Ze specjalną dedykacją dla anonimowego czytelnika, który pilnuje, bym regularnie tu publikowała ;))
Cahan
stała tuż przy drewnianym pomoście i miała ochotę krzyczeć ze złości. Członek
załogi jedynie bezradnie rozłożył ręce. Wyglądał na przerażonego furią lśniącą
w błękitnych oczach, ale dziewczyny kompletnie to nie obchodziło.
–
Co to znaczy, że nie pozwolił mi wejść na statek? Chyba sobie żartujecie!
Przecież wam za to płacę, a on nie ma prawa czegokolwiek mi zabraniać.
–
Ale to naprawdę nie moja wina. Tylko przekazuję, co powiedział… – Chłopak
cofnął się o krok jakby w obawie, że przebywanie w pobliżu Cahan może się dla
niego źle skończyć.
–
A kto mu daje prawo do wydawania rozkazów? O ile mi wiadomo nie jest kapitanem
ani żadnym jego pomocnikiem. On tylko wiosłuje! A czasami szoruje pokład. Czemu
się go słuchasz, skoro jesteście równi stanowiskiem?
Cahan
powstrzymywała się ostatkiem sił, by nie zacząć krzyczeć i to tak głośno, że
cała okolica by ją usłyszała. Już i tak przyciągnęła kilka ciekawskich spojrzeń
przechodniów. Wprawdzie w porcie przebywali przede wszystkim rybacy, a ich nie
interesowały plotki mieszczan, ale lepiej było nie ryzykować. Tymczasem chłopak
wyglądał na jeszcze bardziej przerażonego.
–
Uznałem, że skoro nie wpuszcza cię na statek, ma ku temu dobry powód. Zresztą
sam tak powiedział.
Ciekawe,
jaki to mógł być powód? Cahan zacisnęła pięści i krzyknęła wewnątrz siebie. To
nie przyniosło jednak takiej ulgi, jak zdzieranie gardła. Płaciła chłopcu
okrętowemu za milczenie, ostatnio nawet otrzymał dodatkową srebrną monetę.
Powinien odczuwać zadowolenie. Gdyby nie Cahan, byłby zdecydowanie uboższy.
–
Chyba sama najlepiej wiem, kiedy mogę z wami płynąć, a kiedy nie. Płacę, więc
wyganianie mnie stąd jest ogromnym błędem. A co na to kapitan? Jak zareagował,
kiedy jakiś nędzny pomocnik na statku poszedł do niego i oznajmił, że nie wolno
mi płynąć?
Po
wyrazie twarzy rozmawiającego z nią chłopaka, od razu wywnioskowała, że kapitan
pozostawał w stanie nieświadomości. Co prawda ten mężczyzna wcale nie był
prawdziwym kapitanem, a raczej handlarzem z własną załogą, ale Cahan lubiła
sobie wyobrażać, że bierze udział w rejsie z prawdziwego zdarzenia. Zresztą to
i tak nie zmieniało faktu, że handlarz był wyższy rangą nad innymi i to jego
powinni się słuchać, a nie jakiegoś chłopaka, który nawet się nie odzywał.
Cahan uśmiechnęła się krzywo. Jak w ogóle jej nieznośny towarzysz podróży
zdołał przekazać wszystko swojemu koledze? Czyżby jednak umiał wydobyć z siebie
głos?
–
O, idzie tu! – wykrzyknął z wyraźną ulgą chłopak, na którego dziewczyna zdążyła
już mocno nakrzyczeć i wskazał coś za jej plecami. Cahan odwróciła się we wskazanym kierunku i dostrzegła znajomą
twarz. Te same, zwyczajne oczy, zwyczajne włosy i umięśniona sylwetka. Tak, to
zdecydowanie był chłopiec okrętowy, który ostatnio uratował ją przed gwałtem. Wtedy
pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz słyszała, by się odezwał.
