sobota, 12 września 2015

# Teorainn: Rozdział 11.


           
Deirdre zmierzała właśnie w stronę domu przyjaciółek, kiedy ktoś chwycił ją za ramię. Odwróciła się pewna, że to matka albo Cahan, bo nikt inny nie zatrzymywałby jej w ten sposób. Ale to Oisin ukazał się jej oczom.
– Witaj – dygnęła. Normalnie by tego nie zrobiła, ale znajdowała się na środku Margadh pod ostrzałem spojrzeń.
– Deirdre – skinął głowę i odpowiedział uśmiechem. Spojrzała w łagodne, szare oczy i po raz kolejny dotarło do niej, o ile łatwiejsze byłoby życie, gdyby zdołała pokochać tego młodzieńca. – Dawno się nie widzieliśmy.
– Tak, masz rację. Jestem ostatnio trochę zajęta…
– Zauważyłem. Wymykasz się gdzieś wieczorami. Co się dzieje? Czy masz jakiegoś sekretnego kochanka? Jakąś tajemnicę?
A więc jednak nocne wyprawy do lasu nie pozostały niezauważone. Właściwie Deirdre podświadomie się tego spodziewała, ale myśl, że ktoś może odkryć jej tajemnicę, wzbudziła niepokój.
– Oczywiście, że nie mam kochanka. Za kogo mnie uważasz? Przecież obiecałam, że będziesz pierwszym, który dowie się, jeśli zdołam kogoś pokochać. Myślisz, że bym cię okłamała?
Nie mogła się wyzbyć żalu tak wyraźnego w jej głosie. Oisin skrzywił się; najwyraźniej również jego uwadze nie umknęła ta oznaka rozczarowania. W szarych oczach Deirdre dostrzegła skruchę. Nie powinna była dziwić się tym podejrzeniom. Mało rzeczy dziewczyna klasy pierwszej mogła robić w lesie, w dodatku po zmroku.
– Przepraszam, Deirdre. Masz rację, powinienem ci ufać. Po prostu się martwię. Znikasz na wiele godzin, teraz także w środku dnia. Kilka razy chciałem cię odwiedzić, ale nigdy nie zastałem cię w domu.
– To nie jest odpowiednie miejsce do rozmowy – przerwała mu i rozejrzała się dookoła. Co prawda nikt nie przystanął, żeby ich podsłuchać, ale i tak odczuwała niepokój. Stragany znajdowały się niedaleko i nie miała pewności, czy przypadkiem jedno lub dwa zdania nie dolecą do uszu ciekawskich.
Oisin skinął głową i pociągnął Deirdre za rękę. Pozwoliła na to, chociaż czuła się nieswojo, kiedy spletli palce. Szli w milczeniu jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu Oisin zatrzymał się w okolicy swojego domu. Było tam spokojnie, kolejne budynki znajdowały się w znacznej odległości, a poza tym w pobliżu nie dało się dostrzec nikogo. Deirdre wcale to nie cieszyło. Wolałaby, gdyby właśnie teraz tłumy ludzi postanowiły wybrały się na spacer, uniemożliwiając rozmowę.
– Teraz jesteśmy sami – uśmiechnął się Oisin.
– Wiem, ale to chyba niczego nie zmienia. Nie mogę ci powiedzieć, po prostu nie mogę.
            – Nie ufasz mi. – Jego słowa nie zabrzmiały jak oskarżenie, raczej jak stwierdzenie faktu, chociaż w tęczówkach kryła się pewna uraza, może nawet cień bólu.
            – Nie, to nie tak. Im mniej osób wie, tym bezpieczniej. Ufam ci, ale mimo wszystko… To coś, czego nie powinnam zdradzić mieszkańcom wioski.
            Oisin przyglądał się jej uważnie i choć jego oczy zdradzały wiele, to twarz pozostała nieprzenikniona. Deirdre nie wiedziała, jak ma mu wszystko wytłumaczyć. Wolała, żeby młodzieniec nie dowiedział się o strzelaniu do zwierząt. A tym bardziej o Lennanie. Może to nie był sekretny kochanek, ale mimo wszystko zakochany Oisin mógłby poczuć się zraniony. Deirdre nienawidziła być przyczyną jego bólu.
