Było piękne popołudnie. Właściwie każde popołudnie w Ádh uchodziło za piękne. Niebo zawsze pozostawało błękitne, choć czasem pojawiały się na nim puchate obłoki, promienie słońca obdarzały mieszkańców niesamowitą energią. Oczywiście bywało deszczowo, ale wtedy krople mieniły się kolorami tęczy, stukały melodyjnie o ziemię i nikt nie złościł się na kapryśną pogodę. W Ádh nie istniały dni, w które niebo zdobiły szare, ponure chmury. Jeśli już zanosiło się na ulewę, obłoki nabierały odcienia głębokiego granatu.
– I jak się czujesz po przyjęciu? – zapytała Cahan, wyciągając się na trawie i głośno wzdychając.
Deirdre wzruszyła ramionami. Spojrzała na przyjaciółkę. Blond loki rozsypały się wokół owalnej twarzy. Mały nos wydawał się jeszcze bardziej zadarty niż zwykle, a błękitne oczy miały kolor bezchmurnego nieba. Sukienka nieco się podwinęła, choć i tak była za krótka jak na powszechnie obowiązujące normy. Cahan jednak kompletnie nie obchodziło, że wywołuje powszechne oburzenie. Lubiła się wyróżniać, a przede wszystkim ceniła wygodę. Uważała, że sukienka sięgająca do kolan jest dostatecznej długości. Mieszkańcy Ádhmieli na ten temat nieco odmienne zdanie.
– Było jak zawsze – odpowiedziała Deirdre i ułożyła się tuż obok.
– Czyli okropnie – podsumowała Cahan. Zerwała jakiś polny kwiatek i trzymała go nad głową, patrząc, jak na jego płatkach tańczą promienie słońca. Dziewczyna zawsze była bezpośrednia, buntownicza i beztroska. Zupełnie nie pasowała do rówieśników. Budziła oburzenie wśród mieszkańców. Matka nigdy nie pozwoliłaby Deirdre na zadawanie się z kimś takim gdyby nie fakt, że zamożni rodzice Cahan byli przyjaciółmi rodziny.
– Może kiedyś się przyzwyczaję. Najbardziej irytuje mnie granie na harfie. Nienawidzę, kiedy matka próbuje się mną popisać. I w dodatku cały czas mnie obserwowała, kiedy rozmawiałam z Oisinem. Tłumaczyłam, że nie chce wychodzić za kogoś bez miłości, ale ona w ogóle mnie nie słucha.
– Ale każdy marzy o taki mężu jak Oisin. Byłabyś najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. On zapewniłby ci wszystko, czego byś potrzebowała i byłby dla ciebie naprawdę dobry… – wtrąciła Kiara.
Deirdre odwróciła głowę i spojrzała na drugą przyjaciółkę. Dziewczyna z pozoru stanowiła kopię swojej siostry – miała te same blond loki i błękitne tęczówki. Mimo tego nigdy nie miało się wątpliwości, którą z sióstr de Burgh akurat się spotkało. Ale Kiara nigdy nie nosiła rozpuszczonych włosów, tylko spinała je w eleganckiego koka. W dodatku nie odważyłaby się założyć takich ubrań, jakie zwykła nosić Cahan. Kiara uwielbiała strojne, modne w okolicy suknie. Była całkowitym przeciwieństwem siostry. Nie buntowała się i nie usiłowała wywołać skandalu. Zamiast tego robiła to, co powinna, zawsze pozostawała spokojna i trochę nieśmiała. Nie splamiłaby dobrego imienia rodziny. Rodzice nieustannie prosili Cahan, by brała przykład z siostry – Kiara stanowiła wyznacznik idealnej córki i żony.
– Oj, Kiara, zamknij się. Mówisz jak rodzice – westchnęła Cahan.
Dziewczyna od razu zakryła usta, przerażona słowami, które wydobyły się z ust siostry. Pewnie wyobrażała sobie, co powiedzieliby na to rodzice. Tylko, że nikogo nie było w pobliżu, a poza tym Cahan i tak by się nie przejęła. Zawsze pozostawała sobą i nie zastanawiała się, co jej wolno, a czego nie. Właściwie Deirdre czasem odnosiła wrażenie, że Cahan czułaby się lepiej, będąc mężczyzną. Wtedy mogłaby robić wszystko to, co nie przystoi damie.
