Lennan z przyjemnością pomagał matce. Wypełnianie obowiązków należących do głowy rodziny, takich jak wszelkie naprawy w domu, sprawiało mu ogromną przyjemność. Niezbyt dobrze pamiętał ojca. Carry zawsze opowiadała o nim z czułością i tęsknotą. Niewątpliwie była to miłość jej życia – taka, jaką można przeżyć tylko raz. Małżeństwa zazwyczaj zawierano z obowiązku, z osobą odpowiednią, akceptowaną albo nawet wybraną przez rodziców. Matka miała to szczęście, że mąż okazał się uosobieniem wszystkiego, czego szukała w mężczyźnie. Zakochali się w sobie bez pamięci.
Może właśnie ze względu na to Carry zawsze powtarzała synom, że do niczego nie będzie ich zmuszać. Mówiła, że mogą wybrać na żonę nawet kobiety z niższej klasy, byle tylko czuli się szczęśliwi. Pewnie gdyby usłyszeli to inni mieszkańcy wioski, stwierdziliby, że Carry jest niepoważna i w ogóle nie dba o dobre imię rodu.
Do tej pory Lennan żywił przekonanie, że weźmie ślub z Laveną. Nie wyobrażał sobie innej przyszłości niż tej spędzonej u jej boku, w domu z gromadą ślicznych dzieci, które urodę odziedziczą po cudownej matce. Wszystko wydawało się takie idealne, bo kochała go dziewczyna z tej samej klasy, piękna i wspaniała. Czuł się szczęśliwy, a jednocześnie nie popełniał mezaliansu, więc był wolny od plotek ze strony złośliwych mieszkańców.
Ale wszystko się zmieniło. Lavena odeszła. Matka powtarzała, że w takim razie to nie była ta jedyna, że ta jedyna nigdy by go nie zostawiła. Lennan wątpił jednak, by w tej sprawie Carry miała rację. Jego serce umarło tak samo, jak serce matki, gdy dowiedziała się o śmierci ojca. Mężczyzna nigdy nie bał się fizycznej pracy i to właśnie w pracy poniósł śmierć. Jakiś nieszczęśliwy wypadek, matka nie chciała o tym mówić. Jedyne, co z tamtego dnia zapamiętał Lennan, to łzy Carry, jej ogromną rozpacz i słowa „a dzisiaj miałam mu powiedzieć, że jestem w ciąży”.
Obraz ojca z każdym kolejnym dniem stawał się coraz bardziej zamglony i chociaż Lennan ze wszystkich sił starał się zachować go w pamięci, wiedział, że nie zdoła tego zrobić. Twarz ojca traciła na intensywności, czas działał na niekorzyść wspomnień i sprawiał, że czasem wydawały się naprawdę odległe i nierzeczywiste. Lennan złapał się nawet na tym, że zastanawiał się, czy ojciec na pewno istniał, czy wszystkiego sobie nie wymyślił. W końcu to było tak dawno…
– Naprawiłem – oznajmił, zeskakując ze stołu na podłogę. Z dumą spojrzał na świecznik przymocowany do sufitu. Dzień wcześniej mało brakowało, by metalowa konstrukcja spadła i wyrządziła szkody. Całe szczęście, że nie zapalili wtedy świec, bo mogłoby nawet dojść do pożaru.
– Dziękuję – uśmiechnęła się matka. – W tym domu ciągle coś się psuje. A przecież wasz ojciec wybudował go nie tak dawno… No ale teraz trochę odpocznij. Wyjdź na spacer. Możesz zabrać ze sobą Aidana…
Lennan pokręcił głową. Nie miał czasu na spacery. Nadal pozostało wiele pracy przy zdobieniach mebli, z którymi męczył się już od wielu dni. Wiedział, że otrzyma za wysokie wynagrodzenie.
– Nie powinieneś ciągle pracować – westchnęła matka.
– A co innego mam do roboty?
– Jest wiele możliwości. Przede wszystkim powinieneś poznać jakieś dziewczyny. Lennan, wiem, że wciąż cierpisz, ale musisz dać szansę innym. Lavena już nie wróci, a gdzieś tam na pewno czeka na ciebie właściwa osoba…
Odwrócił się w progu. Nie spodobały mu się słowa matki. Wiedział, że kobieta chce dobrze, ale przecież powinna zrozumieć targające nim uczucia. Ona też straciła bezpowrotnie miłość swojego życia i od tamtej pory nie znalazła nowego męża. Czemu więc oczekiwała, że on zdoła pokochać jakąś przypadkową dziewczynę?
