Deirdre doskonale zdawała sobie sprawę, czemu rodzice nienawidzili jej wypraw do lasu. Uważali, że takie zachowanie nie przystoi żadnej dziewczynie, a tym bardziej pochodzącej z dobrego domu. Bo Deirdre bynajmniej nie spacerowała spokojnie pośród drzew, ciesząc się spokojem i wdychając zapach igieł oraz żywicy.
Usłyszała jakiś dziwny odgłos i dotarło do niej, że najprawdopodobniej właśnie porwała sukienkę. Spojrzała na koniec długiej spódnicy i dostrzegła postrzępiony fragment materiału. To by było na tyle, jeśli chodzi o utrzymanie całej wyprawy w tajemnicy. No chyba, że Deirdre zdołałaby poprosić służącą o zacerowanie ubrania, nim matka cokolwiek by zobaczyła. Dziewczyna odnosiła jednak wrażenie, że Blair posiada zdolność czytania w myślach, zagląda do świadomości swojej córki i nic nie jest w stanie się przed nią ukryć.
Poprawiła pasek, który wrzynał jej się w ramię. Kołczan kupiła któregoś dnia na targu, dwa albo trzy lata temu i od tej pory często bywała w lesie. Dużo czasu zajęło jej wzmocnienie rąk na tyle, by bez trudu napinać cięciwę. Kolejne miesiące upłynęły na doskonaleniu celności. Do wszystkiego Deirdre musiała dojść sama. Matka na pewno nie pozwoliłaby jej włóczyć się po lesie z jakimś chłopakiem, obojętnie, co by tam robili. Wiadomo przecież, co pomyśleliby ludzie, a dla rodziny Deirdre dobre imię rodu było najważniejsze.
Posuwała się bezszelestnie, boso. Buty przewiesiła przez ramię, mocując je do paska od kołczanu. Dzięki temu, że czuła pod palcami leśne poszycie, doskonale wiedziała, gdzie stawiać stopy, by zwierzęta jej nie usłyszały. Inni ludzie nie posiadali takiej umiejętności. Byli mniej cierpliwi i nie tak zwinni. Poruszali się bez gracji dzikiego zwierzęcia, a przede wszystkim duma i wysokie pochodzenie nie pozwalało im na ściąganie butów. Deirdre nie miała takich oporów. Gdyby matka ją teraz widziała! Pewnie krzyknęłaby ze zgrozą.
Blair wiele razy próbowała odwieść córkę od pomysłu włóczenia się po lesie. Kto to widział, żeby piękna, delikatna dziewczyna strzelała z łuku do dzikiej zwierzyny! Kobieta nie powinna być zabójcą, miała siedzieć w domu i ładnie wyglądać, organizować wystawne przyjęcia. To mężczyzna zapewniał wyżywienie. Ale Deirdre nie zamierzała tego słuchać. Lubiła odgłos puszczanej cięciwy, podkradanie się do saren i innych zwierząt. Z satysfakcją trafiała do celu.
Kiedy matka pierwszy raz odkryła, jak jej córka spędza wolny czas, bardzo się rozgniewała. Postanowiła, że więcej nie puści Deirdre na samotne spacery. Zatrudniła służącą, która miała uczyć dziewczynę dobrych manier, jakby te nie były jej od dawna znane. Córka Blair spędzała mnóstwo czasu na nauce prowadzenia uprzejmej konwersacji i wyszywania wzorów na ubraniach. Kobieta pragnęła w ten sposób zająć czas wolny Deirdre, by brakło go na tak bezsensowne pomysły jak polowanie na zwierzynę. Dopiero, gdy pewnego dnia Blair weszła do pokoju córki w środku nocy i zobaczyła, że ta uciekła przez okno, poddała się. Zawsze co prawda krzywiła się na wzmiankę o polowaniach, ale póki nikt o tym nie wiedział i dobre imię rodziny nie zostało splamione, nie protestowała.
Deirdre zauważyła sarnę. Znajdowała się dosyć daleko i tak dobrze wpasowała się w otoczenie, że dziewczyna omal jej nie przeoczyła. Powoli przesuwała się w stronę zwierzęcia, krok po kroku, cal po calu. Wyszukiwała palcami oparcia dla stóp w takich miejscach, by do uszu sarny nie dotarł choćby najcichszy szmer.
Nagle wiatr gwałtownie zawiał. Poruszył włosami dziewczyny tak, że wpadły jej do oczu i na chwilę przysłoniły widok. Miała ochotę pospiesznie je odgarnąć, ale nie wolno jej było poruszyć się zbyt gwałtownie. Bała się, że straci swój cel z oczu, ale kiedy kosmyki wreszcie przestały jej przeszkadzać, odetchnęła z ulgą. Sarna była pochłonięta jedzeniem i na nic nie zwracała uwagi, chociaż jej postawione uszy zdradzały nieustającą czujność.
Las ją uspokajał. Wreszcie nie myślała o okropnym przyjęciu matki, o Oisinie, który był miły, ale mimo wszystko nie nadawał się na męża, jakiego pragnęła. Przez chwilę nie pamiętała o swoim występie przy harfie, który był wielkim popisem, jakby Deirdre była dla matki jedynie zwierzęciem na pokaz. Czasami czuła się jak jakieś dobro na targu, kiedy wszyscy młodzi mężczyźni mierzyli ją wzrokiem i oceniali pod względem urody i talentu, jakby zamierzali sprawdzić, czy szybko się nie zepsuje.
Zastanawiała się, czy Cahan nie ma racji, czy nie lepiej być po prostu wolną. Ale czuła, że nie ma aż tyle odwagi, poza tym zdecydowanie nie chciała pozostać samotna do końca swoich dni. No i matka byłaby niepocieszona. Kto to widział, żeby w takim zacnym rodzie ostała się jakaś stara panna?
Sarna nadal jadła, a Deirdre znajdowała się coraz bliżej. Jeszcze trochę i będzie mogła wypuścić strzałę. Nie zawsze polowała. Oczywiście bardzo to lubiła, ale czasem szkoda jej było zabijać zwierzęta. Zdarzało się, że po prostu zbliżała się do jakiegoś drzewa, na którym ptak pięknie śpiewał albo podchodziła bezszelestnie do cudownego jelenia. Wtedy napawała się ich bliskością tym, że zdołała zrobić coś, czego żaden człowiek nie dokonał. Nikt nie umiał podejść tak blisko, jak ona. Czasami nawet wyobrażała sobie, że zwierzęta zdają sobie sprawę z jej obecności, ale wcale im to nie przeszkadza, że jest matką naturą, leśnym elfem albo rusałką, do których porównywali ją czasem ludzie ze względu na długie, zwiewne suknie i przepaskę na włosach. Ciekawe co by powiedzieli, gdyby zobaczyli ją teraz z łukiem, boso? Może naprawdę nabraliby przekonania, że jest mieszkanką lasu?
