środa, 5 lipca 2017

# Teorainn: Rozdział 36.


           
            Breena siedziała na stole w pracowni Lennana. Kompletnie nie przejmowała się wiórkami, które poprzyczepiały się do jej sukienki. Jedynie radośnie wymachiwała nogami i podśpiewywała coś pod nosem. Od rozmowy z Carry wszystko wróciło do normy. Było nawet lepiej niż wcześniej. Lennan byłby gotowy nawet uwierzyć, że Breena przestała go kochać i mogą po prostu się przyjaźnić. Nie był jednak na tyle naiwny. Zresztą większość mieszkańców wierzyła, że on i Breena kiedyś wezmą ślub. Słyszał, w jaki sposób mówiło się o nich na Margadh. Gdyby chciał przekonywać każdego z osobna, że ten związek nie ma przyszłości, musiałby poświęcić na to mnóstwo czasu.
            Aidan cicho westchnął, kiedy po raz kolejny dłuto zboczyło z właściwego toru. Chłopiec z zaciętą miną próbował coś wyrzeźbić w kawałku drewna, które dostał od brata ale jego próby kończyły się niepowodzeniem.           
            – Lennan, czemu w ogóle mi to nie wychodzi?
            – Nie każdy potrafi rzeźbić, Aidanie – oznajmiła Breena, uśmiechając się do chłopca.
            – Ale Lennan umie. I ja też chce się nauczyć! Kiedy on znajdzie sobie żonę i wyprowadzi się z domu, będę musiał przejąć warsztat.
            Lennan zaśmiał się pod nosem. Nie zamierzał w najbliższej przyszłości opuszczać rodziny. Czasami zastanawiał się, jak to będzie, kiedy już z Deirdre znajdą sposób na pokonanie granicy. Po której stronie zamieszkają? Nie ciągnęło go do Ádh i najchętniej pozostałby w Mór, gdzie mógłby wspierać matkę i często widywać brata. W duchu miał nadzieję, że skoro Deirdre niezbyt pochlebnie wyrażała się po Ádh, nie będzie miała nic przeciwko przeprowadzce do Mór. Tym bardziej, że Lennana jakoś nigdy nie ciągnęło do poznawania drugiej strony. Zawsze wolał trzymać się od niej z daleka.
            – Najpierw Lennan musiałby mieć jakąś kandydatkę na żonę – stwierdziła Breena, lekko przechylając głowę i bawiąc się włosami.
            – Przecież ma! – Aidan otworzył szeroko oczy. Breena cicho się zaśmiała i spuściła głowę, nadal gładząc końcówki włosów. Na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec. – Deirdre na pewno będzie jego żoną.
            Uśmiech w jednej chwili zniknął z twarzy Breeny. Dziewczyna puściła pukiel czarnych włosów i przeniosła spojrzenie ciemnych oczu na Lennana. Starała się wyglądać zwyczajnie, ale chłopak nie mógłby przeoczyć tego wszystkiego, co kryło się w brązowych tęczówkach. Podobno oczy są zwierciadłem duszy. W tym stwierdzeniu musiało tkwić dużo prawdy, skoro wszystkie uczucia dziewczyny były w nich tak doskonale widoczne.
            – Kto to jest Deirdre? – zapytała, siląc się na obojętny ton.
            – Taka zamożna dziewczyna. Jest bardzo piękna. I bardzo miła.
            – Bardzo piękna? – powtórzyła Breena, mrużąc oczy.
            – Najpiękniejsza na świecie – pokiwał głową Aidan, a Lennan skrzywił się, słysząc te słowa. Jak na prawie mężczyznę, Aidan zdecydowanie nie potrafił wyczuć, co wypada mówić, a co lepiej zachować dla siebie.
            – Och, a więc Lennan pokochał jakąś najpiękniejszą dziewczynę z zamożnej rodziny. Czemu nigdy o tym nie wspomniałeś?
