wtorek, 17 stycznia 2017

# Teorainn: Rozdział 28.

Muszę zniknąć z blogosfery na najbliższe 3 tygodnie, dlatego wrzucam rozdział 2 dni przed czasem. Akcja trochę ruszyła i teraz wszystko zacznie się bardziej komplikować. Już nie mogę się doczekać! Kolejny rozdział dodam 3 lutego, wtedy też zacznę nadrabiać zaległości u Was i odpowiem na komentarze pod ostatnimi rozdziałami. Akapity się trochę porozjeżdżały, ale poprawię je jakoś w wolnej chwili.
           
            Widział się z Deirdre pierwszy raz od tamtego zdarzenia. Pierwszy raz, odkąd zagrała dla niego na harfie. Pierwszy raz, odkąd w jego głowie pojawiło się tak wiele pytań, na które nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Pierwszy raz, odkąd zaczął się i zastanawiać, czy to przez niego Deirdre chodziła taka roztrzęsiona.
            Teraz stała przed nim w jednej ze swoich zwiewnych sukienek. Jak zwykle wyglądała niczym królowa lasu albo rusałka, która właśnie wyszła z wody. Lennan sam nie wiedział, czy to przez to ubranie, czy przepaskę na włosach. A może przez bose stopy albo łuk przewieszony przez ramię? Tym razem dziewczyna zaplotła włosy w luźny warkocz. W ten sposób odsłoniła ramiona, co z jakiegoś powodu bardzo się Lennanowi spodobało. Nigdy wcześniej tak bardzo nie zachwycał się czyimiś obojczykami. Ale to pewnie dlatego, że Deirdre była piękna.
            Dzięki temu, że ją zobaczył, kiedy już stracił nadzieję na ponowne spotkanie, zapomniał o wszystkich swoich zmartwieniach. Przychodził codziennie w to samo miejsce, na ich polanę, ale dziewczyna się nie zjawiała. Zazwyczaj wykorzystywał wtedy wolny czas na myślenie o niejasnych relacjach z Breeną czy zaniedbanym przez niego Aidanie. Teraz nie miało to żadnego znaczenia. Na widok Deirdre poczuł jakąś niesamowitą ulgę i nagle dotarło do niego, że do tej pory chodził zmartwiony całymi dniami.
            – Jesteś smutna – stwierdził.
            Pokiwała głową.
            – Uprzedzałeś mnie, że moje imię uosabia nieszczęście. Może to przeznaczenie. Może rodzice nieświadomie zdecydowali o tym, jaką będę osobą, kiedy nazwali mnie Deirdre.
            – Nie sądzę, żeby imiona miały jakieś szczególne znaczenie. W przeciwnym razie byłbym czyimś ukochanym, prawda?
            Milczała. To milczenie bardzo go niepokoiło. Usiadła na ziemi i zaczęła uważnie oglądać jakieś pojedyncze źdźbło trawy, jakby kryło się w nim coś niezwykle interesującego. Po chwili dotarło do niego, że w ten sposób uciekała przed jego spojrzeniem.
            Już nie polowała. Zauważył to jakiś czas temu. Sukni nigdy nie zdobiła krew ani plamy pojawiające się na skutek gonitwy za zwierzyną. Łuku nawet nie musiała czyścić, bo po prostu go nie używała, a strzał w kołczanie nie ubywało. Lennan zastanawiał się, po co w takim razie ciągle nosiła ze sobą łowiecki ekwipunek.
            – Czasami nie zdajemy sobie sprawy z pewnych rzeczy – odezwała się po chwili milczenia, nadal wpatrzona w źdźbło.
            Tym razem on milczał. Te słowa były nieco filozoficzne, ale jednocześnie niezwykle uniwersalne. Coś takiego można by powiedzieć niemal w każdej sytuacji.
            – Nie czasami. Zawsze. Nie da się wiedzieć wszystkiego – zdecydował się na równie uniwersalną odpowiedź. Czuł, że ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Cokolwiek się ostatnio wydarzyło, zepsuło więź łączącą go z Deirdre.
            Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na niego dużymi zielonymi oczami. Dostrzegł w nich ten sam smutek, który miała wymalowany na twarzy. Obudził się w nim nagły instynkt, chęć przytulenia przyjaciółki, pozwolenia, by skryła się w jego ramionach. Z jakiegoś powodu nabrał pewności, że to wszystko by naprawiło.
            I wtedy nagle coś do niego dotarło. Już nie myślał o Lavenie. Naprawdę o niej nie myślał. Może czasem przewinęła się gdzieś w jego wspomnieniach, ale wcale za nią nie tęsknił. Serce zapomniało, jak to było ją kochać i jak to było cierpieć po jej stracie. Wyleczył się z tej miłości i ze złamanego serca. Jakimś cudem mu się to udało.
            A może to nie był cud. Może to po prostu znajomość z pewną osobą. To wszystko dzięki Deirdre. Przyjaźnili się już od jakiegoś czasu i dobrze się im rozmawiało, chociaż pochodzili z dwóch różnych światów. Ona pokazała mu, że po stracie bliskiej osoby istnieje dalsze życie.
            I wcale nie miał ochoty objąć jej jak przyjaciel. Nie, chciał ją przytulić jak osobę, na której bardzo mu zależy. Chciał jej wyszeptać do ucha, że wszystko będzie dobrze, chciał odgarnąć kosmyk z jej oczu, a potem ją pocałować.
            Chyba się zakochał. Właściwie nie chyba. Zakochał się na pewno. W tej tajemniczej, smutnej dziewczynie, która w środku lasu zagrała dla niego na harfie najcudowniejszą na świecie melodię. To dlatego tak często o niej myślał, to dlatego tak się o nią martwił. I przede wszystkim dlatego czuł, że nigdy nie mógłby poślubić Breeny, obojętnie jak miłą i ładną była dziewczyną. Teraz rozumiał, czemu widok Laveny przestał na nim robić jakiekolwiek wrażenie. No i czemu zareagował bardzo gwałtownie na widok odsłoniętych ramion Deirdre.
            – Co się stało? – zapytała. Nadal uważnie mu się przypatrywała swoimi zielonymi oczami. Te oczy były takie piękne! Od zawsze, ale teraz, kiedy zrozumiał swoje uczucia, widział je w zupełnie inny sposób.
            – Nie za bardzo wiem, jak ci to powiedzieć…
            – Ja tym bardziej – wzruszyła ramionami. Wyglądała na zrezygnowaną. W tej chwili jedyne, czego pragnął, to by wreszcie się uśmiechnęła.
            Do tej pory wyznawał miłość tylko jednej kobiecie. Był pewny, że okaże się ona jego pierwszą i ostatnią. Ale Lavena odeszła, pozostawiając po sobie pustkę. Uparcie powtarzał, że stracił miłość swojego życia. Był taki głupi! Czuł, że dla Deirdre mógłby zrobić wszystko. Mógłby nawet za nią zginąć, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie powiedziałby co prawda, że ta miłość była silniejsza. Bo czy istnieje coś takiego jak miłość słabsza i mocniejsza? Możliwe, że Lavenę kochał tak samo mocno. Miłość do Deirdre miała jednak tę przewagę, że trwała w tej chwili, podczas gdy miłość do Laveny zmieniła się w nieuchwytne wspomnienie.
            – Tylko nie uciekaj, kiedy coś ci powiem. Ostatnio dosyć często to robisz.
            – Wiem. Przepraszam. Mam trochę trudny okres w swoim życiu.
            – Mogłabyś po prostu ze mną porozmawiać. Nawet nie wiesz, jak często spędzałem tu całe dnie, licząc, że się pojawisz. Ciągle uciekasz, a niby jesteś taka odważna. I niby się przyjaźnimy.
            – Naprawdę się przyjaźnimy. I nigdy nie twierdziłam, że jestem odważna. Po prostu takie sprawiam wrażenie. Ale możemy porozmawiać o tym później. Miałeś mi coś powiedzieć. Nie ucieknę, obiecuję.
            – Kocham cię.
            Wyznał to szybko, jakby musiał wypełnić przykry obowiązek, pozbyć się jakiegoś ciężaru. Nie mógł za długo się zastanawiać, bo wtedy zacząłby mieć wątpliwości. Wymówił dwa słowa błyskawicznie, zanim się zawahał. Teraz nie było już odwrotu.
