niedziela, 20 września 2015

# Krótkie formy: "Piesek"


(Wyróżnienie w kategorii proza w IX Ogólnopolskim Konkursie Literackim Młodych "O wachlarz Wilhelminy")


            Stała na środku polany i obserwowała Kajtka goniącego czerwoną piłkę. To była jego ulubiona zabawa i mógłby biegać tak w nieskończoność, co chwilę wracając z zabawką w zębach i spojrzeniem swoich wielkich oczu prosząc, by po raz kolejny mu ją rzucić. Najlepiej jak najdalej.
            Zamachnęła się i po raz kolejny czerwona piłeczka poszybowała w powietrzu, a Kajtek, radośnie podskakując, zaczął ją gonić, nim jeszcze zdążyła opaść. W tym momencie dziewczyna odwróciła wzrok i dostrzegła starszego mężczyznę, który rozglądał się dookoła z wyrazem zagubienia w oczach. W jednej ręce ściskał czarną smycz, drugą nieporadnie drapał się po głowie. Wyglądał zwyczajnie w beżowym, długim i nieco poprzecieranym płaszczu oraz czarnych, prostych spodniach.
            Z początku nie zamierzała zwracać na niego szczególnej uwagi i powróciła do obserwowania podskakującego radośnie Kajtka. Staruszek jednak zmierzał w jej kierunku i po chwili stało się jasne, że zamierza się odezwać.
            – Przepraszam – zagadnął nieśmiało, wciąż drapiąc się po głowie. – Czy widziała może pani mojego pieska?
            Pokręciła przecząco głową i mimowolnie zaczęła się rozglądać dookoła, próbując wypatrzyć wśród gęstej trawy długie kudły czy szpiczaste uszy. Na polanie znajdował się jednak tylko Kajtek i jego czerwona piłeczka.
            – Lubi biegać samopas ten mój piesek – dodał mężczyzna, wciąż kręcąc głową na boki.
            – A jaki to piesek? – zapytała, z jakiegoś powodu pragnąc przyczynić się do odnalezienia pupila. – I jak się wabi?
            – Nie wabi się wcale. To po prostu Piesek. Zawsze mi się to podobało. Nie jakiś Max czy Łatek tylko mój Piesek. To taki zwykły, szary kundelek, wie pani, taki nieduży. Trochę kuleje na prawą łapę, od zawsze. Jest bardzo przyjacielski i od razu podbiega do ludzi, żeby go głaskać. Ale czasami za bardzo się oddala. Bo wie pani, mój Piesek lubi biegać samopas…
            Pokiwała głową i próbowała sobie przypomnieć, czy gdzieś po drodze nie mignął jej przypadkiem szary kundelek. Mężczyzna wyglądał na naprawdę zaniepokojonego, choć jeśli jego pupilowi rzeczywiście często zdarzało się oddalać, nie miał powodów do zmartwień. Tymczasem Kajtek podbiegł, ściskając w zębach nieco obślinioną piłeczkę. Rzuciła mu ją bardzo daleko, a on zerwał się do biegu.
            – Wie pani, Piesek to cały mój świat. Jakiś czas temu umarła mi żona. Spędziliśmy razem czterdzieści lat. Rzadko się kłóciliśmy i bardzo ją kochałem. Do tej pory nie znałem samotności, nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak to będzie budzić się rano bez nikogo. Wcale nie najgorszy był pogrzeb. Nawet nie chciałem, żeby się kończył, bo bałem się wrócić do domu. Tyle lat z żoną, rozumie pani, zawsze ktoś obok. Zdałem sobie sprawę, że bez niej nie mam już nikogo, że właściwie nie mam po co żyć. Nie wiem, czy w ogóle ruszałbym się z domu, ale wtedy spotkałem Pieska. Błąkał się na ulicy taki biedny, zaniedbany. Nawet na brzuchu miał kilka małych sopli przyczepionych do sierści, tak było zimno. Wziąłem go na ręce, wymyłem, opatrzyłem łapę, bo już wtedy kulał. Upłynął mi na tym cały wieczór, którego tak się obawiałem. I Piesek wcale się mnie nie bał, tylko polizał po twarzy, a potem pozwalał się głaskać. I kiedy rano się obudziłem, wcale nie byłem sam. Piesek leżał obok, był taki ciepły i radosny i od razu chciał iść na spacer.
            Na chwilę zamilkł i także zaczął obserwować Kajtka. Kajtek zdecydowanie różnił się od Pieska. Był dużym, rasowym psem rasy golden retriver, w dodatku z hodowli.
            – Odnaleźliśmy się z Pieskiem w najlepszym momencie. On potrzebował kogoś, kto się nim zaopiekuje, a ja kogoś, kto będzie przy mnie. Od tamtej pory chodzimy na długie spacery. Pół dnia mi upływa na chodzeniu z Pieskiem na łąkę czy do lasu. Bo co można robić, rozumie pani. Człowiek stary, już na emeryturze, w domu nikt nie czeka, to lepiej z Pieskiem pójść na długi spacer, żeby się wyszalał i miał trochę radości z życia. Szczególnie po tym co przeszedł…
            – Pewnie gdzieś się tu kręci – odezwała się w końcu, czując powoli narastający niepokój. Z jakiegoś powodu bardzo przejęła się losem szarego kundelka, choć rozsądek podpowiadał jej, że nic złego nie mogło się mu stać. Rozczulił ją jednak widok mężczyzny kurczowo zaciskającego palce na smyczy. – Piesku! – zawołała. Staruszek jej zawtórował.
