Czuł
się źle, nie wiedząc, co się dzieje z Deirdre. Przychodził każdego dnia na
polanę, w miejsce ich spotkań, a potem przechadzał się wzdłuż Teorainn Diamond, mając nadzieję, że dziewczyna
czeka na niego gdzieś pomiędzy drzewami. To jednak nie następowało. Z jakiegoś
powodu Deirdre przestała pojawiać się w lesie, a przynajmniej trzymała się z
dala od Diamentowej Granicy. Lennan pragnął ją wreszcie zobaczyć i zapytać,
czemu grała dla niego na środku lasu. Chciał spojrzeć jej w oczy i dowiedzieć
się, czemu jest taka smutna. Z jakiegoś powodu czuł, że sam się do tego
przyczynił.
Mijały
dni i noce, a jej wciąż nie było. W pewnym momencie Lennan zaczął się irytować.
Czy to był jakiś dziwny sposób na zakończenie znajomości? Ale dlaczego w takim
razie Deirdre go nie uprzedziła? Czy nie pomyślała, że będzie czekał?
Z Breeną też nie
rozmawiał od czasu pamiętnej kłótni. Na początku miał nadzieję, że dziewczyna
pojawi się w progu jego warsztatu, gdy tylko jej drobne ciało opuści cała
złość. Niestety, nic takiego nie nastąpiło. Nie chciał, by ich przyjaźń
zakończyła się w taki sposób. Nie czuł się winny, chociaż wiele rzeczy zrobiłby
inaczej, gdyby tylko mógł cofnąć czas. Poderwał się z ziemi, na której
przysiadł, czekając na Deirdre. Nie zjawiła się. Jeśli zmieni zdanie, teraz to
ona będzie musiała poczekać.
Dotarcie
do domu Breeny nie sprawiło mu większych trudności. Nogi same go prowadziły,
kiedy zastanawiał się, co powiedzieć dziewczynie, jak sprawić, żeby znów
potrafili spędzać wspólnie czas.
Siedziała
w ogrodzie i rzucała kamieniami. Od razu wiedział, że to ona, a nie jej siostra,
bo miała na sobie czerwoną suknię. To było to samo ubranie, w którym zobaczył
ją po raz pierwszy. Czarne włosy spływały na szkarłatny materiał, pięknie z nim
kontrastując. Lennan przyglądał się im przez chwilę, ale z zamyślenia wyrwał go
nieprzyjemny odgłos. Chłopak aż się wzdrygnął. To kamień uderzył o jakiś twardy
przedmiot w ogrodzie.
–
Breena…
Odwróciła
się w jego stronę. Na twarzy o oliwkowej karnacji malowało się zaskoczenie.
Tego dnia wyglądała pięknie, mimo nieco krzywych zębów, doskonale widocznych,
gdy otworzyła buzię.
Po
chwili szok zmienił się w złość. Breena rzuciła przed siebie jeszcze jeden
kamień, a potem poderwała się i ruszyła w stronę domu. Lennan przeskoczył przez
mur, nie myśląc o dobrych manierach. Wyciągnął rękę i złapał dziewczynę za
ramię. Odwróciła się ze złością w ciemnych oczach.
–
Czego chcesz?
–
Porozmawiać.
–
Myślę, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy.
To
nie była ta sama dziewczyna, która kilka tygodni wcześniej weszła do jego warsztatu,
szeroko się uśmiechając. Nie wyglądała już beztrosko i patrząc na jej twarz
Lennan nigdy nie uwierzyłby, że żyje jedynie teraźniejszością.
–
Przecież wiesz, że to nie powinno się tak skończyć. Przyjaźnimy się i zależy mi
na tobie.
–
Och, z pewnością nie tak bardzo jak na tej twojej dziewczynie – parsknęła. – Ja
jestem tylko osobistą kurtyzaną.
–
Nieprawda, to ty tak powiedziałaś. Ja nigdy bym cię tak nie nazwał. Jesteś moją
przyjaciółką. Nasze relacje nie wyglądały tak, jak powinny, ale oboje jesteśmy
temu winni. Chciałbym wszystko naprawić.
–
Może już za późno – wzruszyła ramionami.
