Nikt
nie był w stanie zmusić jej do wyjścia z pokoju. Odkąd matka oznajmiła, że to
koniec wypraw do lasu, Deirdre nie widziała żadnego sensu w ruszaniu się z
łóżka. Spędzała w nim całe dnie, nie przejmując się tak nieistotnymi rzeczami
jak zmienianie sukien, a co dopiero dbanie o higienę. Czasem jedna z służących
przychodziła na polecenie Blair i zmuszała Deirdre do wejścia do wielkiej
balii. Dziewczyna reagowała na wszystko jedynie niezmienną obojętnością. Nie
krzywiła się nawet, kiedy za mocno szorowano jej plecy lub kiedy temperatura
wody przypominała tą z górskiego strumyka. Zachowywała się jak pozbawiona
życia, zielone oczy wypełniała pustka.
Posiłków Deirdre nie
jadła, chyba że ktoś ją do tego zmusił. Skończyło się na tym, że trzeba było na
zmianę pełnić dyżury i karmić dziewczynę, jakby była małym dzieckiem albo
staruszką. Nie wzbraniała się przed przyjmowaniem posiłków, tylko bezmyślnie
rozchylała usta. Gdyby jednak nikt nie przyszedł przez długi czas, Deirdre
pewnie nawet nie czułaby głodu.
Blair i Edan
przyglądali się wszystkiemu z coraz większym niepokojem. Mężczyzna namawiał żonę,
by zmieniła decyzję i pozwoliła córce na kolejne spotkania z Lennanem. Ale
Blair posyłała Edanowi nieugięte spojrzenie szarych oczu i stanowczo kręciła
głową.
– To się musi skończyć.
Już dosyć, że Oisin dowiedział się o jej nietypowych… upodobaniach. Gdyby ktoś
inny zobaczył ją z łukiem w lesie… Wiesz, co ludzie by sobie o nas pomyśleli?
Jesteśmy szanującym się rodem, a nasza córka zachowuje się gorzej niż niejedna
dziewczyna klasy średniej. A gdyby jeszcze ktoś usłyszał, że ma romans z
chłopakiem z Mór!
– Nie przesadzaj, to
nie romans. Nawet nie mogą się dotknąć.
– To niewiele zmienia.
– Ale ona go kocha. Nie
możesz zabraniać jej się z nim widywać.
– Oczywiście, że mogę.
Jestem matką i muszę mówić Deirdre, co dla niej najlepsze. Spotkania z tym
chłopakiem do niczego nie prowadzą. Jedynie mieszają jej w głowie i sprawiają,
że wciąż odwleka decyzję o małżeństwie.
– Masz zamiar zmusić ją
do ślubu?
Edan spojrzał na żonę z
niedowierzaniem. Kochał Blair, naprawdę ją kochał. Uwielbiał jej stanowczość,
pewność siebie i umiejętność podejmowania najlepszych możliwych decyzji. Ale
nigdy nie podejrzewałby, że może okazać się tak bezwzględna wobec własnej córki.
Chociaż jego małżeństwo również nie zostało zawarte ze względu na uczucie,
miłość pojawiła się z czasem. Ale decyzja o ślubie została podjęta przez ich
oboje, a nie przez rodziców.
– Od kiedy jesteś aż
taki miękki, Edanie? Nasza córka popełnia życiowy błąd i doskonale o tym wiesz.
Gdybyś się ze mną nie zgadzał, nie pozwoliłbyś na pilnowanie jej przez służbę.
Milczał. Blair nie
potrzebowała żadnych słów. Wiedziała, że ma rację. On też o tym wiedział. Nie
żyli w świecie, w którym działy się rzeczy takie jak w bajkach opowiadanych
małym dzieciom przez lubujące się w starych podaniach opiekunki. Chociaż Ádh niewątpliwie uchodziło za piękne,
brak w nim było książąt z bajki czy granic znikających w jednej chwili dzięki
sile prawdziwej miłości.
