niedziela, 12 marca 2017

# Teorainn: Rozdział 31.


           
            Z jakiegoś powodu miała całkowitą pewność, że zastanie go w porcie o tak późnej porze. Po prostu czuła, że będzie siedział na łodzi albo na jednym ze statków przygotowywanych na rejs. I rzeczywiście, kiedy tylko znalazła się przy moście, do którego cumowano statki, dostrzegła go na małej, dwuosobowej łódce.
            Tkwił w niej w bezruchu, zapatrzony w horyzont. Wiosła leżały w środku, zupełnie niepotrzebne, bo łódka wciąż pozostawała przywiązana do pomostu grubym sznurem. Cahan  ruszyła w tamtą stronę. Zauważył ją dopiero, kiedy znalazła się bardzo blisko.
            Carney, pomyślała i od razu skarciła się w duchu. Miała zapomnieć o jego imieniu, wymazać je z pamięci, ale nieudolnie jej to wychodziło. Chłopak utkwił w niej spojrzenie szarych oczu, które jak zwykle skojarzyły się jej z morzem.
            Nie był przystojny. Nawet w świetle księżyca, który swym blaskiem czynił wszystko piękniejsze, prezentował się jak zwykły chłopiec okrętowy. Przez chwilę patrzyła na jego silne ramiona i dłonie ze zgrubiałą skórą. Potem przeniosła wzrok na twarz: niebrzydką, ale też niepiękną. Dopiero po dłużej chwili speszona spuściła głowę, bo on wciąż odwzajemniał spojrzenie.
            – Są razem. Niewiarygodne. I znowu się pokłóciłyśmy z Deirdre. Nie wiem, czy będziemy w stanie normalnie ze sobą rozmawiać. Próbowałam jej wszystko wytłumaczyć, jej i Lennanowi, ale w ogóle mnie nie słuchali. A przecież ja naprawdę chcę dla nich dobrze! Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy to oni nie mają racji. Ale im dłużej to ciągną, tym bardziej będą cierpieć. Co prawda sama twierdziłam, że Teorainn da się pokonać, że po prostu nikt nie próbował. Ale czy to możliwe, żeby nikt nigdy nie podjął takiej próby? Zresztą gdyby komukolwiek się udało, na pewno wszyscy by o tym wiedzieli…
            Wciąż mówiąc, wskoczyła na łódkę, która lekko się zakołysała. Straciła równowagę i chłopak musiał ją przytrzymać. Przez chwilę znajdował się naprawdę blisko, a wtedy poczuła zapach morza i tak dobrze jej znaną woń pokładu, ale trwało to zaledwie moment, nim gwałtownie się odsunęła.
            Chłopak jak zwykle milczał. Właściwie była zdzwiona, że przy ostatnim spotkaniu odezwał się i to niejeden raz. Zdecydowanie jednak wolała, kiedy się nie odzywał. Wtedy wydawał się mniej rzeczywisty i łatwiej przychodziło jej się mu zwierzać.
            Dłuższą chwilę nic nie mówiła, uważnie obserwując chłopaka. Starała się wywnioskować coś z jego twarzy. Mimo wszystko potrzebowała rady, jakiegoś wsparcia. Potrzebowała, by ktoś powiedział jej, co powinna robić, jak się zachować.
            – Ostatnio dzieje się ze mną coś niedobrego – stwierdziła i gwałtownie zamilkła. Przestraszyły ją własne słowa.
            Czym innym było opowiadać o Deirdre, ale wyjawienia swojego największego sekretu to już zupełnie inna kwestia. Czy naprawdę chciała, żeby jakiś chłopiec okrętowy poznał prawdę, którą od wielu dni tak starannie skrywała w sercu? Usiadła plecami do niego. Nie chciała patrzeć mu w twarz w takiej chwili. Nie była pewna, czy na nią spogląda, czy też znów utkwił spojrzenie w linii horyzontu. Właściwie nie miało to dla niej większego znaczenia.
            – Przeżyłam to bardziej niż myślałam. Sądziłam… sądziłam, że tak po prostu zapomnę. Ale ja ciągle czuję się brudna. Wiem, że nie zrobiłam niczego złego, że to nie z mojej winy… Ale patrzę na swoje ciało i widzę jego ręce. I wydaje mi się, że każdy, kto na mnie spojrzy, też to widzi, że ludzie mają mnie za dziewczynę lekkich obyczajów. Wiem, to głupie, bo przecież sama niczego nie chciałam. I nikt niczego nie zauważy. Ale to wciąż mnie męczy. Ciągle.
            Dopiero po chwili zorientowała się, że takie zwierzenia mogą jej odebrać szansę na opuszczenie portu w najbliżej przyszłości. Biorąc pod uwagę ostatnie zachowanie chłopca okrętowego, bardzo prawdopodobne wydawało się, że nie pozwoli jej na żadną wyprawę z kapitanem. Jak mogła być tak głupia?! Po co w ogóle przychodziła w to miejsce?
            – Tylko spróbuj mi zabronić płynąć – warknęła, nagle podrywając się na nogi. Łódka znów niebezpiecznie się zakołysała i Cahan musiała usiąść. Chłopak wpatrywał się w nią uważnie swoimi szarymi oczami i nadal nie powiedział choćby słowa. – Będę pływała, gdzie mi się podoba. Nie zamierzam ciągle tkwić w tym miejscu. Nie masz prawa decydować, co będę robić. Jak zechcę popłynąć, to popłynę.
            I nim się spostrzegła, poczuła mokrą kroplę spływającą po policzku. Z zażenowaniem ją starła, ale kiedy kolejna łza skapnęła na deski łódki, parsknęła z frustracją. Co się z nią działo? Od kiedy to okazywała słabość?
            Chłopiec okrętowy zaczął niespokojnie się wiercić. Po chwili wstał i podszedł do Cahan, niepewnie wyciągając rękę. Kiedy tylko jej dotknął, krzyknęła przestraszona. Od razu odskoczył, a ona spiorunowała go wzrokiem. Z jej ust wyrwał się zduszony szloch.
            – Nie dotykaj mnie. Nigdy więcej mnie nie dotykaj.

