wtorek, 15 listopada 2016

# krótkie formy: "Fortepian"

Na wstępie krótkie ogłoszenia: 
1. Jestem w trakcie nadrabiania zaległości u Was. U każdego na pewno pojawię się do końca weekendu, bo mam akurat trochę czasu, żeby wszystko przeczytać i skomentować. 

2. Nie wiem, co będzie z "Pocałunkiem Śmierci", bo wydaje mi się, że opowiadanie ma duży potencjał, ale wymaga wielu poprawek, a te, które wprowadziłam do tej pory, są niewystarczające. Muszę pozmieniać fabułę, żeby wszystko miało sens i tworzyło spójną, ciekawą historię, bo na razie Dione zajmuje się tylko zdobywaniem szkolnej popularności, a to ma niewiele sensu. Będę musiała więc dokonać dużych poprawek w rozdziałach 3-5, a dopiero potem zajmę się wstawianiem kolejnych części, także fanów Dione i Jaspera proszę o cierpliwość (o dużo, dużo cierpliwości). 

3. Mam dla Was nowiutkie, w całości napisane i sprawdzone miliard razy opowiadanie, więc jak tylko skończę publikować "Teorainn", zamieszczę na blogu nową historię. Poniżej jeden z moich ulubionych fragmentów tak w ramach przerywnika. 