Była
chłodna, obojętna. Lennan zaczął się zastanawiać, czy w taki sposób traktowała
wszystkich mężczyzn. A może tylko tych, którzy naprawdę ją zranili. Może Breena
miała rację, trzymając się od Lennana z daleka. Najwyraźniej chłopak miał
niezwykły talent do unieszczęśliwiania wszystkich wokół siebie.
–
Nie jest za późno – pokręcił głową. – Chyba, że spojrzysz mi w oczy i powiesz,
że naprawdę nie chcesz mnie już widzieć i tak po prostu zrezygnujesz z tej znajomości.
Milczała.
To wcale go nie zdziwiło. Przecież był pewien, że właśnie tak zareaguje. Sama
mówiła kilka razy, że go kocha. Spotkania z Lennanem były dla niej zbyt ważne.
–
I co niby mam zrobić? Paść ci w ramiona? Powiedzieć, że wszystko jest w porządku?
–
Właściwie na początku chciałbym, żebyśmy poszli do mojego domu.
–
Po co?
–
Moja matka chce z tobą porozmawiać.
Chęć
porozumienia, która na chwilę zagościła na twarzy Breeny, gwałtownie zniknęła. – A więc nasyłasz na mnie swoją matkę? Czemu
to robisz? Czy nie jesteśmy już dorośli? Możemy załatwiać takie sprawy
samodzielnie. Poza tym pomyślałeś, jak się będę czuła?
–
Uspokój się. To nawet nie jest mój pomysł. Ona sama chciała z tobą porozmawiać.
I nie o naszej kłótni. Nie wiem, czego właściwie od ciebie chce, bo nic mi nie
powiedziała. Powtarzała tylko, że muszę jej zaufać.
Breena
wciąż nie wyglądała na przekonaną. Właściwie Lennan wcale się jej nie dziwił. Na
miejscu dziewczyny czułby się nieufny i zagubiony.
–
Powiedziałeś jej o wszystkim?
–
Tak – skinął głową.
–
W takim razie jakieś dziwne relacje panują w twoim domu. Ja nie opowiadam rodzicom,
co robię i nie oczekuję, że będą mi pomagać z każdym problemem.
Lennan
milczał. Nie wiedział, co powiedzieć. Miał przyznać, że prócz matki nie ma
praktycznie nikogo, komu mógłby opowiadać o swoim życiu? Że przyjaciół utracił
już dawno przez własną głupotę, a teraz rozjechali się po całym świecie, nie
wiadomo gdzie i już więcej ich nie spotkał? Był samotny w swojej wiosce, choć
można w niej było znaleźć tak wielu mieszkańców. Czuł się źle ze świadomością,
że niczym kilkuletni chłopiec biega do matki. Ale tak właściwie czy mocne więzi
rodzinne naprawdę były takie złe? Czy nie powinny uchodzić raczej za coś
wartościowego, godnego pozazdroszczenia?
–
Właściwie to chyba bez znaczenia. Dobrze, pójdę tam.
Po
twarzy dziewczyny przemknął jakiś niebezpieczny uśmiech, który zdecydowanie nie
podobał się Lennanowi. Breena powinna być wściekła, obrażona czy chociażby
smutna, a tymczasem wyglądała, jakby w jej głowie narodził się jakiś plan.
Wyszli
z jej domu bez słowa. Cisza, która między nimi zaległa, wydawała się wprost nie
do zniesienia. Lennan nie wiedział, jak się zachować. Czy powinien udawać, że
nic się nie stało, a może podjąć próbę wyjaśnienia całej tej sytuacji? Zerknął
na dziewczynę, myśląc, że to pomoże mu podjąć decyzję. Breena wpatrywała się w
ścieżkę. Wyglądała dumnie, pięknie i właściwie niemal tak jak zwykle. Z tą małą
różnicą, że na jej twarzy nie gościł uśmiech osoby chwytającej chwilę. Lennan
obawiał się, że tamta Breena odeszła już na zawsze.
–
Nigdy nie byłam u ciebie w domu. Jestem ciekawa, jak wygląda wnętrze. Pewnie
pełno jest tam mebli, które sam wykonałeś…
A
więc postanowiła udawać, że wszystko jest normalne. Lennan odetchnął z ulgą.
