sobota, 23 września 2017

# Teorainn: Rozdział 40.


           
            Cahan bardzo się zmieniła w ostatnim czasie. Nie chodziło wcale o jej zachowanie, bo pod tym względem właściwie mogłoby się wydawać, że wszystko jest jak dawniej. Dziewczyna wciąż nosiła nieprzyzwoicie krótkie sukienki, przez co rodzice musieli się za nią wstydzić, a niżej urodzeni mężczyźni często pozwalali sobie na sprośne uwagi. Cahan jak zwykle się tym nie przejmowała i wciąż myślała przede wszystkim o wygodzie, a nie o tym, co przystoi wysoko urodzonej damie.
Chodziło jednak o coś innego - o wyraz jej twarzy, o dziwny błysk, który nagle pojawił się w jej spojrzeniu. Cahan prowadziła każdą rozmowę w typowy dla niej sposób, ale ten błysk był czymś zupełnie nowym, a Deirdre nie potrafiła stwierdzić, co mogło być jego przyczyną. Miała ochotę wypytać o to przyjaciółkę, ale uświadomiła sobie, że nie potrafiłaby nawet odpowiednio dobrać słów. Bo o co mogłaby zapytać? Czemu błękitne oczy patrzą na świat w inny sposób?
Deszcz padał już od dwóch dni, więc Deirdre nie wychodziła z domu. Nie mogło być mowy o wyprawach do lasu, bo rodzice na pewno by jej na to nie pozwolili. Zresztą Lennan nie byłby w stanie przyjść pod Teorainn ze złamaną nogą, kiedy woda lała się z nieba strumieniami, a leśne ścieżki zdobiły kałuże. Dziewczyna czuła się dziwnie ze świadomością, że znów jest rozdzielona z ukochanym. Ta myśl napełniała ją jednak nieuzasadnionym spokojem, jakby wreszcie nadszedł czas na chwilę zasłużonego odpoczynku od wszelkich problemów i negatywnych uczuć. Przez te dwa dni wydawało się, jakby była dawną Deirdre, która wprawdzie wiele myślała o sąsiedniej krainie, ale nigdy nie rozmawiała z tamtejszymi mieszkańcami, a tym bardziej do żadnego z nich nie pałała szczególnym uczuciem.
– Muszę ci o czymś powiedzieć – wyznała Cahan.
Deirdre zmarszczyła brwi. Przyjaciółka wydawała się zaniepokojona. Gdyby Deirdre jej nie znała, pomyślałaby nawet, że dziwny wyraz twarzy Cahan oznacza zawstydzenie. Niemożliwe było jednak, aby bliźniaczka w jakiejkolwiek sytuacji odczuwała skrępowanie. I jakby na potwierdzenie tych słów Cahan nagle dumnie się wyprostowała.
– Spotykam się z kimś.
– Och!
Deirdre nie potrafiła się zdobyć na nic więcej. Do tej pory Cahan uparcie twierdziła, że nigdy nie znajdzie męża, że małżeństwo tylko by ją ograniczało i nie ma ochoty wychowywać dzieci, spędzać czasu w domu u boku mężczyzny i wieść spokojne, choć nudne życie. Mąż na pewno nie pozwoliłby jej wypływać w rejsy, a przecież bez morza Cahan nie potrafiła żyć. Deirdre od razu zaczęła się zastanawiać, jak do tego doszło. Z pewnością państwo de Burgh musieli być bardzo zadowoleni. Wreszcie pojawiła się szansa, że ich córka nieco się ustatkuje i choć po części przestanie się wyróżniać spośród tłumu rówieśniczek.
– To ktoś z wesela Kiary, czy z przyjęcia?
– Naprawdę sądzisz, że mogłabym widywać się z kimś z przyjęć twojej matki? – Cahan uniosła brwi. – Pamiętasz tego chłopca okrętowego?
Deirdre zbladła. Była chyba ostatnią osobą mającą prawo oceniać przyjaciółkę, ale nawet dla niej kontakt z kimś tak nisko urodzonym wydawał się nie do pomyślenia. Już widziała rozgniewane twarze rodziców Cahan, gdyby o wszystkim się dowiedzieli! Pewnie mieliby ochotę wydziedziczyć córkę, a najgorsze, że ona pewnie z typowym dla siebie uporem odważnie spojrzałaby im w oczy i oznajmiła, że kompletnie jej to nie obchodzi.
