niedziela, 28 maja 2017

# Teorainn: Rozdział 35.


           
            Kiedy wróciła do domu, od razu zorientowała się, że stało się coś bardzo złego. Blair siedziała w głównym pokoju z niezadowolonym wyrazem twarzy i rękami skrzyżowanymi na piersi. Przez chwilę Deirdre zastanawiała się, czy zrobiła coś nieodpowiedniego, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Sprawa musiała być jednak poważna, bo nawet Edan sprawiał wrażenie zaniepokojonego. Dziewczyna poczuła nieprzyjemny dreszcz. Tym razem na pewno nie chodziło o podarcie sukni.
            – Coś się stało? – zapytała, chociaż i tak doskonale znała odpowiedź.
            – Usiądź – zarządziła Blair głosem tak zimnym, że po plecach dziewczyny przebiegły kolejne dreszcze. Matka wskazała ręką krzesło na drugim końcu stołu.
            Deirdre z ociąganiem zajęła właściwe miejsce. Czuła się okropnie, kiedy oczy matki lustrowały ją z drugiego końca stołu zdającego się ciągnąć w nieskończoność. Dziewczyna znajdowała się daleko od rodziców, ale to wcale nie sprawiło, że czuła się bezpieczniej. Wręcz przeciwnie – dosięgło ją uczucie osamotnienia.
            – Czy zrobiłam coś złego? – zapytała po chwili przeciągającego się milczenia. Ta cisza była okropna, nie do zniesienia. Tak całkowita i niemącona jakimkolwiek odgłosem, że Deirdre aż rozbolała głowa.
            Wciąż gorączkowo zastanawiała się, co złego tym razem mogła zrobić. Oczywiście, nigdy nie stanowiła przykładu idealnej córki. Ale tak właściwie ostatnie dnie niczym nie różniły się od poprzednich. Trochę polowała, czasami rozdzierała suknie, spędzała czas z Cahan lub, choć niechętnie, z Oisinem. No i oczywiście była jeszcze na ślubie Kiary, ale to miało miejsce kilka dni wcześniej i gdyby z tym wydarzeniem wiązał się koszmarny humor matki, rozmowę odbyłyby tuż po uroczystościach.
            – Nie będziesz więcej chodziła do lasu – oznajmiła Blair.
            Przez chwilę serce Deirdre niespokojnie zabiło. Potem dziewczyna odetchnęła z ulgą. Nie chodziło o nic nadzwyczaj ważnego. Pewnie matka nieco za bardzo zirytowała się na widok kolejnej zniszczonej sukni czy brudnych stóp Deirdre. Zresztą i tak nie mogła wiecznie kontrolować córki. I na pewno doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ile to już razy próbowała położyć kres polowaniom? Przecież w ostateczności się poddała, świadoma nikłych szans na zwycięstwo.
            – Przepraszam, będę bardziej uważać na suknie. I postaram się mniej brudzić – odpowiedziała Deirdre po chwili milczenia, kiedy to powoli zalała ją fala ulgi. Przez myśl przemknęło jej nawet, że mogłaby jakiś czas polować w butach. Oczywiście wtedy wypłoszyłaby więcej zwierząt i rzadziej miała szansę coś ustrzelić, ale przynajmniej Blair trochę by się uspokoiła.
            – Nie chodzi o twoje suknie. To jeszcze jakoś bym przeżyła. Przecież darłaś je nie od dzisiaj. Bardzo mnie to irytowało, ale nie potrafiłam przemówić ci do rozsądku. Ale tym razem miarka się przebrała.
            Deirdre szerzej otworzyła oczy. A może matka dowiedziała się o targaniu harfy do lasu? To byłoby już o wiele trudniej wytłumaczyć. Nic dziwnego, że wpadła w taką złość. Instrument kosztował majątek. Ale Deirdre była w stanie znaleźć jakąś wymówkę. Mogła powiedzieć, że szukała inspiracji albo chciała pograć leśnej zwierzynie. Nie zabrzmiałoby to bardzo przekonująco, ale Blair pewnie by jej uwierzyła, a w końcu złość by zniknęła. Albo…
            – Twoja znajomość z tamtym chłopakiem jest absurdalna – przerwała Blair, nim Deirdre otworzyła usta.