Właściwie sam także wolał zachowywać się właśnie w ten sposób. To było o wiele
prostsze od szczerej rozmowy.
–
Pewnie, że tak. Skoro już umiem robić meble, to czemu mielibyśmy kupować je od
innego cieśli…
Czy
tak będzie już zawsze? Czy będzie się czuł, jakby rozmawiał z dawno nie
widzianą, przelotną znajomą albo z Laveną, z którą właściwie nie potrafił się
porozumieć, odkąd go zostawiła? Czy nie mogli po prostu wrócić do normalności?
Chociaż tak właściwie czym była ta normalność? Układem, w którym zakochana
dziewczyna obdarza czułościami chłopaka, który łaskawie jej na to pozwala?
Droga
zajęła im mnóstwo czasu. Co prawda nie szli wolno, ale niezręczność rozmowy i
cisza, która czasami zalegała, sprawiały, że Lennan czuł się, jakby trwało to
całą wieczność. Odetchnął z ulgą, widząc znajomą okolicę.
–
To tutaj – wskazał drzwi wejściowe, jakby w pobliżu znajdowało się wiele innych
domów i Breena rzeczywiście mogła mieć jakiekolwiek wątpliwości.
Skinęła
głową i minęła go bez słowa. Dźwięk jej kroków był nieznośnie głośny. Może
naprawdę w domu panowała cisza, a może tak tylko się Lennanowi wydawało, bo
cała sytuacja była dla niego wprost nie do zniesienia. Ze złością uświadomił
sobie, że ma niezwykły talent do niszczenia wszelkich relacji, które mogły
nieść ze sobą coś dobrego.
Carry
siedziała przy stole w izbie jadalnej. Właściwie spędzała tam naprawdę dużo
czasu. To pewnie dlatego, że lubiła gotować i znakomicie jej to wychodziło. Lennan
uwielbiał potrawy przygotowywane przez matkę i już przyzwyczaił się do tego, że
w domu zawsze unosił się jakiś przyjemny zapach.
Czuł
się nieswojo, kiedy Carry podniosła głowę i uważnie wpatrywała się w Breenę.
Wiedział doskonale, że kobieta ocenia dziewczynę, próbuje stwierdzić, czy jest
ładna i na podstawie cech zewnętrznych, wyrazu twarzy czy gestów zdefiniować
jej charakter.
–
Dzień dobry – uśmiechnęła się Breena i lekko dygnęła. Wyglądała niewinnie, jak
każda inna dziewczyna. Lennan zaczął się zastanawiać, jak wiele twarzy potrafi
przybrać czarnowłosa. Czy często ukrywała trudny charakter, żeby wywrzeć jak
najlepsze wrażenie? – Witaj, Breeno –
uśmiechnęła się Carry. – Wiele o tobie słyszałam.
–
Tak? – przez twarz dziewczyny przemknął cień złośliwego uśmiechu. Trwało to
jednak tak krótko, że Carry pewnie niczego nie zauważyła. – A co takiego mówił
o mnie Lennan?
–
Wiele różnych rzeczy – wzruszyła ramionami kobieta. Chłopak był jej za to
wdzięczny, ale jednocześnie dostrzegł złość malującą się w oczach przyjaciółki.
W
izbie zapanowała cisza. Lennan po raz kolejny poczuł się bardzo nieswojo. Miał
ochotę coś powiedzieć, byle nie milczeli dłużej, ale nic nie przychodziło mu do
głowy. Breena nadal tkwiła w tym samym miejscu z dziwnym wyrazem twarzy, a
matka siedziała przy stole, wpatrując się w nią z uwagą. Najwyraźniej im
milczenie wcale nie przeszkadzało.
–
Wyjdź – poprosiła Carry, odwracając się w stronę Lennana.
–
Czemu?
–
Twój brat cię potrzebuje. Ostatnio prawie nie spędzasz z nim czasu…
Wiedział,
że to tylko wymówka, ale w słowach matki kryło się też wiele prawdy. Rzeczywiście
ostatnio jeszcze bardziej odsunął się od Aidana. Najpierw nie starczało mu
czasu dla niego i Laveny, potem rozpacz po stracie ukochanej sprawiła, że nie
miał ochoty z nikim rozmawiać, później pochłonęła go znajomość z Deirdre, praca
i spotkania z Breeną. Właściwie ciągle coś mu przeszkadzało, a może to były po
prostu nędzne usprawiedliwienia.
