Cahan
bardzo się zmieniła w ostatnim czasie. Nie chodziło wcale o jej zachowanie, bo pod
tym względem właściwie mogłoby się wydawać, że wszystko jest jak dawniej.
Dziewczyna wciąż nosiła nieprzyzwoicie krótkie sukienki, przez co rodzice
musieli się za nią wstydzić, a niżej urodzeni mężczyźni często pozwalali sobie
na sprośne uwagi. Cahan jak zwykle się tym nie przejmowała i wciąż myślała
przede wszystkim o wygodzie, a nie o tym, co przystoi wysoko urodzonej damie.
Chodziło jednak o coś
innego - o wyraz jej twarzy, o dziwny błysk, który nagle pojawił się w jej
spojrzeniu. Cahan prowadziła każdą rozmowę w typowy dla niej sposób, ale ten
błysk był czymś zupełnie nowym, a Deirdre nie potrafiła stwierdzić, co mogło
być jego przyczyną. Miała ochotę wypytać o to przyjaciółkę, ale uświadomiła
sobie, że nie potrafiłaby nawet odpowiednio dobrać słów. Bo o co mogłaby
zapytać? Czemu błękitne oczy patrzą na świat w inny sposób?
Deszcz padał już od
dwóch dni, więc Deirdre nie wychodziła z domu. Nie mogło być mowy o wyprawach
do lasu, bo rodzice na pewno by jej na to nie pozwolili. Zresztą Lennan nie
byłby w stanie przyjść pod Teorainn
ze złamaną nogą, kiedy woda lała się z nieba strumieniami, a leśne ścieżki
zdobiły kałuże. Dziewczyna czuła się dziwnie ze świadomością, że znów jest
rozdzielona z ukochanym. Ta myśl napełniała ją jednak nieuzasadnionym spokojem,
jakby wreszcie nadszedł czas na chwilę zasłużonego odpoczynku od wszelkich
problemów i negatywnych uczuć. Przez te dwa dni wydawało się, jakby była dawną
Deirdre, która wprawdzie wiele myślała o sąsiedniej krainie, ale nigdy nie
rozmawiała z tamtejszymi mieszkańcami, a tym bardziej do żadnego z nich nie
pałała szczególnym uczuciem.
– Muszę ci o czymś
powiedzieć – wyznała Cahan.
Deirdre zmarszczyła
brwi. Przyjaciółka wydawała się zaniepokojona. Gdyby Deirdre jej nie znała,
pomyślałaby nawet, że dziwny wyraz twarzy Cahan oznacza zawstydzenie.
Niemożliwe było jednak, aby bliźniaczka w jakiejkolwiek sytuacji odczuwała
skrępowanie. I jakby na potwierdzenie tych słów Cahan nagle dumnie się
wyprostowała.
– Spotykam się z kimś.
– Och!
Deirdre nie potrafiła
się zdobyć na nic więcej. Do tej pory Cahan uparcie twierdziła, że nigdy nie
znajdzie męża, że małżeństwo tylko by ją ograniczało i nie ma ochoty wychowywać
dzieci, spędzać czasu w domu u boku mężczyzny i wieść spokojne, choć nudne
życie. Mąż na pewno nie pozwoliłby jej wypływać w rejsy, a przecież bez morza
Cahan nie potrafiła żyć. Deirdre od razu zaczęła się zastanawiać, jak do tego
doszło. Z pewnością państwo de Burgh musieli być bardzo zadowoleni. Wreszcie
pojawiła się szansa, że ich córka nieco się ustatkuje i choć po części
przestanie się wyróżniać spośród tłumu rówieśniczek.
– To ktoś z wesela
Kiary, czy z przyjęcia?
– Naprawdę sądzisz, że
mogłabym widywać się z kimś z przyjęć twojej matki? – Cahan uniosła brwi. –
Pamiętasz tego chłopca okrętowego?
Deirdre zbladła. Była
chyba ostatnią osobą mającą prawo oceniać przyjaciółkę, ale nawet dla niej
kontakt z kimś tak nisko urodzonym wydawał się nie do pomyślenia. Już widziała
rozgniewane twarze rodziców Cahan, gdyby o wszystkim się dowiedzieli! Pewnie
mieliby ochotę wydziedziczyć córkę, a najgorsze, że ona pewnie z typowym dla
siebie uporem odważnie spojrzałaby im w oczy i oznajmiła, że kompletnie jej to
nie obchodzi.