            Deirdre głośno wypuściła powietrze. Otworzyła swoje oczy jeszcze szerzej, chociaż Lennan nie przypuszczał, że to w ogóle możliwe.
            – Co powiedziałeś?
            – Nie każ mi powtarzać. Wiem, że to nie jest najlepsze wyznanie miłości. Chyba powinienem wspomnieć, że jesteś dla mnie całym światem albo że ciągle o tobie myślę, ale nie chciałem robić zbyt długich wstępów. Wtedy na pewno straciłbym odwagę. – Nie zabrzmiało to dobrze. Ale z jakiegoś powodu Deirdre nie ruszyła się z miejsca.
            – A co z Laveną, miłością twojego życia?
            – Ona była pierwszą miłością, ale nie ostatnią.
            To zabrzmiało już trochę lepiej, chociaż Lennan nie sądził, żeby to cokolwiek zmieniło. Obojętnie, w jaki sposób wyznawał miłość Deirdre, miał się spotkać z odrzuceniem. Właściwie nie był do końca pewny, po co w ogóle się odzywał. Chyba tylko po to, żeby trochę pocierpieć, kiedy dziewczyna da mu do zrozumienia, że nie ma na co liczyć. Najwyraźniej lubił sam skazywać się na cierpienia, a potem rozpamiętywać kolejne niespełnione miłości.
            Zawsze mogła też odwrócić się i uciec, ale tym razem siedziała na trawie tak, jak obiecała. Właściwie wcale by się nie obraził, gdyby odeszła. Tak byłoby łatwiej, chociaż pewnie już zawsze by za nią tęsknił.
            – Nie mogę w to uwierzyć…
            – Wiem, to miała być niezobowiązująca znajomość dwojga ludzi ciekawych drugiej strony. Mieliśmy się czuć bezpiecznie, bo wszystko, co sobie mówiliśmy i tak nie miało znaczenia w innych światach. Mogłem ci opowiadać o Mór, bo nikogo w Ádh to nie interesowało. Mogliśmy się sobie zwierzać ze słabości czy problemów, a czasami razem się pośmiać. Nie wiedziałem, że to doprowadzi do czegoś poważniejszego. Nie tak planowaliśmy, ale stało się.
            – Nie szkodzi.
            – Nie szkodzi? Obawiam się, Deirdre, że to nie takie proste. Wiesz, jak wygląda twoja znajomość z Oisinem. Z nami pewnie będzie podobnie.
            – Nie – zaprzeczyła z zadziwiającym uporem. – Też cię kocham, Lennanie.
            Przez chwilę miał ochotę się z nią wykłócać, wytłumaczyć, że nie mogą wciąż udawać przyjaciół, że on nie będzie potrafił. Dopiero potem dotarło do niego, co powiedziała.
            I wtedy zaczęła mówić cicho i spokojnie. Wyjaśniła, czemu się tak zachowywała, skąd wziął się jej smutek, po co przyniosła harfę do lasu, dlaczego dla niego grała i jaki sens krył się w tej cudownej melodii. Nagle wszystko stało się jasne i chociaż Lennan czuł wyrzuty sumienia, bo to przez niego Deirdre do tej pory cierpiała, od szczęścia aż zakręciło się mu w głowie.
            – To chyba najcudowniejsze, co mogłem usłyszeć – uśmiechnął się szeroko. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był taki szczęśliwy
            Przyłożył rękę do Teorainn Diamond. Deirdre zrobiła to samo. Czuł niezwykłą energię przepływającą między ich palcami, nawet jeśli tak naprawdę ich ciała były oddzielone. Kiedy czasami wybierali się na spacery, te dziwne dreszcze również im towarzyszyły. Do tej pory ich nie rozumiał. Teraz wszystko było aż nazbyt oczywiste.
            Deirdre wpatrywała się w ich dłonie, a uśmiech, który gościł na jej twarzy, był najcudowniejszą rzeczą, jaką Lennan mógłby ujrzeć. Dobrze było widzieć ukochaną wolną od smutku, który do tej pory ją przytłaczał.
            – I co teraz będzie, Lennanie? – zapytała. Zaskakujące, jaka przemiana się w niej dokonała. Już nie była roztrzęsioną, zagubioną dziewczyną, ale pewną siebie, szczęśliwą kobietą.