Aidan
siedział w ich wspólnym pokoju i przyglądał się małemu pająkowi, który właśnie
szedł po podłodze. Na widok brata podniósł głowę i utkwił w nim spojrzenie
ogromnych oczu. Był taki niewinny ze swoją dziecinną buzią i pięknymi, czarnymi
loczkami. Lennan poczuł jeszcze większe wyrzuty sumienia.
–
Aidan, masz ochotę na spacer? Możemy pójść popływać. Albo zabiorę cię do lasu…
–
Czemu?
–
Jak to czemu? Przecież zawsze prosisz, żebyśmy wyszli z domu.
–
Czemu teraz? Nagle masz dla mnie czas?
Dopiero
wtedy uświadomił sobie, jak bardzo zaniedbał relacje z bratem. W okolicy nie
było zbyt wiele chłopców w wieku Aidana, więc ten musiał czuć się naprawdę
samotny. Co robił całymi dniami? Sam chodził nad jezioro? Pomagał matce w
kuchni? Marnował czas na bezsensowne czynności takie jak przypatrywanie się
pająkowi? Kiedyś spędzali razem niemal każde popołudnie. A teraz? Lennan nawet
nie pamiętał, kiedy ostatni raz poszli do lasu.
–
Przepraszam, Aidan. Nie powinienem się tak zachowywać. Postaram się poprawić,
naprawdę. Chodźmy do Collie Fada, co?
Albo nad jezioro…
–
Nie chcę – pokręcił głową chłopiec i obrócił się plecami. – Nie możesz sobie
przychodzić, kiedy chcesz i udawać, że nic się nie stało. Czekałem tyle razy, a
ciebie ciągle nie było. Siedziałem z mamą albo sam, albo wychodziłem gdzieś z
kolegami. Czasami chodziłem na targ porozmawiać z paniami, które pracowały przy
stoiskach. Ale z tobą nie mogłem rozmawiać. Nic nie mogłem, bo po prostu cię
nie było.
Zapanowała
cisza. Lennan miał ochotę krzyczeć, uderzyć pięścią w ścianę. Nawet nie
wiedział, jak to się stało, że nagle wszystko tak się skomplikowało. Jeszcze
kilka miesięcy temu był szczęśliwy, miał przyjaciół, kochającą rodzinę, a
później także miłość swojego życia. A teraz? Teraz był samotny i na każdym
kroku dowiadywał się, że zranił kolejną osobę. I jeszcze kolejną. I następną…
Podszedł
do brata i usiadł obok niego. Aidan nadal zaciskał mocno usta i wyglądał na
naprawdę rozgniewanego. Dopiero po chwili Lennan zauważył, że chłopcu drży
dolna warga.
–
Słuchaj, Aidan. Każdy popełnia błędy, ale prawdziwy mężczyzna powinien się do
nich przyznać. Tak jak ja teraz. Przepraszam cię, to wszystko moja wina. Mam
nadzieję, że jak prawdziwy dorosły mnie zrozumiesz i wybaczysz.
Wiedział,
że właśnie manipuluje bratem, ale to był najłatwiejszy sposób, żeby nawiązać
porozumienie. I rzeczywiście, Aidan w końcu uniósł głowę. W ciemnych oczach
błyszczała duma, jakby chłopiec rzeczywiście wierzył, że jest bardzo dojrzały.
–
Nie możesz nadal zostawiać mnie samego. Jeśli mam ci wybaczyć, musisz się
starać.
Lennan
pokiwał głową. Chociaż jeszcze przed chwilą czuł się źle, teraz z trudem
pohamował uśmiech. Ośmiolatek był taki zabawny, kiedy starał się mówić poważnie
i udawać dorosłego. Przynajmniej z Aidanem wszystko było proste – wystarczyło
przeprosić, coś zasugerować i życie znów wracało do normy. Szkoda, że z innymi
ludźmi nie dało się postępować w ten sposób…
Siedzieli
jeszcze jakiś czas w pokoju, rozmawiając i śmiejąc się jak za dawnych czasów.
