sobota, 16 września 2017

# Teorainn: Rozdział 39.


           
            Deirdre prosiła Lennana, by więcej nie przychodził do lasu, póki złamanie choć trochę się nie zagoi. Mimo wszystko sama zaczęła pojawiać się na ich polanie już po kilku dniach, co zdawało się nie mieć większego sensu.
Mogłaby co prawda udać się na polowanie, ale porzuciła łuk i kołczan już dawno temu. Pierwszy raz od kilku lat zdarzyło się, że matka musiała posyłać służbę na targ w celu zakupienia najlepszej dziczyzny. Do tej pory mięso pojawiało się w kuchni niemal po każdej wizycie Deirdre w Collie Fada. Teraz dziewczyna chodziła do lasu o dowolnej porze i nie myślała o zabijaniu saren czy innej zwierzyny. Rodzice nie wypowiadali się na ten temat, chociaż Deirdre czasem dostrzegała troskę goszczącą w oczach Edana albo zmarszczone brwi Blair.
Zaszeleściły krzaki i oczom Deirdre ukazała się utykająca sylwetka Lennana. Chłopak niezdarnie podpierał się na dwóch drewnianych kulach i robił jeszcze więcej hałasu niż zazwyczaj. Spojrzała na jego nogę umocowaną do drewnianej konstrukcji za pomocą kawałków materiału, który kiedyś chyba był biały, a obecnie przybrał kolor zbliżony do szarości.
– Miałeś nie przychodzić, póki nie wydobrzejesz.
Pokręciła głową i starała się sprawiać wrażenie poirytowanej jego bezmyślnością, ale tak naprawdę bardzo się ucieszyła. Już wystarczająco dużo czasu spędzili oddzielnie, kiedy Blair upierała się, że nie puści córki do lasu. Tylko tego brakowało, żeby zaledwie dzień po cofnięciu tej decyzji zakochani znów mieli spędzać cały czas osobno z powodu złamanej nogi Lennana.
– Chyba nie sądziłaś, że cię posłucham?
Znał ją tak dobrze, jak nikt inny. Poczuła łzy pod powiekami. Wcale nie był to łzy wzruszenia. Deirdre czuła wściekłość. Narastającą wściekłość na samą siebie. Jakby nie było, sama przyczyniła się do wypadku Lennana. Mogła go powstrzymać, gdy zaczął wspinaczkę. Przecież wiedziała, że to wcale dobrze się nie skończy.
– Oj nie rób takiej miny – uśmiechnął się, ale ona nie była w stanie odwzajemnić tego gestu.
Wpatrywała się uważnie w jego twarz, w cienie pod oczami, plamy na skórze, które choć na razie były widoczne tylko w doskonałym świetle, świadczyły o zmęczeniu i wielu zmartwieniach. Lennan wciąż pozostawał tym samym chłopakiem, którego pokochała całym sercem, ale nie mogła nie zauważyć, że nieco stracił na urodzie. Problemy codziennego życia odcisnęły na chłopaku swoje piętno, które z każdym kolejnym dniem pełnym trosk stawało się coraz wyraźniejsze.
– Nie możesz ciągle być taka smutna. Zmartwienia nie służą urodzie.
Uśmiechnął się do niej czule. Chyba próbował być zabawny, ale ona zamiast się uśmiechnąć, zaczęła rozmyślać, czy również się taka stała. Czy pod jej oczami pojawiły się cienie, czy jej włosy stały się wyblakłe i zniszczone? Czy jej ciało powoli się zapadało, jakby ona sama znikała kawałek po kawałku z każdym kolejnym dniem?
Lennan najwyraźniej uznał, że nie uda mu się niczego osiągnąć, bo postanowił zmienić temat. Nadal uśmiechał się pogodnie, a Deirdre nie rozumiała, co mogło być tego powodem. Pamiętała ich pierwsze spotkanie, kiedy to Lennan pozostawał ponury i zdawało się, że przygnębienie nigdy go nie opuści. Nieoczekiwanie role się odwróciły i teraz to on próbował tchnąć w ukochaną cząstkę własnej radości.
– Mam coś dla ciebie – oznajmił.
Nieporadnie wstał i ruszył w kierunku pobliskich zarośli. Deirdre z bólem obserwowała zmagania ukochanego. Chciałaby go wyręczyć i sama pójść we wskazanym przez niego kierunku, ale to było niemożliwe. Zastanawiała się, czemu Lennan w ogóle postanowił wstać i kiedy patrzyła na grymas bólu, który usiłował zamaskować kolejnym łagodnym uśmiechem, dotarło do niej, że Lennan naprawdę nie powinien był ruszać się z domu. Całkiem możliwe, że takie wyprawy do lasu mogły jeszcze pogorszyć jego stan.