Jej
poprzedni rozmówca nagle zniknął. Najwyraźniej chciał jak najszybciej uciec, wyczuwając
ogromną złość Cahan. Za to chłopiec okrętowy spojrzał na nią bez strachu czy
jakiejkolwiek innej emocji. Wyglądał zupełnie obojętnie, jakby słona woda
wypłukała go z wszelkich uczuć.
–
Co to ma znaczyć? Czemu nie mogę z wami płynąć? I za kogo ty się masz, żeby mi
rozkazywać?
Spojrzał
na nią wymownie. Tym razem naprawdę nie musiał się odzywać, bo w jego oczach
znalazła wszystkie odpowiedzi. No tak, według niego była rozpieszczoną
dziewczyną, która dzięki srebru mogła zaspokajać wszelkie zachcianki. A ostatnio
przez swoją głupotę prawie dała się zgwałcić. Ale przecież to była tylko
jednorazowa lekkomyślność!
Tylko
czy aby na pewno…?
–
Opanuj się – warknęła. – Nie powinieneś tak jawnie okazywać pogardy komuś wyżej
urodzonemu. Poza tym nie wiem, czy pamiętasz, ale ci płacę. Przebywanie ze mną
zawsze niesie ze sobą wysokie wynagrodzenie, więc raczej nie powinieneś
zostawiać mnie na lądzie.
Wciąż
milczał. Cahan nie rozumiała, jak mogło mu nie zależeć na pieniądzach. I to nie
byle jakich pieniądzach, ale takich, na które musiałaby pracować wiele tygodni.
A najbardziej irytowało ją, że chłopak w ogóle się nie odzywał. Czy myślał, że
jest przez to lepszy? A może chciał ją wyprowadzić z równowagi? Jeśli tak, to
naprawdę był na dobrej drodze.
–
A ty jak zwykle rozmowny – parsknęła. – Nieważne. Po prostu płynę z wami. Nie
martw się, nie musisz mnie pilnować. Zresztą nawet ci nie pozwolę, po tym, co
zrobiłeś.
Odwróciła
się dumnie i ruszyła w stronę pomostu. Chciała jak najszybciej znaleźć się na
statku i wreszcie odbić od brzegu. Rozmowa, a właściwie jednostronne
wygłaszanie monologów, pogorszyło jej humor. Poza tym przebywanie w porcie zbyt
długo było dosyć ryzykowne. W każdej chwili ktoś mógł ją zobaczyć, a wtedy
rodzice dowiedzieliby się, że ich okłamała.
–
Szybko zapominasz.
Przystanęła, bardzo zdziwiona
słowami, które właśnie usłyszała. A właściwie nie samym ich sensem tylko
faktem, że w ogóle zostały wypowiedziane. A więc chłopak jednak postanowił się
odezwać… Utkwiła w nim spojrzenie błękitnych oczu.
–
O czym zapominam? Uwierz mi, pamięć mam dobrą. Będę na ciebie zła jeszcze przez
długi czas, więc trzymaj się ode mnie z daleka.
Zamierzała
odejść, ale coś w jego spojrzeniu ją powstrzymało. Zamiast tego stanęła ze
skrzyżowanymi rękami, czekając, aż znów się odezwie. Jego głos był niski i
przyjemny, bardzo wyrazisty. To chyba była w nim jedyna rzecz, której nie
uznała za wyblakłą czy pospolitą.
–
Zapominasz, co cię spotkało. Jakiś niżej urodzony chłopak prawie cię zgwałcił.
Powinnaś sama mieć tyle rozumu, żeby przynajmniej jakiś czas nie pływać. No i
zapomniałaś, że ci pomogłem i zamiast być mi wdzięczną, jeszcze krzyczysz.