Przez chwilę zastanawiała się, czy na pewno zabić sarnę. Mogłaby wtedy poczekać aż się ściemni i pod osłoną nocy przenieść zwierzę do domu tak, by matka nie musiała się obawiać, że ktoś to zauważył. Gdy pierwszy raz przytargała do izby upolowanego jelenia, Blair była w szoku. Potem powoli przywykła do takich sytuacji i nawet ze smakiem zajadała przygotowane przez kucharki potrawy z dziczyzny. Nigdy jednak ani słowem nie wspominała o tym, jak mięso znalazło się w domu. Tylko raz wycedziła przez zęby: „jeśli ktoś kiedykolwiek zobaczy, jak przynosisz do domu jakieś zwierzę, już nie dostaniesz swojego łuku”.
Edan miał do całej sprawy nieco inny stosunek. Od zawsze marzył o synu, którego mógłby zabierać na polowania. Ale wszyscy bracia Deirdre okazali się zbyt słabi, umierali bardzo młodo, aż w końcu urodziła się dziewczynka, która rosła zdrowa. Po urodzeniu córki Blair już nigdy nie zaszła w ciążę. Dziewczynie wydawało się czasem, że dostrzega dumę w zielonych oczach ojca, kiedy kolejne upolowane zwierzę pojawiało się w izbie albo gdy goście zachwalali potrawy przyrządzone z upolowanych przez nią zwierząt. Pytali, gdzie udało się kupić tak wyśmienite mięso. Wtedy ojciec uśmiechał się tak lekko, że z łatwością można to było przeoczyć, a Blair z kamienną twarzą odpowiadała „kupiłam rano na targu”.
Było już dosyć późno, a Deirdre czuła się zmęczona, ale mimo wszystko postanowiła upolować zwierzę. Nawet, jeśli musiałaby ciągnąć sarnę po ziemi, powoli zapadał zmrok, więc i tak nikt by jej nie zauważył. Potrzebowała uwolnić całą złość i frustrację, jaką zgromadziła w sercu przez ostatnie dwa dni.
Jeszcze jeden krok i mogła wypuścić strzałę. Przygotowała się, naciągnęła cięciwę i zamknęła jedno oko. Widziała cel wyraźnie i była pewna, że nie chybi. Odkąd miała dość sił, by utrzymać łuk, nie zdarzały się jej pomyłki. Oczami wyobraźni widziała, jak strzała leci, a potem zatapia się w niewinnym ciele.
Puściła cięciwę. W tym samym momencie sarna uskoczyła na bok, przestraszona jakimś odgłosem. Strzała ugodziła ją w nogę i zwierzę zaczęło biec, lekko kulejąc. Nadal jednak było szybkie. Deirdre ogarnęła wściekłość. Nie miała pojęcia, co wypłoszyło upatrzoną przez nią ofiarę, ale czuła, że zaraz się dowie.
Lennan naprawdę miał zamiar trzymać się z dala od granicy oddzielającej dwie krainy. Zawsze wolał udawać, że Ádh w ogóle nie istnieje, bo nie chciał pamiętać o swojej dawnej przyjaciółce z drugiego świata. Umarła i przysporzyła mu jedynie cierpienia. I tak jego własne miejsce zamieszkania przysparzało dostatecznie wiele zmartwień, nie potrzebował więcej.
Tym razem jednak coś skłoniło go do zagłębienia się w las. Drzewa tworzyły ogromny labirynt, więc można było spędzić pośród nich wiele godzin i nadal nie dotrzeć do samego końca. Lennan nie znał wszystkich ścieżek i trzymał się szlaków znanych już od dzieciństwa, jednak ostatnio, gdy Lavena go zostawiła i ciągle doskwierała mu samotność, coraz śmielej zapuszczał się w nieznane tereny.
Jednego dnia odkrył bagno. Niby nic nadzwyczajnego, zwykły namokły teren. Ale nie tym razem. To bagno było inne. Przypominało raczej leśne jezioro. Znajdowały się na nim nawet małe wyspy, mniej namoknięte skrawki ziemi porośnięte drzewami. Przestrzeń wypełniały kwiaty i śpiewające głośno ptaki, a widok aż zapierał dech w piersiach.
Innym razem chłopak natknął się na podziemny strumień wody. Z początku podszedł do niej ostrożnie i upił łyk. Smakowała doskonale. Dostrzegł, że w skale wydrążona została jaskinia. W środku pełno było mieniących się stalaktytów, a nawet dziwnych kamieni, być może wartościowych. Woda zgromadziła się tam, tworząc mały basen i Lennan skorzystał z okazji, by wziąć kąpiel. Ciepłe źródło ukoiło ból wszystkich mięśni i pozwoliło się odprężyć. Kiedy delektował się ciszą i spokojem, dotarło do niego, że las pełen jest niezgłębionych tajemnic i piękna, którego nie brak w Mór.
Od tamtej pory wciąż szukał. Wytyczył cel, jakim było znalezienie czegoś tak pięknego, czego jego oczy nie widziały jeszcze nigdy. Nie był pewien, czy rzeczywiście zdoła tego dokonać, ale tylko dziwne postanowienie zmuszało go do normalnego funkcjonowania. Rozmyślał nad tym, co ostatnio odkrył. Ciekawe, czy gdyby Lavena zobaczyła jaskinię i bagno, nadal twierdziłaby, że las to tylko okropne robaki i nijakie drzewa?
Ale to nie był czas, by myśleć o Lavenie. Zbyt wiele dni zmarnował na usychaniu z tęsknoty. Dziewczyna już nigdy do niego nie wróci. Musiał oddać się bez pamięci swojej drugiej miłości – lasowi. Właśnie dlatego tego dnia wybrał się na spacer, prosząc Aidana, żeby sam wrócił do domu.
Tym razem znów zrezygnował ze znanych sobie dróg i wybrał ścieżkę, którą nigdy jeszcze nie szedł. Była wąska i zarośnięta, więc pewnie mało kto tędy przechodził. Właśnie takie miejsca Lennan lubił najbardziej – miejsca, gdzie człowiek rzadko się pojawiał i o których inni nie mieli pojęcia.
Szedł przez prawie dwie godziny, cały czas na północ. Droga wiła się, wznosiła, a potem opadała. Był ciekaw, dokąd prowadzi i szeroko otwartymi oczami wypatrywał czegoś niezwykłego. Udało mu się jedynie znaleźć jakieś drzewo z nienaturalnie powykręcanym pniem. Miało duże odstające korzenie, które tworzyły plątaninę składającą się na ogromny szkielet czegoś, co przypominało szałas. Chłopak usiadł w nim i przez chwilę wdychał zapach wilgoci i kory, ale potem uznał, że ta niezwykła kryjówka w żaden sposób nie może się równać z bagnem czy cudowną jaskinią.
A potem dostrzegł sarnę. Znajdowała się kilkadziesiąt metrów od niego. Ledwie ją zauważył, bo była tylko małą, wtapiającą się w tło istotą. Do tej pory zwierzęta zawsze uciekały na dźwięk pękających pod jego butami gałązek, dlatego nie miał okazji obserwować ich z bliska. No chyba że na Margadh, czasem już obdarte ze skóry i sprzedawane na mięso, ale nigdy żywe, w środku lasu, w naturalnym środowisku.