– Ale jak to? Przecież mówiłaś, że płacisz mu za milczenie i…
– No tak, z tego akurat nie był zadowolony. – Cahan przygryzła wargę i na chwilę się zamyśliła. – Ale wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wiesz, od dawna się z nim przyjaźniłam, a on z jakiegoś powodu mnie pokochał. To dla mnie coś zupełnie nowego. Ludzie zawsze oglądają się za Kiarą albo za tobą, na mnie nikt nie zwraca uwagi. Przynajmniej nie w ten sposób.
Deirdre miała ochotę powiedzieć, że to nie powód, by wchodzić w bliższe relacje z pierwszą lepszą osobą. Nie potrafiła sobie co prawda wyobrazić, jak to jest, gdy przez całe życie nie pojawia się praktycznie żaden adorator, bo przecież o jej względy mężczyźni zabiegali już od wielu lat. Nie sądziła jednak, by wypowiadanie swoich uwag na głos odniosło zamierzony efekt. Cahan mogła co najwyżej się zdenerwować.
– A ty go kochasz? – zapytała zamiast tego.
– Nie, chyba nie. Na miłość jeszcze za wcześnie. Ale on na pewno jest o wiele lepszy niż wszyscy mężczyźni, jakich do tej pory spotkałam. I nie sądzę, żebym z kimś innym mogłabym się lepiej rozumieć. Zresztą nie zamierzam przecież wychodzić za niego za mąż. Wiesz, co myślę o ślubach. Zresztą żaden druid nie zgodziłby się połączyć mnie z kimś nisko urodzonym. Chodzi o to, że teraz czuje się dobrze. Z nim czuję się dobrze. I chyba tylko to się liczy.
To wyjaśniało ten błysk w błękitnych oczach. Deirdre nadal nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa, na określenie tej iskry. Z całą pewnością powód jej pojawienia się stanowił jednak właśnie chłopiec okrętowy, z którym Cahan od dawna spędzała dużo czasu. Deirdre pragnęła cieszyć się szczęściem przyjaciółki, ale w jej głowie pojawiała się kolejna niepokojąca myśl. Pewne tajemnice nie mogą na zawsze pozostać tajemnicami, nawet przy usilnych staraniach. To był zbyt wielki sekret, by nigdy nie pojawiły się plotki, by całe miasto w końcu nie zaczęło szeptać, by rodzice Cahan się nie dowiedzieli. Przecież Deirdre sama kiedyś naiwnie wierzyła, że jej tajemnica jest bezpieczna, a spotkania z Lennanem były zdecydowanie mniej skandaliczne niż relacja Cahan z okrętowym chłopcem. Nie wspominając już o tym, że Deirdre spotykała się z ukochanym w lesie, z dala od ciekawskich spojrzeń, tymczasem port znajdował się całkiem niedaleko Margadh.
– Czyli zamierzasz po prostu się z nim spotykać? – upewniła się.
– Można tak powiedzieć. Właściwie to chcę wypłynąć w rejs.
– Twoi rodzice znowu gdzieś wjeżdżają?
– Nie – Cahan pokręciła głową. – Nie rozumiesz. Mam już dosyć ciągłego udawania, by nie splamić dobrego imienia. Mogę jedynie wymykać się w nocy albo czekać, aż rodzice znów gdzieś wyjadą. To nie jest prawdziwa wolność, a ja naprawdę chcę być wolna. Zamierzam o wszystkim im powiedzieć. I o znajomości z Carneyem, i o rejsie, a potem wsiąść na statek i po prostu odpłynąć.
– Przecież twoi rodzice wpadną w gniew.
– Pewnie tak – wzruszyła ramionami Cahan. – Ale kiedyś i tak by się dowiedzieli. Zresztą mimo wszystko się kochamy. W końcu mi wybaczą, tak samo jak ja wybaczam im zawsze, kiedy zrobią coś niewłaściwego. – Będą mieli dużo czasu, żeby ochłonąć. Chcę wypłynąć na kilka miesięcy albo nawet na cały rok.
