Palce
kilka razy zsunęły się ze strun i fałszywe dźwięki wypełniły pomieszczenie. Do
tej pory to się nie zdarzało. Drobne pomyłki – owszem, ale nigdy błędy jeden po
drugim. Deirdre wzdrygnęła się, kiedy rozbrzmiała kolejna fałszywa nuta.
Do tej pory gra ją
uspokajała, pozwalała oczyścić umysł. Tym razem jednak harfa również nosiła
ślady wspomnień. Kiedy Deirdre tego dnia przy niej usiadła, dostrzegła źdźbło
trawy wystające spod korpusu. W dodatku była niemal pewna, że ze strun wydobywa
się zapach lasu. Teraz nawet gra przypominała o tym, co tak uporczywie
próbowała wyprzeć z pamięci.
Nie tak miała wyglądać
jej wielka miłość. Przecież wyobrażała sobie, że spotka mężczyznę marzeń, który
obdarzy ją ciepłem i takim samym uczuciem, a potem spędzą razem cudowne życie i
wychowają gromadkę dzieci. To miał być mężczyzna klasy pierwszej, by matka
również czuła się zadowolona i by Deirdre mogła wieść życie, do jakiego przywykła.
Czuliby się cudownie ze sobą i nic więcej nie byłoby im potrzebne do szczęścia.
On podziwiałby jej urodę i szeptał każdego dnia, że jest jego odnalezionym
odłamkiem duszy, a ona odwdzięczałaby się tym samym.
Zamiast tego jej serce
ożyło w najmniej pożądanym momencie. Lennan był bardzo przystojny z tą swoją
oliwkową karnacją, ciepłym uśmiechem, ciemnymi włosami i oczami jak węgielki. I
problemu nie stanowiło nawet jego niższe urodzenie. Problemem było to, że on
Deirdre nie kochał.
Zadziwiające, nigdy nie
miała problemu z nieodwzajemnioną miłością. Wokół kręciło się tyle zakochanych
w niej młodzieńców, że nawet nie przyszło jej do głowy, iż coś takiego może ją
spotkać. Lennan nadal jednak pałał miłością do Laveny i prawdopodobnie to nigdy
nie miało ulec zmianie. Ostatecznie mógł spędzić resztę życia z Breeną…
Deirdre przeciągle westchnęła.
Palce znów ześlizgnęły się ze strun. Ze złością postawiła instrument. Bolały ją
kolana, na których opierała harfę, w dodatku był to czas kompletnie zmarnowany.
Dobrze, że nikt nie słyszał tej gry, bo Deirdre byłoby wstyd za ten żałosny
koncert. A podobno miłość sprawia, że artyści tworzą dzieła doskonalsze niż
kiedykolwiek…
Skończyła w odpowiednim
momencie, bo chwilę później rozległy się kroki w izbie wejściowej. Usłyszała
głos służącej, a także dwa inne, wysokie i z pewnością dziewczęce. Prawdopodobnie
to były jej przyjaciółki. Wcale się z tego powodu nie ucieszyła. Nie chciała,
by Cahan i Kiara widziały ją w takim stanie. Udało jej się unikać spotkań przez
ostatnie dni, aby nie poznały, że wydarzyło się coś złego, ale teraz dalsze
ukrywanie prawdy okazało się niemożliwe.
– Deirdre! –
wykrzyknęła Kiara, kiedy tylko pojawiła się w progu. Tymczasem Cahan posyłała
przyjaciółce baczne spojrzenia. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby stała tak,
mrużąc swoje błękitne oczy.
– Cahan – Deirdre uśmiechnęła
się ciepło, mając nadzieję, że wygląda zwyczajnie, a potem ucałowała
przyjaciółkę w policzek. – Nie spodziewałam się was w moim domu.
– Nic dziwnego.
Gdybyśmy zapowiedziały przyjście, prawdopodobnie akurat przypadkiem byś gdzieś
wyszła – parsknęła Cahan.
– Czemu masz taki zły
humor? O co chodzi?
Deirdre próbowała
zyskać na czasie, udając, że niczego nie rozumie. Właściwie w głębi duszy była
wdzięczna przyjaciółkom, że zauważyły zmianę jej nastroju. Zaczęła przechadzać
się po pokoju tak, by nie patrzeć bliźniaczkom w oczy. A szczególnie Cahan.