Właśnie dlatego postanowił podejść. Nie był pewien, czy mu się to uda, czy znów coś nie zahałasuje pod grubą podeszwą butów. Na razie, póki od sarny dzieliła go odległość kilku sążni, zagrożenie było niewielkie.
Ale mimo tak dużego dystansu zdołał wypłoszyć zwierzę. Nieopatrznie nadepnął na jakąś gałąź. Złamała się z głośnym trzaskiem, a sarna niespokojnie poruszyła uszami. Odwróciła głowę w jego stronę. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu i zdawało mu się nawet, że zwierzę powróci do jedzenia, ale wtedy gałąź pękła po raz drugi, jeszcze głośniej. Sarna poderwała się do biegu.
Lennan ze złością kopnął pobliski kamień tak mocno, jak tylko mógł. Był taki ociężały, taki głośny! Mógł odkrywać piękne miejsca w lesie, ale nigdy nie zdoła zbliżyć się do zwierzęcia. Kamień poszybował w powietrzu i nagle zawrócił, jakby napotkał na swojej drodze przeszkodę. Chłopak wpatrywał się w to z osłupieniem. W tym samym czasie coś trafiło sarnę w nogę i spanikowane zwierzę zaczęło uciekać w nieporadnych podskokach.
Po chwili do Lennana dotarło, że znalazł się niedaleko Teorainn. To dlatego kamień zawrócił po przemierzeniu dwóch, może trzech sążni. A więc i tak nie podszedłby do sarny zbyt blisko. Nic dziwnego, że się nie spostrzegł, skoro granica byłą całkowicie niewidzialna. Żadnego falowania powietrza czy dziwnych dźwięków.
Nie podobało mu się, że zapuścił się tak daleko. Przecież nie chciał podchodzić zbyt blisko Ádh, patrzeć na tę krainę i mieć z nią jakąkolwiek styczność. Wszystko przez tę ścieżkę! Następnym razem na pewno wybierze inną drogę. Teraz powinien zawrócić i pójść do domu, oddalając się od Teorainn. I tak nie znalazł tu nic wartego uwagi.
Ale w tym momencie usłyszał jakieś ciche trzaski i dostrzegł, że spanikowana sarna biegnie w jego stronę. Czemu, skoro przed chwilą to właśnie on ją wystraszył? Nagle coś fioletowego mignęło między drzewami. Podszedł nieco bliżej, nic nie rozumiejąc. Zrobił jeden krok, a potem następny. Zatrzymał się dopiero, kiedy napotkał opór granicy. Już dawno nie był tak blisko drugiego świata. Oszalała sarna wciąż pędziła w jego kierunku, ale to nie miało znaczenia. Przecież nie mogła mu nic zrobić, oddzielała ich granica.
I właśnie wtedy spostrzegł, że coś mknie w jego kierunku z cichym świstem. Zwierzę uskoczyło w ostatniej chwili, pozostawiając na Teorainn plamę krwi. Czerwona ciecz zaczęła powoli spływać po barierze, a Lennan przyglądał się temu z fascynacją. Pierwszy raz widział tak dokładnie, że Teorainn rzeczywiście przypomina ścianę. Ale nie miał czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo nagle dotarło do niego, że coś zaraz ugodzi go w środek głowy. Coś, co mknęło tak szybko, że mogło go zabić.
Nie zdołał zareagować, czuł, że nie zdąży uskoczyć, że śmierć, a przynajmniej uszkodzenie ciała jest nieuniknione. W tym momencie tajemniczy przedmiot zatrzymał się tuż przed jego oczami, a właściwie spadł na ziemię, napotykając opór. Lennan ukląkł na ściółce, patrząc na podłużny przedmiot i wtedy dotarło do niego, że to pięknie wykonana strzała.
Usłyszał krzyk. Powoli podniósł głowę. Jego oczom ukazał się zaskakujący widok. Jakaś dziewczyna mknęła w jego stronę z gniewem malującym się na twarzy. Kompletnie nie przejmowała się tym, że brudzi długą suknię o korę i ziemię. Lennan dostrzegł, że miała bose stopy. Brązowe loki sięgające aż do łokci zdobiła prosta przepaska. Najdziwniejszy był jednak łuk, na którym zaciskały się smukłe palce i kołczan przewieszony przez ramię.
Chłopak nie był w stanie się ruszyć. Widok nieznajomej wprawił go w osłupienie. Nie miał pojęcia, jakie dokładnie zwyczaje panują w Ádh, ale w Mór dziewczynie nie wypadało biegać po lesie, wymachując łukiem. Coś takiego nikomu nawet nie przyszłoby do głowy. Płeć piękna wolała spędzać czas w kuchni, wąchać polne kwiaty i trzepotaniem rzęs zdobywać serca mężczyzn.
Suknia dziewczyny była doskonale uszyta i Lennan miał pewność, że wykonano ją z drogiego materiału. Takiego ubrania w Mór nosili jedynie najbogatsi. Jeśli podobnie sprawy się miały w sąsiedniej krainie, to jakim cudem jedna z najbardziej zamożnych mieszkanek Ádh biegała boso po lesie i w dodatku najwyraźniej polowała na zwierzęta? Czemu nie była teraz na tańcach, nie spacerowała wraz z jakimś zalotnikiem? I jak jej rodzice mogli pozwolić na coś takiego?
– Świetnie! – wrzasnęła, kiedy tylko go zobaczyła. Trudno było przeoczyć irytację czającą się w jej głosie. Lennan zamrugał zszokowany. Nic z tego nie rozumiał. Może Ádh nie było jednak tak bardzo podobne do Mór, jak z początku się mu zdawało. Zresztą co on mógł o tym wiedzieć, skoro unikał przebywania niedaleko granicy i nie interesował się sąsiednią krainą. – Co tak stoisz? Wypłoszyłeś mi sarnę! Zadowolony z siebie?
Nadal nie odpowiadał, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Nie był pewien, czy przypadkiem nie śni. Tymczasem dziewczyna szalała ze wściekłości. W tym momencie dostrzegła sarnę, która nie mogła już biec. Strzała w nodze odebrała jej siły i teraz zwierzę poddało się i położyło na ściółce. Dziewczyna podbiegła w tamtą stronę, wyciągnęła sztylet zza pasa i jednym, sprawnym ruchem poderżnęła zwierzęciu gardło. Lennana zamurowało.
Podeszła do niego, ciągnąc za sobą zwłoki. Policzki miała zarumienione, nie wiadomo czy to z wysiłku, czy z gniewu. Oczy jej błyszczały, a oddech miała przyspieszony. Dopiero teraz Lennan miał okazję przyjrzeć się nieznajomej dokładniej.