            – Nie powiedziałbym nikomu – odezwał się po chwili milczenia. Znów cierpiał. Nie po raz pierwszy i niestety także nie po raz ostatni.
            – Wiem… Ja po prostu… Nie jestem w stanie ci tego wytłumaczyć. Nie chodzi o to, tylko…
            – Myślę, że nie ma już nic więcej, do wyjaśniania. Żegnaj, Deirdre. Do zobaczenia.
            Ukłonił jej się na odchodne. Może ze złośliwości, a może z podenerwowania zapomniał, że miał tego nie robić. Deirdre wpatrywała się bezradnie w jego oddalającą się sylwetkę. Była beznadziejną przyjaciółką, ale nic nie mogła na to poradzić. Naprawdę jej na nim zależało i czasem zdarzało się, że przepłakała noc z powodów targających nią wyrzutów sumienia. To jednak była sytuacja bez wyjścia. Za bardzo lubiła Oisina, by pozwolić mu odejść, a jednocześnie nie mogła dać mu tego, czego pragnął.
            Potrząsnęła głową, nie chcąc dłużej myśleć o przyjacielu. Wiedziała, że już następnego dnia zacznie udawać, że nic się nie stało albo przeprosi za swoje zachowanie. To właśnie było najgorsze w tej całej miłości – nawet jeśli to ona zrobiła coś złego, Oisin niemal od razu jej wybaczał i w dodatku brał na siebie całą winę.
            Do domu przyjaciółek dotarła szybko. Poruszała nogami nieświadomie i nim się obejrzała, już była na miejscu. Zastukała w drzwi, które już po chwili otworzyła służąca. Zaprowadziła Deirdre do pokoju Kiary. Dziewczyna jak zwykle sprzeczała się o coś z Cahan, choć nie była to prawdziwa kłótnia, jedynie siostrzane przekomarzanie.
            – Deirdre – uśmiechnęła się Cahan. Jak zawsze udawała, że on i jej przyjaciółka nigdy się nie pokłóciły, co obu bardzo odpowiadało. – Jesteś smutna. Co się stało?
            – Nic. Po prostu spotkałam Oisina. Pytał, czemu tak często chodzę do lasu. Nie mogłam mu powiedzieć, a on poczuł się urażony. Sądzi, że mu nie ufam.
            – Biedny Oisin, tak mi go szkoda. Wokół kręci się wiele pięknych dziewczyn, ale on świata poza tobą nie widzi. A jesteś chyba jedyną, która go odpycha – westchnęła Kiara.
            – Ale przecież to nie moja wina. Niczego mu nie obiecywałam. To nasi rodzice od dawna bawią się w swatkę. Naprawdę lubię Oisina i miło spędza mi się z nim czas. Tylko, że nie czuję nic więcej.
            – Deirdre, nie bądź zła, ale czy nie wydaje ci się, że ty rzeczywiście mu nie ufasz? No bo niby czemu nie powiedziałaś o swoich polowaniach?  – wtrąciła Cahan, zmieniając temat.
            – Przecież to nie tak! – zdenerwowała się Deirdre. – Nikt nie może się dowiedzieć. Im mniej osób…
            – Tak, tak. Ale my wiemy. Czemu?
            – Bo się przyjaźnimy – odpowiedziała bez zastanowienia.
            – No właśnie – Cahan tylko uniosła brwi.
            Deirdre bardzo nie podobała się ta sugestia. Przecież po prostu nie chciała, by przyjaciel się o nią martwił – strzelania z łuku nie uchodziło za do końca bezpieczne. A po części była też chyba zwykłą egoistką. Obawiała się, że kiedy do Oisina dotrze, iż wcale nie jest taka doskonała i niewinna, zrezygnuje z tej znajomości i znajdzie inną żonę.