– Ale jak to? Przecież
mówiłaś, że płacisz mu za milczenie i…
– No tak, z tego akurat
nie był zadowolony. – Cahan przygryzła wargę i na chwilę się zamyśliła. – Ale
wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wiesz, od dawna się z nim przyjaźniłam, a on z
jakiegoś powodu mnie pokochał. To dla mnie coś zupełnie nowego. Ludzie zawsze
oglądają się za Kiarą albo za tobą, na mnie nikt nie zwraca uwagi. Przynajmniej
nie w ten sposób.
Deirdre miała ochotę
powiedzieć, że to nie powód, by wchodzić w bliższe relacje z pierwszą lepszą
osobą. Nie potrafiła sobie co prawda wyobrazić, jak to jest, gdy przez całe
życie nie pojawia się praktycznie żaden adorator, bo przecież o jej względy
mężczyźni zabiegali już od wielu lat. Nie sądziła jednak, by wypowiadanie
swoich uwag na głos odniosło zamierzony efekt. Cahan mogła co najwyżej się
zdenerwować.
– A ty go kochasz? –
zapytała zamiast tego.
– Nie, chyba nie. Na
miłość jeszcze za wcześnie. Ale on na pewno jest o wiele lepszy niż wszyscy
mężczyźni, jakich do tej pory spotkałam. I nie sądzę, żebym z kimś innym mogłabym
się lepiej rozumieć. Zresztą nie zamierzam przecież wychodzić za niego za mąż.
Wiesz, co myślę o ślubach. Zresztą żaden druid nie zgodziłby się połączyć mnie
z kimś nisko urodzonym. Chodzi o to, że teraz czuje się dobrze. Z nim czuję się
dobrze. I chyba tylko to się liczy.
To wyjaśniało ten błysk
w błękitnych oczach. Deirdre nadal nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa, na
określenie tej iskry. Z całą pewnością powód jej pojawienia się stanowił jednak
właśnie chłopiec okrętowy, z którym Cahan od dawna spędzała dużo czasu. Deirdre
pragnęła cieszyć się szczęściem przyjaciółki, ale w jej głowie pojawiała się
kolejna niepokojąca myśl. Pewne tajemnice nie mogą na zawsze pozostać tajemnicami,
nawet przy usilnych staraniach. To był zbyt wielki sekret, by nigdy nie
pojawiły się plotki, by całe miasto w końcu nie zaczęło szeptać, by rodzice
Cahan się nie dowiedzieli. Przecież Deirdre sama kiedyś naiwnie wierzyła, że
jej tajemnica jest bezpieczna, a spotkania z Lennanem były zdecydowanie mniej
skandaliczne niż relacja Cahan z okrętowym chłopcem. Nie wspominając już o tym,
że Deirdre spotykała się z ukochanym w lesie, z dala od ciekawskich spojrzeń,
tymczasem port znajdował się całkiem niedaleko Margadh.
– Czyli zamierzasz po
prostu się z nim spotykać? – upewniła się.
– Można tak powiedzieć.
Właściwie to chcę wypłynąć w rejs.
– Twoi rodzice znowu
gdzieś wjeżdżają?
– Nie – Cahan pokręciła
głową. – Nie rozumiesz. Mam już dosyć ciągłego udawania, by nie splamić dobrego
imienia. Mogę jedynie wymykać się w nocy albo czekać, aż rodzice znów gdzieś
wyjadą. To nie jest prawdziwa wolność, a ja naprawdę chcę być wolna. Zamierzam
o wszystkim im powiedzieć. I o znajomości z Carneyem, i o rejsie, a potem
wsiąść na statek i po prostu odpłynąć.
– Przecież twoi rodzice
wpadną w gniew.
– Pewnie tak –
wzruszyła ramionami Cahan. – Ale kiedyś i tak by się dowiedzieli. Zresztą mimo
wszystko się kochamy. W końcu mi wybaczą, tak samo jak ja wybaczam im zawsze,
kiedy zrobią coś niewłaściwego. – Będą mieli dużo czasu, żeby ochłonąć. Chcę
wypłynąć na kilka miesięcy albo nawet na cały rok.
Te słowa uderzyły
Deirdre z całą swoją mocą. Poczuła jednocześnie ból, zazdrość i smutek.