Nie miał ochoty na dalsze dyskusje o złamanym sercu, dlatego jedynie uśmiechnął się nieprzekonująco i ruszył w stronę warsztatu niedaleko Margadh. Zamierzał tego dnia skończyć rzeźbienia w dwóch ostatnich krzesłach i wreszcie odebrać wynagrodzenie. Jednocześnie pragnął, by to nigdy się nie skończyło. Przerażała go myśl, że już niedługo będzie miał dużo wolnego czasu. Wtedy z pewnością zacząłby rozmyślać. O życiu. O Lavenie. O samotności.
Ku jego zdziwieniu w warsztacie czekała Breena. Rozsiadła się bez skrępowania na ogromnym stole i wymachiwała nogami. Tę czynność nieco utrudniała jej długa sukienka jedna z takich, jakie nosiły wszystkie dziewczyny klasy średniej. Czarne włosy tym razem zaplotła w warkocz, który wdzięcznie opadał na ramię. Na widok Lennana uśmiechnęła się lekko i spuściła wzrok. Wyglądała na niewinną i nieśmiałą, ale chłopak wiedział, że to tylko gra pozorów. Gdyby dziewczyna rzeczywiście taka była, nie odważyłaby się przyjść do warsztatu.
– Witaj, Brenno. – Ucałował jej przegub, bo tak witano się w Mór. Dziewczyna odpowiedziała uprzejmym skinieniem, posyłając mu spojrzenie spod rzęs.
– Witaj, Lennanie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Dzisiaj nic szczególnego się nie dzieje i potrzebowałam towarzystwa. Pomyślałam, że przyjdę do warsztatu, bo na pewno zastanę cię pracującego nad meblami. Spędzasz tu niemal całe dnie.
Lennan faktycznie każdą wolną chwilę poświęcał na rzeźbienie. Nie tylko dlatego, że to pozwalało mu zapomnieć o Lavenie, ale również z tego powodu, że sprawiało mu to przyjemność. Może rzeczywiście był artystą, jak twierdziła Deirdre. Chociaż nie wiedział, o czym mógłby rozmawiać z Breeną, bo przecież w ogóle się nie znali, jednocześnie była to jakaś miła odmiana, wreszcie nie musiał spędzić popołudnia w samotności.
– Możesz zostać – powiedział w końcu, kiedy uświadomił sobie, że Breena wciąż czeka na jakąś odpowiedź. Na jej twarzy pojawił się uśmiech satysfakcji.
– No dobrze, w takim razie powiedz, nad czym teraz pracujesz. Mogę nawet w czymś pomóc, jeśli zajdzie taka potrzeba.
– Zostały mi do wykończenia nogi dwóch krzeseł. Widzisz? Tutaj jest jedynie wstępny zarys zdobień. Muszę to wszystko wyrzeźbić, a potem jeszcze wprowadzić poprawki. Spędzę nad tym cały dzień, a może nawet trochę dłużej – wskazał na drewno, które było jeszcze niemal całkowicie gładkie i dopiero za jakiś czas miało się przemienić w dzieło najznakomitszego cieśli.
– Och, obawiam się, że na niewiele ci się przydam. Nigdy nie trzymałam w ręku dłuta. Ale mogę pozamiatać, bo chyba nieprzyjemnie pracuje cię się w tych wszystkich wiórkach – zaproponowała i nie czekając na reakcję ze strony chłopaka, ruszyła w stronę miotły znajdującej się w kącie izby. – Mój ojciec zawsze powtarza, że porządek to podstawa przy pracy. Zobaczysz, że od razu będzie ci się lepiej rzeźbiło.
Lennan nigdy nie zwracał uwagi na bałagan, dlatego nie sądził, by usuniecie wiórków miało jakiekolwiek znaczenie. Mimo tego pozwolił dziewczynie zamiatać izbę. Breena poruszała się z wdziękiem i nuciła jedną z celtyckich pieśni. Jej głos był dźwięczny i czysty, ale właściwie Lennan nie powinien czuć się zaskoczony, bo bardzo wiele osób w Mór umiało śpiewać. Ciemne włosy falowały, gdy dziewczyna tańczyła z miotłą, sprawiając, że suknia wdzięcznie się kręciła. Breena miała doskonałe poczucie rytmu oraz płynne ruchy i z pewnością doskonale tańczyła.
Mało która dziewczyna mogła poszczycić się tak pięknymi włosami i pełnymi ustami w intensywnym kolorze. Lennan nie nazwałby Breeny pięknością, bo twarz miała raczej przeciętną, za to kształtów pozazdrościłaby jej każda rówieśniczka. Nawet zwyczajna suknia, dokładnie taka sama jak stroje innych dziewczyn, nie odejmowała Breenie uroku. Może to kwestia niezłomnej pewności siebie, czy gracji, z jaką dziewczyna się poruszała, ale było w niej coś hipnotyzującego. Lennan pomyślał, że powinien był pokochać właśnie kogoś takiego. Breena wyglądała na zdecydowaną osobę, która nie zmienia zbyt często zdania. Nie odeszłaby tak jak Lavena.
