poniedziałek, 26 października 2015

# Teorainn: Rozdział 13.


           
Tego dnia słońce mocno świeciło i sprawiało, że cały Margadhskąpany był w jego promieniach. Co prawda każdy dzień w Mór uchodziła za idealny, ale tym razem Lennan przyglądał się otoczeniu z uśmiechem na twarzy.
Chociaż trudno mu było w to uwierzyć, w pewien pokrętny, niezrozumiały sposób, czuł się szczęśliwy. Choć może to zbyt mocne słowo, bo po prostu znów pamiętał, jak to jest się uśmiechać i czasem zdarzało mu się unieść kąciki ust na dłużej niż kilka sekund. Oczywiście wpływ na tę pozytywną zmianę miały dwie osoby: Deirdre i Breena. Każda z dziewczyn była zupełnie inna i może dlatego wspólnie zdołały uczynić życie chłopaka lepszym. Carry od razu to dostrzegła. Kiedy Lennan zszedł do izby jadalnej, by błyskawicznie pochłonąć śniadanie, oznajmiła, że się zmienił.
Z jakiegoś powodu chłopak nie chciał wyjaśniać, co wpłynęło na tę przemianę. Zamiast tego zaproponował Aidanowi, by towarzyszył mu na Margadhpodczas pilnowania stoiska matki. Wiedział, że chłopiec bardzo się ucieszy i tym samym temat rozmowy się zmieni.
Właśnie w ten sposób zaledwie kilka chwil później Lennan znalazł się na stoisku z sukniami. Obok siedział jego młodszy brat, który niecierpliwie wiercił się na krześle. Aidan miał w sobie zbyt wiele energii, nawet jak na małego chłopca. Jednocześnie to właśnie ta ruchliwość czyniła go uroczym. Wiele osób zatrzymywało się przy stoisku tylko po to, by pozachwycać się ciemnowłosym ośmiolatkiem. Aidan stanowił doskonały wabik na klientów.
– Nudzi mi się – jęknął chłopiec.
– Nic na to nie poradzę. Sam chciałeś tu przyjść. Możesz wracać do domu, tylko uważaj po drodze.
– Nie, zostanę– pokręcił głową Aidan. – Jestem już prawie mężczyzną i muszę wiedzieć, jak to jest prowadzić interesy, żebym kiedyś mógł pomagać matce.
Lennan lekko się uśmiechnął. Z jakiegoś powodu zawsze rozczulały go słowa brata. Zresztą chyba nikt nie mógłby powstrzymać się od uśmiechu, widząc ślicznego, małego chłopca, który dumnie wyprostowany usiłował zachować poważny wyraz twarzy.
W jednej chwili uśmiech zniknął z twarzy Lennana. Wszystko przez pojedynczy błysk. Serce zaczęło bić mu szybciej, by już po chwili na powrót się uspokoić. Chłopak pokręcił głową. Zaczynał mieć zwidy.
I właśnie wtedy, kiedy zdołał przekonać samego siebie, że jedynie uległ wymysłom wyobraźni, znów ją zobaczył. Była tak niedaleko, niemal na wyciągnięcie ręki. Nie zmieniła się od czasu ich ostatniego spotkania. Tego dnia miała na sobie zwiewną sukienkę w kolorze intensywnej zieleni, na tle której wyraźnie odznaczały się miedziane włosy. Szare oczy okolone wachlarzem gęstych rzęs mocno błyszczały, odbijając słoneczne promienie. Lennan w osłupieniu podziwiał smukłą szyję, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, lekki uśmiech błąkający się po idealnych ustach i wyprostowaną sylwetkę. Lavena zdawała się doskonała, choć Lennan nie był pewny, czy jego uczucia przypadkiem nie zniekształcały rzeczywistości.
Ból pojawił się niespodziewanie i był tak silny, że przez chwilę chłopak nie mógł się ruszyć. Czekał, aż Lavena odejdzie. Oczywiście mogła przebywać w każdej części Margadh, nawet tej, gdzie mieściło się stoisko Carry. Zresztą i tak kiedyś musieli się spotkać, to było nieuniknione, skoro żyli w jednej wiosce. Szkoda tylko, że Lennan nie przygotował się na szok spowodowany ujrzeniem ukochanej.
