czwartek, 9 lipca 2015

# Teorainn: Rozdział 7.


           
Deirdre usiadła przy oknie, długi czas wiercąc się na drewnianym stołku. Matka kazała obić go poduszką wypełnioną miękkim pierzem, aby dziewczyna czuła się jak najbardziej komfortowo. Mimo tego, że mebel był używany praktycznie każdego dnia, poduszka nie uleżała się na tyle, by Deirdre zawsze siedziało się wygodnie.
W końcu opuściła ramiona, odprężyła całe ciało i uniosła ręce. Z początku delikatnie dotknęła palcem jednej ze strun. Pociągnęła ją niepewnym ruchem i w pomieszczeniu dało się słyszeć cichy dźwięk. Był to pierwszy impuls skłaniający do grania. Deirdre poczuła, jak jej serce nagle ożywa, wyrywa się z piersi i zmusza, by poruszyła innymi strunami.
Dźwięki zaczęły mieszać się ze sobą, tworząc piękną melodię. Granie nie było tylko odtwarzaniem zapisu nutowego, ale czystą sztuką, sposobem komunikacji. Deirdre w ten sposób wyrażała myśli, przekazywała ludziom wszystko, czego nie potrafiła ubrać w słowa. Czasami pozwalała, by to serce kierowało jej palcami i wtedy na jaw wychodziły rzeczy, z których ona sama nie zdawała sobie sprawy, które tkwiły głęboko w jej podświadomości. Granie było jak malowanie obrazów, tworzenie namacalnych kształtów, widoków i historii. Dźwięki harfy zdawały się doskonalsze niż najlepszy pędzel, niż słowa przelewane na papier i wszelkie inne formy wyrażania uczuć.
Przed jej oczami pojawiła się łąka. Piękna, zielona łąka, na której w cieniu drzewa skrywała się mała sarenka. Gdzieś obok liść samotnie dryfował na wietrze, a ptak na gałęzi radośnie nucił pieśń wraz z kolejnymi podmuchami żywiołu. Po niebie przesuwały się puszyste obłoki przypominające delikatną pianę. Wydawało się, że jeśli tylko się ich dosięgnie i oderwie kawałek, można zakosztować cudownej słodyczy.
A potem nagle gdzieś pomiędzy sarną i drzewem pojawiło się dziwne drżenie powietrza. Kolejna struna harfy drganiem sprawiła, że krajobraz uległ nieznacznej zmianie. I choć nieczuły na sztukę słuchacz niczego by nie spostrzegł, Deirdre wiedziała. Jej podświadomość dodała kolejny szczegół do krajobrazu. Jej podświadomość za pomocą dźwięków stworzyła Teorainn.
Znów myślała o spotkaniu z Lennanem. Starała się skupić na czymś zupełnie innym, na codzienności, na zwykłych czynnościach, kolejnym takim samym poranku, ale nie była w stanie. Zresztą trudno się dziwić, bo ludziom w Ádh nieczęsto zdarzały się takie przygody.
Przerwała grę gwałtownie, w ułamku sekundy. Nie chciała, by ktoś odczytał z niej najskrytsze myśli. Wiedziała, że każdy słuchacz widzi przed oczami zupełnie inne obrazy. ale wydawało jej się, że za bardzo obnaża swoje serce, że matka może w każdej chwili wejść do pomieszczenia i już dzięki kilku dźwiękom poznać prawdę.
Czekała z niecierpliwością, aż będzie mogła opowiedzieć o wszystkim przyjaciółkom. Już w momencie, gdy wyszła z lasu poprzedniego wieczoru, miała ochotę pobiec prosto do ich domu i zdać relację ze spotkania. Widok gwiazd błyszczących na niebie uzmysłowił jej jednak, że to nieodpowiednia pora na odwiedziny.
Teraz musiała spędzić kolejne godziny w stanie ciągłego podenerwowania. Cahan i Kiara wybrały się wraz z rodzicami w odwiedziny do krewnych mieszkających na wyspie należącej do Ádh. Niewielu mieszkańców mogło sobie pozwolić na kupno prywatnej, małej wysepki, chociaż było ich bardzo wiele i znajdowały się zaledwie kilka mil od brzegu głównej części krainy. Cały ród de Burg należał jednak do tych najzamożniejszych w krainie.
Czuła złość, że akurat tego dnia wypadł dzień wizyty. Ale to przecież nie od jej przyjaciółek zależało, kiedy wybiorą się w odwiedziny do wujostwa, poza tym skąd dziewczyny mogły wiedzieć, że Deirdre odczuje potrzebę rychłej rozmowy?
Matka weszła do pomieszczenia tak cicho, że dziewczyna nawet tego nie zauważyła. Siedziała z palcami oddalonymi od strun o zaledwie kilka milimetrów, zawieszonymi w powietrzu, jakby była rzeźbą, która zastygła we wdzięcznej pozie. Blair przyglądała się córce z namysłem, w całkowitym milczeniu.
– Przestałaś grać – zauważyła w końcu. Deirdre wzdrygnęła się na dźwięk jej głosu, uzmysłowiwszy sobie nagle, że nie przebywa w izbie sama.
– Po prostu jakoś dzisiaj nie jestem w nastroju.