Dziewczyna wyglądała jak pies myśliwski i wydawało się, że śledzi każdy ruch
Deirdre. To zdecydowanie się jej nie podobało, choć powinna była przywyknąć do
tego rodzaju spojrzeń. Spotykała się z nimi za każdym razem, gdy zbyt długo
ukrywała jakiś problem.
– Usiądź wreszcie –
westchnęła Cahan. Zdecydowanie była poirytowana.
– Cahan! – wykrzyknęła
przestraszona Kiara. Jej blond siostra nie wyglądała, jakby przejmowała się, że
może urazić swoim zachowaniem przyjaciółkę. – Deirdre, przyszłyśmy tu, żeby
zapytać, czy coś się stało.
– Oczywiście, że coś
się stało – wtrąciła Cahan, nim dziewczyna zdążyła odezwać się choćby słowem. –
Spójrz na nią. Wygląda, jakby właśnie przechodziła załamanie nerwowe.
I rzeczywiście, Deirdre
podążyła za wzrokiem przyjaciółki i dostrzegła, że trzęsą się jej ręce. Usiadła
na łóżku i uniosła głowę. Nie było sensu zasłaniać twarzy włosami tak, jak
robiła to podczas ostatniego spotkania z Lennanem. Lennan… Nie, to nie był
odpowiedni moment, by o nim myśleć. Właściwie żadne chwila nie była
odpowiednia. Najlepiej, żeby po prostu zniknął z jej umysłu.
– Nie wiem, jak wam to
powiedzieć…
– Najlepiej po kolei –
uśmiechnęła się zachęcająco Kiara.
Deirdre skinęła głową. Jej
ręce stały się nieco wilgotne. Wytarła je pospiesznie o materiał zwiewnej
spódnicy. I kto by pomyślał, że przyznanie się do miłości jest takie
stresujące. Ciekawe, czy Oisin czuł się podobnie za każdym razem, kiedy zapewniał,
że ją kocha. Ale to była kolejna osoba, o której nie powinna myśleć w takiej
chwili.
– Właśnie – zgodziła
się z siostrą Cahan. – Może zacznijmy od tego, czemu kazałaś kilku osobom
ciągnąć po zmroku harfę do lasu. Tylko lepiej mów prawdę, bo raczej nie uwierzę,
że po prostu kobieta przed czerwonymi dniami miewa takie zachcianki. No chyba,
że jesteś w ciąży…
– Cahan!
– No co? – dziewczyna
odwróciła głowę w stronę siostry. – Wcale bym się nie zdziwiła. Po tym, jak
grała w środku Collie Fada, już chyba
nic mnie nie zaskoczy.
Deirdre poczuła na
twarzy gorąco. I to wcale nie dlatego, że zrobiło jej się wstyd. Nie czuła się
zażenowana uwagą Cahan, nie oburzył jej fakt, że może być podejrzewana o
noszenie w łonie nieślubnego dziecka. Zaczerwienienia na policzkach wywołała
złość. Deirdre nie mogła uwierzyć, że Oisin złamał obietnicę i o wszystkim
powiedział bliźniaczkom. Podobno tak bardzo ją kochał! Podobno był takim
oddanym przyjacielem! A co, jeśli plotki dotrą do Blair? Co ona na to powie?
Pewnie zabroni wychodzić Deirdre z domu na co najmniej kilka tygodni. Ale wtedy
przynajmniej nie miałaby możliwości widywania się z Lennanem i może jej serce
wyleczyłoby się z tej bezsensownej pomyłki, jaką była cała to miłość.
I znów o nim pomyślała.
A przecież miała tego nie robić.
– Powiedział wam? Jak
mógł to zrobić?! Myślałam, że mogę mu ufać!
– Bo możesz – zapewniła
Cahan.
– Nie wierzę, że akurat
ty go bronisz. Niby jak mogę mu ufać? Nie dotrzymał obietnicy. Skąd mogę
wiedzieć, że dotrzyma kolejnych?
– Ale to nie było tak,
Deirdre – wtrąciła nieśmiało Kiara. Jak zwykle wydawała się przerażona
perspektywą nadchodzącej kłótni. – On myślał, że my o wszystkim wiemy.
– A niby czemu tak
myślał? To bardzo szlachetne z waszej strony, że chcecie go bronić, ale nie
róbcie tego. Powiedział wam, bo chciał to zrobić.
– Nieprawda, Deirdre.
Weź się na chwilę zamknij i daj nam coś powiedzieć. – Cahan znów stała się
nieprzyjemna.