A jednak to na myśl o miedzianowłosej dziewczynie serce Lennana biło szybko i niespokojnie. Znów zebrało mu się na wspomnienia, ale postarał się szybko odgonić nieprzyjemne myśli i wrócił do pracy. Breena uśmiechała się lekko i wciąż śpiewała, a jej dźwięczny głos niósł się po izbie. Na pewno zdawała sobie sprawę, że chłopak jakiś czas się jej przyglądał. I z pewnością się jej to podobało.
Lennan nawet nie wiedział, kiedy dołączył do Breeny. Brakowało co prawda charakterystycznego brzmienia skrzypiec, kiedy śpiewali a cappella, ale pieśń wciąż miała w sobie jakąś magię. Dziewczyna nagle zatrzymała się na środku izby. Lennan zauważył, że zmiotła wszystkie wiórki i w pomieszczeniu rzeczywiście zrobiło się przyjemniej.
– Ładnie śpiewasz, Lennanie.
– Dziękuję, ty też masz świetny głos. – Nie sądził, że był z niego dobry śpiewak. Po prostu trafiał w dźwięki i na tym kończył się jego talent. Nic szczególnego.
– Może założymy zespół i będziemy podróżować po świecie? – uśmiechnęła się lekko. – Poradzimy sobie nawet bez skrzypka.
– No pewnie, po co nam inni muzycy – on również uniósł kąciki ust, przez chwilę dając się wciągnąć w tę bezsensowną, ale przyjemną rozmowę.
– Och i pomyśleć, że gdybym tu nie przyszła, teraz siedziałabym w domu i nie wiedziała, co ze sobą zrobić! – westchnęła nagle Breena. – Wiesz co, Lennanie? Będę przychodzić tu częściej. Pozamiatam, pośpiewamy kolejne pieśni i może opracujemy cały repertuar na naszą przyszłą podróż po świecie.
Lennan jedynie skinął głową. Było oczywiste, że Breena skorzystałaby z jakiegokolwiek pretekstu. To dziwne, że zabiegała o jego względy, ale najwyraźniej wcale jej nie przeszkadzało, że role są odwrotne niż to bywa zazwyczaj. Breenę cechowała determinacja. Widocznie z jakiegoś powodu rozpaczliwie potrzebowała znaleźć męża. Lennan nie był pewien, czy częste wizyty dziewczyny okażą się przyjemne. Po chwili przypomniał sobie jednak słowa matki. Rzeczywiście trzeba było żyć dalej, a jeśli chciał kiedykolwiek znaleźć żonę, musiał rozmawiać z dziewczynami. Czemu więc nie zacząć od Breeny, skoro sama stanęła na jego drodze?
Przyszła. Właściwie Lennan nie miał wątpliwości, że się pojawi. Wszystko przez to, że dostrzegł błysk w jej oczach, gdy sam zadecydował o czasie następnego spotkania. Kiedy więc pojawił się przy Teorainn Diamond, jak zwykle płosząc ptaki swoim ciężkim krokiem, ona już stała w umówionym miejscu, znów dumna i w pewien sposób nierzeczywista. Wiatr podwiewał materiał długiej spódnicy, która zawijała się wokół nóg, łuk leżał niedbale rzucony gdzieś obok kołczanu i pary kosztownych butów. Deirdre tymczasem po prostu trwała w miejscu jak kamienny posąg albo jedno z drzew w lesie i wypatrywała twarzy Lennana. Na jej czole znów zauważył przepaskę i zastanawiał się, czy dziewczyna kiedykolwiek się z nią rozstaje.
– Witaj, Deirdre – uśmiechnął się lekko. Dobre wychowanie kazało mu pocałować ją w rękę, ale granica to uniemożliwiała i nie wiedział, jak się zachować. Zamiast tego lekko się ukłonił, a dziewczyna na ten widok uniosła brwi.
– Proszę cię, nie róbmy z tego oficjalnego spotkania. Już wystarczająco dużo mam takich powitań na co dzień.
– Jak chcesz – wzruszył ramionami i usiadł tuż przy barierze. Deirdre podążyła za jego przykładem.
– W takim razie opowiedz, co robiłeś. Skończyłeś już pracę nad meblami?
– Prawie. Teraz to tylko kwestia szczegółów.
– Och, a więc jest z ciebie perfekcjonista – uniosła lekko brwi. – To dobrze, tacy powinni być prawdziwi artyści. Pamiętaj, że obiecałeś mi pokazać jeden ze swoich mebli.