Uświadomiła sobie, że kiedy Cahan wypłynie, ona zostanie całkowicie sama. Kiara
mieszkała na sąsiedniej wyspie i rzadko miała czas na odwiedziny. Zresztą teraz
w jej życiu najważniejszy był Alan i związane z jego osobą wprost
niewyobrażalne szczęście. Chociaż Deirdre bolała ta świadomość, wiedziała, że
odkąd Kiara związała się z Alanem, inni ludzie nie byli jej tak potrzebni jak
kiedyś. A teraz Cahan też miała opuścić wyspę… Deirdre nie miała więcej bliskich
osób. Był jeszcze tylko Oisin, ale wciąż się do niego nie odzywała, poza tym
spędzanie z nim czasu wiązało się z robieniem mu nadziei, czego za wszelką cenę
chciała uniknąć. I nagle zdała sobie sprawę, że oto jej własny świat wkrótce
również ograniczy się tylko do jednej osoby, do osoby Lennana.
Oprócz tego pojawiła
się zazdrość. Bo chociaż Cahan narażała się na gniew rodziców, mimo wszystko
miała szansę na szczęście. Oczywiście, musiała się liczyć z tym, że ludzie
zaczną na nią patrzeć z pogardą, gdziekolwiek się uda, bo przecież nawet w
innych portach, gdzie nikt Cahan nie znał, każdy bez problemu by zauważył, że
ona i jej towarzysz pochodzą z innych warstw społecznych. Ale Cahan się tym nie
przejmowała i jedyne, o czym myślała, to spełnienie marzeń. Bo mogła wreszcie
bez skrępowania wypłynąć na otwarte morze, mogła całować tego chłopaka, mogła
się do niego przytulić czy nakrzyczeć na niego, gdy z jakiegoś powodu się
pokłócą.
Mogła go dotknąć. Mogła
spełniać swoje marzenia. Tak właściwie Deirdre odnosiła wrażenie, że Cahan
otrzymała wszystko, czego do tej pory pragnęła. I chociaż dziewczyna powinna
była się cieszyć szczęściem przyjaciółki, kiełkująca w niej zazdrość stawała
się coraz trudniejsza do zignorowania. Jakie to było niesprawiedliwe, że Cahan,
która sama przyznała, że jeszcze nie kocha chłopca okrętowego, mogła go dotknąć
w każdej chwili, a Deirdre skazana była na cierpienie!
Na krótką chwilę
przestało padać, więc Cahan pożegnała się i popędziła w stronę swojego domu, by
nie zmoczył jej deszcz. Deirdre z ulgą patrzyła na oddalającą się sylwetkę
bliźniaczki. W tej chwili jeszcze bardziej niż zwykle potrzebowała samotności.
Zamierzała położyć się
na łóżku i chwilę porozmyślać o niesprawiedliwości życia, o swoim nieszczęściu
i rozżaleniu, ale uniemożliwiła jej to wizyta kolejnego gościa. W progu
nieoczekiwanie pojawił się Oisin. Na jego widok Deirdre poczuła, jak napięły
się jej wszystkie mięśnie.
– Przyszedłem
porozmawiać.
– Chyba już nie mamy o
czym rozmawiać.
Przeraził ją chłód w
jej własnym głosie. W tej chwili bardziej niż kiedykolwiek przypominała własną
matkę.
– Deirdre – wymówił jej
imię z błaganiem i nieśmiało do niej podszedł. – Nie wiem, ile jeszcze muszę
cię przepraszać, ale będę tu przychodził, póki mi nie wybaczysz.
– Trudno ci to wybaczyć
– zacisnęła usta. – Podobno tak bardzo mnie kochasz, a chciałeś, żebym była
nieszczęśliwa.
– Masz rację. Jestem
okropnym egoistą. Masz prawo się na mnie złościć. Już więcej nie będę
przeszkadzał ci w spotkaniach z tym chłopakiem, obiecuję. Kiedy zobaczyłem cię
po rozstaniu z nim… Nigdy nie chciałbym cię oglądać w takim stanie, a tym
bardziej nie ze świadomością, że to ja się do tego przyczyniłem.
– Więc nagle nie masz
nic przeciwko tej znajomości? – uniosła brwi.
