Ostatnio
tak wiele się działo, że długo nie pojawiła się w porcie. Czasami bardzo
brakowało jej morza, lekkiego kołysanie łódki czy zapachu soli. Nie miała
jednak czasu na jakiekolwiek wyprawy, zbyt zajęta martwieniem się o Deirdre,
która w ogóle nie chciała wychodzić z domu. Cahan niemal z bólem przyglądała
się przyjaciółce i poczuła wdzięczność do losu, że sama nigdy się nie
zakochała. Jeśli ludzie cierpieli aż tak bardzo po rozstaniu z bliską osobą, to
nie warto było kochać.
Przez chwilę nawet
wierzyła, że wszystko jakoś się ułoży, kiedy ostatecznie udało się przekonać
rodziców przyjaciółki, aby puścili dziewczynę do lasu. Cahan starała się
pozostawać tak naiwna, jak Deirdre czy Lennan i wierzyć, że skoro Teorainn nie dało się opłynąć, to
wspinaczka przyniesie jakieś efekty. Ostatecznie skończyło się na tym, że
Deirdre często płakała, obwiniając się o wypadek Lennana i wyczekując każdego
dnia przy Diamentowej Granicy w nadziei, że chłopak będzie w stanie przemierzyć
całą drogę ze swojego domu. To i tak było lepsze niż bezmyślnie granie melodii
i wpatrywanie się w pustkę, ale Cahan tęskniła za dawną Deirdre. Za tą, którą
znała, nim pojawił się Lennan, a przynajmniej nim ta znajomość stała się tak
poważna.
W końcu znalazła czas,
by udać się do portu, bo Deirdre postanowiła przesiedzieć cały wieczór przy
granicy. Blair nawet nie protestowała. Chyba zrozumiała, że trzymając córkę w
domu, tylko by ją unieszczęśliwiła.
Tak naprawdę Cahan
obawiała się kolejnego spotkania z chłopcem okrętowym. Pamiętała, jak cisnął
jej pod nogi srebrną monetę. Poczuła się wtedy upokorzona. Może gdyby uważniej
przypatrywała się twarzy chłopaka, kiedy zwierzała się mu ze wszystkich
problemów, zrozumiałaby, że nie ma potrzeby, aby mu płacić. Ale przecież tego nauczyli
ją rodzice – sekrety szanowanych rodów pozostają sekretami tylko za sprawą
monet.
Nawet nie wiedziała,
czy zastanie go w porcie. Tak dawno nie chodziła pobliskimi ścieżkami, że
równie dobrze mogła przegapić wypłynięcie statku w większy rejs. Możliwe, że
chłopak znalazł się wśród załogi. A jednak, ujrzała cień jego sylwetki, ledwie
widoczny w blasku przysłoniętego chmurami księżyca. Zwijał liny, aby się nie
poplątały i najwyraźniej jej nie zauważył.
Podniósł głowę dopiero,
gdy deski na pomoście zatrzeszczały. Przez chwilę tylko przypatrywał się jej w
milczeniu, a potem powrócił do przerwanej czynności. Niepewnie wykonała kilka
kolejnych kroków.
– Chciałam przeprosić.
Kiedy tylko
wypowiedziała te słowa, uznała je za kompletnie niedorzeczne. Kto to widział,
żeby dziewczyna klasy pierwszej przepraszała jakiegoś nisko urodzonego chłopaka?
Zresztą czy naprawdę miała ku temu powody? To normalne, że różne klasy
społeczne nie rozmawiały ze sobą jak przyjaciele czy chociażby znajomi.
Jego najwyraźniej także
zaskoczyły usłyszane słowa, bo lina wyślizgnęła się mu z rąk. Znów stał w
bezruchu i wbijał w nią spojrzenie szarych oczu.
– Mogłaś mieć przyjaciela,
ale wolałaś sługę.
Zaskoczył ją
oskarżycielski ton w jego głosie. Już zamierzała otworzyć usta i wypowiedzieć
kilka gniewnych zdań, ale w porę się powstrzymała. Skoro rzeczywiście chciała
rozmawiać z chłopakiem jak z kimś sobie równym, nie powinno ją dziwić, że żywił
do niej urazę. Gdyby był tylko sługą, potulnie spuściłby głowę i zapewnił, że
nic się nie stało. Ale przecież nie o to chodziło, właśnie dlatego go
przepraszała.
– Już nie chcę mieć
sługi. I chyba nigdy nie chciałam. Zdecydowanie bardziej potrzebny jest mi
przyjaciel, który potrafi mnie obronić, kiedy tego potrzebuję albo wysłuchać,
kiedy mam jakiś problem.
Wpatrywała się w czubki
swoich stóp. To dziwne, ale naprawdę czuła się nieswojo. Cała odwaga i pewność
siebie gdzieś zniknęła. Może dlatego, że zazwyczaj nie rozmawiała w ten sposób
z mężczyznami. Właściwie rzadko prowadziła z nimi jakiekolwiek rozmowy. Nie
miała wianuszka adoratorów, bo jej wojownicza postawa wszystkich odstraszała i
każdy wolał idealną Kiarę.