– Wiesz, nawet zaczęłam myśleć w ten sposób – wyznała Deirdre po chwili milczenia. – Może masz rację z tymi swoimi przekonaniami. Może rzeczywiście miłość nie jest taka ważna…
– Nie wierzę, że to powiedziałaś! – wykrzyknęła Cahan. – Chyba sobie żartujesz, Deirdre. Nie słuchaj Kiary i nie zachowuj się jak własna matka. Przecież to ty od dawna nam powtarzasz, że nie powinno się dostosowywać. Chcesz żyć po swojemu, pamiętasz? Bądź jak ja, buntuj się. Jeśli zaczniesz słuchać tego, co mówi moja głupia siostra, za kilka lat uznasz, że zmarnowałaś życie.
Deirdre spojrzała na Cahan z powątpiewaniem. Nie była tak wojownicza. Miewała co prawda momenty buntu i lubiła przeciwstawiać się matce, ale nie potrafiła zdecydować, czy woli spędzić samotne życie, byle tylko nie ulec rodzicielce. Cahan była inna, odważna. Zresztą nie zamierzała wychodzić za mąż. Zawsze powtarzała, że ślub tylko by ją ograniczył, a Cahan pragnęła wolności. To właśnie dla wolności żyła i bez niej pewnie długo by nie wytrzymała.
Ale Deirdre była kimś pomiędzy Cahan a Kiarą. Buntowniczką, ale jednocześnie zachowującą rozsądek. I wiedziała, że samotność ją wykończy. Już widziała siebie za kilka lat patrzącą na szczęśliwą rodzinę Kiary i na Cahan zwiedzającą świat. Wtedy na pewno znienawidziłaby samotność. Wolała spędzić życie z Oisinem, nawet, jeśli nie miało wyglądać tak idealnie, jakby tego chciała. Ale kto wie, może w końcu by go pokochała. Przecież był dobry, przystojny, przyjazny i ciepły.
– Myślałam nad tym wczoraj. Postanowiłam, że nie będę od razu go odtrącać. Pozwolę, by się do mnie zbliżył. A jeśli w nikim się nie zakocham, przyjmę jego oświadczyny.
Cahan przewróciła oczami. Deirdre nie musiała nawet spoglądać na przyjaciółkę, by wiedzieć, że to zrobiła. Pewnie zamierzała jeszcze przemówić Deirdre do rozsądku, opowiedzieć o urokach życia bez męża, ale dziewczyna nie zamierzała ulegać. Tymczasem Kiara pokiwała głową z aprobatą. Uznała, że jej przyjaciółka podjęła najwłaściwszą decyzję. I może rzeczywiście tak było.
Mimo wszystko Deirdre nie potrafiła pozbyć się wspomnienia Oisina. Kiedy spojrzała na jego idealną fryzurę, włożoną w spodnie koszulę i starannie wyczyszczone buty, poczuła, że czegoś jej brakuje. Ten młodzieniec nie miał tego, co pragnęła dostrzec. Brakowało mu czegoś w wyglądzie. Tylko czego, skoro był przystojny, najprzystojniejszy w całym Ádh?
Ale Deirdre nie chciała już dłużej rozmyślać o Oisinie. Nie miało to żadnego sensu, zresztą chłopak przypominał o nieprzyjemnym wieczorze urodzinowym matki. Po krótkim pokazie gry na harfie na salę wniesiono miód. Goście pili go ze smakiem i zachwalali, a Blair uśmiechała się pod nosem, słysząc komplementy. Cieszyła się z nich co najmniej tak, jakby to ona była jedną z pszczół, która wyprodukowała słodką ciecz.
A potem poproszona, by Deirdre znów zagrała. I po raz kolejny matka zmusiła ją spojrzeniem, ojciec także bacznie się przyglądał i dziewczyna nie miała wyjścia. Goście znów byli oszołomieni, nie odezwali się ani słowem, gdy skończyła grać, a potem zachwalali ją jeszcze przez długi czas. Najgorsze nadeszło jednak, gdy zainteresowali się jej życiem. Zaczęli wypytywać o wszystko, z każdą chwilą uznając, że Deirdre jest idealną kandydatką na żonę. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że uchodzi za jedną z najlepszych młodych kobiet. Ale to wcale jej nie cieszyło. Mnóstwo młodzieńców zabiegało o jej uwagę, niektórzy z własnej woli, inni skłaniani przez rodziców, ale co to za różnica, skoro żaden nie sprawił, że jej serce mocniej zabiło?
Wolała nie myśleć dłużej o chłopcach. Wizja zbliżającego się małżeństwa sprawiała, że Deirdre czuła mdłości. Nie chciała, by cokolwiek się zmieniło, jeszcze nie teraz. Zdawała sobie sprawę, że jest w odpowiednim wieku, by założyć rodzinę, ale nie czuła się gotowa, by zrezygnować z wolności, z młodości, z niezależności.