            – Dzisiaj chyba za bardzo się oddalił. Ogromnie się o niego martwię. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby go zabrakło, rozumie pani. Wtedy już w ogóle nie miałbym nikogo. I nie miałbym po co wychodzić z domu, w ogóle niewiele by było sensu w tym moim życiu. Wtedy to już tylko usiąść i czekać na śmierć. Życie w samotności jest naprawdę okropne, mówię pani.     
Niewiele wiedziała o samotności, bo do niedawna mieszkała z rodziną, a kiedy zdecydowała się wyjechać na studia do innego miasta, wynajęła kawalerkę wraz z przyjaciółką. Nigdy nie musiała budzić się w pustym domu czy przebywać dłuższy czas sama ze sobą, dlatego ograniczyła się jedynie do uprzejmego skinięcia głową, jakby rzeczywiście orientowała się w temacie.
            – Nie powinienem pozwalać mu tak biegać. Za bardzo się o niego wtedy boję, rozumie pani, że pod samochód wpadnie albo drogę zgubi, jeśli za daleko pobiegnie. To bardzo mądre zwierzę i zawsze wraca, ale i tak strach jest. No ale przecież nie mógłbym go ciągle trzymać na smyczy. Też mu się należy coś od życia, a ja uwielbiam patrzeć, jak on się cieszy. Wie pani, mój Piesek to prawie jak ten tutaj – wskazał głową na Kajtka, który po raz kolejny próbował dogonić piłeczkę. – Tak samo radosny, zawsze pełen energii. I też szczęśliwy. Tak sądzę. Mam nadzieję, że Piesek jest szczęśliwy. Zawsze się staram, żeby niczego mu nie brakowało. Rozmawiam ze sprzedawcami w zoologicznych, żeby mi doradzili, jaką karmę kupować, jakie przekąski najbardziej się Pieskowi spodobają. Bo nie powinien dostawać tylko jednej, najtańszej karmy, rozumie pani. Człowiek też by zwariował, gdyby codziennie jadł to samo. I jak wtedy Piesek miałby być szczęśliwy?
            – Musi pan go bardzo kochać…
            – Najbardziej na świecie. Nie mam już nikogo innego do kochania, więc muszę go kochać za wszystkich. Mój Piesek jest całym światem. I kto by pomyślał, że taki zwykły szary kundelek… Ale jest coś uroczego w takich kundelkach, wie pani? Nierasowe po prostu mają taki swój szczególny charakter.
            Gdziekolwiek pobiegł Piesek, wciąż nie dało się go dostrzec ani na polanie, ani na pobliskich chodnikach. Staruszek zaczął nerwowo wymachiwać smyczą i ze zniecierpliwieniem przebierać nogami. Rzeczywiście, minęło już trochę czasu, a po Piesku nadal nie było śladu.
            – Ech, oszaleję przez tego mojego Pieska. Żeby tak mi się kazać martwić…
            Mężczyzna mruczał coś jeszcze pod nosem, ale dziewczyna nie była w stanie rozróżnić poszczególnych słów. Tymczasem w ich stronę zaczął zmierzać kolejny człowiek, tym razem w wieku około czterdziestu lat.
            – Panie Henryku, znowu mi pan zniknął. No jak tak można! – wykrzyknął w stronę staruszka.
            – Musiałem pójść poszukać Pieska. Znowu gdzieś biega…
            – Na pewno czeka pod domem jak zawsze.
            – Och, to bardzo możliwe – pokiwał głową staruszek i wyraźnie się ożywił. Radość zabłysła w jego okolonych zmarszczkami oczach. – Taki mądry jest ten mój Piesek! Zawsze potrafi wrócić, jeśli go stracę z oczu.
            Żwawym krokiem ruszył przed siebie, a tymczasem młodszy mężczyzna jeszcze dłuższy czas stał w miejscu. Odezwał się dopiero, kiedy stało się jasne, że staruszek nie będzie w stanie go usłyszeć.
            – Mam nadzieję, że nie sprawił pani dużych problemów.
            – Nie – machnęła ręką. – Po prostu pytał, czy nie widziałam jego psa. Trochę mi o nim opowiedział.
            – No tak, ten pies… Był dla pana Henryka całym światem, odkąd umarła mu żona.
            – „Był”?
            – Tak, zdechł jakiś czas temu. Wybiegł na ulicę i przejechał go samochód. Pan Henryk jest już stary i nie zawsze wszystkiego świadomy. Zapomina, że już nie ma psa. Upiera się, żeby chodzić ze smyczą w ręku i go szukać. Codziennie zagaduje ludzi i błąka się po okolicy. Najgorzej, kiedy wymknie się z domu niepostrzeżenie, tak jak dzisiaj.
            – Ale jak to? To ten pies nie żyje? – Z niepokojem obserwowała oddalającą się sylwetkę pana Henryka. Znów rozglądał się dookoła, machając smyczą i po raz kolejny drapiąc się po głowie. Bez pupila u boku wydawał się wybrakowany. – A czy ktoś nie powinien go uświadomić, że Pieska już nie ma?
            – Po co? A czy wtedy jego życie będzie miało jeszcze jakikolwiek sens? Opieka nad Pieskiem to jego jedyny cel.
            Nie odpowiedziała, a mężczyzna skinął jej głową na pożegnanie i powoli ruszył za panem Henrykiem. Wydawało jej się, że widzi, jak staruszek zatrzymuje się przy napotkanej po drodze matce z dzieckiem i wypowiada znane jej już dobrze słowa.
            „Widziała gdzieś pani mojego Pieska? Taki szary kundelek. Lubi biegać samopas ten mój Piesek…”