Lennan zapomniał nawet o Breenie rozmawiającej w sąsiedniej izbie z matką. Przestał
też powracać myślami do ostatniego spotkania z Deirdre i smutku malującego się
na jej twarzy. O Lavenie nie myślał wcale, zresztą dziewczyna coraz rzadziej
gościła w jego głowie. Uznał to za dobry znak. Może w końcu zdoła się odkochać?
Dopiero
jakiś czas później w progu pojawiła się Breena. Lennan i Aidan właśnie przepychali
się na łóżku przy akompaniamencie głośnych śmiechów, dlatego na początku nawet
jej nie zauważyli.
–
Kim jesteś? – zapytał Aidan, przyglądając się nieznajomej mu dziewczynie.
–
Przyjaciółką Lennana. Mam na imię Breena – uśmiechnęła się pogodnie.
Lennan
usiłował wyczytać cokolwiek z jej twarzy. Nie był pewny, czy tylko udawała, czy
może naprawdę miała dobry humor. Zauważyła, że jej się przygląda i śmiało wbiła
w niego spojrzenie ciemnych oczu. Chyba sądziła, że pierwszy odwróci wzrok, ale
on tego nie zrobił.
–
Ja jestem Aidan – przedstawił się chłopiec. Nadal miał zaczerwienione od
śmiechu policzki.
–
To bardzo ładne imię. Wiesz, co oznacza?
–
Tak, płomień. Mama często powtarza, że jestem małym płomyczkiem. Rozświetlam
każdy jej dzień. Jej i Lennana – dodał, patrząc na brata jakby pytająco. Chłopak
skinął głową na potwierdzenie tych słów.
–
Nie dziwię się, wyglądasz jak ktoś, kto niesie radość.
–
Lubię cię, Breeno – oznajmił Aidan, szeroko się uśmiechając. Dziewczyna w
odpowiedzi tylko się zaśmiała. Chłopiec patrzył na nią z sympatią i radością, a
jego oczy błyszczały. Już nie dało się w nich dostrzec złości czy żalu.
–
Chyba powinienem odprowadzić Breenę – wtrącił Lennan. – Jest już późno, a ona
ma daleko do domu.
–
Mogę iść z wami? – zapytał chłopiec z nadzieją w głosie. Lennan skrzywił się,
kiedy uświadomił sobie, że będzie musiał odmówić.
– Nie, dzisiaj nie. – Twarz Aidana od razu się
zachmurzyła. – Ale możesz iść z nami następnym razem, kiedy będzie jaśniej.
–
Jestem już prawie dorosły, nie boję się ciemności – zaczął się dąsać.
–
Może ty się nie boisz, ale ja bardzo, a gdybyś szedł z nami, bałabym się także
o ciebie – wtrąciła Breena. – Poza tym powinieneś się zaopiekować swoją matką,
żeby nie siedziała tu sama, martwiąc się o Lennana.
Te
słowa odniosły zamierzony efekt. Aidan dumnie się wyprostował i pokiwał głową z
ogromną powagą. Nie wiadomo, gdzie Breena nauczyła się rozmawiać z dziećmi. W
końcu miała tylko starsze rodzeństwo – siostrę, którą Lennan poznał i trzech
braci, którzy już dawno założyli rodziny.
Wyszli
z domu. Lennan odwrócił się, by spojrzeć w oczy matce. Pragnął wyczytać z nich
odpowiedzi na swoje pytania. Nie dowiedział się jednak niczego. Pozostało mu
tylko czekać, aż Breena się odezwie, dopiero wtedy wszystko miało stać się
jasne.
–
Twój brat jest uroczy – oznajmiła, kiedy zamknęli za sobą drzwi.
–
To rzeczywiście taki nasz mały płomień. Uwielbiam, kiedy próbuje udawać dorosłego
i stara się być taki jak ja.
–
Nie dziwię się, ma cudownego brata…
Przez
chwilę znów szli w milczeniu. Lennan rozważał, co mogły oznaczać te słowa. Czy
w takim razie Breena chciała, by wszystko było jak dawniej? Czy nie zamierzała
zakończyć tej znajomości wbrew temu, co w gniewie mu obiecała?