            Jej serce na moment stanęło. Stół rozciągnął się jeszcze bardziej, rodzice siedzieli gdzieś na drugim końcu rzeczywistości. Wszystko się rozmyło, aż w końcu serce znów zaczęło pompować krew, a Deirdre poczuła się jakoś dziwnie. Znajdowała się poza realnością i jedyne, o czym była w stanie myśleć, to o narastającym strachu i niedowierzaniu.
            Jak mogli się dowiedzieć? W jaki sposób odkryli tajemnicę, której strzegła już od dawna? Czy to możliwe, że matka skradała się za Deirdre do lasu? W to dziewczyna jakoś wątpiła. A może ktoś inny ją zauważył? Ale wtedy zażądałby pieniędzy za milczenie albo po prostu rozpowiedziałby plotkę, a nie przychodziłby do Blair, zachowując dyskrecję. A więc czyżby to Cahan? Deirdre nawet nie chciała o tym myśleć. Nigdy nie wybaczyłaby tej zdrady.
            – Skąd wiesz? – zapytała, bo nie było sensu udawać, że niczego nie rozumie.
            – Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? – Blair uniosła brwi i z zadziwiającym spokojem upiła trochę miodu z dzbana. – Nie rozumiem, jak mogłaś zrobić coś takiego. Już i tak wystarczy, że biegasz po lesie i zabijasz zwierzęta jak jakiś dzikus. Musiałaś jeszcze zaznajamiać się z kimś z drugiej strony?
            – A co to za różnica? Przecież jest całkowicie nieszkodliwy. – Deirdre odważnie odwzajemniła spojrzenie. Zazwyczaj była posłuszna matce, ale nie w tym wypadku. Nie mogła ustąpić w kwestii Lennana, bo bez niego jej życie straciłoby jakikolwiek sens.
            – Gdyby był nieszkodliwy, to byśmy teraz nie rozmawiały. Nie przejęłabym się kilkoma niewinnymi rozmowami z kimś z drugiej strony. Ale on jest niżej urodzony! Nie dość, że zaczęłaś się interesować światem, który nie powinien mieć dla ciebie żadnego znaczenia, to jeszcze spędzasz czas z kimś, kto powinien spuszczać głowę na twój widok, a nie rozmawiać jak równy z równym.
            – Nie wszyscy taktują ludzi tak jak ty, matko.
            Nie powinna była mówić w ten sposób, tym bardziej, że tak właściwie mijała się z prawdą. Przecież ona sama wszystkich mieszkańców klasy średniej również traktowała z wyższością. Tak ją nauczono. Wszystkich oprócz Lennana i jego brata.
            Blair zmrużyła oczy. Było widać, że ogarnęła ją wściekłość, ale jak zwykle zdołała się opanować i jedynie powoli pokręciła głową.
            – Ale nikt poza tobą nie brnie w jakieś urojone wizje miłości. Masz Oisina. Wszystkie dziewczyny chciałyby być na twoim miejscu, a ty nie potrafisz tego docenić.
            – Nie chcę Oisina, chcę Lennana.
            – Lennana? – Blair lekko się uśmiechnęła. – Zabawne, że akurat tak ma na imię.
            Deirdre nie potrafiła zachować takiego opanowania. Tego najwyraźniej nie odziedziczyła po Blair. Edan milczał, ale dziewczyna zdawała sobie sprawę, że tym razem stoi po stronie żony. Właściwie każdy racjonalnie myślący człowiek uznałby znajomość z kimś z drugiej strony za niewłaściwą. Ale Deirdre wcale nie chciała być racjonalna.
            Złość narastała. Złość i poczucie zdrady. Nie mogła uwierzyć, że Cahan wszystko opowiedziała Blair. Przecież musiała być świadoma, jak to się skończy. I czemu właściwie to zrobiła? Może dlatego, że od początku była przeciwna tym spotkaniom. Ale przecież zorganizowała wyprawę łódką… Poza tym była ostatnią osobą, która mogła oskarżać Deirdre o niesłuszne wybory. Sama ciągle wybierała się na rejsy i najwidoczniej dobrze znała się z chłopakiem, który chyba nawet nie pochodził z klasy średniej, ale z najniższej.
            – Nie możesz mi zabronić chodzić do lasu.