– Nie jesteś w nastroju? – zdziwiła się matka. – Przecież przed chwilą grałaś. I to chyba jakąś własną melodię. Piękną…
Blair była poważną kobietą, która prawie nigdy się nie uśmiechała. A przynajmniej nigdy nie czyniła tego, kiedy w domu nie znajdowali się akurat goście oczekujący po gospodyni doskonałego humoru. Czasami Deirdre zastanawiała się, czy matka zawsze taka była, czy już kiedy poznał ją ojciec, kobieta wydawała się zimna, niemal bezuczuciowa. Może po prostu Edana oczarowała uroda Blair, bo tego zdecydowanie nie można było matce odmówić. Deirdre zawsze lekko się uśmiechała, gdy słyszała, że jest podobna do Blair. Te słowa stanowiły ogromny komplement odnośnie urody.
Mimo chłodu, którym Blair wręcz emanowała, uwielbiała muzykę. Czasami Deirdre odnosiła wrażenie, że jest to jedyna rzecz, którą kobieta jest w stanie darzyć miłością. Zdarzało się, że przychodziła do izby, w której Deirdre akurat grała, a wtedy siedziała w ciszy i wpatrywała się w jakiś punkt na ścianie, jakby intensywnie o czymś myślała albo wręcz przeciwnie – trwała, chłonąc muzykę całą sobą. Czasami dziewczyna miała nadzieję, że za pomocą dźwięków zdoła zmienić serce swojej matki. Kiedy była mała, próbowała odnaleźć odpowiednią melodię, która sprawi, że Blair zapłacze, wzruszy się albo po prostu przytuli córkę, mówiąc, że jest z niej dumna. To jednak nigdy nie nastąpiło i z czasem Deirdre zaakceptowała fakt, że jej matka jest po prostu milczącym słuchaczem.
– Zagraj coś jeszcze – poprosiła Blair. – Zaraz przyjdzie Oisin. Na pewno chciałby posłuchać.
No tak, Oisin. Mogła się tego spodziewać. Deirdre westchnęła przeciągle, ale nic nie powiedziała. Blair doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że córka nie jest zadowolona z zalotów tego przystojnego młodzieńca. Akceptowała towarzystwo Oisina, przyjemnie jej się z nim rozmawiało, ale nie sądziła, że zdoła go kiedykolwiek pokochać. A przecież to właśnie sercem zamierzała się kierować przy wyborze przyszłego męża.
Blair również westchnęła. Pewnie lewie powstrzymywała się przed przewróceniem oczami. Oczywiście nie zrobiła tego, bo takie zachowanie nie przystoi kobiecie ze szlachetnego domu, wiecznej damie. To jednak nie było konieczne, Deirdre doskonale wiedziała, jaki jest stosunek matki do ślubu z miłości.
Usłyszały zbliżające się kroki. Blair od razu się wyprostowała i spojrzała na swoją córkę porozumiewawczo. Nie musiała odzywać się ani słowem, Deirdre i tak doskonale wiedziała, czego się od niej oczekuje. Miała być uprzejma, sprawić, by Oisin miło spędził czas w jej towarzystwie i może wreszcie zaczął myśleć o oświadczynach.
– Dzień dobry – uśmiechnął się chłopak, stanąwszy w progu izby.
Blair uprzejmie skinęła mu głową. Oisin podszedł do niej pewnym krokiem, wyprostowany i przystojny jak zawsze. Ujął w swoją dłoń długie, szczupłe palce kobiety i pocałował ją w rękę. Blair odpowiedziała szerokim uśmiechem. Było oczywiste, że uwielbia tego młodzieńca i uważa go za najlepszego kandydata na męża dla córki.
– Nie będę wam przeszkadzać – Powoli opuściła pomieszczenie. – Przyślę zaraz służbę z dzbanem miodu i czymś do jedzenia – dodała jeszcze na wyjście.
Kiedy za Blair zamknęły się drzwi, w pomieszczeniu zapanowała cisza. Deirdre jeszcze przez chwilę siedziała przy harfie. Dopiero później przypomniała sobie o dobrych manierach i pospiesznie wstała. Skinęła głową na powitanie, a Oisin ją również pocałował w przegub. W tym czasie patrzył na twarz Deirdre swoimi szarymi oczami, w których dostrzegła zainteresowanie i sympatię.
Tak, Oisin był niezaprzeczalnie przystojny. Nic dziwnego, że wzdychała do niego połowa dziewczyn w wiosce. Stanowił przykład prawdziwego ideału. Umięśniony, wysoki, dobrze ubrany, zawsze kulturalny, o przystojnych rysach twarzy. Wiadomo było, że poradzi sobie bez pieniędzy rodziców, że będzie w stanie utrzymać rodzinę i spełnić wszystkie zachcianki przyszłej żony. Do tego nie był zarozumiały, ale naprawdę sympatyczny. Deirdre nie dziwiła się, że matka tak uwielbia Oisina. Zresztą wszyscy go uwielbiali. Tym bardziej nie potrafiła zrozumieć, czemu nie jest w stanie go pokochać.
– Witaj, Deirdre. Jesteś jeszcze piękniejsza. Jakbyś z każdym kolejnym dniem zyskiwała na urodzie…
Zarumieniła się, słysząc te słowa. Taki właśnie był Oisin – niezaprzeczalnie czarujący. Kiedy ich rodzice wpadli na pomysł zeswatania przystojnego chłopaka z piękną i nieco zbuntowaną Deirdre, dziewczyna robiła wszystko, by odstraszyć od siebie młodzieńca. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu już przy pierwszym spotkaniu zyskała pewność, że nigdy się w nim nie zakocha. Nie chciała mu dawać złudnych nadziei, bo Oisin był zbyt idealny, by zasługiwać na cierpienie. Nie zrobił nic złego. Zachowywała się jak egoistka, mówiła tylko o sobie i każdy temat dotyczył jej własnego życia. Mogłoby się wydawać, że nie ma ochoty dowiedzieć się czegokolwiek o Oisinie. Ale on wcale nie sprawiał wrażenia zniechęconego. Najwidoczniej uwielbiał Deirdre i wcale nie przeszkadzało mu, że ciągle rozmawiali o niej. A może nawet się z tego cieszył. Uśmiechał się szczerze z każdym razem, gdy się spotykali i chętnie zapraszał dziewczynę na spacery.