Ich sprzeczkę przerwało
wejście służącej, która trzymała w ręce suknię. Kawałek materiału prezentował
się doprawdy koszmarnie cały pognieciony i spowity plamami niewiadomego
pochodzenia. Blair skrzywiła się na ten widok. Do tej pory Deirdre dbała o swój
wygląd i lubiła ładnie wyglądać. Z chwilą, kiedy wyprawy do lasu stały się
niemożliwe, ubranie niewiele ją obchodziło. Nawet jeśli było całe brudne i
zaczynało nieprzyjemnie pachnieć.
– Wymyta? – skierowała
pytanie w stronę służącej, a ta pokiwała głową. Przez chwilę wyglądała, jakby
zamierzała po prostu odejść i przystąpić do prania sukni, ale zawahała się.
– Przepraszam, że się
wtrącam, ale może by tak wezwać druida… Panienka wygląda, jakby znajdowała się
na skraju załamania. Może to jakaś groźna choroba albo złe duchy…
– Nie sadzę. – Blair
tylko pokręciła głową. – Po prostu musi się pogodzić ze stratą czegoś, co
kocha.
Właściwie z dwiema
stratami, ale służąca wiedziała jedynie o polowaniach. O niżej urodzonym
chłopaku z Mór nie miała pojęcia i
całe szczęście, bo nikt nie powinien był poznać prawdy. Edan posłał żonie
porozumiewawcze spojrzenie, a potem skierował zatroskany wzrok na pomiętą
suknię wciąż tkwiącą w rękach służącej. Blair udała, że niczego nie dostrzega i
starała się zachowywać normalnie.
– Całe szczęście, że ma
jeszcze coś innego, co kocha…
Oczywiście służąca pomyślała
o harfie. W tym momencie Blair uświadomiła sobie, że już dawno nie słyszała, by
córka grała jakąkolwiek melodię. Zresztą nic w tym dziwnego, skoro Deirdre
opuszczała łóżko tylko pod przymusem. Kobiecie przemknęło przez myśl, że ktoś
powinien posadzić jej córkę przy harfie i nakłonić do trącenia palcami strun.
Potem, kiedy opuszki przypomniałyby sobie znajomy dotyk, a do uszu dotarłyby
pierwsze, delikatne tony, z pewnością byłoby już łatwiej. Deirdre zaczęłaby
grać. Może grałaby od świtu aż do zmierzchu, aż w końcu cały ból i żal
uleciałby wraz z cichnącymi dźwiękami. To zdecydowanie mogło się okazać lepszą
terapią niż jakiekolwiek spotkanie z druidem.
Zgodnie z prośbą Blair,
posadzono Deirdre przed harfą. Rzeczywiście, tak jak kobieta przeczuwała,
trzeba było nakłonić dziewczynę do dotknięcia strun, a potem wszystko potoczyło
się naturalnie i muzyka wypełniła pomieszczenie. Od tej chwili trwała
nieprzerwanie. Deirdre zamieniła łóżko na stolik przy harfie i teraz tam
spędzała większość czasu. Służąca musiała pilnować, by dziewczyna kładła się spać,
a wtedy ona posłusznie opuszczała ręce, wstawała i dawała się prowadzić, jakby
nie miała żadnej władzy nad swoim ciałem.
Melodie były jeszcze
piękniejsze niż zwykle. Jednocześnie miały w sobie coś naprawdę niezwykłego.
Blair zawsze lubiła słuchać córki i uważała, że dziewczyna ma ogromny talent.
Niewątpliwie potrafiła poruszyć, dotrzeć do serca nawet tych bardzo nieczułych
osób. Tym razem melodie również przepełnione były emocjami. Ale Blair nigdy nie
określiłaby ich mianem pięknych. Owszem, miały w sobie piękno, ale nie z
rodzaju tego tak dobrze jej znanego. To było piękno niebezpieczne, które
przygnębiało wszystkich odbiorców muzyki, sprawiało, że w ich głowie pojawiały
się ponure myśli. A nawet jeśli nie myślało się o niczym szczególnym, to
nadchodziła ochota, by położyć się w łóżka, jak to przedtem robiła Deirdre i
płakać, póki nie skończą się wszystkie łzy.