Deirdre była tak
zaskoczona, że rzeczywiście zamknęła buzię i usiadła na łóżku, z którego
zdołała nieświadomie się poderwać w przypływie złości. Cahan, widząc, że
osiągnęła zamierzony efekt, pokiwała głową z zadowoleniem.
– Przedstawiłyśmy mu
sprawę w taki sposób, że myślał, iż przychodzimy pytać, co robiłaś w lesie z
harfą. Nawet do głowy mu nie przyszło, że chodzi po prostu o twoje
roztrzęsienie.
– No właśnie, Deirdre.
Martwimy się o ciebie. Cokolwiek się dzieje, najwyraźniej jest to coś
niedobrego…
– A czemu w ogóle do
niego poszłyście?
– Jak to czemu?
Dlatego, że się do nas nie odzywasz. Trudno nie zauważyć, że nas unikasz i że
zachowujesz się, jakby ktoś zamordował pół twojej rodziny. Byłyśmy pewne, że to
przez Oisina.
– Chciałyśmy z nim
porozmawiać – dodała Kiara.
– To znaczy moja
niewinna i ułożona siostra chciała z nim porozmawiać, a ja zamierzałam po
prostu na niego nakrzyczeć – sprostowała Cahan z zadziwiającą szczerością. – Tylko,
że kiedy wpadłyśmy w odwiedziny, gotowe się dowiedzieć, co właściwie ci zrobił,
okazało się, że to wcale nie przez niego. Więc może nam powiesz, co skłoniło
cię do biegania po lesie z chłopakami niosącymi harfę? No chyba, że chciałaś po
prostu zobaczyć, jak bardzo ci nieszczęśnicy są w stanie się dla ciebie
poświęcić. Już sam fakt, że się zgodzili na ten szalony pomysł, jest godny
podziwu. Na twoim miejscu nie zastanawiałabym się i wzięła z którymś z nich
ślub.
– Najlepiej z Oisinem –
dodała Kiara. – Wiadomo, że jest zdolny do poświęceń i że cię kocha, a w
dodatku to świetny przyjaciel.
Deirdre od razu się
skrzywiła. Nie miała ochoty na rozmowy o ślubie, a tym bardziej o Oisinie.
Obiecała, że przyjmie jego oświadczyny, jeśli nie spotka upragnionej miłości. Ale
czy w takim razie miała spędzić życie w samotności, skoro jej serce wybrało
Lennana? Przecież chłopak nie odwzajemniał jej uczuć.
– Powiesz wreszcie,
czemu chciałaś grać w lesie? Rozumiem, że to twój sposób na odstresowanie i że
uwielbiasz Collie Fada, ale nie
mogłaś pograć w domu, a dopiero potem pójść na spacer? – Kiara przerwała
przeciągające się milczenie.
– Chyba nie mogła –
Cahan zmrużyła swoje błękitne oczy. – Wydaje mi się, że to wszystko ma związek
z tym jej przyjacielem z Mór. Nie
mylę się, prawda?
Deirdre skinęła głową.
Dwie pary błękitnych oczu wpatrywały się w nią z uwagą. Czuła się osaczona i
jeszcze bardziej podenerwowana. Gdyby powiedziała głośno o swoich uczuciach,
musiałaby zaakceptować prawdę. Póki co łudziła się, że zdoła oszukać własne
serce. Chociaż, jakby się nad tym zastanowić, nie za dobrze jej to wychodziło.
– Chciałam zagrać dla
Lennana – skinęła głową.
– I kazałaś tym biednym
chłopakom nieść harfę, żeby jakiś przelotny znajomy z drugiej strony Teorainn posłuchał twoich utworów?
Chciałaś od niego usłyszeć, że jesteś utalentowana, czy o co chodzi? Przecież
mnóstwo ludzi ci to powtarza…
– Nie, Cahan. Za kogo
ty mnie masz? – w oczach Deirdre zalśnił gniew. – Chciałam po prostu, żeby
posłuchał, jak gram. Żeby zrozumiał.
– Och, Deirdre. Ta
twoja teoria, że ludzie potrafią odczytać prawdę z utworów, jest piękna, ale
niestety większość z nas pozostaje głucha. Każdy odczytuje sens melodii inaczej
– westchnęła Kiara. Wpatrywała się w Deirdre z troską, a to wcale się ciemnowłosej
nie podobało.
– Miałam nadzieję, że
on zrozumie.