Bez wątpienia była piękna. Jedna z najpiękniejszych dziewczyn, jakie do tej pory widział. Miała wąskie ramiona i tęczówki tak zielone, jak młode liście drzew. Kasztanowe loki były lśniące i zdrowe, choć teraz wplątały się w nie małe gałązki i kilka igieł. Dziewczyna miała smukłą sylwetkę i była średniego wzrostu, choć według Lennana była nieco za chuda. Fioletowa suknie podkreślała wszystkie atuty figury. Chłopak powoli przeniósł wzrok na bose stopy, potem na przepaskę na czole. Brązowowłosa wyglądała jak nimfa. Może dlatego biegała z łukiem. Skoro w lesie po stronie Mór odnalazł wiele pięknych cudów, to może las w Ádhskrywał inne tajemnice. Na przykład jakieś plemię pięknych nimf. Może ta dziewczyna była ich królową… Chociaż to nie wyjaśniało, czemu do kołczanu przywiązała buty.
– Czemu się gapisz? – warknęła na niego. Jak na królową nie była zbyt przyjazna. – Najpierw wystraszyłeś mi sarnę, a teraz nawet nie próbujesz przeprosić. Musiałam ją gonić. Wiesz, ile to biedne zwierzę musiało przez ciebie cierpieć?
Pogładziła w zamyśleniu martwe i sztywniejące już ciało. Lennanowi po raz kolejny odebrało mowę. A więc nieznajoma nie tylko polowała w lesie na sarny, ale jeszcze okazywała im współczucie i zrozumienie?
Tymczasem dziewczyna wyciągnęła sztylet i zaczęła dokładnie wycierać krew o ściółkę. Dopiero, gdy zdołała usunąć ostatnią plamę, przymocowała rękojeść do sukienki. Niebezpieczna, piękna, tajemnicza. Ciekawe czy w lesie w Mór też można się było natknąć na takie dziewczyny?
– Kim jesteś? – zapytał w końcu.
– Och, a więc jednak umiesz mówić – zakpiła z niego. Co jak co, ale na pewno była wygadana. – Mam na imię Deirdre – rzuciła jakby od niechcenia. Nie dodała nic więcej, jakby sądziła, że jej imię cokolwiek mu mówi.
– I…?
– I…? No co ci mam jeszcze powiedzieć? Jakoś nie pamiętam cię z żadnego przyjęcia mojej matki nic w tym dziwnego, bo twoje ubrania wskazują na twoje niższe urodzenie. Ale nawet ci mniej zamożni wiedzą, kim jest moja matka. Ma na imię Blair. Teraz wszystko jasne?
Skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła się na niego wyzywająco. Właściwie Lennan i tak nic nie rozumiał. Zastanawiał się, kim jest Blair i dlaczego urządza przyjęcia w środku lasu. Może to jakieś dziwne obyczaje plemion. Przynajmniej trafnie odgadł, że dziewczyna pochodzi z zamożnej rodziny. Nie spodobała mu się jednak uwaga o ty, że on sam należy do klasy średniej. Oczywiście była to prawda, ale mimo wszystko wolałby o tym nie rozmawiać. Nie wstydził się swojego pochodzenia, ale przy bogatej dziewczynie nie czuł się zbyt komfortowo.
– Chyba musisz dodać coś więcej. Imię twojej matki nic mi nie mówi.
Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Mówisz poważnie? Nie rozumiem, jak to możliwie. Wszyscy wiedzą, kim jest Blair. Moi rodzice są jednymi z najbardziej majętnych w całej krainie. Często organizujemy jakieś przyjęcia. Szczególnie teraz, kiedy matka na siłę próbuje wydać mnie za mąż… – skrzywiła się lekko. Lennan kompletnie tego nie rozumiał. Czemu nie chciała męża? Jeśli była tak piękna i bogata, jak twierdziła, mogła wybrać najlepszego młodzieńca w okolicy. – Pewnie chociaż kojarzysz ją z widzenia. Jest nieco podobna do mnie. To znaczy związuje włosy, a oczy ma szare. No i nosi inne sukienki. I nigdy nie włożyłaby przepaski. Niewiarygodne, że jej nie znasz!
Przez chwilę Lennanowi zdawało się, że w jej oczach dostrzegł podziw i zainteresowanie. Najwyraźniej wcale nie oburzył jej fakt, że chłopak nie wie, z kim ma do czynienia. Wręcz przeciwnie, wydawała się tym zachwycona, jakby uważała nieznajomego za jakiegoś wybawcę. Ale oczywiście nigdy by się do tego nie przyznała. Wolała nadal gniewać się z powodu sarny.
– Mogę mieć do ciebie prośbę? Jeśli spotkasz moją matkę nie mów jej, że mnie tu widziałeś, dobrze? Najlepiej nikomu o tym nie mów. Wiadomość, że córka Blair wieczorami biega po lesie i poluje na zwierzęta, raczej nie wpłynie dobrze na dobre imię mego rodu.
– To nikt o tym nie wie? – zapytał zdziwiony.
– Oczywiście, że nie. Cała kraina już dawno huczałaby od plotek. Przecież polowanie to zajęcie dla mężczyzn. Dziewczyny powinny siedzieć w domu i ładnie wyglądać. Robienie czegoś, co wymaga wysiłku albo wiąże się z zabijaniem kompletnie nam nie przystoi. Jesteśmy takie kruche i delikatne… – Deirdre przewróciła oczami. – No i w dodatku zdjęłam buty, żeby móc chodzić bezszelestnie. Jak mogłam! Przecież jestem damą, a nie jakąś biedotą. Jak ja potem odmyję te stopy! – zaczęła kogoś przedrzeźniać. Możliwe, że swoją matkę.
Lennan nie wiedział, jak wygląda życie po drugiej stronie granicy. Jeśli podobnie jak w Mór, to dziewczyna rzeczywiście nie powinna była się nikomu chwalić swoimi wieczornymi wyprawami do lasu. Ciekawe tylko, jak zamierzała dotargać tą sarnę do domu… Kimkolwiek właściwie była brązowowłosa, najwyraźniej nie zamierzała zadowolić się tylko pięknym wyglądem i dobrym pochodzeniem. Zamiast tego wolała okazywać bunt, spędzać czas w lesie i polować na zwierzęta. I pomyśleć, że Lennan uważał wszystkie dziewczyny za nieporadne!
– To co, nie powiesz nikomu?
– Nie powiem.
– Pewnie – przewróciła oczami. – Pobiegniesz od razu i rozpowiesz wszystko w mieście. Jakoś nie sądzę, żebym mogła ci wierzyć. Proszę…
Zaczęła grzebać w sakiewce przywiązanej do sukienki. Lennan zaczął się zastanawiać, co jeszcze dziewczyna nosi przypięte do pasa. Sztylet błysnął w promieniach słońca, które zdołały się przebić przez gęstwinę drzew. Robiło się coraz ciemniej. Lennan tymczasem czuł złość. Kimkolwiek była ta dziewczyna, od razu założyła, że jej rozmówca jest kłamliwym chłopakiem, który uwielbia plotkować. A teraz w dodatku zamierzała go przekupić, jakby był byle biedakiem.
Wyciągnęła w jego stronę dwie srebrne monety. Razem miały wartość miesięcznych zarobków Carry i to tylko w dobrych miesiącach. Mimo wszystko Lennan wcale nie potrzebował pieniędzy. W domu niczego mu nie brakowało. Deirdre westchnęła widząc, że się nie rusza i jeszcze bardziej wyciągnęła rękę. Jej palce napotkały opór.