Jeśli ktoś odwiedzał
dom rodu Lancaster, zazwyczaj wychodził pogrążony w melancholii, z łzami
czającymi się tuż na końcówkach rzęs jak krople rosy na liściach czy długich
łodygach traw. Często pytano, czemu Deirdre przestała się pojawiać na Margadh czy w jakichkolwiek innych
miejscach i cały czas poświęca na granie przygnębiających melodii. Blair
tłumaczyła to chęcią tworzenia poruszającej sztuki, której Deirdre oddała się
całym sercem. Ludzie w odpowiedzi jedynie kiwali głowami. Nie wiadomo, czy
wierzyli tym słowom, ale nikt nie próbował dociekać prawdy.
Któregoś dnia, kiedy
wysłuchiwanie przepełnionych bólem tonów stawało się niemal nie do zniesienia,
w progu pojawiła się Cahan. Przedtem też zdarzało jej się odwiedzać Deirdre,
ale zazwyczaj były to krótkie wizyty, podczas których dziewczyna zdawała się
nie zauważać bliźniaczki.
Na widok Cahan, Blair
lekko się uśmiechnęła. Dziewczyna od zawsze nieco niepokoiła matkę Deirdre i
gdyby nie to, że kobieta znała jej rodziców, z pewnością nie aprobowałaby tej
przyjaźni. Blair często odnosiła wrażenie, że to właśnie przez Cahan Deirdre
wpadła na pomysł chodzenia na polowania, szukania przejścia przez Teorainn, a ostatnio nawet na to, by
zawrzeć znajomość z kimś z drugiej strony i odrzucić najlepszą możliwą
propozycję małżeństwa.
Oisin również odwiedzał
Deirdre. Z początku Blair obawiała się, że jej córka będzie krzyczeć na
młodzieńca, złorzeczyć mu i posyłać spojrzenia pełne nienawiści. Tymczasem
Deirdre okazywała całkowitą obojętność. Kiedy Oisin mówił, spoglądała na niego
oczami pozbawionymi wyrazu, jakby nawet nie była świadoma tych spotkań. A
potem, kiedy zaczęła grywać na harfie, nawet nie obracała głowy w jego stronę.
Czasami Blair obawiała się, że jej córka oszalała. Jedynie silne przekonanie,
że złamane serce nie mogłoby jej doprowadzić do obłędu, nieco ją uspokajało.
– Dzień dobry –
ukłoniła się Cahan. Mimo tych swoich niedorzecznych kreacji i żywiołowego
usposobienia potrafiła odpowiednio się zachować.
– Dzień dobry –
odpowiedziała Blair.
Pomieszczenie wciąż
wypełniały dźwięki kolejnej smutnej melodii. Wydawały się sięgać wprost do
serca słuchaczy, poruszać najcieńszymi strunami ich dusz i wprawiały w stan
oszołomienia, być może podobny do tego, w którym obecnie znajdowała się
Deirdre.
– Nic się nie zmieniło?
Blair jedynie pokręciła
głową, a Edan bezradnie rozłożył ręce. Słysząc tą odpowiedź, Cahan lekko
przygryzła wargi. Potem przeciągle westchnęła, uniosła głowę i odważnie
spojrzała w oczy rodzicom przyjaciółki.
– To się musi skończyć.
Może nie mam prawa się wtrącać, ale martwię się o Deirdre. Ona powoli umiera i
czas wcale tego nie zmieni. Muszą państwo pozwolić jej na dalsze spotkania z
Lennanem. Może kiedyś sama zmądrzeje i zrozumie, że to nie ma przyszłości. A
może znajdzie przejście i wtedy będzie szczęśliwa. Bo chyba o to chodzi,
prawda? Nie o pozycję społeczną, tylko o to, żeby Deirdre naprawdę była szczęśliwa.