Nie miała pojęcia, co zrobić. Naprawdę lubiła Oisina. Wydawało jej się nawet, że może nazwać go swoim przyjacielem. On chciałby całować jej policzki, tulić jej ciało w ramionach, a tymczasem ona miała go za przyjaciela. Nie wiedziała, co z nią jest nie tak, bo przecież każda dziewczyna na jej miejscu czułaby się, jakby doświadczyła cudu. Kilka razy usiłowała po prostu szczerze porozmawiać z Oisinem, ale on twierdził, że uczucie przyjdzie z czasem.
– Znowu grałaś? – zapytał z szerokim uśmiechem.
– Tak. Ale potem matka mi przerwała. Nie lubię przy niej grać…
            – Tak, mówiłaś mi kiedyś…
            To była kolejna rzecz, dzięki której Oisin stanowił świetny materiał na męża i zasługiwał na dziewczynę, która będzie go kochać – naprawdę potrafił słuchać i zapamiętywać każde słowo, podczas gdy większość osób na jego miejscu zadawała pytania i nawet nie skupiała się na odpowiedziach, jakby po prostu chodziło o przerwanie ciszy.
            – Nie mogę uwierzyć, że to zapamiętałeś – pokręciła głową Deirdre.
            – Zapamiętuję każde słowo, o ile wypowiada je niezwykła kobieta – uśmiechnął się Oisin. Gdy Deirdre spojrzała w jego oczy, szybciej zabiło jej serce. Ale nie była to reakcja wywołana przypływem miłości. – Zagrasz coś dla mnie?
            Skinęła głową i usiadła przy harfie. Oisin był świetnym słuchaczem i z przyjemnością dzieliła się z nim każdym utworem, którego zdołała się nauczyć albo który skomponowała. Chłopak słuchał w milczeniu i analizował każdy szczegół, harmoniczne brzmienie, urozmaicenia rytmiczne. Ale obojętnie co grała Deirdre, czy się pomyliła, czy palce jej zadrżały albo czy jakaś nuta zbyt szybko zabrzmiała, burząc idealny rytm, Oisin i tak wydawał się zachwycony.
            Tak było i tym razem. Dziewczyna nawet nie musiała spoglądać na młodzieńca, żeby mieć pewność, że muzyka go oczarowała. Czuła to mimowolnie, choć starała się jedynie skupić na grze. Nowa melodia, kolejna, którą wymyśliła, nie miała nic wspólnego z Teorainn Diamond. Tym razem była to historia dziewczyny, która nie zasługuje na to, by wciąż ranić zakochanego w niej chłopaka. W ten sposób Deirdre chciała przekazać Oisinowi, by odszedł, by spróbował ułożyć sobie życie z kimś innym. Miała nadzieję, że skoro umie tak dobrze zrozumieć muzykę, odnajdzie zawarty w melodii przekaz.
            – Deirdre… To było cudowne – odezwał się, kiedy już skończyła. Wydawał się naprawdę poruszony i wcale nie próbował ukryć swojej wrażliwości. Edan na pewno by go za to pochwalił. Zwykł mawiać, że prawdziwy mężczyzna jest silny, ale nie wstydzi się też momentów, które pokazują, że w silnym ciele kryje się serce. – Ta melodia wydawała mi się taka prawdziwa, jakby była o mnie i o tobie. I o otaczającym nas świecie…
            Niezbyt minął się z prawdą, ale jednocześnie nie odnalazł najważniejszej cząstki, sensu, na którym bazowały wszystkie dźwięki. Deirdre z rezygnacją spuściła głowę. Włosy powoli opadły jej na ramiona, przysłaniając twarz. Usłyszała, że Oisin głośno wzdycha. Czuła, że to reakcja na jej wygląd. Młodzieniec nigdy nie próbował kryć się z tym, że uważa Deirdre za piękną. Ona rumieniła się za każdym razem, kiedy słyszała z jego ust komplementy, ale jednocześnie z całego serca pragnęła, by zamilknął, by mówił te słowa komuś innemu, komuś, kto na to zasługiwał.
            – Co się stało, Deirdre? Jesteś smutna…
            Podszedł do niej niepewnie. Właśnie taki był Oisin – wrażliwy na każdą zmianę jej zachowania, znający jej duszę dziewczyny lepiej niż ona sama. Zawsze wiedział, jak ją pocieszyć, jak sprawić, żeby poczuła się lepiej i gotowy był przy niej trwać nawet, gdy prosiła, żeby po prostu odszedł. Czuł, że jest potrzebny Deirdre, że musi być u jej boku, gdy wydarzy się coś złego, że to w nim odnajdzie siłę. I wcale nie obchodził go fakt, że takim zachowaniem samemu sobie sprawia ogromny ból.
            – Oisin, wiesz przecież, o co chodzi…
            – Nie, nie mów tego znowu. – Stanął przed nią, ujął jej dłonie w swoje ręce i spojrzał jej prosto w oczy. Nie chciała na niego patrzeć, ale nie była w stanie odwrócić głowy, porażona intensywnością szarych tęczówek. – Wiem, że mnie nie kochasz, mówiłaś to już wiele razy. Wiem, że chciałabyś wyjść za mąż z miłości. Ale skoro nikogo takiego nie znalazłaś, a ze mną miło spędzasz czas, czy nie chciałabyś, bym był przy tobie do końca twojego życia? Czy nie lepiej wziąć ślub z przyjacielem?