Dopiero gdy dostrzegł zdziwienie w jej zielonych oczach, dotarło do niego, że cały czas brała go za mieszkańca Ádh. Nic dziwnego, że nie rozumiała, czemu jej nie zna. Teraz wpatrywała się w niego z zaskoczeniem. I z jakąś dziwną fascynacją.
– Jesteś z Mór?
– Tak – odparł obojętnie. Nie miał ochoty na dalsze rozmowy po tym, jak dziewczyna kilka razy go obraziła. Może była odważna i inna niż wszystkie jej rówieśniczki, ale pochodziła z innego świata, z którym Lennan nie chciał mieć nic wspólnego.
– Och… myślałam… No tak, teraz już rozumiem… Dlatego nigdy wcześniej cię nie widziałam. Kompletnie zapomniałam, że w tym miejscu przebiega granica. Często tu spacerujesz?
– Nie. Wolę inne drogi. Takie bardziej w głębi Mór…
– Czemu? Nie interesuje cię, co jest po drugiej stronie? – Jej oczy zabłysły. Przez chwilę widział w nich małą dziewczynkę, a nie wojowniczą młodą kobietę. – Ja od zawsze chciałam jakoś przejść na drugą stronę, poznać nowych ludzi, zwiedzić wszystkie miejsca… Naprawdę nie obchodzi cię mój świat?
– Niespecjalnie. W swoim mam wystarczająco wiele problemów – mruknął.
Przez chwilę dziewczyna przypatrywała się mu w milczeniu. Poczuł się nieswojo, gdy cisza się przeciągała. Odnosił wrażenie, że nieznajoma analizuje uważnie każdy szczegół jego twarzy, aż w końcu odczytuje myśli skryte pod czarną czupryną.
– Nie rozumiem, jak można się tak ograniczać – westchnęła. – Zamykasz się w skorupie i nic więcej cię nie interesuje.
– Najwidoczniej – wzruszył ramionami. Nie był zbyt rozmowny. Wcale nie dlatego, że zapomniał, jak rozmawiać z dziewczynami. Ale po co miał się starać? Spotkali się przez przypadek, przez jedną pękniętą gałązkę. Jeśli dziewczyna by go znienawidziła, przynajmniej szybko by sobie poszła i na zawsze mógłby zapomnieć o Ádh.
– Wygadany z ciebie człowiek – uśmiechnęła się kpiąco. – Jak ci na imię, sympatyczny rozmówco?
– Lennan.
– Lennan… to znaczy „ukochany”. No proszę, co za ironia. Niezbyt miły z ciebie człowiek.
– Dziękuję ci bardzo – odpowiedział. Dziewczyna nie należała do specjalnie potulnych i sympatycznych i chyba właśnie dlatego niemal się uśmiechnął. – A Deirdre znaczy „nieszczęśliwa”. Bardziej pasowałoby chyba „rozwścieczona”. Zamordowałabyś mnie za wypłoszenie tej sarny, gdyby nie dzieliła nas ściana.
Ku jego zdziwieniu ciemnowłosa się uśmiechnęła. Nie był to jednak uwodzicielski, lekko nieśmiały uśmiech, jaki zazwyczaj posyłały mu dziewczęta. Nie było w nim też czułości, jaką odnajdywał w uśmiechu Laveny. To uniesienie kącików ust stanowiło wyraz uznania. Najwyraźniej Lennan zasłużył sobie na podziw ze strony Deirdre. Czuł, że to przytrafia się tylko nielicznym. No cóż, gdyby świat Ádh chociaż trochę go obchodził, pewnie rozpierałaby go teraz duma.
– Masz rację. Ale i tak ją dopadłam – uśmiechnęła się pod nosem. – Kucharka będzie zachwycona z takiej pięknej sztuki. No dobrze, ale powoli robi się ciemno…
Chłopak podążył za jej spojrzeniem. Rzeczywiście. Zapadał zmrok. Ostatnie promienie słońca miały coraz mniej siły, by przebić się przez gęste korony drzew. Lennan raczej nie miał ochoty wracać w kompletnej ciemności. Musiał przejść wiele mil, by wydostać się z lasu, więc powinien był wyruszyć jak najszybciej.
– No tak, trzeba wracać do domu.
– Nie dość, że wygadany, to jeszcze błyskotliwy – zakpiła po raz kolejny. – Co robisz w lesie?
– Spaceruję.
– A więc lubisz las?
– Tak, uwielbiam. A czemu pytasz?
– Interesujące… – w jej oczach po raz kolejny Lennan dostrzegł błysk. – W takim razie, Lennanie, kiedy wybierzesz się następnym razem na spacer, przyjdź znów w to samo miejsce. Może być jutro niedługo przed zmrokiem. Jestem ciekawa twojego świata. Dzisiaj nie ma już czasu, ale jutro możesz mi coś opowiedzieć.
– Nie sądzę, żebyśmy się jeszcze spotkali. Jak już mówiłem, trzymam się z dala od Teorainn. Dzisiaj trafiłem tu przypadkiem. Zresztą jutro nie mam czasu…
– Nic nie dzieje się przypadkiem, Lennanie – przerwała mu wpół zdania. – W takim razie za dwa dni.
– Ale…
– Tak, wiem. Nie jesteś ciekawy mojego świata. Nie wierzę w to. Tak naprawdę chcesz coś wiedzieć, coś cię zastanawia. Może niekoniecznie cały mój świat, może jakaś pojedyncza rzecz… Śmiało, będziesz mógł pytać, Lennanie. Odpowiem na twoje pytania, kiedy ty opowiesz mi o Mór. W takim razie do zobaczenia.
Odeszła, lekko kołysząc biodrami. Sukienka powiewała na wietrze. Lennan dostrzegł na niej kawałki kory i brudne plamy ziemi. Najwyraźniej gonienie sarny wymagało poświęceń. Chłopak zauważył nawet jakąś ciągnącą się nitkę i dotarło do niego, że spódnica się podarła. Kimkolwiek była Blair, raczej nie spodoba jej się, kiedy zobaczy ubranie w takim stanie. Służba Deirdre będzie miała wiele roboty, o ile w ogóle zdoła doprowadzić suknię do stanu użyteczności.
– Aha, jeszcze coś – odwróciła się przez ramię. Najwyraźniej zdawała sobie sprawę, że Lennan będzie się jej jakiś czas przyglądał, nim sam odejdzie. – Jeśli nie chcesz wracać przez las w ciemności, udaj się na wschód. Wkrótce wyjdziesz z lasu i będziesz mógł udać się do domu, korzystając ze światła gwiazd.
Nie czekała na jego odpowiedź. Znów ruszyła przed siebie. Buty przywiązane do kołczanu lekko się kołysały, tak samo jak piękny, zdobiony łuk. Sarna ciągnięta po ziemi zgarniała za sobą fragmenty ściółki, kreśląc na ziemi podłużny ślad.
