Wzrok przyjaciółek Deirdre zdecydowanie ją niepokoił. Tak samo patrzyła na nią matka, gdy planowała powiedzieć coś nieprzyjemnego.
– O co chodzi? – spytała poirytowana. – Zamiast wymieniać porozumiewawcze spojrzenia, może powiecie, w czym problem.
– Po prostu… Nie uważasz, że wszystko zabrnęło trochę za daleko? – zapytała w końcu Kiara i od razu spuściła głowę, najwyraźniej spodziewając się, że Deirdre będzie oburzona. Słusznie zresztą.
– Znów macie pretensje, bo spotykam się z Lennanem!
– Nie o to chodzi – wtrąciła Cahan. – A przynajmniej nie w tym sensie. Nikt nie zabrania ci się z nim spotykać. Ale spędzacie razem coraz więcej czasu. Nie uważasz, że zbyt często przebywasz w lesie?
– To tylko mój przyjaciel.
– Z tym, że ten twój przyjaciel pochodzi z innego świata. I nie mów, że to bez znaczenia, bo tak nie jest – wtrąciła Cahan, nim dziewczyna zdołała coś dodać.
Rzeczywiście, ostatnio wyprawy do Collie Fada stały się istotną częścią życia Deirdre. Nawet nie wiedziała, jak to się stało. Lennan doskonale ją rozumiał i świetnie im się rozmawiało. No a poza tym Deirdre uparcie dążyła do zrealizowania swojego celu. Chciała, by Lennan jej zaufał i w końcu wyjawił swoje tajemnice. Póki co chłopak nadal pozostawał skryty, ale dobrze czuł się w towarzystwie nowej znajomej i Deirdre wierzyła, że poznanie jego historii to tylko kwestia czasu.
– Niby jakie to ma znaczenie? – skrzyżowała ręce na piersi. – Już kiedyś odbyłyśmy podobną rozmowę i skończyło się to kłótnią, pamiętasz? Po co znów zaczynasz?
– Deirdre, nie chodzi o to, że w ogóle nie powinnaś się z nim spotykać. Po prostu nie możesz się tak przywiązywać. Ten chłopak coraz więcej dla ciebie znaczy, ale nigdy nie będzie twoim przyjacielem. Nie będzie mógł cię przytulić, nigdzie z tobą nie pójdzie. Ogranicza was Teorainn.
– I co z tego? Nie potrzebuję przytulania ani wędrówek. Potrzebuję rozmów z Lennanem, bo świetnie się rozumiemy. I to tyle. Jak będę smutna, przyjdę do was albo do Oisina, więc w czym problem?
– Sama doskonale wiesz, w czym problem, ale nie chcesz dopuścić do siebie tej myśli, prawda? Jesteś zła, bo mam rację i wolisz się obrażać, żebym nie mogła powiedzieć na głos tego, co sama myślisz…
Deirdre poderwała się z krzesła. Cahan również wstała. Obie dziewczyny wpatrywały się w siebie z gniewem lśniącym w ich oczach. Blondynka była zła, że jej przyjaciółka okłamuje samą siebie, natomiast Deirdre czuła furię, której przyczyny nie potrafiła odgadnąć. Tymczasem Kiara z przerażeniem patrzyła to na jedną, to na.
– Dziewczyny…
– Nie rozumiem. Kiedyś w ogóle się nie kłóciłyśmy, a teraz wynajdujesz problemy.
– Po prostu mówię prawdę. To ty masz z tym problem, Deirdre.
– Nie. Mam problem z tym, że moja przyjaciółka wcale nie zachowuje się tak, jak powinna.
– Aha, a więc jako przyjaciółka mam siedzieć cicho, kiedy robisz głupoty i w ogóle się nie wtrącać, byle tylko cię nie urazić? Nieważne jest twoje dobro, ważne żebyś mogła robić, co tylko chcesz, prawda?
– Robię głupoty? No jasne, każda moja decyzja to głupota. Chodzę do lasu i strzelam z łuku, teraz zadaję się z kimś z Mór. Jaka ze mnie idiotka! Dobrze, że mam przy sobie kogoś, kto jest wprost idealny. I to nic, że w nocy pływasz łodziami z wiejskimi chłopcami, prawda Cahan?
– Dziewczyny…
– O nie, teraz przesadziłaś. Sama zawsze próbujesz mi pomóc, kiedy robię coś, co może mi zaszkodzić, ale kiedy ja zwracam ci uwagę, tylko mnie obrażasz. Nie wiedziałam, że taka jesteś.