            – Teraz? Teraz wreszcie będziemy żyć w idealnym świecie – odpowiedział jej szerokim uśmiechem.

19 komentarzy:

  1. Po przeczytaniu tego rozdziału czuję trochę... zagubienie. Na samym początku myślałam, że to wszystko to tylko jakiś sen Lennana albo Deirdre i po skończeniu rozdziału nadal mam takie myśli. A to dlatego, że ta część wydała mi się kompletnie oderwana od poprzednich. Nie było nic na temat tego, że Deirdre zmienia zdanie i jednak chce ponownie spotkać się z Lennanem i gdy nagle zaczęła z nim rozmawiać, to pomyślałam, że coś tu nie gra :D Zaskakujący był dla mnie też ten fragment, w którym Lennan nagle uświadamia sobie, że kocha D. Powiem szczerze, że to mnie nie przekonało. Nie czuję tego, że nagle, gdy na nią spojrzał, uświadomił sobie, że ją kocha i nagle poczuł, że musi to wyznać. Podobały mi się opisy i w sposób jaki przedstawiłaś ich nieśmiałość i zmieszanie, ale przebieg wydarzeń jest dla mnie lekko nie zrozumiały. Taki trochę wyrwany z kontekstu. Chyba dlatego nie mogę pozbyć się wrażenia, że to tylko sen Lennana (który może mu coś uświadomić) albo Deirdre (będący efektem jej ciągłych rozmyślań).
    Z tego względu czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, żeby się dowiedzieć, co tu jest grane ;D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sen to nie był, po prostu Lennan jest taki trochę oderwany od rzeczywistości i nie zdawał sobie długi czas sprawy, czemu ciągle tyle myśli o Deirdre i dopiero przy tym spotkaniu sobie nagle wszystko uświadomił. Pewnie trochę to wyszło nienaturalnie, z drugiej strony Lennan był do niedawna cały czas zajęty roztkliwianiem się nad złamanym przez Lavenę sercem. Dopiero po dłuższej rozłące z Deirdre uświadomił sobie, że naprawdę się za nią stęsknił i że Lavena już nie jest dla niego ważna. Pewnie gdyby regularnie się widywali, uświadomienie sobie własnych uczuć mogłoby mu zająć więcej czasu.

      A na wyznawanie miłości zebrało mu się, bo on ma trochę skłonności masochistyczne i myślał, że D. powie mu, że nic z tego, on uzna, że w takim razie nie będą się widywać i szybko się z tej miłości wyleczy. Tak w ramach dalszego unieszczęśliwiania się na własne życzenie.

      To był rozdział z perspektywy Lennana, więc o tym, czemu Deirdre nagle znów przyszła na spotkanie i jak jej matka zareagowała na ten bunt na przyjęciu będzie w kolejnym rozdziale opisanym z perspektywy D. Spokojnie, nie zostawię tych kwestii bez wyjaśnienia :))

      Usuń
    2. Po przemyśleniu sprawy jednak przerobię ten rozdział na sen, bo rzeczywiście jest trochę oderwany od rzeczywistości i taki za bardzo bajkowy i "nieżyciowy". Dziękuję za radę!

      Usuń
  2. Jesli to byłby sen, uważałabym ten rozdział za jeden z najlepszych. Ale z powyższych komentarzy wnoszę, ze niestety to rzeczywistośc. I niestety nie do konca mnie to przekonuje.
    Po pierwsze, zabrakło takiego rzeczywistego wstępu do tego spotkania. Po drugie nie przekonuje mnie to nagle uświadomienie sobie uczuc przez Leanna. O wiele lepiej byłoby, gdyby doszedł do wniosku,ze juz nie mysli o swojej poprzedniej miłości, ze juz jej nie przeżywa (ten opis wyszedł Ci dobrze, przekonująco), a dopiero za jakis czas zrozumiał, w kim sie zakochał. A nawet jesli... to nie wierze, ze powiedziałby o tym Deirde od razu po uświadomieniu sobie uczuć i to od razu na pierwszym spotkaniu po tak długim czasie. On ma masochistyczne skłonności, z t sie zgodzę, ale w tym momencie w przemyśleniach był radosny, nie smutny-stad mnie to nie przekonuje. No i samo zakonczenie-to, ze powiedział, ze świat bedzie idealny:to sprawiło,ze byłam przekonana,ze to sen; No bo jak mogli byc zadowoleni z obecności bariery, ktora ich dzieli, jak próbowali przed chwila złapać sie za ręce. Samo wyznanie uczuc mi się podobało, wzruszyłam sie i pasowało do nich; po prostu w rzeczywistości dla mnie to za szybko, w złych okolicznościach. Jesli jednak zrobisz z tego sen, bo i sam sposob opisu jest taki magiczny, mam wrażenie, to bede zachwycona :p
    Zapraszam na nowosc na Niezależności po przerwie i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przeczytaniu Twojego komentarz i komentarza Rudej i spojrzenia na ten rozdział z dystansu dochodzę do wniosku, że macie rację. Trochę mi coś zgrzytało w tym rozdziale od początku, ale nie wiedziałam co z tym zrobić, a pomysł ze snem wiele rozwiąże. Tylko teraz muszę dopisać dodatkowy rozdział (albo nawet dwa), żeby wszystko się zgrało w jakąś sensowną całość. Z drugiej strony na pewno wyjdzie to tej historii na dobre, poza tym stęskniłam się za pisaniem "Teorainn", więc miło będzie wrócić do wszystkich tych bohaterów i jeszcze trochę w ich życiu namieszać.