            Nie chciała jednak mówić o tym przyjaciółkom. Zamiast tego udała, że Cahan ma rację i po chwili blondwłosa dziewczyna zaczęła opowiadać o kolejnej morskiej wyprawie. Jej oczy błyszczały, a na twarzy pojawiła się tęsknota. Cahan nie była osobą zdolną usiedzieć w jednym miejscu. Nie ruszając się, powoli umierała.
            – A powiedz, jak twoje spotkania z chłopakiem z drugiej strony – poprosiła, gdy jej opowieść dobiegła końca. Najwyraźniej chciała całkowicie zażegnać kłótnię.
            – Bez zmian… Chociaż nie. Lennan powiedział, że chciałby was poznać w najbliższej przyszłości.       
– Naprawdę?! – Oczy Kiary zabłysły. – To cudownie. Ja również chcę wiedzieć, jaki on jest!
            – Też jestem ciekawa – zgodziła się Cahan. – To kiedy nam go przedstawisz?
            – Wkrótce – uśmiechnęła się Deirdre.


            Przyszła o wyznaczonej porze, chociaż niemal się spóźniła. Nie wiedziała, co powiedzieć rodzicom, bo przecież dopiero co wróciła od przyjaciółek, a na polowanie do lasu nie puściliby jej w ciągu dnia. Długo szukała odpowiedniej wymówki, aż w końcu, w akcie desperacji, skłamała, że wybiera się do Oisina. Matka wyraziła zgodę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia. Deirdre czuła ogromne wyrzuty sumienia, ale taka wymówka była jedynym sposobem na uniknięcie dalszych pytań. Miała tylko nadzieję, że Oisin nie postanowi w tym czasie wybrać się do jej domu, aby przeprosić, jak to zwykle miał w zwyczaju.
            Lennan już czekał, opierając się niedbale o Teorainn. Wyglądał dość osobliwie, jakby jego ciało przeczyło wszelkim prawom grawitacji. Na widok znajomej z Ádh na przystojnej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, choć zupełnie inny niż ten, który Deirdre tak często widywała u Oisina.
            – Spóźniłaś się, dziewczyno z lasu.
            – Przepraszam. Był problem, żeby się wymknąć. Ty nigdy tak nie masz?
            – Nie. Zapominasz, że należę do klasy średniej. Nie pilnuje mnie służba, poza tym, kiedy wychodzę, to zazwyczaj do pracy. Nikt o nic nie pyta. No i nie jestem dziewczyną, to też wiele ułatwia.
            – Masz rację – skinęła głową. – Ale lepiej powiedz, jaką masz dla mnie niespodziankę. Umieram z ciekawości!
            Całą drogę zastanawiała się, co też mogło przyjść do głowy Lennanowi i nurtowało ją to tak bardzo, że zapomniała o wszelkich zmartwieniach. Kiedy dotarła na miejsce, poczuła lekkie rozczarowanie. Wszystko wyglądało zwyczajnie.
            – Jesteś bardzo niecierpliwa. – W jego ustach zabrzmiało to jak komplement. – Pomyślałem, że nie należysz do osób lubiących rutynę. Uznałem, że jeśli dalej będziemy spotykać się w tym samym miejscu, ta znajomość szybko ci się znudzi. Dlatego postanowiłem, że pójdziemy na spacer.
            Deirdre nie wiedziała, jak zareagować. Cieszyć się, że chłopakowi najwyraźniej zależało na utrzymywaniu znajomości, czy może wybuchnąć śmiechem, po wysłuchaniu tak niedorzecznego pomysłu.
            – Jak to sobie wyobrażasz? Zapominasz, że oddziela nas Diamentowa Granica?
            – Nie, Deirdre, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Ale to niczego nie zmienia. Możemy iść wzdłuż Teorainn Diamond i rozmawiać. Będzie tak, jakbyśmy znajdowali się po jednej stronie, prawda?
            Na początku istotnie po prostu szli obok siebie, ale nie byli w stanie trzymać się linii prostej, więc co jakiś czas obijali się ramieniem czy nogą o Teorainn. W końcu Lennan poddał się i wyciągnął rękę tak, by pod palcami czuć opór granicy. Deirdre podążyła za jego przykładem i od tej pory mieli uniesione dłonie.