–
Och, no to przepraszam bardzo, że nie kłaniam ci się do stóp. Podziękowałam już
za pomoc, pamiętasz? Nawet dostałeś dodatkowe srebro. A tego, co się tam
wydarzyło… takich rzeczy się nie zapomina. – Wzdrygnęła się. – Teraz będę ostrożna
i więcej nie popełnię tego samego błędu, więc nie masz powodów do obaw. Ale to
nie zmienia faktu, że nikt nie dał ci prawa, byś decydował o moim życiu.
Więcej
się nie odezwał. Pozwolił jej wejść na statek. Poczuła się, jakby odniosła małe
zwycięstwo, chociaż tak naprawdę nie wiedziała, co może oznaczać jego milczenie.
A może po prostu wykorzystał już swój
jednodniowy limit słów, pomyślała z przekąsem.
Rejs
rozpoczęła w okropnym humorze. Wszystko przez te problemy z wejściem na pokład.
Jakby nie wystarczyło, że pokłóciła się rano z siostrą. Razem z Kiarą powiedziały
rodzicom, że idą na noc do Deirdre, jednak nagle dziewczynie zaczęło to
przeszkadzać. Zamiast jak zwykle iść do przyjaciółki i udawać, że spędziła tam
noc wraz z siostrą, zaczęła powtarzać Cahan, że nie można okłamywać rodziców.
Tylko ciekawe, jak niby dziewczyna miała być z nimi szczera, skoro na pewno nie
pozwoliliby jej płynąć? Gdyby zapytała o zgodę, to nie dość, że by odmówili,
pilnowaliby jej potem na każdym kroku. Idealna pod każdym względem Kiara, która
wierzyła, że szczerość jest jedną z największych wartości, nie mogła tego
zrozumieć. Nic dziwnego, przecież jej życie zawsze było takie uporządkowane i
zgodne z zasadami. Marzenia Cahan kłóciły się natomiast z oczekiwaniami
rodziców. Dlatego właśnie po burzliwej kłótni wybiegła z pokoju, zostawiając
Kiarę samą. Pozostało jedynie mieć nadzieję, że siostra nie wyjawi prawdy
rodzicom.
Delikatne
kołysanie pokładu i szum fal nieco ją uspokoił. Stanęła tuż przy burcie. Tak
najbardziej lubiła podróżować. Widziała wszystko, co było przed nią i za nią,
wodę uderzającą o drewno i wtedy naprawdę czuła, że płynie, że poskromiła morze
i choć na chwilę zdołała uciec od nużącej codzienności. Przez chwilę nie
musiała spełniać oczekiwań rodziców, zachowywać się jak dama. Przebywała wśród
ludzi, którzy w pełni akceptowali jej naturę. Wcale nie dlatego, że łatwiej się
było z nimi porozumieć niż z osobami klasy pierwszej. Po uwielbiali jej srebro…
Chłopiec
okrętowy wciąż ją obserwował, chociaż zapewniła przecież, że może się zająć
własnymi sprawami. Cahan już od dziecka była samodzielna, nie to co siostra,
która wciąż oczekiwała, że ktoś będzie się nią opiekował i ratował z każdej
sytuacji. Najwidoczniej chłopak nie był w stanie tego zrozumieć. A może tylko
czekał, aż coś jeszcze się wydarzy, aż kolejny mieszkaniec sąsiedniej wyspy
zapragnie posunąć się za daleko. Wtedy mógłby otrzymać jeszcze więcej srebra…
Chociaż, to by było bez sensu, skoro z początku nie chciał wpuścić jej na
statek.
Zadrżała
pod wpływem jego spojrzenia. Przypomniała sobie o wszystkim, co ostatnio się
wydarzyło. Może była niezależna i czasem bardziej podobna do mężczyzny niż
kobiety, ale pewnych rzeczy się nie zapomina. Próba gwałtu nawet na Cahan
wywarła wrażenie i sprawiła, że dziewczyna przez kilka nocy spała niespokojnie.
Wciąż pamiętała spojrzenie tamtego młodzieńca, jego uśmiech wywołujący mdłości.