– No cóż i chyba się
zawiodłaś? – To było raczej stwierdzenie niż pytanie. – A co tak właściwie twój
chłopiec zza ściany miał zrozumieć? Bo z tego, co mówił Oisin, przyszłaś do
niego cała roztrzęsiona. Co za prawdę życiową chciałaś przekazać swojemu
przyjacielowi?
– Daruj sobie tę
ironię, Cahan. – Deirdre nie podobał się ton głosu bliźniaczki. – Zachowujesz
się, jakbyś doskonale znała Lennana. W każdym twoim słowie słychać pogardę,
chociaż nie masz powodów, by go nienawidzić. Czemu sądzisz, że jest taki
okropny, co?
– Zastanówmy się… Przez
niego odsunęłaś się od przyjaciół i rzeczywistego świata, a przede wszystkim od
kilku dni chodzisz smutna. Jak na razie ta znajomość nie niesie ze sobą niczego
dobrego – wzruszyła ramionami dziewczyna.
– To nie przez niego
jestem smutna. To przeze mnie.
– Aha, czyli teraz
obarczasz całą winą siebie.
Deirdre przewróciła
oczami. Wiedziała, że to zirytuje przyjaciółkę, ale sama też już była podenerwowana.
Miała dość tych bezpodstawnych oskarżeń kierowanych w stronę Lennana.
– Nie. Tak. Nie wiem.
To wszystko jest bardzo skomplikowane…
– Wiesz, gdybyś
wreszcie zdradziła nam chociaż część twojej tajemnicy, to stałoby się prostsze,
gwarantuję ci.
Czasami Cahan była taka
nieznośna z tym swoim sarkazmem i pretensją w głosie! Deirdre miała ochotę
nakrzyczeć na przyjaciółkę, ale to nie przyniosłoby żadnego efektu.
– Kocham go –
westchnęła.
Stało się.
Wypowiedziała te dwa słowa. Już nie można było udawać, że ich nie ma, że nigdy
nie istniały. Teraz nie było odwrotu. Przepuszczenie tego krótkiego zdania
przez gardło kosztowało dziewczynę wiele wysiłku. Kiedy w końcu to zrobiła,
poczuła ulgę, ale także strach i nową falę smutku, która niespodziewanie zalała
jej serce. W izbie zaległa cisza.
Przyjaciółki wpatrywały
się w Deirdre milczeniu. Wodziła niepewnie wzrokiem od jednej do drugiej. Ku
jej zdziwieniu Cahan nie wygląda na specjalnie poruszoną.
– Jednego tylko nie
rozumiem – zaczęła po chwili. – Czemu zachowujesz się, jakby on umarł? Skoro go
tak kochasz, nie powinnaś się cieszyć?
– Czy ty naprawdę
niczego nie rozumiesz, Cahan? – zdziwiła się jej bliźniacza siostra. – On jest
z Mór.
– To akurat nie stanowi
problemu – przerwała Deirdre.
– Jak to? Przecież
jesteście oddzieleni Teorainn!
– Jesteśmy i zawsze
byliśmy. To w żaden sposób nie przeszkadza naszej znajomości.
– Poza tym nie sądzę,
że Teorainn jest nieskończona. Ne
pewno da się ją jakoś obejść. Po prostu nikt do tej pory nie próbował –
wzruszyła ramionami Cahan. – Ludzie udają, że to bariera nie do pokonania, bo
tak jest łatwiej.
– Naprawdę myślisz, że Teorainn da się przekroczyć? – zdziwiła
się Kiara.
– A próbowałaś kiedyś
to zrobić? No właśnie. Bawiłyśmy się jedynie w szukanie ukrytych drzwi, kiedy
było mnóstwo prostszych rozwiązań. My tak naprawdę nie chciałyśmy przejść przez
Diamentową Granicę. Chciałyśmy tylko sobie wyobrazić, jak to by było. I nadal
nie wiemy, czemu się tak zachowujesz. Cała się trzęsiesz – tym razem Cahan
zwróciła się do Deirdre.
– Zaraz się
rozpłaczesz… – Kiara podeszła i objęła przyjaciółkę. – Cahan, postaraj się być
milsza, przecież widzisz, co się dzieje.
– Nie, w porządku –
zaprotestowała Deirdre. – Nie szkodzi, naprawdę. Po prostu on nie kocha mnie.
– Chyba żartujesz!
Przecież jesteś piękną Deirdre. Większość młodzieńców w naszej wiosce nie
odrywa od ciebie wzroku. A ci niżej urodzeni mają cię niemal za boginię.