Długo wpatrywała się w niebo. Kiara opowiadała o jakimś młodzieńcu, który od dawna zabiegał o jej uwagę. Deirdre była pewna, że tych dwoje w końcu weźmie ślub. Blond włosa przyjaciółka była taka rozważna, taka ułożona. Jej życie pozostawało wolne od wszelkich komplikacji.
Deirdre w zamyśleniu bawiła się materiałem długiej spódnicy. Tego dnia zdecydowała się na sukienkę w kolorze fioletu. Góra była ciemna, natomiast spódnica miała odcień fiołków. Nieodłączna przepaska jak zwykle znajdowała się na włosach, a loki opadały wdzięcznie na ramiona. Teraz pewnie były poczochrane od leżenia na trawie, ale to jedynie bardziej upodabniało Deirdre do rusałki, która na chwilę wyszła na ląd.
Słońce ogrzewało skórę i sprawiało, że żadna z dziewczyn nie miała ochoty ruszyć się z miejsca. Było im dobrze na wzniesieniu, z dala od ludzi, problemów i codzienności. Mogły cieszyć się chwilą, rozmawiać, a Deirdre z zadowoleniem słuchała, jak siostry się kłócą. Kto by pomyślał, że bliźniaczki mogą tak bardzo różnić się pod względem charakteru?
Dziewczyna zaczęła rozglądać się po okolicy. Ádh było piękne, idealne. Porastała je soczysta, bujna trawa. Całkiem blisko znajdywały się pagórki i mniejsze wzniesienia poprzecinane wstęgą rzeki. Dalej, gdzieś przy linii horyzontu dumnie piętrzyły się góry, których szczyty znikały zanurzone w puchatych chmurach. Cały krajobraz zdobiły domy różnych wielkości i kształtów. Te duże należały do najbogatszych mieszkańców, w tym do rodziców Deirdre. Gdzieś po lewej błyszczało jezioro, a po prawej ciągnął się las. Wydawał się nie mieć końca. Przechodził przez granicę. Chociaż ściana oddzielająca Ádh od Mór była niewidoczna, wszyscy doskonale pamiętali, gdzie się znajduje. Deirdre potrafiła dokładnie powiedzieć, przy którym drzewie kończy się jej własny świat, a zaczyna ten inny, tajemniczy, choć doskonale widoczny.
– Myślicie, że w Mór żyje się tak samo? – zapytała.
– Oczywiście, że tak. Przecież widzisz tych ludzi codziennie, nie są niewidzialni, tylko tacy jak my – westchnęła Cahan.
Ale Deirdre wcale nie chodzi o to, czy mieszkańcy Mór tak samo wyglądają, czy posługują się tym samym językiem. Wiedziała o tym doskonale. Przecież słyszała ich rozmowy, o ile przebywała blisko przeźroczystej granicy, mogła ich obserwować, co zresztą czasem czyniła.
Deirdre bardziej zastanawiały obyczaje. Czy w Mórrównież brało się ślub ze względu na strach przed samotnością, ze wzglądu na majętność, pozycję w społeczeństwie? Czy tam również prym wiódł rozsądek, wygrywając z uczuciami? Czy każdy trzymał się ściśle ustalonych zasad?
Mieszkańcy Ádh nie utrzymywali znajomości z mieszkańcami z Mór. Co prawda dobrze wychowane osoby witały się z ludźmi po drugiej stronie, jeśli akurat przechodziły obok Teorainn. Ale to tylko tyle, zwykła wymiana uprzejmości. Deirdre znała z widzenia kilka osób, które miały stragany blisko granicy, ale nigdy z nimi nie rozmawiała. Choć nikt nigdy nie powiedział tego na głos, uważano, że utrzymywanie znajomości z kimś, kogo nie można zaprosić do domu albo wspólnie udać się w dowolne miejsce, nie ma sensu. Teorainn stanowiła niepokonaną barierę, ale nikomu to jakoś nie przeszkadzało.
Nikomu z wyjątkiem Deirdre. Dziewczynę od zawsze fascynował drugi świat. Chociaż tłumaczono jej, że jest taki sam – te same wschody słońca i idealne dnie – ona czuła, że wolałaby żyć w Mór. Miała nieodparte wrażenie, że tam byłoby jej lepiej, że tam znalazłaby swoje miejsce. Może w tamtym świecie matka byłaby inna, może przyjaciółki nie musiałyby mówić, co należy robić, by dobrze wykorzystać życie.