Blair już otwierała
usta i kręciła głową, ale Edan położył jej rękę na ramieniu. Kobieta posłała mu
pełne zdziwienia spojrzenie, ale mąż tym razem pozostawał zdecydowany. Cahan
poczuła przypływ nadziei. Możliwe, że wreszcie mogła odzyskać dawną
przyjaciółkę. Miała dosyć patrzenia na usychającą dziewczynę, która kiedyś potrafiła
się uśmiechać.
– Cahan ma rację.
Naprawdę zmusimy ją do ślubu z Oisinem i będziemy patrzeć na jej nieszczęście?
I słuchać tych melodii? – Jakby na potwierdzenie, powietrze wypełniły wyjątkowo
ckliwe tony. Blair się wzdrygnęła.
Przez nikt się nie
odzywał. Cahan spoglądała na rodziców Deirdre w niecierpliwym oczekiwaniu.
Zanim padła ostateczna odpowiedź, wiedziała, że udało się jej osiągnąć cel.
Blair powoli skinęła głową. Cahan poczuła przypływ ulgi i pobiegła wprost do
przyjaciółki.
Deirdre siedziała
całkowicie zamyślona, z oczami utkwionymi w jakimś punkcie na ścianie. Jej
palce sunęły po strunach, jakby należały do kogoś zupełnie innego. Cahan miała
dosyć patrzenia na ten widok każdego kolejnego dnia. Najpierw straciła Kiarę, a
później zaczęła tracić Deirdre. Nie mogła na to pozwolić.
– Deirdre – odezwała
się, ale dziewczyna tylko na chwilę spojrzała w jej stronę. Zielone oczy wciąż pozostawały
niepokojąco puste. – Rozmawiałam z twoimi rodzicami. Możesz iść do lasu.
Deirdre zdawała się
niczego nie rozumieć. Cahan usiadła obok i pogładziła brązowe włosy
przyjaciółki. Kiedyś były miękkie i przyjemne w dotyku, a teraz przypominały
plątaninę chaszczy.
Oszołomienie trwało
dłuższą chwilę, a potem Deirdre gwałtownie zamrugała. Opuściła ręce, muzyka się
skończyła. Wtedy dziewczyna głośno się rozpłakała i padła w objęcia Cahan.
Przyjaciółka poczuła tak ogromną ulgę, że sama również nie mogła powstrzymać
łez.
– Zaraz go zobaczysz.
Będzie dobrze – szepnęła, gładząc Deirdre po głowie. – Ale najpierw musisz się
wymyć. I przebrać. Chyba nie chcesz, żeby twój ukochany zobaczył cię w takim
stanie…?
Czekał w tym samym
miejscu. Prawdopodobnie przychodził na polanę każdego dnia, choć od momentu
rozstania z Deirdre minęło już dużo czasu. Na widok dziewczyny szeroko otworzył
oczy. Przyglądał się w milczeniu jej nieco zmatowiałym włosom, zmęczonej twarzy
i wychudzonej sylwetce. Deirdre zawsze była szczupła, ale teraz wydawała się
zdecydowanie za chuda. Suknia, która do niedawna pięknie podkreślała talię,
teraz bezładnie zwisała z ramion.
– Deirdre!
Podbiegł do Teorainn Diamond i przycisnął twarz do
granicy. Wyglądał dziwnie z rozpłaszczoną twarzą i zbielałym od nacisku granicy
nosem. Mocno przyciskał palce do powierzchni bariery i chyba bardziej niż
kiedykolwiek zależało mu na jej przekroczeniu. Tuż obok przystanął Aidan, który
w oszołomieniu obserwował przebieg wydarzeń.
Deirdre wciąż milczała,
aż w końcu zaczęła płakać. Łzy jedna po drugiej spływały po jej bladych
policzkach. Po chwili Cahan uświadomiła sobie, że od wielu dni nie słyszała
głosu przyjaciółki. Zastanawiała się, czy bardzo się zmienił, tak samo jak
zmienił się jej wygląd.
– Lennan – wychrypiała.
Był to nieprzyjemny zgrzyt, jakby ciało nie potrafiło sobie przypomnieć, jak to
jest mówić. Struny w gardle dziewczyny przez długi czas nie były używane i
potrzeba było czasu, by na powrót zaczęły prawidłowo funkcjonować.