– A ty, że zagrasz mi na harfie – odpowiedział uśmiechem. Przestał już czuć się skrępowany jej obecnością i nie miał już problemów z nieco złośliwymi odzywkami. Położył się na leśnym poszyciu, nie myśląc o tym, że niewątpliwie pobrudzi swój strój. I tak musiał go wyprać.
Deirdre patrzyła na niego z tajemniczym uśmiechem. Możliwie, że zauważyła zmianę w jego zachowaniu, a może po prostu nad czymś się zamyśliła. Lennan odwzajemnił jej spojrzenie i przez chwilę siedzieli w ten sposób, jedynie na siebie patrząc. Chłopak uświadomił sobie, że ostatni raz tak długo spoglądał dziewczynie w oczy, kiedy jeszcze spotykał się z Laveną. Pospiesznie spróbował odgonić te myśli, ale nie zdołał powstrzymać lekkiego skrzywienia.
– Co się stało? – zapytała Deirdre, której uwadze nie umknęła zmiana wyrazu twarzy Lennana.
– Nic…
Oczywiście było to kłamstwo i pewnie dziewczyna doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Co prawda znajdowała się w zupełnie innym świecie i nie mogła wyrządzić Lennanowi żadnej szkody, ale mimo tego zwierzanie się niemal kompletnie obcej osobie byłoby głupotą.
– Rozumiem – pokiwała głową. – Za wcześnie, by mówić o ważnych sprawach. Ale kiedyś mi opowiesz.
– Kiedyś – zgodził się. Dopiero po chwili dotarło do niego, że rzeczywiście w to wierzy.
– Wiesz, moja przyjaciółka jest zła, że tu przychodzę – wyznała Deirdre, wcale nieskrępowana, że dzieli się z chłopakiem swoimi osobistymi sprawami. – Mówi, że ta ściana mnie wyniszczy. Pewnie w jakimś stopniu ma rację, ale chyba nie rozumie, że wszelkie zakazy sprawiają, iż jeszcze bardziej chcę coś robić. Nienawidzę, gdy narzuca mi się, co powinnam czynić.
– Zauważyłem – uśmiechnął się lekko.
– Czy ty się ze mnie naśmiewasz, Lennanie? – zapytała, mrużąc oczy. Cień uśmiechu błąkającego się po jej twarzy zdradzał jednak, że wcale nie ma mu tego za złe. Może nawet cieszył ją fakt, że zdołała na chwilę zapomnieć o swoim zmartwieniu.
– Oczywiście, że nie. Przecież nie mógłbym się z ciebie śmiać – uniósł ręce w obronnym geście, a kiedy dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem, głośno się zaśmiał.
– Masz szczęście, Lennanie, że oddziela cię ode mnie ściana.
– Wiem – wyszczerzył zęby. – Mogę cię irytować, tak długo jak zechcę, a ty będziesz krzyczeć i się oburzać, ale nic nie zrobisz.
Deirdre uważnie przyjrzała się Lennanowi. Nie po raz pierwszy zresztą. O wiele bardziej lubiła go właśnie jako takiego kpiącego chłopaka, który leży swobodnie na leśnej ściółce i nie boi się mówić tego, co myśli. Był tak różny od smutnego, zagubionego chłopaka przy ich pierwszym spotkaniu. Możliwe, że wtedy miał okropny dzień, a może po prostu należał do takich osób, które nie od razu potrafiły być sobą. Wciąż jednak w jego ciemnych jak kora drzew oczach Deirdre dostrzegała błąkający się smutek. Jakakolwiek była jego przyczyna, Lennan niewątpliwie nosił w sercu ogromny ciężar, z którym musiał się mierzyć każdego dnia.
– No niestety – westchnęła dziewczyna, udając zrozpaczoną. Tak naprawdę bardzo się cieszyła, że wszystko jest inne niż zazwyczaj, nierzeczywiste, a dzięki temu także bezpieczne.
Siedzieli tak jeszcze przez długi czas. Deirdre ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że z łatwością potrafi rozmawiać z chłopakiem z Mór. Łączyło ich wiele, przede wszystkim zmysł artystyczny, choć nie brak też było różnic, chociażby tak bardzo rzucającego się w oczy odmiennego statusu społecznego. Mimo wszystko Deirdre kompletnie nie przeszkadzało, że rozmawia z kimś mniej zamożnym. Chwilami nawet kompletnie zapominała, iż Lennan pochodzi z klasy średniej. Zresztą, jakie to właściwie miało znaczenie?
Chłopak opowiadał jej o życiu zwykłego mieszkańca wioski. Było to dla niej niezwykle fascynujące, gdyż sama przywykła do wygód i drogich strojów, ewentualnie do chwil buntu i wypraw do lasu, ale nigdy nie musiała pracować czy dostosowywać się do żądań innych ludzi. Tymczasem oczy Lennana błyszczały, gdy Deirdre opowiadała o swojej służbie i wystawnych przyjęciach. Chłopak utrzymywał, że pieniądze wcale go nie interesują, ale oboje zdawali sobie sprawę, że każdy człowiek dałby się skusić luksusom.