Mówiłaś, że Lennan też jest z klasy średniej. Na pewno za tobą szaleje.
– On nie będzie mnie
podziwiał tylko ze względu na lepsze nazwisko i majętną rodzinę. Zresztą w jego
świecie nazwiska Lancaster w ogóle się nie liczy.
– Oczywiście, że nie.
Ale jesteś także bardzo ładna, miła i wrażliwa. Sama mówiłaś, że świetnie się
wam rozmawia – upierała się Kiara.
– Właśnie, skąd wiesz,
że on cię nie kocha? – poparła siostrę Cahan. Chociaż raz bliźniaczki były
zgodne.
– To proste.
Widziałabym coś w jego spojrzeniu, w jego ruchach, słyszałabym coś w jego słowach…
– Chwila, czyli
sugerujesz, że miłość zawsze jest widoczna? – Cahan uniosła brwi.
– Tak.
– No to w takim razie twój
chłopiec zza ściany zna twoje uczucia. Nawet nie musiałaś targać harfy na
środek lasu, skoro wystarczyło, że na niego spojrzysz…
– Myślisz, że on wie o wszystkim?!
– Deirdre poczuła ukłucie strachu.
– Nie wierzę w to,
Cahan. Jak możesz być aż tak nieczuła? – oburzyła się Kiara. – Deirdre, ona
próbuje ci udowodnić, że się mylisz. Nie masz pewności, jakie uczucia żywi do
ciebie Lennan. A może on nawet nie jest ich świadomy.
– Mam pewność, bo jest
jeszcze Lavena. Opowiadałam wam o niej, prawda?
– Tak – pokiwała głową
Cahan. – Ale sama mówiłaś, że ostatnio coraz mniej o niej opowiada i że nawet
nie smuci się aż tak bardzo, kiedy wypowiada jej imię.
– Ale wciąż może ją
kochać. Ciągle powtarzał, że to miłość jego życia. Taka miłość jest tylko
jedna. No i nie zapominajmy o Breenie. – Musiała im opowiedzieć o nowej
przyjaciółce Lennana, bo do tej pory nie miała ku temu okazji.
– Tą całą Breeną nie
masz się co martwić – zapewniła przyjaciółkę Cahan. – Przecież Lennan ciągle ci
powtarza, że jej nie kocha. On po prostu ją wykorzystuje. Ale bądźmy szczere,
jaki mężczyzna zrezygnowałby z takiej okazji?
– Cahan!
– No co? Przecież mam
rację. Widzisz, Deirdre, Breena nie stanowi zagrożenia, a Lavena powoli
odchodzi w zapomnienie. A co będzie, kiedy Lennan ostatecznie pogodzi się z jej
odejściem? Mężczyźni nie potrafią nikogo nie kochać. Jestem pewna, że wtedy cię
zauważy.
Deirdre przygryzła wargę.
Chciała wierzyć, że to wszystko jest takie proste. Tak bardzo pragnęła, żeby
Lennan ją pokochał. Jeśli to miałoby nie nastąpić, wolałaby już chyba nigdy nie
zaznać miłości. Dopiero teraz zrozumiała, jak czuł się chłopak, kiedy Lavena go
opuściła.
– Nie powinnaś być taka
smutna, Deirdre. Na razie jeszcze nic się nie stało. On uwielbia spędzać z tobą
czas i nawet, jeśli nigdy cię nie pokocha, masz go blisko siebie. Przyjaźnie,
te prawdziwe, są niezwykle trwałe, więc będziecie blisko całe życie – uśmiechnęła
się pocieszająco Kiara.
– Oisin też będzie miał
mnie przy sobie całe życie, a jakoś nie wygląda na zachwyconego – parsknęła
dziewczyna.
– Nieprawda – Kiara
pokręciła głową. – Wydaje mi się, że mimo wszystko jest szczęśliwy. Pomyśl,
przecież i tak ma więcej niż inni twoi adoratorzy. Jego naprawdę lubisz i mu
ufasz. Jeśli jesteś smutna, pozwalasz, by cię przytulił i o wszystkim sobie
mówicie. No o prawie wszystkim… To naprawdę wiele. Pozwalasz, by cię kochał i
by się tobą opiekował i sama też go kochasz. Nie w sposób, w jaki by tego
pragnął, ale jako przyjaciela. Przynajmniej ofiarowałaś mu jakiś rodzaj
miłości.