            – Przecież wiesz, że to bez sensu. Nie chodzi nawet o mnie, bo przecież o wiele lepiej spędzić mi życie z tobą niż samotnie. Ale ty będziesz cierpiał, bo nigdy nie dam ci tego, co ty dajesz mnie…
            – Wiem – westchnął. Wyglądał na zniecierpliwionego, a nie na smutnego. – Deirdre, czy nie rozumiesz, że będę jeszcze bardziej nieszczęśliwy, kiedy nie pozwolisz mi być z tobą? Nie znajdę nikogo innego, bo moje serce już zadecydowało. Nie mógłbym mieć innej żony. Czuję potrzebę opiekowania się tobą aż do końca. Wiem, że nie będziesz mnie kochać, ale wystarczy mi, że wytrwasz przy mnie i że będziesz mi ufać. O nic więcej nie proszę.
            Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Był taki dobry, tak idealny, a ona potrafiła jedynie sprawiać mu ból. Poczuła na policzkach gorące łzy. Na ten widok Oisin skrzywił się, jakby sam odczuwał jej ból i to dwa razy mocniej. Podniósł rękę i zaczął opuszkami palców ścierać słone krople. Deirdre nie wstydziła się przy nim łez. Ufała mu, a poza tym, jeśli płacz miałby go zniechęcić, to wyszłoby im obojgu na dobre. Ale Oisin jedynie otoczył ją silnymi ramionami i pozwolił, by mocno go przytuliła. Uczyniła to bez wahania, chociaż wiedziała, że zachowuje się nieodpowiednio. W ten sposób pozwalała Oisinowi jeszcze bardziej się do siebie przywiązać.
            – Wiesz, ja nie chcę być samotna. I jeśli mam nigdy nie znaleźć miłości, to wolę spędzić życie z tobą, skoro jesteś zdecydowany żyć z kimś, kto nie będzie cię kochał. Ale co jeśli po ślubie odnajdę właściwą cząstkę swojego istnienia? Co wtedy?
            – Może po prostu kogoś takiego nie ma – zaczął nieśmiało. – A może to ja jestem tą cząstką, ale na razie tego nie dostrzegasz. Albo i nie – dodał szybko, kiedy dziewczyna głośno westchnęła. – Nikt nie zna przyszłości i trzeba podejmować decyzje, nie wiedząc, co nas czeka.
            – Dobrze – kiwnęła w końcu głową.  – Moja matka w tym wieku już była ze mną w ciąży. Wiele moich koleżanek wzięło ślub. Powtórz swoje pytanie, kiedy miną dwie pełnie księżyca. Po raz kolejny poproś o moją rękę. Jeśli do tamtej chwili moje serce nie zabije dla nikogo, zostanę twoją żoną.
            Oisin spoglądał na nią w osłupieniu. Zwodziła go już tyle czasu, że chyba naprawdę przestał wierzyć w szczęśliwe zakończenie. Chyba pogodził się z myślą, że do końca życia przyjdzie się mu o nią troszczyć, pozostając na uboczu. Tymczasem ona nagle uległa. Co prawda przez dwa miesiące mogło się wydarzyć wiele, ale przecież Deirdre już dawno poznała praktycznie wszystkich wysoko urodzonych młodzieńców z Ádh. Skoro w żadnym się nie zakochała, nie należało się obawiać zagrożenia.
            Oisin nie mógł się powstrzymać i mocno przytulił Deirdre. Jego serce zaczęło bić równo z sercem ukochanej, którą tulił w ramionach. Dziewczyna tymczasem patrzyła na niego z ogromnym smutkiem kryjącym się w zielonych oczach.
            W tym momencie otworzyły się drzwi. Deirdre uniosła głowę i spojrzała na osobę stojącą w progu. O dziwo nie była to służąca, ale matka, która w dłoniach trzymała tacę z dzbanem miodu i kruchymi ciastkami. Blair nigdy nie pozwoliłaby sobie na wykonywanie takich czynności, ale w tym wypadku za bardzo zależało jej na dowiedzeniu się, co robi Deirdre i jej adorator. Najwyraźniej ujrzenie ich splecionych w uścisku dostatecznie ją satysfakcjonowało, bo uśmiechnęła się szeroko, jakby właśnie wygrała jakąś bitwę.
            – Przyniosłam wam miód i ciasteczka – oznajmiła, stawiając tacę na stolę i kompletnie ignorując fakt, że Deirdre niespokojnie zaczęła się wyplątywać z ramion Oisina. – Nie przeszkadzajcie sobie – oznajmiła z szerokim uśmiechem. Możliwe nawet, że podsłuchiwała całą rozmowę i wiedziała, że już wkrótce Deirdre przyjmie oświadczyny. Może w głowie już snuła plany weselne…
             Deirdre podziękowała matce nieco oschle i czekała cierpliwie, aż kobieta opuści pomieszczenie. Gdy w końcu drzwi się zamknęły, odetchnęła z ulgą. Oisin spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Blair i jego rodzice z niecierpliwością wyczekują ślubu.
            – Twoja matka przyniosła pyszne ciastka – Oisin postanowił przerwać ciszę, która stawała się coraz bardziej niezręczna.
            – Żadna w tym jej zasługa – wzruszyła ramionami Deirdre. – Kucharka je upiekła. Matka tylko przyniosła do izby tacę i udaje doskonałą gospodynię.