I wtedy stała się najgorsza możliwa rzecz – ich oczy się spotkały. Chłopak przez chwilę wytrzymał to spojrzenie, a potem nie był już w stanie dłużej znieść widoku szarych tęczówek. Miał nadzieję, że Lavena odejdzie tak szybko, jak się pojawiła, że zrozumie, iż nie powinna podchodzić zbyt blisko. Wpatrywał się w swoje nieco zabrudzone, sznurowane buty. Ciekawe, czy nowy ukochany Laveny również miał takie. A może nosił wsuwane, na jakie mogli sobie pozwolić tylko najzamożniejsi? To wcale nie byłoby takie nieprawdopodobne. Lennan naprawdę by się nie zdziwił, gdyby Lavena zastąpiła go kimś lepszym pod każdym względem.
Jakiś cień padł na jego twarz i chłopak nie musiał nawet podnosić głowy, by wiedzieć, że to Lavena przed nim stanęła. Czy chciała go torturować? Znęcać się na nim i wywołać jeszcze większy ból? Czy to sprawiało jej aż taką satysfakcję?
– Witaj, Lennanie – przywitała się cicho. Jej głos był tak aksamity i równie niesamowity, jak to zapamiętał. Z bliska dziewczyna prezentowała się jeszcze piękniej.
– Laveno… – wypowiedział jej imię z niemałym trudem. Podniósł się z ławy i ucałował rękę dziewczyny, bo tak nakazywało dobre wychowanie. Do jego nosa doleciał słodki zapach jej ciała, a palce cieszyły się tą pojedynczą chwilą, gdy mogły dotknąć ukochanej.
– Jak ci się wiedzie? – zapytała.
Wszystko dobrze. Leczę złamane serce, przez wiele tygodni nie potrafiłem się uśmiechać. Straciłem wiarę w sens życia i własne poczucie wartości, bo zostawiłaś mnie dla innego. A kiedy wreszcie się otrząsnąłem, ty przychodzisz tutaj i wszystko niszczysz. Znów jestem zagubionym chłopakiem pogrążonym w smutku. Tak, z pewnością właśnie to Lavena chciała usłyszeć. Zawsze była nieco próżna.
– Głownie pracuję i pomagam matce. No i chodzę na spacery do lasu.
A oprócz tego poznałem dwie dziewczyny. Z jedną powoli się zaprzyjaźniam, druga jest zupełnym twoim przeciwieństwem, pomaga zapomnieć o bolesnej przyszłości, pozwala mi na pocałunki, choć wie, że nie żywię do niej żadnych głębszych uczuć. To moja odskocznia od codzienności. A w lesie spędzam prawie każdą wolną chwilę, rozmawiając z dziewczyną z Ádh. Aha, no i obojętnie, kogo kiedyś poślubię, bo właściwie wypadałoby znaleźć żonę już wkrótce, na zawsze będę nieszczęśliwie zakochany i nie zdołam odwzajemnić miłości tej, z którą wezmę ślub. Także jest świetnie, Laveno, miło, że pytasz.
 – Cieszę się, że wszystko dobrze. – Lennan nie był pewny, czy dziewczyna po prostu z niego kpi, czy może najzwyczajniej w świecie próbuje stłumić wyrzuty sumienia. Bo przecież nie mogła nie zauważyć, iż to wszystko było kłamstwem. Przecież za dobrze go znała, by uwierzyć. No chyba, że się mylił, że cały ich związek od początku był tylko złudzeniem… – Przyniosłam suknię do zacerowania – powiedziała po chwili przeciągającej się ciszy i wyciągnęła rękę z bladoróżową tkaniną. – Pamiętam, jak twoja mama kiedyś uratowała mnie przed gniewem ojca. Jest najlepsza.
No tak … Gdyby nie pechowe rozdarcie materiału, nigdy w życiu by się nie spotkali. Najwyżej minęliby się na ulicy, jak to bywało przedtem. Pewnie Lennan zachwyciłby się urodą nieznajomej, ale to wszystko. A może nawet nie zwróciłby na nią uwagi. A tak… tak musieli rozmawiać i to wszystko się zaczęło. Teraz znów spotykali się za sprawą rozdartej sukienki. Co za ironia!