Kiedyś, gdy była mała, często przesiadywała przy Teorainn. Wyobrażała sobie, że gdzieś tam znajdują się niewidzialne drzwi i że wystarczy je odnaleźć, aby móc przejść na drugą stronę. Spędziła wiele godzin na poszukiwaniu niewidzialnej klamki, przyciskając małe rączki do powierzchni ściany. To zajęcie całkowicie ją pochłonęło. W końcu wciągnęła do zabawy jeszcze przyjaciółki. Cahan była zachwycona i z wielkim entuzjazmem rozpoczęła poszukiwania, Kiara powtarzała, że to i tak bez sensu i że źle robią. Ale przecież nikt im nie zabronił. Po kilku tygodniach Blair odkryła, w jaki sposób spędzają wolny czas i zakazała dalszych zabaw. Jak zwykle okazało się, że Kiara miała rację.
Ale chociaż Cahan jak i jej siostra przestały się interesować drugim światem z chwilą otrzymania nagany od Blair, Deirdre nadal fascynowała druga kraina. Rozmyślała, jak to jest być w drugiej części lasu, przebywać na tamtych ziemiach, mieszkać w tamtych domach. W gruncie rzeczy budynki były takie same jak w Ádh, więc w ich wnętrzach pewnie również nie można było dostrzec nic niezwykłego. Ale tak to bywa, że wszystko, co nieosiągalne, wydaje się niezwykłe. Deirdre urodziła się niepoprawną marzycielką, więc jej bogata wyobraźnia tylko potęgowała pragnienie przedostania się na drugą stronę.
Czasami Deirdre zastanawiała się jak to było, gdy ściana nagle się pojawiła. A co jeśli gdzieś znajdowała się jakaś zakochana para i Teorainn na zawsze ich rozdzieliła? Co jeśli musieli do końca swoich dni przebywać odizolowani i cierpieć, gdy spoglądali na siebie poprzez granicę? A co jeśli matka została rozdzielona z córką? Brat z bratem? Przyjaciel z przyjacielem? A co jeśli ktoś stał dokładnie na granicy w momencie pojawienia się ściany? Czy nie mógł ruszyć się z miejsca, gdy połowa jego ciała należała do jednej strony, a druga do drugiej?
Ciekawość przysparzała Deirdre jedynie kłopotów. W jej świecie nikt nie przejmował się przeszłością, wszyscy zaakceptowali obecny stan rzeczy. Zresztą granica pojawiła się tak dawno, że od wielu pokoleń nie znano już innego życia. Każde pytanie o Mór spotykało się jedynie z poirytowaniem albo znudzeniem ze strony rodziców. W końcu Deirdre przestała więc pytać.
– Uwielbiam takie dni – westchnęła Kiara.
– Ty uwielbiasz wszystko, co jest nudne – mruknęła Cahan i od razu spotkała się z gniewnym spojrzeniem siostry. – Ale tym razem akurat przyznam ci rację. Mnie też się tu podoba. Jest tak spokojnie, zwyczajnie. I przynajmniej nie muszę słuchać zrzędzenia rodziców. Jak oni mnie denerwują…
Deirdre rozumiała rozdrażnienie przyjaciółki. Rodzice Cahan byli najlepszymi przyjaciółmi Blair i Edana, a już to bardzo wiele mówiło o nich jako o ludziach. Najważniejsze zawsze było zdanie innych, majątek, podziw, popularność wśród mieszkańców. Chcieli być uważani za ludzi idealnych, wydać córki za odpowiednie osoby, nigdy nie splamić dobrego imienia rodziny. Cahan irytowały ich sztywne obyczaje, brak okazywania uczuć, wieczna perfekcja, która przyprawiała o zawrót głowy. Kiara doskonale wpasowywała się w ten klimat, chociaż nie miała w sobie tej pretensjonalności. Rodzice ją uwielbiali, tak samo jak Blair i Edan.
– Może gdybyś im czasem ulegała, tak dla świętego spokoju…
– Nie zamierzam. Co z tego, że na ulicy wyzywają mnie od ladacznic tylko dlatego, że noszę trochę krótszą sukienkę? Jest mi wygodniej, dobrze się czuję i wcale nie uważam, żebym robiła coś niestosownego. Nieważne, że mają mnie za bezczelną, bo nie powstrzymuję się przed wyrażaniem myśli i nie potakuję na wszystko, co się mi powie. Przynajmniej pozostaję sobą.