Te słowa uderzyły Deirdre z całą swoją mocą. Poczuła jednocześnie ból, zazdrość i smutek. Uświadomiła sobie, że kiedy Cahan wypłynie, ona zostanie całkowicie sama. Kiara mieszkała na sąsiedniej wyspie i rzadko miała czas na odwiedziny. Zresztą teraz w jej życiu najważniejszy był Alan i związane z jego osobą wprost niewyobrażalne szczęście. Chociaż Deirdre bolała ta świadomość, wiedziała, że odkąd Kiara związała się z Alanem, inni ludzie nie byli jej tak potrzebni jak kiedyś. A teraz Cahan też miała opuścić wyspę… Deirdre nie miała więcej bliskich osób. Był jeszcze tylko Oisin, ale wciąż się do niego nie odzywała, poza tym spędzanie z nim czasu wiązało się z robieniem mu nadziei, czego za wszelką cenę chciała uniknąć. I nagle zdała sobie sprawę, że oto jej własny świat wkrótce również ograniczy się tylko do jednej osoby, do osoby Lennana.
Oprócz tego pojawiła się zazdrość. Bo chociaż Cahan narażała się na gniew rodziców, mimo wszystko miała szansę na szczęście. Oczywiście, musiała się liczyć z tym, że ludzie zaczną na nią patrzeć z pogardą, gdziekolwiek się uda, bo przecież nawet w innych portach, gdzie nikt Cahan nie znał, każdy bez problemu by zauważył, że ona i jej towarzysz pochodzą z innych warstw społecznych. Ale Cahan się tym nie przejmowała i jedyne, o czym myślała, to spełnienie marzeń. Bo mogła wreszcie bez skrępowania wypłynąć na otwarte morze, mogła całować tego chłopaka, mogła się do niego przytulić czy nakrzyczeć na niego, gdy z jakiegoś powodu się pokłócą.
Mogła go dotknąć. Mogła spełniać swoje marzenia. Tak właściwie Deirdre odnosiła wrażenie, że Cahan otrzymała wszystko, czego do tej pory pragnęła. I chociaż dziewczyna powinna była się cieszyć szczęściem przyjaciółki, kiełkująca w niej zazdrość stawała się coraz trudniejsza do zignorowania. Jakie to było niesprawiedliwe, że Cahan, która sama przyznała, że jeszcze nie kocha chłopca okrętowego, mogła go dotknąć w każdej chwili, a Deirdre skazana była na cierpienie!
Na krótką chwilę przestało padać, więc Cahan pożegnała się i popędziła w stronę swojego domu, by nie zmoczył jej deszcz. Deirdre z ulgą patrzyła na oddalającą się sylwetkę bliźniaczki. W tej chwili jeszcze bardziej niż zwykle potrzebowała samotności.
Zamierzała położyć się na łóżku i chwilę porozmyślać o niesprawiedliwości życia, o swoim nieszczęściu i rozżaleniu, ale uniemożliwiła jej to wizyta kolejnego gościa. W progu nieoczekiwanie pojawił się Oisin. Na jego widok Deirdre poczuła, jak napięły się jej wszystkie mięśnie.
– Przyszedłem porozmawiać.
– Chyba już nie mamy o czym rozmawiać.
Przeraził ją chłód w jej własnym głosie. W tej chwili bardziej niż kiedykolwiek przypominała własną matkę.
– Deirdre – wymówił jej imię z błaganiem i nieśmiało do niej podszedł. – Nie wiem, ile jeszcze muszę cię przepraszać, ale będę tu przychodził, póki mi nie wybaczysz.
– Trudno ci to wybaczyć – zacisnęła usta. – Podobno tak bardzo mnie kochasz, a chciałeś, żebym była nieszczęśliwa.
– Masz rację. Jestem okropnym egoistą. Masz prawo się na mnie złościć. Już więcej nie będę przeszkadzał ci w spotkaniach z tym chłopakiem, obiecuję. Kiedy zobaczyłem cię po rozstaniu z nim… Nigdy nie chciałbym cię oglądać w takim stanie, a tym bardziej nie ze świadomością, że to ja się do tego przyczyniłem.
– Więc nagle nie masz nic przeciwko tej znajomości? – uniosła brwi.
