Deirdre wpatrywała się w horyzont niewidzącym wzrokiem. Czekała, aż na polanie pojawią się przyjaciółki, ale póki co żadna jeszcze nie przyszła. Przyciągnęła do siebie nogi i objęła je ramionami, a potem oparła na kolanach głowę. Wstęgi traw smagały jej bose stopy. Buty leżały obok, bo nie miała ochoty w nich chodzić w takie piękne popołudnie.
Chociaż bardzo się starała, nie potrafiła przestać myśleć o Lennanie. Wcale nie dlatego, że chłopak jej się spodobał albo że na jego widok przyspieszało jej serce. Po prostu spotkania z nim były intrygujące, inne, a Lennan wydawał się naprawdę sympatyczny. Deirdre odniosła wrażenie, że byłaby w stanie rozmawiać z nim o wszystkim. Z czasem zaczęła się zastanawiać, czy nie mogliby się zaprzyjaźnić. Przecież to byłoby nieszkodliwe, w końcu jedynie by rozmawiali, a ona znalazłaby wkrótce męża w Ádh.
Nawet nie zauważyła, kiedy Kiara i Cahan przyszły. Za bardzo pochłonęły ją własne myśli.
– Co jest? – rzuciła na powitanie Cahan, jak zwykle nie bawiąc się w wymianę uprzejmości. – Wyglądasz, jakbyś znajdowała się umysłem gdzieś daleko stąd.
Dziewczyna utkwiła w Deirdre uważne spojrzenie błękitnych tęczówek. Jasne loki sterczały niesfornie na wszystkie strony i nic nie skazywało na to, że ich właścicielka chociażby spróbowała je poskromić.
– Po prostu się zamyśliłam – wzruszyła ramionami Deirdre.
– To wiem. Ale o czym myślałaś? Czyżby o twoim znajomym zza Teorainn?
Przez chwilę Deirdre miała ochotę skłamać. Wcale nie dlatego, że nie ufała Cahan i Kiarze. Bała się, że jeśli przyzna na głos, iż pozwala sobie na wspominanie spotkań w lesie, wszystko stanie się jeszcze bardziej realne i już nigdy nie zakończy tej bezsensownej znajomości. Jednak kiedy dostrzegła podekscytowanie w błękitnych tęczówkach przyjaciółek, nie była w stanie niczego zataić.
– Hmm… właściwie to tak…
– Jaki on jest? – zapytała Kiara.
– Przecież już wam opowiadałam. Ciemna karnacja, ciemne włosy i oczy…
– Nie o to chodzi – przerwała od razu Cahan. – Kiara pewnie miała na myśli jego charakter. Bo musi mieć w sobie coś interesującego, skoro wciąż o nim myślisz.
– Właściwie to nie byłabym tego taka pewna. Chyba najbardziej podoba mi się w tej znajomości fakt, że Lennana oddziela ode mnie Diamentowa Granica.
– I to tyle? – Cahan jedynie uniosła brwi. – A więc chcesz nam powiedzieć, że ten chłopak mógłby być właściwie nie do zniesienia, a i tak wciąż byś o nim myślała tylko dlatego, że pochodzi z Mór?
– No może nie do końca. Zresztą nie wiem. Nie lubię gdybania. Lennan jest nieco ironiczny, chociaż momentami nieśmiały. A w innych chwilach nagle wydaje się bardzo pewny siebie. Trochę nie potrafię go rozgryźć. Poza tym patrzy na świat tak jak ja. Nie skupia się na codzienności jak większość ludzi. No i jest artystą. Rzeźbiarzem.
To było cudowne uczucie – móc tak po prostu podzielić się wszystkim z przyjaciółkami. Duszenie tego w sobie było naprawdę męczące. Czuła na sobie baczne spojrzenie Cahan. Dziewczyna lekko mrużyła oczy. Wyglądała tak, jakby dostrzegła coś, co niezbyt jej się spodobało.
– Uważaj, Deirdre. Ta znajomość z pewnością jest ciekawym doświadczeniem, ale może też sprawić ci wiele przykrości…
– Przykrości? O co ci chodzi, przecież to jest historia jak ze starych legend. Trochę przypomina bajkę na dobranoc, którą kiedyś opowiadała nam nasza opiekunka – rozmarzyła się Kiara. Chociaż zazwyczaj Deirdre lepiej rozumiała się z Cahan, tym razem zgadzała się ze stanowiskiem jej siostry.
– Po prostu czasem nasze serce się nie słucha i zaczyna nam za bardzo na kimś zależeć. Jeśli przestaniecie być jedynie znajomymi i zaczniecie się przyjaźnić, trudno będzie ci zaakceptować fakt, że oddziela was Teorainn.