Słowa Kiary sprawiły,
że w serce Deirdre wstąpiła nadzieja. Chociaż Ádh mogło wyglądać idealnie, perfekcja krajobrazów dawała złudny
obraz rzeczywistości. Życie nie było harmonijne, przepełnione jedynie
szczęściem i należało to zaakceptować. Ale może rzeczywiście przyjaźń z
Lennanem, prawdziwa przyjaźń, która przetrwa lata, była czymś naprawdę
cudownym.
– Myślę, że przydałaby
ci się chwila przerwy – wtrąciła Cahan. – Popłyń ze mną w rejs. Krótki,
dwudniowy. Wymyślimy coś, żeby rodzice nas puścili, zapłacę podwójnie załodze i
nie będzie problemu.
– Nie sądzę, żeby to w
czymkolwiek pomogło.
– No cóż, z tego co
słyszałyśmy przed wejściem do izby, gra też ci niespecjalnie pomaga.
Deirdre lekko się
skrzywiła. A więc jednak ktoś usłyszał te wszystkie fałsze i okropną melodię,
jaka wytworzyła się za sprawą chaosu panującego w sercu i umyśle.
– Macie rację, gra mi
nie pomogła. Za to pomogłyście mi wy – uśmiechnęła się lekko.
Rzeczywiście tak było.
Odkąd wyznała prawdę, czułą się lżejsza.
– Gdybyśmy mogły jeszcze
na coś się przydać, wystarczy, że powiesz – oznajmiła Kiara. Najwyraźniej
odetchnęła z ulgą, widząc lekki uśmiech na twarzy Deirdre.
– Właściwie jest coś,
co możecie dla mnie zrobić…
– No, co takiego? Ale
ostrzegam – nigdzie nie będę przenosić twojej harfy. Jest dla mnie za ciężka – dodała
Cahan. Przez chwilę panowała cisza, po czym wszystkie trzy wybuchnęły śmiechem.
– Nie martw się, nie
musicie tego robić.
– No więc o co w takim
razie chodzi?
– Po prostu mnie
przytulcie! – Spełniły tę prośbę z radością i po raz pierwszy od wielu dni
Deirdre poczuła, że wszystko jakoś się ułoży.
~*~
Znów utonęłam w blogowych zaległościach i pewnie długo nie wstawiłabym nowego rozdziału, gdyby nie anonimowy komentarz pod ostatnim rozdziałem. Anonimie, kimkolwiek jesteś, dziękuję! Został mi już tylko jeden blog do przeczytania i skomentowania i jeszcze odpowiedzenie na Wasze komentarze zamieszczane pod ostatnimi postami, bo za to też jakoś nie mogłam się zabrać. Postaram się być bardziej systematyczna, bo jednak prościej przeczytać i skomentować post od razu po pojawieniu się, niż potem mieć 10 blogów do nadrabiania. Ale nic nie obiecuję, bo wiadomo, jak to ze mną bywa...
To był kolejny bardziej przejściowy niż konkretny rozdział, chociaż odnoszę wrażenie, że ostatnio publikuję same przejściówki. Ale spokojnie, już niedługo będzie się działo trochę więcej.
Rozdział jest przejściowy,ale był potrzebny. Choc za grosz nie rozumiem,dlaczego Deirde nie uważa bariery za przeszkodę. Chyba nie mysli racjonalnie! Moge zrozumieć jej obawy i smutek, ale przecież obecność bariery to jest w tej sytuacji prawdziwy koszmar! Mam nadzieję, ze Catlen ma rację co do bariery i że istnieje w niej jakiejś przejście. C.byla w tej rozmowie bardzo ostra, ale moze dobrze. Ciekawe, ,co wyjdzie z tego rejsu. Mam pewne obawy, ale tez nadzieje,ze moze dziewczyny dowiedzą się czegos na temat przejścia?
OdpowiedzUsuńBłędy, jakie zauwazylam: "tylko że"/"chyba że" pisze się bez przecinka pomiędzy. Napisałaś "wyglada"zamiast "wyglądała", "czułą" zamiast "czuła" i nie powinnaś używać słowa "bliźniaczka",kiedy opisujesz dialog, w ktorym biorą udział obie siostry.
Zapraszam na niedawno dodany rozdział dwudziesty: niezaleznosc-hp.blogspot.com :)
Błędy zaraz poprawię. Dziękuję za ich wytknięcie :))
UsuńDla Deirdre na razie największą przeszkodą jest fakt, że Lennan jej nie kocha. Wydaje się jej, że gdyby chłopak odwzajemniał uczucia, wszystko byłoby idealne. Oczywiście to nieprawda, ale póki D. jest nieszczęśliwie zakochana, trochę nieracjonalnie patrzy na całą sytuację.