– Oczywiście, że mam – westchnął. – Przecież wiesz, że chciałbym, żebyś to na mnie patrzyła w ten sposób, żebyś ze mną chciała spędzić życie. Ale skoro to się nigdy nie stanie, chcę być chociaż twoim przyjacielem. Nie możesz wiecznie mnie odtrącać!
Zamierzała mu odpowiedzieć, że nie jest gotowa na wybaczenie, ale nim zdołała wypowiedzieć choćby jedno słowo, pospiesznie zamknęła usta. Uświadomiła sobie, że musi wybaczyć Oisinowi. Cahan wyjeżdżała, Kiara już dawno odeszła i Deirdre naprawdę nie mogła pozostać sama. Nawet jeśli miała w ten sposób ranić Oisina. Upierał się, że chce być przy niej, nawet jeśli będzie cierpiał. I ona tego pragnęła, bo nie zniosłaby samotności.
Wyciągnęła w jego stronę ręce. Przez chwilę wpatrywał się w jej rozpostarte ramiona, jakby nie dotarło do niego znaczenie tego gestu. Dopiero później objął ją i wtulił twarz w jej włosy. Przymknął oczy i rozluźnił mięśnie.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo mi ciebie brakowało – wyszeptał.
– Ja też za tobą tęskniłam – wyznała i na krótką chwilę nawet się uśmiechnęła.


Lennan był przerażony. Padał deszcz i chłopak cały dzień spędził w pracowni. To był już drugi taki dzień, drugi, w którym cały czas towarzyszyła mu Breena. Dziewczyna rozmawiała z nim jak z przyjacielem, chociaż nie próbował się łudzić, że dawne uczucia po prostu zniknęły. Nie usiłowała jednak do czegokolwiek go nakłaniać i naprawdę mógłby uwierzyć, że straciła nadzieję, że sytuacja ulegnie zmianie.
I to najbardziej go przerażało. Gdyby Breena w jakikolwiek sposób próbowała coś zainicjować, gdyby posyłała mu spojrzenie spod rzęs, zalotnie odgarniała włosy czy wykonywała bardziej dyskretne gesty oddziałujące na jego podświadomość, miałby jakiekolwiek usprawiedliwienie. Ale ona dotrzymała danego słowa i ograniczała się jedynie do rozmów.
Doszedł do wniosku, że demon, jaki się w nim obudził, jest jedynie jego własnym tworem, że Breena nie ma z tym nic wspólnego. Co najwyżej mógł obwiniać Teorainn Diamond, ale wina leżała przede wszystkim po jego stronie.
Do tej pory nie sądził, że brak dotyku będzie mu aż tak przeszkadzał. Z początku był pewien, że jakoś zdołają ominąć granicę, że w końcu pocałuje Deirdre, pogładzi jej piękne włosy czy po prostu złapie ją za rękę. Potem usiłował sobie wmówić, że dotyk nie ma żadnego znaczenia. Przecież najbardziej liczyła się rozmowa. Znał tyle małżeństw, w których brakowało porozumienia, w których ludzie nie potrafili ze sobą rozmawiać. To rozmowa była podstawą związku, a kontakt fizyczny tylko dodatkiem. Jak to więc możliwe, że brak tego dodatku tak bardzo mu przeszkadzał?
Ostatecznie tkwił więc w swoim warsztacie z Breeną i budzącym się w nim demonem. Starał się myśleć o wszystkim tylko nie o tym, co szeptał mu głos w jego głowie. Mocno zacisnął palce na drewnianym blacie, ale ból niczego nie rozwiązał. Lennan wciąż myślał o tym, by podejść, objąć Breenę i po prostu ją pocałować. Mógłby trzymać ręce na jej talii albo wplatać palce w jej włosy, mógł usłać całą jej twarz drobnymi pocałunkami, a potem…
Działo się z nim coś bardzo niedobrego.
– Lennanie, czy coś się stało? – zainteresowała się dziewczyna, dostrzegając jego rozdarcie. Właśnie zadała jakieś pytanie, na które nie był w stanie odpowiedzieć. Nawet nie pamiętał, czego dotyczyła rozmowa.
Podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Demon znacznie się ożywił, teraz niemal szalał, a Lennan z trudem powstrzymywał się przed zaspokojeniem pragnień. Miał zamiar powiedzieć Breenie, żeby się odsunęła, ale bał się odezwać.