– No widzisz, pozory mylą…
– Dziewczyny, proszę… – Kiara kręciła się bezradnie po pokoju. – Cahan, musisz zrozumieć, że Deirdre może mieć inne zdanie na ten temat. A ty powinnaś wiedzieć, że tylko próbujemy się o ciebie troszczyć – zwróciła się do ciemnowłosej. – Rozumiem, że jesteś szczęśliwa, mając przyjaciela, o którym zawsze marzyłaś. Ale Cahan rzeczywiście ma trochę racji. Kiedyś możesz bardzo cierpieć przez tego Lennana. Teorainn stanowi dla was ogromną przeszkodę.
Deirdre milczała. Nadal patrzyła na Cahan, mocno zaciskając pięści. Kiara nie była pewna, czy przyjaciółka się uspokaja, czy może złość wciąż w niej narasta. Po chwili ciemne włosy opadły na bladą twarz, a przepaska się przekrzywiła, gdy Deirdre nieco spuściła głowę.
– Nie wierzę – powiedziała cicho. – Nie wierzę, że znowu trzymasz jej stronę…
– Ale, Deirdre, daj sobie wytłumaczyć…
– Zobaczymy się innym razem – warknęła dziewczyna i opuściła pomieszczenie, nie zważając na krzyki Kiary i chłodne spojrzenie Cahan.
Lennan zajmował się właśnie wykańczaniem ławy. Bardzo podobały mu się zdobienia na nogach mebla, nad którymi pracował już od kilku dni. Był pewien, że wysiłek się opłaci. Każdy dodatkowy pieniądz pozwalał na spełnianie zachcianek jak zakup lepszej jakości ubrań czy odnowienie któregoś z pomieszczeń domu.
Rozmyślał o Deirdre. Ostatnio ich spotkania zyskały na intensywności. Wszystko zmienił chyba pierwszy spacer, dzięki któremu dotarło do nich, że nie muszą wciąż siedzieć w miejscu. Deirdre najwyraźniej potrzebowała kogoś, komu będzie mogła opowiadać o swoich problemach, pasjach i sukcesach. Lennan słuchał wszystkiego z zainteresowaniem i chętnie wdawał się w dyskusje, chociaż sam nie mówił zbyt wiele, a przynajmniej starannie unikał tematu Laveny.
Matka zauważyła, że jej syn coraz częściej udawał się do Collie Fada. Prawdopodobnie odniosła mylne wrażenie, że w takim razie samopoczucie Lennana znacznie się pogorszyło. Prawda była jednak taka, że chłopak zaczął wyczekiwać spotkań z Deirdre z ogromną niecierpliwością. Podczas ich rozmów zapominał o bólu mieszkającym w jego sercu i te krótkie chwile wytchnienia były dla niego ogromną ulgą. Czuł się, jakby na moment tracił pamięć, zapominał, kim jest i że wciąż cierpi. Kiedy wychodził z lasu, cały ból powracał i wszystko wracało do normalności.
Breena wbiegła do warsztatu z szerokim uśmiechem na twarzy. Ostatnio odwiedzała Lennana z coraz większą śmiałością. Przestała nawet pytać, kiedy może przyjść i po prostu zjawiała się bez zapowiedzi. Zazwyczaj siadała na wysokim blacie służącym do rzeźbienia w drobnych elementach i wymachiwała nogami jak mała dziewczynka.
Tego dnia w jej lśniących włosach połyskiwały nitki czerwieni wplecione w pojedyncze, cienkie warkoczyki. Idealnie pasowały do szkarłatnej sukienki. Lennan zdołał zauważyć, że był to ulubiony kolor Breeny. I dobrze, bo dziewczynie naprawdę było w nim do twarzy.
– Co robisz, Lennanie? Nadal męczysz się z tą ławą?
– Nie męczę się. Przecież wiesz, że to lubię.
– No tak, ale nie masz czasem ochoty po prostu rzucić wszystkiego i odpocząć? Mógłbyś pójść nad jezioro, pochodzić po górach, wybrać się na tańce, gdziekolwiek.
– Na spacery i tak mam czas. A tancerz ze mnie marny…
– W takim razie trzeba to zmienić! – wykrzyknęła Breena i wdzięcznie zeskoczyła z blatu. Ujęła Lennana za ręce i pokazała, jak ma je ułożyć. – Widzisz, to nie takie trudne – uśmiechnęła się po chwili, gdy zauważyła, że chłopak bez trudu zapamiętuje kroki. Miała nieco krzywe zęby, ale nie odbierało jej to uroku.
– Po prostu świetnie uczysz.
– Wiem – odparła niezbyt skromnie.
– Jesteś bardzo pewna siebie – zaśmiał się.
– To chyba dobrze, prawda? Dzięki temu mogę osiągnąć niemal wszystko, czego pragnę.
– A czego pragniesz, Breeno? – zapytał, patrząc jej prosto w oczy. Sam również nie miał problemów z pewnością siebie, mimo że serce wciąż go bolało po stracie Laveny.