– Wiesz co, twoja przyjaciółka kompletnie się myliła. Wydaje mi się, że nasze spotkanie było cudownym zrządzeniem losu. Dawno nie poznałem nikogo, z kim tak dobrze by mi się rozmawiało – wyznał Lennan. Deirdre spodobała się jego prostolinijność.
– Szkoda, że nie może tego usłyszeć – uśmiechnęła się krzywo.
– Czemu nie? Przyprowadź ją tu kiedyś. Chętnie ją poznam.
– Naprawdę?
– No pewnie. A czemu nie? Już ją sobie wyobrażam. Musi być jeszcze bardziej zgryźliwa niż ty…
– O nie, Lennanie. Teraz naprawdę powinieneś być wdzięczny, że znajdujesz się za ścianą – zaśmiała się Deirdre, udając oburzoną. Tym razem jej śmiech był prawdziwy i chłopak przez chwilę słuchał go w milczeniu. Nie sądził, by często nadarzyła się okazja zobaczenia prawdziwie rozbawionej Deirdre, dlatego pragnął zapamiętać ten moment.
– No pewnie. Jedno naciągnięcie cięciwy i byłoby po mnie. Chyba musimy już iść – dodał po chwili, patrząc na ciemność, która powoli ogarnęła Collie Fada. – Ale spotkamy się niedługo.
– Jutro. Jutro w samo południe – tym razem to Deirdre przejęła inicjatywę.
– Niech będzie. Mam nawet pomysł, co będziemy robić.
– Siedzieć przy ścianie jak zawsze?
– Nie, coś ciekawszego – uśmiechnął się tajemniczo. – A więc jutro w południe. Do zobaczenia, dziewczyno z lasu.
– Do zobaczenia, chłopcze płoszący wszystkie zwierzęta – posłała mu kolejny uśmieszek, a potem powoli się oddaliła.
Tym razem pojawiam się szybko, w koncu mam juz normalny dostęp do netu :) rozdział jak zwykle świetny. Podobała mi się historia rodzcw Lenna. Moze nie opisalas jej bardzo szczegółowo, lecz widac, ze łączyła och prawdziwa milosc. I coz, moze i chłopak tęskni za swoja była dziewczyna, ale sadze, ma, wielka nadzieje, ze to mie ona Nhyla jego miłością życia. Coz, on dla niej z pewnością nie.. Zreszta ja mam dobra kandydatkę do skradzenia mu serca o nie jest to ani l, ani B, tylko ktos zza bariery ;) spotkanie głównych bohaterow jak zwykle bardzo mi sięodobalo. Coraz bardziej się poznają. Musle, ze Lean niedługo wyzna Deirde, co go tak meczy. Ale wczesniej bedzie to spotkanie, na ktore zaplanował cos specjalnego... Moze przytaszczy jakiś mebel? To byłoby cirkawe, ale chyba dosc trudne xD z pewnością jednak jestem równie ciekawa jego pomysłu co Deirde :) czekam z niecierpliwością na cd :)
OdpowiedzUsuńOdniosłam wrażenie, że ten rozdział był jakiś wyjątkowo krótki. Szkoda, bo bardzo przyjemnie mi się go czytało ;) Nie zaskoczyło mnie, że Lennan zaczął inaczej się zachowywać w towarzystwie Deirdre, skoro ich znajomość ciągle idzie do przodu. I chyba wziął sobie do serca rady matki skoro sam zaproponował, by D przyprowadziła koleżankę. Myślę, że powoli coś w nim pęka i choć nadal myśli o byłej to coraz bardziej wychodzi do ludzi i powoli przestaje się izolować. To dobrze, bo ile można płakać nad rozlanym mlekiem? Ale zaskoczyło mnie zachowanie Breeny. Nie sądziłam, że będzie zabiegać o jego względy i że po jego ostatnim zachowaniu będzie chciała ponownie się z nim spotkać. Jest pewna siebie i chyba zależy jej na kontaktach z nim. Choc nie jestem pewna czy za niedługo nie zacznie być po prostu natrętna. Wygląda na taką co byłaby do tego zdolna;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;*
Przyjemnie czytało sie o kolejnym (każdym) spotkaniu Deirdre z Lennanem. Podoba mi się coraz większa swoboda i naturalność u obojga - szczególnie u chłopaka.
OdpowiedzUsuńFajnie, że Breena towarzyszy mu przy pracy jednak nie mogę sobie wyobrazić aby Lennan pomyślał o niej jak o kandydatce na żonę. Choć wydaję się być uroczą osóbką to jej pewność siebie nie pasuje mi do Lennnana.