Lennan spojrzał jeszcze na strzałę leżącą niedaleko granicy. To od niej wszystko się zaczęło. Od strzały i od gałązki. Ale właściwie co się zaczęło? To tylko przypadkowe spotkanie. Obojętnie, co mówiła Deirdre, Lennan nie zamierzał przyjść na kolejne spotkanie. Musiał pomagać matce, spędzać czas z bratem, znaleźć zajęcie, dzięki któremu zapomni choć na chwilę o Lavenie.
Kiedy po raz ostatni między drzewami mignął fragment fioletowej sukni, chłopak odwrócił się w stronę ścieżki, którą przyszedł. Potem powoli skierował głowę na wschód. Zganił się w myślach za własną głupotę, kiedy ruszył drogą zaproponowaną przez Deirdre. Może i Teorainn przedzielała las mniej-więcej w połowie, ale dziewczyna nie miała pojęcia o drzewach w Mór. Czemu jej posłuchał?
Po kilku minutach wędrówki na wschód znalazł się na polu. Spojrzał ze zdziwieniem na rozgwieżdżone niebo. Wiedział dokładnie, w którą stronę się udać. Niedaleko linii horyzontu majaczyły kształty znanych mu domów. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Rzeczywiście, dotrze do domu o wiele szybciej i to bez zbędnych komplikacji. Jakimś cudem nieznajoma miała rację.
~*~
Korzystając z wolnej chwili, poprawiłam rozdział 4 i wreszcie mogę go opublikować. Może teraz będę wstawiać rozdziały nieco częściej, bo wreszcie napisałam porządny konspekt, w którym uwzględniłam wszystkie zmiany, które chce wprowadzić i jeszcze nienapisane fragmenty. Rozdziałów łącznie będzie 41 + epilog. Trochę dużo, ale niektóre będą naprawdę krótkie, więc opowiadanie nie okaże się raczej przerażająco długie.
Jak wspomniałam wcześniej, Deirdre nie chodzi do lasu na spokojne spacery. Ciekawa jestem, czy jej zachowanie bardzo Was zaskoczyło. Mam nadzieję, że tak. No a Lennan chwilowo jest jeszcze tym przygnębionym, nieco nudnym chłopakiem, ale spokojnie, potem nieco się rozkręci.
Wiem, że narobiłam sobie zaległości na Waszych blogach, ale obiecuję nadrobić wszystko jak najszybciej. Po prostu ostatnio kompletnie nie miałam wolnego czasu, ale teraz powinno już być nieco lepiej.
U... widzę opowiadanko się rozkęca ;3
OdpowiedzUsuńOh, jakże długo czekałam na spotkanie Lennana i Deirdre <3
Zastanawiam się jak przebiegnie ich następne spotkanie. I jeszcze jedno i następne i kolejne... aż coś do siebie poczują i będą chcieli jakoś znaleźć sposób na przejście przez Teorainn. Być może znajdą... ;>
Opisy masz przecudowne, jak już niejednokrotnie mówiłam. Naprawdę uważam, że powinnaś wysłać swoją powieść (bo takie zwykłe opo to to nie jest ;} ) do jakiegoś wydawnictwa. Ja Cię wręcz błagam o to byś to zrobiła!!! :D
Rozdział był bardzo interesujący, ciekawy, emocjonujący, pięknie opisany :)
Ze zniecierpliwieniem czekam na następny :) NMG SIĘ DOCZEKAĆ :D
fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com - dodałam nowy rozdział, więc jak masz czas, ochotę i chęci to zapraszam ;)
PMDIW życzę
Najpierw muszę napisać, że bardzo jestem zadowolona z ilości tekstu. Było tego dużo ale za to z sensem! Fajnie, że częściowo piszesz/opisujesz życie z perspektywy Deirdre, a częściowo z z Lennana. Pozwala to lepiej zrozumieć sytuacje po obu stronach Teorainn.
OdpowiedzUsuńWiesz, że szczerze lubię Deirdre? Jeśli już o tym nie pisałam.. :) Ona po prostu lubi łamać reguły i naginać schematy, lecz jednocześnie nie chce zniszczyć opinii jaka okala jej ród. Jest zadziorną, pewną siebie postacią. Co do Lennana to wydaje mi się, że go polubię. Nic dziwnego, że był oburzony jej zachowaniem, jej słowom w końcu próbowano go ustrzelić jak zwierzę. Póki co, nie miał za dużo do powiedzenia dzięki Deirdre, ale wierzę, że uda się mu ją przegadać. Mam nadzieję, że w kolejnych odsłonach jego posiać się bardziej rozwinie.
Podsumowując, rozdział wyszedł ciekawie. :)
Pozdrawiam!
Lennanie, ależ ty jesteś fajniutki. Naprawdę, ale to naprawdę go lubię… Chyba wyczuwam jego potencjał czy coś xd Cóż, rzeczywiście na ten moment biedak jest odrobinę niemrawy, ale im dalej w las (dosłownie!), tym będzie z nim lepiej… Napisałabym nawet, że martwię się czy nie rozkręci się nam on za bardzo, ale myślę, że mimo wszystko jest on całkiem rozsądny i nie zmusi mnie do żadnej interwencji (bo gdyby za bardzo szalał, to byłabym chyba gotowa obdarować go prezentem w postaci mocnego kopniaka :D). Aww, uwielbiam go… Wydaje się taki inteligentny, rozsądny, a przy tym dumny… Omg, takie połączenie jest niebezpieczne, bo moje serduszko może nie znieść kolejnego czysto platonicznego uczucia do bohatera opowiadania… Chyba będę musiała z całych sił się zapierać, żeby Lennanowi nie pozwolić się tak do końca omamić. I już teraz mam niejasne wrażenie, że mi się to nie uda… Nic, może jakoś przetrwam tę kolejną niefortunną „miłostkę” ;)
OdpowiedzUsuńOkej, niech teraz nastanie Deirdre. Jak sobie tak myślałam o tym, co mam Ci napisać pod tym rozdziałem, to doszłam do wniosku, że muszę koniecznie wspomnieć o Twoich żeńskich bohaterkach tak generalnie… (tutaj odwoływać się będę głównie do Miriam i do Deirdre, bo to je niejako „znam” najlepiej). Rany, jak ja kluczę w tym komentarzu. Już przechodzę do rzeczy. Otóż stwierdziłam, że one są takie ^uum, jakie by tu wstawić określenie^ niezależne i konkretne. I mogę z całą pewnością ogłosić wszem i wobec, że jak często ogólnie rzecz biorąc żeńskie bohaterki mnie irytują (bo one czasem takie rozlazła, niezdecydowane, biegają wokoło i terroryzują sąsiadów/znajomych/rodzinę, bo ich ukochany Ted-Ed jeszcze nie zadzwonił, mimo że przecież widzieli się godzinę wcześniej… ops, jestem trochę złośliwa … uznajmy, że tego nie ma :P), to w przypadku Twoich dziewczyn nic mi nie zgrzyta. Fakt, czasem mam ochotę nimi potrząsnąć, ale to zawsze tak jest z postaciami w opowiadaniach... Zresztą, jeśli te ich „problemy” są takie przyziemne, prawdziwe, a nie stworzone, to jest to wszystko w porządku... Kurczę, chyba się pogubiłam w tym, co chciałam przekazać :O Tak czy inaczej chodzi mi o to, że nie mam nic do Twoich bohaterek i z chęcią przybiłabym im piątkę (nawet ze trzy razy). Co do samej Deirdre… Wyczuwam, że ona będzie trochę skomplikowana. Usilnie próbuje nie być taka, jak mamusia, ale cóż, jednak kiedy przez tyle lat żyje się w takim, a nie innym środowisku, wysłuchuje poglądów antydemokratycznych, to jakaś część człowieka nasiąka tymi „mądrościami” i w efekcie nawet i Deirdre-która-nie-jest-Blair pojawia się pewna tendencja do kategoryzowania ludzi… I to niestety wyszło przy okazji rozmowy z Lennanem. Ale to chyba nie będzie duży problem, bo jednak Deirdre to rozsądna i mądra dziewczyna, więc na dłuższą metę, ta jej część gdzieś się ukryje. Ale zdecydowanie podoba mi się, że uchwyciłaś ją w taki sposób…
Swoją drogą, Lennanie, mój drogi, muszę ci powinszować - wygląda na to, że swoją osobą zaintrygowałeś Deirdre. Cieszę się razem z tobą. I apeluję, ty mały dereniu: masz pójść się z nią spotkać, bo musisz zabłysnąć przed nią swoją wspaniałością! (ja też na tym skorzystam, będę się mogła nim dalej zachwycać).