– W takim razie
pamiętaj, że przyjaciołom się nie płaci.
Podszedł do niej i
wyciągnął rękę. Coś błysnęło w świetle i dopiero po chwili Cahan zdała sobie
sprawę, że to wszystkie monety, jakie do tej pory wręczyła chłopcu okrętowemu.
Nie mogła uwierzyć, że na nic ich nie przeznaczył. Mógł za nie kupić tyle
rzeczy, mógł poprawić swoją sytuację, a zamiast tego wolał zachować dumę.
Poczuła podziw, a jednocześnie jeszcze większe wyrzuty sumienia. Chciała nawet
powiedzieć, żeby zatrzymał pieniądze, ale obawiała się, że to mogłoby go
rozzłościć, dlatego przyjęła je w milczeniu i włożyła do sakiewki.
– Będę o tym pamiętać –
uśmiechnęła się, a on w odpowiedzi również uniósł kąciki ust.
W przypływie impulsu
wyciągnęła ręce i przytuliła się do niego. Do
Carneya, od razu poprawiła się w myślach. Przecież nie mogła nazywać
przyjaciela chłopcem okrętowym.
Carney odwzajemnił uścisk i przez krótką chwilę Cahan czuła się bezpiecznie.
Zniknęła tęsknota za Kiarą, niepokój o Deirdre i poczucie, że życie jest nie
takie, jakie być powinno. Do tej pory Cahan nawet nie sądziła, że obecność
przyjaciela może tak wiele zmienić.
Odsunęła głowę, by
powiedzieć o tym wszystkim Carneyowi. Nawet nie wiedziała, czemu ma ochotę to
zrobić, czemu nagle jest taka skłonna do zwierzeń i mówienia o własnych uczuciach.
Może to dlatego, że z jej serca ktoś nagle zdjął ogromny ciężar. Ale nie zdążyła
wydobyć z siebie głosu, bo nim się odezwała, oczy Carneya dziwnie zabłysły i
nagle jego usta spotkały się z jej wargami.
Smakował morską solą.
Tylko o tym zdążyła pomyśleć, nim pospiesznie się od niego odsunęła. Wpatrywał
się w nią z zaniepokojeniem i wyraźnym zakłopotaniem, a ona nie wiedziała, w
jaki sposób zareagować. Miała mieć przyjaciela, nie kochanka. Przyjaźń i tak
już uchodziła za coś bardzo nieodpowiedniego. Carney był chłopakiem nisko
urodzonym i Cahan nie powinna była w ogóle spędzać z nim czasu. A gdyby ktoś
dowiedział się o pocałunku… To byłaby śmierć społeczna nie tylko dla Cahan, ale
także dla całego rodu de Burgh.
– Nie możesz. Nie
możemy.
– No tak, w końcu
jestem tylko chłopcem okrętowym.
W jego głosie
pobrzmiewało tyle goryczy, że przez chwilę znów miała ochotę go przeprosić.
Dopiero potem uświadomiła sobie, że tym razem nie ma obowiązku czuć się winną.
Postępowała racjonalnie tak, jak powinna była. Kiara mogłaby być z niej dumna.
Ale im dłużej
wpatrywała się w błyszczące oczy Carneya, tym bardziej zdawała sobie sprawę, że
jej sposób myślenia był błędny. Ludzie i tak już dawno mogli się dowiedzieć o
jej wyprawach do portu, a to było równie złe. Kochała morze, kochała pływanie
łódką i chciała, by Carney należał załogi, z którą będzie podróżowała do
kolejnych portów w tajemnicy przed rodzicami.
A potem dotarło do niej,
że pocałunki są przyjemne. I że chyba nie będzie miała okazji już więcej ich
doświadczyć. Nie chciała mieć męża, pragnęła pozostać samotna, a mężczyźni
raczej nie zwracali na nią szczególnej uwagi. Cichy głosik w głowie Cahan
podpowiadał jej, że źle robi, że takie zachowanie niesie ze sobą ogromne
ryzyko, ale kompletnie się tym nie przejęła. I tak większość rzeczy, które
zrobiła w swoim dotychczasowym życiu, zakrawało o skrajną nieodpowiedzialność.
– Twoje pochodzenie nie
ma nic do rzeczy. Nie jestem moją siostrą.
Jeszcze chwilę patrzył
na nią, jakby oczekując bezpośredniego przyzwolenia, nim w końcu odważył się
ponownie ją pocałować. Znów poczuła smak soli na swoich wargach i z jakiegoś
powodu bardzo się jej to spodobało. A potem nie myślała już o niczym
szczególnym, tylko cieszyła się chwilą przyjemności.
I jeszcze tylko przez
głowę przemknęła jej jedna myśl, która sprawiła, że miała ochotę się roześmiać.
W ich języku imię Carney
oznaczało wojownika. To było niemal jak przeznaczenie.