Bardzo się cieszę, że wzięłaś moją prośbę do serca. Blog jest fantastyczny. Rozdziały czyta się jednym tchem i nigdy nie ma sie dość. Mam nadzieję, że kiedyś przeczytam to opowiadanie również w wersji papierowej, bo zdecydowanie na to zasługuje. Pozdrawiam��
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za te miłe słowa! Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się coś wydać. Jak nie Teorainn, to coś innego, chociaż nie ukrywam, że bardzo bym chciała, żeby historia Lennana i Deirdre mogła kiedyś ukazać się w wersji papierowej.
UsuńPrzyjaźń to najwspanialszy dar, jaki istniał dla człowieka.
OdpowiedzUsuńDeirdre dobrze postąpiła, mówiąc przyjaciółkom o swoich uczuciach do Lannena. Dziewczyna prze tą nieszczęśliwą miłość popadła w bardzo zły stan. Ach, miłość, czasem bywa taka skomplikowana!
Cahan dobrze postąpiła, żeby zabrać Deirdre na rejs. Świeże powietrze dobrze jej zrobi. Ochłonie po tym wszystkim.
Rada Cohan i Kiary wydaje się rozsądna, choć moim zdaniem bariera zdecydowanie ciąży na znajomości naszej dwójki. Zastanawiam się, czy słowa Cohen mogą być prawdziwe i czy istnieje sposób na to, aby przedostać się na drugą stronę.
Rozdział przejściowy, ale... wydaję mi się, że pokazałaś nam w nim wiele i który zapowiada przedsmak tego, co najważniejsze w spotkaniach Deirdre i Lennana - Teorainn. Czy będzie szansa na to, że nasi bohaterowie kiedyś będą mogli dotknąć swoich dłoni?
Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy ;*
Nie dość, że brak odwzajemnionych uczuć komplikuje sytuację, to jeszcze Lennan znajduje się za Teorainn! Nie jest to najlepsza sytuacja dla Deirdre.
UsuńDeirdre jest na tyle ciekawską osobą, że z pewnością zacznie szukać przejścia na drugą stronę. Tym bardziej, że nieważne, czy Lennan odwzajemnia jej uczucia czy nie - i tak warto zobaczyć, jak wygląda świat po drugiej stronie.
Prawdę powiedziawszy Cahan strasznie mnie irytowała w tym rozdziale. Zachowywała się jak wszystkowiedząca, na dodatek była miejscami zwyczajnie niemiła dla przyjaciółki - przecież doskonale widziała, w jakim Deirdre jest stanie. Bez względu na to, czy uważała jej problem za błahy czy nie, powinna przede wszystkim dać jej odczuć, że ją wspiera. Oczywiście jak najbardziej doceniam ogromną szczerość i dosadność Cahan. Wiem, że są rzeczy, które Deirdre musiała usłyszeć, które ktoś musiał głośno powiedzieć i padło akurat na Cahan. Po prostu nie obraziłabym się, gdyby ta była nieco delikatniejsza w wygłaszaniu swoich porad. Ale tu jest różnica między bliźniaczkami - Kiara jest dużo bardziej "ciepła" i naturalnie, z góry uprzejma dla każdego. Jej dobroć, a bezczelność Cahan to cechy, które w zależności od sytuacji mogą być albo zaletami, albo wadami.
OdpowiedzUsuńCo do reszty, to faktycznie uważam, że Deirdre powinna jeszcze dać szansę sobie i Lennanowi. Breeny to on nie kocha, tutaj dziewczyna nie ma żadnej rywalki, a co do Laveny, to wydaje mi się, że Lennan naprawdę zaczyna się leczyć z tego uczucia. Sentyment mu na pewno został, ale czy dalej jest tak samo szaleńczo zakochany jak wówczas, gdy pierwszy raz opowiadał o tym Deirdre... Niekoniecznie. Mimo to trochę się obawiam, że on traktuje swoją koleżankę po drugiej stronie granicy jako dobrą przyjaciółkę. Musi spojrzeć na nią wreszcie jako kobietę, w jej pełnej krasie i mam nadzieję, że kiedyś zrozumie, kto przed nim stoi. Ale zobaczymy, jak to się potoczy, w końcu nikogo nie można zmusić do miłości :)
Pozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Cahan może być czasem irytująca, taki ma charakter. Z drugiej strony Deirdre nawet dobrze zrobi, jak ktoś czasem mocno ją potrząśnie, bo to taka melancholijna osoba, która zdecydowanie za dużo myśli.
