Mrok okrył wszystko swoim czarnym płaszczem, gałęzie iglastych drzew przysłaniały niebo. Mimo tego dało się dostrzec gwiazdy świecące tak mocnym światłem, że zdawało się, iż chcą przyćmić blask pełni księżyca. To była przepiękna noc. W powietrzu unosił się jednak pewien specyficzny zapach. Niemal niewyczuwalny, pełen tajemniczej słodyczy, budzący lęk, jednocześnie wywołując uczucie nostalgii. Tak właśnie pachnie śmierć.
Na środku polanki cichego iglastego lasu stał mały drewniany domek. W środku był tylko jeden pokój połączony ze skromną kuchnią, a za uchylonymi drzwiami widniało ostatnie pomieszczenie – skromna łazienka. Jeśli chciało się umyć w białej i nieco spękanej wannie, należało najpierw narąbać drewna na opał i nagrzać w piecu. Dlatego właśnie w rogu leżała siekiera. Nie powinny jednak dotykać jej kobiece ręce, a już tym bardziej ręce siedemdziesięciolatki.
– Kiedyś mój Henry zajmował się domem – powiedziała staruszka, a jej spojrzenie stało się zamglone. – Aż trudno uwierzyć, że zmarł już piętnaście lat temu. Wydaje się, jakbym widziała go zaledwie wczoraj, a przecież już od tak dawna wszystko robię sama. Dobrze, że mam ciebie. Gdybyś mi nie pomagała, musiałabym myć się w zimnej wodzie. Dawniej miałabym siłę na rąbanie drewna, ale teraz… Mam coraz mniej siły…
Staruszka spojrzała z wdzięcznością na czarnooką dziewczynę, która wręczyła jej kubek z parującą herbatą. Czarną, mocną, bez cukru. Była to jedyna herbata, jaką kobieta lubiła pić. Przez miesiąc znajomości z mieszkanką drewnianej chatki dziewczyna zdążyła się tego nauczyć.
– Nie szkoda ci czasu na przebywanie ze starą kobietą? Nie wolałabyś być gdzieś ze swoimi przyjaciółmi?
Czarnooka uśmiechnęła się uprzejmie i wygładziła rąbek białej kołdry, a potem znów spojrzała prosto w okolone zmarszczkami oczy. Szare i pełne wspomnień. Oczy, które widziały już wiele.
– Jest pani o wiele ciekawszą osobą niż moi znajomi, pani Williams. Rąbanie drewna to nie zajęcia dla siedemdziesięciolatki. Jestem jeszcze młoda i mogę pomagać. A poza tym pewnie potrzebuje pani towarzystwa.
– Skarbie, jesteś taka kochana. Ale nie musisz się mną aż tak przejmować. Powinnaś zająć się własnym życiem.
Czemu ludzie są tacy naiwni? – pomyślała czarnooka. Spojrzała na panią Williams ze współczuciem. Gdyby tylko staruszka wiedziała, z kim rozmawia… Pewnie nawet nie chciałaby wpuścić dziewczyny do domu. Ale wystarczył uśmiech i kilka miłych słów i już każdy stawał się ślepy, dostrzegał w innych tylko dobro.
– Nie powinna pani się już położyć? Jutro trzeba wcześnie wstać…
– No tak, zapomniałam! Co ja bym bez ciebie zrobiła? Och, poza tym jest już bardzo późno! Spędziłaś tu dzisiaj dużo czasu. I jak ty, kochana, wrócisz sama przez las o tej godzinie?! Twoi rodzice na pewno będą się niepokoić… No i zezłoszczą się, że tyle czasu cię tu trzymałam.
– Niech się pani nie martwi, rodzice zrozumieją. Cieszy ich, że pomagam innym.
Czarnooka dłuższy czas przyglądała się starej kobiecie. Na pomarszczonej twarzy widniały lekkie, zdrowe rumieńce, oczy nadal były pełne blasku. Gdyby nie siwe włosy staruszka wyglądałaby tak młodo… Ale nie było sensu nad tym rozmyślać. Przeznaczenia nie da się oszukać.