– Oczywiście, że mam –
westchnął. – Przecież wiesz, że chciałbym, żebyś to na mnie patrzyła w ten
sposób, żebyś ze mną chciała spędzić życie. Ale skoro to się nigdy nie stanie, chcę
być chociaż twoim przyjacielem. Nie możesz wiecznie mnie odtrącać!
Zamierzała mu
odpowiedzieć, że nie jest gotowa na wybaczenie, ale nim zdołała wypowiedzieć
choćby jedno słowo, pospiesznie zamknęła usta. Uświadomiła sobie, że musi
wybaczyć Oisinowi. Cahan wyjeżdżała, Kiara już dawno odeszła i Deirdre naprawdę
nie mogła pozostać sama. Nawet jeśli miała w ten sposób ranić Oisina. Upierał
się, że chce być przy niej, nawet jeśli będzie cierpiał. I ona tego pragnęła,
bo nie zniosłaby samotności.
Wyciągnęła w jego
stronę ręce. Przez chwilę wpatrywał się w jej rozpostarte ramiona, jakby nie
dotarło do niego znaczenie tego gestu. Dopiero później objął ją i wtulił twarz
w jej włosy. Przymknął oczy i rozluźnił mięśnie.
– Nawet nie wiesz, jak
bardzo mi ciebie brakowało – wyszeptał.
– Ja też za tobą
tęskniłam – wyznała i na krótką chwilę nawet się uśmiechnęła.
Lennan był przerażony.
Padał deszcz i chłopak cały dzień spędził w pracowni. To był już drugi taki
dzień, drugi, w którym cały czas towarzyszyła mu Breena. Dziewczyna rozmawiała
z nim jak z przyjacielem, chociaż nie próbował się łudzić, że dawne uczucia po
prostu zniknęły. Nie usiłowała jednak do czegokolwiek go nakłaniać i naprawdę
mógłby uwierzyć, że straciła nadzieję, że sytuacja ulegnie zmianie.
I to najbardziej go
przerażało. Gdyby Breena w jakikolwiek sposób próbowała coś zainicjować, gdyby
posyłała mu spojrzenie spod rzęs, zalotnie odgarniała włosy czy wykonywała
bardziej dyskretne gesty oddziałujące na jego podświadomość, miałby
jakiekolwiek usprawiedliwienie. Ale ona dotrzymała danego słowa i ograniczała
się jedynie do rozmów.
Doszedł do wniosku, że
demon, jaki się w nim obudził, jest jedynie jego własnym tworem, że Breena nie
ma z tym nic wspólnego. Co najwyżej mógł obwiniać Teorainn Diamond, ale wina leżała przede wszystkim po jego stronie.
Do tej pory nie sądził,
że brak dotyku będzie mu aż tak przeszkadzał. Z początku był pewien, że jakoś
zdołają ominąć granicę, że w końcu pocałuje Deirdre, pogładzi jej piękne włosy
czy po prostu złapie ją za rękę. Potem usiłował sobie wmówić, że dotyk nie ma
żadnego znaczenia. Przecież najbardziej liczyła się rozmowa. Znał tyle małżeństw,
w których brakowało porozumienia, w których ludzie nie potrafili ze sobą
rozmawiać. To rozmowa była podstawą związku, a kontakt fizyczny tylko
dodatkiem. Jak to więc możliwe, że brak tego dodatku tak bardzo mu
przeszkadzał?
Ostatecznie tkwił więc
w swoim warsztacie z Breeną i budzącym się w nim demonem. Starał się myśleć o
wszystkim tylko nie o tym, co szeptał mu głos w jego głowie. Mocno zacisnął
palce na drewnianym blacie, ale ból niczego nie rozwiązał. Lennan wciąż myślał
o tym, by podejść, objąć Breenę i po prostu ją pocałować. Mógłby trzymać ręce
na jej talii albo wplatać palce w jej włosy, mógł usłać całą jej twarz drobnymi
pocałunkami, a potem…
Działo się z nim coś
bardzo niedobrego.
– Lennanie, czy coś się
stało? – zainteresowała się dziewczyna, dostrzegając jego rozdarcie. Właśnie
zadała jakieś pytanie, na które nie był w stanie odpowiedzieć. Nawet nie
pamiętał, czego dotyczyła rozmowa.