UsuńO Lavenie Lennan już praktycznie zapomniał. Pewnie jak spotka ją gdzieś z mężem, będzie czuł złość, że sam nie okazał się "dość dobry", by być mężem Laveny, ale ze złamanego serca raczej się już wyleczył. Duży udział miała w tym Breena i może jej być za to wdzięczny, ale raczej jej nie pokocha. Więc można powiedzieć, że Deirdre rzeczywiście ma spore szanse. Z tym, że ona sama nie zdaje sobie z tego sprawy ;))
Kiedy kolejny rozdział? Minął już tydzień od dodania obecnego...
OdpowiedzUsuńMyślę, że będę wstawiać rozdziały co dwa tygodnie. Raz na tydzień to trochę za szybko, bo nie wszyscy mają wtedy czas, żeby zapoznać się ze wszystkimi rozdziałami i robią sobie zaległości, zresztą ja nie w każdym tygodniu mam czas, żeby przejrzeć rozdział przed publikacją i wstawić go na bloga. Także proszę o cierpliwość ;))
UsuńCahan jest taką postacią, którą z jednej strony bardzo popieram, a z drugiej strasznie mnie czasem irytuje :D Rzuciło mi się w oczy, że ktoś napisał u góry, że zachowywała się w tym rozdziale jakby była wszystkowiedząca i to jest fakt. Ale myślę, że Deirdre jest na tyle silnym charakterem, że potrzebuje takiej przyjaciółki jak Cahan. Takiej która nią czasem potrząśnie, która wybuchnie gniewem, uraczy ironią i dzięki temu postawi Deirdre na nogi. Nie zawsze można głaskać przyjaciółkę po główce, nie zawsze można się też z nią zgadzać. Dlatego podobała mi się postawa Cahan w tym rozdziale, chociaż uważam, że w niektórych momentach mogła się ugryźć w język. Tylko że gdyby bohaterowie zawsze mówili i postępowali tak, jak chce czytelnik to byłoby nudno i mdło. Więc super, że Cahan była tutaj taka, a nie inna. I że ostatecznie tchnęły w Deirdre trochę nadziei i radości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;)
Kiara ma skrajne poglądy i Cahan tak samo, z tym, że skrajne tak jakby w drugą stronę ;p Dzięki temu Deirdre może to jakoś wypośrodkować i znaleźć dobre rozwiązanie. Cahan oczywiście była zbyt bezpośrednia, z drugiej strony po ostatnich przygodach na rejsie jest bardzo rozchwiana emocjonalnie. Mimo pozy, jaką przybiera, nie do końca się jeszcze pozbierała, więc na siłę udaje, że wszystko jest w porządku i przez to zachowuje się zbyt bezpośrednio nawet jak na samą siebie.
UsuńHalo halo czy blog zostal zawieszony?
OdpowiedzUsuńNie, oczywiście, że nie. W ramach przerywnika pojawiła się krótka forma, a rozdział dodam za kilka dni. Jest gotowy i czeka na publikację ;))
UsuńPrzeczytałam już ostatnio, ale na komentarz nie było czasu. Uprzedzałaś mnie, że D. będzie chciała obejść Teorainn. Skojarzyło mi się to z powiedzeniem "przekroczyć Rubikon". Widzę dziewczyna ma nadzieję, że jej się to powiedzie, a przy tym uważa, że największym problemem jest brak uczuć od L. Nie wiem czy ją podziwiać, czy bić brawo za jej głupotę i naiwność. Zauważyłam też, że dziewczyny uważają, że jeśli kogoś się kocha, to czerpie się przyjemność z bycia przy nim, nawet jeśli ten ktoś krzywdzi, bo kocha kogoś innego. Mnie to się kojarzy z takim podświadomym masochizmem. Upatrywaniem spełnienia w bólu, który wciąż się rozpala i za każdym razem odradza na nowo. Tu przypomniały mi się słowa czarnuly od L, że lepiej się odciąć i nie czuć tego bólu. Moim zdaniem dała dobrą radę, ale najwidoczniej łatwiej mówić niż zrobić, bo sama nie odważyła się na odcięcie od L. Popieprzone to wszystko, ale czuję, że szykuje się z tego niezły dramacik pełen zawodów miłosnych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)