            Drżącą ręką wygrzebała z sakiewki srebrną monetę i rzuciła mu ją pod nogi. Potem pospiesznie wyskoczyła z łódki i pobiegła w kierunku domu. Nie obejrzała się ani razu. Coraz więcej łez wypływało z jej oczu. Wciąż czuła ręce na swoim ciele, mnóstwo rąk i ten śmierdzący oddech, który wtedy, w mieście, szeptał jej wprost do ucha okropne słowa.

~*~


Następny rozdział będzie już normalnej długości. Ten jest taki mocno przejściowy, ale bez sensu było na siłę go wydłużać, a nie pasował też do żadnego z pozostałych, żeby połączyć go z jakimś innym wątkiem. Zgodnie z obietnicą zabieram się do nadrabiania wszystkich zaległości, których nazbierało się mnóstwo. Mam nadzieję, że ze wszystkim się dzisiaj wyrobię, w najgorszym wypadku do niektórych zajrzę jutro. 

15 komentarzy:

  1. krotko, ale mnie sie podoba, poniewaz umiescilas tu jeden, wazny watek, i wyraznie widac, ze to jest przejsciowe. Cahan poszla dokladnie tam, gdzie sie spodziewalam, choc przebieg spotkania z marynarzem nie do konca dobrze przewidzialam. Ciesze sie, ze mu powiedziala, nawet jelsi uciekla, poniewaz nie trzyma juz tego wiecej w sobie. Teraz to jego kolej, by nie zareagowac. Mam nadzieje, ze to zrobi, bo powinien. Nawet jesli ona rzucila mu ta glupia moneta pod nogi... Cahan potrzebuje bliskosci, nawet jesli tego nie rozumie. Moze w tej chwili nie fizycznej, ale psychicznej. I mam nadzieje, ze on jej ja da. Ze sie nie przestraszy.
    Czekam na ciag dalszy i zapraszam na rozdzial dwudziesty czwarty na Niezaleznosc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak już wspominałam Carney odegra w tej historii pewną rolę, dlatego prędzej czy później zareaguje wreszcie na te zwierzenia Cahan i nie będzie tylko w milczeniu wysłuchiwał tego, co ona ma mu do powiedzenia. Ale na to jeszcze trzeba będzie trochę poczekać.