– Jesteś aniołem, skarbie. I pomyśleć, że gdybyś nie pomogła mi nieść tych siatek, wtedy, przed sklepem… A może zechciałabyś wpaść do mnie jutro koło dwunastej? Upiekę ciasteczka.
– Z przyjemnością, pani Williams – zgodziła się czarnooka i znów wygładziła kołdrę i wstała z łóżka.
Staruszka odłożyła na szafkę nocną okulary i wygodnie ułożyła się w łóżku. Czarnooka miała szczęście, że staruszka zwykła spać na plecach. Inaczej pojawiłby się problem…
Dziewczyna podeszła do kobiety, chcąc się pożegnać. Przy okazji mimowolnie zerknęła na zegarek. Było naprawdę późno. Zdecydowanie musiała się pośpieszyć. Pozostała zaledwie godzina, by spotkać się jeszcze z trzema osobami. Uniosła kąciki ust, chociaż było to bezcelowe – staruszka i tak nie miała już na nosie okularów i nie mogła tego zauważyć.
– Dobranoc. To co, odwiedzisz mnie jutro?
Czarnooka zignorowała pytanie. I tak nie zamierzała już więcej pojawić się w domu pani Williams. Staruszka nie miała jednak doznać rozczarowania, czekając następnego dnia z blachą świeżo upieczonych ciasteczek. To uczucie miało mieć zupełnie inną postać, otulić kobietę, zlewając się z nocą.
Dziewczyna nachyliła się nad kobietą i przez chwilę w milczeniu spoglądała na lewy, nieco pomarszczony policzek. Potem powoli go ucałowała. Od razu pojawiło się znajome uczucie. Nagle stała się silniejsza niż przedtem. Nieznacznie, prawie niedostrzegalnie, ale mimo tego uśmiech znów pojawił się na pięknej, z pozoru niewinnej twarzy.
– Dobranoc, pani Williams.
Sięgnęła do lampki nocnej, jakby chciała ją zgasić, ale zamiast to zrobić, w milczeniu wpatrywała się w staruszkę. Po chwili coś skłoniło kobietę do podniesienia się z łóżka. Może było to poczucie, że wzrok jej się polepszył, a może świadomość, że ból kości całkowicie ustąpił, przez chwilę bowiem na twarzy pani Williams gościło zdziwienie. Dopiero później spojrzenie szarych oczu padło na łóżko. Zdziwienie w ułamku sekundy zmieniło się w szok, kiedy kobieta dostrzegła nadal tkwiące tam ciało.
– Dione… – wyszeptała.
Uwagę staruszki odwrócił jednak oślepiający blask. Wstęgi świetlistych promieni przeplatały się ze sobą, tworząc cudowną ścieżkę. W oczach kobiety zabłysły łzy, kiedy na końcu tej drogi ujrzała matkę, zmarłych przyjaciół i męża. Wyciągnęła w ich stronę ręce, a potem weszła w światło, znikła i stała się częścią innego świata.
– Dobranoc, pani Williams – powtórzyła dziewczyna.
Podeszła do trupa i poprawiła pomiętą kołdrę. Śmierć ze starości, we śnie – najlepsza, jaka mogła spotkać tę staruszkę. Czarnooka była łaskawa. Skąd w niej nagle choć odrobina łaskawości? Doprawdy, czasami się nie poznawała. Odrzuciła na plecy długie blond loki i wyprostowała się dumnie, a potem zgasiła nocną lampkę i wyszła z domku, jakby nigdy jej tam nie było.
Znajdowała się w ciemnym lesie, stapiała w jedność z nocą. Gwiazdy świeciły zdecydowanie mocniej niż godzinę wcześniej. Dziewczyna spojrzała jeszcze na księżyc, a potem na jej twarzy znów pojawił się uśmiech. Nie było w nim jednak ani trochę życzliwości czy dobra. Czarne oczy zabłysły złowrogo, gdy dziewczyna ruszyła ścieżką w stronę miasta, wprost do domu mężczyzny, z którym zaraz miała się spotkać.