– Nie przesadzaj – prychnęła Deirdre. – Nawet, jeśli się zaprzyjaźnimy, chociaż w to wątpię, to granica nie będzie żadną przeszkodą. Przecież my mamy tylko rozmawiać, więc co za różnica? Teorainn i tak jest niewidzialna, więc nawet nie musimy o niej pamiętać…
Chociaż zazwyczaj to Cahan wykazywała sarkastyczną postawę, tym razem Deirdre nie potrafiła ukryć irytacji. Po raz pierwszy to nie Kiara wyrażała dezaprobatę co do jakichś działań. Tym razem jednak błękitne oczy dziewczyny błyszczały podekscytowaniem, natomiast identyczne tęczówki bliźniaczej siostry zdradzały niepokój. A może Cahan jest po prostu zazdrosna, przemknęło Deirdre przez myśl. W końcu przez swoją buntowniczą naturę miała problemy ze znalezieniem jakiegokolwiek młodzieńca, która utrzymywałby z nią stały kontakt. Większość z nich wolała nieśmiałe i uległe damy. Do tej pory Cahan zdawało się to nie przeszkadzać, ale przecież prawda mogła wyglądać zupełnie inaczej…
Deirdre powstrzymała jednak wybuch złości i zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście może liczyć na przyjaźń z Lennanem. Im dłużej rozważała ten pomysł, tym bardziej realny się jej wydawał. Lennan rozumiał wszystko to, czego Oisin nigdy nie był w stanie pojąć. Mogła więc mieć przyjaciela mieszkającego po drugiej stronie, nieszkodliwego znajomego, którego Oisin nawet nie będzie musiał się obawiać, kiedy Deirdre zostanie jego żoną. Bo z każdym dniem nabierała pewności, że do ślubu rzeczywiście dojdzie. Nawet nie wiedziała, gdzie mogłaby szukać swojego wymarzonego ukochanego.
Przyjaźń i to z kimś tajemniczym, kimś, kto żyje po drugiej stronie… To była taka kusząca perspektywa, że Deirdre nie potrafiła pohamować uśmiechu, mimo uważnych spojrzeń, które wciąż posyłała jej Cahan. Zresztą, co ją obchodziło zdanie jednej z sióstr de Burgh? Cahan mogła uważać rozmowy z Lennanem za niemądry pomysł, ale nikt nie kazał jej się wypowiadać na ten temat. W końcu to nie ona uczestniczyła w spotkaniach.
Deirdre była zaskoczona myślami, które kłębiły się w jej głowie. Od kiedy to miała w sobie tyle irytacji i to w stosunku do własnej przyjaciółki? Przecież tak rzadko się kłóciły i nigdy nie miały problemów z osiągnięciem porozumienia. Co się zmieniło? Czy to kwestia złego dnia, czy to Deirdre nagle się zmieniła?
Siedziały w pokoju Kiary. Deirdre usadowiła się wygodnie na wysokim łożu z baldachimem. Materac był tak gruby, a nogi mebla tak wysokie, że dziewczyna nie dotykała podłogi. Przez to czuła się jak małe dziecko, ale to wcale jej nie przeszkadzało, zresztą łuk w kącie pokoju wyraźnie wskazywał na to, że jego właścicielka musi liczyć co najmniej kilkanaście wiosen. Małe dzieci nie zabijają zwierzyny, nie są w stanie naciągnąć cięciwy i nie lubią patrzeć na śmierć leśnych mieszkańców.
Cahan nie było z nimi. Wymknęła się do portu, by razem z załogą jakiegoś statku wypłynąć na pełne morze i tam łowić ryby czy delektować się uczuciem przemierzania wód pod pełnymi żaglami. Jej rodzice nie mieli pojęcia o tych wyprawach. Jakby się nad tym zastanowić, nie tylko Deirdre skrywała tajemnicę, którą lepiej było nie dzielić się z innymi.
– Gdzie ją masz? – zapytała Kiara, rozglądając się z niepokojem.
– Co?
– Sarnę. Albo wiewiórkę. Nie wiem, na co polowałaś. Gdzie ją położyłaś? I nie boisz się, że moi rodzice wejdą tu i zobaczą łuk?
– Niespecjalnie. Nawet jeśli, to co z tego? Przecież i tak nikomu nie powiedzą. Najwyżej matce, która i tak wie, że poluję. A dzisiaj nic nie zabiłam. Żadnej wiewiórki ani zająca. Jakoś nie mogłam się skupić.
Istotnie, wyprawa do lasu okazała się jedną wielką katastrofą. Deirdre nie umiała powstrzymać gniewu, który wypełniał jej serce. Starała się poskromić emocje, tłumacząc sobie, ze nie powinna mieć od Cahan żalu. Jednak z jakiegoś powodu uwaga o znajomości z Lennanem naprawdę ją ubodła.