Dziewczyna znów lekko się uśmiechnęła. Tym razem wyglądała nieśmiało i niewinnie, choć chłopak wiedział, że to tylko gra pozorów.
– Wiesz doskonale, czego chcę – odpowiedziała odważnie.
No proszę, jakimś cudem pozwalał jej na kokieterię i nawet sprawiało mu to przyjemność. Dawniej sądził, że po odejściu Laveny pozostaje mu tylko zaszyć się w kącie i rozpaczać. I przez dłuższy czas właśnie to próbował zrobić. Na szczęście spotkał Deirdre. I Breenę. Ona też w jakiś sposób mu pomogła.
– Nie dam ci tego, o co prosisz. Bardzo cię lubię, Breeno, ale nic poza tym.
– Wiem.
Przez chwilę zastanawiał się, jak to będzie żyć z poczuciem niezaspokojonej miłości. Przecież musiał sobie znaleźć żonę i jakoś dalej funkcjonować z tą wyrwą z sercu. Kiedyś był pewnym siebie chłopakiem, który mimo lekkich obaw podszedł do pięknej dziewczyny o włosach koloru miedzi. Na jakiś czas stracił swój urok i pewność siebie, gdy Lavena pozostawiła go ze złamanym sercem. Ale miał dosyć bycia nijakim, nieśmiałym i smutnym. Nawet, jeśli miał czasem popełnić kilka błędów, lepsze to, niż zachowywanie się jak cień dawnego Lennana.
Przyciągnął Breenę i pocałował. Jej usta smakowały dokładnie tak, jak to sobie wyobrażał. Czuł zapach polnych kwiatów i nieokreśloną słodycz. Dziewczyna bez wahania zarzuciła mu ręce na szyję, a on objął ją w talii. Pocałunek różnił się od tych z Laveną. Brakowało w nim euforii, bezgranicznej radości i poczucia spełnienia. Lennan po prostu odczuwał przyjemność. I tyle. Albo aż tyle. Więcej nie mógł dać sobie ani Breenie i oboje doskonale o tym wiedzieli.
– Kto by pomyślał, że cieśla może tak doskonale całować. Przyznaj się, ile miałeś podobnych do mnie znajomych? – zapytała z błyskiem w oku.
– To pozostanie moją tajemnicą – uśmiechnął się lekko. Przez chwilę znów był dawnym sobą.
Breena bez słowa ponownie go do siebie przyciągnęła. Pozwolił je na to bez protestu. Gdy w końcu odsunęła się, uśmiechnięta i najwyraźniej bardzo z siebie zadowolona, mógł jedynie przyglądać się jej bez słowa. Była dosyć ładna i miła, ale nie sądził, że potrafiłaby zastąpić Lavenę.
– Lubię cię takiego, Lennanie. Jeśli to moje pocałunki tak cię zmieniają, muszę częściej cię nimi obdarowywać.
– Nie mam nic przeciwko – wyszczerzył zęby, a ona jedynie pomachała mu na pożegnanie.
Kiedy opuściła warsztat, powrócił do wykańczania ławy. Nie zamierzał zastanawiać się nad minionymi zdarzeniami. Wreszcie przypomniał sobie, jak to jest żyć. Bardzo podobało mu się to uczucie.
Nagle dotarło do niego, że wkrótce był umówiony na spotkanie z Deirdre na kwiatowej polanie. To zaskakujące, że już mieli swoje własne miejsce, azyl dostępny tylko dla ich dwójki. Wszystkie nowe doświadczenia skutecznie pozwalały Lennanowi oderwać myśli od całego smutku i bólu. Może los zesłał mu dwie dziewczyny właśnie w tym celu. Może dzięki prostolinijnej Breenie i Deirdre z innego świata miał zapomnieć o wszystkim, co do tej pory zaprzątało jego umysł. Może miał narodzić się na nowo.
Musiał trochę poczekać, nim w końcu pojawiła się przed nim sylwetka Deirdre. Dziewczyna jak zwykle poruszała się z taką gracją, że żaden szelest nie zdradzał jej nadejścia. Lenna przyglądał się dumnej postawie ciemnowłosej, kosmykom, które poruszały się na wietrze, jak zawsze przytrzymane cienką przepaską i palcom zaciśniętym na pasku od kołczanu. Zdążył już przywyknąć do takiego obrazu znajomej z Ádh, ale mimo wszystko za każdym razem nie dowierzał, że osoba klasy pierwszej może z własnej woli boso biegać po lesie i polować na zwierzęta.
– Jak ci minął dzień, Deirdre? – zapytał na powitanie.