Nienawidziła się za własną głupotę. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co by
się stało, gdyby chłopca okrętowego zabrakło w pobliżu…
Ciekawe,
jak właściwie miał na imię. Nigdy się jej nie przedstawił. Nic w tym dziwnego,
był tylko członkiem załogi, a ona bogatą dziewczyną. Takie jak ona nie zwracały
uwagi na zwykłych pracowników. Tego dnia po raz pierwszy ze sobą rozmawiali.
Przedtem tylko raz słyszała jego głos, ale wtedy mówił szeptem. Takim
niebezpiecznym, wywołującym dreszcze szeptem, kiedy żądał od tamtego grajka,
żeby się odsunął.
– Hej! – krzyknęła do
jakiegoś chłopaka, który właśnie przechodził obok. Miał na sobie starą, podartą
koszulę i szmatę do szorowania pokładu. Możliwe, że pochodził z klasy trzeciej
albo z uboższej części klasy drugiej. Na widok Cahan zarumienił się i spuścił
wzrok.
– Mam pytanie. Jak on
się nazywa? – zapytała, wskazując na
młodzieńca, który wciąż na nią patrzył.
Przez
chwilę wydawało jej się, że chłopak w ogóle jej nie usłyszał. Jeszcze szerzej
otworzył oczy, jakby przestraszyło go, że się do niego odezwała. Czuła rosnącą
irytację, ale postanowiła cierpliwie poczekać. Najwyraźniej chłopak nie
wiedział, jak zachowywać się w obecności wysoko urodzonych kobiet. Musiał być
nowym członkiem załogi, bo Cahan nigdy wcześniej go nie widziała. Chyba, że po
prostu nie zwróciła na niego uwagi.
–
To Carney Murray…
Teraz
przynajmniej znała jego imię i nazwisko. Wreszcie nie musiała go nazywać w
myślach chłopcem okrętowym. Chociaż
może to wcale nie dobrze, że Carney wyróżniał się spośród pozostałych.
Resztę
podróży spędzili w ciszy. Cahan nie miała ochoty na pogawędki z kapitanem.
Widać było, że mężczyzna bardzo się starał umilić jej ten czas, ale ona robiła
wszystko, by zostać sama. Najwyraźniej ludzie nie rozumieli, że podróż stawała
się najcudowniejsza właśnie wtedy, kiedy jedynymi dźwiękami pozostawały szum
morza i skrzypienie lin. Wtedy wystarczyło zamknąć oczy i spędzić w ten sposób
wieczność.
Rodzice
od zawsze widzieli, że Cahan jest inna niż siostra. Może nie do końca chcieli
to dostrzegać i uparcie próbowali wierzyć, że dziewczyna z czasem stanie się
przykładną damą, ale jedna z bliźniaczek buntowała się już od wczesnego
dzieciństwa i lubiła zupełnie inne rzeczy niż większość dam klasy pierwszej.
Właściwie Cahan czuła, że jest powołana do życia w klasie średniej. Może kiedyś
los się pomylił, może urodziła się nie w tym miejscu, w którym powinna. A może
to była kara za coś, co kiedyś zrobiła albo co miała uczynić w przyszłości. Albo
kolejny dowód na to, że w idealnym świecie tylko pozory pozostawały idealne.
Kapitan
już tylko raz zakłócił jej spokój. Pewnie liczył na dodatkowe srebro w podzięce
za przyjemną podróż. Cahan nie czuła się jednak zobowiązana do płacenia za
rozmowę, której wcale nie żądała i która tak właściwie tylko ją irytowała. W
końcu statek przybił do portu. Wszyscy zaczęli opuszczać pokład. Z początku
Cahan zamierzała ruszyć za nimi, ale uświadomiła sobie, że nie może tego zrobić.