Issa z pewnością zdawał sobie sprawę, że weszłam do pokoju, ale nawet nie spojrzał w moją stronę. Usiadł przy fortepianie i z uwagą zaczął przypatrywać się klawiaturze. Przez chwilę sądziłam, że dał się porwać światowi swojego genialnego umysłu i właśnie próbuje rozwiązać jakiś problem, który z muzyką niewiele ma wspólnego. Może pragnął znaleźć odpowiedź na pytanie, jak dokładnie działa mechanizm instrumentu, który zupełnie różnił się od innych mających struny. Na skrzypcach czy wiolonczeli łatwiej było łączyć dźwięki, na fortepianie nawet te grane legato wydawały się istnieć osobno.
Uniósł rękę i jakby od niechcenia zaczął wodzić palcem po klawiaturze. Ograniczał się jedynie do dotykania białej powierzchni i nie dopuścił do tego, by jakikolwiek dźwięk wypełnił ciszę. Przypatrywałam się temu z uwagą, starając się zgadnąć, co też mogło dziać się w nieprzeniknionym umyśle Issy. Wydawało mi się jakieś nienaturalne, że poruszał ręką z zadziwiającą delikatnością, tak bardzo niewspółgrającą z niebezpiecznymi błyskami czarnych oczu i w ogóle całą jego osobą.
Uniósł dłoń w nieco teatralnym geście, który jeszcze bardziej mi do niego nie pasował. Miękko zgiął nadgarstek i oparł ciężar na palcu wskazującym, który nacisnął na jeden z klawiszy. Nieprzeniknioną ciszę pełną wyczekiwania wypełnił jeden, przeciągły ton. Issa powoli uniósł drugą dłoń i również oparł ją na klawiaturze.
A potem zaczął grać.
Stałam oszołomiona i przypatrywałam się wszystkiemu, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji. Dłonie Issy tańczyły na tle czerni i bieli, naciskając kolejne klawisze z idealnym wyczuciem. Nagle okazało się, że legato na fortepianie istnieje i jest tak samo doskonałe jak w przypadku instrumentów smyczkowych.
Po plecach przebiegł mi dreszcz. Potem kolejny. Rozchodziły się po moim ciele równomiernie i wprawiały mnie w jakiś dziwny stan, który tym razem niewiele miał wspólnego z poczuciem zagrożenia. Obserwowanie Issy było czymś doprawdy fascynującym, bo nigdy nie spodziewałabym się, że ten chłopak potrafi tworzyć prawdziwe piękno. A ta muzyka była piękna. Była tak piękna, że na rękach poczułam gęsią skórkę, choć gdy to tata grał, nigdy nie reagowałam w ten sposób.
Setki myśli przelatywały przez moją głowę w takim tempie, że niektórych nie zdołałam nawet zapamiętać. Wpatrywałam się wciąż w sylwetkę Issy, który przy poszczególnych frazach pochylał się nad instrumentem, jakby chciał być jeszcze bliżej klawiatury, a potem nagle powracał do wyprostowanej pozycji, jakby uczucia zawarte w dźwiękach go od siebie odepchnęły. Spojrzałam na jego twarz. Spodziewałam się emocji, zmarszczonych brwi, zamglonego spojrzenia, jakie zazwyczaj widuje się u muzyków. Twarz Issy była jednak niepokojąco martwa. Wciąż te same niebezpieczne oczy, tak bardzo nie współgrające z palcami, spod których wychodziła słodka melodia.  Z jakiegoś powodu to jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło. Gdybym stała dalej, obserwowała jedynie sylwetkę, słyszała dźwięki, ale nie widziała martwej twarzy, uznałabym Issę za natchnionego, doskonałego artystę. Znajdując się jednak dostatecznie blisko, nie potrafiłam zrozumieć rozgrywającej się przede mną sceny. Ten brak zrozumienia niósł ze sobą niepokój.
Zakończył utwór jak prawdziwy muzyk, przez dłuższą chwilę nie odrywając rąk od klawiatury i pozwalając, by ostatni akord wybrzmiał w przestrzeni, jeszcze bardziej mnie poruszył, bym miała czas przemyśleć zasłyszaną melodię i w pełni dała się jej obezwładnić. Dopiero później położył ręce na kolanach i wciąż nie odwracał się w moją stronę. Nie sprawiał jednak wrażenia, jakby sam uległ magii zagranego przez siebie utworu. Wyraz jego twarzy był dokładnie taki, jak zawsze, tak niebezpieczny i nieludzki, że mało brakowało, a zaczęłabym się zastanawiać, czy nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, czy Issa rzeczywiście grał, czy nie usiadł po prostu przy fortepianie, a moja wyobraźnia nie dopisała dalszego ciągu tej historii.
– Powiedziałeś kiedyś, że nie umiesz grać – odezwałam się w końcu głosem nieprzyjemnym i bardzo chrapliwym, który z trudem wydobył się z moich ust.
– Nie, skarbie. Powiedziałem, że nie gram. To duża różnica.
– Jak to nie grasz? Czemu? Nie masz możliwości w domu?
– Gdybym chciał, znalazłbym sposób.
– Ale nie chcesz… Czemu? Przecież to było…
– Piękne? – zapytał, jakby zastanawiał się, o czym mogłam myśleć. Jakby nie był pewny odpowiedzi, choć zawsze prześwietlał mój umysł na wylot. – No popatrz, jednak ktoś taki jak ja potrafi czasem stworzyć coś pięknego. [...] – Bez cienia żalu zatrzasnął wieko klawiatury i odwrócił się w moją stronę. Zastanawiałam się, kiedy po raz kolejny najdzie go ochota na granie. Za kilka lat? Nigdy? Tak po prostu zmarnuje swój talent? – Ale nie traćmy czasu na bezsensowne rozmowy. Projekt z chemii czeka.

14 komentarzy:

  1. DOSKONAŁE, PERFEKCYJNIE, POETYCKIE, PRZEPIĘKNE...
    Każde słowo płynie w stronę drugiego tworząc morze cudowności... Anielskie :)
    Zaraz zacznę płakać, że tak krótko :c CHCĘ WIĘCEJ!!! I pomyśleć, że będę musiała czekać do końca Teorain na poznanie tej historii D:
    Ale będę wytrwała ;)
    Zaciekawiłaś mnie tym opowiadaniem, które przyciągnęło mnie swoją subtelnością i tajemniczością można powiedzieć. Bardzo mi się spodobało, o czym świadczy początek komentarz hehe
    Naprawdę, było to tak opisane, że dosłownie byłam w tym pokoju wraz z dziewczyną, która prowadzi narrację. Widziałam czarnowłosego chłopaka pochylonego nad pianinem, na którego pada kilka złotych promieni poprzez zasłonięte okno, a wokół panuje ciemność.
    Cudne :)