            – Mogę. Jestem twoją matką – odpowiedziała chłodno. Przez chwilę mierzyły się wzrokiem w całkowitym milczeniu. – Już dawno powinnam była to zrobić. Wtedy nie natknęłabyś się na tego chłopaka i już dawno wzięłabyś ślub z Oisinem. A on tak się o ciebie martwi. Zauważył, że dzieje się z tobą coś niedobrego, postanowił to sprawdzić i odkrył, że masz kochanka. Chociaż może to za dużo powiedziane, biorąc pod uwagę, że nawet nie możecie się dotknąć.
            Nagle Deirdre poczuła się okrutnie i podwójnie zraniona. A więc to nie Cahan. Poczuła wyrzuty sumienia, że tak szybko zwątpiła w lojalność przyjaciółki. Ale zdrada Oisina bolała równie mocno. Przecież tyle razy dawał jej do zrozumienia, że ją kocha i że jest prawdziwym przyjacielem. Jak mógł zachować się w taki sposób? Słowa Blair raniły jak sztylety. Nie tylko ze względu na to, co mówiła o Oisinie, ale także z powodu uwag o Teorainn. Deirdre miała ochotę gorąco zapewniać, że uczucie, które łączy ją z Lennanem jest prawdziwe i mocne, nawet mimo istnienia bariery. Jednocześnie miała pełną świadomość, że póki nie zdołali pokonać Diamentowej Granicy, należeli do dwóch różnych rzeczywistości.
            – I co niby zrobisz? Będziesz siłą trzymała mnie w domu?
            Skrzyżowała ręce na piersi. Normalnie nie odważyłaby się na taki brak szacunku do rodzicielki, ale w tamtej jednej chwili zapomniała o dobrym wychowaniu. Tu nie chodziło o żadną błahą sprawę, ale o miłość jej życia. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić dalszego życia bez Lennana. To dla tych spotkań w lesie żyła, to dzięki nim każdego dnia na jej twarzy pojawiał się uśmiech.
            – Jeśli mnie do tego zmusisz to owszem. Chciałabym ci zaufać i wierzyć, że po prostu zastosujesz się do moich poleceń. Ale to chyba bez sensu – dodała, lekko marszcząc brwi. Deirdre milczała z zaciętym wyrazem twarzy. – I tak mnie nie posłuchasz. Mamy służbę. Jeśli poproszę, będą cię pilnować. Jeśli będzie trzeba, mogą dosłownie wszędzie za tobą chodzić.
            Deirdre zamilkła. Wyobraziła sobie najbliższą przyszłość. Całość do złudzenia przypominała więzienie. Służba podążająca za nią niczym cienie, brak możliwości zobaczenia się z Lennanem, porozmawiania na osobności. Ich kontakt ograniczałby się jedynie do przelotnych spojrzeń posyłanych sobie w biegu, gdyby przypadkiem oboje znaleźli się na Margadh w pobliżu Teorainn.
            – Ojcze, nie pozwól na to matce. Proszę.
            Spojrzała błagalnie w jego oczy. Zazwyczaj znajdywała w nich zrozumienie, choć nie zawsze Edan sprzeciwiał się swojej żonie. Ale najwyraźniej po raz kolejny zamierzał pozostać bierny. Deirdre miała ochotę krzyczeć na ojca, obwiniać go za jego obojętność, ale kiedy jeszcze raz na niego spojrzała, zrozumiała, że tym razem po prostu zgadzał się z Blair.
            – Nie możecie – wyszeptała.
            Przez chwilę stała w bezruchu, jedynie poruszając ustami, chociaż nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Miała ochotę powiedzieć wszystko, co kłębiło się w jej głowie, chociaż myśli były tak chaotyczne, że wydawało się to wręcz niemożliwe. Zresztą nie sądziła, by przyniosło to jakikolwiek efekt. Rodzice kompletnie jej nie rozumieli. Albo nie chcieli zrozumieć.
            Bez słowa opuściła izbę i udała się do swojego pokoju. Możliwe, że matka coś jeszcze zawołała, ale Deirdre była zbyt oszołomiona, by zrozumieć sens zasłyszanych słów. Całkiem prawdopodobne, że tak naprawdę matka milczała, a owe dźwięki były jedynie wymysłem wyobraźni. Właściwie nie miało to żadnego znaczenia, bo Deirdre i tak nie zamierzała odpowiadać. Zamknęła za sobą drzwi do pokoju i osunęła się pod ścianę.