– Czekałem na ciebie.
Każdego dnia. Cahan obiecała, że w końcu przyjdziesz. Nawet nie wiesz, jak
bardzo się cieszę!
Miotał się bezradnie,
wzdłuż Teorainn, przypatrując się
Deirdre z zachwytem i bezkresnym szczęściem malującym się w jego ciemnych
oczach. Cahan po raz pierwszy zdała sobie sprawę, jak piękne są ciemne
tęczówki. Kojarzyły się jej z ciepłem, a wraz z wyzierającą z nich miłością tworzyły
piękną całość. Czuła się nieco niezręcznie, obserwując spotkanie dwójki
zakochanych, ale nawet gdyby odeszła, wciąż pozostałby Aidan, więc Deirdre z
Lennanem i tak nie mieliby prywatności.
– Chciałbym cię
przytulić. Bardziej niż kiedykolwiek – wyznał i znów bezradnie się rozejrzał.
Nagle szeroko się
uśmiechnął i bez słowa rozpoczął wspinaczkę na jedno z pobliskich drzew. Cahan
od razu wszystko zrozumiała. Próbowali pokonać Diamentową Granicę od boku i od
dołu, więc pozostała jeszcze wspinaczka. Obawiała się, jak Lennan zdoła zejść
na stronę Ádh, bo w pobliżu nie
dostrzegała żadnego odpowiedniego drzewa. Ale to nie miało większego znaczenia.
Można było zbudować wysoką drabinę.
Lennan wspinał się
coraz wyżej i wyżej, a dziewczyny wraz z Aidanem przypatrywały się temu w
milczeniu i w niecierpliwym oczekiwaniu. Chłopak co jakiś czas wyciągał przed
siebie rękę, sprawdzając, czy opór granicy wciąż pozostawał wyczuwalny. W końcu
dotarł niemal na czubek drzewa, gdzie gałęzie wydawały się kruche i nie do
końca zdatne do utrzymania ciężaru czyjegoś ciała.
– To niemożliwe! –
krzyknął w przypływie frustracji. – Ciągnie się aż dotąd. Nie dam rady wejść
wyżej.
Rzeczywiście, pozostałe
drzewa były niższe. Deirdre skuliła się w sobie, Cahan spuściła głowę, a Aidan
ze złością kopnął jakiś kamyk. Nie tak to sobie wyobrażali. Przecież po czasie
rozłąki i cierpienia powinno ich wreszcie spotkać szczęśliwe zakończenie.
Lennan powoli zaczął
schodzić z drzewa, z trudem powstrzymując gniewne okrzyki. Cahan próbowała
znaleźć słowa, które mogłyby podnieść dwójkę zakochanych na duchu, ale nie
sądziła, by zdołała napełnić serca tych dwojga nadzieją.
I jakby na
potwierdzenie tych przypuszczeń, jako znak, że życie wcale nie jest idealne,
jedna z gałęzi wydała z siebie nieprzyjemny odgłos, złamała się, a Lennan spadł
na ziemię, bezradnie wymachując rękami. Uderzył w podłoże z głuchym,
nieprzyjemnym odgłosem. Deirdre zaczęła krzyczeć.
– Lennan! Lennan!
Odezwij się!
Podbiegła do Teorainn, histerycznie krzycząc i z
trudem łapiąc powietrze. Aidan zaczął potrząsać ramieniem brata, ale ten w ogóle
nie reagował. Cahan nie wiedziała, co zrobić. Oddzielona granicą od
poszkodowanego pozostawała całkowicie bezradna. Mogła tylko przyglądać się
wszystkiemu z szybko bijącym sercem. Nie widziała nigdzie krwi, ale to niczego
nie przesadzało. Brak krwi nie oznaczał, że wszystko będzie dobrze. Spojrzała w
górę, w miejsce, gdzie złamała się gałąź. To było wysoko. Bardzo wysoko.
Deirdre wciąż płakała i
wykrzykiwała bezradnie słowa, które nie tworzyły żadnej sensownej całości.