            

18 komentarzy:

  1. Nie dziwię się, że dostałaś wyróżnienie. Piękne ! *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę piękne opowiadanie. Takie proste, ale tak realistyczne. Można by rzec, że poruszające. Genialnie udało Ci się uchwycić tę krótką historie w słowach. Jak najbardziej zasłużyłaś na nagrodę za nie! Co prawda nie uroniłam przy nim żadnej łzy, ale i tak uważam je za wzruszające.
    Zaskakujące jest, jak człowiek potrafi przywiązać się do swojego pupila. Jednocześnie jednak piękne. Mimo to przykro robi się na sercu, kiedy człowiek czyta o staruszku, który najpierw stracił żonę, a potem jeszcze psa, który ukoił ból po śmierci swojej towarzyszki. Jedynym pocieszeniem w tej całej historii jest to, że mimo wszystko ten pan zaznaje momenty szczęścia. Nieświadomość czasem okazuje się wybawieniem.
    Nie przedłużając - cudowne opowiadanie! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładna ta miniaturka :) Nie dziwię się, że dostała wyróżnienie ;)
    Ach, ten staruszek... z początku myślałam, że naprawdę szuka swojego Pieska, a że jest staruszkiem, to takie osoby zawsze mają pretekst, żeby porozmawiać. A tu proszę, Piesek zdechł, a on nie ma tej świadomości. Ach, pod koniec czytania aż westchnęłam, żałując tego staruszka.

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Właściwie nie wiem co powiedzieć...
    To było takie... prawdziwe. Prawdziwe i smutne. Świetnie napisane.