Po kilku godzinach bezsensownego przechadzania się po lesie, kiedy Deirdre po raz kolejny przez nieuwagę nastąpiła na gałązkę i wypłoszyła sarnę, postanowiła się poddać i wrócić do wioski. Zamierzała z początku udać się do własnego domu, ale po chwili ruszyła w innym kierunku.
W ten sposób jakiś czas później stanęła przed drzwiami przyjaciółki. Służąca z uprzejmym uśmiechem wpuściła Deirdre do środka, udając, że nie zauważyła łuku przewieszonego przez ramię i leśnych igieł przyczepionych do spódnicy.
– Jesteś zła na Cahan, prawda? Ale wiesz, że ona chciała dobrze…
– Tak, wiem – westchnęła Deirdre. – Po prostu jej nie rozumiem. Tak, może się o mnie martwić, ale przecież nie robię niczego złego. Ja tylko rozmawiam z chłopakiem, którego przypadkiem poznałam. Nawet nie może się obawiać, że zrobimy coś nieodpowiedniego, bo przecież oddziela nas Teorainn.
– Och, Deirdre, ale przecież Cahan o nic cię nie podejrzewa! Ona po prostu nie chce, żeby ktoś cię skrzywdził.
– No właśnie, ale czemu? Czemu ona od razu zakłada, że to wszystko źle się skończy?
Deirdre gwałtownie odwróciła się w stronę Kiary. Materiał sukienki poruszył się niespokojnie, a przepaska przekrzywiła się i opadła na oczy. Dziewczyna poprawiła ją jednym gniewnym ruchem. Chociaż wyznawała realistyczne podejście do życia, jednocześnie bardzo chciała wierzyć, że istnieje coś poza zwykłą rutyną, że marzenia się spełniają i czasem ludziom przytrafiają się rzeczy niezwykłe.
– Wiesz, zawsze marzyłam, żeby mieć przyjaciela. Nie przyjaciółkę, bo dziewczyny zupełnie inaczej patrzą na świat. Ale trudno znaleźć kogoś, kto nie będzie mnie traktował jedynie jako potencjalnej kandydatki na żonę. Zaczęłam już wątpić, że znajomość z młodzieńcem może nie być jednoznaczna z rozważaniem zamążpójścia. Ale z Lennanem jest zupełnie inaczej. Wszystko dzięki Diamentowej Granicy. Ona ułatwia tak wiele spraw!
Kiara przyglądała się Deirdre w milczeniu. W jej spojrzeniu było coś niepokojącego. Z każdym kolejnym wypowiadanym przez siebie słowem Deirdre widziała, jak to dziwne uczucie narasta. Łudząco przypominało błysk w oczach Cahan.
– Deirdre, nie zrozum mnie źle, ale Teorainn wcale nie jest ułatwieniem. Może sprawia, że wasze spotkania są niezwykłe, ale musicie ograniczać się do przebywania w konkretnych miejscach.
– To bez różnicy – wzruszyła ramionami Deirdre. – Gdyby Lennan pochodził z Ádh, nie mogłabym się z nim widywać, bo należy do klasy średniej, więc i tak spotykalibyśmy się w tajemnicy. Pewnie w lesie, dokładnie tak jak teraz. Z tym, że gdyby ktoś nas zauważył, od razu zaczęłyby krążyć plotki, że to jakiś sekretny związek, zakazana miłość, choć my tylko byśmy się przyjaźnili. A tak? Tak nie ma żadnych problemów. Nawet jeśli ktoś jakimś cudem nas zauważy, pomyśli, że niedługo przestaniemy rozmawiać. Właśnie dlatego, że dzieli nas Diamentowa Granica. Przecież to idealne!
Deirdre zaczęła jeszcze bardziej wymachiwać nogami, a podekscytowanie błyszczało w jej oczach. Kiara nie wyglądała na przekonaną, ale to nie miało żadnego znaczenia. Może i granica rzeczywiście sprawiła, że świat stał się bardziej skomplikowany pod pewnymi względami, ale czasem stanowiła też ułatwienie. Oczywiście matka nie byłaby zadowolona, gdyby jakimś cudem o wszystkim się dowiedziała, ale w końcu nawet ona machnęłaby ręką. I tak to mniejszy skandal niż bieganie boso z łukiem po Collie Fada.
– Wiesz co, zazdroszczę ci – westchnęła Kiara. – Cały czas stosuję się do wszystkich zasad, jestem przykładną dziewczyną i skończę z cudownym mężem i kilkorgiem dzieci, ale moje życie będzie nudne. Jestem pewna, że nie spotka mnie żadna przygoda i to właśnie przez moja wieczną perfekcję.