Cahan przyglądała się temu w milczeniu, a Aidan wciąż potrząsał ramieniem
brata. W końcu dziewczynie udało się otrząsnąć z szoku.
– Znasz kogoś, kto
mógłby pomóc? – zwróciła się do chłopca, a ten po chwili zastanowienia pokiwał
głową. – W takim razie biegnij. Najszybciej jak potrafisz. My zaopiekujemy się
Lennanem.
Takie zapewnienia nie
miały większego sensu, bo stojąc po drugiej stronie Diamentowej Granicy
niewiele mogły zdziałać. Zresztą Deirdre znajdowała się w tak koszmarnym
stanie, że i tak do niczego by się nie przydała. Na szczęście Aidan nie miał
czasu na analizowanie usłyszanych słów. Zerwał się do biegu, a Cahan usiadła
tuż przy Teorainn, przytuliła do
siebie szlochająca Deirdre, której od razu zwiotczały wszystkie mięśnie i
słuchając cichego łkania, wpatrywała się w nieruchomą sylwetkę chłopaka.
Jakiś czas później, a
właściwie niemal całą wieczność po tym, jak chłopiec zerwał się do biegu,
powrócił w towarzystwie dziewczyny z klasy średniej. Miała nieco ciemniejszą
karnację, czarne, piękne włosy i figurę, którą z pewnością podziwiał niejeden
mężczyzna. Na widok Lennana szeroko otworzyła oczy i zaczęła uważnie go
oglądać.
W jej ruchach pełno
było troski i niezwykłej delikatności. Cahan przyglądała się jej w milczeniu,
bo niewiele więcej mogła zrobić. Kiedy pierwszy raz spotkała Breenę, nie
zapałała do niej sympatię, ale teraz, gdy ujrzała ją w innej sytuacji, jako
troszczącą się o Lennana przyjaciółkę, jedyną osobę, która jest mu w stanie
pomóc, zapomniała o wszystkich negatywnych uczuciach.
– Ma złamaną nogę –
odezwała się w końcu, odrywając podłużny kawałek swojej sukni i przywiązując
udo chłopaka do prostego kija. Miała bardzo melodyjny, łagodny głos. – Możliwe,
że coś stało się mu w głowę, ale póki się nie obudzi, nie mogę nic więcej powiedzieć.
– A obudzi się? –
upewniła się Cahan.
– Tak. Na szczęście
wygląda to gorzej, niż jest w rzeczywistości. Przynajmniej tak sądzę.
Deirdre odetchnęła z
ulgą, tak samo jak Cahan, a Aidan rozpłakał się i pozwolił, by czarnowłosa
dziewczyna go przytuliła. Nieznajoma dłuższą chwilę milczała, a potem
skierowała spojrzenie ciemnych oczu na Deirdre.
– To wszystko twoja
wina. Nie powinnaś była nigdy pozwolić mu na coś takiego. Nie widziałaś, że te
gałęzie są za cienkie? Nie obchodziło cię, że on ryzykuje życiem? A podobno tak
go kochasz… Skoro jesteś taka zaznajomiona z lasem, sama mogłaś zacząć się
wspinać.
Deirdre otworzyła usta,
żeby coś powiedzieć, ale czarnowłosa pokręciła głową, jakby nie miała ochoty na
wysłuchiwanie jakichkolwiek wytłumaczeń.
– Wszyscy wiedzą, że
wasz związek nie ma przyszłości. Ile czasu można być z kimś, kto pochodzi z
zupełnie innego świata? Widzisz, do czego to prowadzi. Musisz zrozumieć, że i
tak nic z tego nie będzie.
– Rozumiem, że go
kochasz, Breeno, ale…
– To, czy go kocham,
nie ma żadnego znaczenia. Zresztą nie chodzi tylko o niego. Równie dobrze
możesz pomyśleć o sobie. Jak długo będziecie się widywać, nim to uczucie was
zabije?
Deirdre nie
odpowiedziała. Cahan miała ogromną ochotę odpowiedzieć coś niemiłego, stanąć w
obronie przyjaciółki, ale z jakiegoś powodu kompletnie zabrakło jej słów.