– Nie ma sprawy, zaniosę to matce i wszystko będzie gotowe za kilka dni.
Lennan wyciągnął przed siebie rękę, a Lavena podała mu jasną tkaninę. Na ułamek sekundy ich palce się zetknęły i chłopak poczuł prąd przeszywający całe jego ciało. Wiedział, że dziewczyna nie odczuwa tego promieniowania. Przecież teraz kochała kogoś zupełnie innego i dotyk Lennana nie robił na niej żadnego wrażenia.
– Dziękuję. Wiem, że między nami wszystko nieco się skomplikowało, ale nie chciałabym, żebyśmy całe życie się unikali. Naprawdę dobry z ciebie człowiek i bardzo cię polubiłam. Do tej pory trzymałam się z dala, żebyśmy oboje mieli czas na przywyknięcie do nowej sytuacji. Ale nie chcę już uciekać. Ty i ja podążamy różnymi drogami, lecz nie chcę cię stracić. Chyba, że to dla ciebie za trudne. Jeśli tak, powiedz i zrozumiem, dam ci spokój.
– Unikanie się jest bez sensu. W końcu mieszkamy całkiem niedaleko. Takie zachowywanie dystansu byłoby naprawdę kłopotliwe.
– Och, nawet nie wiesz, jak cieszą mnie te słowa! Bardzo chcę mieć cię za przyjaciela. No i nie wyobrażam sobie, byś nie pojawił się na moim ślubie! Ale teraz muszę już lecieć, wybacz. Porozmawiamy dłużej, kiedy odbiorę suknię. Do zobaczenia, Lennanie.
Odeszła. Tak naprawdę Lennan cały czas kłamał. Może i unikanie Laveny wymagało wysiłku, ale było warte zachodu. Chłopak nie musiał się wtedy obawiać kolejnej fali bólu. Zresztą jak Lavena to sobie wyobrażała? Przy spotkaniach zamierzała opowiadać o swoim cudownym mężu, być może także dzieciach? A może w ogóle mieli się spotykać we troje? Mimo że Lennan nie znał narzeczonego Laveny, miał pewność, iż nie polubi tego mężczyzny, jakkolwiek dobry byłby to człowiek.
– Nie lubię jej – odezwał się Aidan po chwili milczenia. Lennan spojrzał na brata z nieukrywanym zdziwieniem. Słyszał to już po raz drugi.
– Przecież kiedyś ją uwielbiałeś.
– Wcale nie. Lubiłem ją, bo była miła. Ale teraz myślę, że jest okrutna. Poza tym nie znoszę ludzi, którzy cię krzywdzą. My, bracia, musimy trzymać się razem – uśmiechnął się chłopiec. Lennan poczuł wzbierającą w nim falę wzruszenia. Naprawdę mięknął. Wszystko przez to złamane serce.
– Jesteś najlepszy na świecie, Aidanie.
– Przypomnę ci te słowa, gdy będziesz na mnie o coś zły.
Lennan zaśmiał się, chociaż wcale nie odczuwał radości. Wolał jednak udawać, że ma się dobrze. Nie przypuszczał, że spotkanie z Laveną wywrze na niego taki wpływ. Gdyby ktoś kilka dni wcześniej zapytał, jak się czuje na myśl o utraconej ukochanej, powiedziałby, że już pogodził się ze stratą. Ponowne ujrzenie Laveny sprawiło jednak, że wszystkie uczucia wróciły.
Jeszcze długi czas chłopak w milczeniu przypatrywał się pospiesznie mijającym go ludziom. Możliwe, że od tej pory jego życie miało się składać z ciągłego cierpienia, zapominania i ponownego bólu przy każdym spotkaniu. Lennan nie miał tyle siły woli, by całkowicie zrezygnować z Laveny, choć zdawał sobie sprawę, jak bardzo będzie cierpieć.


Kiedy wszedł do domu, matka od razu wiedziała, że coś się stało. Łączyła ją z synem szczególna więź, może dlatego, że już od wielu lat próbowała pełnić rolę obojga rodziców. Spojrzała na Lennana z troską kryjącą się w ciemnych tęczówkach, takich samych jak jego. Chłopak cicho westchnął. Nie miał ochoty na wyjaśnienia.