– No to nie bądź perfekcyjna – wzruszyła ramionami Deirdre. – Chcesz się przekonać, jak to jest być mną, to możemy pójść razem na spotkanie z Lennanem. Albo zrobić coś innego, co zdecydowanie nie spodobałoby się twoim rodzicom…
Oczy Kiary zabłysły, ale już po chwili dziewczyna opuściła głowę. Deirdre wiedziała, że w głowie przyjaciółki właśnie toczy się walka.
– No nie wiem… No dobrze… Może masz rację. Ale w takim razie najpierw zapytaj Lennana, czy nie ma nic przeciwko. Pójdę następnym razem.
– Nie ma sprawy – uśmiechnęła się Deirdre. Spojrzała na słońce, które już dawno minęło najwyższy punkt na niebie i teraz zbliżało się ku horyzontowi. Zdążyła zapomnieć o całej złości, jaka pojawiła się w jej sercu po rozmowie z Cahan.
– A kiedy tak właściwie masz się z nim zobaczyć?
– Jutro.
– W takim razie może już idź. Powinnaś być wypoczęta…
Deirdre jedynie prychnęła lekceważąco, słysząc te słowa. To, jak będzie wyglądać, kiedy następnego dnia spotka Lennana, nie miało żadnego znaczenia. Nie musiała się starać. To nie był Oisin, którego widziała na kolejnym wystawnym przyjęciu. To był chłopak klasy średniej, z którym w innej sytuacji może nawet by nie rozmawiała.
Mimo wszystko Deirdre postanowiła posłuchać rady Kiary i udała się do wyjścia. Szybko przemierzyła ścieżkę ciągnącą się przez posiadłość rodziny blondynki i już zdecydowanym krokiem zmierzała w stronę własnego domu. Właściwie wyszła tylko dlatego, że nie chciała natknąć się na Cahan, która niewątpliwie miała już wkrótce wrócić z portu. Noc była dostatecznie długa, by obie dziewczyny ochłonęły i już następnego dnia zapomniały o całej nieprzyjemnej sytuacji.
Cahan stała na pokładzie małego statku i wpatrywała się w czarne niebo. Uwielbiała noc i tajemnice, jakie skrywała ciemność. Gwiazdy były widoczne tylko, gdy znikało słońce i wtedy dziewczyna mogła się przyglądać, jak świecą na niebie o wiele jaśniej niż jakiekolwiek świece czy ogniska. Niektóre migotały niepewnie, inne wręcz oślepiały.
Wiatr targał jej włosami. Mocniej złapała linę przymocowaną do żagla i stanęła na dziobie. Czuła się jak zwyciężczyni, zdobywca pokładu. Na chwilę zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że lata. Wiatr łopotał żaglami, szarpał jej suknię i zapewniał złudne poczucie wolności. Właśnie o takim życiu marzyła Cahan, a nie o spędzeniu reszty swoich dni w domu, zniewolona u boku męża, którego wcale nie chciałaby poślubić.
Jeden z chłopców zajmujących się statkiem, podszedł bliżej. Czuła, że na nią patrzy, choć stał za jej plecami. Zresztą młodzieńcy często jej się przyglądali. Trochę ze względu na jej buntowniczą postawę i suknie zupełnie inne niż stroje pozostałych dziewczyn z Ádh. No a poza tym chłopcy na statkach raczej nieczęsto mieli okazje widywać kobiety.
– Chciałabym być córką pirata – odezwała się cicho, wiedząc, że młodzieniec z pewnością jej wysłucha. – Wtedy mogłabym pływać na statku, przeżywać cudowne przygody, rabować sąsiednie krainy i nigdy nie wiedziałabym, co przyniesie jutro. To musi być cudowne uczucie, kiedy każdy kolejny dzień to niespodzianka. Mogłabym mieć wielu przelotnych kochanków, a kiedy upatrzyłabym sobie kogoś szczególnego, po prostu bym go porwała. Przebywałby ze mną na statku tak długo, aż w końcu by mnie pokochał. Wtedy wzięlibyśmy piracki ślub i razem podróżowali po świecie. Przygoda trwałaby dalej.
Chłopak milczał. Nie miała pojęcia, jak mu na imię, ale tak było lepiej. Za to wszyscy na statku wiedzieli, że niebieskooka blondynka zwie się Cahan de Burgh i że należy do klasy pierwszej. Plotki w każdej chwili mogły rozejść się po mieście, choć tak naprawdę powstrzymywała je tylko ze względu na gniew rodziców. Nie obchodziło jej zdanie innych, ale nie chciała, by ojciec i matka do końca życia wypominali jej wszelkie złe zachowanie. Już i tak wiecznie porównywali ją do idealnej Kiary.