– Szczerze mówiąc beznadziejnie – westchnęła i usiadła pod pobliskim drzewem. Lennan tymczasem położył się na trawie i podparłszy głowę rękami, zaczął z uwagą przyglądać się swojej rozmówczyni. – Znowu pokłóciłam się z dziewczynami. Nie wiem, o co im chodzi. Cahan powiedziała tyle niemiłych rzeczy, że miałam ochotę się na nią rzucić. Zresztą… ja też nie byłam lepsza. Nie wiem, co się z nami dzieje, ale jestem taka zła!
Lennana za każdym razem zdumiewała otwartość Deirdre. Naprawdę traktowała go jak swojego przyjaciela i czasami miał wyrzuty sumienia, bo sam skrywa tajemnice. Ale tak właściwie mówił Deirdre niemal o wszystkim, milczał tylko w kwestii Laveny. No i jeszcze o Breenie nie wspomniał ani słowem, jakby w ogóle nie istniała. Sam nie wiedział dlaczego.
– Zazdroszczę ci takich przyjaciółek. Może i się kłócicie, ale widać, że naprawdę się o ciebie martwią.
– Może – westchnęła Deirdre i zacisnęła pięści.
– Ale wiesz co? Nie musisz na razie się nimi martwić. Jest wiele przyjemniejszych tematów, na które możemy porozmawiać. Powiedz mi lepiej, dziewczyno z lasu, jak ci idzie polowanie. Zabiłaś ostatnio jakiegoś jelenia?
– Nie… – odpowiedziała z wahaniem i dziwnie zmrużyła oczy, jakby nad czymś rozmyślała. Lennan nie miał pojęcia, o co może jej chodzić. – Trafiłam dwa dni temu sarnę, a wczoraj udało mi się ustrzelić orła, ale na jelenia się nie natknęłam.
– Chciałbym się nauczyć strzelać z łuku. Z tym, że na odległość raczej niczego mi nie pokażesz, a tak się składa, że w Mór nie ma żadnego pasjonata polowania – uśmiechnął się krzywo.
– Lennanie, nie mogę w to uwierzyć – zaśmiała się Deirdre, chociaż był to śmiech nieco dziwny. Chłopak jedynie popatrzył na nią ze zdziwieniem. – Co ci się stało? Do tej pory byłeś taki nieśmiały i ułożony, a teraz bezczelnie się ze mnie podśmiewasz! Jestem dziewczyną klasy pierwszej, przypominam.
– Och przepraszam, gdzie moje maniery – wyszczerzył zęby i spuścił głowę, jakby się jej kłaniał.
– Bezczelny – pokręciła głową z niedowierzaniem. – Nie mam pojęcia, co takiego zdążyło się wydarzyć od wczoraj, ale podobasz mi się jeszcze bardziej niż ostatnio.
Lennan jedynie tajemniczo się uśmiechnął. Nie miał ochoty opowiadać o Breenie. Nie sądził, by Deirdre mogła zacząć źle go postrzegać po opowieści o pocałunku z kimś, do kogo nic nie czuł. Czuł jednak, że znajomość z czarnowłosą powinna pozostać jego tajemnicą.
– I nawet nie jesteś smutny – dodała po chwili, przerywając milczenie, które wcale nie było niezręczne. W towarzystwie Deirdre nawet cisza wydawała się jak najbardziej na miejscu.
– Przecież nigdy nie jestem smutny – uniósł brwi, nie bardzo wiedząc, o co chodzi.
– Oczywiście, że jesteś. Zawsze. Możesz się uśmiechać, ale w twoich oczach widzę smutek. Dzisiaj go nie ma. Zastanawia mnie, co takie sprawiło, że chociaż na chwilę zniknął.
Lennan zaczął niespokojnie się wiercić. Nie podobała mu się spostrzegawczość Deirdre.
– Przepraszam. Chyba wszystko zepsułam – westchnęła dziewczyna. – Znowu pojawił się w twoich oczach.
Lennan mrugnął kilka razy, jakby to mogło cokolwiek zmienić. Kiedy tylko spojrzał na Deirdre, nabrał pewności, że jego działanie nie przyniosło żadnych efektów. Przeraziła go świadomość, że dziewczyna, która jeszcze do niedawna była dla niego całkowicie obca, zdążyła go poznać na tyle, by bez trudu odgadywać jego nastrój. Przecież tak skutecznie udawał przed wszystkimi ludźmi w mieście.
– Jesteś pierwszą osobą, która to zauważa. To znaczy nie licząc mojej rodziny – powiedział, nim zdołał się powstrzymać. Teraz nie był już pewnym siebie chłopakiem. Pozwolił smutkowi wypełznąć na powierzchnię. Skoro Deirdre i tak dostrzegała prawdę, udawanie nie miało żadnego znaczenia.
– A twoi przyjaciele?