            Oisin nie skomentował goryczy w głosie Deirdre. Tak naprawdę Deirdre kochała swoją rodzicielkę i nigdy nie próbowała temu zaprzeczać. Blair może i czasem bywała chłodna i wydawała się nie mieć serca, ale troszczyła się zarówno o swoje dziecko, jak i o męża i Deirdre doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Po prostu nie podobało jej się, że ktokolwiek próbuje kierować jej życiem i zmuszać do robienia rzeczy, na które ona nie miała ochoty. Nawet jeśli czyniono to dla jej dobra.
            Jeszcze przez jakiś czas siedzieli w milczeniu. Deirdre sądziła, że Oisinowi bardzo to przeszkadza. Dało się słyszeć każde chrupnięcie kruchego ciasta, każdy przełknięty łyk słodkiego miodu, każde szurnięcie ciężkim krzesłem. Tymczasem dziewczyna wcale nie czuła się źle. Są osoby, z którymi przyjemnie spędza się czas nawet, gdy po prostu się milczy. Może i jej serce nie biło szybciej, gdy znajdowała się przy Oisinie, ale na pewno stanowił istotną częś jej życia i mu ufała.
            Chociaż to zaufanie też było w pewnym stopniu ograniczone. Oisin nie miał pojęcia o polowaniu na zwierzynę w lesie ani tym bardziej o spotkaniu z mieszkańcem Mór przy Teorainn Diamond. O tym pierwszym Deirdre nie wspominała z powodu nakazu matki. Im mniej osób wiedziało, co robi wieczorami, tym mniejsza była szansa, że całe miasto nagle zacznie plotkować. A jeśli chodzi o Lennana… W tej sprawie Deirdre milczała z powodów, które nawet jej samej nie były do końca znane.
            – O czym myślisz? – zapytał Oisin. Wpatrywał się w nią uważnie szarymi oczami. Był naprawdę przystojny, ale na Deirdre nie robiło to żadnego wrażenia. Bardziej przejmowała się faktem, że chłopak potrafi przejrzeć jej duszę i wie, kiedy coś ją trapi.
            – O niczym ważnym – westchnęła i wstała od stołu, żeby nie mógł widzieć jej twarzy.
            I tak był świadomy tego, że kłamie. Zbyt dobrze zdążył ją poznać, z uwagą obserwował każdy jej gest i słuchał każdego jej słowa. Zdołał przejrzeć jej duszę i czasem zdawało się, że nic się przed nim nie ukryje. W jego tęczówkach kryła się miłość i troska, choć ten widok zawsze ranił Deirdre. Najbardziej jednak nienawidziła chwil takich jak ta, gdy musiała go okłamywać.
            – Mogę ci coś jeszcze zagrać – zaproponowała.
            Nie czekała, aż chłopak coś odpowie. Zamiast tego po prostu podeszła do harfy. Usiadła na drewnianym stołku wykonanym przez najznakomitszego cieślę. Dopasował go specjalnie do wzrostu Deirdre, aby jak najlepiej jej się grało. Uniosła ręce i musnęła opuszkami palców kilka strun. Dźwięki zaczęły wypełniać pomieszczenie, tworzyć obrazy, których nikt nie byłby sobie w stanie wyobrazić. Deirdre przymknęła powieki, pozwalając, by palce same odnalazły właściwą drogę, by to dusza nimi kierowała, a nie niespokojny umysł, w którym wciąż gościło wspomnienie lasu i ciemnych oczu Lennana.
            Oisin siedział w milczeniu, chłonąc każdy dźwięk. Dokładnie tak jak matka Deirdre. Z tym że młodzieniec odbierał muzykę w zupełnie inny sposób. Może po prostu był bardziej wrażliwy, a może chodziło o sam fakt, że to właśnie jego ukochana grała. Wpatrywał się w nią z nieskrywanym zachwytem i wydawało się, że przed jego oczami właśnie roztacza się inny świat. Świat stworzony za pomocą dźwięków, oszałamiający, nierzeczywisty i delikatny. Świat utkany z uczuć.
           
          ~*~ 

Tak, Oisin będzie stanowił istotną część tego opowiadania.
Rozdział dosyć statyczny, ale zależało mi na ukazaniu relacji tej dwójki.
Mam ogromną motywację do dalszego pisania, bo niedawno odezwało się do mnie wydawnictwo, które było zainteresowane "Buntem". Nie, ogólnie szału nie ma, bo musiałaby do tego wszystkiego trochę dopłacić i nie mogłam sobie na to pozwolić. Mimo wszystko świadomość, że ktoś uważał moją twórczość za wartą do rozpowszechnienia w księgarniach ogromnie mnie motywuje i sprawia, że myślę "tak, naprawdę umiem pisać i to ma sens". Także na pewno będę próbować dalej, z kolejnymi opowiadaniami, może wkrótce się uda coś wydać bez dopłacania. Kiedyś musi się udać, w końcu pisarz rozwija się z każdym kolejnym swoim dziełem. Przynajmniej taką mam nadzieję :))
No nic, to chyba tyle. Życzę wam oczywiście wykorzystanych w pełni wakacji, podczas których znajdzie się czas na podróże, spotkania ze znajomymi i oczywiście typowe marnowanie czasu, ale także mnóstwa chwil, w których będziecie rozwijać swoje pasje i w ogóle robić wiele wartościowych rzeczy!