            Deirdre czuła dziwne napięcie, oddziaływanie między ich ciałami, chociaż prawdopodobnie był to wymysł jej wyobraźni. Nie dało się poczuć, tego, co znajdowało się po drugiej stronie Teorainn, a mimo wszystko dziewczynie było nieswojo, jakby rzeczywiście dotykali się dłońmi, gdy te raz na jakiś czas ułożyły się równolegle.
            – O czym myślisz? – zapytał nagle Lennan. Nie mogła powiedzieć prawdy, dlatego przez chwilę milczała.
            – Zachowałam się dzisiaj okropnie w stosunku do pewnej osoby i mam wyrzuty sumienia – powiedziała nim zdołała się powstrzymać. Co ona wyprawiała? Oisinowi nie mówiła wszystkiego, a tymczasem zebrało się jej na zwierzenia przy niemal obcym człowieku?
            – No tak, mogę to sobie wyobrazić. W końcu mnie kiedyś próbowałaś zastrzelić z łuku – zaśmiał się Lennan, a kiedy dostrzegł, że Deirdre milczy, również spoważniał. – Przepraszam. Nie powinienem był. Opowiedz, co dokładnie się stało.
            Chciała się wycofać i zmienić temat, ale słowa same wypłynęły z jej ust. Zaczęła mówić o Oisinie, o kłopotliwej relacji, o swataniu przez rodziców, przyjaźni i nieodwzajemnionej miłości, a nawet o obietnicy ślubu.
            – Szkoda mi go – westchnął Lennan, a Deirdre skrzywiła się, słysząc podobne słowa po raz kolejny tego samego dnia. – Ale nadal nie rozumiem, co właściwie się stało. Przecież sprawy mają się tak od dawna, więc czemu akurat dzisiaj się przejmujesz?
            – Zapytał mnie, czemu tak często znikam w lesie. Nie mogłam powiedzieć prawdy. Uznał, że mu nie ufam, a to wcale nie tak. Sam bez wahania powiedziałby mi wszystko, a ja mam przed nim sekrety. To bardzo go zabolało.
            Dopiero w tamtej chwili uświadomiła sobie ironię całej sytuacji. Nie dość, że właśnie zwierzała się nowopoznanemu chłopakowi, to znał on jej tajemnicę: tę, której nie chciała wyznać Oisinowi – wieloletniemu przyjacielowi, osobie, która bezgranicznie jej ufała i z którą prawdopodobnie już niedługo miała wziąć ślub…
            – Nie do końca rozumiem, czemu nie możesz mu powiedzieć.
            – Jak to? Pochodzę z klasy pierwszej. Wyobrażasz sobie, co by pomyśleli ludzie, gdyby dowiedzieli się, jak spędzam czas wolny? Matka by mi nie wybaczyła tych wszystkich plotek.
            – Ale skoro się przyjaźnicie, nikt by się nie dowiedział. Wydaje mi się, że wcale nie chodzi o to, co pomyślą inni, ale co pomyśli on sam.
            Deirdre nie miała pojęcia, jakim cudem Lennan odgadł kierujące nią pobudki. Przez chwilę rozważała nawet, czy przez pomyłkę nie powiedziała na głos tego, co kryło się w jej głowie.
            Czy naprawdę ukrywała przed Oisinem wyprawy do lasu, by postrzegał ją jako delikatną dziewczynę potrzebującą opieki? Czy chciała, by się o nią troszczył i by jeszcze bardziej się przywiązywał?
            – Chyba jestem okropna.
            – Nie. Po prostu przejmujesz się zdaniem innych. To całkiem normalne – zaprzeczył Lennan. Nie była pewna, czy mówił szczerze, czy tylko usiłował ją pocieszyć, bo tak wypadało.