Wiedziała, że chłopak kompletnie jej nie rozumie. Pewnie zastanawiał się, czemu dziewczyna, która ma wszystko, może pragnąć zupełnie innego życia. Po co rabować okręty, jeśli można spędzać całe dnie w domu, nic nie robiąc albo w ostateczności zajmując się dziećmi czy urządzając przyjęcia?
– Jasne, nie musisz nic mówić – wzruszyła ramionami. Przez chwilę miała ochotę się odwrócić i spojrzeć na młodzieńca, ale szybko porzuciła ten pomysł. Zamiast tego wpatrywała się w niebo zlewające się gdzieś na horyzoncie z równie ciemną wodą. – Właściwie tak jest nawet prościej. Jedynie stoisz i słuchasz, a potem zapłacę ci za milczenie i zapomnimy o całej sprawie. – To była główna zaleta przynależności do klasy pierwszej: zawsze miało się odpowiednią sumę, by przekupić nawet największego plotkarza. – Wiesz, moja przyjaciółka właśnie przeżywa swoją wielką przygodę. Obraziła się, kiedy powiedziałam, że popełnia błąd. Wydaje mi się nawet, że miała rację. Może i udawałam, że się o nią martwię i po części tak jest, ale chyba przede wszystkim jej zazdroszczę. Bo widzisz, mogę pływać sobie z wami nocą, łowić ryby i udawać pirata, ale nigdy tak naprawdę nim nie będę. Nie wypłynę za dnia, chyba, że z ojcem, w interesach, jednym z tych ogromnych, drogich okrętów, gdzie roi się od służby.
Do czego to doszło, że zwierzała się chłopakowi, którego imienia nawet nie znała? I prawdopodobnie słuchał jej tylko dlatego, że miała mu potem zapłacić za zachowanie wszystkiego dla siebie. Zdawała sobie jednak sprawę, że w całym Ádh brak innego powiernika jej tajemnic. To było takie żałosne! A przecież ludzie twierdzili, że osoby klasy pierwszej mają dosłownie wszystko…
Wiatr zawiał gwałtownie, porywiście i poruszył materiałem sukni. Spódnica nagle odsłoniła połowę uda Cahan i choć dziewczyna od razu ją przytrzymała, usłyszała tupot stóp i wiedziała, że chłopak, który stał za nią, pospiesznie się oddalił. Jedno z pewnością można było powiedzieć o członkach załogi – byli dobrze wychowani i odwracali wzrok, gdy zdarzały się podobne sytuacje. Cahan lekko się uśmiechnęła.
Wiedziała, że muszą powoli kierować się w stronę portu. Zmrok zapadł już dawno, a przecież należało choć na chwilę położyć się spać. Do tej pory nie była pewna, czy rodzice naprawdę o niczym nie wiedzieli, czy też po prostu woleli nie zauważać wybryków córki.
Noc była dobra, by ochłonąć po kłótni z Deirdre. Nieczęsto zdarzało im się mieć odmienne zdanie na jakikolwiek temat. To bliźniacza siostra Cahan zazwyczaj zdawała się nie pasować do ich dwójki, kiedy te głośno się z czegoś śmiały albo wpadały na kolejny szalony pomysł. Nie tym razem. Tym razem to Kiara była tą, która rozumiała się z Deirdre.
Statek powoli zaczął skręcać. Wiedziała, że zawracają w stronę portu. Najwyższy czas. Cieszyła się, że chłopcy w ogóle zgadzają się na te nocne wyprawy. Nie była pewna, czy robili to ze względu na jej pieniądze, czy możliwość spędzenia czasu z dziewczyną klasy pierwszej. Chociaż właściwie to i tak bez znaczenia. Liczył się jedynie fakt, że choć przez kilka chwil mogła smakować złudnej wolności. Zamknęła oczy, wdychając zapach morza, słuchając szumu fal i czując wiatr targający jej włosami. Gdyby była córką pirata, tak właśnie wyglądałby każdy dzień.
~*~
Przyznam szczerze, że bardzo lubię drugą cześć tego rozdziału. Wątek Cahan będzie przewijał się przez całe opowiadanie. Wszystkie fragmenty związane z życiem jednej z bliźniaczek bardzo dobrze mi się pisało, dlatego cieszę się, że wreszcie możecie się zapoznać z jednym z nich.
Jedyne, czego (a właściwie kogo) brakowało mi w tym rozdziale to Lennan, ale przecież nie może pojawiać się w każdym. Co do reszty nie mam żadnych zastrzeżeń. Czytało mi się wyśmienicie i jestem jak najbardziej zadowolona :)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że reakcja Cahan była nieco zaskakująca. Szczerze zaczęło mnie zastanawiać, czy naprawdę martwi ją to, że Deirdre spotyka się z tajemniczym mężczyzną. Przyszło mi nawet do głowy, że mogła ją spotkać podobna historia i zakończyła się ona rozpaczą... Jak się okazało jednak Deirdre miała rację i jej przyjaciółka była po prostu zazdrosna. W sumie to jej się nie dziwie...