– Nie mam przyjaciół. – Dopiero, gdy wypowiedział te słowa na głos, uświadomił sobie, jak okropnie zabrzmiały. W oczach Deirdre dostrzegł niewypowiedziane pytanie. „Dlaczego?”. – Dawniej chyba jakichś miałem, ale potem odsunąłem się od nich wszystkich i nie miałem dla nich czasu. A kiedy nagle bardzo ich potrzebowałem, odkryłem, że odeszli.
Dziewczyna przez dłuższy czas w ogóle się nie odzywała. Spuściła głowę i wpatrywała się w symbole, które kreśliła patykiem na ziemi. Lennan nie miał pojęcia, co może oznaczać taka reakcja, ale już po chwili Deirdre uniosła głowę i zaczęła bacznie się mu przyglądać. W zielonych tęczówkach dostrzegł współczucie, ale także nieposkromione zaciekawienie.
– Poznałem kiedyś dziewczynę. Obsługiwałem stoisko matki na Margadh i wtedy podeszła do mnie najcudowniejsza osoba, jaką w życiu widziałem. Miała miedziane włosy i szare oczy i kiedy tylko na mnie spojrzała, wiedziałem, że nie pozwolę jej odejść. Zapytała, czy mogę coś zrobić z suknią, którą przez nie uwagę rozdarła. Dopiero co dostała ją od ojca i bała się, że on bardzo się na nią pogniewa. Nie miała przy sobie pieniędzy, ale obiecała przynieść je następnego dnia. Nie chciała wracać do domu w takim stanie. Spojrzała na mnie błagalnie, zapewniając, że nie jest oszustką i naprawdę zapłaci. Nie mógłbym jej odmówić, więc poszliśmy do mnie do domu, do matki.
Deirdre przez dłuższy czas milczała, nadal nie odrywając oczu od Lennana. Chłopak z początku czuł się nieswojo. Jeszcze nikomu nie opowiedział całej historii, od początku do końca. Wspominanie utraconej miłości było zbyt bolesne.
– Miała na imię Lavena. Kiedy tylko mi się przedstawiła, pomyślałem, że to najcudowniejsze imię na świecie. I byłem bardzo szczęśliwy, gdy uświadomiłem sobie, że jej naprawdę dobrze się ze mną rozmawia. Nawet, kiedy matka skończyła cerować suknię, Lavena szukała pretekstów, by dłużej u nas zostać. Potem odprowadziłem ją do domu. Po prostu musiałem to zrobić. A na koniec zapytałem, czy jeszcze kiedyś się spotkamy. Uśmiechnęła się do mnie… To był najpiękniejszy uśmiech na ziemi, rozświetlił całą jej twarz. Powiedziała, że to chyba oczywiste, tym bardziej, że musi rano zapłacić za sukienkę. I rzeczywiście przyszła następnego dnia. Potem wiele razy mijaliśmy się na Margadh. Wiesz, to była taka typowa dobrze wychowana dziewczyna, która sama nie zabiega o uwagę mężczyzny. Posyłała mi jedynie nieśmiałe uśmiechy. Mimo tego, że dobrze nam się rozmawiało, długo zbierałem się na odwagę, by znów się do niej odezwać. Mówiłem takie głupoty! Byłem pewien, że Lavena mnie wyśmieje, bo naprawdę się zbłaźniłem. Wszystko przez to, że była taka cudowna. Ale mimo moich nieudolnych prób spotkaliśmy się następnego dnia, a potem jeszcze następnego. Z czasem zacząłem przychodzić do jej domu albo na stoisko z pieczywem, gdzie pracował jej ojciec. Lavena często mu pomagała i robiłem wszystko, by jak najczęściej się z nią widywać. Zakochałem się bez pamięci, błyskawicznie i kiedy w końcu odważyłem się ją pocałować, ona się nie opierała. Byłem najszczęśliwszą osobą na świecie. Chciałem spędzać z Laveną każdą chwilę swojego życia, więc spotkania zawsze liczyły się bardziej niż wyjścia z przyjaciółmi. To okropne, co powiem, ale nawet mi ich nie brakowało, bo Lavena była dla mnie wszystkim.
Deirdre wciąż milczała. Najwyraźniej wiedziała, że to nie koniec historii, bo skoro Lennan wciąż chodził smutny, miłość musiała mieć tragiczne zakończenie.
– Właściwie, kiedy teraz się nad tym zastanawiam, w wielu sprawach się nie zgadzaliśmy. Lavena nie lubiła siedzieć w moim warsztacie, kiedy rzeźbiłem, bo mówiła, że wiórki osiadają na jej sukniach i potem nie może się ich pozbyć. Poza tym ja uwielbiałem chodzić po lesie i często chciałem ją zabrać na spacer, pokazać jakieś niezwykłe miejsce, ale ona nienawidziła wszystkich owadów i zawsze odmawiała. Ale przecież dwoje ludzi nie może mieć takiego samego zdania na każdy temat. Zresztą za każdym razem, gdy się do mnie przytulała albo pozwalała, bym ją pocałował, to nie miało żadnego znaczenia. Przygotowywałem się już, by prosić rodziców Laveny o rękę. I wtedy, któregoś dnia, kiedy znów się do mnie przytulała, oznajmiła, że poznała kogoś innego. Kogoś, kogo pokochała bez pamięci, że choć uczucie między nami było prawdziwe, dla niej już się skończyło.