Podeszła do niego i
położyła mu rękę na ramieniu. Demon znacznie się ożywił, teraz niemal szalał, a
Lennan z trudem powstrzymywał się przed zaspokojeniem pragnień. Miał zamiar
powiedzieć Breenie, żeby się odsunęła, ale bał się odezwać.
– O co chodzi? Coś cię
martwi. Chodzi o tą dziewczynę?
Nigdy nie nazywała
Deirdre po imieniu. Jakby to mogło sprawić, że ukochana nie będzie tak bliska
sercu Lennana.
– Dzieje się ze mną coś
strasznego – powiedział, chociaż wcale nie zamierzał wypowiadać myśli na głos.
– No nie wiem, jak dla
mnie wyglądasz całkiem zwyczajnie – uśmiechnęła się pogodnie.
– Nie rozumiesz –
warknął. Jeszcze nigdy nie mówił do Breeny w ten sposób. Odwrócił się i
gniewnie spojrzał jej w oczy. – Mam ochotę cię pocałować, przyciągnąć tu do
siebie w tym momencie. Kocham Deirdre, naprawdę ją kocham i nie powinienem w
ogóle o czymś takim myśleć. A ja nawet nie tylko myślę. Ja z trudem się
powstrzymuję…
– No to się nie
powstrzymuj – wzruszyła ramionami i podeszła jeszcze bliżej. Lennan zadrżał. –
Od początku mówiłam, że nie wytrzymacie bez dotyku. Teraz to cię niszczy. To ją
masz ochotę całować, nie mnie. Ale jej nie pocałujesz, a ja jestem tutaj.
Pragnął zaprotestować.
Już wyobrażał sobie, jak Breena udaje się do lasu, by powiedzieć Deirdre o
zdradzie. Mógł się wykręcić bólem nogi, udać, że to dlatego ma taki humor. Po
co mówił Breenie prawdę?! Ale nie miał już czasu na takie rozmyślania, bo
dziewczyna zrobiła kolejny krok i uśmiechnęła się zachęcająco. Poczuł na twarzy
jej ciepły oddech. Wtedy demon z nim wygrał.
Oisin uparł się, że
musi koniecznie poznać z kimś Deirdre. Dziewczyna nie miała pojęcia, czemu
chłopak nalegał, by wyszli z domu, kiedy tylko przestanie padać. Postanowiła mu
jednak zaufać i w ten sposób nieco później stali już przed domem prawdopodobnie
należącym do mieszkańca klasy średniej.
Tak jak Deirdre się
spodziewała, w progu ujrzała starszą kobietę, której ubiór wskazywał na
przynależność do stanu mieszczaństwa. Była to osoba w naprawdę sędziwym wieku,
z twarzą okoloną zmarszczkami i taką mądrością w oczach, jaką może mieć tylko
ktoś, kto naprawdę wiele przeżył.
– Dobrze, że jesteście.
Ty musisz być Deirdre – uśmiechnęła się staruszka.
– Przyprowadziłem cię
tu, żebyś mogła posłuchać pewnej historii – wyjaśnił Oisin. – Wbrew temu, co
możesz sądzić, chciałem pomóc. Tobie i Lennanowi. – Musiał dostrzec grymas na
jej twarzy po na chwilę zamilkł i wyglądał na zakłopotanego. – To znaczy po
tym, kiedy przestałaś wychodzić z domu. Zacząłem rozmawiać z ludźmi o Teorainn, szukać ksiąg z zapiskami, jak
przekroczyć granicę, kiedy się pojawiła… I wtedy dowiedziałem się, że nie
jesteś jedyna. Że przed tobą ktoś inny przeżył podobną historię. Byli jeszcze
inni kochankowie z dwóch różnych krain.
Skierował spojrzenie
swoich oczu na staruszkę i Deirdre nagle wszystko zrozumiała. W jej sercu
odżyła nadzieja. Poczuła przypływ ciepłych uczuć do siedzącej przed nią kobiety
i zdobyła się nawet na uśmiech. Może istniała jeszcze szansa na szczęśliwe
zakończenie. Może ta trudna, pełna bólu droga, jaką przebyli z Lennanem, miała
ich zaprowadzić do cudownego końca.
– Kochałam kiedyś
równie mocno jak ty. Poznałam chłopaka, który pracował u kowala. Najgorsza była
myśl, że gdybyśmy mieszkali po jednej stronie, nic nie stałoby nam na
przeszkodzie. W naszym przypadku było inaczej – należeliśmy do tej samej klasy.