            – Całkiem normalne? Ty nie wyglądasz, jakby obchodziło cię zdanie kogokolwiek…
            Lennan rzeczywiście sprawiał wrażenie kogoś, kogo nie zastanawia opinia otaczających go ludzi. Choć wynikało to raczej z pewnego rodzaju zrezygnowania i smutku, który wciąż gościł w ciemnych jak noc oczach chłopaka, Deirdre mu zazdrościła. Sama niedawno zarzekała się, że zdanie innych nie ma dla niej znaczenia, ale chyba oszukiwała siebie i wszystkich wokół.
            – Niektóre wydarzenia zmieniają ludzi. Ale uwierz, kiedyś byłem taki jak ty i jak wszyscy inni.
            – „Niektóre wydarzenia”? – Deirdre była naprawdę ciekawa, co takiego skrywa przeszłość jej rozmówcy z Mór.
            – To nie jest coś, o czym chciałbym mówić…
            Poczuła się dotknięta tymi słowami. Ona i Lennan znali się krótko i może rzeczywiście było za szybko na zwierzenia. Mimo wszystko ona zaufała chłopakowi i opowiedziała o Oisinie. Nagle w pełni zrozumiała, jak musiał czuć się przyjaciel, gdy odmówiła wyjawienia mu swojego sekretu.
            – Posmutniałaś – zauważył Lennan po chwili przeciągającej się ciszy. – Co się stało?
            – Nic takiego. Nic, o czym chciałabym teraz mówić…
            Kiedy tylko z jej ust wydobyły się te słowa, od razu ich pożałowała. Przecież było oczywiste, że reakcja Lennana ją uraziła. Najchętniej cofnęłaby czas i powiedziała coś zupełnie innego. Na szczęście chłopak tylko pokiwał głową i w milczeniu szedł przed siebie. Deirdre w przypływie złości i poczucia zranienia odsunęła rękę od Diamentowej Granicy, ale kiedy kilka razy przypadkowo się o nią obiła, dała za wygraną i znów przyłożyła palce do przeźroczystej powierzchni.
            – Dziwne uczucie – stwierdził Lennan – wskazując na ich ręce. – Gdyby ktoś teraz nas obserwował, pomyślałby, że się dotykamy. I kiedy patrzę na nasze dłonie, także odnoszę takie wrażenie, ale to, co czuje, przeczy temu, co widzę.
            A więc Lennan nie doświadczył tego dziwnego pulsowania, które wciąż prześlizgiwało się pomiędzy palcami Deirdre. Najwyraźniej dziewczyna je sobie uroiła albo po prostu zbytnio przejmowała się całą sytuacją. Bo też co było dziwnego w tym spacerze? Oczywiście oprócz samego faktu, że oddzielała ich Teorainn. Mieli przecież prawo położyć rękę na granicy i nie było w tym żadnej intymności, nawet jeśli dziewczyna czuła inaczej.
            Milczenie przeciągało się i w końcu zaczęło być jeszcze niezręczniej. Deirdre nie miała jednak pewności, czy to nie jedynie kolejny wymysł jej wybujałej wyobraźni. W miarę jak oddalali się od miejsca ich spotkania, zarośla przy Teorainn gęstniały. W końcu Deirdre musiała szarpać się z gałęziami. Po chwili miała już podrapane ręce i suknię brudną od soku z liści.
            W końcu udało jej się przedrzeć przez zdającą się nie mieć końca gęstwinę. Opór zniknął tak nagle, że musiała zrobić kilka kroków, zanim złapała równowagę. Usłyszała głośny szelest i łamanie gałązek, a już po chwili Lennan zjawił się obok. Deirdre odetchnęła z ulgą i przez chwilę krytycznym spojrzeniem mierzyła swoją suknię. Dopiero potem się rozejrzała.
            – Jakie piękne kwiaty!
            Rzeczywiście, za krzakami, na małej polance rosło wiele pięknych roślin o białych, delikatnych płatkach zaróżowionych na końcu. Białe akcenty w zielonej trawie wywierały oszałamiające wrażenie i przez chwilę Deirdre jedynie w milczeniu lustrowała wszystko wzrokiem.
            – Nigdy takich nie widziałem. A przecież w Collie Fada bywam często.