Co też ciekawszego od siedzenia przy Teorainn mógł wymyśleć?:)
Pozdrawiam!
Breena ma zupełnie inne spojrzenie na świat niż Lennan. Na razie jeszcze tego nie było tak widać, ale ona żyje chwilą i nie myśli o przyszłości czy przeszłości, a on z kolei od wielu miesięcy rozpacza za dawną miłością. Także rzeczywiście nie do końca do siebie pasują.
UsuńCarry ma trochę racji. Rzeczywiście, czysto teoretycznie, powinno być tak, że jeśli naprawdę się kogoś kocha i to jest „ta jedyna”/ „ten jedyny”, to nie da rady tak po prostu go zostawić. Co prawda są też różne losowe zdarzenia, ale w przypadku Lennana, mimo że do końca niejasne jest to, co dokładnie się między nim i Laveną wydarzyło, to mam przeczucie, że Carry się nie myli i że, chociaż Lennan na razie sądzi inaczej, to jednak oni po prostu nie byli sobie pisani. Najwidoczniej, przynajmniej ze strony Laveny, nie było to wystarczająco silne uczucie, które pozwalałoby jej wciąż tkwić u boku Lennana. Mam nadzieję, że Lennan wkrótce zgodzi się z tym stwierdzeniem i pomalutku wyprzątnie resztki po Lavenie ze swojego serca. Zresztą już teraz robi maluteńkie kroczki w tę stronę. Co prawda, na razie te jego kroczki przypominają bardziej drobienie w miejscu niż spacer w stumilowych butach, no ale najważniejsze by od czegoś zacząć xd Niewątpliwie te spotkania z Deirdre pozwalają mu na trochę zapomnieć o Lavenie. Dziewczyna jest na tyle zajmująca i intrygująca, że przy niej Lenna skupia się tylko na tym, co teraz, nie na przeszłości. Fakt, od czasu do czasu nawet podczas ich spotkań Lavena przemyka gdzieś w tle niczym zły duch, ale nie wpływa to w znaczący sposób na ich dyskusję. W ogóle… jak to, Lennan szykuje jakąś niespodziankę? :O Mam nadzieję, że to nic wybuchowego, co najwyżej jedynie odlotowego (chociaż nawet gdyby Lennan postanowił zabawić się w terrorystę /kompletnie nie mam pojęcia skąd mi przyszła taka myśl, przecież Lennanek jest uroczy i za nic nie pasuje na terrorystę/ to i tak Teorainn Deirdre ochroni :P). Teraz dopiero mam zagwozdkę i nawet nie ośmielam się obstawiać, co też Lennan wykombinował :D
OdpowiedzUsuńEch, Breena czy ja ci nie dawałam już rady w stylu „odczep się od Lennanka”? Chyba się obrażę, bo zdaje mi się, że mnie zignorowałaś i zdecydowałaś dalej zawracać mu głowę. Co prawda, chcąc nie chcąc, muszę przyznać, że całkiem zaradna i na pierwszy rzut oka miła z niej dziewczyna, ale jakoś tak… Nie wiem, ale gdy wyobrażam sobie tę sceną w tym rozdziale oraz tę wcześniejszą, to widzę ją jako taką kobietę-wampa, która Lennanka swoją obecnością przytłacza. On jest taki wrażliwy, a ona tak się w jego pobliże pcha, nie, nie, to takie… hmm, brakuje mi słowa… agresywne? Nie wiem, po prostu mam wrażenie, że ona w tajemnicy zapuściła sobie bardzo długie paznokcie i tylko czeka na moment, w którym zdezorientowany Lennan pozwoli się jej do siebie zbliżyć, a ona wtedy rzuci się na niego, wczepiając swoje szpony w jego koszulę i… już nigdy nie puści. Oczywiście, o wiele bardziej przeraża mnie też fakt, że o ile na początku Lennan ją zignorował (brawo!), o tyle teraz postanowił, że nawet mógłby być dla niej miły. Także zaczynam o niego się bać :P
Pozdrawiam serdecznie <3
Lennan to taki dobry człowiek. Mam tutaj na myśli jego relacje z rodziną. Kocha młodszego brata i oddałby za niego życie, dba także, by jego mamie niczego nie zabrakło. Musiał zmierzyć się z faktem, że stracił ojca i przejął typowe męskie obowiązki. Niektórzy pewnie by narzekali, że przedwcześnie zostali głową rodziny, tymczasem Lennan naprawdę się cieszy, mogąc się do czegoś przydać i pomóc matce w codziennych obowiązkach. Ta kobieta pojawiła się w rozdziale zaledwie na chwilę, ale polubiłam ją natychmiast. Bije od niej niezwykłe ciepło i dobroć, dlatego jej uwaga o Lavenie nie wydała mi się nie na miejscu. Wiem, że kieruje się przede wszystkim dobrem syna - no i ma rację, bo chociaż nie mam pojęcia, czemu Lavena porzuciła Lennana, wierzę, że gdyby była tą jedyną, to nadal trwałaby u jego boku. Pora zatem rozejrzeć się za kimś właściwym. Niestety Breena nie wydaje mi się do tego odpowiednią kandydatką. Jest miła, wesoła i bystra, to fakt, na pewno dałoby się ją lubić, może i pokochać, ale ona i Lennan po prostu mi do siebie nie pasują. Wiem, że towarzystwo ładnej, energicznej dziewczyny każdemu facetowi sprawiłoby przyjemność, jednak coś mi się wydaje, że dla Lennana spotkania w warsztacie będą jedynie prostą rozrywką, tymczasem Breena coraz bardziej zacznie rościć sobie do niego prawa. Widać, że go lubi i zależy jej, by zwrócił na nią uwagę. Nie ma nic złego w tym, że walczy o mężczyznę, aczkolwiek nie wydaje mi się, by Lennan kiedykolwiek otworzył przed nią serce.