– O co chodzi? Coś cię martwi. Chodzi o tą dziewczynę?
Nigdy nie nazywała Deirdre po imieniu. Jakby to mogło sprawić, że ukochana nie będzie tak bliska sercu Lennana.
– Dzieje się ze mną coś strasznego – powiedział, chociaż wcale nie zamierzał wypowiadać myśli na głos.
– No nie wiem, jak dla mnie wyglądasz całkiem zwyczajnie – uśmiechnęła się pogodnie.
– Nie rozumiesz – warknął. Jeszcze nigdy nie mówił do Breeny w ten sposób. Odwrócił się i gniewnie spojrzał jej w oczy. – Mam ochotę cię pocałować, przyciągnąć tu do siebie w tym momencie. Kocham Deirdre, naprawdę ją kocham i nie powinienem w ogóle o czymś takim myśleć. A ja nawet nie tylko myślę. Ja z trudem się powstrzymuję…
– No to się nie powstrzymuj – wzruszyła ramionami i podeszła jeszcze bliżej. Lennan zadrżał. – Od początku mówiłam, że nie wytrzymacie bez dotyku. Teraz to cię niszczy. To ją masz ochotę całować, nie mnie. Ale jej nie pocałujesz, a ja jestem tutaj.
Pragnął zaprotestować. Już wyobrażał sobie, jak Breena udaje się do lasu, by powiedzieć Deirdre o zdradzie. Mógł się wykręcić bólem nogi, udać, że to dlatego ma taki humor. Po co mówił Breenie prawdę?! Ale nie miał już czasu na takie rozmyślania, bo dziewczyna zrobiła kolejny krok i uśmiechnęła się zachęcająco. Poczuł na twarzy jej ciepły oddech. Wtedy demon z nim wygrał.


Oisin uparł się, że musi koniecznie poznać z kimś Deirdre. Dziewczyna nie miała pojęcia, czemu chłopak nalegał, by wyszli z domu, kiedy tylko przestanie padać. Postanowiła mu jednak zaufać i w ten sposób nieco później stali już przed domem prawdopodobnie należącym do mieszkańca klasy średniej.
Tak jak Deirdre się spodziewała, w progu ujrzała starszą kobietę, której ubiór wskazywał na przynależność do stanu mieszczaństwa. Była to osoba w naprawdę sędziwym wieku, z twarzą okoloną zmarszczkami i taką mądrością w oczach, jaką może mieć tylko ktoś, kto naprawdę wiele przeżył.
– Dobrze, że jesteście. Ty musisz być Deirdre – uśmiechnęła się staruszka.
– Przyprowadziłem cię tu, żebyś mogła posłuchać pewnej historii – wyjaśnił Oisin. – Wbrew temu, co możesz sądzić, chciałem pomóc. Tobie i Lennanowi. – Musiał dostrzec grymas na jej twarzy po na chwilę zamilkł i wyglądał na zakłopotanego. – To znaczy po tym, kiedy przestałaś wychodzić z domu. Zacząłem rozmawiać z ludźmi o Teorainn, szukać ksiąg z zapiskami, jak przekroczyć granicę, kiedy się pojawiła… I wtedy dowiedziałem się, że nie jesteś jedyna. Że przed tobą ktoś inny przeżył podobną historię. Byli jeszcze inni kochankowie z dwóch różnych krain.
Skierował spojrzenie swoich oczu na staruszkę i Deirdre nagle wszystko zrozumiała. W jej sercu odżyła nadzieja. Poczuła przypływ ciepłych uczuć do siedzącej przed nią kobiety i zdobyła się nawet na uśmiech. Może istniała jeszcze szansa na szczęśliwe zakończenie. Może ta trudna, pełna bólu droga, jaką przebyli z Lennanem, miała ich zaprowadzić do cudownego końca.