Okej, chyba wystarczy tych moich rozkmin.
Pozdrawiam <3
Faktycznie, byłam nieźle zaskoczona prawdziwym celem, dla którego Deirdre chadza do lasu. Ale nawet nie masz pojęcia, jak bardzo mi się to spodobało. Z jednej strony dlatego, że sama zawsze miałam jakąś słabość do łuków, chciałabym mieć własny i nauczyć się z niego strzelać, a z drugiej moja sympatia do bohaterki powędrowała w górę po tym jak odkryłam, że tak dobitnie buntuje się przeciwko matce i wybrała dla siebie męskie, wymagające siły i dobrego oka zajęcie. Najwidoczniej nauka nie poszła na marne, skoro dziewczyna w trakcie swoich polowań dosłownie zmienia się w element lasu, stapia się z nim, bezszelestnie poruszając się między drzewami. Z łatwością mogłam ją sobie wyobrazić: smukłą, piękną, z długimi kręconymi włosami, w fioletowej sukni i kołczanie przewieszonym przez ramię. Musiała wyglądać cudownie. Tak swoją drogą po raz kolejny muszę zwrócić uwagę na plastyczność Twoich opisów. Są niemalże filmowe, tak bardzo działają na wyobraźnię :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wprowadziłaś nową postać. Lennan może jest trochę melancholijny i zamknięty w sobie, ale jest w nim coś takiego co sprawiło, że z miejsca go polubiłam. To ciekawe, że niegdyś przyjaźnił się z dziewczyną z Adh - chociaż ja stopniowo zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie był w niej zakochany, skoro tak bardzo rozpacza po jej śmierci. I jeszcze ta uwaga o czułości w oczach Laveny... Ale może się mylę, może faktycznie byli tylko dobrymi przyjaciółmi :) Rozczuliło mnie, że Lennan spaceruje po lesie w poszukiwaniu niezwykłych rzeczy, by uciec od problemów dnia codziennego i zapomnieć o stracie Laveny. Ucieszyłam się na samą myśl, że pozna Deirdre, bo to było oczywiste, że na siebie wpadną i że to on jest odpowiedzialny za wypłoszenie sarny.
Cóż, raczej nie tak wyobrażałam sobie spotkanie tej dwójki, ale może nawet dobrze, że tak się stało. Oczywiście łatwo się domyślić, że zamierzasz w przyszłości rozwinąć ich znajomość, dlatego cieszę się, że nie zbudowałaś jakiejś słodkiej, kolorowej atmosfery, tylko zaserwowałaś twardą rzeczywistość, zwyczajną sytuację. Deirdre rzeczywiście nie zaprezentowała się z najlepszej strony, ale i tak widzę, że wzbudziła zainteresowanie w Lennanie. Chociaż stara się za wszelką cenę unikać kontaktu z Adh, przeczucie mówi mi, że wkrótce ponownie zawędruje w okolice Teorainn i natknie się na Deirdre :) Może główna bohaterka dowie się w końcu czegoś więcej o krainie po drugiej stronie, za to Lennan znajdzie towarzysza do rozmów i zapomni o żałobie.
Naprawdę świetny rozdział, coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie :) Czekam na ciąg dalszy <3
Będzie 41 rozdział? Wow, niesamowite :) Chciałabym dostać od Ciebie taki power do pisania tylu rozdziałów ;)
OdpowiedzUsuńZaskoczył mnie ten motyw, że Deirdre chodzi do lasu na polowanie. Ale co by tu nie zrobić, aby jeszcze bardziej wkurzyć matkę :) Myślałam, że lubi po prostu chodzić po lesie i podziwiać piękno przyrody, a tu proszę: polowanie!
Fragment z Lennanem bardzo interesująca na fakt, że w końcu ta dwójka się spotkała. Deirdre ma gadane, jak spotyka na drodze nieznajomych. Ale może to był powód do tego, że przyłapał ją na polowaniu i myślała z początku, że jest z jej krainy.
Dziewczyna jest zainteresowana drugim światem, chłopak nie. Lennan obiecał sobie, że się nie zjawi ponownie na spotkaniu, ale coś czuję, że jednak zmieni zdanie ;)
Rozdział świetny i czekam na dalsze losy bohaterów ;)
Pozdrawiam :*
Nareszcie doszło do spotkania Deirde i Lennana! Czekałam na to. Przyznaję, że nie spodziewałam się, że będzie ono przebiegać akurat tak. W końcu nawet nie wpadłam na to, że dziewczyna w lesie urządza sobie od czasu do czasu małe polowanie. Coraz bardziej ją doceniam. Jest zdolna, samodzielna...
OdpowiedzUsuńTak swoją drogą podobało mi się, jak przedstawiłaś to spotkanie w lesie. Znalazło się w tym też trochę akcji, co według mnie jest jak najbardziej na tak. Poza tym to, że poznali się oni akurat w tym miejscu i czasie, wydaje mi się ich przeznaczeniem i mam wrażenie, że mimo wszystko Lennan jeszcze tu wróci. Nieważne, co aktualnie on sobie na ten temat myśli. Wydaje mi się, że nasza bohaterka zdoła przejąć jego myśli. W końcu nie co dzień spotyka się "nimfę". Hah ^^
Czekam na ciąg dalszy. Rozdział genialny, bardzo przyjemnie mi się go czytało. Życzę weny! Pozdrawiam :)
Szperanie w Internetach przywiodło mnie tutaj i z ciekawością przeczytałam ten rozdział. Przepraszam, że nie wcześniejsze, ale zaczął się szalony czas dla studentów, więc póki co nie mogę nadrobić poprzednich części tej powieści, czego żałuję.