Jakby na potwierdzenie tych słów Cahan jeszcze bardziej podwinęła sukienkę, która najwyraźniej uwierała ją podczas leżenia. Deirdre zaczęła się zastanawiać, jak matka zareagowała na strój dziewczyny na przyjęciu poprzedniego dnia. Ciemnowłosa była tak zajęta subtelnym spławianiem adoratorów i modleniem się, by nikt nie zmusił jej do grania na harfie przy gościach, że w ogóle nie zwracała uwagi na przyjaciółki. Możliwe, że matka zdobyła się na fałszywy uśmiech i powiedziała, że Cahan ładnie wygląda. To byłoby typowe dla Blair. Poza tym ta kobieta miała mnóstwo czasu, by przyzwyczaić się do oryginalnego ubioru Cahan. Choć niewątpliwie tolerowała to tylko ze względu na rodziców dziewczyny.
Wspomnienie przyjęcia przywołało nieprzyjemne myśli. Deirdre skrzywiła się i zapragnęła zrobić coś, co mogłoby pozwolić się jej odprężyć. Zamknęła na chwilę oczy i zaczęła przysłuchiwać się drzewom. Szumiały spokojnie, a wiatr wygrywał na ich gałęziach jakąś nieznaną melodię. Natura była najzdolniejszym muzykiem. Potrafiła tworzyć dźwięki bardziej niezwykłe niż Deirdre podczas gry na harfie.
Jej serce zabiło niespokojnie. Budziła się w nim tęsknota, której dziewczyna nie potrafiła poskromić. Coś ją przyzywało. Pragnęła wstać, poderwać się właśnie w tej chwili i pobiec. Szalała z powodu pustki, poczucia, że czegoś jej brakuje i że musi odnaleźć to właśnie w tej chwili.
To właśnie w ten sposób chciałaby się czuć na widok jakiegoś mężczyzny. Wyobrażała sobie, że właśnie tak wygląda miłość – druga osoba jest dla ciebie tak ważna, że pragniesz na zawsze by przy niej, a gdy choć na chwilę jesteście daleko, rwiesz się, by jak najszybciej wasze istnienia znów się połączyły. Ale do tej pory nic takiego nie budziło się w sercu Deirdre na widok któregokolwiek z zalotników.
– Mogę mieć do was prośbę? – zapytała.
– Tak, wiemy, gdyby coś, to mamy udawać, że byłaś z nami jeszcze przez kilka godzin – westchnęła Cahan.
– Dziękuję.
– Znów idziesz do lasu? – spytała Kiara. W jej oczach gościła troska.
Deirdre skinęła głową. Rodzice nienawidzili, gdy tam chodziła. Właściwie nie tyle przeszkadzał im sam fakt, że tam przebywała, a to, co tam robiła. Mimo tego, że nigdy nie zabronili jej stanowczo zagłębiać się w labirynt drzew, wolała unikać ich gniewu i zachowywała swoje wyprawy w tajemnicy, kiedy tylko było to możliwe.
Serce rwało się do biegu, musiała jak najszybciej znaleźć się w lesie. Pragnęła wreszcie wdychać zapach leśnego poszycia, słuchać śpiewu ptaków, szumu liści. Ale najbardziej pragnęła zrobić po prostu to, co zawsze. Coś, co dziewczynie, a tym bardziej dziewczynie z dobrego domu, kompletnie nie przystoi.
Wzywał ją jej kochanek, las. Zaszumiał po raz kolejny, a ona nie mogła już dłużej czekać. Musiała ruszać, bo tęsknota stawała się wręcz bolesna. Nie proponowała przyjaciółkom, by się z nią udały. Kiedyś poszły, raz, ale zupełnie im się nie podobało. Ale to nawet lepiej. Chwile w lesie wymagały samotności, inaczej wszystko było nie takie, jakie być powinno.
Obróciła się jeszcze na chwilę, by spojrzeć na dziewczyny. Cahan miała zamknięte oczy, a słońce ogrzewało jej twarz. Dziewczyna uśmiechała się jakby prześmiewczo i wyglądała na naprawdę odprężoną. Złociste loki okalały twarz, rozsypane na zielonej trawie. Kiara również przymknęła powieki, ale wyglądała spokojnie, perfekcyjnie, jak zawsze. Deirdre była jednak pewna, że kok gniótł dziewczynę w szyję i sprawiał, że popołudnie stało się nieco mniej przyjemne.