Paraliżowało ją wspomnienie niedawnych zdarzeń. Wolała pozostać w miejscu
pachnącym podróżą, morską solą i wspomnieniami wielu przebytych już rejsów.
Oznajmiła kapitanowi, że jeszcze posiedzi na pokładzie i zejdzie na ląd nieco
później. Mężczyzna wzruszył ramionami. Pewnie miał ją za rozpieszczoną
dziewczynę i może rzeczywiście taka była. Czasami gardziła postawą Kiary, a tak
naprawdę sama też rozwiązywała wszystko przy pomocy monet.
Wpatrywała
się w jeden punkt i czuła, że mogłaby w ten sposób spędzić całą wieczność. Nagle
jakaś deska skrzypnęła. Dziewczyna wiedziała, że statek ma swoją duszę i czasem
wydaje niespodziewane dźwięki, ale ostatnie przygody sprawiły, że wciąż
pozostawała czujna. Obróciła się z wahaniem.
Przed
nią stał chłopiec okrętowy. Przecież sam chciał się trzymać z daleka, pozbyć
się problemu raz na zawsze. Dlaczego więc teraz przyszedł, zamiast przebywać z
innymi w porcie? I czy przypadkiem nie miał pracy do wykonania?
–
Nie potrzebuję opieki – warknęła, piorunując go wzrokiem. Naprawdę wolała w tym
momencie pozostać sama. – Jak widzisz,
nigdzie się nie wybieram. Możesz się cieszyć. To wszystko przez ostatnie
zdarzenia. Nienawidzę siebie za swoją głupotę i naiwność. Przecież powinnam się
spodziewać, że coś takiego się wydarzy. Ale to przez to, że należę do klasy
pierwszej. Tam mężczyźni inaczej się zachowują. Nie krzyw się tak. Nie chodzi o
to, że uważam się przez to za lepszą. Po prostu mamy inne zwyczaje. Teraz
ciągle pamiętam o tym, co prawie się stało, śni mi się to po nocach i sprawia,
że nie potrafię się normalnie zachowywać. Nawet rejs nie cieszy mnie tak jak
zawsze. Jakby nie było mi mało kłopotów…
I
nim się spostrzegła, opowiedziała mu o wszystkim. O przygotowaniach Kiary do
ślubu, o Deirdre, Lennanie i ich miłości. Nawet o tym, że dziewczyna kazała
przytargać młodzieńcom harfę w sam środek lasu, o jej skomplikowanych relacjach
z Oisinem, o coraz bardziej skomplikowanym życiu. A potem pomyślała, jakie to
żałosne, że jedyną osobą, której może to powiedzieć jest ktoś, komu za to
płaci. Ale to już przemilczała.
Uświadomiła
sobie, że nie powinna używać imienia chłopaka. Przecież to był tylko ktoś, komu
płaciła, zwykły pracownik, nikt bliski. Jeśli miała go wciąż traktować w ten
sposób, musiał pozostać bezosobowy. Postarała się więc zatrzeć jego imię w
pamięci. Miała nadzieję, że zdoła to zrobić.
Wydobyła
z sakiewki srebrną monetę, wręczyła ją chłopcu okrętowemu i postawiła
pierwsze chwiejne kroki na kładce łączącej pokład z lądem. Nie można się
wiecznie chować. Trzeba wychodzić na spotkanie lękom, jeśli nie chce się
skończyć jak drżąca z byle powodów dama.