      A co do bariery - póki co nikt nie próbował jej pokonać, a oni wierzą, że są w stanie to zrobić, więc bariera nie będzie dla nich aż taką przeszkodą. Z drugiej strony Lennan zapomniał o wszystkich innych kwestiach, które ich dzielą. Ale to już inna sprawa.

      Dziękuję za komentarz, na pewno Twoje rady wyjdą na korzyść tej historii ;)) a na Niezależność może jednak wpadnę szybciej niż za te trzy tygodnie, ale wolę nic nie obiecywać ;p

      Usuń
    2. Mysle, ze podjelas dobra decyzje :p a jak to jeszcze troche zamiesza, to czemu nie :p
      Mnie chyba na ich miejscu najbardziej denerwowała kwestia bariery w tej chwili, bo z tego, co wiedzą, to bie mozna jej przejść :p kwestia "społeczna" przejmowałabym się dopiero po ;)

      Usuń
  3. Ja bym się aż tak nie czepiał jak moje poprzedniczki. Nie musiał to być sen. Od początku raz pisałaś z perspektywy jednej strony, a raz z drugiej i nigdy nie było to problemem. L nie mógł wiedzieć czemu D zdecydowała się przyjść pod granicę. Mógł wiedzieć jedynie czemu on się na ten krok zdecydował.
    Przeszkadza mi natomiast ich radość bez powodu. Nie mogą się dotknąć, przytulić, pocałować. Seks też jest ważny i pociąg fizyczny, zwłaszcza u mężczyzn, istniał od zawsze. Nawet panicze chadzają do burdeli a nawet jeśli nie, to myślą, myślą... powiedzmy, że jest to myślenie, ale mam na myśli odczuwanie pewną częścią ciała. Przez to że chłopak zachwyca się obojczykiem, łopatkami, a nie myśli o tym jak wygląda pannica między nogami, sprawiasz, że jego postać staje się, dla mnie przynajmniej, mało rzeczywista, taka dziecięca, niedorosła, a to przecież dorosły, płodny facet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie bym się tak nie sugerowała opinią Rudej i Condawiramurs, gdyby nie to, że od początku nie do końca byłam zadowolona ze sposobu, w jaki Lennan uświadomił sobie swoje uczucia. A tak mogę to zmienić i to zdecydowanie na lepsze, a ostatecznie to będzie tylko jeden czy dwa rozdziały więcej, więc dużej różnicy nie zrobi.

      Ta radość jest chwilowa. Też uważam, że dotyk w związku jest niezwykle ważny, więc to tylko przejściowy zachwyt. W końcu żadne nie spodziewało się, że to drugie odwzajemni uczucie, więc na razie zachłysnęli się samą tą świadomością. Ale praktycznie do razu będą próbowali przekroczyć Teorainn, więc ich słowa nie do końca są zgodne z rzeczywistością.
      Jak dla mnie pod Lennan może być niemęski pod wieloma względami, ale jego znajomość z Breeną pokazuje, że jednak nie myśli tylko głową. Ale jeśli naprawdę pierwsze, co robi zakochany chłopak, to wyobraża sobie dziewczynę "między nogami", zamiast zachwycać się jej twarzą czy figurą, no to cóż... chyba w takim razie mam za dobre zdanie o mężczyznach.
      Dziękuję za komentarz