– Co się stało? – zapytała Carry, stawiając przed synem naczynie z parującym naparem z ziół.
– Po prostu miałem dzisiaj gorszy dzień.
– Gorszy dzień? Wyglądasz, jakby właśnie nastąpiła katastrofa. Dawno nie widziałam cię w takim stanie. A ostatnio zdawało się, że wreszcie zaczynasz żyć na nowo. Co się dzieje, Lennanie?
– Nic. Po prostu wszystko się skomplikowało! – krzyknął, uderzając pięścią w stół. Carry się wzdrygnęła. Lennan tymczasem poderwał się na nogi, prawie wywracając naczynie z naparem. – Idę do siebie – oznajmił i pospiesznie ruszył po schodach.
Nadal był roztrzęsiony po spotkaniu z Laveną. Nienawidził samego siebie za to, że ta dziewczyna wciąż działała na niego w taki sposób. Jakim cudem nadal kochał ją bez opamiętania? Gdyby któregoś dnia stanęła w progu jego domu i poprosiła o wybaczenie, on od razu by się zgodził, a może nawet podziękował. Był taki żałosny! Matka pewnie powiedziałaby, że to oznaka dobrego serca i prawdziwych uczuć. Szkoda tylko, że te uczucia raniły dogłębnie i czyniły Lennana bezbronnym, niemęskim.
Położył się na łóżku i utkwił wzrok w belkach na suficie. W wąskich szczelinach zbierał się kurz i najpewniej mieszkały tam także małe pająki. Kiedy Aidan był młodszy, bardzo bał się tych stworzeń. Lennan pamiętał, że chłopiec piszczał i płakał za każdym razem, gdy któryś z pająków postanowił wyjść ze swojej kryjówki i powoli przesuwał się po ścianie. Lavena też krzyczała na taki widok. Podobnie było, gdy ujrzała karalucha. Albo jeszcze innego insekta. Czasami nawet z piskiem wchodziła na ławę albo na stół i błagała Lennana, by zabił żyjątko, które ją przestraszyło. Kiedy było po wszystkim, zachowywała się, jakby ukochany dokonał czegoś niewyobrażalnego. W jej oczach dostrzegał podziw i czuł się jak prawdziwy bohater.
I pomyśleć, że to wszystko zaprowadziło go do punktu, w którym leżał na łóżku ze złamanym sercem i zastanawiał się, czy ból kiedyś zelżeje. To by było na tyle, jeśli chodzi o tę całą wielką miłość. Wyraźnie słyszał przytłumione głosy dochodzące z głównej izby. Pewnie Carry wypytywała o szczegóły spotkania z Laveną, a Aidan posłusznie wszystko relacjonował.
Jeszcze jakiś czas Lennan trwał w bezruchu, przysłuchując się słowom, których nie potrafił zrozumieć. W końcu poderwał się z łóżka i pospiesznie zszedł z powrotem do pomieszczenia, w którym siedzieli brat i matka. Na jego widok oboje lekko podskoczyli, jakby właśnie zostali na czymś przyłapani.
– Wychodzę – oznajmił.
– Gdzie? – Carry wyglądała na zaniepokojoną.
– Do lasu. – Wiedział, że te słowa jedynie wzmogą niepokój matki. Ostatnio spędzał w Collie Fada coraz więcej czasu.
Błyskawicznie pokonał drogę przez miasto. Przemierzył Margadhniemal biegiem i wkrótce znalazł się w lesie. Nogi same prowadziły go ku Teorainn Diamond, chociaż wcale nie miał pewności, czy spotka tam Deirdre. Postanowił udać się na polankę. I pomyśleć, że jeszcze do niedawna robił wszystko, by trzymać się jak najdalej granicy! Teraz niemal z ulgą usiadł w miejscu porośniętym pięknymi kwiatami i oparł się o niewidzialną barierę. Ukrył twarz w dłoniach i trwał tak przez dłuższą chwilę.
Usłyszał jakiś ruch i od razu się obrócił. Przed nim stała Deirdre. Na jej widok poczuł niewyobrażalną ulgę, jakby nagle wszystko stało się lepsze, choć tak naprawdę nie zmieniło się zupełnie nic. Dziewczyna przypatrywała się mu uważnie, lekko marszcząc brwi. Tego dnia miała na sobie fioletową suknię, w której kiedyś już ją widział. Znów trzymała w dłoni łuk.