Nawiązując jednak do tego fragmentu na łodzi. Zastanawia mnie ten chłopak, który wysłuchiwał zwierzeń Cahan. Nie wiem, ale wydaje mi się, że odegra on jakąś większą rolę w tym opowiadaniu. Trudno mi sobie wyobrazić, że wspomniałaś o nim ot tak, ale kto to wie?
Czekam na ciąg dalszy. Bardzo podoba mi się ta historia. Jest wręcz taka bajkowa i piękna. Ah... Muszę uzbroić się w cierpliwość. Tymczasem pozdrawiam! :)
Nic dziwnego, że znajomość z Lennanem jest dla Deirdre taka ekscytująca. Od dawna chciała się dowiedzieć czegoś więcej o krainie, od której oddziela ją Diamentowa Granica, a poza tym, jak sama powiedziała, miło czasem porozmawiać z przedstawicielem płci przeciwnej, bez żadnych podtekstów i zobowiązań. Co prawda mnie i tak się wydaje, że ta dwójka jeszcze się do siebie zbliży, tak czy siak cieszę się z tej przyjaźni niemal tak samo, jak główna bohaterka. Oboje mogą się wiele od siebie nauczyć :) Prawdę powiedziawszy sama jestem nieco zaskoczona podejściem Cahan. Wydawało mi się, że ona jeszcze bardziej będzie się podniecała Lennanem i błagała Deirdre, by zabrała ją na spotkanie z nim, tymczasem okazała się wyjątkowo sceptyczna. Mimo to nie wydaje mi się, by było to powodowane zazdrością. Nie pasuje mi to do Cahan - pewnie przemawia przez nią zwyczajna troska, jak zresztą zauważyła Kiara. Deirdre nie dostrzega, że tak naprawdę Teorainn nie jest ułatwieniem, a problemem, bo kiedyś na pewno zacznie jej przeszkadzać fakt, że nie może zwyczajnie usiąść obok Lennana i nie przejmować się żadną niewidoczną granicą. Nie sądzę też, by Oisin był zachwycony ich spotkaniami, nawet jeśli Deirdre twierdzi, że mają one wyłącznie charakter koleżeński. Dlatego Cahan miała słuszność z tymi swoimi ostrzeżeniami, więc mam nadzieję, że jej dystans nie sprawi, że jej relacje z przyjaciółką pogorszą się. Co do Kiary to wydaje mi się, że dobrze by jej zrobiło poznanie Lennana. Ta nieustająca perfekcyjność wyraźnie ją męczy, a chociaż nikt jej nie każe biegać po lesie z łukiem, powinna zobaczyć kawałek innego życia, by później, za kilka lat, nie żałować niewykorzystanej szansy.
OdpowiedzUsuńFragmenty z Cahan są faktycznie fantastyczne. Znakomicie przybliżyłaś jej osobowość i pokazałaś, że to niezwykła dziewczyna. Podoba mi się, że nie koncentrujesz się wyłącznie na głównej bohaterce, ale starasz się, by czytelnicy lepiej poznali inne postaci, przez co mogą później zostać w pełni zrozumiani. Cahan przypomina ptaka, na co dzień uwięzionego w klatce, ale wykorzystującego każdą nadarzającą się okazję, by wyprostować skrzydła. Jest tak inna od Kiary, że aż trudno uwierzyć, że są siostrami. Ta jej wizja z piratami była niezła, wyobraziłam ją sobie u boku typowego kapitana statku :D Mam nadzieję, że Cahan również będzie miała swoją wielką przygodę i ostatecznie znajdzie szczęście. Bo jej wyprawy czy sprzeciwianie się sztywnej etykiecie może i daje jej tymczasową radość, ale nie sprawią, że będzie się czuła spełniona.