            – Ja też nie – pokiwała głową dziewczyna.
            – No i widzisz, ile ciekawych rzeczy można znaleźć na takim spacerze? A ty kpiąco na mnie spojrzałaś, kiedy przedstawiłem ten pomysł – powiedział z satysfakcją Lennan. Deirdre nie pamiętała, by zachowała się w ten sposób, dlatego w odpowiedzi uniosła brwi. – O właśnie! To jest to spojrzenie! – wykrzyknął.
            Była w stanie jedynie głośno się roześmiać. Nie miała pojęcia, co właściwie wprawiło ją w tak znakomity nastrój. Może to piękno i niezwykłość otaczających ją kwiatów, a może wyraz twarzy Lennana, przez który chłopak wyglądał jak dumny z siebie chłopiec. Już po chwili usłyszała jego śmiech. Był dźwięczny i słuchało się go jeszcze przyjemniej niż niezwykłego głosu.
            – Powinieneś częściej się śmiać – powiedziała, nim zdołała przemyśleć swoje słowa. Nie było to nic nowego. – Wtedy z twoich oczu znika cały smutek.
            – Może masz rację. I ty też powinnaś się częściej uśmiechać, a rzadziej unosić brwi. Wtedy wyglądasz jak zwykła, szczęśliwa dziewczyna, a nie rozwścieczona buntowniczka, która kiedyś wyskoczyła na mnie z łukiem.
            Deirdre roześmiała się po raz kolejny, a Lennan jedynie blado się uśmiechnął. Powinna się na niego rozgniewać za tę uwagę o łuku, ale zbyt dobrze czuła się w jego towarzystwie. Podobało jej się, że potrafił ją rozśmieszyć. Ale najbardziej lubiła, kiedy sam się uśmiechał. To sprawiało jej jakąś dziwną satysfakcję.
            Gdyby jeszcze tylko powiedział, czemu jego oczy zawsze pozostawały smutne. Gdyby jej zaufał tak jak ona jemu. Bez tego nie istniała szansa na prawdziwą przyjaźń. Nie można tylko brać, trzeba dawać coś od siebie. Deirdre potrzebowała poczuć, że oboje są tak samo zaangażowani w tę znajomość.

            Jeszcze mi zaufasz, postanowiła, patrząc w ciemne oczy chłopaka, w których znów dostrzegła ból. Zaufasz mi i poznam twoją historię. A wtedy spróbuję ci jakoś pomóc. Albo po prostu zyskam świadomość, że mam prawdziwego przyjaciela.

~*~

Mam u Was zaległości, ale nadrobię je dzisiaj, a najpóźniej jutro. Łączenie szkoły muzycznej z klasą maturalną jest jednak trudniejsze, niż przypuszczałam i w ciągu tygodnia nie mam siły ani czasu na blogowanie, dlatego komentowanie i czytanie ograniczę raczej tylko do weekendów. Możecie być jednak pewni, że mój komentarz zawsze pojawi się pod Waszymi postami, tylko czasami trochę później.
Całe szczęście, że w wakacje uporałam się z Teorainn, bo wątpię, żebym miała czas na pisanie w ciągu tego roku. Ale skoro całe 41 rozdziałów czeka spokojnie na publikację, to na szczęście nie będę musiała zawieszać bloga. Moja twórczość w ciągu najbliższych miesięcy będzie ograniczała się chyba tylko do pisania krótkich opowiadań na konkursy, bo na tworzenie czegoś nowego raczej nie będę miała siły. A jak już o tym mowa, to pochwalę się, że dostałam wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie! Może nawet wstawię jakoś niedługo nadesłaną na ten konkurs pracę, jako taki mały przerywnik na blogu.  