Jedyne, co uniemożliwiało nam wzięcie ślubu, to Diamentowa Granica. Na początku
przekonywaliśmy się, że to nie ma znaczenia. Ale to nieprawda. Teorainn uniemożliwia stworzenie
rodziny, normalne życie. Mogliśmy widywać się tylko w konkretnych miejscach.
Chodziliśmy często na spacery po górach, nad jezioro… Ale to nie były zwyczajne
spacery, bo zawsze musieliśmy się trzymać linii, chodzić z wystawioną ręką, by
nie zbaczać z drogi.
Deirdre uśmiechnęła się
na wspomnienie przechadzki z Lennanem, która wyglądała bardzo podobnie. Wtedy
właśnie odkryli swoją własną polanę, na której wydarzyły się wszystkie
najważniejsze dla nich rzeczy.
– Zaczęliśmy szukać.
Próbowaliśmy wszystkiego, byle tylko przekroczyć Teorainn. Pomagało nam wiele ludzi. Wtedy znajomości z mieszkańcami
drugiej strony nie uchodziły za coś niewłaściwego, chociaż ludzie rzadko je
zawierali. Właśnie dlatego, że Teorainn
wszystko komplikowało. Co prawda miałam kilku dalekich znajomych z Mór, z którymi rozmawiałam na targu i
tak wyglądały relacje większości mieszkańców. Dopiero moja miłość wszystko
zmieniła. To było coś nowego i coś fascynującego dla mieszkańców obu krain,
dlatego za wszelką cenę próbowali nam pomóc. Mieli wiele pomysłów i każdy z
nich udało się nam zrealizować. Ale to nic nie dało. Dopiero później dotarło do
nas, że Teorainn nie da się zniszczyć
ani przekroczyć.
Na chwilę staruszka
zamilkła i zapatrzyła się w jakiś odległy punkt. Deirdre milczała, wpatrzona w
kobietę z fascynacją. Czy możliwe, że właśnie z powodu tej historii znajomość z
mieszkańcami drugiej krainy zaczęła uchodzić za coś niedopuszczalnego? Czy
próbowano po prostu uchronić innych przed niepotrzebnym bólem?
– Uznaliśmy, że mimo
wszystko na zawsze pozostaniemy sobie wierni.
– I czy tak było? –
zapytała Deirdre drżącym głosem.
– Tak. Spotykaliśmy się
niemal codziennie, ale to nie była zdrowa znajomość. Brak dotyku powoli nas
wyniszczał. Nigdy nie wierzyłam, że można umrzeć z bólu czy tęsknoty. Do
momentu, aż mój ukochany nie odszedł z tego powodu. Zdałam sobie wtedy sprawę,
jak bardzo to wszystko mnie wyniszczyło, jak bardzo jestem zmęczona. Dziecko… –
spojrzała na Deirdre i ujęła jej dłonie swoimi żylastymi, pomarszczonymi
palcami. – Jestem o wiele młodsza, niż ci się wydaje. To uczucie uczyniło ze
mnie taką, jaka teraz jestem. Jeśli dla ciebie i tego chłopaka nie jest jeszcze
za późno, rozstańcie się, nim któreś z was również umrze z bólu. Możecie wieść
godne życie u boku innych ludzi. Nigdy nie zdołacie ich pokochać tak, jak
kochacie siebie, ale im szybciej zaakceptujecie rzeczywistość, tym łatwiej
będzie wam zacząć żyć na nowo.
Deirdre poczuła złość.
Jedna łza spłynęła jej po policzku, ale otarła ją gniewnie, a potem poderwała
się na nogi. Wymruczała pod nosem jakieś słowa podziękowania i pożegnania,
chociaż nawet nie była do końca świadoma, co mówi. Chciała po prostu jak
najszybciej stamtąd wyjść i już nigdy nie wracać, już nigdy nie patrzeć na tę
kobietę. Spoglądając w jej oczy uświadomiła sobie, że staruszka rzeczywiście
jest kilkanaście lat młodsza. Zastanawiała się, czy ona też tak skończy, czy
równie szybko zbrzydnie i się zestarzeje.