            Znów skierowała wzrok na Lennana, który miał ochotę uciec jak najdalej. Wbił wzrok w poręcz krzesła, nad którym pracował od dłuższego czasu. Nie podobało mu się, że Breena dowiedziała się o Deirdre. Z drugiej strony i tak nie było sensu dłużej tego ukrywać. W końcu i tak musiałaby się dowiedzieć.
            – Nie wiedziałem, jak zareagujesz…
            – Jak zareaguję? A czemu miałabym źle reagować? Przecież tylko się przyjaźnimy, nic nas nie łączy, prawda? Spędzam z tobą niemal każdy dzień, o ile nie idziesz na spacer do lasu, bo wtedy…
            Na chwilę zamilkła i nagle jej oczy rozbłysły. Zaśmiała się, choć wcale nie wesoło. W nikłym świetle pracowni Lennan nie mógł dostrzec jej nieco krzywych zębów czy za bardzo zadartego nosa. Wyglądała naprawdę pięknie, a to sprawiało, że było mu jej szkoda. Wiedział, że wielu mężczyzn mogłoby mu zazdrościć. Nie nazwałby Breeny idealną, ale miała piękną figurę, bardziej kobiecą niż Deirdre, a w dodatku świetnie się z nią rozmawiało. Nigdy nie zamierzał jej zwodzić, ale jednocześnie nie chciałby, żeby na zawsze zniknęła z jego życia. 
            – Aidan, chyba powinieneś pójść pomóc matce. Obiecałeś, pamiętasz? – zwrócił się do brata.
            – Przecież wiem, że po prostu mam wam nie przeszkadzać. Tak nie traktuje się mężczyzn, tylko małe dzieci – obruszył się chłopiec.
            – W takim razie może pójdziesz do mamy, bo muszę porozmawiać na osobności z Breeną.
            – Dobrze – chłopiec skinął głową, zadowolony, że należycie go potraktowano. – Do widzenia, Breeno.
            Ukłonił się jej, a ona posłała mu lekki uśmiech, chociaż jej oczy wciąż pozostawały smutne. Kiedy tylko wyszedł, natychmiast opuściła kąciki ust i już nie próbowała ukrywać złości.
            – Dlatego tak często chodzisz do lasu! To z nią się tam spotykasz! Od kiedy to trwa? Jak mogłeś o niczym mi nie powiedzieć?!
            – Nie sądziłem, że to dobry pomysł.
            – Świetnie, a więc ja mogę ci opowiadać wszystko o sobie, za to ty ukrywasz znaczną część swojego życia. Przecież mnie całowałeś! Czy już wtedy się z nią widywałeś?
            – Tak. Ale wtedy jeszcze nie… – zaczął się pospiesznie tłumaczyć, kiedy Breena znów nieprzyjemnie się zaśmiała. Po chwili dotarło jednak do niego, że gdyby dokończył zdanie, to by skłamał.
            – W takim razie opowiedz mi o niej. Jak się poznaliście? I jak to się stało, że wyżej urodzona dziewczyna zwróciła na ciebie uwagę.
            – Wszystko przez to, że wypłoszyłem jej sarnę. Deirdre poluje w lesie.
            – Och, a więc piękna, zamożna i w dodatku inna niż wszystkie. Szczęściarz z ciebie, Lennanie.
            – Tak sądzę – skinął głową. – Jej rodzice chyba nie będą zadowoleni, kiedy mnie poznają. Nie jestem odpowiednim kandydatem na męża dla kogoś z rodu Lancaster.
            – Dziwne – Breena zmarszczyła brwi. – Nie słyszałam nigdy tego nazwiska. Imię Deirdre też nie brzmi znajomo.
            – Bo ona nie jest stąd. Mieszka w Ádh.