W końcu chłopak wydobył spomiędzy splątanych pędów jakiejś rośliny, której nazwy Deirdre nie znała, przedmiot owinięty w biały kawałek materiału. Dziewczyna przyglądała się ukochanemu ze zmarszczonym czołem, kiedy z trudem przedostał się z powrotem pod Teorainn. Nieporadnie usiadł i sądząc po głuchym odgłosie, zetknięcie z ziemią musiało się okazać bolesne.
Deirdre wpatrywała się w tajemniczy przedmiot tkwiący w rękach chłopaka i nie miała pojęcia, jak ta rzecz miałaby poprawić jej humor. Ale Lennan nie dał jej wiele czasu do namysłu i już po chwili odwinął białe płótno.
Oczom dziewczyny ukazała się mała, starannie rzeźbiona harfa. Chociaż instrument nie nadawał się do grania ze względu na wielkość i niewystarczającą ilości strun, można było śmiało nazwać go arcydziełem. Drewniane zdobienia wykonano z niesamowitą precyzją, a całość tworzyła coś cudownego i niezwykle pięknego.
– Pamiętasz, jak obiecałaś, że coś dla mnie zagrasz? Ja obiecałem, że pokażę ci jedną ze swoich prac. Ty dotrzymałaś słowa, więc ja też musiałem.
– Lennan…
Nie była w stanie powiedzieć nic więcej, bo łzy przysłoniły jej cały świat i spłynęły do gardła, odbierając mowę. Wpatrywała się w harfę i nie mogła uwierzyć, że to silne dłonie Lennana były w stanie stworzyć coś takiego. Oczywiście, nigdy nie wątpiła, że chłopak ma talent, ale zawsze tak nieporadnie poruszał się w lesie, wszystko co robił było pozbawione gracji i wyczucia… Lennan stanowił przykład typowego, silnego mężczyzny. A jednak tkwiła w nim niezwykła wrażliwość i czułość na estetykę.
– Deirdre, czemu ty znowu płaczesz? – chłopak zaśmiał się, ale w jego oczach błyszczała troska.
– Nie, to nic – dziewczyna tylko pokręciła głową. – Nic złego się nie stało. Po prostu to jest takie piękne… I… Kocham cię tak bardzo. I nawet nie wiesz, jak mnie denerwuje, że przez ciebie zrobiłam się taka wrażliwa.
– Na szczęście nikt oprócz mnie cię teraz nie widzi. Możesz udawać, że znowu tylko polowałaś na sarny – wyszczerzył do niej zęby.
Za to właśnie tak bardzo go kochała. Mógł załamać się z powodu złamanej nogi czy dlatego, że Teorainn wciąż pozostawała barierą nie do pokonania. Zamiast tego skupił się na tym, by za wszelką cenę poprawić ukochanej humor. Deirdre zastanawiała się tylko, czy wszystko to było jedynie maską pozorów, czy może Lennan rzeczywiście tak się czuł. Może z jakiegoś powodu wciąż był szczęśliwy.
– Próbowałam dowiedzieć się czegoś o Teorainn – podjęła przykry dla nich temat. Lennan od razu zmarszczył brwi. – Wszyscy ludzie jedynie znają stare podania. Nikt nie interesował się tym bardziej. Dopiero my… Ale u was podobno znajduje się duża biblioteka. U nas nie ma czegoś takiego. Ludzie trzymają książki w swoich domach i wszyscy są zbyt skąpi, by udostępniać je ludziom. Mógłbyś pójść i się rozejrzeć.
– Nie sądzę, żeby to miało większy sens.
– Wiem, że istnieje niewielka nadzieja, ale mimo wszystko…
– Nic nie znajdę.
Lennan z jakiegoś powodu nagle stracił humor. Optymizm błyskawicznie go opuścił i teraz chłopak ze złością wpatrywał się w swoją unieruchomioną nogę. Z pewnością musiało być mu nie wygodnie, kiedy tak siedział na leśnej ściółce, nieustannie podpierając ciało rękami, bez możliwości zmienienia pozycji.
– Mógłbyś chociaż spróbować. – Starała się, by w jej głosie nie dało się dosłyszeć wyraźnego wyrzutu. Nie była pewna, czy zdołała to zrobić. Jakby nie patrzeć, Lennan i tak się starał. Dowodem tego była chociażby jego złamana noga.
– Deirdre… – spojrzał jej prosto w oczy. Dostrzegła w jego ciemnych tęczówkach coś niepokojącego. – To nie przyniesie żadnych efektów, bo nie umiem czytać.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Po raz kolejny zdołała zapomnieć, że Teorainn nie jest jedynym, co ich od siebie oddziela. Tak wiele czasu spędzała z Lennanem, że czasami naprawdę wydawało jej się, jakby oboje pochodzili z tej samej klasy. Tymczasem on był przecież tylko zwykłym rzemieślnikiem, nawet jeśli szczególnie drogim jej sercu.