            Myślała, że zacznie płakać. Że będzie zanosić się szlochem, niemal dusić z powodu spazmów albo że wyda z siebie jakieś żałosne jęki przypominające skowyt konającego zwierzęcia. Zamiast tego siedziała w całkowitym milczeniu, wpatrując się w pustkę. To, co się wydarzyło, wydawało jej się tak nierealne, że przez długi czas rozważała, czy przypadkiem nie śni i wkrótce nie zostanie wyrwana z krainy sennych marzeń. Nie miałaby nic przeciwko, bo ten sen zdecydowanie nie należał do przyjemnych.
            Czas jednak mijał i nic się nie działo, a wtedy do Deirdre powoli zaczęło docierać, że nigdy się nie obudzi. Oto utknęła w rzeczywistości, która okazała się być naprawdę okrutna. Zadziwiające, że w świecie, w którym każdy wschód słońca i każda kropla deszczu jest po prostu idealna, może kryć się tyle rozpaczy i tyle okropnych wydarzeń.
            Jeszcze długi czas nie ruszała się z miejsca. W pewnym momencie do pokoju wślizgnęła się służąca i zapytała, czy Deirdre przypadkiem czegoś nie potrzebuje. Przyniosła misę z kaszą na kolację, ale dziewczyna nawet nie spojrzała w kierunku posiłku.
            W takim stanie znalazł ją Oisin. Z początku myślała, że to znów służąca przyszła dowiedzieć się o jej samopoczucie albo namówić do zjedzenia już całkowicie zimnej kaszy. Przez myśl przemknęło jej nawet, że może rodzice zmartwili się jej milczeniem i całkowitą obojętnością, jaka emanowała z całego jej ciała, ale wtedy w polu widzenia znalazła się sylwetka Oisina.
            Tak bardzo nie spodziewała się jego przybycia, że nawet nie zareagowała. Właściwie nic się nie zmieniło prócz tego, że nieco szerzej otworzyła oczy. Nawet nie przeszło jej przez myśl, że Oisin może chcieć ją zobaczyć po tym, co zrobił. Sądziła, że nie będzie miał odwagi spojrzeć jej w oczy, a tymczasem on wyglądał całkowicie zwyczajnie.
            – Deirdre – przywitał się z lekkim ukłonem.
            Nie odpowiedziała. Patrzyła na niego, ale go nie widziała. Nie chciała go widzieć. W tamtej chwili marzyła tylko o tym, by zniknął z jej życia. A najlepiej, by doświadczył tego co ona. By ktoś go zdradził, zranił do głębi i sprawił, że wszystko nagle straciłoby na wartości.
            – Deirdre – powtórzył jej imię, jakby mogła go nie usłyszeć. Przykucnął, by jego twarz znalazła się na tej samej wysokości co jej. – Czemu się nie odzywasz?
            – Wyjdź – zdołała się odezwać. Jej głos był słaby, chrapliwy i bardzo nieprzyjemny.
            – Ale…
            – Po prostu wyjdź i więcej nie przychodź.
            – Och, Deirdre, to nie tak…
            Usiadł obok i z zamyśleniem przeczesał ręką włosy. Wciąż na niego nie patrzyła. Postanowiła uparcie nie zwracać na niego uwagi, w nadziei, że dzięki temu w końcu opuści jej pokój i już nie wróci.
            Nie mógł nie zauważyć tego, w jaki sposób go traktowała. Musiał widzieć, że jest na niego zła. Zresztą nawet nie musiał na nią patrzeć. Po prostu powinien był się domyślić, że mówiąc jej rodzicom o Lennanie, wszystko zepsuje. Musiał wiedzieć, że w ten sposób zniszczy jedyne, co miało dla niej jakiekolwiek znaczenie.
            – Zrobiłem to dla twojego dobra.
            – To zabawne, że w takim razie nie zapytałeś mnie o zdanie.
            W końcu odwróciła głowę w jego stronę. Zauważyła, że wzdrygnął się, gdy ich oczy się spotkały. Nie miała pojęcia, jak wyglądała w tamtej chwili, ale albo prezentowała się koszmarnie, albo w jej oczach kryło się naprawdę wiele nienawiści.
            – To czego chcesz, nie musi być dla ciebie dobre.
