarzu, gdy szliśmy za rękę. Tym bardziej, że ja często jako gówniarz wiązałem się z kimś spontanicznie, dziś byłem z jedną, a za tydzień ona była już mi obcą osobą i nawet cześć mi nie odpowiadała.
    Czy już wspominałem, że lubię Tylera. Stanowczo najlepsza postać w tym opowiadaniu. Gdybyś miała do tego opowiadania ankietę, to z czystym sumieniem zagłosowałbym właśnie na niego.
    Niejedzenie mięsa źle mi się kojarzy. Moja żona go nie je i to jest duże utrudnienie, gdy gotuje się posiłki dla całej rodziny, bo ta nawet nie dopuszcza do tego żeby jej zupę na mięsie ugotować.

    OdpowiedzUsuń