Nie było czasu na dalsze rozmyślania. Serce Deirdre ożyło, biło teraz głośno i niespokojnie. Chwyciła rękami końce sukni i podwinęła ją tak, by nie plątała się podczas biegu. Potem pozwoliła nogom ponieść ciało jak najszybciej ku granicy lasu. Kasztanowe loki powiewały na wietrze przytrzymywane przez cienką przepaskę. Jakiś przypadkowy obserwator mógłby być zaskoczony widokiem nimfy biegnącej wytrwale i szybko przez morze zielonych traw.
~*~
Dawno nie dodawałam rozdziału, więc postanowiłam w końcu coś wstawić. Nie mam jednak czasu i siły na dokładne poprawki, więc pewnie pojawiły się błędy. Postaram się je poprawić jak najszybciej. No własnie, brak czasu sprawia, że mogę narobić sobie zaległości na Waszych blogach. Na razie udaje mi się pozostawać w miarę na bieżąco.
Jak widzicie, w tym opowiadaniu również pojawia się buntowniczka. Z tą różnicą, że Cahan czuje się ze sobą świetnie i sprzeciwia się rodzicom nie po to, by uprzykrzyć im życie, tylko żeby robić to, na co ma ochotę. No i Deirdre też nie zachowuje się jak typowa dziewczyna. Do lasu zdecydowanie nie chodzi na zwykłe spacery.
Deirdre - "dirdri" z tym, że pierwsze "r" jest miękkie, takie "amerykańskie" a drugie zwykłe.
Lavena - wymawia się normalnie, ale akcent pada na pierwszą sylabę.
Cahan - czytamy normalnie, z tym, że "h" jest dosyć wyraźne
Oisin - "is" czytamy jako coś pomiędzy "sz" a "ś", akcent pada na drugą sylabę. Wychodzi nam więc z tego coś w stylu "Osz(ś)in"
Hej;) Znalazłam Twojego bloga przypadkiem i postanowiłam przeczytać opowiadanie;) Na początek powiem, że bardzo podoba mi się sposób w jaki piszesz. Przeważają opisy, starasz się wszystko dokładnie przekazać, a to dla mnie ogromny plus. Dlatego czytałam z wielką przyjemnością i wcale się nie ucieszyłam, że drugi rozdział dobiegł końca :<
OdpowiedzUsuńŚwietne jest też to, że każda z Twoich bohaterek jest inna. Jedna to marzycielka, druga buntowniczka, a trzecia jest uległa i robi co jej każą. Ja najbardziej chyba polubiłam Deirdre, bo nie popada w skrajność ani z jednej ani z drugiej strony. Stara się wszystko przemyśleć i żyje w swoim własnym świecie. Mam wrażenie, że chce coś zrobić ze swoim życiem, a nie ślepo powierzyć innym podejmowanie za siebie decyzji. A równocześnie nie odrzuca od razu Oisina tylko chce dać mu najpierw szansę. To logiczne i wydaje mi się dobre rozwiązanie. Cahan również przypadłą mi do gustu. Jest ciekawą postacią, choć to jej twarde postanowienie "nie wyjdę za mąż" trochę mnie śmieszy:D
I bardzo podoba mi się również ten motyw z niewidzialną ścianą. Ciekawa jestem czy Deirdre znajdzie odpowiedzi na swoje pytania.
Pozdrawiam! ;)
A w wolnej chwili zapraszam Cię serdecznie na swojego bloga, gdzie też piszę opowiadanie;) Byłoby mi bardzo miło otrzymując od Ciebie opinię;)
Ściskam;*
sila-jest-we-mnie.blogspot.com
Bardzo podoba mi się twój styl pisania. Naprawdę przyjemnie czyta się to, co wypływa spod twoich rąk. Ten rozdział jest świetny, chociaż jakiś taki spokojny. Cóż czekam na tę iskrę, która wpłynie na te zwyczajne wydarzenia w życiu Deirdre. Mam wrażenie, że pojawi się ona niebawem. W sumie tak jakoś mi się wydaję, że akurat ta wycieczka do lasu, którą urządziła sobie dziewczyna pod koniec tego rozdziału, będzie inna niż te, na które wybierała się bohaterka do tej pory. Może się mylę, ale mam nadzieję, że już w następnym rozdziale nastąpi spotkanie między nią, a tajemniczym chłopakiem z zza bariery. Nie powiem, ale jestem tego strasznie ciekawa.