    Szkoda, że chwilowo nie będzie się pojawiać Pocałunek Śmierci :c jestem wielką fanką tego opowiadania. Ja i mój gust uwielbiamy takie opowiadania hehe. Pozostało mi więc czekać na PŚ oraz to nowe cudo, które zamierzasz publikować ;)
    I wybacz, że nie czytam Teorain, ale opowiadanie to nie wciąga mnie tak bardzo jak właśnie PŚ :c Jest pięknie napisane, ale nie należy ono do mojego gatunku książkowego, że tak powiem ;)
    No nic, nie będę się tłumaczyć ;)
    Czekam na tą anielskość <3
    Pozdrawiam i dużo weny oraz inspiracji życzę ;*

    anielskie-dusze.blogspot.com
    cieniste-senne-marzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę publikować kilku opowiadań na raz, bo obawiam się, że powstałoby niezłe zamieszanie, dlatego najpierw chcę doprowadzić "Teorainn" do końca. Postaram się zająć PŚ jak najszybciej, ale póki co cierpię na notoryczny brak czasu, więc może być ciężko. Ale może podczas przerwy świątecznej...? Zobaczymy.

      Dziękuję za tyle miłych słów! Mam nadzieję, że całe opowiadanie spodoba Ci się równie mocno jak ten fragment. Tym razem to będzie obyczajówka, bez żadnych wątków fantasy. Ale z drugiej strony postać Issy jest tak wyrazista, że może śmiało zastąpić wszystkie wątki nadprzyrodzone ;p

      Usuń
    2. Oj tak! Do tej pory go widzę, gdy zamykam oczy :D
      Mam przeczucie, że dodam Issę do listy moich fikcyjnych chłopaków XD (18 lat... Ja chyba nigdy z tego nie wyrosnę XDDD).
      To będzie w sumie trzecia obyczajówką jaką będę czytała c:
      Czekam (nie)cierpliwie na nową anielskość i PŚ :3
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  2. Hej, ale się cieszę, że pojawila się nowość.
    Jeśli chodzi o PŚ, to myślę, ze pomysł jet bardzo dobry, ale chyba faktycznie powinnaś to przemyśleć, mam wrażenie, że tło jest za słabo zarysowane, że gdyby pojawiały sie jakies tajemnicze fragmenty np. z persoektywy Jasper , byłoby lepiej. Widać, że Teorrain pisze Ci się lepiej. I dodam, że z wielką niecierpliwością czekam na nowość. Jak oni przejdą barierę?! eh.
    Co do tego fragmentu... BYł przecudowny. umiesciłaś tyle magii w tym krótkim fragmencie, mimo że to nie żadne fantasy. Coś mi mówi, że Issa pozuje na zupełnie innego chłopaka niż tutaj, co potwierdzać się zdaje jego wypowiedź pod koniec, i to już mnie kręci :D tak, z pewnością bedzie barwny. To nie wyglądało na boheterów-uczniów, a jednak nimi jest. Ale się jaram^^. świetnie ukazałaś uczucia tej dziewczyny.Ją też chętnie bym już poznała :D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie zawiesiłam PŚ chwilowo. Zaczęłam je publikować z zamiarem wprowadzania gruntownych poprawek, żeby wykorzystać potencjał pomysłu, a skończyło się na tym, że nie zawsze chciało mi się to robić, przez co ta wersja nie różni się tak bardzo od poprzedniej. Przemyślę wszystko i podczas jakiejś dłużej przerwy w nauce się tym zajmę.
      Issa będzie dosyć skomplikowaną postacią pod względem psychologicznym i takim trochę moim eksperymentem. Nie będę uzasadniać, czemu jest, jaki jest, tylko pozostawię to każdemu do oceny, podając pewne fakty i zachowania z jego życia. Zobaczymy, jak to wyjdzie i czy się sprawdzi.