Oisin gonił ją, kiedy
pospiesznie przemierzała drogę do domu. Nawet nie wiedziała, że jest w stanie
tak szybko chodzić. Chłopak w końcu zrównał z nią krok i złapał ją za ramię, a
ona odwróciła się w jego stronę z wyrazem furii.
– Po co to zrobiłeś?
Obiecałeś, że nie będziesz niczego utrudniał!
– Bo nie zamierzam
utrudniać. Jeśli zdecydujesz, że chcesz być z Lennanem do końca życia, uszanuję
to i nigdy nie będę próbował cię od tego odwieść. Ale chciałem, żebyś miała
świadomość, że Teorainn nigdy nie
przekroczysz, że nie ma nadziei. Musisz odrzucić złudzenia i wtedy podjąć
decyzję. Cokolwiek wtedy postanowisz, będę cię wspierał.
– Już podjęłam decyzję.
Nigdy nie zrezygnuję z tego, co mam z Lennanem – odpowiedziała z całą stanowczością.
Oisin pokiwał głową w
zamyśleniu. Jego oczy przepełniał smutek.
Nie wierze, ze oni przekroczą te granice. A Cahan chyba po razi pierwszy mnie zdenerwowała, bo zachowała sie wobec Deirde dość egoistycznie. Z drugiej strony kto mkze pomoc Deirde? A Lenan mnje wkurzył, choc rozumiem, co czuje
OdpowiedzUsuńCahan po części zachowała się egoistycznie, z drugiej strony trudno żeby cały czas myślała o innych, a nie o sobie. Ma szansę spełnić swoje największe marzenie i chociaż D. będzie przez to samotna, to nie powinna wymagać od Cahan, żeby ta z tego zrezygnowała.
UsuńA Lennan po prostu w końcu odczuł bardzo mocno ten brak dotyku. Może udawać, że to nie ma żadnego znaczenia, że wystarczy mu rozmowa z Deirdre, ale prawda jest taka, że nie wystarczy i nigdy mu nie będzie wystarczała. Gdyby tak było ,to w ogóle nie miałby potrzeby, by próbować przekroczyć granicę.
Trochę współczuję Deirde, że została postawiona w takiej sytuacji. Cahan postanawia uciec, dlatego nie zdziwiło mnie, że wybaczyła Oisinowi. Choć naprawdę chłopak mógł sobie darować w przyprowadzeniu tej kobiety, która przeżyła to samo co ona. Teraz dziewczyna pogrążyła się w smutku jeszcze bardziej.. i może naprawdę ta miłość do Lennana powoli ją niszczy?
OdpowiedzUsuńCo do Lennana, postąpił okropnie, ale jest przecież mężczyzną, bardziej są wrażliwi na dotyk, niż im się wydaje, więc ten demon prędzej czy później musiał się uwolnić. Dlatego bardzo mu współczuję.
Ogólnie, jest mi smutno, że oboje muszą przeżywać takie katusze.
Ciekawa jestem, co stanie się dalej.
Pozdrawiam serdecznie :*
Oisin po prostu postanowił trochę potrząsnąć Deirdre i skonfrontować j z prawdą - granicy nie da się przekroczyć. Dziewczyna musi to zaakceptować, bo póki miała nadzieję, na pokonanie Teorainn, żyła w zawieszeniu. Teraz, kiedy wie, że nigdy nawet nie dotknie Lennana, musi pomyśleć o przyszłości i zastanowić się, co dalej zrobić.
UsuńNie dziwię się, że Deirdre poczuła zazdrość. Szczęście innych boli nas, gdy mają coś, czego my nigdy nie osiągniemy. Ale Cahan ma prawo do szczęścia i miłości. Co prawda trochę to wygląda jakby brała pierwszego lepszego, który na nią spojrzał, ale mam nadzieję, że to uczucie okaże się szczere.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Lennana, myślałam, że jest hm... bardziej wytrzymały. Rozumiem potrzebę dotyku itp, ale mam wrażenie, że on wcale się przed tym nie bronił. Wcale ze sobą nie walczył. A Breena wykorzystała sytuację. No cóż, tak też się niestety w życiu zdarza.
Po poznaniu historii tej staruszki naprawdę zaczęłam tracić nadzieję na szczęsliwe zakończenie :<
Pozdrawiam!
Może i Carney jest pierwszym, który naprawdę zainteresował się Cahan, a z drugiej strony ona nie oczekuje od niego prawdziwej miłości na całe życie i on jest tego świadomy - za dużo ich dzieli.