            – Możliwe, ale nie masz prawa za mnie decydować. Podobno byłeś moim przyjacielem. Przyjaciele nie postępują w taki sposób.
            – Nieprawda. Przyjaciele robią dla siebie to, co najlepsze. Nawet jeśli to czasem boli.
            – Ciekawe. Bo wydaje mi się, że po prostu myślałeś o samym sobie. Gdyby Lennan zniknął, musiałabym wziąć z tobą ślub zgodnie z obietnicą, prawda? Nie przemyślałeś tylko jednego. Ja wciąż go kocham, nawet jeśli więcej go nie zobaczę. A tobie nigdy nie zapomnę tego, co zrobiłeś. Nawet, gdybym z jakiegoś powodu przestała kochać Lennana, nigdy nie chciałabym być z tobą po tym, co zrobiłeś.
            Chciała go zranić, jak najbardziej, jak najdotkliwiej. Chciała, żeby cierpiał, żeby poczuł się jak najgorzej. Nie umiała precyzyjnie zadawać bólu, ale intuicyjnie wyczuwała, co mogłoby zranić Oisina. Skoro podobno tak bardzo ją kochał, to wszystkie okropne słowa z jej strony musiały w jakiś sposób go dotknąć. Zerknęła na jego twarz i zobaczyła, że rzeczywiście udało jej się osiągnąć cel. Mimo wszystko wcale nie czuła satysfakcji. Właściwie czuła się po prostu pusta.
            – To nie zmienia faktu, że tak będzie dla ciebie lepiej.
            Nie odpowiedziała.
            Długi czas siedzieli w milczeniu. Deirdre nie zamierzała pierwsza się odzywać i Oisin z jakiegoś powodu też tego nie robił. Zastanawiała się, kiedy chłopak w końcu się podda, ale nim zdołał opuścić jej pokój, drzwi ponownie się otworzyły.
            – Czemu siedzicie na podłodze? – spytała zdziwiona Cahan. – I czemu Deirdre wygląda, jakby stało się coś złego?
            Deirdre obróciła głowę w stronę przyjaciółki. Zaczęła się zastanawiać, jak koszmarnie musi wyglądać, ale trudno jej było to sobie wyobrazić. Tak właściwie w tamtej chwili wygląd i tak niewiele ją obchodził.
            – Deirdre, co się stało?
            Cahan kucnęła tak jak przedtem Oisin i chwyciła przyjaciółkę za ręce. Przez chwilę jej błękitne tęczówki bacznie przypatrywały się twarzy przyjaciółki, a kiedy nie wyczytały z niej żadnej odpowiedzi, dziewczyna zmarszczyła brwi.
            – Powiedziałem jej rodzicom, czemu chodzi do lasu.
            – Oni i tak o wszystkim wiedzieli. Ale jesteś głupi. Bardzo głupi. Czemu właściwie im to powiedziałeś? A gdyby zabronili Deirdre wychodzić z domu?
            – Właśnie to zrobili – wtrąciła dziewczyna.
            – Jak to? Ale przecież nigdy nie zakazywali ci polowania.
            – Jakiego polowania? – Teraz to Oisin wydawał się zdziwiony. – To Deirdre poluje?
            Cahan przez chwilę przyglądała się dwójce swoich znajomych z wyrazem oszołomienia.
            – Czegoś tu nie rozumiem. Skoro nie powiedziałeś rodzicom Deirdre o polowaniach, to o czym?
            – O Lennanie.
            Kiedy Deirdre wypowiedziała te dwa słowa, zapanowała cisza. Zdecydowanie nie należała do przyjemnych. W powietrzu wciąż pozostało echo chrapliwego i nieprzyjemnego dla uszu głosu dziewczyny. Zazwyczaj był melodyjny, ale w tamtej chwili nie dało się go słuchać.
            – Jesteś taki głupi. Jesteś głupi i myślisz tylko o sobie. Co ty właściwie sobie wyobrażałeś? Nie mogę w to uwierzyć!
            Cahan poderwała się na nogi, mówiąc coraz głośniej i głośniej. Zaczęła przechadzać się po pokoju, kręcąc głową i wymachując rękami. Jej sukienka falowała w pędzie tak samo jak rozwiane, poplątane loki.