Pozwoliła sobie jeszcze na ostatni moment zwłoki. Zaledwie kilka sekund, które wystarczyły, by przystanąć i zadać jedno pytanie. Człowiek, którego zamierzała odwiedzić, nie mógł niczego usłyszeć – znajdował się daleko. Prawdopodobnie właśnie spał, nieświadomy tego, co zaraz miało go spotkać. Pytanie było więc skierowane bardziej do gęstej, czarnej nocy:
– A ty, John, czy jesteś gotowy na śmierć?
~*~
To nie jest dopiero co pisane opowiadanie. Powstało prawie 4 lata temu i kilka pierwszych rozdziałów dawno temu publikowałam na starym blogu na onecie. Podczas wprowadzania 150 poprawek do "Teorainn" potrzebowałam małej odmiany, wygrzebałam prolog w czeluści komputera i uznałam, że po małym odświeżeniu (m.in. zmianie patetycznego stylu na "normalny" - naprawdę pisałam tak wyniośle 4 lata temu?), można by podzielić się moją dawną twórczością ze światem.
Od razu mówię, że nie porzucam "Teorainn". To nadal będzie główne opowiadanie, a kolejne części PŚ będą pojawiać się znacznie rzadziej, bo choć wszystkie są napisane, wymagają poprawek, na których zamierzam się skupiać tylko wtedy, gdy wyszukiwanie błędów w "Teorainn" naprawdę mnie znuży. Całym sercem wciąż jestem w celtyckim świecie Deirdre i Lennana. Mam jednak nadzieję, że "Pocałunek Śmierci" kogoś zaciekawi. Główna bohaterka jest zdecydowanie inna niż najważniejsze postaci we wszystkich moich poprzednich opowiadaniach. Krótko mówiąc, ma dosyć sadystyczną naturę, więc pewnie będzie to dla Was duża odmiana.
Zapowiada się... niesamowicie. Nie będę się rozpisywać, bo nie bardzo umiem, ale naprawdę czekam a dalszy ciąg ;3
OdpowiedzUsuńSuper, bardzo mnie to cieszy :))
UsuńPrzepiękny i niesamowicie wciągający, tajemniczy prolog. Całe opowiadanie również zapowiada się ciekawie, więc możesz być pewna, że wpadnę tutaj nie raz i nie dwa.
OdpowiedzUsuńSam pomysł na kreację śmierci jako istotę ludzką... Bomba! Nigdy bym na to nie wpadła. To naprawdę świetne zagranie.
Podobała mi się również scena ze staruszką. Cóż, nie da się ukryć, że umarła ona w najlepszy, możliwy sposób, bo praktycznie bezboleśnie. Śmierć musiała ją hmm... polubić? A może odezwała się w niej jakaś wrażliwość? Jednak wydaje mi się, że ten stan nie potrwa długo i pokaże ona jeszcze swoje drugie, bardziej brutalne oblicze.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam!
O, coś nowego. :) Miło trafić na coś, czego nie widziałam już miliard razy. Prolog bardzo ładnie, zgrabnie napisany, czytało się bardzo przyjemnie i zachęciłaś mnie to powrotu na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńAnioł śmierci, interesujący pomysł. Ogólnie nie lubię takich rzeczy, ale tutaj nic mnie nie razi, więc jeśli ciekawe to rozwiniesz to czemu nie? Podoba mi się, że choć tutaj Dione była tak łagodna dla tej staruszki i właściwie to zafundowała jej najlepszą z możliwych śmierci to wcale nie jest dobrą, kochają ludzi duszyczką. Przyznam, że z niecierpliwością czekam na opisy jej sadystycznych zachowań, bo to może być szalenie interesujące.
Wybacz, że komentarz jest tak krótki, ale po prologach nigdy nie wiem, co napisać. Dodam jeszcze, że cieszę się, że to takie wprowadzenie do historii, bo kiedy czytam prologowe wynurzenia bohaterow na temat ich uczuć, które zazwyczaj nijak mają się do historii i nic nie dają czytelnikowi, to aż mam dość. :D
W każdym razie podobało mi się, wpadnę na pewno na rozdział 1.
Pozdrawiam. :)
Bardzo podoba mi się Twój pomysł na opowiadanie! Dawno nie spotkałam się z tak intrygującym prologiem.