      Usuń
  2. Faktycznie rozdział bardzo krótki i właściwie powtórzone jest w nim to co już było - zwierzenia za pieniądze. Tak właściwie to czym to się różni od dzisiejszego bycia psychologiem? Jako osoba posiadająca ten zawód uznam, że naprawdę niemal wcale się nie różni. Większa część terapii, każdej, to pozwolenie człowiekowi mówić, wygadać się na tyle, by dostrzegł własne błędy. Dostrzeżenie problemu, to większość sukcesu. Cahan dostrzega problem, zdaje sobie sprawę z tego jak się naraziła, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by płynęła znowu w rejs, bo tym razem będzie ostrożniejsza, człowiek uczy się na błędach.

    Pozdrawiam :)
    Taka Miłość, czyli moja twórczość – serdecznie zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak o tym nie myślałam, ale rzeczywiście chłopak stał się trochę takim psychologiem Cahan. Z tym, że nie dobrowolnie i raczej nie wydaje się zachwycony tym, że dziewczyna traktuje go w taki sposób. Ale można powiedzieć, że rzeczywiście dobrze spełnia swoją rolę, bo Cahan potrzebuje kogoś, kto może po prostu jej wysłuchać, a jednocześnie nie będzie jej krytykował. Cahan jeszcze popłynie i to nieraz, ale póki co potrzebuje odpoczynku od rejsów.

      Usuń
  3. Rozdział znacznie krótszy niż się tego spodziewałem, na dodatek jest kolejnym co nie pcha ani trochę akcji do przodu, a znowu koncentruje się na uczuciach, z czego większość co zostało tutaj powiedziane była powtórzeniem, czymś co zostało już powiedziane i nakreślone wcześniej.
    Odniosłem wrażenie, że uwielbiasz tłumaczyć swoich bohaterów, usprawiedliwiać ich i pokazywać zawsze ich punkt widzenia, gdy wychodzi jakaś sporność. Pokazałaś jak zachowała się Cahan oczami Deirdre. Zachowanie Cahan czytelnicy więc mogli różnie interpretować, jedni usprawiedliwiać, a inni oskarżać, że mogła być delikatniejsza i moim zdaniem, powinno tak pozostać. Nie trzeba było jej tłumaczyć i tak... wybielać, pisać, że miała dobre intencje. Czasami dobrze pozostawić czytelnikowi pole manewru, tak by sam do jakiś wniosków doszedł.
    Spragniony jestem tutaj akcji, jakiegoś poruszenia i nie chodzi tu o element, gdy młodzi będą rzucać się z motyką na słońce i chcieli pokonać granice. Brakuje mi nakreślenia relacji pozostałych bohaterów, choćby Cahan i chłopca okrętowego, ale nie przez jej myśli czy też jego myśli (bo może i to wpadnie ci do głowy), a przez relacje, jakiś ruch, sytuację. Jedna z moich czytelniczek kiedyś zauważyła miłość między bohaterami nie przez to, że o niej myśleli, czy ją sobie wyznawali, a przez to, że on wyłączył jej budzik i sam zajął się dziećmi, pozwalając przy tym dłużej spać, na dodatek zrobił śniadanie i przez to, że ona robiła mu ciepłej herbaty, gdy wrócił zmarznięty, pamiętając ile słodzi. Ponoć to znaczy więcej od tych wszystkich "kocham, lofciam i na wieki razem". Przyglądałem się temu w życiu codziennym i faktycznie muszę się z tym zgodzić. Częste wyznawanie uczuć traci na smaku, zwłaszcza, gdy nie ma żadnego poparcia w czynach, a u twoich bohaterów jeszcze ani razu nie widziałem uczucia, tej chęci bycia blisko i zadowolenia drugiej osoby. No może wyjątkiem była gra na harfie, a reszta...
    - Samotność i chęć poczucia zainteresowania, poznania kogoś kto zburzy wyobrażenie o niezależności, bo łatwo być buntownikiem, gdy się wszystko ma - to widzę u Cahan. Ona chce stoczyć z kimś walkę o swoją niezależność i samowystarczalność. Nawinął się ten biedny chłopak i chyba już mu współczuję, aczkolwiek interakcja między nimi powinna być gorąca, więc winszuję im namiętnych, tajemnych schadzek.
    - Kiara natomiast wychodziła za mąż z rozsądku. Facet (nie pamiętam imienia) spełnił wszystkie wymagania jakie miała i jakie wpajali jej od najmłodszych lat rodzice.
    - Oisin podąża tym samym co Kiara, więc...
    - Deirdre i Lennan, oni coś tam próbują, ale póki co to patrzę na nich jak na takie dzieci z innych środowisk, którym rodzice zabraniają się razem bawić, na dodatek dzieli ich bardzo dużo km więc rozmowy toczą się przez skypa. Jednak nawet przez skypa, gdy chce się być z sobą blisko, można robić różne rzeczy (mówi facet, który będąc zagranicą miesiąc czasu nie chciał się dopuścić zdrady).
    I nagle wiem czego brakuje mi w opowiadaniu, choćby grama erotyzmu. Bez tego nie ma miłości, nie między kobietą a mężczyzną, jeśli oboje są zdrowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że zwykłe codzienne gesty są bardziej wiarygodne niż jakiekolwiek słowa i że więcej mogą pokazać. Ale "wybielania" postaci w opowiadaniu jakoś nie zauważam. Deirdre jest kompletnie oderwana od rzeczywistości, Lennan traktuje przedmiotowo Breenę, do Deirdre też ostatnio miał pretensje bez większego powodu, Cahan udaje buntowniczkę i pragnie czegoś innego niż statyczne życie, a z drugiej strony różni się od swoich rodziców mniej, niżby chciała - wydaje mi się, że często pokazuję nawet więcej wad niż zalet poszczególnych postaci.
      No cóż, erotyzmu w tym opowiadaniu raczej nie będzie. Stworzyłam mocno bajkowy świat i przedstawiona w nim wizja miłości też może się wydać zbyt bajkowa i nierzeczywista, ale jednak będę się jej trzymać ;))
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  4. Rozdział rzeczywiście krótki i taki przejściowy, bo obrazuje nieco sytuację dotyczącą Cohen. Przyszła do jedynej osoby, która znała jej rozterki... i mogła się prawdziwie wygadać. A marynarz, jak widać, jest bardzo dobry w słuchaniu... I chciał być oparciem dla niej, a ona wzdrygnęła się i rzuciła mi monetę pod nogi... trochę gwałtownie zareagowała, ale wspomnienia z wyprawy wciąż kłębią się w jej umyśle... ma nadzieję, że kiedyś odważy się powiedzieć to swojej siostrze oraz Drirdre.