            – Przecież tak będzie dla niej lepiej. Nie miała z tym chłopakiem żadnej przyszłości, a…
            – Tylko nie wmawiaj mi teraz, Oisin, że po prostu troszczyłeś się o Deirdre – wysyczała Cahan. Deirdre jeszcze nigdy nie była tak wdzięczna przyjaciółce. – Po prostu chciałeś pozbyć się zagrożenia, żeby mieć większą szansę na ślub. I myślisz, że po tym wszystkim Deirdre z radością przełoży pierścień na drugą rękę? Bo ja sądzę, że ona brzydzi się choćby na ciebie spojrzeć. I wcale jej się nie dziwię. Wszystko zepsułeś!
            – Cahan, rozumiem, że jesteś tą bardziej porywczą bliźniaczką, ale spróbuj się zastanowić. Ich dzieli Teorainn. Już nie wspominając o tym, że ten chłopak jest zwykłym rzemieślnikiem.
            – No tak, to sprawia, że jest od ciebie o wiele gorszy, prawda? Bo nie urodził się w rodzinie z szanowanym nazwiskiem. Jakby fakt, że ty nazywasz się tak a nie inaczej było twoją zasługą. Po prostu miałeś szczęście. Równie dobrze mógłbyś być tak biedny jak on. Albo jeszcze biedniejszy. A Teorainn może da się jakoś pokonać.
            – Jak?
            – Nie wiem. Ale jakoś się da. Na pewno. Ale to nie powinno być twoje zmartwienie. I tak już wszystko zepsułeś. A teraz wyjdź.
            – To naprawdę jest dla dobra Deirdre. Z czasem zrozumie, że miałem rację.
            – Zajmij się lepiej własnym dobrem, a o dobro Deirdre pozwól zadbać jej samej. Wyjdź. I lepiej nie pokazuj się tu w najbliższym czasie.
            Oisin wciąż nie reagował, ale Cahan nie ustępowała.
            – Deirdre, powiedz mu, żeby się wynosił. Nie rozumiem, czemu pozwalasz mu tu siedzieć.
            – Nie pozwalam. – Deirdre nadal nie była w stanie słuchać swojego głosu. Zastanawiała się, co się z nim stało. Czy to przez to nieszczęście, które nagle zwaliło się na nią tak nieoczekiwanie? Czy to ta rozpacz tak bardzo go zmieniła? – Mówiłam mu, żeby się wynosił i że nie chcę go więcej widzieć.
            – Słyszałeś, Oisin.
            Jeszcze dłuższy czas nikt się nie ruszał. W końcu chłopak powoli się podniósł i opuścił pokój. Przystanął w progu, jakby chciał coś powiedzieć, ale Cahan pospiesznie go wypchnęła i zatrzasnęła drzwi. Dopiero wtedy z oczu Deirdre popłynęły pierwsze łzy. Wypływały jedna po drugiej, powoli kreśląc tor na bladych policzkach i skapując na podłogę. Nie było jednak żadnych szlochów, nerwowego oddychania. Tylko cisza. Cisza, spokój, bezruch. Wszystko zdawało się martwe.
            – Och, Deirdre…
            Cahan mocno przytuliła przyjaciółkę, a dziewczyna z całą mocą odwzajemniła uścisk. Łzy zaczęły wsiąkać w blond loki, cisza wciąż trwała, a pustka nie chciała zniknąć. Na moment Deirdre odwróciła wzrok i spojrzała przez okno. Słońce już praktycznie zaszło i na niebie dało się dostrzec chmury w odcieniach granatu i fioletu. Były naprawdę piękne. Tak samo piękne jak cały otaczający Deirdre świat. Ale to piękno nie miało żadnego znaczenia w obliczu tego, co gościło w jej sercu.
            Bo w sercu Deirdre właśnie nastała katastrofa.

~*~

 Sesja coraz bliżej, więc znikam na miesiąc. Co prawda rozdział za dwa tygodnie mogłabym wstawić, ale jestem pewna, że i tak bym o tym zapomniała. Na Waszych blogach pojawię się pod koniec czerwca i wtedy też pewnie wstawię kolejny post. 


4 komentarze:

  1. nie dziwi mnie, ze to Oislin. Wlasciwie nawet do konca nie moge go dziwic, on naprawdę chce byc z Deirde i gdy weźmie sie to na spokojnie, to z łatwością można mu przyznać racjonalizm w mysleniu, że Deirde i Leannan nie mają w tej chwilin szans na wspólną przyszłość.