Powiedział to, naprawdę to powiedział. Czuł się, jakby zrzucił z barków wielki ciężar, jakby do tej pory nosił na ramionach cały las, wszystkie drzewa razem z ich ogromnymi korzeniami. Po rozstaniu z Laveną powiedział matce tylko tyle, że dziewczyna już go nie kocha. Już nigdy więcej nie powracał do tego tematu.
– Widziałeś go? – zapytała Deirdre. – Tego, który zajął twoje miejsce?
– Nie chcę go widzieć. Wolę nie wiedzieć, jak wygląda. Tym bardziej, że być może go znam. Laveny też nie widziałem od tamtej pory. Omija stoisko mojej matki i warsztat, a ja trzymam się z dala od okolic jej domu. Tak jest lepiej. Ale już zawsze będę ją kochał. To właśnie jest najgorsze. Matka wciąż powtarza, że znajdę kogoś lepszego i zapomnę o Lavenie, ale jak mógłbym kiedyś nie pamiętać dziewczyny, którą była dla mnie wszystkim? Powinienem znaleźć żonę i mieć dzieci, ale nie pokocham kobiety, którą poślubię i z którą spędzę całe swoje życie. Nigdy. W takiej sytuacja trudno jest nie być smutnym.
Nie miał pojęcia, czego się spodziewał. Może sądził, że Deirdre jakoś go pocieszy, chociaż wcale tego nie chciał. Już dosyć miał litości, jaką odnajdywał w oczach własnej matki. Kolejne słowa i tak niczego by nie zmieniły. Zamiast tego na twarzy Deirdre pojawił się blady uśmiech.
– Dziękuję. Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.
Chociaż Lennan nie do końca rozumiał, skąd ta wdzięczność, czuł, że rozmowa miała dla Deirdre ogromne znaczenie.
– Nie ma sprawy – zaśmiał się gorzko.
Siedzieli w ciszy jeszcze dłuższy czas, a echo śmiechu pełnego bólu i rozgoryczenia powoli zanikało.
~*~
Kłótni z Cahan ciąg dalszy.
A Lennan trochę namieszał. Uprzedzałam już wcześniej, że nie będzie taki do końca idealny. A sądząc po komentarzach pod poprzednimi rozdziałami, niektórzy teraz jeszcze bardziej muszą nienawidzić Breeny.
Wydaje mi się, że jestem u Was na bieżąco. Jeśli o kimś zapomniałam, to niech się upomni.
A Lennan trochę namieszał. Uprzedzałam już wcześniej, że nie będzie taki do końca idealny. A sądząc po komentarzach pod poprzednimi rozdziałami, niektórzy teraz jeszcze bardziej muszą nienawidzić Breeny.
Wydaje mi się, że jestem u Was na bieżąco. Jeśli o kimś zapomniałam, to niech się upomni.
Oj Breeno... Grabisz ty sobie, grabisz. Bynajmniej u mnie. Powiem tak: z jednej strony cieszy mnie, że dziewczyna chociaż trochę 'umili' czas Lennanowi, ale z drugiej... czuję jakby zdradzał Deirdre.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że pomiędzy Deirdre i siostrami nadal są spięcia. Naprawdę podobały mi się ich relacje z początkowych rozdziałów... Był takie naturalne. Niestety jakby nie było w tej sprzeczce obie dziewczyny mają rację (brzmię pewnie jak Kiara) i pomimo, że jedna drugą chce ochronić itp. to stawiają pomiędzy osobą coraz grubszy mur. Mam jednak nadzieję, że przyjaciółki dojdą do porozumienia.
Fajnie czytało się o tym, że Lennan w końcu tworzył się przed Deirdre! To tylko wzmocni ich więź; dziewczyna zrozumie, że on jej ufa, jak również on sam zrozumie, że darzy ją zaufaniem (wyszło chaotycznie...)
Wybacz opóźnienie w czytaniu, ale czas ostatnio jest moim wrogiem... -.-'
Pozdrawiam!