–
Rozmawiałaś z moją matką… – zaczął niepewnie.
–
Tak, to bardzo mądra kobieta. Wszystko sobie wyjaśniłyśmy – skinęła głową Breena.
Czekał,
aż powie coś jeszcze, ale ona milczała, jakby te dwa zdania rzeczywiście mogły
rozwiać wszelkie jego wątpliwości. Przyglądał się dziewczynie z wyczekiwaniem,
ale ponieważ zacisnęła usta, postanowił zadać kolejne pytanie.
–
I o czym rozmawiałyście…?
–
O wielu sprawach… Lennanie, podobno obiecałeś, że nie będziesz pytał. To są
rzeczy, które musza pozostać pomiędzy nami. Jak już mówiłam, twoja matka to bardzo
mądra kobieta i teraz wiem, co powinnam robić. Nie przestanę się z tobą
spotykać, zresztą pewnie bym nie potrafiła. Wiesz, że cię kocham i że to szybko
się nie zmieni, ale rozumiem, że ty czujesz inaczej.
–
No to jak to będzie wyglądało?
–
Normalnie. Jak przyjaźń. Koniec z pocałunkami, z ciągłym przytulaniem. Może kiedyś
odwzajemnisz moje uczucia, może ja z czasem pokocham kogoś innego, ale to, co
robimy teraz, jest złe. Wszystko inne zostanie jak dawniej. Uwielbiam spędzać z
tobą czas, siedzieć w twoim warsztacie, wspólnie śpiewać, patrzeć, jak
pracujesz, a nawet się z tobą kłócić.
–
To dobrze, bałem się, że to naprawdę będzie koniec.
–
Oczywiście, że nie. Tak szybko się ode mnie nie uwolnisz!
Uśmiech,
którym go obdarzyła, był zniewalający i piękny. Nawet nie zdawał sobie sprawy,
że tak bardzo tęsknił za radością goszczącą na jej twarzy. Im dłużej o tym
myślał, tym bardziej nie wyobrażał sobie, że mogliby tak nagle się od siebie
odsunąć. Teraz znów widział tę samą Breenę, która uczyła go żyć chwilą, która
podejmowała spontaniczne decyzje i czasem robiła głupie rzeczy. Tak właściwie
to naprawdę ją kochał, ale nie w sposób, w jaki by tego chciała.
Przytulił
ją na pożegnanie, gdy zatrzymali się przed jej domem. Głowa Breeny idealnie
pasowała do jego ramienia i w tej jednej chwili wszystko było jak najbardziej
na miejscu. Nawet łaskotanie jej włosów na policzku wydało się cudownie
znajome.
Odprowadził
ją wzrokiem do progu. Czekał, aż zamknie drzwi i dopiero wtedy odwrócił się i
ruszył w stronę domu. Gwiazdy już świeciły na bezchmurnym, jak zawsze idealnym
niebie, wskazując drogę powrotną. Podczas tej wędrówki zastanawiał się nad
wszystkim, co ostatnio go spotkało. Doszedł do wniosku, że mimo wszelkich obaw,
jego życie powoli zaczynało się układać. Lavena odchodziła w niepamięć, Aidan mu
wybaczył, a teraz jeszcze Breena postanowiła normalnie z nim rozmawiać. Jeszcze
rano był pewien, że podąża za nim fatum, teraz dostrzegał, że tak naprawdę los
mu sprzyjał. Gdyby tylko jeszcze Deirdre przestała być smutna, wtedy naprawdę
czułby się szczęśliwy.