– Co się stało, Lennanie?
– Czemu wszyscy mnie o to pytają? – westchnął przeciągle i usiadł tak, by widzieć dziewczynę.
– Hmm, może dlatego, że wyglądasz, jakby właśnie świat się kończył. Nawet wtedy gdy pierwszy raz się spotkaliśmy, było lepiej. Ktoś umarł?
Z jakichś niewytłumaczalnych powodów troska czająca się w oczach Deirdre sprawiła, że Lennanowi zrobiło się lżej. Spojrzał z wdzięcznością w zielone tęczówki i spróbował się uśmiechnąć, ale chyba niespecjalnie mu to wyszło. Zaczął rozmyślać nad zasłyszanym pytaniem. Czy ktoś umarł? Może nie dosłownie, ale Lennan odnosił wrażenie, że tego dnia on sam umarł przynajmniej po części. Po raz kolejny, ale tak samo boleśnie i prawdopodobnie tak samo nieodwracalnie utracił cząstkę siebie, kolejną cząstkę, dzięki której kiedyś był skłonny do śmiechu.
– Jeśli nie chcesz mi mówić, to nie szkodzi – powiedziała Deirdre po chwili przeciągającego się milczenia, chociaż ruchy przeczyły jej słowom.
– Widziałem ją dzisiaj – odezwał się w końcu.
Dziewczyna powoli uniosła wzrok do tej pory utkwiony w leśnej ściółce. Już nie wyglądała na przygnębioną, bardziej na zatroskaną i zaciekawioną. No i z jej oczu zniknęło rozczarowanie. Lennan nic z tego nie rozumiał. Czemu jego zaufanie tak bardzo się dla niej liczyło?
– Lavenę?
– Tak. Przyszła na stoisko mojej matki i prosiła, żeby zacerować jej suknię. No i powiedziała, że nadal bardzo mnie lubi i chce się przyjaźnić.
– I niby jak ona to sobie wyobraża? – parsknęła Deirdre. Wyglądała na wściekłą. – Czy naprawdę jest aż tak głupia, by nie wiedzieć, że każde spotkanie skazuje cię na ból? No chyba, że uważa, iż zdążyłeś o niej kompletnie zapomnieć…
– Nie sądzę.
– W takim razie jest zapatrzoną w siebie egoistką, która czerpie przyjemność z ranienia innych! – wykrzyknęła Deirdre. Lennan chyba jeszcze nigdy nie widział jej tak rozemocjonowanej.
– A może po prostu naprawdę mnie lubi i pamięta te wszystkie cudowne chwile? Może nie chce tego tracić i ma nadzieję, że kiedyś mi przejdzie? Nikt nie lubi rezygnować z przyjaciół – wtrącił Lennan. Wiedział, że nie powinien bronić Laveny, ale nie potrafił inaczej.
– Jak ja – wyszeptała Deirdre i spuściła głowę.
Lennan miał ochotę krzyknąć z frustracją. Jak mógł być tak głupi i zapomnieć o tym, co dziewczyna opowiadała o Oisinie!? Właśnie porównał ją do Laveny, która zraniła go i porzuciła.
– Nieprawda. Wiele was różni – próbował ratować sytuację. – Zawsze byłaś szczera wobec Oisina i starałaś się być dobrą przyjaciółką. On doskonale zdaje sobie sprawę z twoich uczuć. Sam skazuje się na ból.
– Wiesz co, Lennanie? Jestem okropna. Pewnie czujesz się koszmarnie, a ja zamiast coś powiedzieć, użalam się nad sobą. Zapomnij, mam swoje problemy, ale jakoś je rozwiążę. A co do Laveny, to sądzę, że powinieneś na razie trzymać się z daleka. Pewnie przyjdzie do ciebie jeszcze nieraz i poprosi, byś jej od siebie nie odpychał. Ale musisz poczekać. Kiedyś w końcu pogodzisz się z rozstaniem. Jeśli teraz zaczniesz się z nią widywać, każdy dzień będzie taki jak dzisiaj. Nieszczęśliwa miłość powoli wyssie z ciebie całą energię i chęć życia.