            Breena gwałtownie zamrugała. Przez chwilę nic nie mówiła, tylko poruszała ustami. Lennan zastanawiał się, czy na pewno dobrze zrobił, o wszystkim jej mówiąc. Ale przecież, gdyby zakończył temat, dziewczyna na pewno byłaby na niego zła. Nie sądził jednak, by przyjemnie słuchało się jej o Deirdre. 
            Ale dziewczyna wcale nie wydawała się zrozpaczona. Wręcz przeciwnie, jej twarz nagle rozświetlił uśmiech. Starała się go ukryć, ale bezskutecznie. Znów zaczęła wymachiwać nogami i zdawało się, jakby dopiero co odbyta rozmowa nigdy nie miała miejsca. Lennan nic z tego nie rozumiał.
            – Masz doskonały humor – zauważył.
            – A czym tu się przejmować? Jest taki piękny dzień, słońce świeci i nie mam żadnych zmartwień – wzruszyła ramionami. – Trzeba żyć chwilą, pamiętasz Lennanie?
            Przez myśl przemknęło mu, że gdyby żyła chwilą, właśnie przejmowałaby się kwestią Deirdre. Zacisnął jednak usta, nim zdążył powiedzieć coś, czego potem mógłby żałować.
            – Myślałem, że będziesz zła…
            – Nie jestem zła, Lennanie. Nawet trochę wam współczuję. Zakochani i oddzieleni Teorainn Diamond
            Jeszcze szerzej się uśmiechnęła i obserwowała słońce, które z każdą kolejną chwilą coraz bardziej zbliżało się do linii horyzontu. Niebo powoli przybierało odcienie granatu wymieszanego z różem i pojedynczymi plamami żółci.
            – Na razie oddzieleni, ale zamierzamy pokonać granicę. To na pewno nie jest niemożliwe.
            – Oczywiście, Lennanie – pokiwała głową. Uśmiech wciąż nie schodził jej z twarzy.


            Jeszcze tego samego dnia Lennan przemierzał doskonale znane mu leśne ścieżki, zmierzając wprost do Diamentowej Granicy. Wszystko było prawie takie jak zawsze. Jego serce znów niespokojnie biło, na myśl o rychłym spotkaniu z ukochaną. Lennan jak zawsze nieco za głośno stawiał stopy. Czuł się bardzo nieporadny i nie potrafił zrozumieć, w jaki sposób Deirdre poruszała się po lesie praktycznie bezszelestnie. Tym razem jedna rzecz była jednak inna niż zwykle. Nie był sam. U jego boku kroczyła Breena.
            Z jakiegoś powodu uparła się, że musi koniecznie poznać Deirdre. Może postanowiła na własne oczy sprawdzić, czy dziewczyna rzeczywiście jest nieziemsko piękna, a może potrzebowała dowodu, że ukochana Lennana naprawdę istnieje. O dziwo Breena wciąż miała doskonały humor i nie przestawała podśpiewywać pod nosem. Wypłoszyła nawet jakieś ptaki, które przysiadły na jednej z pobliskich gałęzi. Lennan uznał, że nie rozumie kobiet. Były dla niego zdecydowanie zbyt skomplikowane.
            – Jeszcze tylko kawałek – odezwał się po dłuższej chwili, zastanawiając się, czy Breenie nie dłuży się droga.
            – Spokojnie, Lennanie. Przecież nie narzekam – odpowiedziała i niemal w podskokach pokonała kolejny zakręt. – Uwielbiam zapach lasu, wiesz? Jest jedyny w swoim rodzaju.
            W zupełności się z tym zgadzał, dlatego skinął głową, choć myślami błądził gdzieś daleko. Najchętniej jak najszybciej dotarłby do Teorainn Diamond, żeby ta dziwna przeprawa wreszcie się skończyła. Nieswojo czuł się ze świadomością, że zaraz przedstawi Deirdre zakochaną w nim Breenę.
            – Nie denerwuj się tak – uspokoiła go śpiewnym tonem, kiedy lekko drżącą ręką odgarniał gałęzie.