OdpowiedzUsuńPoza tym liczę na to, że kolejny rozdział pojawi się szybciej. Z tego też względu życzę Ci duuuużo weny, wolnego czasu i chęci do pisania. Pozdrawiam! ;)
http://saeculo-verbis.blogspot.com/
Kiara wierzy w to, że małżeństwo jest czymś naprawdę ważnym i nie musi ono zawierać w sobie miłości. Niby to nic dziwnego - w końcu żyje w takich czasach, gdzie kobiety wychodzą za mąż nie z miłości, a raczej obowiązku, czy też zysku dla rodziny. Ta dziewczyna całkowicie wpoiła sobie ten fakt do głowy i kto wie, czy w ogóle wierzy w istnienie prawdziwej miłości. Z kolei Cahan różni się od niej tak bardzo, że aż ciężko w to uwierzyć. Oczywiście nie oceniam Kiary źle - jest to kobieta z własnymi zasadami i poglądami, jednak to Cahan zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Uwielbiam, gdy żeńskie postacie są pokazane jako niesamowicie silne i zdecydowane. Cahan taka właśnie jest. Idzie przez życie z wysoko uniesioną głową i bez wahania wypowiada własne zdanie - nieważne, czy ktoś się z nią zgodzi, czy jest to zgodne z panującymi normami - ona jest sobą i wszystko inne ma gdzieś. Nie wątpię, że takie zachowanie wprawi ją w kłopoty, ale dla mnie jest to osoba godna do naśladowania. Nawet w dzisiejszych czasach mało kto potrafi głośno wypowiedzieć swoje zdanie, dlatego ten problem jest wciąż "żywy".
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że Deirdre zdecydowała się wyjść za Oisina... Dziewczyna, która szczerze wierzy w miłość chce poślubić mężczyznę tylko i wyłącznie dlatego, że boi się samotności? Każdy się tego boi, ale to nie powód, by lekkomyślnie rezygnować z życia u boku ukochanej osoby. Oisin jest świetnym facetem, ale ona nigdy go nie pokocha, a przez to nie będzie przy nim naprawdę szczęśliwa. Dlatego mam nadzieję, że mimo wszystko do tego ślubu nie dojdzie, a Deirdre odnajdzie swoją prawdziwą miłość. Kto wie, może za Murem ją odnajdzie? W końcu chodzi do tego lasu... może szuka przejścia do Teorainn? Sama na jej miejscu uparcie chciałabym dowiedzieć się co istnieje za Murem. No i nie ukrywam, że okropnie mnie to ciekawi, dlatego trzymam kciuki za to, że jej się to uda :D.
Rozdział świetnie napisany. Życzę weny i czekam na nowość <3.
Jestem wprost zachwycona... świetnie piszesz! Urzekły mnie opisy emocji. Czytając czułam, że jestem daną bohaterką. Wczułaś się w każdego z bohaterów z osobna fantastycznie opisując co czują w danym momencie. Zastanawiam się czy jesteś profesjonalną pisarką. Jestes? ;) nie mogę się do niczego przyczepić. Żadnych błędów, bezsensownych zdań (jak to u mnie bywa; ;) ). Doskonałe w każdym calu. Sam pomysł wydaję mi się fajny, choć na 100% wiem, że Deirdre zakocha się w jakimś młodzieńcu z Mór :) .
OdpowiedzUsuńOpisy ogólne są też bardzo dobre. Czytając widzę każdą scenę :) . Ja... jestem o prostu zaintrygowana Twoją historią. Pragnę dowiedzieć się o będzie dalej i kogo spotka na swej drodzę.
Pytam, więc kiedy nowy rozdział??????????
PS: dodaję Twojego bloga do ulubionych i polecanych :) i serdecznie zapraszam do siebie fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
Skończyłam właśnie jedno opo i dziś dodam prolog nowego :)
PMDIW życzę (Pozdrowionka Miłego Dzionka I Wenki)
Nocna Łowczyni
Fajnie zgrały się ze sobą. Dwie skrajnie różniące się od siebie siostry i łącząca je wspólna przyjaciółka. :) Hehe, zdecydowanie wolę Cahan od Kiary. :) Buntowniczki zawsze są ciekawsze, a Kiara jest taka nudna i ułożona, yh, hahaha. ;d Ech... jestem strasznie ciekawa, jak to się stało, że pojawiła się ta bariera. I dlaczego? Jakiś cel tego chyba musiał być. Dziwne, że mieszkańcy nie próbują tego zgłębić. Czy sztywniactwo już dawno wykorzeniło w nich całą ciekawość? ahaha... :) Nie mogę się doczekać, aż Deirdre pozna kogoś z drugiej strony... Jej, to na pewno będzie ciężka znajomość. :) Lubię jej ciekawość. :)
OdpowiedzUsuńTo poznajemy nowych bohaterów:)
OdpowiedzUsuńBliźniaczki o różnych charakterach. Tym sposobem można je łatwo rozróżnić, bo i w ubraniach mają inne upodobania. Czytając o buntowniczej Cahan, przypomniała mi się Twoja Miriam ;) Można by uznać Cahan za taką średniowieczną Miriam :D Robi wszystko, by tylko wkurzyć... no, tym razem oboje rodziców.