      Usuń
    2. U ciebie L i D zakochali się dokładnie w taki sam sposób, podobnie to odczuwają. W życiu już tak nie ma. Faceci kochają inaczej i być może masz o nas za dobre zdanie. To nie jest tak, że od razu wyobrażamy sobie jak to by było między udami pięknej kobiety, ale nie ma co ukrywać, że nastolatkowie masturbują się z myślą o nauczycielce, koleżance z klasy, czy właśnie tej kobiecie, którą poznali i pokochali. Prawimy słodkie słówka o twarzy i oczach, a marzymy, by zobaczyć taką z wypiętą pupą, dlatego po schodach nie idziemy nigdy pierwsi (a przynajmniej tego unikamy).

      Usuń
    3. Tu bym się, Darku, kłócił. Są mężczyźni bardziej romantyczni i tacy, którzy do seksu potrzebują uczucia - większego lub mniejszego, ale trzeba im czegoś, nie mają popędu na jakąś panią, tylko dlatego że jest ładna, zgrabna.
      Zgodzę się jednak, że my odczuwamy miłość inaczej. Nawet gdy opowiadamy przyjacielowi coś pod hasłem "chyba się zakochałem", to brzmi to inaczej niż opowieści kobiet. Natomiast to co teraz odczuwał Lennan jest bardzo podobne do tego co odczuwała kilka rozdziałów wcześniej Deirdre. Niby postacie są inne, ale wszystkie u ciebie czują podobnie, mają różne podejścia do wielu spraw, a jak przychodzi co do czego, to niewiele pod kątem myślenia ich różni (tu mówię o postaciach głównie pań, czyli także o buntowniczce, Jo, bliźniaczkach, Deirdre).

      Usuń
  4. Kiedy przeczytałem cytat o dotykaniu słowem, to po samym teście spodziewałem się czegoś innego. Nie było to nic więcej ani nic mniej. Po prostu moje wyobrażenie było bardzo dalekie od twojego pomysłu i tego jak ty to poprowadziłaś. Jeśli mam być szczery to spodziewałem się czegoś doroślejszego, może nie stricte erotycznego, ale jednak z przesłankami uciech cielesnych.
    Czytałem każdy kolejny rozdział czekając na jakąś akcję, na to by zaczęło się coś dziać i by to dzianie się trwało jakiś czas. Sądziłem, że takim czymś będzie gwałt na buntowniczce, być może zmuszenie ją do poślubienia kogoś, by ukryć ciążę, w którą mogłaby zajść. Jednak pojawił się wybawiciel, więc to co mogło być ciekawe zostało ucięte w zarodku.
    Takie ucinanie w zarodku zdarzyło ci się kilkakrotnie i zawsze, gdy ja liczyłem na to, że w końcu coś będzie się dziać, ty przerywałaś i wracałaś do chodzenia pod granice, robienia mebli, rozmów tu z dziewczynami, tam z matką i brunetką.
    Mocno skoncentrowałaś się na uczuciach bohaterów i gładkim przedstawieniu ich relacji z innymi, bez pozostawienia miejsca na drugie dno. Nawet w tych relacjach jest coś nierzeczywistego. Tutaj matka, która zawsze kocha, wspiera, nie okazuje złych nastrojów, a z drugiej strony matka co ciągle jest niezadowolona, dąży do perfekcji i sama zdaje się już być tym zmęczona, jednocześnie to kocha, więc wymusza, by i córka to pokochała. Zrobiłaś granicę, która oddziela dobro od zła, biel od czerni. Z doświadczenia wiem, że relacje z dzieckiem nie są jednolite i wszystko jest zależne od wielu czynników. Niby mamy jakiś charakter, jakieś podejście, jesteśmy tacy sami, a jednak zmienni, bo oddziałuje na nas pogoda, samopoczucie, atmosfera w pracy, sprzeczka z kimś.
    Tutaj jest bardzo dużo wałkowania tego samego tematu, a akcja zupełnie się nie posuwa do przodu i to sprawia, że przy większości rozdziałów miałem poczucie jakby były opisowe (te z wprowadzających lub przerywających coś). Być może ja się nie znam, ale jak na mój gust powiewa nudą, bo ty z akcji robisz przerywniki opisów, zamiast z opisów robić przerywniki akcji. Wygląda to trochę tak, jakby było pięć rozdziałów opisowych, jeden akcji, z osiem opisowych, jeden akcji. Moim zdaniem to nie są odpowiednio dobrane proporcje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do dorosłości jeszcze jednak trochę mi brakuje (w końcu dorosłość wcale nie jest tożsama z pełnoletnością), więc nawet się nie dziwię, że to co piszę może się komuś wydawać niedojrzałe. Zazwyczaj koncentruję się na uczuciach bohaterów, więc jeśli lubisz, kiedy akcja mknie do przodu, to na pewno byłeś rozczarowany, choć nie zgodzę się co do braku drugiego dna. Wydaje mi się, że może prócz matki Lennana nikt w tym opowiadaniu nie jest idealny, ma zarówno wady i zalety. Blair też bym nie postrzegała jako kobiety bezwzględnie złej, bo kocha córkę i chce dla niej jak najlepiej, a to, że jest chłodna i za wszelką cenę usiłuje podporządkować sobie całą rodzinę, to już inna kwestia. Deirdre też ją kocha mimo wszystko, choć trudno im się porozumieć, więc nie powiedziałabym, że to sztuczna relacja. Zgodzę się za to, że Lennan z matką może mieć zbyt dobry, idealny właściwie kontakt.Gdybym teraz pisała to opowiadanie, pewnie poprowadziłabym fabułę inaczej, D i L szybciej by się w sobie zakochali i szybciej dostrzegli by trudności związane z barierą, przez co pewnie więcej by się działo. Z drugiej strony skoro zdecydowałam się rozpocząć opowiadanie od momentu, w którym tych dwoje widzi się po raz pierwszy, zbyt szybkie zakochanie byłoby bardzo nierealne.
      Będę pamiętać o Twoich uwagach przy pisaniu kolejnych opowiadań. Bardzo dziękuję za komentarz i poświęcony czas, bo w końcu 28 rozdziałów to naprawdę dużo czytania.