Mam mieszane uczucia wobec tej kłótni z siostrami. Nie chcę za żadne skarby, by ta trójka w ogóle się kłóciła, bo naprawdę uwielbiam ich małą paczkę, a z drugiej strony... Nie potrafię jakoś zająć wyraźnego stanowiska w tym sporze, wszystkie mają trochę racji. Deirdre na pewno nie powinna się tak wściekać na każde negatywne słowo o jej relacji z Lennanem, z kolei Cahan też za bardzo się uniosła i za bardzo ją zaatakowała, co w głównej mierze doprowadziło do tych krzyków zamiast normalnej, cywilizowanej rozmowy. Szkoda mi tylko Kiary, która próbowała, choć bardzo nieudolne, pełnić rolę mediatora. Myślę, że ona i jej siostra mają naprawdę dobre intencje i szczerze mówiąc rozumiem ich pobudki. Uwielbiam Lennana, uwielbiam Deirdre i uwielbiam ich przyjaźń, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z konsekwencji, jakie może ona przynieść.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, że nie robisz z Lennana rycerza na białym koniu - to w końcu tylko człowiek, przystojny, inteligentny facet, ale też ktoś, kto działa może nieco zbyt pochopnie i jest nie do końca szczery. Za Breeną owszem, nie przepadam, jednak nie mam zamiaru jej winić za to, co stało się w tym rozdziale. Przecież cały czas nie kryła się ze swoimi zamiarami, prawda? Wprost powiedziała Lennanowi, że go pragnie i to on, mimo że chwilę wcześniej zapewniał, że nie będzie między nimi niczego więcej, zainicjował pocałunek. Breena pragnie zdobyć wymarzonego faceta, a Lennan... Hm, sama nie wiem. Chyba potraktował to wszystko jako formę rozrywki i zapomnienia, którego ciągle poszukuje dla siebie i swojego złamanego serca. Mam jednak nadzieję, że ta jego gra z Breeną nie zajdzie za daleko, bo wkrótce to on może stać się tym, który skrzywdzi drugą osobę - a chociaż Breena jest dla mnie średnio interesującą postacią, nie życzę jej niczego złego.
Ach, przeczuwałam, że to się stanie! Że Lennan w końcu wyzna prawdę. Fakt, że tak długo się wzbraniał przed ujawnieniem swojej przeszłości z Laveną jednoznacznie wskazuje na to, że jest człowiekiem bystrym, nigdy nie odkryłby swojej najsłabszej strony komuś, komu nie ufałby w stu procentach. Początkowo był zdystansowany do Deirdre, z czasem jednak dostrzegł, że łącząca ich więź się umacnia, że ona ufa mu bezgranicznie i czuje, że może mu się zwierzyć ze swoich problemów - w ten sposób i on w końcu zrozumiał, że jego tajemnice są u niej bezpieczne. Lavena z jego opowieści wydaje się taka słodka i kochana, że aż trudno mi uwierzyć, że go po prostu opuściła. Więc był dla niej tylko chwilą zachcianką, zauroczeniem? I jak długo spotykała się z tym drugim za jego plecami, zanim w końcu pojęła, że nie kocha Lennana i musi go zostawić? Nic dziwnego, że chłopak nie może się po tym pozbierać. Był gotów spędzić resztę swojego życia z tą kobietą, chciał prosić o rękę, tymczasem ona, zupełnie niespodziewanie, wybrała kogoś innego. A wydawało się, że mimo pewnych dysonansów jest to para idealna. Cóż, pozory mylą, jak widać... W każdym razie cieszę się, że Lennan wreszcie się otworzył. Sądzę, że Deirdre pomoże mu w porzuceniu przykrych myśli o Lavenie, jest naprawdę właściwą osobą, której można powierzyć absolutnie wszystko. Wydaje mi się, że ta rozmowa to kolejny przełom w ich znajomości, przez co z niecierpliwością czekam na to, co wydarzy się dalej.
Genialny rozdział, jak zawsze zresztą. Naprawdę kocham klimat tego opowiadania :)
Pozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Eh, ta kłótnia dziewczyn nie była potrzebna, choć pewnie uniknąć jej dłużej nie dałyby rady. Przyjaciółki martwią się o Deidre, a ona tą troskę odbiera jedynie jako atak. Nie powiem, że niesłusznie, choć ciężko obrać tutaj jakąś konkretną stronę i uznać ją za prawidłową. No bo niby Deidre uważa, że ma kontrolę nad wszystkim, ale czy tak jest do końca... No nie wiem.
OdpowiedzUsuńNie jestem też pewna, co myśleć o postępowaniu Lennana. Ten pocałunek... No w sumie postawił sprawę jasno i dał dziewczynie do zrozumienia, że nie powinna oczekiwać od niego miłości. Jednak wydaje mi się, że Breena i tak będzie na to czekać i przez to skrzywdzi samą siebie. Będzie cierpiała, bo chłopak raczej się w niej nie zakocha, skoro do tej pory nie poczuł tego czegoś.