Lennan nie był pewien, co oczekiwał usłyszeć. W głębi duszy wiedział, że Deirdre ma rację. Poczuł dziwny ucisk w sercu, gdy przypomniał sobie aksamitny głos, miedziane kosmyki i błagalną prośbę skrytą w szarych oczach, gdy Lavena odwiedziła go na Margadh. Wtedy nie był w stanie odmówić jej przyjaźni. Miał nadzieję, że przy następnym spotkaniu znajdzie dość siły, by to zrobić.
 – Dziękuję, Deirdre. Dobrze mieć taką przyjaciółkę. Prawdziwą przyjaciółkę – powiedział w końcu. Znów oparł się o Teorainn Diamond i spojrzał w niebo przesłonięte przez gałęzie drzew.
– Nie ma za co, Lennanie. Od tego właśnie są przyjaciele – odpowiedziała Deirdre i usiadła dokładnie w ten sam sposób. – Nie lubię, kiedy jesteś smutny. Odczuwam wtedy ogromną potrzebę, żeby jakoś ci pomóc. Ale niewiele mogę zrobić. Tak naprawdę wszystko zależy od ciebie i od tego, czy będziesz silny.
– A mówią, że problemów przybywa z wiekiem – zaśmiał się gorzko Lennan. – Jeśli teraz czuję się koszmarnie, to nie wyobrażam sobie, jak przetrwam dorosłość.
– Też czasem się nad tym zastanawiam. Ale może po prostu mamy pecha. Może naszym rówieśnikom układa się lepiej – westchnęła Deirdre.
Jeszcze przez długi czas siedzieli w milczeniu. Tak naprawdę słowa niewiele mogły zdziałać. Czasami największym wsparciem okazuje się bliskość drugiego człowieka, świadomość, że ktoś znajduje się tuż obok. Nawet, jeśli ta bliskość jest złudna, zakłócona przez obecność Diamentowej Granicy.
– Dziękuję – odezwał się Lennan.
– Ja też ci dziękuję.
– Za co? – zapytał zdziwiony.

– Za wszystko. Tak po prostu. Za to, że jesteś.

~*~

Jestem bardzo ciekawa Waszych reakcji po spotkaniu Lennana z Laveną.



7 komentarzy:

  1. To mój pierwszy komenatrz na twoim blogu, w sumie na każdym z blogów, a ten jest trzecim, który czytam. Pochłonęłam twoje dzieła w 3 ostatnie dni i po prostu się zakochałam w twoich opowiadaniach. Masz taki świetny styl pisania! Mam nadzieję, że następną część dodasz jak najszybciej, tak samo jeśli chodzi o śmiertelny pocałunek.
    Co do spotkania Lennana z Laveną to uważam, że ta dziewczyna to najgorsze co może być w życiu Lennana i nie rozumiem jak można być taką jedzą albo być taką obojętną na uczucia ludzi. Czy ona nie widzi, że on cierpi? Jest aż tak ślepa czy po prostu jego ból sprawia jej przyjemność? A Deirdre jest naprawdę świetną przyjaciółką. Mam nadzieję, że koniec końców jakoś się tak stanie, że ta bariera zniknie (nie wiem, może jakaś magia XD). I ciekawi mnie jak rozwinie się sprawa ze ślubem.
    Z niecierpliwością czekam na następną część :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To spotkanie musiało być dla niego naprawdę trudne... Kurcze... Lavena chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że jemu nadal tak bardzo zależy. Bo czy byłaby aż tak egoistyczna, żeby namawiać go na przyjaźń, wiedząc, że spotkania z nią będą sprawiać mu ból? A może myśli, że jak będzie mógł się z nią widywać, to ból zelżeje? Ech.. De ma rację, on powinien unikać Laveny, bo inaczej się z niej nie wyleczy. Nie da się przyjaźnić z kimś, kogo nadal się kocha. No bez jaj... Może Lavena w końcu odpuści. Jeszcze zaprosiła go na ślub... nie no, to już przesada. Do niej chyba naprawdę nie dociera, jak bardzo go zraniła. Dobrze, że spotkania z D chociaż trochę mu pomagają. Widać, że tworzy się między nimi coraz głębsza więź. :) Szkoda tylko,że oddziela ich ta granica. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Lavena nie jest świadoma, jak wielki ból wyrządziła Lennanowi, ale na pewno nie zaprosiła go na ślub i nie proponowała przyjaźni, bo wierzy, że się odkochał. Wręcz przeciwnie. To takie trochę jej środki zapobiegawcze, żeby przypadkiem Lennan kompletnie o niej nie zapomniał. To taki jej bardzo okrutny sposób na podwyższanie sobie samooceny i poprawianie humoru - bo przecież bardzo miło jej będzie mieć świadomość, że prócz męża jest jeszcze ktoś, kto do niej wzdycha i rozpacza, że nie może być z tak cudowną osobą jak sama Lavena...