      Usuń
    2. Ja nie tylko to opowiadanie przeczytałem, ale o reszcie nie wiem czy mogę się wypowiedzieć. Chyba wolę nie, bo nawet nie przeczytałem ich dużej ilości, szybko odpadłem. Przy tym jedynie coś mnie zatrzymało i tak liczyłem na coś więcej niż takie babskie ględzenie, a tu tego ględzenia był nadmiar. Wyczuwam w twoich powieściach nieco przerostu formy nad treść. Masz pomysł, jest jakiś punkt zaczepiania, a potem tylko opisy, tylko uczucia, a wydarzeń naprawdę niewiele, a to one dawałyby Ci prawdziwe pole do popisu, bo wtedy dopiero mogłabyś rozprawiać o uczuciach, opisywać stany emocjonalne i wtedy to by było takie "wow!", a nie "znowu to samo".
      Mnie nie chodziło o to, by szybko się zakochali. Mogli się zakochiwać powoli, w takim tempie jak teraz. Nikt jednak nie żyje samą miłością i cały nasz świat nie skraca się do kochania jednej osoby w chwili gdy ją poznajemy. Brakuje mi tutaj ciekawych wątków pobocznych. Skoro chciałaś łączyć ich w sposób mozolny, taki uczuciowy, to tu pole do popisu mogły mieć inne postacie, ich relacje z głównymi bohaterami, nawet ten mały chłopiec, który tutaj po prostu jest urokliwym dzieciaczkiem i nikim więcej, a mógł być kimś więcej, lepiej się zapisać w mojej pamięci, gdyby jakieś wydarzenie z nim związane, jakiś konkret, miał miejsce.

      Usuń
    3. W takim razie cieszę się, że akurat przy "Teorainn" coś zatrzymało Cię na dłużej, bo to opowiadanie pisałam w zeszłym roku, pozostałe kilka lat temu, więc przynajmniej widać jakiś progres :))
      Co do zdarzeń masz rację, mogło by być ich znacznie więcej, za bardzo się skupiam na uczuciach i opisach. Będę na to zwracać uwagę przy kolejnych opowiadaniach, żeby było więcej akcji, a mniej przegadanych rozdziałów. Mogłam nieco bardziej skomplikować życie głównym bohaterom, żeby poza samym istnieniem granicy mieli jeszcze jakieś inne zmartwienia, bo właściwie każde z nich ma na swój sposób idealny świat, a przez to są mocno oderwani od rzeczywistości i czasem nierealni. Gdybym chciała to zmienić, pewnie musiałabym napisać wszystko praktycznie od nowa, ale będę pamiętać o tych uwagach i wykorzystam je w przyszłości.