– Kochałam kiedyś równie mocno jak ty. Poznałam chłopaka, który pracował u kowala. Najgorsza była myśl, że gdybyśmy mieszkali po jednej stronie, nic nie stałoby nam na przeszkodzie. W naszym przypadku było inaczej – należeliśmy do tej samej klasy. Jedyne, co uniemożliwiało nam wzięcie ślubu, to Diamentowa Granica. Na początku przekonywaliśmy się, że to nie ma znaczenia. Ale to nieprawda. Teorainn uniemożliwia stworzenie rodziny, normalne życie. Mogliśmy widywać się tylko w konkretnych miejscach. Chodziliśmy często na spacery po górach, nad jezioro… Ale to nie były zwyczajne spacery, bo zawsze musieliśmy się trzymać linii, chodzić z wystawioną ręką, by nie zbaczać z drogi.
Deirdre uśmiechnęła się na wspomnienie przechadzki z Lennanem, która wyglądała bardzo podobnie. Wtedy właśnie odkryli swoją własną polanę, na której wydarzyły się wszystkie najważniejsze dla nich rzeczy.
– Zaczęliśmy szukać. Próbowaliśmy wszystkiego, byle tylko przekroczyć Teorainn. Pomagało nam wiele ludzi. Wtedy znajomości z mieszkańcami drugiej strony nie uchodziły za coś niewłaściwego, chociaż ludzie rzadko je zawierali. Właśnie dlatego, że Teorainn wszystko komplikowało. Co prawda miałam kilku dalekich znajomych z Mór, z którymi rozmawiałam na targu i tak wyglądały relacje większości mieszkańców. Dopiero moja miłość wszystko zmieniła. To było coś nowego i coś fascynującego dla mieszkańców obu krain, dlatego za wszelką cenę próbowali nam pomóc. Mieli wiele pomysłów i każdy z nich udało się nam zrealizować. Ale to nic nie dało. Dopiero później dotarło do nas, że Teorainn nie da się zniszczyć ani przekroczyć.
Na chwilę staruszka zamilkła i zapatrzyła się w jakiś odległy punkt. Deirdre milczała, wpatrzona w kobietę z fascynacją. Czy możliwe, że właśnie z powodu tej historii znajomość z mieszkańcami drugiej krainy zaczęła uchodzić za coś niedopuszczalnego? Czy próbowano po prostu uchronić innych przed niepotrzebnym bólem?
– Uznaliśmy, że mimo wszystko na zawsze pozostaniemy sobie wierni.
– I czy tak było? – zapytała Deirdre drżącym głosem.
– Tak. Spotykaliśmy się niemal codziennie, ale to nie była zdrowa znajomość. Brak dotyku powoli nas wyniszczał. Nigdy nie wierzyłam, że można umrzeć z bólu czy tęsknoty. Do momentu, aż mój ukochany nie odszedł z tego powodu. Zdałam sobie wtedy sprawę, jak bardzo to wszystko mnie wyniszczyło, jak bardzo jestem zmęczona. Dziecko… – spojrzała na Deirdre i ujęła jej dłonie swoimi żylastymi, pomarszczonymi palcami. – Jestem o wiele młodsza, niż ci się wydaje. To uczucie uczyniło ze mnie taką, jaka teraz jestem. Jeśli dla ciebie i tego chłopaka nie jest jeszcze za późno, rozstańcie się, nim któreś z was również umrze z bólu. Możecie wieść godne życie u boku innych ludzi. Nigdy nie zdołacie ich pokochać tak, jak kochacie siebie, ale im szybciej zaakceptujecie rzeczywistość, tym łatwiej będzie wam zacząć żyć na nowo.
Deirdre poczuła złość. Jedna łza spłynęła jej po policzku, ale otarła ją gniewnie, a potem poderwała się na nogi. Wymruczała pod nosem jakieś słowa podziękowania i pożegnania, chociaż nawet nie była do końca świadoma, co mówi. Chciała po prostu jak najszybciej stamtąd wyjść i już nigdy nie wracać, już nigdy nie patrzeć na tę kobietę. Spoglądając w jej oczy uświadomiła sobie, że staruszka rzeczywiście jest kilkanaście lat młodsza. Zastanawiała się, czy ona też tak skończy, czy równie szybko zbrzydnie i się zestarzeje.
Oisin gonił ją, kiedy pospiesznie przemierzała drogę do domu. Nawet nie wiedziała, że jest w stanie tak szybko chodzić. Chłopak w końcu zrównał z nią krok i złapał ją za ramię, a ona odwróciła się w jego stronę z wyrazem furii.