OdpowiedzUsuńUwielbiam rozmowy Deirdre i Lennana, w ich relacji można dostrzeć diametralną zmianę, przez co nie przypominają już tych samych osób, które zupełnie przypadkiem spotkały się przy Teorainn Diamond. Są bardziej swobodni w swoim towarzystwie i naprawdę się ze sobą dogadują, co bardzo mnie cieszy. Przyjaciółki Deirdre mogą mówić co chcą, jak na moje ta znajomość wychodzi na dobre obojgu. Główna bohaterka może w końcu zaspokoić swoją ciekawość dotyczącą tego, co kryje się za niewidzialną barierą, zaś Lennan poznał kogoś, kto może teraz jest tylko sposobem na oderwanie się od przykrych myśli, ale z czasem może stać się jego przyjacielem. Wydaje mi się, że to właśnie szczera rozmowa o Lavenie mogłaby mu choć trochę pomóc uporać się z bólem po stracie ukochanej. A Deirdre byłaby wdzięcznym słuchaczem, już teraz domyśla się, że jej nowy znajomy ma jakieś zmartwienie, z którym na razie nie chce się dzielić. Może z czasem Lennan się otworzy, cieszę się natomiast, że nie ma nic przeciwko, by Deirdre przyprowadziła kiedyś ze sobą przyjaciółkę. To naprawdę otwarty i sympatyczny młody mężczyzna, cieszę się, że Deirdre spotkała właśnie kogoś takiego :) Jestem ciekawa, co Lennan przygotował na następne spotkanie. Wbrew pozorom zaangażował się w tę znajomość, nawet jeśli na razie tego nie widzi.
Rozdział jak zawsze świetny. Tworzysz niepowtarzalny klimat w swoich historiach :)
Pozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Matka Lennana jest wspaniałą osobą. Podziwiam ją za taką postawę, zwłaszcza wobec przekonań panujących wokoło. Najważniejsze dla niej jest dobro synów i to jest urocze. Śmierć męża, zwłaszcza w takich okolicznościach, musiał być dla niej potwornym ciosem, ale mimo to wytrzymała i całą miłość przeniosła na dzieci. To też jest godne podziwu.
OdpowiedzUsuńWidać, że ona martwi się o Lennana. On jest odrobinę pracoholikiem, ale chyba w tej pracy stara się zatracić, aby nie myśleć o ukochanej dziewczynie. Jest młody, a momentami zachowuje się jak starzec, którego w życiu już nic dobrego nie czeka.
Brenna jest uparta i zastanawiam się czy dla Lennana to dobrze, czy niekoniecznie. Natarczywość nie jest najlepsza sama w sobie, ale może dla chłopaka jest jedyną okazją do przełamania tego wewnętrznego smutku?
Te marzenia o zespole i podróży po świecie były urocze. Powoli chyba przekonuję się do tej dziewczyny. Nadal wolę Deirdre, ale Brenna również ma w sobie coś takiego, co sprawia, że łatwo zapałać do niej sympatią.
Właśnie. Lubię spotkania Lennana z Deirdre. Ich rozmowy są takie swobodne, beztroskie, naturalne. Widać, że oboje czerpią przyjemność z tych krótkich spotkań.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam!