11 komentarzy:

  1. Cała moja rodzina ma kontakt z muzyką, dlatego te opisy gry po części zawierają moje własne odczucia. Oczywiście nie mam takiego talentu jak Deirdre i nie potrafię komponować na zawołanie cudownych utworów, które ukazują jakieś historie, ale rzeczywiście czasem grając można się poczuć, jakby ukazywało się słuchaczom jakąś opowieść.
    Oisinowi tak mocno zależy na Deirdre, że na razie nie myśli o tym, czy naprawdę wystarczyłoby małżeństwo oparte na przyjaźni. Wtedy przynajmniej Deirdre nieodwołalnie byłaby "jego", bo to on byłby jej mężem i nie musiałby się obawiać, że dziewczyna skończy u boku innego mężczyzny. Poza tym wtedy już zawsze mógłby być przy niej, a o to przede wszystkim mu chodzi. A czy byłby naprawdę szczęśliwy...? Hmm, nie wiem, ale możliwe, że czułby się lepiej niż obecnie, kiedy właściwie nie wie, na czym stoi.
    Blair to dosyć specyficzna osoba. Co prawda kocha swoją córkę, ale rzeczywiście stanowi przykład takiej "chłodnej" matki, która niespecjalnie chce i potrafi okazywać uczucia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie to smutne że Dairde nie kocha Oisina ale być może problemem jest to, że wudaje się być on zbyt idealny. Jak wiadomo nikt taki nie jest, więć pewnie jednak coś tam z nim nie tak xD a nawet jeśli nie... zbyt idealni ludzie nie mają w sobie ognia, apsji... Oisin zakochał sie na zabój w Deirde i jest dla niej niesamowicie czuły, ale fajtycznie na jej miejscu chyba też nie mogłabym odwzajenic tego uczucia. Dała sobie i jemu dwa miesiące, ale mysle,że jednak to wystarczająco dużo czasu, aby znalazła miłośc swojego życia, a ja mam juz pewne podejrzenia (haha ciekawe skądxD), kim ona może byc... tylko że trudno będzie ją spełnić, że tak powiem... Ale bez tego nie byłoby opowiadani xD bardzo się cieszę, że Bunt spotkał się z zainteresowaniem wydawnictwa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rety, rety, ten Oisin jest naprawdę czarujący i uroczy. O ile łatwiej byłoby gdyby okazał się zblazowanym egoistą, który martwi się tylko o to, czy czerwony sweterek pasuje do jego koloru oczu xd Naprawdę, jeśliby Oisin był zapatrzonym w siebie i uważającym się za niewiadomo jak ważną personę człeczkiem, zarówno ja, jak i Deirdre mogłybyśmy go z czystym sumieniem nienawidzić. Tymczasem po tym rozdziale i pierwszym spotkaniu z nim, nie mogę napisać o nim niczego złego, bo po prostu zachowywał się bez zarzutu. To wręcz tylko Deirdre można by się czepiać i na nią nieco "nawrzucać", bo tak tego biedaka w niepewności trzyma :P Ale tego też nie będę robić, bo Deirdre bardzo lubię.... Zresztą to nie jej wina, że coś jej w Oisinie nie pasuje... Jego wina to też nie jest oczywiście ;) Chyba po prostu czasem tak już jest, że tylko jedna ze stron potrafi zdobyć się na to, żeby wykrzesać w stosunku do drugiej osoby uczucie wykraczające poza ramy zwykłej przyjaźni. Paradoksalnie w przypadku Deirdre i Oisina, główną przeszkodą może być to, że on jest zawsze w porządku. W końcu nie ma ludzi idealnych i to wręcz przeraża, że on ze swoją inteligencją, kulturą osobistą, wspaniałym wyglądem i świetnym poczuciem humoru zdaje się wpisywać w schemat człowieka, któremu można by spróbować nadać miano ideału. Mam wrażenie, że Deirdre nie szuka w potencjalnym kandydacie na męża kogoś bez wad... Ona już ma wystarczające przejścia z taką Blair, która zawsze przecież chce sprawiać wrażenie idealnej matki, żony, pani domu. Poza tym, mnie osobiście, coś z pozoru idealnego, zawsze kojarzy się też z... fałszem. Chyba po prostu zbyt racjonalnie podchodzę do życia i uważam, że zawsze znajdzie się jakiś mały mankament i samo pojęcie perfekcji to zazwyczaj nieco naciągana sprawa xd Co więcej, odbieram Deirdre jako dziewczynę niezwykle aktywną, ciekawą świata. Przy statecznym Oisinie, który zawsze zrobi i powie to, co należy i raczej nie pokusi się o żadne szaleńcze wyczyny, jej może się zwyczajnie nudzić. Dlatego jestem w stanie zrozumieć Deirdre i to, że Oisin mimo tych wszystkich swoich zalet, nie wzbudza w niej niczego poza dużą dozą sympatii. Swoją drogą Deirdre znalazła się w naprawdę ciężkiej sytuacji. Mimo wszystko docenia urok Oisina oraz to, jak wielką uwagą ją otacza... Nie chce zapewne go w żaden sposób skrzywdzić, ale też dawać mu złudnej nadziei. Chociaż on twierdzi, że nie będzie mu przeszkadzać to, że Deirdre może go nigdy nie pokochać, to myślę, że prędzej czy później nie byłby w stanie takiej sytuacji znieść. W końcu to on zawsze byłby stroną, która musiałaby starać się o wiele bardziej, a zdarzyć by się mogło, że w ramach podziękować otrzymałby jedynie wdzięczność Deirdre... Długo nikt by tak nie pociągnął :D