– Po co to zrobiłeś? Obiecałeś, że nie będziesz niczego utrudniał!
– Bo nie zamierzam utrudniać. Jeśli zdecydujesz, że chcesz być z Lennanem do końca życia, uszanuję to i nigdy nie będę próbował cię od tego odwieść. Ale chciałem, żebyś miała świadomość, że Teorainn nigdy nie przekroczysz, że nie ma nadziei. Musisz odrzucić złudzenia i wtedy podjąć decyzję. Cokolwiek wtedy postanowisz, będę cię wspierał.
– Już podjęłam decyzję. Nigdy nie zrezygnuję z tego, co mam z Lennanem – odpowiedziała z całą stanowczością.
Oisin pokiwał głową w zamyśleniu. Jego oczy przepełniał smutek.

8 komentarzy:

  1. Nie wierze, ze oni przekroczą te granice. A Cahan chyba po razi pierwszy mnie zdenerwowała, bo zachowała sie wobec Deirde dość egoistycznie. Z drugiej strony kto mkze pomoc Deirde? A Lenan mnje wkurzył, choc rozumiem, co czuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cahan po części zachowała się egoistycznie, z drugiej strony trudno żeby cały czas myślała o innych, a nie o sobie. Ma szansę spełnić swoje największe marzenie i chociaż D. będzie przez to samotna, to nie powinna wymagać od Cahan, żeby ta z tego zrezygnowała.
      A Lennan po prostu w końcu odczuł bardzo mocno ten brak dotyku. Może udawać, że to nie ma żadnego znaczenia, że wystarczy mu rozmowa z Deirdre, ale prawda jest taka, że nie wystarczy i nigdy mu nie będzie wystarczała. Gdyby tak było ,to w ogóle nie miałby potrzeby, by próbować przekroczyć granicę.

      Usuń
  2. Trochę współczuję Deirde, że została postawiona w takiej sytuacji. Cahan postanawia uciec, dlatego nie zdziwiło mnie, że wybaczyła Oisinowi. Choć naprawdę chłopak mógł sobie darować w przyprowadzeniu tej kobiety, która przeżyła to samo co ona. Teraz dziewczyna pogrążyła się w smutku jeszcze bardziej.. i może naprawdę ta miłość do Lennana powoli ją niszczy?
    Co do Lennana, postąpił okropnie, ale jest przecież mężczyzną, bardziej są wrażliwi na dotyk, niż im się wydaje, więc ten demon prędzej czy później musiał się uwolnić. Dlatego bardzo mu współczuję.
    Ogólnie, jest mi smutno, że oboje muszą przeżywać takie katusze.
    Ciekawa jestem, co stanie się dalej.

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oisin po prostu postanowił trochę potrząsnąć Deirdre i skonfrontować j z prawdą - granicy nie da się przekroczyć. Dziewczyna musi to zaakceptować, bo póki miała nadzieję, na pokonanie Teorainn, żyła w zawieszeniu. Teraz, kiedy wie, że nigdy nawet nie dotknie Lennana, musi pomyśleć o przyszłości i zastanowić się, co dalej zrobić.

      Usuń
  3. Nie dziwię się, że Deirdre poczuła zazdrość. Szczęście innych boli nas, gdy mają coś, czego my nigdy nie osiągniemy. Ale Cahan ma prawo do szczęścia i miłości. Co prawda trochę to wygląda jakby brała pierwszego lepszego, który na nią spojrzał, ale mam nadzieję, że to uczucie okaże się szczere.
    Jeśli chodzi o Lennana, myślałam, że jest hm... bardziej wytrzymały. Rozumiem potrzebę dotyku itp, ale mam wrażenie, że on wcale się przed tym nie bronił. Wcale ze sobą nie walczył. A Breena wykorzystała sytuację. No cóż, tak też się niestety w życiu zdarza.
    Po poznaniu historii tej staruszki naprawdę zaczęłam tracić nadzieję na szczęsliwe zakończenie :<

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i Carney jest pierwszym, który naprawdę zainteresował się Cahan, a z drugiej strony ona nie oczekuje od niego prawdziwej miłości na całe życie i on jest tego świadomy - za dużo ich dzieli.