      Usuń
  3. Jako że czytałam cię, gdy czekałam w kolejce na kebab, to komentuję pod rząd kilka opowiadań :)
    O tym za wiele nie mogę powiedzieć, bo tak naprawdę nic się nie działo. Chłopak grał, być może pięknie, może i mogłabym tego z zachwytem posłuchać, ale nie szkoda mi jego marnowanego na własne życzenie talentu. Może umie grać, ale nie gra, bo nie lubi. Może osiągnął taką doskonałość, bo zmuszali go do tego rodzice tak jak ojciec słynnego Beethovena. Z tego co wiem z opowieści innych, bo ja się muzyką nigdy szczególnie nie interesowałam, to Mozart był geniuszem i jako dziecko lubił to co robi, odnajdywał się w tym, natomiast Beethoven był wyciągany przez ojca w środku nocy i zmuszany do grania, ale sama nigdy nie wnikałam w biografie obydwóch panów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat będę wyszukiwać informacje o Mozarcie w ramach prezentacji w szkole muzycznej, to może czegoś się dowiem. Chociaż z tego, co pamiętam, Mozart po prostu był uzdolniony od dziecka i bardzo lubił grać (swoją drogą nie wyobrażam sobie, jakim cudem w wieku 4 lat mógł już występować), a o Beethovenie nic mi nie wiadomo. Ale to całkiem możliwe, nie wszyscy ci kompozytorzy urodzili się geniuszami, bo jakoś wątpię, że dzieci w wieku 4-8 lat marzyły o spędzaniu wielu godzin przy instrumencie.
      W tym opowiadaniu (które póki co ma tylko tytuł roboczy, więc nawet nie wiem, jak je nazywać) Issa jest taką postacią, która zachowuje się czasem bardzo nieprzewidywalnie i to bez widocznego uzasadnienia. Interpretację jego zachowania pozostawiam czytelnikom. W opowiadaniu nie będzie nic o powodach porzucenia gry na fortepianie. Ale kto wie, może rzeczywiście ktoś zmuszał Issę do ćwiczeń albo po prostu chłopak uznał, że to nie jest coś, co sprawia mu przyjemność...

      Usuń
  4. Ja zanim wrócę do "PŚ" i "T" to chciałbym przeczytać coś twojego, ale już zakończonego. Przyjrzałem się już tym opowieścią i nie wiem na ile dam radę się wczuć w małolatów uczęszczających do szkoły, ale wiedz, że będę się starał. Może nim ty opublikujesz to o tym Fortepianie, to ja akurat będę już po "Buncie". Planuję poświęcić temu dzisiejszą nockę.
    Natomiast ta miniaturka, a właściwie fragment wyrwany z kontekstu sprawia, że nie wiem co powiedzieć. Jest ładnie napisany, ale właściwie nic nie zdradza, na nic nie naprowadza, a nawet o bohaterach po tak krótkim fragmencie niczego nie można powiedzieć.
    Czytałem też powyższą dyskusję i tak - Amadeusz to złote dziecko, wybitny pianista, który miał to w genach, talencie, dostał od Boga (jak zwał tak zwał), natomiast Beethoven to wynik tresury ojca,jego granie było wyuczone, a nie było natchnieniem, przynajmniej to początkowe. Tam była też przede wszystkim różnica rodzin, statusu społecznego, jeśli mamy równać tych dwóch artystów. Osobiście wolę Amadeusza, jego muzykę, natomiast to Ludwiga mam sentyment przez "Mechaniczną pomarańczę". I tak naprawdę gdyby nie ten film i książka o takim samym tytule, to ja nigdy nie zapałałbym sympatią do klasyki, nigdy bym pewnie nawet na nią nie splunął. Muzyka klasyczna, to coś co zupełnie nie pasowało do mojego środowiska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście ten fragment jest wyrwany z kontekstu i właściwie niewiele mówi o całym opowiadaniu, po prostu jest jednym z moich ulubionych ze względu na sposób, w jaki jest napisany. Do niedawna uważałam, że nieważne, o czym się pisze, jak coś jest w odpowiedni sposób napisane, to czyta się to przyjemnie. Po komentarzach Twoich i Takiej Miłości zostawionych własnie pod Buntem i KNJ zmieniłam na ten temat zdanie i całe szczęście, bo to na pewno dobrze wpłynie na dalszą moją twórczość. A że zwracałeś przy poprzednich opowiadaniach uwagę szczególnie na charaktery postaci to powiem od razu, że na szczęście wydaje mi się, że większość z nich w tym opowiadaniu będzie raczej realistyczna, choć jak tak teraz patrzę na to z dystansu, to poboczne osoby mogły wyjść trochę spłaszczone, ale będę miała czas, żeby to dopracować przed publikacją. Zresztą sam ocenisz, ja zacznę wstawiać rozdziały. W każdym razie na pewno będzie lepiej niż w Buncie ;))