– Mogę cię nauczyć – zaproponowała nieśmiało. Tak naprawdę wiedziała, że nie w tym tkwi problem.
– Jasne – wzruszył ramionami. – Kiedyś mnie nauczysz.
Wydawało się, że to kiedyś jest terminem niespełnionym, dniem, który nigdy nie nadejdzie. Lennanowi nie była potrzebna umiejętność czytania.  Nie spędzał czasu na studiowaniu ksiąg, które były dla niego zdecydowanie za drogie. Może gdyby mieszkał razem z Deirdre i wspólnie stworzyliby rodzinę, może wtedy ta zdolność wreszcie by się mu na coś przydała. Ale do dziewczyny powoli docierało, że chwila, kiedy naprawdę się dotkną, może nigdy nie nadejść. Nie chciała powiedzieć tego na głos, czy chociażby dopuścić do świadomości, ale mimo wszystko gdzieś w głębi serca czaiła się obawa. I w sercu Lennana na pewno też tkwiła. Obawa, że Teorainn nigdy nie zniknie i że żadne z nich nie zdoła jej przekroczyć.
– Nienawidzę tego! – krzyknął nagle Lennan.         
Poderwał się na nogi tak gwałtownie, że Deirdre aż się wzdrygnęła. Nawet nie spodziewała się, że człowiek ze złamaną nogą może tak szybko wstać. A jednak Lennan zdołał to zrobić i chyba nawet nie poczuł bólu. W jego oczach tkwiła za to ogromna złość, niemal furia, które zaczęła przerażać Deirdre.
– Nienawidzę! – krzyknął po raz kolejny, jeszcze głośniej. Spłoszone ptaki poderwały się z pobliskich gałęzi i pospiesznie odleciały.
Lennan z całej siły uderzył w Diamentową Granicę. Deirdre dostrzegła czerwone plamki, które się na niej pojawiły i powoli zaczęły spływać w kierunku ziemi. Potem przeniosła wzrok na wciąż uniesioną rękę Lennana. Przetarł sobie skórę aż do krwi. On również utkwił spojrzenie w poranionych kostkach, ale zdawał się kompletnie nie przejmować bólem. Wciąż pozostawał w niebezpiecznym uniesieniu.
– Proszę cię, uspokój się – wyszeptała. Jego złość ją przerażała.
I nagle Lennan opuścił ramiona, rozluźnił palce i utkwił wzrok w czubkach swoich butów. W tamtej chwili przypominał brata, małego, zagubionego chłopca, który pragnie, by ktoś wskazał mu drogę. Bezwładnie opadł z powrotem na leśną ściółkę i wciąż nie podnosił wzroku. Harfa leżała nieco dalej, wciąż piękna i na szczęście nie zniszczona w tym nagłym ataku złości.
– Nienawidzę tego – powtórzył po raz kolejny, tym razem spokojniej. – Teorainn Diamond odgradza mnie od wszystkiego, na czym naprawdę mi zależy. Pomogłaś mi przetrwać najcięższe chwile w moim życiu, a teraz zaczynają się jeszcze gorsze, bo nie mogę cię dotknąć. Mam złamaną nogę, pracuję przez to wolniej i gorzej chodzi mi się po lesie. Teorainn Diamond wszystko niszczy.
– Nieprawda.
Przysunęła się jeszcze bliżej granicy, najbliżej jak tylko mogła. Było jej niewygodnie, bo cały bok gniotła niewidzialna bariera, ale to nie miało większego znaczenia. Deirdre chciała po prostu znaleźć się tak blisko Lennana, by naprawdę mogli uwierzyć, że nic ich od siebie nie oddziela. Nie wiedziała, skąd nagle pojawił się w niej ten głęboki upór, skoro zaledwie chwilę wcześniej sama utraciła całą nadzieję. Może to dlatego, że wtedy Lennan zdawał się podtrzymywać ją na duchu, a gdyby on również zrezygnował, nie byłoby dla nich ratunku.
Odnalazła w swoim sercu cały upór, jaki do tej pory nosiła przez te wszystkie lata. Nagle chęć buntowania się przeciw światu, obowiązującym zasadom i poglądom innych ludzi mogła przerodzić się w coś dobrego. Wojownicza Deirdre nie odeszła na zawsze, po prostu na moment się zagubiła, opętana nie do końca szczęśliwą miłością i innymi problemami. Na szczęście powoli odnajdywała właściwą drogę i znów była gotowa walczyć. Aby dodać sobie sił, skierowała jeszcze wzrok na harfę. Instrument był cudowny i jedyny w swoim rodzaju nie tylko ze względu na umiejętności Lennana. Także dlatego, że chłopak wykonał go specjalnie dla niej.