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, jakie to było smutne. Tak niezwykle życiowe i po prostu piękne. Wyróżnienie jak najbardziej zasłużone. Nie umiem sklecić porządnego zdania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie oddziałuje na emocje. Kiedy czytałam, to na przemian odczuwałam smutek, współczucie, wzruszenie. Uwielbiam psy i zawsze z niezwykła radością czytam o takich cudownych relacjach łączących pieski z ich właścicielami, jak właśnie ta łącząca pana Henryka i jego Pieska. To naprawdę piękne i niesamowite, że obecność Pieska pozwoliła mu przetrwać najgorszy okres, że dzięki Pieskowi uzyskał nowy cel w życiu i że zyskał oddanego towarzysza. Czas po śmierci żony był z pewnością czymś okropnym, bo po wielu latach wspólnego życia pan Henryk został sam. Dzięki Pieskowi jednak odzyskał chęć do życia, musiał na co dzień opiekować się zwierzęciem, a więc i nie miał za wiele czasu, żeby rozpamiętywać przeszłość. To w jaki sposób pan Henryk przywiązał się do Pieska, a Piesek do niego, było magiczne. Taki bezpański kundelek, który z pewnością wiele wycierpiał, zyskał opiekuna z prawdziwego zdarzenia, który obdarzył go bezwarunkową miłością. Tym bardziej, po tym jak pan Henryk opisał swoje przywiązanie do Pieska, boli świadomość, że został okłamany, że tak naprawdę Pieska nie ma. Ale rozumiem motywy, jakie stoją za tym kłamstwem – pan Henryk bardzo ciężko przeżyłby taką wiadomość, w jego wieku mogłoby się to skończyć załamaniem i śmiercią, bo dopóki wierzył w to, że znajdzie Pieska, miał jakiś cel, do czegoś podążał, a gdyby poznał prawdę, przede wszystkim byłby to dla niego szok, popadłby w silne załamanie (znów zostałby sam), a i straciłby motywację do dalszej walki. To z pewnością nie skończyłoby się dla niego dobrze :(
    Fajny jest ten kontrast między Kajtkiem i jego właścicielką (wychuchany rasowy piesek i młoda dziewczyna, a doświadczony pan Henryk i jego bezdomny kundelek).
    Naprawdę świetne jest ta historia. Super, że wrzuciłaś je tutaj :)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć, pamiętasz jeszcze Gatito? Trochę mnie nie było, ale musiałam zrobić sobie sporą przerwę i mimo iż nie zamierzałam wracać do blogów, to jestem z powrotem, hehe. ;d

    Nareszcie Deirdre i Lennan zaczęli się widywać. Jestem tylko ciekawa, jak długo dadzą radę. No owszem, na razie wszystko wygląda pięknie ładnie, ale skoro tak dobrze się dogadują, to to może nie skończyć się na przyjaźni, a nawet jeśli by miało, to kurcze... tak dziwnie, że mogą chodzić tylko wzdłuż granicy, nic innego nie mogą razem robić. Nie wiem, ale wydaje mi się, że z czasem zacznie im to mocno przeszkadzać. :D Nie lubię, gdy koło Der kręci się ten Oisin. :/ I jak mogła zgodzić się na małżeństwo z nim? Co z tego, że nie spotkała nikogo innego, ale kurcze.. nie lepiej już być samą niż z kimś, kogo się nie kocha? Przecież taki związek okaże się męczący dla nich oboje. Ale tak samo denerwuje mnie ta laska przy Lennanie. :/ Co ona sobie myśli? Nie ma prawa go rozkochiwać w sobie! Hahah, mam nadzieję, że on do niej nic nie poczuje i nie oświadczy się, bo kurcze... po drugiej stronie przecież jest Der, idealna kandydatka dla niego. Tylko ta brama... może jak oni się zakochają, to brama zniknie? Liczę na to, bo liczę na szczęśliwe zakończenie. No, ale skoro jest aż 41 rozdziałów, to jeszcze sporo się może zdarzyć. :D I bardzo mnie to cieszy. :)