            Nie odpowiedział, ale na szczęście nie było to konieczne. Znaleźli się wreszcie na polanie, na której zawsze spotykał się z Deirdre. Breena z zamyślonym wyrazem twarzy podeszła do Teorainn Diamond i wyciągnęła przed siebie rękę, by dotknąć niewidzialnej granicy.
            – Wiesz, że dawno tego nie robiłam? Ludzie praktycznie zawsze trzymają się z dala od bariery i sama zaczęłam tak robić. Ostatni raz dotykałam Diamentowej Granicy jako mała dziewczynka. Dziwne uczucie. Nie mogę przejść, chociaż wydaje mi się, że nic przede mną nie ma…
            W tym momencie zaszeleściły drzewa i na polanie po stronie Ádh pojawiła się jedna osoba. Breena od razu odwróciła głowę w tamtym kierunku i zaczęła uważnie lustrować ją wzrokiem. Ale to wcale nie była ciemnowłosa piękność, ale blondynka o potarganych włosach w nieprzyzwoicie krótkiej sukience, choć uszytej z bardzo dobrego materiału.
            – Inaczej ją sobie wyobrażałam – stwierdziła Breena. – I nie wiem, czy nazwałabym ją nieziemską pięknością…
            – Nie pozwalaj sobie – prychnęła Cahan, wbijając w Breenę gniewne spojrzenie. – Może nie jestem piękna, ale brzydka też nie. Kto to w ogóle jest, Lennanie?
            – Breena – przedstawiła się dziewczyna, nim on zdążył się odezwać. – A ty jesteś Deirdre…
            – Nie jestem Deirdre. Mam na imię Cahan. Deirdre to moja przyjaciółka.
            Breena pokiwała głową, ale nie wyglądała na zawstydzoną pomyłką czy tym, w jaki sposób wypowiedziała się o jednej z bliźniaczek. Doskonały humor wciąż jej nie opuszczał.
            – A gdzie jest Deirdre? Lennan obiecał, że będę mogła ją poznać.
            – Naprawdę? Dziwi mnie, że zgodził się na to tak chętnie…
            Cahan zmrużyła niebieskie oczy i spoglądała to na Lennana, a to na jego czarnowłosą towarzyszkę. Właściwie nie dziwił się jej reakcji. Sytuacja była co najmniej dziwna i Deirdre pewnie też za taką by ją uznała. O ile w ogóle byłaby na polanie, bo na razie nigdzie nie potrafił jej dostrzec.
            – Gdzie jest Deirdre?
            Cahan spoważniała. Przestała posyłać Breenie nieco złośliwe uśmieszki i opuściła kąciki ust. Nieporadnie podrapała się po głowie, a Lennan poczuł dreszcz przebiegający mu po plecach. Trudno było mu wyobrazić sobie, by Cahan mogła odczuwać skrępowanie, a jednak właśnie taka przed nim stała. To nie wróżyło niczego dobrego.
            – Obawiam się, że nie spotkacie się w najbliższym czasie. Nie wiem, kiedy w ogóle uda wam się zobaczyć. Rodzice zabronili jej chodzić do lasu.
            – Jak to? Dlaczego?
            – Oisin dowiedział się o was. Z jakiegoś powodu ją śledził. Powiedział o wszystkim matce Deirdre, a ona uznała, że wasze spotkania nie służą jej córce. Chce, żeby jak najszybciej wzięła ślub z Oisinem i się ustatkowała. Zresztą mówi, że wasz związek tylko unieszczęśliwi Deirdre.
            Lennan poczuł, jak nieoczekiwanie zalała go ogromna fala smutku. Oczywiście, wiedział, że to nie będzie trwało wiecznie, że kiedyś Deirdre znów zacznie wymykać się z domu, chodzić na polowania, a przy okazji przychodzić pod Teorainn Diamond. Nie potrafił jednak wyobrazić sobie, że znów mieliby się nie widywać. 