Zamiast tego delikatnie nakłoniła przyjaciółkę do podniesienia się na nogi.
Podziękowała Breenie za pomoc, pożegnała Aidana i ruszyła w stronę domu.
Gdyby chciała,
zdołałaby zranić Breenę i sprawić, że Deirdre poczułaby się nieco lepiej. Ale
to nie miałoby żadnego sensu. Po raz pierwszy dotarło do niej, że to uczucie
rzeczywiście może wyniszczyć dwójkę zakochanych, tak jak wcześniej wyniszczała
ich rozłąka. Do tej pory ich serce przepełniała nadzieja, teraz, po nieoczekiwanym
wypadku, poznali prawdę. Póki co pewnie woleli ją ignorować, ale nie mogli tego
czynić w nieskończoność. Nikt nie powiedział na głos tego, o czym tak naprawdę
doskonale wiedzieli. Póki mogli jeszcze chwilę milczeć i żyć w złudzeniach,
świat nie wydawał się taki straszny.
Ale w końcu musieli
zaakceptować coś, o czym możliwe, że wiedzieli jeszcze wcześniej, z chwilą, gdy
Lennan zaczął kopać albo kiedy Deirdre wsiadła na łódkę. Może na siłę chcieli
wierzyć, że uda im się spleść swoje dłonie czy pocałować.
Teorainn
nie można było opłynąć, przejść pod nią, jakby była zwykły murem, czy wspiąć
się i przeskoczyć na drugą stronę.
Czymkolwiek właściwie
było Teorainn i obojętnie z jakiego
powodu powstało, po prostu nie miało końca.
o kurde, opis przezyć Deirde był wstrząsajacy. Choć nie, to nie był opis przezyć, to było behawiorystyczne przedstawienie tego, jak straciła chęć do życia. To aż niesamowite, jak ona mocno zakochała się w Leanie, nawet go nie dotykając. Choć częsciowo może o to chodzi? własciwie czar móglby prysnac, gdyby mogli sie dotknąć... Nigdy nic nie wiadomo, choć to byloby okropne, to jednak b. życiowe... ale cóż, nie wiadomo, czy oni w ogóle przekrocza tą granicę, czasem zaczynam w to wątpić. tak z ciekawości, ile rozdziałow jeszcze planujesz? No i cieszę się,ze to Cathlen miała swój udział w przekonaniu rodziców, a głownie matki Deirde, aby puścili córkę do lasu.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się też to, że przy granicy spotkalo się tak wiele róznych osoób. I szczerze mówiąc, wszytsko, co mówila Brenna, było okrutną, ale jak najbardziej prawda, i właściwie racjonalnie rzecz biorąc, to tak powinni postąpić Deirde i Leanan.
Choć ja nadal naprawde nie rozumiem, czmu oni nie przeszukują jakichś miejskich pbibliotek, podań, legend, nie chodzą do starych ludzi wypytawać, o co może chodzić itd. To mnie naprawdę dziwi xD
A może ten marynarz Cathlen jakoś im pomoze koniec końców?xD
Dawno mnie tutaj nie było. Jak zwykle ostatnio znikam na dość długo, ale wracam. Mam za sobą ostatnie 7 rozdziałów (chyba nie pomyliłam się w liczeniu xD) i nawet nie wiem od czego zacząć. W zasadzie nie jestem pewna, czy w tym momencie mam wszystko w głowie, bo moje czytanie odbywało się na przestrzeni ostatnich dwóch wieczorów...
OdpowiedzUsuńTak więc na początek muszę przyznać, że wkurzyłam się na rodziców Deirdre. Jak można rozdzielać ją z osobą, którą kocha. Chociaż nie, o wiele bardziej wkurzyłam się na Oisina... Jakoś tak już podczas ślubu z niewiadomych powodów zaczął mnie wkurzać, mimo że to zachowanie dziewczyny pozostawało wiele do życzenia. Momentami była jak dla mnie trochę zbyt podła, chociaż przynajmniej poinformowała chłopaka, że nie ma co mieć do niej nadziei.