Ach, ta Cathlen. kiedyś bedzie wdzieczna Murrayowi,który ma bardzo amerykańskie i imię,i nazwisko,chyba za bardzo jak na takie opowiadanie. Aleeee...ale ponadto zaczynam go uwielbiać.jego milczenie jest wymowniejsze niz słowa i zmusza do zwierzeń,jak widac,nawet jak się jest na niego wściekłym. Aż żałuje,ze nie napisałaś,jak zareagował na to nagle wyżalanie siè Cathlen. Jestem pewna.ze dziewczynie nieco ulżyło. Ciekawe,czy tym razem tez szykujesz dla niej jakies nieprzyjemne przygody na ladzie,mam nadzieje,ze nie.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwoscia czekam na nowosc i zapraszam do mnie na świeżo dodany rozdział nr 22:) życzę rownież wesołych Świat :)
Imię tak samo jak wszystkie pozostałe jest staroceltyckim imieniem. Nigdy wcześniej się z nim nie spotkałam w żadnych filmach czy książkach, ale możliwe, że w teraz zyskuje na popularności, jak chociażby imię Deirdre, które teraz pojawia się coraz częściej. A nazwiska też szukałam staroangielskiego, może reaserch był niedokładny w takim razie.
UsuńChociaż póki co Carney raczej się nie odzywa, w jednym z kolejnych rozdziałów będzie się można nieco więcej dowiedzieć o jego oglądzie na całą tę sytuację. Na razie jednak niech pozostanie to tajemnicą.
Przepraszam, ze tak naskoczyłam na Ciebie w komentarzu pod poprzednim rozdziałem. Jestem osobą, która uważa, że jeżeli ktoś się do czegoś zobowiązuje, to wypadałoby obietnicy dotrzymać. Stąd wzięła się moja reakcja. W szczeglności, że zdarza się to notorycznie. Jednak dodany przez Ciebie rozdział całkowicie zadośćuczynił ten mały poślizg w opowiadaniu. Chciałabym się jakoś rozpisać, ponieważ dając nam coś od siebie, my również powinniśmy wyjść z inicjatywą ale każdy wie, że łatwo jest krytykować, natomiast chwalenie przychodzi z większą trudnością. Także nie mogę napisać nic innego jak to, że rozdział jest CUDOWNY. Jak zawsze czytanie przychodzi z ogromną łatwością, ponieważ twój styl pisania oraz kreatywność nie z pozostawiają wiele do życzenia. Oczywiście z ogromną niecierpliowością czekam na kolejny wpis. ;)
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej poczułam się zmotywowana do wstawienia kolejnego rozdziału, zresztą bardzo mnie ucieszyło, że ktoś aż tak bardzo może lubić to opowiadanie i aż do tego stopnia się niecierpliwić. Ostatnio jakoś coraz rzadziej zaglądam na bloga i tym samym często zapominam, że nadszedł moment, w którym powinnam wstawić kolejny rozdział. Postaram się poprawić, ale wolę niczego nie obiecywać, bo to dotrzymywanie słowa jakoś nie do końca mi wychodzi. Dziękuję za komentarz!
UsuńJedząc czytałem, tak więc mogę zostawić komentarz tutaj :)
OdpowiedzUsuńMuszę cię pochwalić za postacie, bo choć nadal utrzymywane są w tonie poprawności i tak by nie szokować jakąś kontrowersją, to nie są już kanciaste i każdy ma swoje JA. Co prawda nadal większości tych postaci nie rozumiem, ale... no dobra, powiem, na wstępie chciałbym wiedzieć czemu Breena zainteresowała się takim chłopakiem jak ten stolarz?
Do Cachan poczułem sympatię niemal od razu bo skojarzyła mi się z moją córką. Ja naprawdę gdy dowiedziałem się, że będę miał córkę, to widziałem ją w wyobraźni jako taką małą księżniczkę. Życie mocno zweryfikowało mocne wyobrażenie, bo mała jest chłopczycą i o wciśnięciu w sukienkę nie było mowy już od kiedy skończyła dwa latka.
Mimo tego, że darzę Cachan sympatią, to uważam, że ktoś momentami powinien nią mocno potrząsnąć, dla jej dobra i by wiedziała, że pieniędzmi nie kupi wszystkiego.
Kiarze życzę nieskromnie jakiegoś malutkiego dramatu.