            – Nie martw się, obie nakrzyczałyśmy na Oisina, Deirdre nie chce go widzieć i dobrze mu tak – dodała Cahan po chwili przeciągającego się milczenia.
            – Kto to jest Oisin? – zainteresowała się Breena, ale nikt jej nie odpowiedział.
            – Myślisz, że długo to potrwa? – zapytał, chociaż obawiał się odpowiedzi. – Myślisz, że długo będą jej pilnować?
            – Nie mam pojęcia. Pewnie będziesz musiał trochę poczekać. Matka Deirdre upiera się, że już nigdy nie puści jej do lasu, ale przecież służba nie będzie za nią chodzić do końca jej życia. Poza tym rodzice Deirdre w końcu zrozumieją, że w ten sposób ją krzywdzą i odpuszczą. Muszą. Przychodź tu co jakiś czas. Jeśli coś się zmieni, na pewno się dowiesz.
            Skinął głową i przez chwilę stał w miejscu, nie mając ochoty się ruszyć. Nie chciał wracać do domu. Właściwie nie wiedział, co będzie robił w ciągu najbliższych dni wypełnionych nieznośnym oczekiwaniem. Musiał wykazać się cierpliwością, ale czuł, że to nie będzie łatwe.
            Breena lekko szturchnęła go w ramię. Gwałtownie zamrugał i dotarło do niego, że dłuższe stanie na polanie na ma najmniejszego sensu. Pożegnał się z Cahan i ruszył w stronę domu. Na odchodne posłała mu jakieś dziwne spojrzenie, którego nie potrafił nazwać. Wydawało mu się, że mogło to mieć jakiś związek z osobą Breeny, ale nie umiał powiedzieć nic więcej. Nigdy nie był dobry w odczytywaniu znaków posyłanych przez kobiety.
            – Będzie dobrze, Lennanie – zapewniła Breena. – Kiedyś muszą ja wypuścić.
            – Czemu wciąż masz taki dobry humor? – zapytał, wciąż niczego nie rozumiejąc.
            – A czemu miałabym być smutna? Już ci mówiłam, Lennanie, żyję chwilą. A w tej chwili mam się doskonale.
            – Ona wróci – zapewnił, patrząc Breenie prosto w oczy. Sądził, że dostrzeże w nich uczucie rozczarowania, nagłą śmierć nadziei na to, że kiedyś to właśnie Breena wśród tłumu świadków wyzna Lennanowi miłości i rozpocznie z nim wspólne życie. W brązowych oczach zamieszkiwała jednak wciąż jedynie iskierka radości.
            – Wiem, przecież właśnie sama ci to powiedziałam. Kiedyś znów się spotkacie.
            – I znajdziemy przejście przez Teorainn Diamond, a potem weźmiemy ślub – zapewnił z całą stanowczością.
            – Oczywiście, Lennanie – poklepała go po ramieniu. – Jak chcesz, mogę nawet pomóc wam szukać tego przejścia.

~*~
Wracam po przerwie, rozdziały znów będą się pokazywały co dwa tygodnie. Jeśli chodzi o zaległości u Was, to nadrabiam je, ale powoli, w każdym razie jeśli do kogoś jeszcze nie zajrzałam, to wcześniej czy później pojawię się z komentarzem. Nie odpowiadałam na Wasze komentarze pod ostatnimi rozdziałami, podobnie będzie pewnie i z tym rozdziałem, Zrobię to dopiero na samym końcu - najpierw chcę ponadrabiać zaległości u Was.