Teorainn wiele zniszczyło – potwierdziła. Lennan powoli uniósł głowę, a ona z uporem wpatrywała się w jego piękne, niemal czarne oczy. – I zniszczy pewnie jeszcze wiele, znacznie więcej. Ale to bez różnicy. Możemy łamać nogi, krzyczeć ze wściekłości czy rozpaczać z powodu braku dotyku. To nie ma znaczenia, bo nawet jeśli nigdy się nie dotkniemy, wciąż będziemy się kochać. Diamentowa Granica nas nie pokona.

8 komentarzy:

  1. Ja mam wielka nadzieje, ze masz rację, Deirde, bo jesteście gotowi na szczęście. Ten rozdział wzbudził we mnje wiele skrajnych emocji, o co Ci pewnie chodziło, i b podobała mi sie dynamika trgo spotkania. Ta zmiennośc, to było takie ludzkie. Byc moze Leannan poprosi kogoś o pójście do tej biblioteki? Wciąż nie tracę nadziei, choc cos mi mowi, ze zakonczenie jie Będzie radosne, a przynajmniej nie w stu procentach. Bardzo mnie ciekawi, jak to rozwiążesz. Zapraszam na nowosc na Niezaleznosc i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział wzbudził emocje, właśnie o to chodziło. W ogóle te ostatnie rozdziały pisało mi się chyba najlepiej z całego opowiadania. Nawet nie pomyślałam o tym, że Lennan mógłby poprosić kogoś o pójście do biblioteki. Choć z drugiej strony niewiele osób klasy drugiej umie czytać, więc trudno by było mu znaleźć kogoś, kto mógłby pomóc.