UsuńLennan do wytrzymałych na pewno nie należy, udowodnił to niejednokrotnie. Jest zdecydowanie za bardzo wrażliwy, do prawdziwego mężczyzny mu daleko, wbrew temu, co sądzi o nim Aidan. Breena pewnie też była tego świadoma, dlatego wykorzystała sytuację.
Łączenie klas nigdy nie było czymś dobrym. Kiedyś wiązało się z popełnieniem skandalu, z wytykaniem palcami, dziś jest nieco inaczej i nadal w pierwszej chwili ciężej jest rodzinie niż samym zakochanym. Ciężko nawet wyobrazić sobie niektóre rodziny siedzące przy wspólnym stole, choćby samotną kobietę z czwórką dzieci z czego każde ma innego ojca i konserwatywnych katolików, rodziców jedynaczki, która nie wiadomo czemu zgodziła się na poślubienie jednego z tej czwórki dzieciaków samotnej kobiety. Dziś to już nawet nie chodzi o majątek, choć czasami też. Bardziej o styl bycia, zasady jakimi się kierujemy. Więc i w przypadku Ca. i w przypadku De. popełniana jest głupota.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o De. to ktoś powinien tymi zakochańcami wstrząsnąć, zakazać im widzeń i wkrótce, by im przeszło (po krótszym lub dłuższym czasie). Jeśli kobieta jest w stanie się otrząsnąć po śmierci czy zdradzie męża, z którym się kochała, sypiała, miała dzieci, to tacy małolaci tym bardziej byliby w stanie żyć dalej bez siebie, gdyby tylko była taka konieczność. Wspomnienie po sobie nawzajem, by w nich pozostało, ale na dobre wyszłoby im rozstanie.
Zaś jeśli chodzi o Cah. to obawiam się, że rzeczywistość zniszczy jej bajkowe wyobrażenie o przyszłości. Rodzice mogą się od niej odwrócić, przestać ją utrzymywać i nagle może jej nie być stać nawet na te przykrótkie sukienki. Umiałaby zrezygnować z beztroskiego życia na rzecz pracy, wychowywania dzieci? Myśli, że chłopiec okrętowy będzie się z nią w piratów albo marynarzy bawił? Jak na moje on ma nieco bardziej poukładane w głowie i nie jest aż tak dziecinny, zechce założyć rodzinę i utrzyma ją na poziomie swojej klasy, a nie klasy z jakiej pochodzi Cah.
Po części się zgadzam, a po części nie. Rzeczywiście, łączenie klas w większości przypadków się nie sprawdza, choćby w oparciu o podany przez Ciebie przykład - tak dwie skrajne rodziny raczej się nie polubią. Z drugiej strony jeśli dziewczyna z takiego konserwatywnego domu poślubi jedno z dzieci takiej samotnej kobiety i naprawdę będą ze sobą szczęśliwi, to czemu nie? Pewnie, rodzina się będzie krzywo patrzeć, z teściami trudno się będzie dogadać, może i rodzice też się obrażą, że akurat takiego męża dziewczyna sobie wybrała. Ale jeśli im razem będzie dobrze, jeśli będą mieli realne plany wspólnej przyszłości i mimo tych różnic będą w stanie znajdywać kompromisy i budować wspólną przyszłość, to nie powinni się oglądać na krzywo patrzących rodziców czy znajomych albo na to, że "łączenie klas nie jest dobrym pomysłem".
UsuńW przypadku D. jest oczywiście inaczej - tutaj się zgadzam, że nie jest to dobre rozwiązanie. Jej się teraz wydaje, że to jest "ten jedyny" i wielka miłość. I może rzeczywiście go kocha, ale powinna spojrzeć realnie w przyszłość, nawet jeśli długo będzie cierpieć, nim zapomni o L.
Cahan ma nieco inne podejście - traktuje ten związek raczej jako przygodę. Raczej zdaje sobie sprawę, że z kimś takim rodziny nie stworzy i związku na całe życie też nie, bo o ile zabawa w pływanie do innych portów może się jej podobać, to jednak tak bardzo życiowych standardów nie będzie w stanie nigdy obniżyć. Przyzwyczaiła się do życia w klasie pierwszej, nawet jeśli nie wszystko w tym życiu się jej podoba.