Uwielbiam ten rozdział ze wzgledu na końcówkę. Przyjaźn, jasne. Ciekawe, co z trgo wyniknie ;) to moja ulubiona para, bo uwielbiam ich oboje, co nie oznacza, ze nie martwię sie o Leanna.... mam nadzieje, ze niedługo sie obudzi. Ale najbardziej przeraziła mnie informacja, ze do konca zostały tylko cztery rozdziały. Jak to tak? A jak oni przekroczą granice w tym czasie...? Chyba jestem zbyt romantyczna, bo cos mi mowi, ze mogą w ogole jej nie przekroczyć... och. Dobrze, ze będziesz dodawać rozdziały co tydzień, bo zżera mnie ciekawość na sama mysl, co wymyśliłaś :p zapraszam na nowośc na Niezaleznosc i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHejka, przybywam z komentarzem.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że piszę teraz, ale przegapiłam poprzedni rozdział. Zorientowałam się, gdy ukazałaś ten rozdział.
Muszę przyznać, że bardzo mi żal D., że popadła w taką rozpacz. Miłość do Lennana całkowicie ją wyniszczyła... A gdy pojawiła się ta nikła szansa spotkania, mężczyzna przepłacił niemal to życiem, spadając z drzewa...
Nawet rozumiem i zgadzam się ze słowami Breeny, która oświetliła sytuację, co się dzieje... jak ich miłość wyniszcza.
Ale zaś z drugiej strony, widać było, jak Deirdre przeżywała rozstanie z Lennanem. Tęskniła z jego widokiem, za jego duszą, więc gdyby przerwali znajomość, dziewczyna znów popadłaby w depresję. I co? Ma wyjść za mąż za Oistina, by do końca życia być nieszczęśliwa? By przez całe życie myśleć jedynie o Lennanie...
Co do obecnego rozdziału.
Cieszę się, że w końcu Cohen się przełamała, że dostrzegła w swoim "chłopaku okrętowym" nie tylko przyjaciela, ale coś więcej. Carney wyda się naprawdę w porządku chłopakiem, bo zaimponował mi tym, że trzymał każdą monetę od dziewczyny.
Ciekawa jestem, jak się to potoczy dalej. I, tak jak poprzedniczka, zastanawiam się, jak przez cztery rozdziały ma się wszystko zakończyć dobrze?! Ach, ten romantyzm! :D
Pozdrawiam serdecznie :*
Co z nowym rozdziałem?
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się, że prędzej czy później Cahan i chłopca okrętowego zacznie coś łączyć. Każda z bohaterek poznała już swojego lubego, więc czemu Cahan miałaby być tą samotną, aż do końca? W sumie szkoda, że opowiadanie dobiega końca, bo z chęcią poczytałabym o jakiś zawirowaniach w związku Kiary (nigdy nie podobał mi się ten jej mąż i miałam, co do niego złe przeczucia) i o przeszłości tego chłopca okrętowego (odnosiłam wrażenie, że jego postać ma jakieś drugie dno). A skoro zostało jeszcze 5 rozdziałów, to chyba moje obawy nie będą słuszne. Tak czy inaczej, cieszę się, że ten wątek tak się rozwinął. Lubię tego gościa :D
OdpowiedzUsuńTrochę żałuję, że nie przedstawiłam jakoś bliżej Alana i nie zrobiłam z niego mniej idealnego męża. Już któraś osoba pisze, że miała co do niego złe przeczucia. Ale akurat Kiarze zaplanowałam takie życie, jakie sobie wymarzyła, od dziecka przestrzegając wszystkich obowiązujących zasad. Chociaż tak rzeczywiście by było ciekawiej.
UsuńZawsze podobały mi się rozdziały o Cahan i po cichu liczę, że jeśli kiedyś jeszcze przyjdzie Ci do głowy stworzyć mezalians między dwójką głównych bohaterów, to jedno z nich będzie właśnie takie jak Cahan. Pewnie będzie mnie irytować, ale jej postać mogłaby nie być taka... bezpłciowa, bezosobowa. Wspominając wszystkie twoje poprzednie główne postacie, to one były bezosobowe, bezpłciowe i nie jest to zarzut w kierunku twojego pisania. Kobiety... z resztą mężczyźni także, w życiu realnym też często bywają tacy... nijacy, z buntem bezsensu i bez powodu, z depresją także, która wzięła się znikąd. Cahan... u niej wszystko było z czegoś, z jakiegoś powodu i choć jest postacią drugoplanową, to jej charakter wydaje mi się lepiej komponować z jej poczynaniami, niż jest to w przypadku De.
OdpowiedzUsuńDeirdre jest marzycielką, trochę taką osobą, która nasłuchała się opowieści o pięknej, bajkowej miłości i żyje z głową w chmurach. Poluje pewnie też po części dlatego, że dzięki temu jest inna i ten jej "bunt" rzeczywiście też może się wydawać trochę sztuczny. Zresztą i ta miłość z Lennanem jest wyolbrzymiana i właściwie Deirdre ciągle rozmyśla o swoim nieszczęściu, smutku i granicy, która oddziela ją z ukochanym. Zarówno ona, jak i Lennan, mają w dużej mierze mentalność bohaterów z XIX - wiecznych książek. Cahan rzeczywiście ma lepszą motywację do swoich działań, choć wyjdzie na tym znacznie gorzej niż D.
Usuń