      Usuń
  2. Rozdział był naprawdę emocjonujący. Bardzo naszej dwójce współczuje, że muszą przechodzić takie katusze. Od ich szczęścia dzieli jedna wielka Diamentowa Granica, która nie ma końca. Lennanowi widać bardzo zależy na dziewczynie, skoro połamany przyszedł na spotkanie. I jeszcze w dodatku zrobił dla Deirdre drewnianą harfę... Ciekawe, co się stanie dalej. Czekam na następny rozdział.

    Pozdrawiam serdecznie :*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z swoim werterowskim sposobem myślenia Lennan nie mógłby nie przyjść. Rzeczywiście bardzo zależy mu na Deirdre, choć nie wiadomo, czy gdyby ich miłość nie miała przeszkód, zależałoby mu równie mocno. On w pewnym sensie lubi być nieszczęśliwy, nawet jeśli tego nie przyzna.

      Usuń
  3. Jakoś tak mi smutno, gdy o nich czytam. I zaczynam się obawiać, że nie szykujesz dla nas szczęśliwego zakończenia. Ok, Deirdre może nauczyć Lennana czytać. Ale czy to coś da? Czy w tych książkach naprawdę znajduje się odpowiedź? Mam co do tego obawy. Dziwi mnie tylko, że do tej pory nikt tak na poważnie nie zainteresował się granicą. Przecież ludzi zawsze ciekawi to, co zakazane albo niewyjaśnione! Są poszukiwacze, naukowcy itp. Zawsze znajdzie się ktoś "ciekawy". A tutaj nie?
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i ludzie kiedyś się interesowali, ale widocznie szybko nauczyli się, że granicy nie da się pokonać. Zresztą akurat w przestrzeni, w której rozgrywa się to opowiadanie, raczej brak naukowców. Najpoważniejsze problemy mogliby tu rozwiązywać co najwyżej druidzi. Ale jacyś ciekawscy ludzie może rzeczywiście powinni się znaleźć. Jak teraz o tym myślę, to przede wszystkim jakieś dzieci powinny być zainteresowane niewidzialną granicą.

      Usuń
  4. Coraz krótsze te rozdziały...
    Podobał mi się pomysł z tym, by chłopak nie umiał czytać. Fajnie, by też było, gdyby dziewczyna się w czymś nie sprawdziła. Wyszłoby wtedy, że są z innych światów i do innych rzeczy zostali stworzeni, co innego potrafią, co innego sprawia im przyjemność, a co innego drażni. Może gdyby się o tym przekonali, to zaczęliby rozumieć, że trudno byłoby im o tyle kompromisów, bo taki związek to nieustanne kompromisy, i odwidziałaby im się ta cała miłość.

    Pozdrawiam i po resztę wpadnę, gdy opublikuję rozdział u siebie, a jeszcze nie będę mógł zasnąć lub jutro, gdy będę sam w domu i będę miał błogi spokój i czas na czytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, te końcowe rozdziały są dosyć krótkie. Nie chciałam na siłę sklejać ze sobą oddzielnych scen, żeby tworzyły dłuższe rozdziały, wiec uznałam, że lepiej to podzielić na krótsze części i tyle.
      D i L są tak skupieni na tej granicy, że nie zauważają wszystkich różnic między sobą. A prawda jest taka, że to nie granica jest największym problemem. To może być co najwyżej dobry pretekst, żeby wmawiali sobie, że gdyby nie istniała, mieliby idealne życie. A prawda jest taka, że to życie nie byłoby idealne, bo oni dosłownie są z dwóch różnych światów i tak wiele ich dzieli, że ta miłość pewnie długo by nie przetrwała. Albo może i by przetrwała, ale na pewno nie byłoby to życie idealne tak, jak im się w tym momencie wydaje.

      Usuń