Lennanowi męskości, bo brak mu jaj, gdy tak zasłaniał się za matulą. Ja rozumiem, że matka jest przyjacielem, że może chcieć pomóc, ale jako mężczyzna na pomoc tego typu nie powinien jej zezwolić. Ina sprawa, gdyby o niej nie wiedział i jego matula sama by poszła do czarnulki, ale wiedział i wolał się wysłużyć matką, niż samemu się okazać jakąś inicjatywą, czymś... czymkolwiek po prostu.
Ogólnie poczułem dziwny żal, że głównymi bohaterami opowiadania nie są bliźniaczki i ich partnerzy. Jakoś bardziej polubiłem je i tych dwóch panów, niż parę L&D (jak marka fajek LD... dopiero zauważyłem). Odnoszę wrażenie, że dwójka głównych bohaterów miała w życiu za mało problemów, dlatego wyszła na przeciw niemożliwemu, bo człowiek to jednak istota masochistyczna i lubi sobie ot czasu do czasu pocierpieć, choćby po to, by potem móc docenić szczęście. Oni więc, ponieważ w życiu jako tako im się układało, byli zmuszeni sami się o ten ból dopomnieć.
Trudno powiedzieć, czemu Breena zainteresowała się akurat Lennanem. Najpierw traktowała go tak jak wszystkich innych przelotnych znajomych, a potem jednak coś ją ruszyło. Patrząc na to z boku, można się zastanawiać, co ona w ogóle widzi w praktycznie dorosłym chłopaku, który wciąż za bardzo polega na matce. W tym przypadku dobrze sprawdza się stwierdzenie, że serce rozumu nie słucha.
UsuńCahan jest zbuntowana i krytycznie podchodzi do tego, jak zachowują się ci najwyżej urodzeni, z drugiej strony sama rozwiązuje wszystkie problemy pieniędzmi, więc właściwie różni się od swoich rodziców mniej, niżby chciała.
Lennan miał trochę więcej problemów niż Deirdre, bo zmarł mu ojciec, ma na głowie utrzymanie całej rodziny i jeszcze rozstał się z Laveną, jedynym problemem D. był póki co tak naprawdę tylko fakt, że nigdy się nie zakochała i będzie musiała wziąć ślub z przyjacielem, a nie z miłością swojego życia. Ale L i D sami sobie skomplikowali życie na własne życzenie, kontynuując tę znajomość, więc rzeczywiście może mają jakieś skłonności masochistyczne.
Obawiam się, że gdybym z Cahan zrobiła postać pierwszoplanową, stałaby się równie denerwująca co Deirdre i Lennan. Nie wiem, jak to możliwe, ale zawsze główni bohaterowie w moich opowiadaniach wychodzą jacyś tacy irytujący, nawet jak nie jest to zamierzone.
Dziękuję za miłe słowa!
Wtrącę się. Z punktu widzenia psychologicznego, mężczyźni, którzy za bardzo polegają na matce, są dla pewnego grona kobiet nawet bardziej interesujący. Powiedzenie, że tak jak przyszły mąż szanuje swoją matkę, tak samo będzie szanował swoją przyszłą żonę, nie wzięło się znikąd. Są jednak też kobiety, które taki typ mężczyzny skutecznie odstrasza, bo one chcą mieć faceta przez duże F, a nie maminsynka. Myślę, że Deirdre chciałaby mieć faceta, mężczyznę, a nie chłopca, ale ona jeszcze nie wie jaką on ma z matką relację, bo przecież co innego słowa, opowieści z ust jednej strony, a co innego zobaczenie takiego czegoś na własne oczy. Gdyby doszło do spotkania lub zamieszkania w domu Lennana, to mogłaby się czuć wykluczona ze wspólnego podejmowania decyzji, gdyż on ciągle by wszystko uzgadniał z matką, zamiast z żoną.