Świetny rozdział, już czekam na następny. Pozdrawiam :)
To mnie Cahan zaskoczyła. Właściwie to spodziewałam się, że zachwyci się tym, że Deirdre dalej utrzymuje znajomość z Lennanem i zdecydowanie będzie Deirdre wspierać w tym jej małym „sekreciku”. Tymczasem, to strachliwa Kiara okazała się tą, która przyjęła nowiny dotyczące spotkań Deirdre i Lennana z olbrzymim entuzjazmem. Cóż… wygląda na to, że Cahan to nie taka zwykła buntowniczka, która lubi ot tak wychodzić poza schematy i łamać wszelkie reguły. Fakt, denerwują ją pewne narzucone zasady, ale jednocześnie zachowuje całkiem sporo rozsądku i przynajmniej jeśli chodzi o sprawy dotyczące bliskich jej osób, potrafi dość racjonalnie ocenić ewentualne zagrożenia. Nie wiem, nie wdaje mi się by kierowała nią zazdrość. Rzeczywiście, Deirdre ma swoją wielką przygodę, a ona, Cahan, musi na razie zadowolić się marzeniami o tej przygodzie. Ale mimo wszystko, myślę, że największą rolę w tym, jak to Cahan postrzega spotkania Deirdre i Lennana odgrywa zwykła troska o przyjaciółkę. Nawet Kiara, której romantyczna natura z początku wzięła górę i pozwoliła jej niezwykle entuzjastycznie zareagować na wspomnienie o Lennanie, z czasem doszła do wniosku, że w myśleniu Deirdre jest mała nieprawidłowość. Tyle, że Kiara nigdy nie powiedziałaby jawnie o swoich obawach, nie odważyłaby się tak bezpośrednio Deirdre zademonstrować, że cała ta sprawa z potajemnymi spotkaniami nie jest tak do końca wspaniała (jak też uczyniła to wcześniej Cahan). Po prostu Deirdre zapomina o czymś takim, jak przywiązanie i… postęp :P Tak to już jest, że jeśli poznajemy kogoś i ta osoba potrafi nas sobą zainteresować (a Lennanek z całą pewnością Deirdre zainteresował po części, dlatego że mieszka po drugiej stronie granicy, a po części przez to, jaki jest xd), to z czasem potrzebujemy czegoś więcej niż tylko rozmów. Nie chodzi nawet o samą sferę fizyczną (buu, Lennanek i Deirdre się nie mogliby się przytulić ani co gorsza pocałować *chlip, chlip*), ale też o to, że po prostu nawet jeśli ktoś zostaje czyimś przyjacielem, to odczuwa konieczność robienia razem wspólnych rzeczy, dzielenia się swoimi zainteresowaniami. A Deirdre i Lennan mogą tylko stać albo siedzieć, patrzeć się na siebie i rozmawiać. Ewentualnie przyprowadzą na spotkanie czy to Cahan/Kiarę czy małego Aidana i tyle… Deirdre nie da rady zagrać Lennanowi (szkoda, że moja cudowna wizja nie ma szansy się sprawdzić przez względy praktyczne xd), a Lennan nie zaciągnie jej do swojego domu. Cahan być może dostrzega ten aspekt i po prostu martwi się o Deirdre, bo nie chce, żeby dziewczyna cierpiała.
OdpowiedzUsuńRety, ten fragment z perspektywy Cahan… coś wspaniałego. Sama, jak byłam małym dzieckiem, marzyłam o tym, by być córką pirata albo chociaż siostrzenicą :D Także wygląda na to, że mam z Cahan coś wspólnego… Chciałabym, żeby Cahan udało się choć częściowo spełnić swoje plany (bo jednak córką pirata nie zostanie już raczej :D), żeby udało jej się uzyskać prawdziwą wolność, która nie będzie tylko namiastką, a czymś takim, co wprawi ją w prawdziwą radość i spełni jej oczekiwania. Polubiłam ją po tym fragmencie bardzo, ale to bardzo i cieszę się, że jej wątek będzie się gdzieś przewijać. W ogóle to jakoś tak „wielka tajemnica Cahan” przemawia do mnie o wiele bardziej niż „wielka tajemnica Deirdre”. Po prostu lubię wodę i podróże, a z kolei polowania to jakoś tak zupełnie nie moja bajka ;) To tylko sprawia, że Cahan znowu zyskuje w moich oczach (Deirdre też bardzo lubię, oczywiście :D)
Pozdrawiam <3
Z leciutkim poślizgiem, ale wreszcie jestem.
OdpowiedzUsuńCóż, rozdział bardzo mi się podobał, chociaż w twoim wydaniu każda poprzednia notka budziła we mnie podobne uczucia, więc to chyba przestaje zaskakiwać.
Deidre może zaprzeczać, ale widać, że Lennan wszedł jej do głowy i chyba zagościł w niej na dobre. Ona może twierdzić, że ta znajomość jest nieszkodliwa i uda im się pozostać jedynie przyjaciółmi, ale ja raczej stanę po stronie Cahan. Ta znajomość z całą pewnością sprowadzi na nich cierpienie. W końcu człowiek potrzebuje bliskości drugiego człowieka, a ta niewidzialna granica uniemożliwia to przynajmniej w sferze fizycznej.
Deidre może i to rozumie, ale nie dopuszcza tej myśli do siebie, a przez to tak łatwo się irytuje i złości na przyjaciółki. No, ale z drugiej strony Cahan też nie jest zupełnie bezinteresowna w swoich działaniach. W jakimś stopniu przemawia przez nią zazdrość. No, ale Deidre nie jest jedyną osobą, która posiada swój mały sekret. Cahan poszła dalej, bo chyba swoją tajemnicą nie podzieliła się nawet z przyjaciółkami.