Kira natomiast jest spokojna. Woli trzymać się zasad, niż podpaść rodzicom. Może niektórym może nie spodobać się ta postać, ale ja uważam, że jednak potrzeba tu kogoś takiego jak Kira:)
Deirdre dobrze postąpiła w sprawie małżeństwa z Oisinem. Myślę, że w ten sposób w jakimś tam stopniu udobrucha matkę. Ale wiem, że idąc w las napotka pewnego tajemniczego osobnika z drugiego świata :)
Rozdział bardzo mi się podobał. Historia wciąga.
Pozdrawiam.
Niee, Cahan wcale nie chodzi o to, żeby zdenerwować rodziców. Ona po prostu chce, by w życiu było jej jak najlepiej i myśli przede wszystkim o własnych marzeniach, a nie o tym, czego się od niej oczekuje.
UsuńKiara jest potrzebna Deirdre jako taki głos rozsądku, który czasem powstrzyma dziewczynę przed zrobieniem jakiejś głupoty. Ale, o dziwo, to czasem Cahan będzie tą bardziej rozsądną bliźniaczką.
Dokładnie, nie mogłoby się obyć bez spotkania Lennana. On też lubi chodzić do lasu, ale w zupełnie innym celu niż Deirdre. Ale o tym w następnych rozdziałach :))
Ja tam Cahan czytam Kochan, jakoś tak mi się ujebało i nie mogę się odzwyczaić, więc jak gdzieś ją tak nazwę w komentarzu, to proszę o zrozumienie :)
OdpowiedzUsuńCo do tej notki pod rozdziałem, to jak sama widzisz, ja też nie należę do osób co są na bieżąco, nawet mi na tym nie zależy. Gdy mnie się coś podoba, to dodaję to u siebie do ulubionych, a potem czytuję w wolnej chwili, tak samo było z twoją twórczością i jak sama widzisz długo u mnie zalegała, ale w końcu odleżała swoje i ja znalazłam na nią czas. Przede wszystkim nie wyznaję też zasady czytanie za czytanie, bo to najzwyklejsza głupota, choć kiedyś i z nią próbowałam. Jeśli więc będziesz miała czas i ochotę, to wejdziesz do mnie i sama sprawdzisz co tworzę, może coś ci przypadnie do gustu i w swoim wolnym czasie to nadrobisz czy też przeczytasz gdy już będzie ukończone. Ja nikogo nie poganiam, ani nic z tych rzeczy. Twoje opowiadania jednak zamierzam przeczytać, bo zwyczajnie mi się spodobały, a na Śmierci pocałunek długo muszę czekać, więc postanowiłam przeczytać coś innego w twoim wykonaniu. Dobrze, że jest to zupełnie inna tematyka, fajnie czytać odmienne gatunki tego samego autora.
Co do tego rozdziału, to zaczyna się spokojnie i szablonowo, bo trzy przyjaciółki, każda inna, to nie zakrawa o jakąś szczególną oryginalność. Nie ukrywam też, że póki co bardziej ciekawi mnie matka dziewczyny niż ona, choć wiem, że to ona jest główną bohaterką. Tamta kobieta po prostu ma ciekawy charakter, nie do końca dobry i nie jest też wzorową rodzicielką, ale coś sprawia, że chciałabym jej więcej.
Podobało mi się gdybanie o przezroczystej granicy. Już podsycasz tym ciekawość i sprawiasz, że chce się czytać dalej.
Pozdrawiam.
Czytanie za czytanie jest bardzo męczące, bo nie zawsze podoba się to, co piszą inni, a wtedy jednak trzeba zmusić się do czytania i zostawiania komentarzy. Sama też zrezygnowałam w końcu z takiego trybu i przynajmniej wiem, że ci, którzy nadal czytają moje prace, to osoby, którym podoba się moja twórczość, a nie tacy czekający, aż również odwdzięczę się komentarzem. Cierpię na notoryczny brak czasu, więc do Ciebie na pewno zajrzę, ale może to nie nastąpić szybko.
UsuńBlair pojawi się jeszcze w kilku rozdziałach, ale oczywiście na główny plan wysuną się Deirdre i jej przyjaciel zza Teorainn.