      Usuń
    2. Uważałaś, że nawet jeśli coś jest nudne, głupie lub z bohaterami, których zachowania i charaktery są bezsensu, ale jest napisane poprawnie i bogatą polszczyzną, to jest to przyjemne? Oczywiście nie mówię, że któreś z twoich opowiadań takie było, ale chodzi mi o to jak można w ogóle tak całkiem fabułę i postacie zepchnąć na margines i nazwać czymś nieistotnym, kiedy to właśnie postacie są najistotniejsze, bo to one tworzą fabułę, bo to ich charaktery, rozmowy i decyzje popychają do przodu wydarzenia. Jasne forma też jest ważna, tak jak i w filmie obraz, ale ważniejszy jest jednak temat i wiara w widziany obraz. Autor też rysuje, jest stworzycielem świata przez siebie wyobrazonego, jest twórcą ludzi co po tym świecie się poruszają i ma za zadanie sprawić, by czytelnik poczuł się częścią tego świata, tak więc na pierwszym miejscu jest wiara w ten świat przedstawiany, w tych bohaterów.
      Ja sam wielokrotnie pisałem, że wolę coś gorzej napisanego, ale prawdziwego, ciekawego, coś co zafascynuje, niż tekst napisany wynioslym językiem, niemal poetycki, pod wieloma względami wręcz idealny, ale tak naprawdę będący o niczym. To tak jakby film miał piękne zdjęcia, ale naprawdę nie opowiadał żadnej historii, to czy wusiedziałabyś na nim w kinie i była ciekawa dalszych losów bohaterów takiego filmu?
      Podejmuję dyskusję bo ciekawi mnie twój punkt widzenia.

      Usuń
    3. Nie, aż tak to nie. Bardzo nieprecyzyjnie się wyraziłam po prostu. Nie zdarzyło mi się czytać opowiadania, które byłoby napisane świetnie, ale zupełnie pozbawione sensu. Nawet jak tak nad tym teraz myślę, to chyba nie da się pisać dobrze i nie umieć intuicyjnie stworzyć czegoś, co albo ma sensowną fabułę, albo dobrze przemyślanych bohaterów. Chodziło bardziej o to, że jak jakaś historia nie była specjalnie pomysłowa, tylko zbudowana na prostym schemacie albo było tam dużo opisów i mało akcji, to mi to zupełnie nie przeszkadzało, jeśli styl był naprawdę dobry. Nawet jak inni narzekali, że za mało się dzieje. Tym bardziej, że zazwyczaj w opowiadaniach, w których akcja nie gna do przodu, są zamiast tego bogate opisy przeżyć wewnętrznych czy dokładne przedstawienie wykreowanego świata, które potrafią sprawić, że jakaś historia jest naprawdę wartościowa. Ja nie oczekuje po prostu, że w każdej książce się musi dużo dziać, czasami nawet lepiej, jak dzieje się mniej. Z drugiej strony zdarzało mi się czytać historie, w których pomysł był naprawdę świetny, ale język raczej prosty, a zdania krótkie i wtedy takie opowiadanie może i mnie wciągnęło, ale jednak czegoś mi w nim brakowało. Posłużę się bardzo skrajnym, może nie do końca trafnym przykładem, bo to pierwsze, co mi przyszło do głowy. Wiele osób narzeka, że opowiadania Schulza czyta się okropnie, a mi się je czytało świetnie, bo język Brunona to jest mistrzostwo świata. A tam też nie było ani wielu postaci o wyrazistych charakterach, ani praktycznie żadnych wydarzeń, tylko wszystko zbudowane zostało na symbolach i kreacji języka. Oczywiście to nie były opowiadania o niczym, ale z drugiej strony jakby ktoś to napisał zupełnie innym, prostszym językiem, ale zachowałby cały sens i główny przekaz, to wątpię, że by mi się spodobało.