OdpowiedzUsuńNa początku nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie przeczuwałam, że główna bohaterka jest jakąś morderczynią(?)! O ile tak mogę ją nazwać, gdyż śmierć, którą zadała staruszce była na swój sposób 'delikatna'? Jestem ciekawa kim jest John! Z pewnością jej następną ofiarą, ale... czym Dione kieruje się przy wyborze swoich ofiar? Czym on sobie zasłużył na śmierć?
Z pewnością będę czytać Twoje opowiadanie! :)
[piece-of-hannibals-heart.blogspot.com - zapraszam]
No, to w końcu udało mi się przysiąść i zabrać do czytania XD Zapewne już dawno mnie skreśliłaś, widząc mój komentarz w spamie, że nie przeczytam Twojego bloga :D Ale nie mogłam znaleźć chwili, bo miałam na głowie blogi innych, które obiecałam nadrobić. Teraz mam wolny w miarę weekend wieczorami, więc nadrabiam! :D
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawił prolog. W sumie największe wrażenie zrobił na mnie sam jego koniec, kiedy dziewczyna uśmierca biedną staruszkę i wybiera się do jeszcze kogoś innego, jakby... skazywała go na śmierć... Ciekawa jestem, kim jest ta dziewczyna i czy to "obdarowywanie" śmiercią, to jest jakaś część jej pracy? O masakra, nie mogę :D Nie sądziłam, że aż tak mnie zaciekawi Twoje opowiadanie :D
A ogólnie to zwróciłam uwagę, że na początku zdarzyło Ci się powtórzenie - "Dawniej miałabym siłę ..... Mam coraz mniej siły…"
Pozdrawiam serdecznie, psychopatka :D
Lecim dalej! :P
Cześć, postanowiłam uprzyjemnić sobie poranek, który przywitał mnie katarem i bólem głowy, i w końcu do Ciebie wpaść. Od razu poinformuję, że do celtyckiego świata też zamierzam zajrzeć, zwłaszcza, ze pewnie czeka mnie z 10 dni leżenia w łóżku.
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam do czynienia z wierszem "Rozmowa Polikarpa ze śmiercią", w którym to śmierć jest zupełnie inna niżeli u ciebie, ale łączy was jedno... śmierci nie można zobaczyć, dopóki po nas nie przyjdzie - taki wniosek się nasuwa. Jednocześnie ciekawi mnie czy twoja śmierć zmieni postać, czy zawsze jest taką samą młodą, ciemnooką dziewczyną.
Czytając początek nasuną mi się też wniosek, że starość, gdy człowiek jest osamotniony musi być straszna, gdy nie ma nikogo do pomocy, ani dzieci, ani wnuków, ani nawet burego kundla do towarzystwa.
Oj, współczuję choroby. Tym bardziej teraz, kiedy praktycznie są już wakacje.
UsuńTamta śmierć z "Rozmowy" była raczej sympatyczna, jeszcze ukazana w groteskowy sposób. Dione nie będzie wzbudzać raczej żadnych pozytywnych uczuć. W tym opowiadaniu śmierć zawsze pozostaje w tej samej postaci. Zresztą Dione jest tak próżna, że nie zrezygnowałaby dobrowolnie ze swojego wyglądu.
Dziękuję za komentarz!
Dziękuje za takie odmłodzenie, niestety czasy szkolne już dawno za mną :-)
UsuńMam chwilkę to wróciłam, tylko nie pamiętam gdzie skończyłam...
UsuńTak jak kiedyś obiecałem - zamierzam przeczytać wszystko twojego autorstwa. Zaczynam od tego, choć tak właściwie to zacząłem od Teorainn, na które jeszcze dziś zajrzę, by je w końcu nadrobić (wykorzystam dzień wolny i na kacu na pisanie i czytanie).
OdpowiedzUsuńŚmierć całkiem sympatyczna, pomocna, miła, taka kochaniutka, ale coś czuję, że to albo tylko poza, albo jedynie chwila dobroci, jakby dzień dobroci dla zwierząt, przecież "dobra, pomocna śmierć", to niemal tak jak "czarny śnieg" czy "dobry zły pies". Wydaje mi się, że śmierć może być dobra i pomocna tylko dla osób, którym ma zdolność ulżyć w bólu, ale przecież nie tylko takich ludzi śmierć zabiera...