    A co do opowiadania konkursowego, gratuluję ;** Jest naprawdę świetne. Na początku nawet nie wpadałam na to, że staruszkowi może się tylko wydawać, iż piesek zaginął. Jejku... smutne było to zakończenie. Biedny tak szuka tego pieska, szuka, całkowicie nieświadomy,że go już nie znajdzie. ;c Aż smutno się robi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ogólnie nie lubię czytać takich pojedynczych tworów, bo lubię wiedzieć, co będzie potem. Dlatego omijam wszelakie blogi z miniaturkami i takimi rzeczami. Ale tutaj postanowiłam jednak wpaść i przeczytać, bo skoro zostało wyróżnione to pewnie warto. I naprawdę mi się podobało. Szkoda mi tego pana, bo widać, że nie jest człowiekiem szczęśliwym. Przeżył co miał przeżyć, a teraz choroba zawładnęła jego umysłem. To smutne, ale ogromnie prawdziwe. Tym bardziej, że nie ma przy nim żadnej rodziny, z tego co wywnioskowałam. Co prawda są ludzie, którzy o niego dbają, zajmują się, ale to nie to samo. W sumie czytając o tym staruszku, który ma w życiu tylko jeden cel i tak dalej, przypomniał mi się "Pamiętnik". Pewnie oglądałaś. Ba, która kobieta nie oglądała;D Bardzo poruszające. W każdym razie ten "Piesek" wyszedł ci świetnie, nie dziwię się, że zostałaś wyróżniona. Bardzo dobrze wczułaś się w tego starca i świetnie oddałaś emocje. Świetna robota! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeeeeeeeeeeeeeeeejku ale świetnie piszesz. Opowiadanie wzruszające. I nie piszę tego tylko dlatego, że jestem wrażliwcem. Piszesz leciutko i przyjemnie. Nie wiem, co napisać. Bardzo, bardzo mi się podoba.
    Pozdrawiam :)
    http://dwaswiatyblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Niesamowicie wzruszają mnie historie starszych, samotnych ludzi. Do tego kocham zwierzęta. Strzał w dziesiątkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ta historia Cię wzruszyła. Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  11. Smutne to. Nie tylko z powodu starszego pana, który zagubił się we własnym świecie, ale i tej więzi, która wytworzyła się pomiędzy nim a zwykłym kundelkiem. Obydwaj zranieni, jeden fizycznie, drugi na duszy (choć, moim zdaniem, i sam Piesek przeżył w życiu już swoje), odnaleźli się idealnie w czasie, w którym potrzebowali kogoś obok siebie. Czytając ten tekst niemal czułam niepokój starszego pana, który wypatrywał Pieska, tak jakby to moja kochana psina gdzieś mi zniknęła z oczu. Tekst naprawdę udany, gra na emocjach, ale nie w sposób wymuszony, ale taki zupełnie naturalny.
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piesek zdecydowanie był już zwierzęciem po przejściach i może właśnie dlatego tak bardzo pokochali się z Henrykiem - każde z nich było zranione na swój sposób i potrzebowało kogoś, dla kogo będzie żyć i z kim będzie się wzajemnie sobą opiekować.
      Co ciekawe, do napisania tego opowiadania zainspirowały mnie prawdziwe wydarzenia. Kiedyś spotkałam pana, który szukał swojego pieska i mówił właśnie dokładnie "Czy widziała może pani mojego pieska" i "lubi biegać samopas ten mój piesek". Co prawda nie był to jakiś bardzo stary mężczyzna i ten pies raczej żył i pewnie chwilę później się znalazł, ale ta sytuacja z jakiegoś powodu bardzo mnie poruszyła.

      Usuń
    2. Zazwyczaj takie pozornie zwyczajne sytuacje poruszają najbardziej. Niemniej, niezależnie od tego, co było Twoją inspiracją, tekst jest naprawdę niezwykły ;)
      Pozdrawiam,

      Usuń
  12. Zastanawiam się czy nie byłoby lepiej, gdyby staruszka uświadomić i dać mu nowego pieska. Niby wiem, że nie da się zastąpić jednego zwierzątka drugim, ale życie w niewiedzy też nie jest dobre.
    Dodam też, że jestem strasznie wrażliwa na krzywdę zwierząt. Zawsze mnie bardziej rozczulają błąkające się w zimie zwierzęta, niż błąkający się w zimie pijani bezdomni. Od razu mi się przypomniał niby husky znajomej, którego znalazła w lesie, gdy była na grzybach, który panicznie boi się mężczyzn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo można by nawet podmienić pieska na podobnego i udawać, że to ten sam. W przypadku osób zdrowych by się to nie sprawdziło, ale taki staruszek ze słabą pamięcią może by się nabrał. I pewnie byłby szczęśliwszy. A tak musi chodzić i szukać...

      Usuń
    2. Myślę, że by się domyślił, bo nowy piesek nie zachowywałby się tak samo, nie byłoby już tej relacji. Do tanga trzeba dwojga...

      Usuń
  13. Podczas podobnych tematów zawsze zastanawia mnie gdzie jest rodzina, gdzie są przyjaciele. Człowiek nie żyje przez kilkadziesiąt lat w odosobnieniu, by potem nie miał nikogo przy swoim boku. Jednak co mnie to dziwi, skoro dziś nie ma w nasz, ludziach, za wiele solidarności i przyjaźni. Raczej koncentrujemy się na egocentrycznym patrzeniu na świat, nasze potrzeby i naszą sytuację. Sam ten opiekun, czy kimkolwiek był, nie wzbudził mojej sympatii, bo w jego obowiązku byłoby nie oszukiwać staruszka, ale zapewne za opiekę nad nim brał pieniążki, więc łatwiej było mu siedzieć na dupie, podczas gdy staruszek zaczepiał obcych ludzi i szukał nieżyjącego już kundla.

    OdpowiedzUsuń