    Pozdrawiam serdecznie:*
    http://written-heart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Carney jest dobrym słuchaczem, a czy jest prawdziwym oparciem dla Cahan... tego bym nie była taka pewna. On raczej nie wydaje się zachwycony sposobem, w jaki dziewczyna go traktuje. Prędzej czy później straci cierpliwość.

      Usuń
  5. Może przez to tygodniowe opóźnienie dodasz rodział tydzień wcześniej?

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam początek komentarza Darka i rzeczywiście coś w tym jest, że trochę starasz się tłumaczyć bohaterów. Ale akurat mnie to się podoba, bo lubię wiedzieć, co siedzi w głowach wszystkich postaci (a nie jednej czy dwóch) i co pchnęło ich do takich, a nie innych czynów/słów. Wcześniej widzieliśmy zachowanie Cahan oczami Deirdre i różnie mogliśmy sobie o niej myśleć. Teraz wiemy lepiej, co Cahan chciała osiągnąć i czemu w taki sposób się zachowała. Mamy dwie perspektywy i możemy podjąć decyzję, czy się z nią zgadzamy, czy nie. Moim zdaniem taki zabieg jest dobry i potrzebny, bo jedna sytuacja przedstawiona z różnych stron wcale nie musi być jednoznaczna. Czasem nie wystarczy pokazać, że ktoś zachował się tak i tak. Czasem trzeba jeszcze powiedzieć, dlaczego się tak zachował i wtedy wszystko zmienia swój wydźwięk.
    Tak myślę;-)

    Podoba mi się też to, że powróciłaś do tematu tego niedoszłego gwałtu. Bo chociaż nic wielkiego się niby nie stało, to jednak jest to dość traumatyczna sytuacja i ciężko nad nią przejść do porządku dziennego.
    A jeśli chodzi o tego chłopaka, to jest chyba największą tajemnicą tego opowiadania (oprócz granicy, o której niewiele wiemy;D). Ciekawa jestem, kim jest, czemu tak mało mówi i co myśli o Cahan. Mam nadzieję, że kiedyś będę mieć szansę, żeby się tego dowiedzieć ;D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo takie coś to indywidualne odczucie czytelnika. Nigdzie nie jest napisane, że albo ty, albo że ja mamy rację. Mamy tylko inne spojrzenia, inne odczucia, inaczej odbieramy czytany tekst. Zawsze to jednak autor decyduje jak tworzyć, w jakąś stronę i którymi ścieżkami prowadzić bohaterów. Dla czytelników zawsze będzie czegoś za dużo, a czegoś innego za mało. Paradoksalnie to czego jednemu będzie za dużo, drugiemu będzie za mało. Tak to już jest, trzeba się z tym pogodzić, że wszystkim się nie dogodzi. Póki co nie jest źle i mnie taki przesyt opisywanych emocji i uczuć nie męczy, ale bywałem na blogach, gdzie na dziesięć rozdziałów, to z osiem to było opisy i tłumaczenie bohaterów. Nie było to coś dla mnie, więc rezygnowałem z czytania. Mamy ten luksus, że blogi to nie są lektury i nikt nas do czytania ich nie zmusza.