Podobało mi się to zakończenie, ten fragment z perspektywy Cahan. Doskonale przybliżyłaś charakter tej postaci za co jestem ci wdzięczna. Chyba właśnie w tym rozdziale najlepiej zarysowały się różnice między siostrami. Cahan pragnie wolności, niezwykłej przygody i mam nadzieję, że w jakimś stopniu uda jej się spełnić to swoje marzenie. Polubiłam ją. Może nawet odrobinę bardziej niż Deidre. Lubię jej zdecydowanie i tą buntowniczą postawę. Deidre niby chce się buntować, ale bliżej jej chyba do Kiary.
Ogólnie podziwiam cię, że tak wielką uwagę poświęcasz każdej postaci. Dajesz nam w ten sposób możliwość spojrzenia na prezentowaną historię oczami każdego z bohaterów. Przedstawiasz ich poglądy, wątpliwości i to jest naprawdę super.
Czekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam!
Jeśli chodzi o robienie rzeczy, które nie przystoją wysoko urodzonej dziewczynie, to Cahan zawsze jest pierwsza w kolejce ;p Ale o ile ludzie jakoś przyzwyczaili się od jej zbyt krótkich sukienek, to raczej nie zaakceptowaliby tak łatwo faktu, że Cahan wypływa na morze z ubogą załogą. A tym bardziej, że któremuś z nich się zwierza. Nawet jeśli płaci mu za słuchanie i milczenie.
OdpowiedzUsuńBardzo zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem! Chodzi mi o pojawienie się Cahan i jej perspektywę. Nie sądziłam, że będziesz wplatać fragmenty widziane oczami kogoś innego, ale to moim zdaniem bardzo ciekawy zabieg. Dzięki temu możemy lepiej poznać innych bohaterów no i rozwijasz wiele wątków. A to bardzo wzbogaca opowiadanie. Podoba mi się! ;)
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że Cahan ma takie marzenia. Być córką pirata? No proszę! :D szalona z niej dziewczyna, nie powiem. Ale w sumie wcale się nie dziwię. Odnoszę wrażenie, że w ich świecie wszystko jest takie proste, stonowane i ułożone. Nie dziwię się, że młode dziewczyny marzą o jakiś podbojach, wariacjach, odbieganiu od normy. Deirdre ma swoje polowania i wypady do lasu, a Cahan marzenia o pirackim życiu;D
A co do kłótni to uważam, że Deirdre nie powinna się tak unosić. Przecież nikt nie chce dla niej źle, wszyscy się po prostu martwią o nią i powinna to zrozumieć. Przyjaciółki nie chciały by miała złamane serce... To dobrze o nich świadczy. Co nie zmienia faktu, że ona i tak zrobi co chce i wszyscy wiemy co postanowi;D Nie zrezygnuje z tych spotkań, jestem pewna.
Pozdrawiam! ;*
Tak, ta część o Cahan także należy do moich ulubionych jeśli chodzi o to opowiadanie. Zaczynam podejrzewać, że naszykowałaś dla niej romans. Przyszło mi nawet do głowy, że ona jako jedyna mogłaby skończyć szczęśliwie, a przy tym przestać się buntować, jednocześnie pozostając w pewien sposób buntowniczką, na tyle na ile jej mąż byłby w stanie to zaakceptować. Przyszło mi nawet do głowy, że ten chłopak ze statku, to może być taki sam buntownik jak ona i np właściciel jakieś wyspy. Chyba po prostu chciałabym dla niej szczęścia, co jest dziwne, bo ja zwykle w opowiadaniach doszukuję się dramatu.
OdpowiedzUsuńGranica ułatwieniem? Nie sądzę. Problem powstanie wtedy, gdy zapragnie go dotknąć i tego by on ją dotknął, albo poczuć go w sobie... Nie da się przyjaźnić z mężczyzną i jednocześnie doszukiwać się w nim takiej fascynacji, bo ta fascynacja zwykle pcha dalej. Czuję, że ich też popchnie dalej.
I kolejny świetny pomysł, który niestety różni się od mojej wizji tego opowiadania. Ale Cahan by się zdziwiła, jakby się okazało, że jej towarzysz, na którego patrzy z góry, również pochodzi z klasy pierwszej.
UsuńDeirdre póki co jest na etapie postrzegania Lennana jako przyjaciela, więc dotyk nie jest jej w ogóle potrzebny. Teoretycznie oczywiście, bo nawet w przyjaźni pewne gesty są lepsze niż jakiekolwiek słowa.