      Usuń
  5. Hej ;)
    Nadrobiłam sobie u Ciebie zaległości, więc przybywam w końcu z komentarzem. Wybacz, że tak późno, ale powrót do blogowania stał się o wiele trudniejszy, niż sobie to wyobraziłam.
    Po pierwsze, fajnie, że przedstawiłaś nam rozdział, w którym pokazałaś uczucia Brenny - mieliśmy okazję poznać dziewczynę i dowiedzieć o jej uczuciach do Lennana.
    Po drugie, Cohan chyba jest naprawdę lekkomyślną osobą, skoro znów wybrała się w podróż, mimo że poprzednio o mały włos nie została zgwałcona, gdyby nie interwencja chłopaka okrętowego. Ale zostanie na statku przez chwile dotarło do niej, że strach jednak pozostał. I fanie, że w końcu poznaliśmy imię chłopaka okręgowego, choć widać Cohen i tak nie zamierza zwracać się mu po imieniu... Choć przypuszczam, że długo tak nie pociągnie...

    No i w końcu, Deirdre i Lennan.
    W końcu oboje doważyli się powiedzieć, co do siebie czują. Dziewczyna aż cierpiała z powodu tego, że się zakochała. Choć nie do końca rozumiem, że Lennan w jednej chwili zrozumiał, że ją kocha... gdzieś zabrało mi jakieś fragmentu, gdzie sobie to uświadamia, a potem ją spotyka, by jej to powiedzieć...
    No, może zbyt panikuje... zresztą, mężczyźni są trudni - oni swoje uczucia odrywają później i później mówią wszystko na odczepne... bo powiedzmy sobie szczerze, to nie film romantyczny... :):)

    Pozdrawiam serdecznie :*


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ostatnio mam takie zrywy, jeśli chodzi o blogowanie i najpierw znikam na długo, a potem wiecznie nadrabiam zaległości, także całkowicie Cię rozumiem :))

      Carney jeszcze pojawi się w kilku rozdziałach, choć przez dłuższy czas będzie raczej milczał. Ale odegra dosyć dużą rolę w życiu Cahan.

      Cała sytuacja między Deirdre i Lennanem nie dzieje się naprawdę, Lennan trochę inaczej zachowa się, kiedy już w rzeczywistości przyjdzie mu odbyć z Deirdre podobną rozmowę.

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  6. Przeczytałem informacje z marginesu. A tak liczyłem, że wejdę tu w weekend na nowy rozdział. No ale trudno, zajrzę za tydzień albo za dwa :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. O ile jestem w stanie uwierzyć, że jakaś kobieta byłaby w stanie żyć bez dotyku ukochanego mężczyzny, o tyle w taką męską miłość nie wierzę. Za dużo przykładów było w moim otoczeniu, gdy ludzie emigrowali za lepszym pieniądzem. Często to trwało rok czy dwa, góra, potem on zwykle znajdował sobie zastępstwo, a nawet jeśli nie, to zdradzał. Mężczyźni nie umieją żyć bez seksu.
    Jednak skoro już dzieje się tak jak się dzieje i sen się ziszcza, miłość zostaje wyznana, to moim pytaniem jest czy teraz będą chcieli burzyć granice, będą nastawieni na bycie razem po jednej ze stron, czy w końcu pojawi się między nimi jakaś namiętność? W opisie było o dotykaniu słowem, a na tę chwilę oni się jedynie poznali i polubili, może nawet pokochali, ale słowem jeszcze nikt nikogo nie dotknął, bo były to tylko zwyczajne rozmowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi się nawet wydaje, że i kobieta nie byłaby w stanie żyć ciągle bez dotyku ukochanego. W końcu chodzi tu o spędzenie całego życia. Co prawda prawdziwą więź nawiązuje się przez rozmowy, ale to nie wystarcza do szczęścia.

      Pewnie, że będą burzyć granicę. Mogą sobie wmawiać póki co, że dotyk im niepotrzebny, ale tak naprawdę potrzebują go i to bardzo, więc zrobią wszystko, żeby jakoś pokonać Teorainn.

      Usuń