      Usuń
    2. Ile ludzi, tyle opinii i to jest na swój sposób piękne ;) Dlatego postanowiłam odnieść się trochę do Twojego komentarza, żeby pokazać, że to, co jednemu nie przypadło do gustu, innemu może się podobać. Myślę, że to ważne dla autora, żeby takie rzeczy wiedzieć ;)

      Usuń
    3. A ja tego wybielania postaci naprawdę nie zauważyłam. Zazwyczaj przyznaję Wam rację, kiedy wytykacie mi błędy i się z wami zgadzam, ale tu jednak będę się upierać przy swoim. Zgadzam się co do przedstawiania punktu widzenia, bo to rzeczywiście robię - pokazuję motywację każdej postaci, przynajmniej w większości przypadków. Ale nie próbuję ich usprawiedliwiać, czasami nawet wręcz przeciwnie.
      Carney w końcu się odezwie, kiedy już straci cierpliwość do Cahan. A do tego już całkiem blisko :))
      Jak zauważył Darek, wszystkim dogodzić się nie da, więc ja będę się trzymać swojego sposobu prowadzenia narracji i przedstawiania motywacji postaci. Gdybym przejmowała się zdaniem każdego czytelnika odnośnie każdego aspektu opowiadania, myślę, że już dawno przestałabym pisać. Ale rzeczywiście dobrze jest wiedzieć, że to, co komuś się nie spodobało, innemu przypadło do gustu ;))

      Usuń
    4. Tak, ale pokazujesz motywacje, które usprawiedliwiają, w jakiś sposób aż zmuszają do okazania tej postaci wyrozumiałości. Nie wiem na ile to jest świadome i na ile masz taki plan (ja w przypadku Majki taki miałam, bo nastolatka, bo rozbita rodzina, bo ciężkie życie i tu uwiedzenie 20 lat starszego fotografa było podyktowane tym, by bratu zapewnić więcej, by nie wylądować w domu dziecka). Można jednak też pisać motywacje postaci, które nie usprawiedliwią ich poczynania. Wyjaśnią to poczynanie, ale samą postać pogrążą (choćby w przypadku Katy od początku chciałam, by nie wzbudzała samych pozytywnych odczuć i by zarówno jej postępowanie, jak i motywacja do tego postępowania nie zawsze były podyktowane czymś dobrym). Nie wiem na jakim przykładzie mogłabym to podać, ale choćby na kradzieży. Jedna dziewczynka z podstawówki ukradnie bluzkę, bo rodziców na nią nie stać, a nie chce by koleżanki się z niej śmiały, a inna ukradnie, bo chce by inni jej zazdrościli, nie pierwszy raz, nie bo się z niej śmiali, ale chce być lepsza, ważniejsza, czuć nad nimi wyższość, a jakaś tam marka jest w stanie jej to zagwarantować. Ty postacie zazwyczaj usprawiedliwiasz tak, by czytelnicy okazywali im zrozumienie, a nie by widzieli powód takiego postępowania, ale ani samego postępowania ani powodu nie popierali (mowa o głównych postaciach).

      Usuń
    5. No tak, rozumiem, o co chodzi, chociaż naprawdę tego nie zauważyłam, zwrócę na to uwagę przy poprawianiu kolejnych rozdziałów. Skoro kilka czytelników ma takie samo zdanie, to pewnie tak jest. W każdym razie nie zrobiłam tego świadomie. Można powiedzieć, że nawet wręcz przeciwnie - wolałabym własnie, by czytelnicy nie zgadzali się z postępowaniem postaci, bo ja sama nie popieram wielu rzeczy, które Lennan czy Deirdre robią.

      Usuń