UsuńZgodzę się też trochę z tym, że jesteśmy istotami masochistycznymi. Lubimy problemy. Sama ostatnio uczestniczyłam w rozmowie tego typu, popartej życiem naokoło się toczącym, przykładami z literatury, nawet szukaliśmy badań, którymi można by to poprzeć. Rozmowa zaczęła się od tego, że doszliśmy do wniosku, że ludzie nawet pytając drugą osobę "co u ciebie?" doszukują się dramatu, dopytują o złe rzeczy. Kto z nas chwali się drobnostkami, taką codziennością, w chwili gdy pada takie pytanie? Niewielu. Zazwyczaj mówimy o ciężkiej pracy, niewyspaniu, budowie domu ale narzekając przy tym na fachowców, mówimy o wypadku ojca, utracie pracy przez matkę, problemach w szkole dzieci. Ludzie nie przekazują już sobie dobrych informacji, jakby wiedzieli, że ta druga strona nie szuka zdołowania, że u kogoś jest lepiej, tylko chce podniesienia na duchu w słyszeniu słów mówiących o tym, że u kogoś jest gorzej lub na równi źle, lub też źle, ale w nieco inny sposób.
Przepraszam za to masło maślane, jednocześnie informuję, że zaraz powrócę do komentowania, gdy tylko przygotuję sobie kawkę. Może ona pomoże mi jakoś zebrać myśli do kupy i poprawi moją koncentrację.
Cahan działa mi na nerwy. Mam chyba jakieś uczulenie na takie osoby, które myślą, że są pępkiem świata i wszystko mogą załatwić dzięki swoim pieniądzom. Odebrałam w tym rozdziale Cahan jako taką rozpieszczoną furiatkę, która tak naprawdę niewiele wie o życiu. Niby uważa, że powinna pochodzić z jakiejś niższej klasy, a moim zdaniem ona by się tam teraz w ogóle nie odnalazła. Lubi podróże na tym statku, bo to dla niej nowość, adrenalina, coś zakazanego. A gdyby miała to robić codziennie i pracować tam, zamiast podziwiać widoki to mogłoby jej się to bardzo szybko znudzić. Poza tym osoby z niższych klas nie mają tyle pieniędzy, żeby za wszystko ludziom płacić. Nie wierzę, że Cahan potrafiłaby zrezygnować ze swojego statusu społecznego i kasy rodziców. Za bardzo jest chyba uzależniona od płacenia ludziom na każdym kroku i za wszystko xD
OdpowiedzUsuńMimo to podziwiam, że nadałaś jej taki a nie inny charakter i wciąż się go trzymasz. Jest wyrazista i chociaż irytuje mnie czasem swoim zachowaniem to jest świetna jako postać;)
Intryguje mnie postać tego milczka. Niewiele mówił, ale nawet to milczenie było w jego wykonaniu bardzo wymowne ;)
Pozdrawiam!
O, chyba jesteś pierwszą, która nie lubi Cahan. W sumie w tym opowiadaniu ona i Breena to moje ulubione postaci, ale rozumiem, skąd ta niechęć. Rzeczywiście Cahan jest zbuntowana w dużym stopniu na pokaz, niby chciałaby pływać z załogą, ale z drugiej strony nigdy nie próbowała nawet pracować, za wszystko może zapłacić pieniędzmi rodziców i nie wzięła pod uwagę tego, że załoga statku po dopłynięciu do portu raczej nie chodzi po mieście i go nie zwiedza, tylko dalej pracuje.
UsuńCarney jeszcze pojawi się w kolejnych rozdziałach i nawet czasem się odezwie, więc będziesz mogła dowiedzieć się o nim trochę więcej.
Dziękuję za komentarz :))
Nie chodzi o to, że jej nie lubię. Po prostu denerwuje mnie jej zachowanie, bo uważam, że jest bardzo na pokaz. Ale to nie oznacza, że nie dazę jej żadną sympatią ;)
Usuńdarzę* ;D
Usuń