Jednak cieszę się z tego, że wyznał Deidre swoją tajemnicę. Widać, że nie był to impuls, a raczej długo przemyślana decyzja. On najpierw się upewnił, czy może ufać tej swojej leśnej znajomej i dopiero podzielił się całym swoim bólem. A ona też go na siłę nie pocieszała. I super. Bo takie zapewnienia, że wszystko będzie dobrze raczej nie pasowałoby do takiej opowieści.
Cóż, jednym zdaniem, był to naprawdę świetny rozdział. Z niecierpliwością czekam na kolejny.
Pozdrawiam!
Ech, kłócą się te dziewczyny i kłócą... A każda z nich ma trochę racji, ale i też nieco przesadza. W sumie chyba najrozsądniej całą sytuację oceniła Kiara, bo rzeczywiście Cahan jest zbyt natarczywa w tych swoich atakach na Deirdre, a Deirdre z kolei nie rozumie, że przyjaciółki się o nią martwią i tyle. Niedobrze, że sprawa Lennana je tak dzieli… No ale wierzę w to, że już wkrótce się znowu dogadają. Może gdyby i Cahan oraz Kiara jednak spotkały się z Lennanem, to wtedy nieco by uległy i przestałyby aż tak martwić się o Deirdre, kto wie… Właściwie to doskonale rozumiem ich pobudki, bo chociaż Deirdre nie zdaje sobie z tego sprawy, to już w tym momencie przyzwyczaiła się do tych spotkań z Lennanem i jeśli to dalej tak się będzie rozwijać, to oczywistym jest, że nie wystarczą m jedynie takie spotkania i rozmowy, podczas których oddzialać ich będzie od siebie ta nieszczęsna granica.
OdpowiedzUsuńRety, i znowu ta Breena. Plącze się i pałęta, no i w końcu do czegoś między nią i Lennanem doszło. Yup, zdecydowanie za nią nie przepadam i może jestem okrutna, ale cieszy mnie, że pomimo, że ona i Lennanek się pocałowali, to jednak dla niego nie było to nic poważnego. Chyba raczej wykorzystał nadarzającą się okazję i tyle.
Czyli ten moment, w którym Lennanek się otworzył i opowiedział o Lavenie właśnie nadszedł. Myślę, że to dość przełomowy punkt – w końcu Lennan niechętnie mówi swych uczuciach, a tutaj otworzył się całkowicie. Właściwie to po tej jego opowieści niezmiernie jestem ciekawa, jaka tak naprawdę jest Lavena. Lennan nam tutaj przedstawił swoją wersję tej znajomości, ale ponieważ on na punkcie Laveny ewidentnie oszalał, zafiksował i świata poza nią nie widział, to jego słowa mogą nie być do końca obiektywne. Może to wcale nie wyglądało tak kolorowo, a Lavena traktowała go od początku niepoważnie, raczej jako kogoś, z kim spotkania umilają jej jedynie czas i do niczego nie prowadzą? Może Lennan był na tyle zaślepiony, że nie zauważył, że nie do końca do siebie pasują, że tak naprawdę więcej rzeczy ich dzieli niż łączy. Tak, zdecydowanie ciekawi mnie postać Laveny. Nie wiem, ona w tej lennanowej opowieści jawi się jako taka niewinna, słodka istotka, ale przecież na końcu zachowała się dość nie w porządku, więc może wcale nie jest aż tak niewinna? :O
Pozdrawiam <3
Wspominasz o nienawiści innych czytelników w stosunku do Breeny, a ja zupełnie nie rozumiem za co można ją nienawidzić. Być może i się trochę narzuca chłopakowi, co stawia ją nieco w złym świetle zważywszy na to jakie zasady panują w świecie w jakim przyszło jej żyć, ale nie jest przy tym nie wiadomo jak niegrzeczna i nachalna. Przede wszystkim czarnowłosa jest tym co jest na wyciągnięcie ręki, możliwym, a nie jakimś mgielnym marzeniem i ja bardzo kibicuję jej i Lennanowi. Dziwi mnie więc, że inni mają powód by ją nienawidzić. Rozumiem, że trafiają na twój blog zazwyczaj romantyczki, które wierzą w miłość mimo wszystko i wolą by D i L byli razem, ale jak dla mnie to wcale nie jest powiedziane, że dwójka głównych bohaterów musi być łączona uczuciem takim jak miłość kochanków. Równie dobrze mogą stać się sobie bliscy jak rodzeństwo, jak brat i siostra, jak prawdziwi przyjaciele.
OdpowiedzUsuńZ tego, co widzę, czytając komentarze, rzeczywiście zdecydowana większość czytelniczek to romantyczki. Ja też należę raczej do grona osób kibicujących zawsze wielkiej miłości, ale Breenę i tak lubię. I to zdecydowanie bardziej niż Deirdre.
Usuń