      Usuń
  3. Cahan i Kiara zdecydowanie mają rację, bo Deirdre zdecydowanie przestała traktować spotkania z Lennanem jako odskocznię od codzienności i bardzo się zaangażowała.
    Trudno stwierdzić, czy Lennan rzeczywiście postanowił "iść dalej". Raczej skorzystał ze sposobności, że jakaś dziewczyna chciała go pocałować, a jemu sprawiało to przyjemność, więc nie miał powodów, by stawiać opór. Chociaż może to rzeczywiście jakiś krok naprzód, bo do tej pory jego życie wciąż kręciło się wokół Laveny.
    No cóż, Lavena jest zapatrzoną w siebie dziewczyną i patrzenie na Lennana cierpiącego na jej ślubie sprawiło by jej dużą przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja dziś krótko, bo kompletnie nie mam czasu, ale chciałabym, żebyś miała komentarze ode mnie pod oboma rozdziałami.
    Ich spotkanie było... wow, ciekawe. Nie podejrzewałam, że może do niego dojść tak szybko, więc to było naprawdę niezłe zaskoczenie. I chyba dla Lennana byłoby lepiej jakby Lavenna po prostu odwróciła wzrok i poszła w inną stronę. Rozumiem go bardzo dobrze, a to uczucie tęsknoty, poczucia, że tamta miłość nie wróci jest naprawdę straszne. Nie zazdroszczę mu! Lavenna moim zdaniem nie ma serca. Bawi się biednym chłopakiem i doskonale wie, co on może czuć. Chyba jej radość sprawia patrzenie, że ktoś może być w niej tak zakochany, że mimo czasu uczucie nie może minąć. Ten tekst o slubie... pokazał kim ona jest naprawdę. A jest podła. Przynajmniej w moim odczuciu. Albo cholernie głupia i ślepa, ale to raczej wykluczam.
    Lecę dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam szczerze, że Lavena bardzo mnie ciekawiła i nie zawiodła moich oczekiwań. Myślę, że umiem ją zrozumieć. Umiem ją zrozumieć, bo też kiedyś z kimś zerwałam, z dnia na dzień, choć wcześniej mi się wydawało, że umiałabym z nim spędzić życie. Czasami, gdy pojawi się ktoś inny, ważniejszy, to lepiej zerwać i niż łudzić się, że tamta fascynacja minie, a związek, który trwa nagle jakoś się rozbudzi. Myślę jednak, że Lavena popełniła błąd, że w ogóle związała się z kimś kogo jedynie lubiła, bo wychodzi na to, że ona Lennana tylko lubiła, że w jakiś sposób jej imponował, że doceniła jego dobroć, ale tym nie da się zbudować fundamentów mocnego uczucia. Choć może im akurat brakło czasu, może gdyby poznała tego drugiego później, dużo później, to uczucie do Lennana byłoby już silniejsze, bardziej pewne, lepsze od tej nowej fascynacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tego jeszcze nie było. O ile względem Breeny czy Blair zdarzały się różne opinie, to Laveny chyba nikt oprócz Ciebie nie polubił. No cóż, ja sama szczerze mówiąc za nią nie przepadam, bo jednak skrzywdziła Lennana, ale widać da się postrzegać to wszystko także w inny sposób i bardzo mnie to cieszy. Zawsze jestem zadowolona, kiedy okazuje się, że czytelnicy mają różne opinie o tych samych postaciach :))

      Usuń