W zasadzie przeraża mnie to, że nawet jeśli ludzie dowiadują się o miłości Deirdre i Lennana to i tak nic sobie z tego nie robią, w sensie - właśnie dowiadując się o tej miłości dostrzegają swoją szanse i nadzieję bycia z osobą, które jest po ich stronie Teorainn. Na pewno nie poprawia to sytuacji zakochanych...
Cieszę się, że Cahan udało się przekonać rodziców bohaterki do ustąpienia, nawet jeśli nie wierzą oni w szczęśliwe zakończenie tej historii. Muszę przyznać, że ja należę do tych wierzących. Cały czas mam nadzieję, że w końcu uda im się jakoś pokonać tą barierę. Ciężko mi nawet myśleć o tym, że to nie nastąpi, choć obawiam się tego...
Swoją drogą domyślałam się, że Lennanowi nie uda się pokonać tej bariery od góry... Szkoda tylko, że zakończyło się to tak a nie inaczej. W końcu ta dwójka zobaczyła się w końcu po dość długim czasie. Przykro mi na myśl, że musiał temu towarzyszyć ten wypadek. No i jeszcze słowa Brenny... aż żałuję, że Cahan jej nie dogadała... Chociaż jest w tym logika postępowania...
Podsumowując - cieszę się, że mogłam oddać się lekturze tej historii. Mam nadzieję, że następnym razem jak do niej zasiądę, zobaczę w niej jakąś nadzieję i możliwość na przekroczenie Teorainnn. Wiem, że może to być dość złudne podejście, ale co mi tam! Ta opowieść wciąga, piszesz genialnie! Dziękuję, że mam możliwość czytania tego, co wychodzi spod Twoich palców :) Tymczasem do napisania!
Pozdrawiam serdecznie! ;)
Bardzo podobał mi się opis uczuć Deirdre. Zrobiłaś to w taki obrazowy, że potrafiłam doskonale się w nią wczuć. Nie umiem za bardzo opisać emocji, które towarzyszyły mi podczas czytania, ale wiedz, że odwaliłaś kawał dobrej roboty ;-)
OdpowiedzUsuńPodobał mi się też ten pomysł z upadkiem. Dobitnie pokazałaś, że mimo wielkiej więzi, uczucia itp. ta dwójka nie ma szans na normalny związek. Bo gdy coś się stanie, to nawet nie potrafią sobie pomóc. Mogą tylko stać z boku i patrzeć, co dzieje się z tą drugą osobą. I choć słowa Cahan, a potem Blair brzmiały strasznie, to uważam, że mają rację. Jeśli granicy naprawdę nie da się przekroczyć, to nie wróżę Deirdre i Lenanowi świetlanej przyszłości.
Lecę dalej! ;*
Napisałem komentarz, który nie wiedzieć czemu, nie został opublikowany! Ten blogger bywa czasami złośliwy.
OdpowiedzUsuńTeraz napiszę w skrócie.
Rozumiem szaleństwo młodych, ich wiarę w pokonanie granicy, uczucie jakby mogli góry przenosić, a przy tym niezważanie na niebezpieczeństwa. Nie rozumiem jednak rodziców De. Oni muszą sobie zdawać sprawę z tego, że w końcu kontakt przez granicę tym dwóm nie wystarczy i zechcą ją pokonać. Przy tym pokonywaniu mogą stracić zdrowie, a nawet życie. I w tym momencie przyszło mi do głowy, że opowiadanie możesz zakończyć podwójnym samobójstwem (nie mogą być razem, to lepiej umrzeć).
32 yr old Account Executive Giles Candish, hailing from Laurentiens enjoys watching movies like "Sound of Fury, The" and Woodworking. Took a trip to Rock-Hewn Churches of Ivanovo and drives a Alfa Romeo 8C 2900B Pinin Farina Cabriolet. znajdz tutaj
OdpowiedzUsuńdobrzy prawnicy rzeszow
OdpowiedzUsuń