    Właściwie to Deirdre postąpiła rozsądnie. Chyba rzeczywiście lepiej jest przeżyć życie z kimś, kogo się lubi i ceni niż spędzić je zupełnie samotnie. No i przez moment z pewnością taki układ uczyniłby Oisina szczęśliwym (do czasu oczywiście, bo tak jak już wspomniałam, obstawiam, że w pewnej chwili wyczerpałaby się jego cierpliwość i wyrozumiałość) ;) Chociaż pewnie do takiego rozwiązania w ogóle nie dojdzie. W końcu jest Lennan <3 On tutaj mocno namiesza :D Tak teraz przyszło mi do głowy, że L. pojawił się w niezwykle nieodpowiednim momencie. Cóż, Deirdre jest zmuszona podjąć wreszcie decyzję odnośnie małżeństwa (Blair naciska, ale i generalnie wiek Deirdre zapewne wskazuje na to, że powinna wreszcie jakoś się w tej sprawie określić), a tutaj poznaje chłopaka, który być może wzbudzi w niej takie zainteresowanie, jakiego Oisin wzbudzić nigdy by nie zdołał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie ma ludzi bez wad, jednak w przypadku Oisina są to raczej takie wady mało rażące, o których można kompletnie zapomnieć w obliczu tych jego wszystkich zalet. Z pewnością byłby to wymarzony kandydat na męża, przynajmniej w opinii Blair, bo Deirdre miałaby kogoś, kto mógłby nieco poskromić jej niewpasowującą się w ogólne standardy osobowość. Z tym że Deirdre wcale nie chciałaby być poskromiona, a już tym bardziej nie chciałaby spędzić życia u boku kogoś, kogo nie darzyłaby miłością, nawet jeśli byłby to jej najlepszy przyjaciel. Oisin trochę miał pecha, bo praktycznie każda inna dziewczyna na miejscu Deirdre skakałaby z radości, tymczasem ona na myśl o ślubie z Oisinem lekko się krzywi...
      Mimo wszystko Deirdre ma w sobie coś z matki i dlatego po chłodnej analizie postanowiła nie odrzucać ostatecznie Oisina. Na pewno nie będzie do końca szczęśliwa, ale zawsze lepszy ślub z przyjacielem niż samotność. Ale, jak sama zauważyłaś, dwa miesiące to dużo czasu, by dziewczyna zdążyła się rozmyślić, lepiej poznać Lennana itd...
      Na pewno wszystko byłoby prostsze, gdyby Lennan i Deirdre mieszkali po tej samej stronie Teorainn. Z tym, że ich znajomość i tak wzbudziłaby niemałą sensację, bo ona pochodzi z tej zamożnej sfery, a on z pospolitego mieszczaństwa. Mimo wszystko Teorainn nie jest jedyną przeszkodą w tej znajomości. Choć zdecydowanie największą.

      Usuń
  4. Oisin z pewnością nie byłby zachwycony, gdyby dowiedział się, jak Deirdre spędza wolny czas. Mimo wszystko chłopak tak mocno kocha dziewczynę, że zaakceptowałby jej "hobby", nawet jeśli by go nie aprobował.
    Przyznam szczerze, że jestem bardzo zadowolona, że napisałam wszystkie rozdziały. Tym bardziej, że w międzyczasie zastanawiałam się nad porzuceniem tej historii, a jednak ostatecznie udało mi się ją ukończyć. Teraz niestety czeka mnie najgorsza część pisania, czyli wprowadzanie mnóstwa poprawek, ale na szczęście są wakacje i mam na to dużo czasu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oisin wydaje się być idealny dla Deirdre w oczach innych ludzi, ale według niej samej to raczej nie jest odpowiedni kandydat na męża. Może jest przystojny, dobrze urodzony i przede wszystkim bardzo ją kocha, ale jednak to jego podporządkowywanie się wszystkim normom chyba niezbyt się Deirdre podoba. Tym bardziej, że ona z natury robi rzeczy, które nie zyskałyby aprobaty otoczenia.
    Też mam nadzieję, że kiedyś uda mi się coś wydać. W każdym razie ciągle próbuję, a teraz zyskałam ogromną motywację i wiarę w siebie, więc na pewno szybko się nie poddam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oisin jak dla mnie jest zbyt idealny. Owszem, to urocze, ze tak troszczy się o Deidre, jednak przez to wszystko okazuje się, że nie ma żadnych wad. Ja bym się znudziła, żyjąc z takim człowiekiem. Dlatego też nie dziwię się, że dziewczyna widzi w nim świetnego przyjaciela, ale jesli chodzi o przyszłego męża to nie uznaje go za odpowiedniego kandydata.
    Zazdroszczę jej tej umiejętności gry na harfia. To cos niesamowicie pięknego... Prawdziwa sztuka. Denerwuje mnie tylko zachowanie matki, ktora jakby na sile chciała uszczęśliwić swoja córkę i nie rozumiała, że tamta pragnie czegos zupełnie innego, ze każdy jest inne i ma różnorodne potrzeby.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. O, zmieniłaś szablon:D Bardzo ładny kolor, choć nagłówek jak dla mnie troszkę mały. Ale w klimat opowiadania wpasowany idealnie ;) Na wstępie chciałam Ci pogratulować takiego wyróżnienia. Nie każdy blogger ma szansę na docenienie przez wydawnictwo i nie każdy na to zasługuje. Ty piszesz naprawdę dobrze, przyjemnie i dojrzale, więc w pełni na to zasłużyłaś! ;) Życzę Ci, żeby gotówka dopisała i żebyś mogła kiedyś naprawdę coś wydać;) Na pewno przeczytam!