    Niemniej chłopak chyba nie pomyślał o tym, że gdyby nawet Leannan zniknał albo Deirde nie byłaby juz w nim zakochana, to nie chciałaby bć z kims, kto ją zdradził. No właśnie.
    Ciekawe, co będzie dalej. Może Cahan sama zajmie się poszukiwaniem granicy? wciąż niezmiennie mnie dziwi, że nikt z nich nie szukał w jakicś starych, archiwalnych zwojach w bibliotekach, naprawdę :D Cahan tutaj zachowala się tak, jak sie spodziewałam; nie bez powodu tak ją lubię xD chyba najbardziej z bohaterów.
    Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com na nowość ;) pod koniec czerwca to juz bedzie kolejna - ale tylko dlatego,że napisalam ja z miesiac temu, ogolnie to też mam sesję :P

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie to nie dziwię się Oisinowi. Był rozżalony, chwytał się ostatniej deski ratunku. Szkoda tylko, że nie pomyślał, że to może się negatywnie odbić na jego relacji z Deirdre. Nie wyobrażam sobie, że mogłaby po tym podziękować i uznać, że zrobił dobrze :D Jej rodzicom też się w sumie nie dziwię. To nowa, dziwna sytuacja. Pewnie nawet nie wierzą, że Deirdre mogłaby tego chłopaka naprawdę kochać, tylko myślą, że coś jej nagle odwaliło i zaraz minie. Także dziewczyna ma teraz duży problem. Nie dość, że jej związek i tak jest trudny przez granicę, to jeszcze będzie musiala walczyć z zakazami rodziców. Prawdziwa zakazana miłość xD Ciekawa jestem jak to rozwiąże. Dobrze, że ma chociaż Cahan.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że wyprawa łodzią jednak nic nie poskutkowała... Granica sięga aż morza. Trochę nadziei miałam, ale cóż... wychodzi na to, że nie pójdzie z tym tak łatwo. Sądzę, ze Deirdre powinna poszukać legend na ten temat, coś poszperać, w jakiś księgach, a niż coś się wymyśli :)

    Oisin postąpił bardzo nie w porządku, że wygadał się jej rodzinie na temat chłopaka. Dziewczyna dostała zakaz wchodzenia do lasu tylko i wyłącznie przez niego.
    I przez to zamknięcie, Lennan będzie nadaremno czekał pod granicą na nią... Zacznie się zastanawiać, dlaczego jej nie ma. Może niech Cohen pójdzie pod Teorainn i wytłumaczy mu całe zajście w domu Deirdre?

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabrzmię źle, ale popieram Oisina. Im szybciej Deirdre zerwie kontakt z Lennanem tym szybciej czas ją wyleczy z tęsknoty za nim. Nie ma czegoś takiego jak "wieczna miłość", chyba że jest to miłość rodzica do dziecka, ale nawet ona czasami się kończy. Dzieci niekiedy umierają przed rodzicami, a ci muszą się otrząsnąć i żyć dalej, być może mieć kolejne dziecko, które choć nigdy nie zastąpi tego pierwszego, to będzie motywacją do życia i kimś kogo również można pokochać, inaczej, bo każdego kocha się inaczej, ale jednak także. Tak samo De. jeśli w końcu przestanie się uganiać za tym co niemożliwe, dojrzy to co w zasięgu ręki i być może kiedyś ponownie się w kimś zakocha, inaczej, może mniej mocno, mniej pięknie, ale jednak szczęśliwie. Nie mówię, że to będzie Oi. ale jego popieram jeszcze z innego powodu - dla ważnych spraw warto zastosować chwyty poniżej pasa i choć chodziło mu nie tylko o dobro De., ale także o to, by za niego wyszła, to miał prawo walczyć o to co chce zdobyć. Póki co jako jedyny w tym opowiadaniu zachował się jak facet, który ma poglądy inne niż "bycie miłym, kochającym i romantycznym". Oi. myśli logicznie, De. myśli głupio, sercem, niepoważnie i przez to przypomniało mi się zdanie z serialu, który ostatnio oglądała moja żona "nie wymagaj ode mnie, bym rozwiązywał twoje nielogiczne problemy moim logicznym myśleniem".

    OdpowiedzUsuń