7 komentarzy:

  1. Aż mi się szkoda zrobiło Oisina. Chłopak ma strasznego pecha, jeśli chodzi o ten swój wybór miłości życia xd Chociaż z drugiej strony zastanawiam się czy gdyby Deirdre nie była wśród tych wszystkich dziewczyn, które tak za nim szaleją i do niego wzdychają, to on dalej byłby nią zainteresowany… Cóż, może właśnie o to chodzi, że przyciąga go do Deirdre jej obojętność i takie racjonalne podejście (przy niej Oisin ma pewność, że nie będzie musiał ciągle znosić pisków oraz ciągłych ochów i achów,bo chociaż pozornie to przyjemne, to na dłuższą metę może okazać się nieco męczące i kłopotliwe). Oczywiście na pewno spory udział ma też w tym wszystkim osobowość i wygląd Deirdre (nie ma co ukrywać, że i piękna, i niezwykle interesująca pod względem charakteru z niej dziewczyna), no ale być może i ten pierwszy czynnik również ma częściowy udział w tym osinowym, nieco fatalnym, zauroczeniu. Tak czy inaczej biedaczek z tego Oisina. W sumie wydaje się sympatyczny i dlatego jest mi go tak szkoda. No ale cóż poradzić na to, że biedak Deirdre nie do końca podpasował xd Zresztą co ja się będę Oisinem przejmować, skoro gdzieś na obwodzie (i niestety za pewną przeklętą granicą) jest sobie Lennan. Lennan bez dwóch zdań bije Oisina na głowę, także cóż poradzić, nie dziwie się Deirdre (no dobra ona jeszcze nie traktuje Lennana w tej kategorii, dla niej to tylko kolega z lasu, ale pewnie z czasem zacznie dostrzegać w tej znajomości coś więcej), dlatego tak już uprzedzając wypadki – nie dziwię się Deirdre, że taki Lennan fascynuje ją bardziej od Oisina.
    Emm, spacer? Jeez, to było takie urocze. W sumie myślałam, że Lennan wymyśli coś w stylu: zagrajmy w dwadzieścia pytań (hihi, za dużo dziwnych opowiadań swego czasu czytywałam xd), więc chwała mu za ten pomysł. Jest o niebo lepszy od wszelkich gier i zabaw słownych. Choćby dlatego, że wymaga ruszenia się z miejsca ;) A tak na poważnie, to Lennek mnie zaskoczył. Ale po zastanowieniu uznaję, że taka propozycja jak najbardziej do niego pasuje. W sensie z Lennana taki spokojny, lubiący naturę człeczek, że to całkiem naturalna propozycja z jego strony. Ale tak poza tym… to jaki ten Lennanek tajemniczy :O Ale on chyba potrzebuje nieco więcej czasu, by się otworzyć (bo że kiedyś całkowicie otworzy się przed Deirdre, to niemal pewne, przynajmniej taką mam nadzieję :D)
    W sumie to ciekawa jestem tego ewentualnego spotkania Lennana i Deirdre wraz z jej przyjaciółkami. Po prostu zastanawia mnie jakie będą wrażenia dziewczyn. Zwłaszcza Cahan ;)
    Pozostaje mi już tylko pogratulować! Z wielką przyjemnością przeczytam to opowiadanie, więc jak najbardziej jestem za tym, żebyś je tutaj wrzuciła.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak na początek: gratuluję wyróżnienia!
    Jeśli zaś chodzi o rozdział - cudowny. Jak zwykle czytałam go z fascynacją. Podoba mi się. Szczególnie, że nie zabrakło w nim spotkania Deirdre i Lennana. Co prawda podobnie jak dziewczyna uważam, że to trochę niesprawiedliwe, że ona się mu zwierza, a chłopak nie potrafi odpowiedzieć tym samym. Jednak jednocześnie w ten sposób dostałam lekcję. W końcu odczuła, jak mógł się poczuć Oisin na jej zatajanie tajemnic. Zdecydowanie nie należy to do miłych odczuć... Tak w sumie to zastanawia mnie, czy w takim wypadku Deirdre zdecyduje się na wyznanie przyjacielowi prawdy. W końcu nie byłby on pierwszą osobą zorientowaną w tym temacie. Co innego gdyby ukrywała to też przed innymi.