    Co do rozdziału to podobał mi się ogromnie. Poznajemy nieco inną stronę Deirdre... Tą zagubioną, niepewną i przede wszystkim spokojna. Przy Oisinie wydaje się być jakaś wrażliwsza i inna niż przy np. Lennanie. Ale muszę przyznać, że doskonale ją rozumiem. A przynajmniej tak mi się wydaje;D Ona chciałaby kogoś pokochać, a on trochę nachalnie namawia ją do tego ślubu. Może robi to taktownie, ale te ciągłe przekonywanie, że 'kiedyś mnie pokochasz' trochę mnie śmieszyły. Jakby nie potrafił zrozumieć, że jest dla niej atrakcyjny tylko jako przyjaciel. Skoro do tej pory nie poczuła czegoś silniejszego to jestem pewna, że już nie poczuje. Takie rzeczy wie się od razu, albo w ciągu kilku spotkań. Tutaj nie ma namiętności, pociągu z jej strony... On zbyt naiwnie wierzy, że to się może kiedyś zmienić. I jestem przekonana, że będzie cierpiał. Musi cierpieć skoro widzi tylko jedno wyjście i zamyka się na bolesną prawdę. Jestem też prawie pewna, że ona w ciągu tych dwóch miesięcy zakocha się w kimś innym. W Lennanie;D Zdanie, że w "Teorainn nie ma innego chłopca, w którym mogłaby się zakochać" było bardzo wymowne. W Teorainn nie, ale obok?:D

    Pozdrawiam! ;*
    I czekam na kolejny rozdział ;*

    A u mnie nowy jeśli masz chęć;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście czuję się wyróżniona, dlatego postanowiłam się pochwalić. Mimo, że nic nie wyszło z wydania "Buntu", to na pewno mam większą motywację na przyszłość :))
      Deirdre jest bardzo wrażliwa, mimo tego że przy okazji lubi czuć się inna niż jej rówieśniczki i biega po lesie z łukiem. Chciałaby tak jak pozostali mieć męża, z tym, że jej wymarzony mąż to taki, którego naprawdę będzie kochała. Oisin tymczasem nie widzi poza nią świata i dlatego wciąż ma nadzieję, że dziewczyna kiedyś odwzajemni jego uczucia. Jakby nie było przyjaźń damsko-męska często kończy się nagłym przypływem głębszych uczuć. Niestety nie zawsze obustronnie. Oisin wcale nie bierze pod uwagę jednego rozwiązania. Rozważa jeszcze opcję, że Deirdre go nie pokocha, ale wezmą ślub i on będzie ją miał zawsze przy sobie, a ona będzie żyła z przyjacielem. Ale masz rację, tak czy tak będzie cierpiał, tylko że on sam jeszcze tego nie widzi.

      Usuń
  8. Tak się zastanawiam czy czasami nie masz już dosyć moich komentarzy? Bo chyba ostatnio cię nimi za bardzo zasypuję, a do przeczytania mam jeszcze "Bunt" i "Koszmar na jawie" i planuję tego dokonać jeszcze w tym tygodniu.
    Podobał mi się ten rozdział, choć początek mnie nudził. Ja po prostu nie jestem na tyle wrażliwa by rozumieć muzykę, melodię, a więc i opis takiego czegoś mnie nie ciekawi. Dla mnie w muzyce najważniejsze są słowa i to one niosą przekaz. Harfy, trele i fortepiany to nie moja bajka ;)
    Cieszę się, że pan O będzie ważnym elementem tego opowiadania, bo dzięki temu nie będzie nudno i ja chyba chciałabym tego ślubu. Całkiem nie popieram twojej bohaterki, bo o ile rozumiem, że pierwszy błysk, to zakochanie jest takim ważnym elementem na początku związku, to potem zazwyczaj po tym już nie ma śladu, a miłość tak naprawdę trwa tak długo jak długo się staramy i zaczyna się własnie od rozmów, chęci poznania, wzajemnego zrozumienia. Sama nie wierzę w miłość która jest z niczego i trwa bez niczego, takie coś to bajki dla dzieci i chyba powód do trwania w nieszczęśliwych związkach dla naiwniaczek, choć czasami tłumaczone jest to jeszcze przyzwyczajeniem. Jak widzisz, czas niestety wymazał ze mnie duszę romantyczki :)
    Co jedna tyczy się twojej parki, albo raczej jeszcze nie parki, to jeśli nie ma w nich żadnego ognia, żadnej fascynacji, podniety, to jak on sobie to wyobraża? Znaczy, tak, on sobie to wyobraża, bo mężczyźni do wielu spraw mają zupełnie inne podejście, jednak to ona byłaby zmuszona rozstawiać nogi bez całkowitej ochoty na to, a więc to ona ma więcej do stracenia, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
    Zapomniałabym o mamuśce, ja uwielbiam tę kobietę! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie ma dość komentarzy. Naprawdę bardzo się cieszę, że na tyle podoba Ci się moja twórczość, że poświęcasz mnóstwo czasu na czytanie i jeszcze pod każdym rozdziałem zostawiasz komentarz.
      Ja od dziecka mam styczność z muzyką, dlatego przez niektóre moje opowiadania przewijają się takie motywy muzyczne. I sama mam dokładnie na odwrót - ważniejsza jest dla mnie muzyka niż słowa.
      O, no to jesteś pierwszą osobą, która życzy D. ślubu z Oisinem. Szczerze mówiąc tego się nie spodziewałam, a jednocześnie bardzo mnie to cieszy, bo wiem, że postaci są na tyle wielopłaszczyznowe, że każdy może mieć na ich temat inne zdanie.

      Usuń