OdpowiedzUsuńTak sobie czytałam i doszłam do wniosku, że to opowiadanie przypomina mi książki "Zwiadowcy". Nie wiem czy czytałaś, jeśli nie to już przywołuje podobieństwa. Otóż, tam też mamy zbuntowaną bohaterkę z królewskiej rodziny, która wieczorami wymyka się z domu aby polować. Ojciec traktuje to jaką dziecięcą fanaberię, a ona sama zabija zwierzynę, która potem staje się "haraczem", dzięki któremu przekupuje strażników zamku. Różnica polega na tym, że Twoja bohaterka strzela z łuku, a tamta z procy i wychodzi jej to szalenie dobrze. Niepokorna, ale ze szlachetnym sercem, tak ją zawsze określałam.
I czytając ten rozdział też miałam takie słowa w głowie. Twoja bohaterka również robi to, co lubi, nie zważa na niebezpieczeństwa, na to, co wypada pannie w jej wieku, a co nieszczególnie. I mimo szacunku do rodziców nie jest w stanie pogodzić się z ich zdaniem, co doskonale rozumiem, kazdy z nas przechodzi taki okres buntu. Mam nadzieję, że w przyszłości Deirdre pokaże szlachetne serce i że tak jak dziewczyna ze "Zwiadowcy" będzie w stanie oddać życie za przyjaciół. A Lennan na pewno jeszcze pojawi się na kartach tej powieści, i to pewnie już niedługo. A znając schemat opowiesci pewnie w końcu wyjawi tajemnicę dziewczyny - oby nie! - zaa co potem będzie pokutował. Takie moje przemyślenia.
Ogólnie - jestem na tak, miło spędzilam czas, rozbawiłaś mnie, przywołałaś w pamięci fajną postać z super książki, którą polecam. Nic tylko czekać na coś nowego!
Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
somethingdiffernet-imagine.blogspot.com
Książki jak najbardziej polecam. O ile jak nie za bardzo lubię te klimaty to John Flanagan skutecznie mnie do siebie przeczytał i z niecierpliwością czekam na kolejną część przygód Will'a i jego przyjaciół o ile takowa ma w ogóle powstać.
OdpowiedzUsuńSkoro nie wyjawi to bardzo dobrze o nim świadczy, ale ja bym tego planu nie przekreślała ;D
Raczej nie bawię się w takie nominacje, ale dziękuję :))
OdpowiedzUsuńTak, zaskoczyłaś mnie tym, że Deirdre poluje. Nawet mi to do głowy nie przyszło... mimo wszystko dziewczyna wydawała mi się niesamowicie delikatna, a dzięki temu rozdziałowi zyskała mój szacunek. Niewątpliwie ma silną osobowość, ale nie tylko. Jedynie żal mi tych zwierzątek, one też chcą żyć, a z racji tego, że rodzina Deirdre jest bogata, ma co jeść :(
OdpowiedzUsuńNie podobało mi się to, jak potraktowała Lennana przy pierwszym ich spotkaniu, a konkretnie wzmianka o jego statusie majątkowym. Z drugiej strony nie ma co mieć jej tego za złe, skoro przyzwyczaiła się do tego, że to ona należy do najbogatszych. Zdziwiło mnie trochę, że tak się z tym afiszowała. Za to jej zdziwienie i ulga, kiedy okazało się, że chłopak nie zna Blair... cudnie to opisałaś! Opowiadanie ogólnie ma bardzo przyjemny klimat, tajemniczy, można się poczuć, jakby naprawdę się tam było. Ja osobiście bardzo lubię spacerować w lesie (tylko nie wieczorem w lato, bo nie da się zapanować nad komarami xD), dzięki czemu całość wydaje mi się jeszcze bliższa i ciekawsza :)
Bardzo podobała mi się stanowczość Deirdre, kiedy zaproponowała Lenannowi rozmowę. Jestem pewna, że chłopak wbrew swoim przekonaniom przyjdzie na miejsce :> Zazdroszczę bohaterce tej pewności siebie i daru przekonywania innych. A moment, kiedy tamten jednak zdecydował się pójść na wschód - magia! Genialnie to opisałaś :D Już pierwsza rozmowa tych dwojga wydała mi się niezwykle elektryzująca, czekam w takim razie na więcej.
Pozdrawiam ;*
Masz rację co do tych zwierząt xD Chodzi mi raczej o to, że ja bym nie mogła zabić sarenki, chyba, że bym była baardzo głodna ;)
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz. Przeczytałam już dawno, ale nie miałam czasu skomentować. Jestem bardzo ciekawa jak będę wyglądały dalsze rozmowy i co nowego dowiemy się o tym świecie. :)
OdpowiedzUsuńNie będziesz musiała długo czekać, żeby się tego dowiedzieć, bo w najbliższych dniach opublikuję kolejny rozdział :))
UsuńWow! Deirdre wybrała dla siebie naprawdę ciekawe zajęcie. Kilka razy miałam okazję strzelać z łuku niestety dobra w tym nie jestem i bardzo rzadko uda mi się trafić w tarczę xD. Deirdre jest w tym ode mnie o wiele lepsza i muszę przyznać, że niesamowicie spodobał mi się opis, w którym przedstawiasz jej "pasję". Ta dziewczyna naprawdę potrafi zbuntować się zarówno matce, jak i panującym normom. Bardzo mi się to w niej podoba, jednak obawiam się, że to w końcu się na niej odegra.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Deirdre i Lennan spotkają się w tym lesie. Swoją drogą ten chłopak jest tak przygnębiony i pogrążony w tęsknocie, że aż serce mi się kraja... Ile bólu może znieść jeden człowiek? Mam nadzieję, że w jego życiu w końcu pojawi się ktoś, kto wyciągnie go z tego melancholijnego stanu . Cóż... na obecną chwilę z pewnością nie będzie to Deirdre. Ich spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych i przyznam szczerze, że trochę mnie to zaskoczyło, ale to dobrze. Nie może być tak kolorowo, prawda? ;)
Czekam na nowość <3.
Tym razem będzie wyjątkowo krótko, bo ja już miałam spać i miałam tego rozdziału nie czytać, ale strułam się słonymi orzeszkami (brak umiaru szkodzi) i postanowiłam jednak zerknąć.
OdpowiedzUsuńChłopaczek faktycznie póki co taki bardzo niemrawy, ale wierzę w to, że w końcu się rozkręci, poza tym i tak lubię go bardziej od przemądrzałej panny D., która aż prosi się o to, by ktoś jej w końcu utarł nosa. No i zabiła sarenkę, a to sarenki było mi najbardziej szkoda w tym rozdziale. Tak biedna walczyła o życie, tyle się wycierpiała, jeszcze z tą zranioną nogą uciekała, a i tak ją szmata zabiła... ;-(
Deirdre jest przemądrzała? Tego jakoś nie zauważyłam, kiedy o niej pisałam, chociaż przyznam, że i mnie ona często irytuje. Zdecydowanie bardziej lubię Cahan i Breenę.
Usuń