      Lennan do wytrzymałych na pewno nie należy, udowodnił to niejednokrotnie. Jest zdecydowanie za bardzo wrażliwy, do prawdziwego mężczyzny mu daleko, wbrew temu, co sądzi o nim Aidan. Breena pewnie też była tego świadoma, dlatego wykorzystała sytuację.

      Usuń
  4. Łączenie klas nigdy nie było czymś dobrym. Kiedyś wiązało się z popełnieniem skandalu, z wytykaniem palcami, dziś jest nieco inaczej i nadal w pierwszej chwili ciężej jest rodzinie niż samym zakochanym. Ciężko nawet wyobrazić sobie niektóre rodziny siedzące przy wspólnym stole, choćby samotną kobietę z czwórką dzieci z czego każde ma innego ojca i konserwatywnych katolików, rodziców jedynaczki, która nie wiadomo czemu zgodziła się na poślubienie jednego z tej czwórki dzieciaków samotnej kobiety. Dziś to już nawet nie chodzi o majątek, choć czasami też. Bardziej o styl bycia, zasady jakimi się kierujemy. Więc i w przypadku Ca. i w przypadku De. popełniana jest głupota.
    Jeśli chodzi o De. to ktoś powinien tymi zakochańcami wstrząsnąć, zakazać im widzeń i wkrótce, by im przeszło (po krótszym lub dłuższym czasie). Jeśli kobieta jest w stanie się otrząsnąć po śmierci czy zdradzie męża, z którym się kochała, sypiała, miała dzieci, to tacy małolaci tym bardziej byliby w stanie żyć dalej bez siebie, gdyby tylko była taka konieczność. Wspomnienie po sobie nawzajem, by w nich pozostało, ale na dobre wyszłoby im rozstanie.
    Zaś jeśli chodzi o Cah. to obawiam się, że rzeczywistość zniszczy jej bajkowe wyobrażenie o przyszłości. Rodzice mogą się od niej odwrócić, przestać ją utrzymywać i nagle może jej nie być stać nawet na te przykrótkie sukienki. Umiałaby zrezygnować z beztroskiego życia na rzecz pracy, wychowywania dzieci? Myśli, że chłopiec okrętowy będzie się z nią w piratów albo marynarzy bawił? Jak na moje on ma nieco bardziej poukładane w głowie i nie jest aż tak dziecinny, zechce założyć rodzinę i utrzyma ją na poziomie swojej klasy, a nie klasy z jakiej pochodzi Cah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po części się zgadzam, a po części nie. Rzeczywiście, łączenie klas w większości przypadków się nie sprawdza, choćby w oparciu o podany przez Ciebie przykład - tak dwie skrajne rodziny raczej się nie polubią. Z drugiej strony jeśli dziewczyna z takiego konserwatywnego domu poślubi jedno z dzieci takiej samotnej kobiety i naprawdę będą ze sobą szczęśliwi, to czemu nie? Pewnie, rodzina się będzie krzywo patrzeć, z teściami trudno się będzie dogadać, może i rodzice też się obrażą, że akurat takiego męża dziewczyna sobie wybrała. Ale jeśli im razem będzie dobrze, jeśli będą mieli realne plany wspólnej przyszłości i mimo tych różnic będą w stanie znajdywać kompromisy i budować wspólną przyszłość, to nie powinni się oglądać na krzywo patrzących rodziców czy znajomych albo na to, że "łączenie klas nie jest dobrym pomysłem".
      W przypadku D. jest oczywiście inaczej - tutaj się zgadzam, że nie jest to dobre rozwiązanie. Jej się teraz wydaje, że to jest "ten jedyny" i wielka miłość. I może rzeczywiście go kocha, ale powinna spojrzeć realnie w przyszłość, nawet jeśli długo będzie cierpieć, nim zapomni o L.
      Cahan ma nieco inne podejście - traktuje ten związek raczej jako przygodę. Raczej zdaje sobie sprawę, że z kimś takim rodziny nie stworzy i związku na całe życie też nie, bo o ile zabawa w pływanie do innych portów może się jej podobać, to jednak tak bardzo życiowych standardów nie będzie w stanie nigdy obniżyć. Przyzwyczaiła się do życia w klasie pierwszej, nawet jeśli nie wszystko w tym życiu się jej podoba.

      Usuń