    Kończąc ten temat. Podobało mi się, jak ta dwójka była na wspólnym spacerze wzdłuż bariery. Na pewno było to dla nich dość osobliwe przeżycie. No i dobrze, że się tego podjęli. W końcu dodarli to tej pięknej łączki. Muszę przyznać, że ten moment mnie urzekł :)
    Czekam na ciąg dalszy. Co mi w zasadzie innego pozostaje? Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej Deirdre dostała za swoje, bo w bardzo podobnej sytuacji znajduje się ona i Oisin i jakoś wtedy nie spieszy się jej do zwierzania ze swoich sekretów, a tymczasem do Lennana ma w pewnym sensie pretensje. Trochę się jej należało za to, jak potraktowała O. Może w jej świecie istnieje karma i rzeczywiście los zawsze się odwdzięcza.
      Spacer zawsze jest lepszy niż siedzenie przez kilka godzin w tym samym miejscu i rozmawianie. Zawsze to jakaś odmiana, zresztą ile można tkwić w tym samym miejscu. Poza tym oboje kochają spacery, więc na pewno było to dobre urozmaicenie ich spotkań.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział. Podoba mi się :)
    Zachowanie Oisina było po części zrozumiałe, bo w tym momencie Deirdre chowa przed nim tajemnice, co takiego robi w lesie i z kim tam się spotyka, ale zastanawiam się, skąd on wie, że właśnie tam chodzi? Lennan może i ma rację, może powinna powiedzieć chłopakowi prawdę?
    A ten ich spacer był bardzo intrygujący. Te ich złączone dłonie na granicy Teorainn. Deirdre wyczuła jakieś napięcie pomiędzy nimi. I ciekawe czemu Lennan tego nie odczuwa? Może to kwestia pełnego zaufania. Może Deirdre ufa mu na tyle, by mogła nazwać go przyjacielem, lecz Lennan potrzebuje jeszcze czas? Ach tak, wymyślam niestworzone teorie :)

    Pozdrawiam serdecznie! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Deirdre niby zna Oisina i jest w stanie przewidzieć jego zachowanie, ale z drugiej strony nie ma pewności, że jej bardzo nieodpowiednie zachowanie skutecznie go do niej nie zniechęci.
    Póki co Lennan próbuje sprawić, by on i Deirdre mogli zapomnieć o istnieniu Teorainn. Po części im się to udaje, chociaż chodzenie z wyciągniętą ręką raczej nie należy do normalności. Chyba nie jest tajemnicą, że Lennan kiedyś też zacznie się zwierzać Deirdre, ale rzeczywiście potrzebuje nieco więcej czasu, by komuś zaufać. Lavena bardzo go zraniła.

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc postanowiłaś wysłać ich na spacer. Tego się nie spodziewałam. Niby to tak zwyczajna czynność, a jednak gdy się ją dzieli z kimś kogo się lubi, to nabiera zupełnie innych barw, zwłaszcza gdy towarzyszy jej ciekawa rozmowa.
    A co do pana O, to wydaje mi się, że chyba większość z nas tak ma. Niby nie chcemy krzywdzić jakiegoś mężczyzny, zwłaszcza gdy go lubimy, a jednak nie chcemy być takiemu mężczyźnie zupełnie obojętne. Większość kobiet lubi być podziwiana, doceniana, zauważana i lubi, gdy ktoś widzi ją tak, jakby on sam chciał ją widzieć. Tu twoja Cahan jest wyjątkiem, natomiast jej siostra bliźniaczka i Deirdre są pod tym względem całkiem zwyczajne.
    Zastanawiam się czy granice można opłynąć, by znaleźć się po drugiej stronie. Czy morza, oceany i cały świat jest podzielony na pół?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taka typowa kobieca próżność. Miło jest wiedzieć, że komuś na nas zależy, nawet jak same nie odwzajemniamy tych uczuć. Lavena zachowuje się w podobny sposób względem Lennana, więc to typowe zachowanie dla niektórych kobiet ;p
      Deirdre też będzie się zastanawiać nad opłynięciem granicy, więc w którymś z dalszych rozdziałów się tego dowiesz :))

      Usuń