~*~
Tym razem nie będzie żadnych ogłoszeń, bo te zamieszczone przy notce "Fortepian" wciąż są aktualne ;))
LEannan to jeszcze dzieciak. Dopiero zaczal sobie uswiadamiac, ze nie mozna traktowac ludzi przedmiotowo, ze oni tez maja swoje uczucia. To taki typ, ktory abrdzo skupia sie na wlasnych nieszczesciach i nie do konca potrafi zrozumiec, ze inni moga czuc sie urazeni, albo wyobrazac sobie rozne rzeczy po jego zachowanu. Nie, zebym go nie lubila, bo ma cos w sobie - chocby to, ze sobie to wszystko powoli uswiadamia. Mam nadzieje, ze z Branna faktycznie bedzie sie potrafil po prostu przyjaznic. Jesli ona odpusci, to moze byc piekna przyjazn. licze tez na to, ze bedzie czesciej rozmawial z bratem. A co Deirde - tutaj czeka go najtrudniejsza proba, tego jestem pewna. Ciekawe, kiedy ja spotka... kiedy ona pojdzie pod granice... I czy Leannan do tego czasu sie domysli tak juz...przynajmniej prawie na 100% xD "chyba że" piszemy bez przecinka pomiedzy (jak "mimo że"). pozdrawiam i zapraszam Cię na nowosc na niezaleznosc-hp.blogspot.com
OdpowiedzUsuńA ja zupełnie nie rozumiem pretensji czarnowłosej, bo przecież od początku sama wiedziała na co się pisze, więc jeśli się sparzyła, to z własnej winy, bo sama zbliżyła się do ognia. Mało tego, sam ogień uprzedzał, że może się poparzyć.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem też tego rozczulania się nad Aidanem. To normalne, że starsze, dorosłe rodzeństwo ma już swoje zajęcia i nie ma w obowiązku co dnia bawić się z młodszym rodzeństwem. Może raz kiedyś się zainteresować, miło gdy od czasy do czasu wezmą na spacer, ale taki 10-12 latek to nie niemowlak, by go każdego dnia niańczyć i ciągać z sobą. Relacje w rodzinie i rodzeństwie są ważne, ale takie uzależnianie młodszego od starszego i odwrotnie, to też nie jest dobre. Aidan powinien mieć swoich kolegów, rówieśników i to z nimi spędzać czas, a nie wymagać od brata, by każdego dnia poświęcał mu uwagę i ktoś powinien mu to wytłumaczyć. Mogłaby to zrobić matka, która zamiast zajmować się młodszym z synów i jego nachalnością w stosunku do Lennana, to ona zajmuje się w mediacje między starszym synem, a dziewczyną, z którą się całował. Dobrze, że go wysłuchała, super, że ma w niej oparcie, ale wpierdalać się między wódkę i zakąskę nie powinna.
Jak dla mnie postacie zachowują się logicznie, w sensie realnie, ale przy tym też głupio. Za bardzo nadopiekuńcza mamusia, co wszystko chce załatwić za syneczka, przez co Lennan nie jest mężczyzną, a ciągle jest takim chłopaczkiem, bo mamunia nie daje mu dorosnąć i samodzielnie załatwiać swoich dorosłych spraw, no i do tego dochodzi Aidan, z którym Lennan się bawi jakby sam był dzieckiem, bo przecież jest dzieckiem, no bo dorosnąć i być odpowiedzialnym za własne czyny mu nie dano.
Odniosłam wrażenie, że Lennan najchętniej zamiótłby to wszystko pod dywan i udawał, że nic się nie stało. Nie wiem, czego on się spodziewał po relacji z Brenną i po jej późniejszym zachowaniu. Bo moim zdaniem to normalne, że dziewczyna nie chciała z nim rozmawiać i dalej się spotykać. Mimo że ich sytuacja od początku była jasna i Lennan otwarcie powiedział, że jej nie kocha, to jednak robił jej nadzieję swoim zachowaniem. Na pewno łudziła się, że coś z tego będzie - mimo jego słów - a potem została stanowczo i ostatecznie odrzucona, więc poczuła złość. Lennan powinien był to przewidzieć, a ona - nie zgadzać się, by ta relacja wyglądała w taki sposób. Moim zdaniem oboje są winni, że teraz to wszystko wygląda tak, jak wygląda.
OdpowiedzUsuńPoza tym wydaje mi się, że ich relacja nigdy nie będzie prawdziwą przyjaźnią. Chyba, że Breena kogoś pozna i odkocha się w Lennanie. Bo jeśli nie to taka "urażona duma" może co jakiś czas wracać. Tym bardziej, jeśli Lennan kogoś pozna, zakocha się i Breena nie będzie już najważniejszą dziewczyną w jego życiu.