           


5 komentarzy:

  1. Wydaje mi sie, ze Brenna ucieszyła się dlatego, bo jest pewna, ze Leannan i Deirde nigdy nie przekroczą granicy, a wiec jest tylko kwestia czasu, ze to ona koniec końców zagości w sercu Leanna. Pewnie fakt, ze Deirde nie zjawiła się w lesie, jeszcze bardziej ją ucieszył (swoją droga bardzo mi się spodobała ta pomyłka związana z Cahan i wymiana zdań miedzy dziewczynami, dobrze to rozegrałaś)... i nawet nie potrafię jej za to winić, bo najbardziej prawdopodobne jest to, Co ona mysli. Nie wiem, czy i jak oni przekroczą te granice, a z drugiej strony-to chyba musi byc jakas magia... tak w ogole, to ile rozdziałów planujesz?
    czekam na ciąg dalszy i zapraszam na Niezaleznosc

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj ten nasz drogi Lennan... Od naprawdę nie zna się na kobietach. Definitywnie Brenna ciszy się, że właśnie Teoriann dzieli jego z Deirdre. Ma pewność, że nic nie połączy tych dwoje, licząc zapewne że kiedyś Lennan ożeni się z nią. Jakoś nie podoba mi się to jej zachowanie... I ta uszczypliwość w stosunku do Cahan, kiedy pomyliła ją z Deirdre.
    Cieszę się, że Cahan pojawiła się w lesie i wyjaśniła Lennanowi całą sytuację, na co liczyłam w poprzednim rozdziale. W ten sposób mężczyzna wie, że dziewczyna go nie olała i po prostu, jest uziemiona. Ciekawi mnie teraz jak często będzie zjawiał się pod granicą... Na ile ją kocha, aby czekać, nim dziewczyna się zjawi? :)

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie dziwię się wesołości Breeny, ale bardzo dziwię się zachowaniu Lennana. Nie wiem po jakiego ciula zgodził się, by Breena poszła z nim do lasu i po co wyznał jej całą prawdę. Chociaż... no dobra, prawdę mógł powiedzieć, żeby dziewczyna wiedziała, że Lennan nie jest już stanu wolnego. Ale po co opowiadał o granicy, która dzieli go z Deirdre? Po co zabrał ją na to spotkanie? Nie pomyślał, że to będzie bardzo niezręczna sytuacja? Że Deirdre może być przykro widząc swojego chłopaka z inną dziewczyną, tym bardziej że tamta może go dotknąć, zbliżyć się, a nawet przytulić, a Deirdre nie? Zrozumiałabym, gdyby Breena się tam zakradła albo go śledziła. Ale żeby zabrać ją z własnej woli? Nie spodobała mi się ta bierność Lennana. Nigdy nie stwarzał pozorów stanowczego faceta, ale teraz przegiął. Przynajmniej moim zdaniem xD
    Ale tak jak mówiłam, nie dziwię się wesołości Breeny. Skoro podobno nikt nie przekroczył granicy, to pewnie jest przekonana, że miłość Lennana i tej Deirdre to tylko chwilowa fascynacja, która nigdy nie będzie miała szansy się rozwinąć. Jakby nie patrzeć to jest dla Breeny idealna sytuacja. Oczywiście niefajnie, że Lennan się zakochał, ale skoro już to zrobił, to dobrze, że w dziewczynie z drugiej strony granicy. Lepiej dla Breeny być nie mogło :D
    I oczywiście super, że Cahan postanowiła poinformować Lennana o tym, co stało się w dom Deirdre. Przynajmniej będzie wiedział, czemu dziewczyna nie pojawia się na spotkaniach. Chociaż z drugiej strony, miałam chyba nadzieję, że troche pomęczy go niewiedza :D

    Pozdrawiam i naturalnie czekam na następny rozdział ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam Cię najmocniej za tak ogromne zaległości, ale najpierw porwały mnie studia, a później zaczęłam bardzo intensywne wakacje, co sprawiło, że zapuściłam się z czytaniem opowiadań, i to na całej linii :) Właściwie dopiero teraz zabieram się za nadrabianie wszystkiego. I widzę, że wiele rzeczy się wydarzyło!