Ach ten Lennan. Zastanawia mnie kiedy on w końcu zapomni o tej Lavenie. Już miałam wrażenie, że jest na prostej drodze ku temu, ale najwidoczniej wciąż pojawiają się na niej skrzyżowania i zakręty. Ciągle powraca do tej dziewczyny pamięcią... A przecież poznał Deirdre! To samo w sobie powinno sprawić, że jego głowę opuszcza była dziewczyna. Oczywiście żartuję. Niemniej jednak mam nadzieję, że w końcu nadejdzie ten moment, w którym chłopak zdoła pozbyć się tego wewnętrznego smutku. Tak swoją drogą, jak zwykle podobało mi się spotkanie w lesie. Przekomarzanie tej dwójki jest tak genialne, że mogłabym czytać je bez przerwy. Uwielbiam to! Jestem ciekawa, co też Lennan planuje na ich najbliższe spotkanie? Hmmm... W sumie to nie mam pojęcia.
OdpowiedzUsuńCo do Breeny. Podoba mi się osobowość tej dziewczyny. Nieźle ją wykreowałaś. Jednak osobiście nie widzę jej u boku Lennana. Ale nadaje się idealnie na dobrą przyjaciółkę. Poza tym ta jej pewność siebie... Nie no lubię tę dziewczynę.
Czekam na ciąg dalszy. Cóż innego mogę zrobić? Co do rozdziału: genialny! Napisany perfekcyjnie. Pozdrawiam! :)
http://fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com/2015/06/rozdzia-5-prawda-niosaca-zagrozenie-cz4.html?m=1
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie :D pojawił się u mnie nowy rozdział i zapraszam, jeśli czas pozwala ;)
Na Twoim blogu mam do nadrobienia 6 rozdziałó i w tydzień napewno nadrobie :) po jednym na dobry sen będę czytała ;)
Zacznę od jutra c:
Pozdrawiam ciepło i weny!
Super, że wróciłaś do blogowania! Postaram się nadrobić rozdział u Ciebie jak najszybciej.
UsuńLennan jest naprawdę oddany swojej rodzinie. To bardzo ładna i ciekawa cecha. Pomaga matce, wychodzi z bratem, naprawia domowe usterki... Widać, że przez utratę ojca musiał szybko dorosnąć i przejąć jego obowiązki. Z jednej strony to przykre utracić kogoś tak bliskiego, ale z drugiej... Dzięki temu Lennan stał się zaradny i odpowiedzialny.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że chopak jest taki - w sumie jak na artystę przystało - wrażliwy. To dlatego jego serce nie może odpuścić Laveni. Ciekawa jestem czy wkrótce spróbuje o niej zapomnieć. Rozumiem go, ciężko odciąć się od kogoś, kogo się kocha. Może słowa matki kiedyś staną się dla niego prawdą. W mojej wyobraźni jego projekty są piękne, jestem pewna, że gdybym mogła zobaczyć jego dzieła na własne oczy, sama zatrudniłabym go do wykonania czegoś :) Sądzę, że Deirdre także doceniłaby ich piękno, chociaż myślę sobie, że ciężko będzie zanieść krzesło do lasu, niemniej jestem ciekawa jej reakcji.
Bo Breena jest zachwycona, chociaż jak sądzę bardziej przychodzi dla samego Lennana niż dla podziwiania jego pracy. Ogólnie intryguje mnie jej postać i jakie ma znaczenie dla opowiadania. Zgaduję, że jeszcze nie raz się pojawi, bo wcale nie jest nieproszona, pytanie tylko, co tam dla niej zaplanowałaś. :)
Jej ładny głos to już atut, może jakoś pozytywnie wpłynie na Lenmana? Nie sugeruje od razu zaręczyn, ale może uda jej się odciągnąć jego uwagę od ex panny. Wciąż mnie zastanawiają jej pobudki, czemu zostawiła tak dobrego dla innych chłopaka. Pamiętam, że byli od siebie różni, ale co poszło nie tak?
Znajomość pomiędzy Lennanem a Deirdre wciąż jest fascynująca. Ja tak bardzo chcę, żeby ta bariera teorainn opadła, żeby naprawdę mogli się zaprzyjaźnić.! Może Deirdre nauczyłaby Lennana polować, albo co?
W każdym razie widać, że co raz lepiej się dogadują, a ty jako autorka świetnie opisujesz ich przygody :)
Pozdrawiam :*
Tak więc relacja tych dwojga się rozwija, ale jest jeszcze coś, jest to co robi się między L, a jego nową koleżanką, tą od zamiatania :)
OdpowiedzUsuńPóki co mało było o matce chłopaka. Znaczy niby coś tam przemycasz, ale mimo wszystko to matka D jest bardziej wyrazista, a matka L przy niej to taka szara, zupełnie nieistotna myszka.
Blair jest bardziej wyrazista z natury, matka Lennana to raczej spokojna kobieta. Ale będzie o niej nieco więcej w kolejnych rozdziałach.
Usuń