Wcześniej jakoś nie odczułam, że Aiden czuje się zaniedbywany. Wydawało mi się, że sporo czasu spędza z bratem i nie ma do niego żadnych żali. Dlatego odniosłam wrażenie, że ten fragment z rozmową pojawił się trochę za szybko, zanim jeszcze czytelnik zdołał dostrzec, że coś rzeczywiście w ich relacji się złego dzieje. Ale to tylko moje odczucie;)
Najbardziej ciekawi mnie, co takiego mama powiedziała Brennie. Mam nadzieję, że kiedyś wyjawisz nam tę tajemnicę :D
Pozdrawiam i oczywiście czekam na nowość! ;*
Problem, za problemem, ale wszystko wyszło na prostą.
OdpowiedzUsuńMyślałam, ze Brenna już nie da się namówić na spotkanie z Carry, ale widać dziewczyna przełamała opór i poszła do domu Lennana...
Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśnili i postawili pomiędzy sobą barierę... tak, aby ich relacje były przejrzyste. A co będzie dalej... zobaczymy.
Trochę mnie zdziwił fakt, że Brenna była zaskoczona tym, że Lennan mówił o wszystkim matce... jakby był szczeniakiem.
Dla mnie to jednak jest słodkie, że mężczyzna ma tak bliskie relacje z rodzicielką :)
A, i dobrze, że Lennan również ujarzmił swojego braciszka. Manipulacja udana... a do tego Aidan polubił Brennę. Widać dziewczyna również potrafi radzić sobie z dziećmi :)
Ach, jeszcze gdyby tak z Deirdre mu się ułożyło... Ale tutaj raczej nie pójdzie tak prosto, czeka go duże wyzwanie.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na dalszy ciąg :*
Jestem niesamowicie zaskoczona postawą Breeny w tym rozdziale. Chociaż wiem, że zapierałam się nogami i rękami przed tym, bym kiedykolwiek miała ją polubić... to po ostatnich wydarzeniach poczułam do niej cień sympatii. Naprawdę się nie spodziewałam, że zachowa się tak dojrzale i mądrze. Bardzo dobrze zrobiła, że nie przyjęła Lennana z otwartymi ramionami, tylko twardo zaznaczyła, że ją zranił - w końcu nie jest szmacianą lalką. Owszem, sama weszła w ten ich układ wiedząc, że chłopak nie odwzajemnia jej uczuć, ale nie potrafię jej winić za to, że po prostu miała nadzieję. Jestem niesłychanie ciekawa, o czym rozmawiała z matką chłopaka. Dziwnym trafem odpuściła, postanowiła utrzymywać z nim wyłącznie przyjacielskie kontakty... Czyżby Carry przekonała Breenę, że jej synowi trzeba dać więcej przestrzeni? A może wprost przeciwnie, uzmysłowiła jej, że te wszystkie zakusy są bezsensowne, bo Lennan jej nie pokocha, w każdym razie nie z przymusu? Bądź co bądź Carry jest niesamowitą kobietą; ja tam się cieszę, że wiedziała o wszystkim, bo jak widać dzięki jej interwencji być może relacje Lennana i Breeny ulegną poprawie, a na pewno będą zdrowsze.
OdpowiedzUsuńSam Lennan z kolei doprowadza mnie do szewskiej pasji. Najpierw poszedł do Breeny jakby nigdy nic - bo znudziło mu się czekanie na Deirdre (w ogóle, jaki on niedomyślny...) - a potem jeszcze się okazało, że kompletnie zaniedbał swojego młodszego braciszka. Serce mi się krajało, kiedy Aidan wyrzucał bratu brak zainteresowania i jego stałą nieobecność w domu. Obudź się, Lennanie! Te kobiety za bardzo zawróciły Ci w głowie. Owszem, miałeś sporo do roboty, ale rodzina powinna stać na tak samo wysokim miejscu, zwłaszcza że Aidan jest w Ciebie zapatrzony jak w obrazek. Mam nadzieję, że chłopczyk będzie mógł od teraz liczyć na swojego starszego brata - jest taki kochany!
Świetny rozdział, bardzo jestem ciekawa, jak to dalej ze wszystkim będzie... :D
Pozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Kiedy kolejny rozdzial?
OdpowiedzUsuń