    Kiara wyjechała razem z mężem, Deirdre zerwała z Oisinem, a ten tak się tym obruszył, że wyśledził jej znajomość z Lennanem i powiedział o wszystkim jej rodzicom. Nie mogę uwierzyć, że był aż takim egoistą! Zawsze jakoś lubiłam Oisina, uważałam, że to nie jego wina, że spodobała mu się akurat Deirdre, wiele innych dziewczyn z pewnością z uśmiechem wzięłoby z nim ślub. Ale on wybrał akurat tą i w sumie było mi trochę szkoda, że raczej nie ma szans na uczucie ze strony swojej wybranki, ale nie przypuszczałam, że posunie się do czegoś takiego. No i co tym właściwie wskórał? Przecież nie mogą ją zmusić do ślubu z nim! A nawet jeśli, to serio chciałby, żeby jego żona całe życie go nienawidziła? Poza tym miał gość tupet, że po tym, jak otwarcie mu wyznała, że kocha innego, to ten spróbował jeszcze raz podjąć kroki, żeby ubiegać się o jej rękę... Co też ta urażona męska duma robi z człowiekiem.
    Ale jestem za to niesłychanie dumna z Cahan, która zachowała się jak prawdziwa przyjaciółka przystało. Opieprzyła Oisina z góry na dół i wsparła Deirdre, nie tylko słowem i obecnością, ale nawet poszła do lasu, żeby wszystko wyjaśnić Lennanowi. Strasznie się z tego cieszę, bo właśnie już się martwiłam, co będzie, kiedy on i Breena dotrą do granicy, a Deirdre tam nie będzie. Breena pewnie pomyślałaby, że Lennan tylko sobie wymyślił jakąś dziewczynę... Nawiasem mówiąc, ona mnie tak strasznie irytuje! Kolejna ze złamanym sercem, która tylko udaje miłą, a w rzeczywistości tylko czeka, aż komuś powinie się noga, żeby sama mogła na tym skorzystać. Jest jasne, co ona tak naprawdę planuje. Wierzy, że Lennan i Deirdre już nigdy się nie zobaczą, a wówczas może on ożeni się z Breeną, bo przecież co mu wtedy zostanie. Ja jednak trzymam kciuki za to, żeby naszej parze się powiodło. Musi być jakieś rozwiązanie na Teorainn Diamond, po prostu musi!
    Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie wiem co De. widzi w Le. Może dlatego, że sama ma raczej mocny, decyzyjny charakter (po matce) i nie potrzeba jej przy boku mężczyzny, wystarczy chłopiec, który będzie spełniać jej zachcianki, słuchał jej, tulił i po prostu kochał. Ja sam nie widzę w Le. kogoś kto byłby w stanie zaopiekować się rodziną, żoną i dziećmi. Dałby radę na nich zarobić, utrzymać ich na powierzchni życia (choć nie pławiliby się w luksusach), ale nic poza tym. Be. zadecydowała, że pójdzie poznać jego dziewczynę i co? On się tak po prostu zgodził. Gdyby moja była kochanica, z którą bym się kumplował, chciała poznać dziewczynę, z którą bym się obecnie spotykał, to odpowiedziałbym krótko "jasne, ale nie teraz, może kiedyś wpadniesz z nami na obiad do knajpy albo na piwo" i w pierwszej wolnej chwili chciałbym to uzgodnić z tą moją obecną miłością. A tu... Be. zadecydowała, a Le. nie miał zdania. Zupełnie tak jak ojciec D. Tam też Bla. decyduje, a on nie ma zdania.
    Rozumiem za to poczynania Be. Jej zależy na Le. więc woli być blisko niego i pomagając mu, będzie wiedziała czy jego plan skutkuje czy nie. Jak nie będzie skutkował, to będzie spokojniejsza, a jak będzie, to będąc blisko zawsze będzie mogła coś popsuć i sprawić, by on i De. nie sięgnęli celu.

    OdpowiedzUsuń