      Usuń
    4. Myślę, że Bruno (formy Brunon też można używać? Nigdy tego nie wiem) to zupełnie inna liga. On tworzył świat jak z sennych marzeń, coś innego, wyjątkowego, fantastycznego, wiecvtu opisywanie wszystkiego było konieczne, by czytelnik zrozumiał, by umiał sobie ten świat wyobrazić i tu ten świat sam w sobie był ciekawy, wyjątkowy. Przy obyczajowości i finansach niestety bogate opisy architektury domów, szkół, galerii handlowych, ubrań czy przeżyć wewnętrznych nie przenoszą w nic nowego i nam obcego, więc tu trzeba się skupić na historii. Poza tym nawet u Bruna była fabuła i ciekawi bohaterowie, choć może nie we wszystkim, tego nie wiem, bo wszystkiego nie czytałem.

      Usuń
    5. Używa się formy Bruno, ale przy odmianie trzeba pisać "Brunona" (naprawdę nie rozumiem czemu, bo to trochę nielogiczne), a przynajmniej tak mnie nauczono w liceum.
      Dlatego właśnie powiedziałam, że to niezbyt trafny przykład. Trudno porównywać opowiadania na blogspocie do twórczości Schulza, ale nic innego nie przyszło mi w tamtej chwili do głowy.
      A z tymi opisami we współczesnych historiach jest różnie. Kiedy trafiam na opowiadanie, w którym co chwilę mam dokładny opis tego, w co poszczególne osoby danego dnia były ubrane, to jest to kompletnie bez sensu i bardzo mnie denerwuje. Z drugiej strony czasami pełni to jakąś funkcję - po ubiorze możemy np. wywnioskować coś na temat charakteru danego bohatera. Ale wtedy to powinien być oczywiście opis jednorazowy, a nie stale powtarzający się schemat "tego dnia miała na sobie to i to", więc to też trochę inna kwestia. Tak samo z opisem architektury - czasem jest potrzebny, a czasem ma się wrażenie, że te kilka zdań więcej ktoś napisał tylko po to, żeby rozdział był dłuższy. A co do przeżyć wewnętrznych to się nie zgodzę. Takie opisy akurat moim zdaniem mogą wnieść bardzo dużo do opowiadania, poza tym pozwalają na poznanie danego bohatera. A jeśli jest to postać o niebanalnie wykreowanym charakterze, to opowiadanie może na tych opisach wiele zyskać. Ale to też oczywiście zależy od rodzaju opowiadania, bo nie wyobrażam sobie takich opisów chociażby w kryminałach, za to w niektórych obyczajówkach już jak najbardziej.

      Usuń
    6. Mnie te x temu uczyli, że imię Bruno jest nieodmienne. Koleżanka ma chłopaka Bruno i odmienia Bruna, z Brunem itd. TM w "Prawdziwej Legendzie" też odmienia. Jednak kompletnie nie rozumiem czemu tobie kazali Bruno na Brunona gdy Bruno i Brunon to dwa różne imiona. Poczytam kiedyś o tym.
      Co do opisu charakteru i opisu wewnętrznego czasami jest to konieczne, a czasami trzeba dać czytelnikowi taką lukę do własnej interpretacji, do tego by sam szukał powodu, a opisywanie postaci wtedy odbywa się na opisach jego zachowania, postępowania, jego decyzji.

      Usuń